Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2020, 11:46   #61
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Jesteśmy gotowi do próby generalnej wodzu - powiedział garbus i wskazał na warchlaka. - Żabiostopy wyznaczył miejsce, w okolicy którego kopytni patrolują, rozpalimy w pobliżu ogień i zaczniemy piec marynowanego prosiaka i muchomorowe kaszanki. Zapach rozniesie się daleko i może nawet zamaskuje nasz. Na pierwszy widok rogatych nasi dają dyla zostawiając posiłek.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze powalimy część lub całość patrolu, co da mięso do drugiej, już bardziej poważnej akcji. Oczywiście to plan wstępny, jeżeli masz wodzu jakieś pomysły na usprawnienia, chętnie skorzystamy. Nie na darmo mówią Ci w końcu Kopf. - przysmarował smalczykiem na koniec Strupas.
- Podobno. - Kopf skinął swoją wielką, rogatą głową patrząc na nich tymi swoimi płonącymi żywym ogniem oczami. Zastanawiał się chwilę nad słowami garbusa. Zerknął jeszcze na resztę towarzystwa ale koledzy kiwaniem swoich głów potwierdzili słowa Strupasa.
- Dobrze. Więc idźcie i tak zróbcie. Ale nie wszyscy, nie ma takiej potrzeby. Strupas widzę, że jesteś najbardziej zorientowany do dobierz sobie kogoś i załatwcie to. - wódz widocznie nie miał żadnych krytycznych uwag a jak miał to się nimi nie zdradził i pozwolił zrealizować ten plan tak jak autorzy go sobie wymyślili.
- Będę potrzebował Kurta do rozstawienia sceny, wybierze miejsce na zasadzkę i moją kryjówkę, potem już będzie mógł się oddalić. Jako główny aktor.... pomyślmy... - Strupas przewijał w głowie znanych sobie odmieńców - Łosiu bedzie idealny.
Mutant o którym mowa był trochę jak łoś, urodził się tutaj, w wiosce. A jego matka podobno rzeczywiście zrobiła to z łosiem, jak mówiono. Chłop był wielki i silny, dobre dwa metry, miał futro, rogi, kopytne nogi zupełnie jak u Lili (przez jakiś czas tworzyli nawet z Lili parę, ale krótko bo dziewczyna nie była monogamistką), normalnie wypisz wymaluj rogaty - tyle że twarz miał bardziej ludzką i był bardzo łagodny. Ale po śniegu zasuwał jak nikt inny i był bardzo czujny.
- Za twoim pozwoleniem pogadam z Łośkiem i wciągnę go do tej roboty. Chłopak zawsze miał sobie za złe że nie nadaje się do obrony wioski bo mu broń w rękach nie leży, będzie miał okazję pomóc.
- Dobrze. Weźcie go do tej roboty. A kiedy się zamierzacie do tego zabrać?
Strupas spojrzał na Kurta, który odrzekł krótko - Dziś.
Takie rozwiązanie widocznie wodza satysfakcjonowało. I gdy ogólny plan został zaakceptowany, jego wykonawcy wybrani to już Kopf ich nie zatrzymywał. Cała ferajna opuściła jego chatę i stopniowo rozpadła się na mniejsze grupki.


Łosia znaleźli dość szybko i ten wydawał się zaskoczony wybraniem go do takiej roli.
- No ale Kopf tak powiedział. - mruknął Żabiooki wspierając się autorytetem szefa osady. No i Łosiu pokiwał swoją rogatą głową, zamyślił się chwilę ale chyba nic specjalnego nie wymyślił więc w końcu potrzebował trochę czasu by się spakować i przygotować do drogi. Zresztą dwaj jego towarzysze także. I po jakiś czasie spotkali się przy wyjściu z jaskini.


Łosiu

Tam okazało się, że pogoda jest taka sobie. Był ranek. Dość pochmurny ale bez wiatru. No i oczywiście było znacznie zimniej niż wewnątrz jaskini, nawet bez ciepła bijącego z ongiska. W jaskini było po prostu chłodno, jak w jakiejś piwnicy ale na zewnątrz to było po prostu mroźno.
- To gdzie teraz? - zapytał Łosiu chyba nie do końca zorientowany jeszcze we wszystkie detale tej wycieczki.
- Wiem gdzie. Chodźcie za mną. I nie rozłaźcie się bo możecie wpaść we wnyki. - Knut przejął rolę przewodnika i ruszył pierwszy. Za nim pozostała dwójka.


