Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2020, 11:46   #61
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Jesteśmy gotowi do próby generalnej wodzu - powiedział garbus i wskazał na warchlaka. - Żabiostopy wyznaczył miejsce, w okolicy którego kopytni patrolują, rozpalimy w pobliżu ogień i zaczniemy piec marynowanego prosiaka i muchomorowe kaszanki. Zapach rozniesie się daleko i może nawet zamaskuje nasz. Na pierwszy widok rogatych nasi dają dyla zostawiając posiłek.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze powalimy część lub całość patrolu, co da mięso do drugiej, już bardziej poważnej akcji. Oczywiście to plan wstępny, jeżeli masz wodzu jakieś pomysły na usprawnienia, chętnie skorzystamy. Nie na darmo mówią Ci w końcu Kopf. - przysmarował smalczykiem na koniec Strupas.
- Podobno. - Kopf skinął swoją wielką, rogatą głową patrząc na nich tymi swoimi płonącymi żywym ogniem oczami. Zastanawiał się chwilę nad słowami garbusa. Zerknął jeszcze na resztę towarzystwa ale koledzy kiwaniem swoich głów potwierdzili słowa Strupasa.
- Dobrze. Więc idźcie i tak zróbcie. Ale nie wszyscy, nie ma takiej potrzeby. Strupas widzę, że jesteś najbardziej zorientowany do dobierz sobie kogoś i załatwcie to. - wódz widocznie nie miał żadnych krytycznych uwag a jak miał to się nimi nie zdradził i pozwolił zrealizować ten plan tak jak autorzy go sobie wymyślili.
- Będę potrzebował Kurta do rozstawienia sceny, wybierze miejsce na zasadzkę i moją kryjówkę, potem już będzie mógł się oddalić. Jako główny aktor.... pomyślmy... - Strupas przewijał w głowie znanych sobie odmieńców - Łosiu bedzie idealny.
Mutant o którym mowa był trochę jak łoś, urodził się tutaj, w wiosce. A jego matka podobno rzeczywiście zrobiła to z łosiem, jak mówiono. Chłop był wielki i silny, dobre dwa metry, miał futro, rogi, kopytne nogi zupełnie jak u Lili (przez jakiś czas tworzyli nawet z Lili parę, ale krótko bo dziewczyna nie była monogamistką), normalnie wypisz wymaluj rogaty - tyle że twarz miał bardziej ludzką i był bardzo łagodny. Ale po śniegu zasuwał jak nikt inny i był bardzo czujny.
- Za twoim pozwoleniem pogadam z Łośkiem i wciągnę go do tej roboty. Chłopak zawsze miał sobie za złe że nie nadaje się do obrony wioski bo mu broń w rękach nie leży, będzie miał okazję pomóc.
- Dobrze. Weźcie go do tej roboty. A kiedy się zamierzacie do tego zabrać?
Strupas spojrzał na Kurta, który odrzekł krótko - Dziś.
Takie rozwiązanie widocznie wodza satysfakcjonowało. I gdy ogólny plan został zaakceptowany, jego wykonawcy wybrani to już Kopf ich nie zatrzymywał. Cała ferajna opuściła jego chatę i stopniowo rozpadła się na mniejsze grupki.


Łosia znaleźli dość szybko i ten wydawał się zaskoczony wybraniem go do takiej roli.
- No ale Kopf tak powiedział. - mruknął Żabiooki wspierając się autorytetem szefa osady. No i Łosiu pokiwał swoją rogatą głową, zamyślił się chwilę ale chyba nic specjalnego nie wymyślił więc w końcu potrzebował trochę czasu by się spakować i przygotować do drogi. Zresztą dwaj jego towarzysze także. I po jakiś czasie spotkali się przy wyjściu z jaskini.


Łosiu

Tam okazało się, że pogoda jest taka sobie. Był ranek. Dość pochmurny ale bez wiatru. No i oczywiście było znacznie zimniej niż wewnątrz jaskini, nawet bez ciepła bijącego z ongiska. W jaskini było po prostu chłodno, jak w jakiejś piwnicy ale na zewnątrz to było po prostu mroźno.
- To gdzie teraz? - zapytał Łosiu chyba nie do końca zorientowany jeszcze we wszystkie detale tej wycieczki.
- Wiem gdzie. Chodźcie za mną. I nie rozłaźcie się bo możecie wpaść we wnyki. - Knut przejął rolę przewodnika i ruszył pierwszy. Za nim pozostała dwójka.


I wkrótce jaskinia została za nimi pochłonięta przez krajobraz śnieżnego lasu. A oni sami słyszeli głównie swoje gorące oddechy i skrzypienie śniegu pod butami. Strupas nie bardzo wiedział dokąd Knut ich prowadzi. Poza tym, że gdzieś w głąb lasu. Nie marnował jednak czasu i po drodze dokładnie wyłuszczył Łośkowi plan i jego w nim rolę.
- Widzicie? Byli tutaj. - Knut wskazał na jeden ze śladów na śniegu. Ktoś tu musiał buszować. Ślady zostały po jakimś dwunogu. Ale tam czy tu widać było odcisk kopyt. I to całkiem blisko wejścia do jaskini. Widocznie to nie była bajka, że rogaci podchodzą pod samą jaskinię. Ale Żabiooki prowadził dalej. W końcu doprowadził ich do zamarzniętego strumienia.
- No to myślałem gdzieś tutaj. - zatrzymał się ocierając rękawem spocone czoło. Rozejrzał się dookoła i nasłuchiwał chwilę. Byli gdzieś w trzewiach lasu. Chociaż dzięki śniegowi to i tak bez problemu powinni trafić do jaskini.
- Tam za strumieniem to już strach iść. To ich teren. To można gdzieś tu się rozbić z tym warchlakiem. - pokazał ręką na strumień który był umowną granicą. Bardzo umowną bo teraz można było po nim przejść w dowolną stronę. A i jakieś ślady widać było na śniegu jaki zalegał na tym rzecznym lodzie.
- W porządku, Panowie. Czas rozłożyć scenę. Kurt, znajdź mi kryjówkę, mogę ich widzieć z daleka, ale żebym widział.
W pieczeniu kotów, psów i szczurów Strupas miał tony doświadczenia, warchlaczek był jeszcze prostszy. Kinol uszykował wszystko, nadzianie na kij, mocowanie, zostało tylko zebrać drewno (im mocniej dymiące tym lepiej), ustawić podpórki, wokół ognia rozłożyć muchomorowe kaszanki... i czekać. Razem z Łośkiem nazbierali drewna (trochę suchego przynieśli ze sobą).
- Będę tam - wskazał Łośkowi kryjówkę wybraną przez kumpla, przywalone do ziemi śniegiem gałęzie świerku, gdzie jeszcze niedawno miał improwizowaną kryjówkę niedźwiedź. I zostawił kupy na dowód. - Wybierz sobie już teraz kilka dróg ucieczki byś nie leciał na ślepo, najlepiej takich gdzie ominiesz moją kryjówkę właśnie. Knut, gdzie się spotykamy po akcji? Jakiś punkt zborny podaj. I jeszcze zapasowy w razie gdyby pierwszy był spalony.
- Pod Cycatą Skałą - odpadł Żabiooki, wspominając miejsce gdzie wybijał strumień spod wielkiego głazu z właśnie czymś w rodzaju pary cyców - Jest na tyle daleko że jej nie widać, a na tyle blisko że możemy tam łatwo dojść. No, i mijaliśmy ją po drodze. Jak to nie wypali to przy krzywym świerku.
Przygotowania też trochę potrwały. Znaleźć drewno pod śniegiem na to ognisko, rozpalić to ognisko z mokrego i zmarzniętego drewna, znaleźć tą kryjówkę dla Strupasa potem go do niej zaprowadzić by wiedział co i jak no i na koniec jeszcze wstawić na ruszt tą spreparowaną dziczyznę. Ale chociaż było z tym wcale nie mało chodzenia, wręcz brodzenia w tym zimnym, białym puchu to po paru pacierzach wszystko wydawało się zbliżać ku końcowi. Prosiaczek zaczął się przypiekać obracany powoli wokół ognia, a smakowite zapachy rozniosły się wokół. Doszły też do schowanego Strupasa.


- Sam bym zjadł - odezwał się z głupia frant Koklusz
- Dureń - podsumowała go Zielona.

- A wy co nagle tacy rozgadani, cały czas byliście cicho - szepnął do nich Garbus
- Kopf daleko - Śmierdzistopa podsumowała krótko.
W sumie logiczne, pomyślał Strupas, i dalej siedział już cicho.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 22-08-2020 o 11:58.
TomaszJ jest offline  
Stary 22-08-2020, 12:50   #62
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
01.13; Bezahltag; wieczór; "Arena" - po walkach

Adrenalina wciąż płyneła wartkim strumieniem w żyłach Versany mieszając się z jej marienburcką krwią. Tym razem była jednak nie tylko wesołą ale i podekscytowaną wdówką, która już podczas walk dość ekspresyjnie okazywała swoje emocje związane z toczonymi bójkami. Łasica zaś niczym ofiara niejednokrotnie odczuwała ich upływ wzdrygając się od niekontrolowanych i niespodziewanych uszczypnięć bądź wbijanych w swoje jędrne ciało paznokci. Na szczęście dla ciemnowłosej kobiety w skórach emocje związane z widowiskiem powoli już opadały. Mimo to właścicielka kompani handlowej wciąż była widocznie przyspieszona.

- Ależ emocje. - powiedziała do swej kochanki przeliczając raz jeszcze wypłaconą przez Pietro dolę - Do tego dość niezły zarobek. Zaś jak jesteśmy już przy interesach. Chodźmy do Czarnego pogratulować mu wygranej. - zakapturzona głowa spod której wystawał tylko ciemnowłosy warkocz skinęła w kierunku właściciela dwugłowego psa - W trasie zaś mam ci coś ciekawego do powiedzenia. Wydaje mi się, że może cię to zainteresować. - zakończyła tajemniczo łapiąc pewnym ruchem biodro Łasicy.

- O! Naprawdę?! Ojej ale ty jesteś! Teraz będzie mnie ciekawość zżerać! - Łasica posłała kochance łobuzerskie spojrzenie chociaż o żartobliwym zabarwieniu. A jako obiekt napastowania okazała się bardzo chętna i wdzięczna nie czyniąc Versanie żadnych wyrzutów za ten nadmiar ekspresji. Sama zresztą też dała się pochłonąć gorączce widowiska i wciąż zdradzała tą ekscytację. A wcześniej darła się, krzyczała i gestykulowała kibicując swoim faworytom.

- No dobrze to chodźmy do Czarnego póki Theo jeszcze nas nie wzywa do odjazdu. - złapała za ramię koleżanki i znów ruszyła na przełaj przez te zdeptane śniegi i piaski areny. Czarny nie był trudny do znalezienia. Namierzyły go przy tym samym wozie co poprzednio. Właśnie ładował swojego zwierzaka do klatki. Chociaż widok nie był zbyt budujący bo wyglądało jakby pakował tam jakiś zwierzęcy zezwłok. Może i Bydlak wygrał walkę ale zapłacił za to ogromną cenę i nie było pewne czy nie zapłaci najwyższej.

- Myślisz, że wyliże się z tego? - zagadała dość bezpośrednio - Psinka dała popis swych piekielnych umiejętności. Pytanie czy nie zapłaci najwyższej ceny. - głos brunetki miło ożywienia wyrażał szczerą troskę o los pupila - Co ty na to aby naszą rozmowę dokończyć już w mieście? Z resztą teraz ciężko negocjować warunki zakupu Bydlaka kiedy nie wiadomo czy przeżyje on noc.

