Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2020, 07:13   #52
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 09 - Dzień 09 11:00

Czas: Dzień 09; 11:00
Miejsce: “Archimedes”; seg. 12
Skład: Ryan i Alice


Ryan i Alice






Trochę creepy. Tak to wyglądało po drugiej stronie włazu. Obu. Ciemność jaka niczym niewidzialny atrament nocy pochłaniała wątłe promienie latarek. Ale jednak nie całkowicie. Coś jednak widać było w tych plamach światła. A przede wszystkim widać było światła drugiej sylwetki. Co zdecydowanie dodawało otuchy w tym obcym świecie.

Gdy pierwsza dwójka załogantów z “Aurory” znalaza się w śluzie musieli zamknąć zewnętrzny właz. Ten metaliczny odgłos miał w sobie coś szarpiącego nerwy. Niby tylko zamknięcie włazu. A jednak jakoś trudno było nie wiedzieć, że reszta znajomego świata jest za grubymi blachami plaststali i ogranicza się do wątłych promieni światła wpadających przez małe okienko we włazie. Poza tym byli sami. I mieli swoją robotę do zrobienia.

Wnętrze śluzy wyglądało skromnie. Co nie było dziwne. To było przecież typowo funkcjonalne pomieszczenie w jakim załoga czy goście mieli spędzać tylko chwilę. Tylko normalnie wszystkim powinny się zająć komputery i automaty. Teraz zaś wszystko tonęło w zmrożonej ciemności strasząc ponurym bezwładem. No ale nie mieli za zadanie zwiedzać samej śluzy.

Tym razem do kolejnego włazu podszedł Ryan. Zawodowy kontraktor wydawał się bardziej predysponowany do zmagania z mechanizmem ręcznego otwierania włazu. Gdy otworzył klapkę za jaką było metalowe koło pokryte gumiastą powłoką antypoślizgową światło latarki dostrzegło na instrukcji w czterech językach i obrazkowej coś co wyglądało na logo firmy. Chociaż nazwa “Zeus Co.” nic mu nie mówiła. Sam mechanizm otwierania drzwi stawił mu opór ale tylko na parę chwil sapania napierania ramionami na małe koło sterowe. A właz kawałek po kawałku przesuwał się w bok chowając się w ścianę. Kiedyś jak działały te wszystkie automaty i była energia to się nawet czegoś tak nudnego jak drzwi to nie zauważyło. Ale wystarczyło wyłączyć prztyczek i te same włazy robiły się nagle zauważalną przeszkodą.

W końcu jednak mięśnie Ryana pokonały bierny opór mechanizmów drzwi wewnętrznych i droga do trzewi stacji stanęła otworem. Na samym początku w światłach latarek ukazał się krótki korytarz. Taki na kilka kroków. Potem były krzyżówki. No i droga prosta dalej i każda kolejna w lewo lub w prawo. Te boczne pewnie biegły wzdłuż obwodu stacji a ta na wprost powinna biec ku jej wewnętrznym sektorom.

Widząc jak najpierw ona sama a potem Ryan się mocują z tymi opornymi mechanizmami włazów Alice zorientowała się, że mogłaby chyba nieco spróbować to usprawnić. Trochę musiałaby pogrzebać i zostać przy tych włazach no ale mogła spróbować zdjąć panele przy framugach włazu i psiknąć trochę tu i tam odrdzewiaczem i odmrażaczem. Może by pomogło. Bo w krytycznej sytuacji ktoś mógł nie mieć czasu albo siły by mocować się z tymi kółkami do włazów. Sama ledwo dała radę z zewnętrznym włazem a i Ryan chociaż wydawał się silniejszy od niej też dobrą chwilę mocował się z tym drugim włazem.

Ryan zaś miał przed sobą dziewiczy teren. Na razie wyglądało to jak jakiś korytarz podczas awarii zasilania. Cisza, ciemność i bezruch. No i mróz. Widział oszronione ściany, podłogi i właściwie wszystko. Widocznie atmosfera była czyli ten sektor nie utracił hermetyczności. Ale według czujników skafandra temperatura sięgała -125*C. Taki mróz mógł zamrozić człowiekowi płuca. Jak nie za pierwszym haustem, to drugim, trzecim i w końcu zamroziłby człowieka od środka albo go udusił. Niemniej mimo wszystko to nie była temperatura próżni więc i tak było cieplej niż na zewnątrz chociaż na ludzkie standardy to panowało śmiertelne zimno.