I wkrótce jaskinia została za nimi pochłonięta przez krajobraz śnieżnego lasu. A oni sami słyszeli głównie swoje gorące oddechy i skrzypienie śniegu pod butami. Strupas nie bardzo wiedział dokąd Knut ich prowadzi. Poza tym, że gdzieś w głąb lasu. Nie marnował jednak czasu i po drodze dokładnie wyłuszczył Łośkowi plan i jego w nim rolę.
- Widzicie? Byli tutaj. - Knut wskazał na jeden ze śladów na śniegu. Ktoś tu musiał buszować. Ślady zostały po jakimś dwunogu. Ale tam czy tu widać było odcisk kopyt. I to całkiem blisko wejścia do jaskini. Widocznie to nie była bajka, że rogaci podchodzą pod samą jaskinię. Ale Żabiooki prowadził dalej. W końcu doprowadził ich do zamarzniętego strumienia.
- No to myślałem gdzieś tutaj. - zatrzymał się ocierając rękawem spocone czoło. Rozejrzał się dookoła i nasłuchiwał chwilę. Byli gdzieś w trzewiach lasu. Chociaż dzięki śniegowi to i tak bez problemu powinni trafić do jaskini.
- Tam za strumieniem to już strach iść. To ich teren. To można gdzieś tu się rozbić z tym warchlakiem. - pokazał ręką na strumień który był umowną granicą. Bardzo umowną bo teraz można było po nim przejść w dowolną stronę. A i jakieś ślady widać było na śniegu jaki zalegał na tym rzecznym lodzie.
- W porządku, Panowie. Czas rozłożyć scenę. Kurt, znajdź mi kryjówkę, mogę ich widzieć z daleka, ale żebym widział.
W pieczeniu kotów, psów i szczurów Strupas miał tony doświadczenia, warchlaczek był jeszcze prostszy. Kinol uszykował wszystko, nadzianie na kij, mocowanie, zostało tylko zebrać drewno (im mocniej dymiące tym lepiej), ustawić podpórki, wokół ognia rozłożyć muchomorowe kaszanki... i czekać. Razem z Łośkiem nazbierali drewna (trochę suchego przynieśli ze sobą).
- Będę tam - wskazał Łośkowi kryjówkę wybraną przez kumpla, przywalone do ziemi śniegiem gałęzie świerku, gdzie jeszcze niedawno miał improwizowaną kryjówkę niedźwiedź. I zostawił kupy na dowód. - Wybierz sobie już teraz kilka dróg ucieczki byś nie leciał na ślepo, najlepiej takich gdzie ominiesz moją kryjówkę właśnie. Knut, gdzie się spotykamy po akcji? Jakiś punkt zborny podaj. I jeszcze zapasowy w razie gdyby pierwszy był spalony.
- Pod Cycatą Skałą - odpadł Żabiooki, wspominając miejsce gdzie wybijał strumień spod wielkiego głazu z właśnie czymś w rodzaju pary cyców - Jest na tyle daleko że jej nie widać, a na tyle blisko że możemy tam łatwo dojść. No, i mijaliśmy ją po drodze. Jak to nie wypali to przy krzywym świerku.
Przygotowania też trochę potrwały. Znaleźć drewno pod śniegiem na to ognisko, rozpalić to ognisko z mokrego i zmarzniętego drewna, znaleźć tą kryjówkę dla Strupasa potem go do niej zaprowadzić by wiedział co i jak no i na koniec jeszcze wstawić na ruszt tą spreparowaną dziczyznę. Ale chociaż było z tym wcale nie mało chodzenia, wręcz brodzenia w tym zimnym, białym puchu to po paru pacierzach wszystko wydawało się zbliżać ku końcowi. Prosiaczek zaczął się przypiekać obracany powoli wokół ognia, a smakowite zapachy rozniosły się wokół. Doszły też do schowanego Strupasa.


- Sam bym zjadł - odezwał się z głupia frant Koklusz
- Dureń - podsumowała go Zielona.

- A wy co nagle tacy rozgadani, cały czas byliście cicho - szepnął do nich Garbus
- Kopf daleko - Śmierdzistopa podsumowała krótko.
W sumie logiczne, pomyślał Strupas, i dalej siedział już cicho.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 22-08-2020 o 11:58.
TomaszJ jest offline