- Jak przeżyje to raczej nie będę go sprzedawał. - Czarny władował żywe jeszcze truchło do klatki. I poklepał zawodnika po ciężko dyszących bokach. Odszedł na chwilę do wozu i wyciągnął z niego derkę. Wrócił do otwartej klatki i przykrył Bydlaka aby nie zmarzł. Po chwili podszedł znów do boku klatki, wyjął własną manierkę, upił z niej łyk po czym przecisnął ją przez pręty i podstawił ją pod pysk odmieńca.

- Pij, Bydlak, pij, twoje zdrowie, zasłużyłeś dzisiaj. - Peter mruczał cicho do swojego zwierzaka pojąc go z manierki. A ten ciężko ale to jednak jakoś przełykał. Bardziej to było słychać niż widać bo tutaj blask pochodni już tak nie sięgał i panował nocny mrok.

- Nie dziwi mnie twoja decyzja. - wybór Czarnego nie była niczym zaskakującym chociaż do ostatniej chwili brunetka wierzyła w to, że uda im się dobić targu - Liczę więc, że wyzdrowieje i pozwoli nam obu się na nim dorobić. Hmmmm… - urocza kultyska zadumała próbując zebrać myśli jak również odwagę. Dobrze wiedziała kim jest stojący na wprost niej mężczyzna. Był on zarówno niebezpieczny jak i wpływowy. Nie był zaś rozmowny. Ver postanowiła więc przejść do konkretów.

- Potrzebuje namiary na wyspę przemytników. - wydusiła z siebie kłębiące się w środku słowa - Wiem kim jesteś i wiem, że jesteś w stanie mi pomóc. - mówiła stanowczo i zdecydowanie patrząc wprost na rzezimieszka.

W pierwszej chwili mężczyzna w czarnej, futrzanej czapie zachowywał się tak jakby nie dosłyszał ostatniego pytania i jego czworonożny zawodnik zajmował g bardziej. W końcu zamknął klatkę i zaczął znów ją okrywać jakąś płachtą. Tak dla ochrony przez mrozem jak i przypadkowym wzrokiem. Pod płachtą widać było wtedy tylko kanciasty kształt kojarzący się z jakąś skrzynką czy kufrem, może nawet z przewożoną szafką.

- Mogę. - odparł lakonicznie gdy skończył zakrywać tą klatkę. - A czego chcesz od tej wyspy? - zapytał zerkając na jedną z ciemnowłosych rozmówczyń.

- Chyba tego co wszyscy. - odparła lekko zdziwiona i bez większego namysłu tak jakby samo pytanie wydało się jej raczej retorycznym - Z resztą jak to się mówi? - jej głos przybrał nieco zagadkowego tonu a usta wykrzywiły się w delikatnym uśmieszku - Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze.

- Jak masz pieniądze to idziesz do sklepu albo na targ i kupujesz co tam mają. - Czarny wzruszył ramionami i zaczął mocować jakieś paski czy coś podobnego przy swoim wozie. Versana usłyszała jak stojąca obok koleżanka cichutko westchnęła. Peter albo się z nimi droczył mimo tej oschłości i małomówności albo czekał aż jakoś bardziej rozwinął ten temat. Bo w końcu gdyby chodziło o samo kupowanie to sklepów i targów w mieście było całkiem sporo.

- A ten piesek to jakbyśmy go teraz kupiły? To da się? - Łasica skorzystała z chwili przerwy i wskazała dłonią na kanciasty kształt przykryty brezentem.

- Teraz? - propozycja trochę chyba zaskoczyła mężczyznę. Zatrzymał się z tym mocowaniem sprzączek i ładunku po czym spojrzał na ciemny kształt. Teraz wynik był bardzo niepewny. Trochę jak przysłowiowe kupowanie kota w worku. Nie wiadomo było czy ogar dożyje rana. Mógł skipieć. W nocy, rano czy w dzień. Albo jakby potem wdała się jakaś infekcja. No ale jakby nie skipiał to by pewnie odżył, nabrał sił i kto wie? Może znów by mógł walczyć?

- A ile byście dały za niego? - zapytał zerkając na swoje rozmówczynie bez większego zainteresowania. Łasica odezwała się pierwsza.

- No ja to za dużo pieniędzy nie mam. A jeszcze zaciągnęłam dług u Ver na te zakłady i jeszcze nie wiem jak go spłacę. - hedonistka przyznała z rozbrajającą szczerością przytulając swój bok kaptura do tego Versany. A ta mogła poczuć jej dłoń jaka dyskretnie w tym samym czasie przesuwa się po jej pośladkach. No ale tego chyba stojący przed nimi cwaniak w czarnej czapce w tych mrokach nocy chyba nie powinien był widzieć.

- Mam pieniądze a takiego pięknego pieska na pierwszym lepszym targu nie kupię. - postanowiła zrewanżować się delikatnym sarkazmem bandziorowi - Co powiesz więc na dziesięć złotych karlików za psinę i kontakt z wyspą? - rzuciła luźno chcąc wybadać nastrój oferenta - Biorąc pod uwagę fakt, iż nie wiadomo czy dożyje jutro. Cena ta jest dość atrakcyjna.

- Tak. Atrakcyjna. Dla ciebie. - herszt miejskiej bandy delikatnie prychnął, może się nawet uśmiechnął, tego nie można było po ciemku być pewnym. - Dwa razy tyle. I możesz go zabrać teraz. Jakbym wiedział, że przeżyje to bym go nie sprzedawał. - Czarny okazał się dość prostolinijny i bezpośredni. Chyba traktował obecne targi jako zrządzenie losu. Ot, jeśli pies miałby skipieć to gotów był zaryzykować i pozwolić by jeszcze ostatni raz mu przyniósł jakiś zarobek. No ale kto wie, może i zwierzak by jednak przeżył i cieszył oko nowej właścicielki.

- A wyspa to osobny temat. Nie znam cię. Może jesteś jakimś szpiclem? - zaznaczył obrzucając obie stojące obok siebie sylwetki krótkim spojrzniem od góry do dołu. Wyglądało to trochę jak obawy przed wprowadzeniem kogoś nowego do jakiejś bandy. Albo kultu. Też panował powszechny brak zaufania do nowych i obcych.

- Hmmmm… - Ver musiała przekalkulować opłacalność ewentualnego zakupy ledwo zipiącego psa. Skrzyżowała ręce na swoich okrągłych i jędrnych piersiach a jej czoło widocznie zmarszczyło się - Pod warunkiem, że dostarczysz mi Bydlaka pod wskazany adres. - pomimo, że kultystka była tylko właścicielką kompani posiadała ewidentną żyłkę do handlu - Oraz... - zrobiła wymowna przerwę spoglądając spod kaptura na skrytą w cieniu twarz mężczyzny - ...zdradzisz czy widywałeś tutaj wcześniej młodą van Hansenówne. - z mroku opadającego na twarz kobiety szło dostrzec blask jej białych zębów w których odbijały się okoliczne pochodnie - Umowa stoi? - Ver z kupieckim uśmieszkiem niczym halfing wyciągnęła rękę na znak dobicia targu.

- To mam jeszcze gdzieś jeździć? - druga strona pozostała ponura i nastawiona sceptycznie. Peter spojrzał na wyciągniętą dłoń ale nie podał swojej by dobić interesu. Zaś Łasica spojrzała z bliska na koleżankę gdy ta niespodziewanie zapytała o nazwisko młodej szlachcianki. Widocznie ten wtręt zaskoczył drugą kultystkę ale szybko zajęła się ugłaskaniem herszta rzezimieszków aby wesprzeć Versanę w jej wysiłkach.

- Oh, nie musisz nigdzie jeździć! - zapewniła go szybko koleżanka widząc, że mężczyznie taka opcja wyraźnie jest nie w smak. - Po prostu nie mamy go jak zabrać, nie mamy swojego wozu. - Łasica szybko zaczęła tłumaczyć a Czarny wzruszył ramionami na znak, że to nie jego sprawa i nie zamierza być dorożkarzem czy innym dostarczycielem towaru pod wskazany adres.

- No ale będziesz wracał do miasta? Chyba wszyscy będziemy jakoś tam wracać. Może pojedziesz za nami? Przyjechaliśmy z Theo. I już na mieście odbierzemy tego pieszczocha z twojego wozu. - bywalczyni mrocznych zakamarków tego miasta szybko przedstawiła polubowną propozycję zerkając prosząco na negocjatora. Ten zastanawiał się chwilę po czym ponownie dość obojętnie wzruszył ramionami.

- Dobra to za te dwie dychy to może być taki układ. Jak was nie będzie to nie będę na was czekał ani szukał tylko zabieram go do siebie. - Peter w końcu zgodził się na taką wersję chociaż ostrzegł o konsekwencjach jeśli by powóz pozwolił sobie zgubić jego wóz jaki miał jechać za nim. Teraz więc oboje czekali na odpowiedź kupującej strony tej transakcji.

Peter nie dość, że należał do tych niezbyt rozmownych był również niezbyt dobrze wychowany. Ver sama nie wiedziała czego się spodziewała po typie spod ciemnej gwiazdy. Widocznie lata przebywania w innych kręgach zakrzywiły jej postrzeganie rzeczywistości i relacji kupieckich. Mimo to puściła tą zniewagę płazem wiedząc, że wytknięciem jej nie zdziała zbyt wiele. Półświadek rządził się swoimi prawami. Ona zaś musiała się im podporządkować.

- Zgoda. - przystanęła na warunki poniekąd narzucone przez zakapiora chowając w tym czasie wyciągniętą wcześniej rękę - Gdzie ustalamy więc miejsce odbioru? - dopytała chcąc uściślić wszystkie warunki transakcji.

- No tam gdzie się zatrzymacie. Zatrzymam się za wami i weźmiecie Bydlaka a ja sakiewkę. - mężczyzna wydawał się nieporuszony całą transakcją. Z jednej strony wciąż wydawał się wahać czy sprzedaż psa jest właściwym posunięciem a z drugiej cieszyć się, że wpadnie dodatkowy zarobek przy niepewności czy zwierzę przeżyje to swoje krwawe zwycięstwo.

- No to będziemy musieli powiedzieć Theo gdzie ma nas wysadzić. - Łasica skinęła głową opatuloną ciepłym kapturem i zwróciła się do swojej koleżanki. Musiały to ustalić z impresario który obiecał zadbać o ich powrót do miasta ale nie mieli ustalone gdzie w tym mieście ma ich wysadzić. Na to jeszcze jednak był czas porozmawiać z niziołkiem po drodze a ten zdawał się być o wiele przyjemniejszy w rozmowie od tego małomównego zakapiora.

- Znakomicie. - wdowa podsumowała z wyczuwalną ulgą w głosie - Cieszę się, że tą sprawę mamy za sobą. Co jednak z kolejnymi dwoma? - w jednym momencie barwa jej wypowiedzi powróciła do pytającej. Była jednak stanowcza i zdecydowana. W taki sposób spoglądała również na pykającego fajkę mężczyznę, który okazał sie być nieustępliwym partnerem do interesów.