No i efekt porzucenia. W na podłodze leżały jakieś ubrania. But. Zdeptany kubek z automatu. Jakiś flak chyba starej reklamówki. I tego typu śmieci po ludziach którzy tu przebywali. Mieszkali, żyli, chodzili, rozmawiali po tych korytarzach. A teraz była cisza, ciemność, mróz i bezruch. Aż ciarki przechodziły po plecach.


---


Mecha 09

Otwieranie włazu (Siła): Kostnica 6 > (8+1) = 3 suk > m.suk


---



Czas: Dzień 09; 11:00
Miejsce: dropship
Skład: Tony i Chris (kabina); Vicente (ładownia)


Tony, Chris i Vicente



Tony siedział obok Chris w kabinie i mógł obserwować to samo co ona. Kabina pilotó w porównaniu do ładowni dropshipa była istnym, mobilnym centrum dowodzenia. Można było zarówno odbierać to co skanery i radio z zewnątrz jak i to co było widać z wewnątrz ładowni no albo kamer w skafandrach. Więc chociaż obraz przekazywany od pierwszej dwójki jaka znalazła się na stacji trochę się trząsł wraz z ich ruchami to jednak dość dobrze przekazywał co tam się dzieje. Na razie widać było głównie ciemność. I ściany czy podłogi. Widocznie weszli do śluzy a potem do pierwszego korytarza za nią. Poza tym jakoś nic strasznego się nie stało. Nic nie wybuchło, nic ich nie zaatakowało, nikt nie wysłał im żadnych nowych sygnałów zdradzających zainteresowanie drużyną gości.

Vicente został w ładowni. A raczej w kołnierzu jakim był połączony dropship i zewnętrzny właz stacji. Przez małą szybkę włazu widział jak pierwsza dwójka najpierw zamyka od środka zewnętrzny właz. Potem rozgląda się po śluzie by zacząć zmagać się z kolejnym mechanizmem ręcznego otwierania drzwi. No i jak te powoli odsuwają się w bok framugi. Wreszcie jak dwie sylwetki w skafandrach i z plecakami przechodzą do wewnętrznych rejonów stacji. Gdzieś tu już zaczął bardziej widzieć odbicie własnych świateł skafandra niż światła tej pierwszej dwójki.

No ale miał na swoim holo ekranie obraz przekazywany z kombinezonów innych. Widział może nie to samo co oni ale raczej co ich nahełmowe kamery przekazywały na pokład dropshipa. Na razie obraz i reszta sygnałów przychodziły bez zakłóceń. Ale w końcu w linii prostej dzieliło ich może tuzin czy dwa kroków. Chociaż zorientował się, że budowa stacji będzie im utrudniać komunikację. Czekając na to co się stanie dojrzał tabliczkę informującą o zwiększonym bezpieczeństwie dzięki użyciu nowoczesnych materiałów w tym nanokryształów. Słyszał o tych nanokryształach. Dość cienka warstwa natryskiwana na coś, dajmy na to na grodzie czy poszycie statku czy stacji albo nawet skafandrów próżniowych. Skutecznie miała chronić przed kosmicznym promieniowaniem jonizującym co pozwalałoby zaoszczędzić na masie i grubości samych konstrukcji. Same plusy. Chociaż technologia była dość nowatorska a więc i droga. Mało kto mógł sobie na to pozwolić. A tu proszę. Jeśli to nie był jakiś slogan reklamowy to ktoś tu sobie walnął nanokryształową warstwę po całości. Na całe te 3-km kółko kręcące się w bezimiennym kosmosie. Droga sprawa. Ale skutkiem tego było słabsze przenikanie wszelkich sygnałów, także radiowych co mogło właśnie dodatkowo utrudnić komunikację. A co do komunikacji to o ile widział na jednym z wyświetlanych ekranów na swoim tablecie to skanery dropshipa nadal nie wyłapywały żadnej aktywności. Cisza, mróz i bezruch.