- Z wyspą możemy się jakoś umówić. To nie jest informacja dla byle kogo kto ma ochotę coś wiedzieć. A was nie znam. Przyjedźcie do Czarnego Zaułka to pogadamy o tym jak należy. - mężczyzna w czarnej, futrzanej czapce z niezmąconym spokojem pykał swoją fajkę. Ta jawiła się jako ciemniejsza, smuklejsza plama wędrująca na przemian od jego twarzy do dłoni. Łasica spojrzała z bliska na sąsiadkę. Czarny Zaułek cieszył się kiepską opinią. Jako jedno z głównych żerowisk Czarnych. Czy to nazwa wzięła od bandy czy to banda od miejsca to już trochę się zatarło i właściwie nie było takie ważne.

- A Froya? - partnerka skorzystała z okazji i przypomniała o kolejnym pytaniu koleżanki. Czarny wymownie wzruszył ramionami.

- Może widziałem. Może nie widziałem. Co wam do tego? - rozmówca nie wydawał się za bardzo przejęty dlaczego pytają właśnie o tą osobę a nie inną. Za to jak to już dało się zauważyć wcześniej nie był za bardzo wylewny do dzielenia się swoją wiedzą z osobami jakie spotykał po raz pierwszy.

- Kiedy więc miałybyśmy się tam zjawić? - właścicielka kompani ciągnęłą dalej temat związany z wyspą - Oraz… Jaką mamy pewność, że żaden z twoich chłopców nie połasi się na dwie samotne i atrakcyjne niewiasty? - pomimo, że ludziom pokroju Czarnego rzadko kiedy można było ufać. Ver postanowiła jednak dopytać o ten drobny szczegół. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Kornas nie był w stanie jej towarzyszyć po ciężkim i zajadłym boju z Norsmanką. W tym przypadku mogła liczyć wyłącznie na siłę argumentu.

- Może być jutro. Powiedz kim jesteście to powiem, że się was spodziewam. To jak im powiecie w zaułku to was nie ruszą. I zaprowadzą do mnie. - Czarny widocznie stawiał na prostotę i palnął bez większego zastanowienia jakby taki system mu odpowiadał i miał go już sprawdzonego.

Zapewnienie zbira jakoś nie do końca położyło kres obaw wesołej wdówki. Na tą chwilę nie miała jednak innego wyjścia jak przytaknąć na warunki małomównego mężczyzny.

- Dobrze więc. Niech tak będzie. - Ver podobnie do swojego rozmówcy tym razem również szczędziła słów - Zwą mnie Ida. - powiedziała pewnie i zwięźle. - Wracając zaś do młodej blondyneczki. Powiedzmy, że mam do niej sprawę i chciałabym ją z nią przedyskutować z dala od wścibskich oczu, których nie brakuje w jej otoczeniu. - wymyślona na naprędce odpowiedź zdała się jej być całkiem niezła. Z jednej strony odpowiadała na postawione jej pytanie z drugiej zaś nie mówiła zbyt wiele.

- Nie widziałem jej. Ale tutaj przyjeżdża wiele sławnych nazwisk. Nie zdziwiłbym się jakby ona też tutaj bywała. Prawie wszyscy chodzą w maskach i kapturach, ubierają się tak by ich nie rozpoznać. - herszt bandy uliczników odparł po krótkiej chwili zastanowienia. Po czym wsadził fajkę w zęby i wrócił do mocowania sprzączek jakie miały mocować płachtę zakrywającą klatkę i samą klatkę.

Odpowiedź Petera nie usatysfakcjonowała Versany. Nie miała jednak zamiaru dalej drążyć tematu. Musiała zadowolić się tym co usłyszała. Dało to jej jednak sporo domysłów.

~ To, że jej nie widział. Nie znaczy wcale, że jej tu nie ma. ~ - pomyślała, poruszona dość skąpą reakcją Petera.

- Wszystko jasne. Widzimy się więc w mieście. - rzekła do zajętego swoimi sprawami mężczyzny - Liczę na to, że słowny z ciebie facet i sprzedawca. - dodała na odchodne - Do zobaczenia!

Chwilę później chwyciła swą uroczą przyjaciółkę pod pachę i wraz z nią ruszyła w kierunku powozu niziołka. Zeszło im tu dłużej niż przypuszczała a nie miała zamiaru nadwyrężać jego gościnności. Postanowiła jednak w trasie zamienić z Łasicą kilka słów.

- Myślisz, że możemy ufać jego zapewnieniom? - zwróciła się z tym pytaniem do najbardziej zaufanej kobiety jaką znała. Spodziewała się jednak tego jaką odpowiedź usłyszy.

- Grzyb go wie. - przyznała szczerze kochanka całkiem ciepło przyjmując dłoń i ramię Versany pod swoje skrzydło. - Ale chyba liczy, że na nas jutro zarobi. Może będzie chciał nas jakoś sprawdzić czy nie jesteśmy jakieś lewe. Czy co. Myślę, że jak jutro tam do nich pójdziemy to pogadamy o interesach. - powiedziała idąc raźno przez skrzypiący pod butami śnieg. Czarny faktycznie pożegnał się z nimi w swoim lakonicznym stylu mówiąc, że “no to do jutra”.

- A co ci strzeliło do głowy z tą Froy’ą? Dlaczego myślisz, że ona tu może być? - skoro były na chwilę same to mogła zapytać koleżankę o co chodziło z tym rozpytywaniem o młodą szlachciankę. - Oo… Zobacz… To ta Norma… - zanim Versana zdążyła jej odpowiedzieć w oko ulicznicy wpadła przechodząca niedaleko grupka. W samym jej centrum szła pokonana przez Kornasa przeciwniczka. Też się chwiała na nogach i widocznie towarzystwo pomagało jej zachować pion. Widocznie nie tylko Bydlak i Kornas mieli cierpieć z powodu stoczonych walk. - Trochę mi jej szkoda. Wygląda całkiem ciekawie. A w ogóle mówiłaś, że masz jakąś niespodziankę. To już teraz? Czy jeszcze nie? - przyglądając się grupce jaka wystawiła przeciwniczkę kastrata Łasica trochę zwolniła ale nie przeszkodziło jej to w prowadzeniu ożywionej rozmowy.

- To długa historia. - rzuciła przekornie chcąc zarazem podsycić zainteresowanie przyjaciółki - Obiecuję jednak, że jutro Ci wszystko opowiem. - dodała przyjmując za oczywiste fakt, że Łasica będzie jej jutro towarzyszyć w trakcie karczemnego spotkania. - W każdym razie jestem niemal pewna, że ta mała zołza tu dzisiaj była. Ty lepiej mi powiedz gdzie chcesz transportować kundelka? - spytała pół żartem pół serio.

- Ojej to teraz mnie pobudziłaś i będę czekać na zaspokojenie… - Łasica ciężko przyjęła to odroczenie. Chociaż przybrała ten ton jakim zwykle droczyła się z otoczeniem. I jak to często miała w zwyczaju niby zwykłe zdanie a jakoś jak ona to mówiła to nabierało jakiegoś kosmatego kontekstu. - A piesek. - odwróciła głowę w stronę wozów gdzie zostawiły Czarnego i jego Bydlaka. - Może do ciebie? Pomogłabym ci go wnieść. Bo na Kornasa chyba teraz nie bardzo mamy co liczyć. I tak sobie pomyślałam, że jakbym już była u ciebie to chyba byś mnie nie wygnała w tą zimną, ponurą noc na ten cały śnieg i resztę co? - skoro koleżanka pytała to partnerka nie omieszkała podzielić się z nią pomysłem jak załatwić to zagadnienie transportu zwierzaka. Przy okazji wróciła spojrzeniem do kupieckiej wdowy i wdzięcznie się do niej przytuliła bawiąc się palcami w rękawiczce kawałkiem jej kołnierza. - No chyba, że nie chcesz. No to wtedy mogę się i jego zabrać do “Mewy”. Ale wtedy znajdę sobie do łóżka kogoś innego. - Łasica rozłożyła dłonie na znak, że nie będzie się narzucać partnerce no i inny wariant planu też może przyjąć.

- Obawiam się słodziutka, że póki co Bydlak będzie musiał iść z Tobą. - rzekła bez chwili zastanowienia słysząc propozycję seksownej partnerki - U mnie w kamienicy jest zbyt dużo ciekawskich spojrzeń. Hmmmm… - zadumała chwilę stawiając dwa następne kroki - A może pojechać z nim na "Starą Adele"? Tam powinni się nim zaopiekować do czasu aż nie wymyśle sensowniejszego rozwiązania. - zapytała zwracając zakapturzone lico w kierunku Łasicy

- To mam się dziś puszczać z kimś innym? - Łasica spojrzała z jawnym wyrzutem na swoją koleżankę. Chyba nie do końca to był tylko żart. - No dobrze. Mam nadzieję, że jakoś mi wynagrodzisz tą straconą noc. - pacnęła ją dłonią w ramię by podkreślić swoje rozczarowanie. Ale ostatecznie znów spojrzała na grupkę skoncentrowaną wokół gladiatorki. - Mogę go zabrać do portu. Kurt się nim zajmie. - powiedziała już spokojniej wracając tematem do bardziej przyziemnych spraw.

- Co tak wodzisz wzrokiem za tą Norsmanka? - zapytała spostrzegając zainteresowanie Łasicy jakie wzbudzali w niej ludzie zebrani wokół kobiety z północy - Powinnam się czuć zazdrosna? - dodała nieco sarkastycznie.

- Jest Norsmenką. I jest ładna. Ostra. Silna. Zdrowa. Spocona. Brudna. I zakrwawiona. Powinnaś być zazdrosna. - łotrzyca pozwoliła sobie podsumować jak widzi byłą przeciwniczkę Kornasa. Powiedziała to chyba trochę po złości ale by jakoś złagodzić wydźwięk pokazała koleżance język i uśmiechnęła się.

- Zastanawiam się czy do niej nie zagadać. Ciekawa osóbka. - powiedziała już nieco poważniej.

- Ktoś tu chyba chce dostać klapsa. - odpowiedziała szczypiąc tyłek w skórzanych spodniach - A tak na poważnie to znasz jej język? - zapytała zaciekawiona wdowa - W sumie to całkiem nieźle komponowałaby się w naszym otoczeniu. No wiesz ty, ja, Louisa, Brena. - delikatny uśmiech zawitał na buźce wdowy - Piękne, podstępne i zabójcze. To jak? Idziemy do niej?

- Widzę, że się rozumiemy. A klapsa no pewnie, nawet się mnie nie pytaj o takie podstawowe rzeczy. - Łasica zgrabnie zakręciła kuperkiem i pisnęła cicho z zadowoleniem przyjmując uszczypnięcie w to zgrabne miejsce. Po czym już chyba całkiem przestała się dąsać na koleżankę bo złapała ją za ramię i razem przez tą zaśnieżoną plażę ruszyła do grupki zmierzającą w stronę wozów, powozów i czekających wierzchowców. Ta mała, wieczorna uroczystość na odludziu się skończyła więc i goście zaczynali się rozchodzić.

- Ale nie znak kislevskiego. Kurt zna. Ani tego ich barbarzyńskiego języka. Ale może ktoś z nich zna, chyba jakoś się z nią dogadują nie? - brunetka w kapturze raźno szła przez zdeptany śnieg bez trudu doganiając kilkuosobową grupkę. Poza Normą było tam ze czterech mężczyzn. Z oczywistych względów ona szła w środku a ci szli jakby mieli ją asekurować w razie upadku. I rzeczywiście ruchy gladiatorki znacznie straciły na gracji i płynności w porównaniu do tego jak śmigała na początku walki.

- Witajcie. - Łasica pomachała do tego który widocznie usłyszał ich kroki za sobą i się odwrócił. Skinął im w odpowiedzi głową a pozostali też odwrócili się słysząc głos za sobą. Więc i sama Norma się w końcu zatrzymała i odwróciła. Może i lepiej, że nie było w świetle pochodni widać wszystkich detali bo krew i opuchlizny znacznie zdeformowały jej twarz. Chociaż w oczach mimo zmęczenia dalej dało się wyczuć zranionego ale jednak drapieżnika.

- Ojej. - Łasica jęknęła z żalem gdy zobaczyła posiniaczoną twarz rywalki Kornasa. Chociaż chyba nic nie miała złamane skoro mimo wszystko szła sama to była nadzieja, że w ciągu paru dni, może tygodnia wszystko jej się zagoi i wyleczy.

- Aaa… To wy… Od tego łysego… - któryś z mężczyzn chyba je jednak rozpoznał jako obstawę przeciwnika ich zawodniczki.

- To raczej on jest od nas. - odparła trochę na przekór nieznajomemu mężczyźnie - Przyszłyśmy pogratulować waszej koleżance. Jej styl walki wzbudził nasz podziw. - dodała chcąc ugłaskać stronę przeciwną delikatnym komplementem.

- No. - ten co zagadnął ich pierwszy pokiwał głową i spojrzał na swoich kolegów i zawodniczkę. - Myśleliśmy, że wygra. - przyznał z wyczuwalnym żalem w głosie. - No ale ten wasz no kawał chłopa. - dodał rozkładając dłonie na znak, że za bardzo nie ma co gadać. Jego koledzy też mieli dość niewyraźne winy. Jeśli postawili podobne sumy jak Versana to pewnie wracali ze sporo lżejszymi sakiewkami.

- Może następną walkę wygra. - powiedział jego kolega jakby na pocieszenie siebie i swojej drużyny.

- Na pewno! - niespodziewanie Łasica jako jedyna wydawała się być tego pewna co chyba zaskoczyło rozmówców. - Była świetna. No ale Kornas no sami widzieliście. Jakby trafiła na kogoś innego pewnie by wygrała. - łotrzyca w kapturze zarzuconym na głowę wydawała się być przekonana, że tak właśnie by było przy obecnej lub przyszłej walce gdyby nie chodziło o walkę z ochroniarzem Versany. To jakoś rozluźniło atmosferę bo nawet się roześmiali. Poza Normą co wodziła po nich wzrokiem pewnie nie rozumiejąc o czym rozmawiając i z czego się śmieją. Albo z kogo.

- Może warto porozmawiać więc z impresario by zorganizował walkę "dwóch na dwóch". Wasza koleżanka i nasz zawodnik tworzyliby razem dość ciekawy i zarazem niebezpieczny duet Skąd was przywiało? - brunetka postawiła dość bezpośrednie pytanie - Nie wygladacie na tutejszych. Tym bardziej wasza waleczna towarzyszka.

- No ona to jest nowa w mieście. Ale my to tu mieszkamy od dawna. - powiedział ten najbardziej wygadany. A ten drugi klepnął go szybko w ramię podchwytując pomysł rozmówczyni.

- A to mogłoby być dobre! 2 na 2! Trzeba by pogadać z impresario! - kolega zapalił się do pomysłu wdowy. Norma zaś chyba miała dość tego obgadywania bo zapytała o coś krótko z wyczuwalną irytacją w głosie. Więc ten pierwszy zaczął coś jej tłumaczyć. Chyba po kislevicku. Gladiatorka otarła rękawem rozbite usta i splunęła krwawą strugą na zdeptany śnieg gdy słuchała co ten jej mówi. Gdy skończył coś odpowiedziała krótko wzruszając obojętnie ramionami.

- Mówi, że jej obojętne. Walka to walka. Lubi się bić. - wyjaśnił ten pierwszy co chyba go troche rozbawiło.

- Musimy ją jakoś wyrwać dla siebie. - Łasica skorzystała z okazji gdy się wszyscy roześmiali i szybko szepnęła koleżance na ucho widocznie nadal mając ochotę na zawarcie bliższej znajomości z Normą.

Dwa razy Versanie nie trzeba było powtarzać. W moment podłapała wyszeptane jej przez koleżankę słowa. Postanowiła więc nie czekać zbyt długo i przejść od razu do działania.

- Theo akurat będzie zaraz nas odwozić do miasta. Poruszymy, więc z nim ten temat. Kobieca intuicja podpowiada mi, że ta wizja przypadnie mu do gustu. - spodobało się jej to z jaką aprobatą został przyjęty jej pomysł - A czy mógłbyś spytać Normę o coś jeszcze? - słodziutkim i uwodzicielskim głosem zapytała tego samego mężczyznę - Nie byłaby może zainteresowana również legalną i dobrze płatną pracą? Przydałby mi się taki człowiek.

- Nie ma takiej potrzeby ona ma już pracę. - rozmówca zareagował bardzo szybko kręcąc głową na znak, że takie pytanie kompletnie nie jest potrzebne. Zupełnie jakby się obawiał, że obie kobiety chcą im podebrać zawodniczkę. I spojrzeli na Łasicę która odkleiła się od boku Versany i zrobiła krok i drugi mieszając się z mężczyznami i stając o krok przed ich zawodniczką. Uśmiechnęła się do niej i wskazała na siebie.

- Łasica. - powiedziała wolniej i wyraźniej. Gladiatorka zmrużyła oczy, zerkając na nią, potem na tłumacza a potem znów na rozmówczynię bo ta znów powtórzyła swoje imię. Tłumacz więc coś powiedział krótko do Normy wskazując na łotrzycę. Ta skinęła głową i z kolej klepnęła w swoją brudny i zakrwawiony front ubrania.

- Norma. Norma to Asker. - powiedziała wojowniczka poklepując każdą z dłoni jeden z toporów jakie miała zatknięte za pas. Musiała je zdjąć na czas walki ale teraz miała je za pasem. Łasica roześmiała się wdzięcznie i podeszła jeszcze bliżej.

- Jesteś bardzo dzielna. Bardzo mi się podobała twoja walka. - szczebiotała wesoło ciemnowłosa kultystka zupełnie jakby rozmawiała ze swoim idolem. Norma nie wiedząc o czym ta mówi znów spojrzała na tłumacza. Ten cicho westchnął po czym coś powiedział szybko i krótko wskazując na Łasicę. Norsmanka pokiwała głową i nieco przygryzła rozbite wargi przyjmując ten komplement w milczeniu.

Versana zawsze zachodziła w głowę jak jej przyjaciółka to robi. Jeszcze przed chwilą stała i szeptała jej do ucha. Teraz już zaś podrywa poobijaną twardzielkę. I to całkiem skutecznie wnioskując po tym jak na te gadki-szmatki reaguje blondyna.

- Dobrze więc. - rzekła do swojego rozmówcy chcąc szybko go zbyć, by móc dołączyć do koleżanki - Miejmy więc nadzieję, że na przyszłej imprezie, będziemy kibicować jednej drużynie. - słowa swe poparła serdecznym uśmiechem - Póki co musisz mi wybaczyć. Chciałabym osobiście pogratulować waszej zawodniczce. Z resztą robię się powoli zazdrosna o swoją przyjaciółkę. - dodała po czym jak kultura nakazuje lekko się pochyliła i ruszyła w kierunku dwóch flirtujących pań.

- No oby. Można by pogadać z impresario o tych łączonych walkach. - cała grupka jakby z rozpędu przeszła o ten krok czy dwa koncentrując się wokół wojowniczki z północy i szczebioczącej z nią wielbicielki. Uwaga o zazdrości rozbawiła mężczyzn a gdy łotrzyca wyczuła zbliżającą się przyjaciółkę odwróciła się do niej i znów wzięła ją pod swoje skrzydło. Więc teraz gdyby nie otaczająca ich grupka gladiatorki to mogły rozmawiać swobodnie i bezpośrednio. Z bliska twarz Normy wyglądała jeszcze gorzej. Z tymi opuchliznami, otarciami i tylko mniej więcej przetartą krwią. Czuć było od niej gorący, oddech i zapach potu i krwi jaki budził jakieś pierwotne instynkty.

- No naprawdę, jesteś wspaniała. Obie jesteście wspaniałe. - tymczasem Łasica kontynuowała ten swój zachwyt i ledwo Versana przy niej stanęła ta puściła ją i powoli opuściła się tak, że wyglądało jakby pokornie klęczała między nimi dwoma. Norma spojrzała na nią z góry, zerknęła na wprost na młodą wdowę jaka miała twarz bardziej na jej poziomie i znów na dół do klęczącej między nimi kobiety która mówiła dalej.

- Wyglądasz mi na kogoś kto potrzebuje kobiecej ręki. - powiedziała z przekonaniem klęcząca Łasica dziwnym zbiegiem okoliczności akurat patrząc się na zapięcie spodni wojowniczki. Chociaż niby zgarnęła trochę śniegu w dłonie nim znów się bez pośpiechu wyprostowała zrównując się z pozostałą dwójką.

- To na twarz. - powiedziała Łasica pokazując Normance garść śniegu jaki właśnie zgarnęła w te dłonie. Spojrzała na tłumacza co razem z pozostałymi obserwowali to widowisko trochę chyba nie wiedząc jak się zachować i co powiedzieć. Ten znów coś przetłumaczył krótko przy okazji robiąc gest dłonią jakby przecierał sobie twarz. Wojowniczka skinęła głową na znak zgody i Łasica zbliżyła się do niej jeszcze bardziej starając się śniegiem oczyścić twarz gladiatorki.

Versana w moment doszła do tego jak wygląda rozmowa z taką osobliwością jaką jest Norma. W sumie to nie znała jej języka co stanowiło dość dużą przeszkodę komunikacyjną. Patrząc jednak na to jak radziła sobie Łasica, stwierdziła, że nie może to być takie ciężkie jakie mogło się wydawać. Biorąc pod uwagę surowość i prostotę w odbyciu kobiet z północy bez większych ceregieli postanowiła wtrącić się do rozmowy.

- Dłonie mej przyjaciółki czynią cuda. - stwierdziła wpierw wymownie spoglądając na mężczyznę robiącego za tłumacza a następnie szeroko uśmiechając się do zagranicznego gościa - Warto się poddać tym zabiegom. Nie pożałujesz wojowniczko. - głos jej wyrażał tyle samo troski co kokieterii. Jedno też musiała przyznać. Jej kochanka miała nosa podchodząc do nieznajomej zza Morza Szponów i Ver w pewnym sensie musiała przyznać rację swej partnerce. Nie potrafiła tego wytłumaczyć ale pomimo zdewastowanej facjaty berserka wciąż miała to coś co nie pozwalało przejść obok niej obojętnie.

- Staram się jak mogę. Zazwyczaj dbam o tą piękną panią no ale mogę też zadbać o Normę. - Łasica kręciła się wokół wojowniczki jak zawodowa krawcowa czy garderobiana jakby niechcący roztaczając swój wdzięczny, wężowy urok. Niby tylko przemywała śniegiem twarz gladiatorki ale gdy zeszła do jej szyi a przy okazji jakoś trudno było nie zwracać uwagi na wdzięki łotrzycy ładnie podkreślone przez jej skórzane spodnie i grację ruchów. Do tego ten jej naturalny, wdzięczny, dziewczęcy głosik co sprawiał, że aż się chciało by na własnej osobie poczuć ten urok i wdzięk. Cała czwórka mężczyzn spojrzała na Versanę o jakiej Łasica tak chętnie mówiła, że zwykle o nią tak dba jak teraz o Norsmenkę.