---



Czas: Dzień 09; 11:00
Miejsce: mostek
Skład: Agnes


Agnes



Trzy sondy robiły swoje i niestrudzenie szybowały 300 km nad powierzchnią Antaresa 99 kawałek po kawałku mapując jego powierzchnię. Agnes więc miała przyjemność oglądać jak człowiek mapuje pierwszy obiekt w tym systemie i to położonym tak daleko od macierzystej cywilizacji. Gdyby jakoś udało się przesłać te dane w stronę najbliższych skolonizowanych światów pewnie by to było coś. No ale jednak dopiero za jakieś dwa czy trzy stulecia gdy sygnał tam dotrze. I będzie wciąż czytelny. Na razie sondy według przewidywanego grafiku powinny skończyć skan księżyca za kilka godzin. Trochę po tym jak Tony planował najpóźniej wrócić na “Aurorę”.

Na dropshipie chyba na razie wszystko było dobrze. Widziała na ekranach skanów jak niewielki symbol pulsował prawie w tym samym miejscu co sygnatura “Archimedesa”. No i z kwadrans temu Chris przysłała komunikat, że zadokowali i przymierzają się do otwarcia pierwszego włazu. Z sond jakie krążyły wokół stacji widziała smukłą bryłkę “Black Hawka” przycumowanego do burty stacji no ale sondy już nie pokazywały co tam się dzieje w środku. Chyba, żeby poprosić obsadę wycieczki by dokleili sygnały z kamer skafandrów pod nadajnik “Black Hawka”. To by dropship wysyłał je razem z resztą komunikacji i na mostku “Aurory” można by oglądać to co pokazują kamery skafandrów wycieczkowiczów.

Sama jednak mogła skorzystać z jednej z czterech sond by zwiedzić sobie profil poprzeczny przez stację jaki można było podziwiać po wyrwanych segmentach 2-gim i 10-ym. Wyrwy były spore. Na tyle duże, że sonda wielkości nieco zdeformowanej torpedy mogły na spokojnie tam wlecieć. Opóźnienie sygnałów było minimalne więc obraz był przekazywany praktycznie na bieżąco. Podobnie w razie potrzeby sytuacja wyglądała w odwrotną stronę gdyby ktoś chciał z frachtowca sterować sondami.

Już wcześniejsze obrazy przesłane przez sondy pokazywały sporo z tego obrazu zniszczeń. Ale dopiero jak Agnes przejęła kontrolę nad jedną z sond mogła skierować ją do wnętrza wyrwy. Przypominało to sterowanie modelem latającym. Tylko takim dłuższym niż wzrost dorosłego no i z odległości liczonej w paru tysiącach kilometrów. A na wyświetlanych ekranach te tysiące kilometrów kosmicznej próżni dalej widziała jak latający dron powoli wlatuje w przestrzeń wyrwy i przesyła obraz.

Obrazy były o tyle fascynujące co niepokojące. Nie licząc budowy w orbitalnych stoczniach to wewnętrzna struktura stacji czy statku nie była widoczna z zewnątrz. No chyba, że właśnie zdarzyła się jakaś katastrofa co odsłoniła całe sektory takiej budowy wewnętrznej. I widocznie na “Archimedesie” się zdarzyła taka katastrofa. Jakaś siła wyrwała potężne kęsy z kołowej struktury stacji odsłaniając jej przekrój. I w ten przekrój właśnie zaglądały elektroniczne oczy i uszy sondy a na mostku nawigator frachtowca mogła je oglądać własnymi oczami.

Widziała kolejne poziome, mniej więcej równe linie pokładów. Rozszarpane ściany, podłogi, przewody, obecna połowa na zawsze rozerwana z oderwaną połową. Czasem przelatywał jakiś kosmiczny śmieć z resztek tej stacji. Czasem wielkości paznokcia, tych było pełno. A czasem to był jakiś cholerny dźwigar jakby mógł nieźle namieszać gdyby trafił taką sondę czy dropshipa. Ale skany, systemy alarmowe i manewrowe operatora pozwalały zawczasu dostrzec takie potencjalne zagrożenie. A większość przelatywała sobie gdzieś dalej poza marginesem bezpieczeństwa.

Wśród tych zniszczeń sonda znalazła dwa miejsca które mogły prowadzić do trzewi stacji. Jedna to była w rozerwanym 2-gim segmencie. Jakaś wyrwa w większym pomieszczeniu. Na ile wskazywał pomiar to na tyle duża, że człowiek w skafandrze chyba powinien móc w nią wlecieć. A tam wewnątrz już było zdehermetyzowane ale jakieś większe pomieszczenie. Może magazyn, może sala gimnastyczna czy cos takiego większego niż standardowe kajuty i pokoje. Jak nie było zdewastowane to może tam były jakieś włazy co dałyby się otworzyć i nimi można było dostać się do środka w stronę 1-go segmentu.