- A wy macie kogoś kto o nią dba? Najlepiej dziewczynę. Bo spójrzcie na to biedactwo. Przecież ktoś będzie musiał koło niej chodzić. Jakby mi moja pani pozwoliła a wy byście się zgodzili to mogłabym się nią zająć. - Łasica zgrabnie demonstrowała jak mogłaby się zająć gladiatorką. Po raz kolejny schyliła się po nową porcję śniegu, tym razem szybciej i znów zaczęła oczyszczać szyję wojowniczki. Tak nisko, że już zaczynało to podpadać pod obojczyki. Ale spojrzała pytająco na tłumacza bo ten się trochę zagapił na to wszystko.

- Noo… Znaczy ten… No… - mężczyzna odchrząknął z zakłopotaniem i próbował jakoś zebrać myśli do kupy by nadążyć za tokiem dyskusji ale coś tak od ręki miał z tym niewielki kłopot.

Cała ta sytuacja rozbawiła Versanę, która mimo wszystko nie dała tego po sobie poznać. Jedynie bacznie obserwowała a to panie a to panów, którzy wyglądali tak jakby pierwszy raz w życiu ujrzeli nagie kobiece ciało.

- Co tak zamilkliście panowie? - zapytała ironicznie - Nie widzicie, że wasza koleżanka potrzebuje intensywnej opieki a moja przyjaciółka jest w stanie jej ją zapewnić?

- Noo… - panowie okazali się trochę zmieszani. Ale koniec końców popatrzyli po sobie naradzając się spojrzeniami i gdy jeszcze Łasica dorzuciła coś od siebie to okazało się wisienką na torcie.

- No jak się boicie, że coś jej zrobię no to będziecie mogli popatrzeć. - łotrzyca przewróciła oczami i uśmiechała się filuternie do całej gromadki a panowie też się rzoeśmiali, trochę nerwowo ale jednak. W końcu zaczęli się umawiać i wymieniać adresami gdzie się spotkać, Versana nawet kojarzyła o jaką karczmę chodzi więc wyglądało na to, że złapali ze sobą jakąś nić kontaktu.

- Oj jutro się tobą zajmę. Ale dzisiaj spróbuj przetrwać jakoś tą noc dobrze? Mam nadzieję, że nie odwalisz kity bo by mi bardzo smutno było z tego powodu. - Łasica zrobiła troskliwą minkę do Normy i objęła ją za szyję jakby się przymierzała do tańca z nią. A całościowo świetnie wpisywała się w rolę wielbicielki jakiejś gwiazdy. I gdyby Norma była mężczyzną to pewnie by wszystko było jak należy. No ale nie była co chyba nieco konfundowało towarzystwo. Może poza Łasicą która zachowywała się pewnie i bez skrupułó jakby nie działo się nic niezwykłego. W końcu odkleiła się od wojowniczki i wróciła pod skrzydło Versany posyłając jeszcze Normance całusa na pożegnanie. Ta zaś chyba nie bardzo wiedziała jak to wszystko przyjąć więc co prawda nie tryskała entuzjazmem jak Łasica ale też nie przejawiała oznak niechęci takiej adoracji.

01.14; Konistag; ranek

Brak konkretnych planów na dzisiejszy dzień oraz niesprzyjająca aura za oknem jakoś niezbyt motywowały Versane do wygrzebania się spod pierzyny. Pod którą skądinąd było w gruncie rzeczy bardzo ciepło i przyjemnie. Palące się w kominku drewno wydawało miły dla ucha dźwięk skutecznie rozpraszając myśli związane z codziennymi obowiązkami. W głowie kultystki kotłowało się naraz wiele myśli. A to te związane z wczorajszymi wydarzeniami, a to te oscylujące wokół zadania zleconego im przez Starszego. Czy wreszcie tę, w których dominowały nagie i mokre kobiece ciała należące do Łasicy, Louisy i …… Breny. W niewytłumaczalny sposób to wspomnienie właśnie tej ostatniej wywołało w brunetce dość przyjemny dreszcz, który początek brał między jej udami zaś koniec wieńczył na już twardych już skutkach. Ręka Versany samoistnie powędrowała wzdłuż talii muskając koniuszkami palców jej delikatną skórę aż nie dotarła do mokrego łona. Zupełnie tak jakby ktoś tą dłoń prowadził za nią. A może robiła to odruchowo w momencie gdy odczuwała tak silne podniecenie? Nie wiedziała i na tą chwilę nie chciała wiedzieć. Nie był to zresztą najodpowiedniejszy czas na takie dywagacje. Poddała się rozkoszy odpływając w zupełnie inne miejsce. Była tam tylko ona i jej młodziutka sprzątaczka. Obie stały tak jak je bogowie stworzyli i obie patrzyły na siebie z dziką i niepohamowaną żądzą. W pewnym momencie jednak ruszyły w swoim kierunku z takim impetem jak spuszczone do walki dzień wcześniej psy. One jednak nie miały zamiaru rzucać się sobie do gardeł. To był zupełnie inny rodzaj zmagań. Pełen namiętności i finezji. Przepełniony erotyzmem i pożądaniem. Taki, w którym nie brakowało wyszukanych pozycji jak i podstępnych sztuczek. Ciało Versany co chwilę przeszywał dreszcz podniecenia, skutecznie zbliżając ją do szczytu ekstazy. Jednak gdy już miała osiągnąć jego apogeum ktoś niespodziewanie zapukał do drzwi skutecznie niwecząc wszystko nad czym tak "ciężko" pracowała. Koniec końców przyszedł jej do głowy plan na dzisiejsze popołudnie.

- Zabiorę Brene do Inka. - pomysł wydał się jej mieć ręce i nogi biorąc pod uwagę słowa Starszego a'propos poddawania pieguski próbom - Malcolm powinien wiedzieć gdzie znajdę tego artystę.

- Już, już idę. - krzyknęła w kierunku drzwi. - Kogo diabli niosą? - dodała nieco podirytowana całym tym zajściem.

- To ja Brena, prosze Pani. Przepraszam, że przeszkadzam ale zaczęłam się martwić. - usłyszała nieśmiałą i speszoną odpowiedź sprzątaczki, która stała na korytarzu. - Pora coraz późniejsza a śniadanie już czeka na stole.

- To nawet dobrze się składa. - myśl ta jak i odwiedziny młodej służki widocznie poprawiły jej humor - Od razu powiem jej jaki mam plan na dzisiejsze popołudnie.

- Śmiało! Wejdź kochanie. - rzekła do swojej pracownicy po czym wyślizgnęła się spod ciepłej pierzyny. Jej długie jeszcze nie rozczesane włosy sięgały do nagich pośladków kontrastując z ich barwą. Strój leżał na krześle ta jednak nie spieszyła się z jego przywdzianiem. Chciała zobaczyć reakcje słodkiej pieguski na widok, który zastanie.

Po chwili drzwi do prywatnej izby Ver stały otworem zaś w ich progu pojawiła się młodziutka Brena, która ku zaskoczeniu kultystki nie okazywała oznak zakłopotania czy zawstydzenia. Wręcz przeciwnie. Była skupiona i starała się nie spuszczać oczu poniżej poziomy dekoltu swej pani. Co prawda czasami jakieś drobne spojrzenie lądowało na jędrnych piersiach bądź łonie kultystki. Fakt ten jednak bardzo jej się podobał a nawet na swój sposób podniecał.

- W czym mogę pani pomóc? - spytała zgodnie z zasadami etyki.

- W niczym skarbie. - odparła dość luźnym tonem - Chciałabym jednak byś była gotowa na wspólną wycieczkę gdy zjawi się Malcolm. - powolnym tempem zamierzała ku krzesłu z garderobą.

- Wnioskując po porze dnia. - pieguska starała się używać niepospolitych słów - Sądzę, że powinien zjawić się niebawem.

- Znakomicie. - wdówka pochyliła się kusząco nad biurkiem aby sięgnąć szczotkę do włosów - Jesteś więc póki co wolna. Ja zaś zaraz zejdę na śniadanie.

Sprzątaczka w milczeniu pokłoniła się cofając lewą nogę i cicho niczym mysz opuściła pokój swojej pani, która z kolei przystąpiła do przygotowań związanych z wyjściem na miasto.

Kupiecka wdowa nie próżnowała ani chwili. Zaraz po tym jak jej uczennica zostawiła ją samą przystąpiła do przygotowań. Rozczesanie włosów, uplecenie warkocza oraz dobór stroju poszedł jej wyjątkowo szybko. Nim opuścił izbę oprócz kozika zabrała również swój zdobiony miecz, który dostała kilka lat wstecz od swojego męża nieboszczyka jako prezent ślubny. Była w pełni świadoma stanu w jakim znajdował się Kornas oraz tego, że dzisiejszego dnia nie będzie mógł im towarzyszyć.

W głównej izbie jak zwykle było parno a w powietrzu unosił się aromat przypraw i duszonych warzyw z mięsem. Greta przygotowywała kompot z suszonych owoców oraz potrawkę z rzepy i wieprzowiny. Tym razem w pomieszczeniu jednak brakowało Kornasa, który zazwyczaj podjadał smakołyki siedząc przy stole. Dzisiaj dogorywał u siebie w pokoju pod pilnym okiem gosposi, która co jakiś czas odwiedzała go donosząc mu strawę bądź zimnych kompresów. Ver zasiadła więc przy ławie witając się uprzednio ze staruszką. Ta zaś w mgnieniu oka postawiła przed nią talerz jeszcze ciepłej owsianki z owocami i orzechami, kubek kawy zbożowej oraz deskę z pokrojonym ciastem drożdżowym do którego zaserwowała powidła śliwkowe przygotowane jesienią. Wszystko prezentowało się bardzo smakowicie. Brunetka uprzejmie podziękowała i przystąpiła do posiłku. Wczorajsze emocje widocznie zaostrzyły jej apetyt gdyż w kilka chwil zjadła wszystko siedząc już tylko z kawą w rękach. Gdy kubek był w połowie pusty. Po izbie przebiegł dźwięk kołatania do drzwi. Sprawcą zamieszania okazał się być Malcolm, który jak codzień przyszedł wyczesć i nakarmić klacz. Staruszek stając w progu otrzepał ze śniegu obuwie i zdjął kapelusz. Następnie skinął głową i przywitał się z domownikami. Właścicielka kamienicy zaprosiła gościa do stołu aby napił się z nią kawy. Ten zaś nie odmówił i zasiadł naprzeciw swej chlebodawczyni. Greta natomiast nie pozwolił długo czekać mężczyźnie i od ręki postawiła przed nim kawę oraz resztę ciasta ze śniadania aby mógł coś rzucić na ząb. Pili tak więc przez chwilę ten czarny jak noc napój po czym Ver postanowiła zapytać go o miejsce w którym mogłaby spotkać jedynego w mieście tatuażyste. Tak jak się spodziewała poczciwy staruszek doskonale znał lokalizacje Inka i bez wahania wytłumaczył jej jak do niego dotrzeć. Trasa okazała się ni być zbyt skomplikowana. Zrządzeniem losu w tym samym momencie gdy kultystka dopiła kawę w izbie, w której wszyscy zasiadali pojawiła się już gotowa do drogi Brena. Brunetka nie czekając więc ani chwili dłużej wstała od stołu i zwróciła się do pieguski uprzednie dziękując dorożkarzowi za informację

- Doskonale. Ruszajmy więc.
 
Pieczar jest offline  
Stary 22-08-2020, 20:03   #63
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 - 2519.I.14; knt (6/8); południe

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; leśne pustkowie
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); południe
Warunki: jasno, drobny śnieg, sil,wiatr, arktycznie


Strupas



Jak najpierw nic się nie działo to potem zaczęło się dziać aż za dużo. W tym pierwszym etapie robienia zasadzki emocje szybko opadły. Cokolwiek by ktoś nie czuł, czy zniecierpliwienie, ekscytacje, obawę czy strach to dość szybko mógł zacząć odczuwać głównie zimno. Przynajmniej to zimno na pewno zaczęło się dobierać do leżącego nieruchomo garbusa. Na dłuższą metę to wcale nie było takie przyjemne. A ci rogacze coś nie bardzo mieli zamiar się pokazać. Więc leżał i czekał. A jak tak leżał i czekał to i zaczęło mu się dłużyć i nużyć a przede wszystkim zaczął marznąć.

Leżenie w kryjówce wymagało leżenia nieruchomo. I to leżenia na jakimś kocu który jednak stanowił mizerną osłonę przed śniegiem i mrozem. Leżenie nieruchomo wystawiało Strupasa na ten mróz znacznie bardziej niż przedwczoraj co przeszedł cały dzień przez zaśnieżony las. Ale właśnie był w ruchu. A teraz nie. A każdy pacierz nieruchomo wystawiał do na ataki mrozu. A co tu nie mówić było bardzo mroźno. Obserwując więc opuszczone obozowisko na jakim piekł się przygotowany warchlak to tym bardziej czuł się głodny i zmarznięty. Ciepło płomienia w naturalny sposób wabiło i przyciągało do siebie. No ale nie rogatych. Tych coś nie było widać chociaż garbus już szczękał zębami i próbował chuchaniem ogrzać zgrabiałe dłonie. Ale niewiele to pomagało. Powoli oddech Ulryka brał go w posiadanie. Zamarzał.

Ale wreszcie i główni aktorzy tego przedstawienia raczyli się pokazać. No i wreszcie zaczęło się coś dziać! No przyszli wraz z pogorszeniem się pogody. Odkąd garbus z kolegami wyszedł z jaskini było pochmurno ale dość spokojnie. Ale w południe zerwał się wiatr więc zamiatał śniegiem po okolicy a do tego zaczęły pruszyć drobne płatki z tego ponurego nieba. I z tymi pierwszymi płatkami śniegu przyszli też zwierzoludzie.

Było ich trzech. Byli okryci skórami a w dłoniach nieśli jakieś kije. Może kostury a może włócznie. Niczym dzikie, podejrzliwe stworzenia lasu zaczęli węszyć i nasłuchiwać. Tak z daleka to wyglądało. W końcu podeszli bliżej i rozglądali się po zdeptanym śniegu jaki Strupas z kolegami schodzili w tę i we w tę przygotowując obóz. Na to już nie było rady. Nawet na to, że gdyby poszli po odpowiednich śladach to mogli dojść i do kryjówki Strupasa i reszty też. Śnieg dopiero zaczął padać i nie zdążył jeszcze zasypać ich śladów. No ale była szansa, że rogacze nawet widząc te ślady na śniegu bardziej zajmą się obozem i jedzeniem.

Wreszcie tak się stało. Ogień i mięso ich zwabiło. Zaczęli oglądać i węszyć samego porzuconego prosiaka. I skostniały z zimna, szczękający zębami garbus widział jak wreszcie biorą się za jedzenie. Jeden z nich wbił swój nóż w mięso odkrajając kawałek po czym łapczywie zaczął je pożerać. Warchlak na trzech to nie było zbyt wiele więc szybko doszło do przepychanki. Ale jednak tak jak to sobie wymyślił wczoraj Strupas zaczęli łapczywie pożerać tego prosiaka. Aż zeżarli go całego.

Ale w tym momencie znów zrobiło się nie do końca tak jak to sobie zaplanował. Gdy już zeżarli to chyba się zaczęli zastanawiać co dalej. Coś sobie pokazywali to na las, to na ślady, to jeszcze na rzekę. Trochę nawet ich słyszał ale sylwetki były już mniej widoczne i przez odległość i przez sypiący śnieg. I ku jego zaniepokojeniu wyglądało jakby postanowili sprawdzić te ślady bo ruszyli w jego stronę. Nie miał pojęcia jak dokładnie zadziała trutka i kiedy. Ale widocznie nie powaliła ich z miejsca za to chyba mieli zamiar sprawdzić kto im zostawił taki prezent bo szli po pozostawionych przez Strupasa i jego kolegów śladach jak po sznurku.

---


Mecha 19

Czy zwierzoluczie się zorientują w trutce: Kostnica 85 > śr.por > nie

Wykrycie Strupasa: Kostnica 9 > m.suk

Marznięcie Strupasa: Kostnica 85 > śr.por > -2 ŻYW

---



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Rzemieślników; gabinet Inka
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); przedpołudnie
Warunki: cisza, ciepło, półmrok, zapach ziół na zewnątrz jasno, powiew, zachmurzenie, b.mroźno


Versana



- Oj no nie wiem… - wydawało się, że miały już wszystko ustalone ale jednak gdy znalazły się na miejscu to ciemnowłosą pokojówkę jednak naszły wątpliwości. Pewnie po części przez charakter tego miejsca i aparycję gospodarza. Obaj mieli swój specyficzny charakter.

Przestrzeń była niewielka. Jak u golibrody jakiegoś. Nawet były jakieś stołki i krzesła do siedzenia. No i jakieś łóżko bez pościeli. Jak Malcolm ich przywiózł to jedno z krzeseł zajmował chyba jakiś żołnierz czy marynarz. Spojrzał na wchodzących i w ramach powitania posłał im zaciekawione spojrzenie i skinął głową. Ale się nie odezwał pierwszy. Może dlatego, że mistrz tatuaży pochylał się nad jego ramieniem cierpliwie dziurkując jego skórę i wbijając tam barwnik jaki miał utworzyć obrazek. Tym razem była to głowa wilka.

Niejako więc obie klientki zyskały zarówno możliwość by zobaczyć mistrza przy pracy jak i rozejrzeć się po gabinecie. Sam mistrz był skoncentrowany na swojej pracy więc poświęcił im jeszcze mniej uwagi niż jego klient. Ledw spojrzał kto przyszedł i wracał do dziurkowania ramienia marynarza. Ink okazał się mężczyzną już leciwym wiekiem. Pewnie bardziej mu było wiekiem do Grety czy Malcolma niż Versany czy Breny. Pracował w samej koszuli a na szyi i dłoniach widać mu było kawałki wystających własnych tatuaży.

Gabinet zaś też miał swój wyjątkowy klimat. Coś jak skrzyżowanie zakładu golibrody ze sklepem zielarskim. Było przyjemnie nagrzane więc w korzuchach i płaszczach szybko robiło się goraco. Pachniało kurzem, ziołami i jakimiś specyfikami kojarzącymi się z apteką. Tam stały słoje z jakimiś dziwnymi stworzeniami i organami a obok wisiały kępy ziół. Całość miała jakiś powab egzotyki i mistycyzmu. Do tego były jeszcze liczne obrazki. Na płótnie, na papierze, na tablicy, na skórze. Widocznie wzory wykonanych wcześniejszych tatuaży czy ich projektów. Istne dzieła sztuki. Jakieś wilki, herby, napisy, twarze, figurki, glify… Jeśli to wszystko wykonał sam Ink to pewnie jakby chciał przerzucić się na malowanie obrazów to też miałby sporo klientów. Jeśli miał taką rękę no to zrobienie obrazka na w pół zwiniętego węża też nie powinno być chyba dla niego zbyt trudne. Przy tych obrazkach jakie tutaj można było oglądać w świetle świec to taki wąż wydawał się dość prosty do zrobienia.

- Czy to prawdziwa skóra? Z człowieka? - w pewnym momencie Brena nie wytrzymała i dotknęła jakiś dziwnych znaków na rozciągniętej skórze. Jej faktura była dwuznaczna. Mogła faktycznie być ludzka. A może tylko tak wyglądała. Versana też nie była pewna.

- Taa. - burknął krótko gospodarz a, że pytania pokojówki były jedno za drugim to właściwie nie było wiadomo na które odpowiedział. Ale Brena chyba znów straciła na równowadze. A czas się kończył. Ink zaczął oszczyszczać biceps mężczyzny, zakładać mu jakiś opatrunek który przysłonił ten nowy obrazek a ten wstał sięgając do sakiewki. Jak w przelocie mogły obie zauważyć do ta głowa wilka wyszła świetnie. Zresztą żołnierz też wydawał się ucieszony i bez oporów sięgał po sakiewkę. Ale to też znaczyło, że zaraz przyjdzie kolej na obie nowe klientki.

- A dlaczego właściwie mam mieć ten tautaż? I gdzie mam go sobie zrobić? I dlaczego węża? - Brenę to wszystko jakby zmobilizowało na tyle by jeszcze raz wypytać się Versany po co właściwie tu przyjechały. Wydawała się stremowana i niespokojna. A mężczyzna jakiego do tej pory dziarał mistrz tatuażu pożegnał się z nim całkiem radośnie, mówił, że powie kolegom to na pewno też przyjdą sobie coś zrobić i w końcu wyszedł na ulicę zostawiając obie klientki sam na sam z gospodarzem. Ten zaś sięgnął po kufel, upił z niego łyk i spojrzał na nie obie. Bynajmniej ani życzliwie ani zachęcająco.

- Taa? - zapytał w ramach przywitania i zagajenia rozmowy. Wciąż siedział na swoim krześle jakie było przystawione do tego krzesła dla klientów. A stojąca obok Versany Brana zdawała się być pełna wątpliwości.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Drewniana; karczma “Dwie belki”
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); południe
Warunki: cisza, ciepło, jasno, gwar karczmy na zewnątrz jasno, sil.wiatr, drobny śnieg, arktycznie


Versana



No i znów Ulryk zaczął swoje zimowe harce. Jeszcze jak jak jechały z Malcolmem do Inka no to było bardzo zimno a niebo było pochmurne. Ale było spokojnie. Ale teraz przyszło pogorszenie pogody. W samo południe zerwał się wiatr co szarpał ubraniami i rzucał w twarz śniegiem. A do tego zaczęło sypać śniegiem z nieba. Jakby władca zimy uznał, że tego co nasypało do tej pory nie jest wystarczająco więc dorzucił nową porcję.

Ale przynajmniej wewnątrz “Dwóch belek” było cieplej i ciszej. Można było otrzepać się ze śniegu i schronić się w ogrzewanym wnętrzu oświetlonym przez lampy i kaganki. Tutaj Versana była pierwszy raz. To nie był lokal najwyższych lotów i raczej nie było co się spodziewać ludzi o pozycji właścicielki piętrowego domu i składu handlowego. Bardziej kogoś pokroju Łasicy czy Silnego. “Belki” były na ulicy drwali i węglarzy. Głównie tych co w jakichś sposób zajmowali się wyrębem, transportem, załadunkiem czy obróbką drewna. Więc i gospoda była nastawiona na taką klientelę. Teraz część z nich pewnie przyszła tu na przerwę obiadową o ile ktoś z nich w zimie miał jakąś pracę. Bo widziała jak parę osób zerkało na nią znad swoich misek z jakich jedli swój obiad. Ale śród tych obcych sylwetek młoda wdowa dostrzegła jedną, w znajomym korzuszku co wesoło do niej zamachała ręką.