Drugim był jakiś korytarz w resztkach rozerwanej 10-ki. Właściwie to nawet jakiś większy tunel jakby jakieś metro czy inna kolejka. Na swobodnie człowiek w skafandrze powinien móc tam wlecieć. Tunel prowadził w stronę 11-ki. Kto wie? Może dało się tamtędy dotrzeć w trzewia stacji albo ewakuować gdyby zaszła taka potrzeba a inne drogi były odcięte.

Jak w tych wyrwach poradziłby sobie dropship to już pewnie lepiej wiedziałaby jego pilot. Jak blisko dałoby się podlecieć. W samą wyrwę chyba powinien móc wlecieć chociaż jak blisko tych poszarpanych krawędzi to nie była pewna. Ale pewnie nawet jak niezbyt blisko to zawsze można było wysadzić załogę i mogła ona podlecieć “pieszo” na wskazany adres.

Właściwie mogła nawet spróbować wysłać tam drona. I w tą szczelinę i tunel. Chociaż to już była bardzo precyzyjna robota. Mogła ryzykować uszkodzenie, może nawet utratę sondy. Albo to, że się zaklinuje czy nie będzie się mogła odwrócić czy zawrócić co też może zaowocować tym, że sonda nie wydostanie się samodzielnie. Z drugiej strony nawet wokół stacji miała jeszcze trzy inne sondy, wokół księżyca mapowały trzy kolejne a w zapasie w hangarze “Aurory” miała kolejne trzy. Rozważania nad dalszymi krokami przerwało jej ciche miauknięcie i ocieranie się czegoś ciepłego i puchatego o nogi.


Czas: Dzień 09; 11:00
Miejsce: ogród
Skład: Seth



Seth



Właściwie obserwowanie jak rośnie trawa było mało interesujące. Albo patrzeć jak usycha. Po śniadaniu udało mu się załadować znalezionego z Agnes “Green Killera” na automatycznego ogrodnika. Robot wielkości mobilnej pralki ruszył do pracy z robocią obojętnością. Przez drzwi ogrodu widać było jak się klekocze na boki rozpylając zielonkawą mgiełkę. To co wcześniej oczyściła Zeeva, Ryan i Jericho wystarczyło by robot jeździł po tych wyciętych i wyrąbanych ścieżkach i robił swoje.

Bez Alice nie bardzo było co liczyć, że ktoś będzie umiał wymienić tą instalację pod podłogą. No ale rozpylenie pestycydu powinno wytruć całą drobnicę w ciągu kilku dni. Pierwsze widoczne gołym okiem efekty powinny być widoczne już w obiad a najpóźniej w czasie kolacji. Chociaż środek pełnię mocy powinien objawić za dwie, trzy doby gdy zielsko już powinno schnąć na potęgę. Ale na razie to było widać pracującego ogrodnika.

Na razie do ogrodu nie bardzo był sens wchodzić. Temperatura nadal oscylowała wokół 55-60*C i panowały tropiki podobne do sauny. No a robot rozpylał trujące opary. Wejście do środka bez skafandra byłoby teraz mało rozsądne. Dlatego też przepisy wymagały by odciąć takie wytruwane pomieszczenie od reszty co w praktyce oznaczało zamknięcie ogrodu na cztery spusty. Trochę problematyczne robiło się wywietrzenie tych trujących oparów po skończonych opryskach. Bo normalnie zajmowała się tym ta aparatura jakiej wciąż nie zdążyli wymienić na nową. Być może jakoś dałoby się manipulując klimatyzacją na korytarzach by to jakoś przedmuchać no ale lekarz nie bardzo był w tym ekspertem. Pewnie najlepiej w tym orientowałaby się Alice. No ale inżynier poleciała na “Archimedesa”. By z nią nawiązać kontakt trzeba by z mostku albo poczekać aż wróci. Chociaż to nie było nic pilnego bo według instrukcji pestycydy i tak powinny bez skrępowania działać przez 12 do 24 h nim się je usunie. Tyle czasu powinny działać by osiągnąć pełnię mocy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 22-08-2020 o 07:52.
Pipboy79 jest offline