- No, jesteś wreszcie. - Łasica przywitała się całkiem wesoło gdy dała znać by koleżanka usiadła obok niej na ławie przy jednym ze stołów zbitych z gubych dech. Ławy też wyglądały na solidne chociaż toporne. Pewnie w roli improwizowanych taranów też by się sprawdzały nieźle.

- Szkoda, że cię wczoraj nie było. Wiesz jak się potem łatwo puszczałam? W zdłuż i poprzek, z góry i z dołu, z chłopcami i dziewczynkami, no normalnie orgia jakaś. Żałuj, że cię nie było. - Łasica zaczęła wesołą gadkę zaczynając od tego na czym rozstały się wczoraj. Już było w okolicach północy jak się rozstały w porcie. Powóz niziołka zatrzymał się, Łasica pożegnała się z towarzystwem i ruszyła w stronę wozu Czarnego który jednak ich nie zgubił. I doszło do wymiany klatki z Bydlakiem na zawartość sakiewki. No i coś na pożegnanie łotrzyca coś odgrażała się jeszcze, że pójdzie się puszczać na mieście z kim się da skoro koleżanka stroni od jej wdzięków. Wczoraj brzmiało to trochę jak żart no a dzisiaj trochę tak też. Chociaż nie do końca. Bo na ile wczoraj mogła wyczuć Versana to koleżanka chcicę miała wczoraj sporą. A do jej zaspokojenia miała całą noc talentów i okazji. I jak już tak można było się na poważnie zastanawiać czy to jest jakiś żart czy nie do końca to i sama Łasica rozwiązała ten dylemat śmiejąc się serdecznie.

- Chciałabym! No i wczoraj miałam taki zamiar! Naprawdę! - śmiała się jakby bawiło ją to nawet dzisiaj. I tamte wczorajsze zamiary i to co z nich ostatecznie wyszło. - Ojej, zmarzłaś? Musisz się ogrzać. Znam chyba jedno cieplutkie miejsce. - łotrzyca złapała za dłoń koleżanki i niespecjalnie bacząc jak ciepłe czy zimne są jej dłonie tą bliższą rzeczywiście wsadziła w cieplutkie miejsce. Czyli gościnne zwieńczenie swoich ud jak zwykle obitych skórzanymi spodniami. I faktycznie było tam przyjemnie, ciepło i gładko. A tymczasem wyznawczyni Węża dalej toczyła swoją opowieść.

- Ale to przez tego Bydlaka. To naprawdę bydlak! Wiesz jaki on jest ciężki?! - sapnęła z mieszaniną oburzenia i rozbawienia gdy pewnie wczoraj odkryła ile ten ogar razem z klatką musiał warzyć. Widocznie sporo.

- Najpierw wlokłam tą klatkę po śniegu ale dałam sobie spokój. Poszłam do nas, obudziłam Kurta no i razem żeśmy zanieśli tą klatkę. I mówię ci było co nieść. Normalnie chcemy z Kurtem od ciebie grzańca za to targanie twoich bagaży. No mnie to by może parę klapsów na goły tyłek mogło jakoś przekonać chociaż na Kurta to chyba nie zadziała. - Łasica mówiła szybko i z werwą całkiem gładko prześlizgując się od tematu do tematu pilnjąc by dłoń koleżanki nie opuściła jej gościnnych ud.

- Koniec końców jakoś załadowaliśmy to bydlę na pokład. No i ja miałam zamiar się pójść puszczać po mieście ale wychodzę na pokład, wszędzie ciemno, pizga złem, ja już się zmachałam w końcu więc zostałam na krypie i przespałam do rana. Sama. Więc za wczorajszą noc wisisz mi jakieś towarzystwo bo musiałam się zadowolić tylko własnymi rączkami. Nawet się zastanawiałam czy do Kurta by nie uderzyć. Wiesz co? Na tym statku to powinniśmy mieć kogoś przyjemniejszego niż Kurt. Wiesz, jak dziewczyna jest samotna w nocy to zawsze by mogła pójść na statek by ktoś jej pomógł w potrzebie prawda? - łotrzyca zrobiła niewinną minkę i cały czas tak nawijała, że trudno było jej przerwać. Przeskakiwała z tematu na temat tak szybko i mówiła tak lekko, że nie było zbyt jasne co mówi na poważnie a z czego żartuje.

- No! A dzisiaj mam nadzieję, że te cwaniaki się nie rozmyślą i przyjdą na to spotkanie. Naprawdę mam ochotę na tą Normę. Jestem gotowa zadbać o każdy jej kawałek. O twój też oczywiście. - ulicznica w skórzanych spodniach rozejrzała się po zadymionej karczmie ale jakoś wczorajszych znajomych coś jeszcze nie było widać. - Mam nadzieję, że bidulka nam nie skapiała do rana. A jak Kornas? Bo wczoraj w powozie to też nie wyglądał najlepiej. - koleżanka Versany wreszcie się chyba wygadała to co najpilniejsze i najważniejsze bo dała okazję by gość coś powiedział od siebie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-08-2020, 09:00   #64
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
2519.I.14; Konistag (6/8); przedpołudnie

- Nie ufasz mi? Wzór ci się nie pasuje? A może ty się po prostu boisz igieł? - nuta zawiedzenia i kszta sarkazmu skrywały się w głosie brunetki - Byłam przekonana, że spodoba ci się taka… Hmmm... Jakby to powiedzieć. - chwilę zadumała podpierając brodę - ekstrawagancja! - uniosła wskazujący palec lewej dłoni dokańczając zdanie - Wszak nie każdego na to stać. Zarówno pod względem majętności jak i odwagi. - kontynuowała starając się dodać temu czynowi jakiś specjalny charakter - I bez obaw Breno. Ten mężczyzna należy do najlepszych w swoim fachu. - głos wdowy wyrażał troskę zaś jej ręka spoczęła na ramieniu niemalże roztrzęsionej pieguski - Z resztą spójrz tylko na te dzieła sztuki. - mówiła z wyraźną pasją, zamaszystym ruchem drugiej ręki wskazując na wiszące dookoła prace Inka - Tak. Dobrze usłyszałaś. Dzieła sztuki. - powtórzyła akcentując wyraźnie dwa ostatnie słowa - Czy nie wyglądają jak żywe? Nie zapierają tchu w twej młodej piersj? - starała się przekonać dość mocno spłoszoną dziewczynę - Nie będziemy sobie przecież robić tego tatuażu na czole. - żart miał nieco rozluźnić atmosferę.

Ciemnowłosa pokojówka wydawała się trochę uspokojona słowami swojej pani. Rozejrzała się po wystawionych eksponatach po raz kolejny. W końcu jeszcze raz spojrzała na gospodarza o niezbyt przyjemnej aparycji. Ten odwzajemnił to spojrzenie chociaż w dość obojętnej wersji. Więc Brena wróciła spojrzeniem i słowem do swojej pani.

- No a ten wąż… A to jakiś duży? I gdzie bym go miała mieć? - zapytała jakby w końcu zaczęła na poważnie rozważać zrobienie sobie akurat takiego a nie innego tatuażu.

Ver momentalnie wyłapała rosnące zaufanie Breny względem owego pomysłu. Postanowiła więc kontynuować swą wypowiedź w takim samym tonie aby czasem nie zniechęcić jeszcze nieprzekonanej do końca służki.

- Niewielki kochanie. Symboliczny. - uspokajała lojalną pracownicę - O tutaj. - położyła dłoń w tym samym miejscu, w którym tatuaż zrobiony miała jej seksowna przyjaciółka ze zboru - Tak abyśmy tylko my o nim wiedziały. - serdeczny uśmiech dodawać miał wiarygodności jej wypowiedzi.

Brena sprawiała wrażenie jakby to, ż tatuaż ma być niezbyt duży i niezbyt widoczny to ją uspokajało. Ale jednak specjalny adres tego miejsca, jego intymność, trochę ją jednak deprymował.

- Tutaj? No ale… - brunetka zająknęła się gdy sama położyła dłoń na miejscu w którym jej pani wybrała do wytatuowania. - No ale tutaj to musiałabym przecież spódnicę zdjąć. I resztę. No a on to tak jakoś… - westchnęła cichutko zerkając w stronę mistrza tatuażu. Tego zaś trudno było uznać by spełniał opis tradycyjnego dobrodzieja. Zerkał na nie od czasu do czasu ale zajęty był czyszczeniem swoich narzędzi nie ingerując w wizytę swoich klientek.

- Ależ skarbie ten oto tutaj mężczyzna... - skinęła delikatnie głową przez lewe ramię oddmuchując przy okazji kosmyk czarnych niczym noc włosów, który akurat opadał jej na czoło - jest profesjonalistą. - brunetka wciąż trzymała rękę na barku swojej służki - I fakt może nie jest to książe z bajki… - puściła oczko do pieguski - … ale zna się na tym fachu jak nikt inny więc i spogląda na to miejsce w zupełnie oddmienny od twojego wyobrażenia sposób. - puściła obojczyk swojej uczennicy kładąc następnie dłoń troszkę poniżej jej biodra - Swoją droga. Myślę, że przez tyle lat w tym fachu pan Ink robił tatuaże w takich miejscach, o których nawet byśmy nie pomyślały. - na twarzy Versany znów pojawił się serdeczny uśmiech mający dodać otuchy już coraz dzielniejszej dziewczynie. Obie kobiety stały tak chwile patrząc na siebie w milczeniu po czym wdowa odwróciła głowę i przemówiła w kierunku starszego mężczyzny zalotnie telepiąc powiekami.

- Mam rację? - zadała pytanie przyjmując za oczywiste, iż w tak małym pomieszczeniu żadne słowo nie przeszło obojętnie uszu właściciela lokalu - Jakie najdziwniejsze miejsce zdarzyło się panu tatuować?

- Takie którego nie ma. - lakoniczna odpowiedź mężczyzny sprawiła chyba więcej pytań niż odpowiedzi. Brena niepewnie spojrzała na swoją panią jakby liczyła, że ta zrozumie taką odpowiedź. A gdy podeszły bliżej zorientowały się, że tatuażysta nie ma nóg. Tylko kikuty gdzieś na wysokości kolan. Pewnie dlatego nie podniósł się ze swojego miejsca ani razu odkąd tu weszły. Sam tors i ramiona były już nie pierwszej młodości tak samo jak i twarz z mocno zarysowanymi bruzdami surowych zmarszczek. Ale biła z nich ogorzała cera zawodowego marynarza jakby wiatry i oceany wysmagały i zostawiły swoje piętno na resztę życia mężczyzny.

- Spójrz też kochanie na to z innej strony. - główka wesołej wdówki ponownie zwróciła się frontem w kierunku zielonookiej młodocianej - Tatuaż w tamtym miejscu. - gałki oczu wskazały ta część ciała, która znajdowała się niewiele ponad wzgórkiem łonowym - Nie będzie przeznaczony dla wszystkich oczu. Tylko wyjątkowa osoba dostąpi zaszczytu ujrzenia tego arcydzieła i tylko wyjątkowy bufon tego wyróżnienia nie doceni. - wdowa uśmiechnęła się tak samo ciepło jak w kamienicy robiła to Greta.

- Noo… No dobrze… - Brena z wahaniem ale wreszcie się zgodziła. Uśmiechnęła się nawet krótko i trochę niepewnie. A do rozmowy włączył się gospodarz pewnie uznając, że obie klientki coś już chyba ustaliły.

- To co? Wiecie już co chcecie? I gdzie? - zapytał patrząc do góry na nie obie. Brunetka o rudawym odcieniu pokiwała wolno głową na potwierdzenie ale chyba uznała, że to może nie wystarczyć bo odezwała się jeszcze.

- No to ja bym chciała węża. O tutaj. - pokojówka nieco się zaczerwieniła gdy położyła dłoń na swoim podołku.

- Tutaj? Dobrze. A jakiego węża? - na Inku miejsce na tatuaż jakoś chyba nie zrobiło specjalnego wrażenia. Ledwo spojrzał tam gdzie właścicielka położyła swoją dłoń i skoro adres był jasny to teraz chciał wiedzieć co tam ma być.

- No węża. Takiego normalnego. - pokojówka wyjaśniła niepewnie zerkając ukradkiem na Versanę chyba nie bardzo wiedząc jak odpowiedzieć gospodarzowi. Ten pokręcił swoją głową i zaczął wymieniać różne warianty węży.

- Normalny wąż. - parsknął z dezaprobatą. - Czyli jaki? Taki co się wije? Zwinięty? Przebity mieczem albo sztyletem? Wokół czaszki? I to ma być wąż - wąż, czy wąż - smok, potwór wodny, ze skrzydłami, z jakąś symboliką, napisami czy jeszcze coś w tym stylu? Coś co tu widać? Albo macie jakiś wzór? - Ink niektóre ze wspomnianych przykładów to nawet pokazywał na swoich dziełach leżących czy porozwieszanych wszędzie dookoła. Ale tyle tego było, że Brena poczuła się tym wszystkim przytłoczona i już czekała na wsparcie swojej pani by ją wybawiła z opresji.

Ver omiotła pośpiesznie wzrokiem galerie prac należących do Inka chcąc wśród nich odnaleźć wzór, który kilka nocy wcześniej widziała u swojej ciemnowłosej kochanki w trakcie ich seksualnych ekscesów. Motyw gada przewijał się tu dość często w najróżniejszych odsłonach. Żaden jednak nie przypominał tego należącego do Łasicy. Wdowa postanowiła więc uderzyć do źródła i spytać samego tatuażystę idąc tym samym z pomocą zdezorientowanej uczennicy.

- Hmmmmm… Piękne prace. - postanowiła zacząć miłym komplementem - Łasica nie kłamała. Naprawdę ma pan talent. - mówiła to trzymając skrzyżowane ręce na swoich pełnych piersiach wciąż obserwując przy tym wszystkie dzieła starszego mężczyzny. - Przechodząc jednak do rzeczy. - nagle wzrok brunetki skupił się na kalekim wilku morskim. - Jakiś czas temu gościła tu moja serdeczna przyjaciółka. Z resztą to z jej polecenia tu jestem. Taka atrakcyjna brunetka w skórzanych spodniach. Zaprojektował pan dla niej wzór zwiniętego węża... - Ver starała się opisać dziarę współkultystki tak aby odświeżyć pamięć właściciela lokalu... - a następnie przeniósł go z papieru na skórę. O tutaj. Właśnie w tym miejscu. - wskazała prawą dłonią pogranicze biodra i łona patrząc przy tym na Inka - Kojarzy pan?

- Łasica? Skórzane spodnie? I wąż tutaj? - Ink pokiwał głową ale trochę nie bardzo było wiadomo do czego. Czy kojarzy o kogo chodzi i z jakim tatuażem czy tylko potwierdza, że usłyszał co klientka powiedziała. Brena spojrzała pytająco na swoją panią a na niego wyczekująco. Tatuażysta w końcu odezwał się rozglądając się po pomieszczeniu.

- Chyba wiem o jaki tatuaż chodzi. Podaj mi tamtą skrzynkę. - pokiwał głową i wskazał na jedną ze skrzynek jakie stały na pobliskim regale. Brena spełniła jego prośbę przynosząc mu tą skrzynkę pełną różnych pergaminów, kartek, kawałków skór i płótna jakie były przyozdobione różnymi wizerunkami stworzeń żywych i fantastycznych.

- O. To chyba było coś takiego. - powiedział gospodarz gdy całkiem sprawnie przebierał w tych różnych kawałkach aż w końcu wyjął kawałek pergaminu. I rozwinął go jak mały obrazek. Najpierw dla siebie a potem tak by mogły go zobaczyć obie klientki. Brena spojrzała z zaciekawieniem na obrazek a potem na swoją panią. Ale ta mogła potwierdzić bo właśnie dokładnie taki wzór miała na sobie Łasica.

- Powiedz Breno. - z uśmiechem na twarzy rzekła do swej młodej pracownicy - Czy nie wygląda uroczo? - było to raczej pytanie retoryczne, gdyż nie czekając na jej odpowiedź bez chwili zawahania z wyraźnym entuzjazmem w głosie zwróciła się do wytatuowanego mężczyzny - Poprosimy więc dwa takie. Jeden dla mnie drugi zaś dla tej oto młodej damy.

- To pani też sobie taki zrobi? - Brena chyba była pod wrażeniem i taka wiadomość ją bardzo zaskoczyła. Ale też i ucieszyła. Widać było, wielką ulgę na twarzy i obdarzyła swoją panią uśmiechem pełnym wdzięczności. Jeśli jeszcze miała jakieś wątpliwości to teraz chyba one opadły ostatecznie. Ink przyjął tą wiadomość spokojniej. Skinął głową i zastanawiał się chwilę.

- To będą dwa tatuaże. Będę musiał policzyć osobno. - mistrz tatuażysta chyba mimo wszystko spodziewał się jednego zdobienia skóry ale dwa widocznie nie robiło mu większej różnicy poza czasem i ceną. Chciał tylko wiedzieć kto będzie pierwszy no i by rozstawić mały parawanik jaki zasłaniał by roznegliżowaną klientkę od przypadkowych gości i klientów dając poczucie pewnej intymności.

- Breno. Nie zostawiłabym cię samej. - odparła niczym troskliwa matulka - Jesteśmy jednością zaś ten symbol zapieczętuje naszą relację. - dodała łapiąc dłoń pieguski, której twarz promieniowała zgoła odmiennymi emocjami niż jeszcze parę pacierzy wcześniej - Nie pozwólmy więc czekać gospodarzowi. - uniosła drugą rękę wskazując parawan a za nim skrytego mężczyznę - Uczyń mi tą przyjemność i idź pierwsza. Jeżeli chcesz mogę stać obok ciebie by dodać ci otuchy.

- Dobrze. - pokojówka skinęła głową uśmiechając się do swojej pani po czym sięgnęła po ten rozkładany parawan by go rozstawić dla zapewnienia im prywatności podczas zabiegu.

- Tak. Wąż to ciekawy symbol. Każdy tatuaż ma znaczenie. To przekaz. Ale nie zawsze jest on czytelny na pierwszy rzut oka. Zwłaszcza jeśli chodzi o zwierzęta i bestie. Wiele zależy od kontekstu. - tatuażysta co dotąd był dość gburowaty i mało zachęcający niespodziewanie rozgadał się gdy przyszło do rozmowy o swojej pasji.

- Tak? A wąż jakie ma znaczenie? - zapytała Brena wracając do pozostałej dwójki po rozstawieniu parawanu. Popatrzła na nich oboje, w bok na swoją panią, na dół na siedzącego gospodarza i widocznie mimo wszystko miała trochę oporów by uzewnętrznić swoje wnętrze przed kimś całkiem obcym.

- Różne. Wąż to ukryta siła. Podstęp, coś co nie działa wprost. Tak jak wąż za pomocą swojej trucizny potrafi powalić znacznie większe stworzenie które zdawałoby się powinno go rozdeptać czy rozerwać. - mistrz tatuażu ożywił się gdy zaczął tłumaczyć jedno ze znaczeń takiego tatuażu. Brunetka popatrzyła na niego niepewnie i zaczęła gmerać przy zapięciu swojej ciężkiej sukni.

- No ale ja nie chcę nikogo truć. Jestem pokojówką. Jakby to wyglądało jakby wyszło, że kogoś otrułam? - pokręciła głową na znak, że tego detalu akurat nie do końca aprobuje i ma jakieś zastrzeżenia.

- Chodzi o symbol a nie dosłownie o jakieś trucie tylko ogólnie o odniesienie zwycięstwa nad silniejszym przeciwnikiem. Podobnie wąż jest dyskretny i skryty. Nie ma nóg więc nie zdradzają go kroki. Może się wślizgnąć tam gdzie się go nikt nie spodziewa. - Ink wziął się z tłumaczenie kolejnego aspektu wężowej symboliki a klientka zdecydowała się na rozpięcie sukni. I zsunęła ją z siebie ukazując swoją bieliznę i zgrabne nogi. Schyliła się by podnieść swoją suknię ale, że nie bardzo było gdzie ją powiesić to w końcu rzuciła ją na parawan.

- Dyskretny i skryty? No to może… No staram się by działać sprawnie i usługiwać mojej pani i jej gościom jak najlepiej. - pokojówka zamyśliła się na chwilę chyba próbując dostosować te informacje do swojej osoby i sytuacji.

- No. I wąż to także symbol mądrości. Tajemnicy. Ukrytej wiedzy. Strażnik i nauczyciel pełen tajemnic, niespodzianek i mistycyzmu. Symboliczne dążenie do doskonalenia samego siebie. To długa i kręta droga, tak samo jak kręte potrafi być ciało węża. - gospodarz niestrudzenie dalej objaśniał kolejne znaczenie takiego obranego patrona. To chyba bardziej przypadło pokojówce do gustu bo wydawała się zaintrygowana. A sama zsunęła z siebie bieliznę ukazując swoje intymne okolice i zgrabne pośladki. A sama bielizna wylądowała na rzuconej wcześniej sukni.

- Usiądź tutaj. Wąż to także kusiciel Symbol przyjemności. Zwłaszcza tych skrytych z jakimi nikt się zazwyczaj nie obnosi. Sekretny symbol kochanków, namiętności, hedonizmu i ekstazy. - Ink dalej objaśniał kolejne znaczenie takiego symbolu. To chyba bardziej spodobało się klientce bo Brena zachichotała cichutko gdy usiadła na meblu jaki był czymś pośrednim między małym łóżkiem a dużym fotelem. Pracownica zajęła w niej pozycję na w pół leżącą, na wpół siedzącą i naga od pasa w dół mogła prezentować gospodarzowi i swojej panie swoje wdzięki które miały być ozdobione nowym wizerunkiem.

- To ciekawe. - dziewczyna zaśmiała się cicho chociaż trochę nerwowo próbując ułożyć się wygodnie. Zaś wytatuowany, beznogi mężczyzna spokojnie czekał aż ta się wygodnie ułoży. Sam wziął kawałek materiału ze wzornikiem i oglądał go jakby przymierzając jak to by miało wyglądać już na właściwym miejscu.

- Ty możesz wziąć sobie tamten stołek i usiąść tutaj. - powiedział do Versany jaka miała czekać na swoją kolej a póki co mogła asystować przy tym zabiegu.

- No i to wszystko oznacza ten wąż? - Brena zapytała widząc i pewnie czując jak kawałek materiału ląduje na jej podbrzuszu. A gospodarz palcami jakby mierzył jak przenieść ten wzór na właściwe miejsce.

- To tak ogólnie o wężach. Ten tutaj jest do połowy rozwinięty. To trochę podobne jak miecz czy nóż do połowy wyciągnięty z pochwy. Z jednej strony ostrzeżenie, że zaraz może zostać użyty. Z drugiej to jednak ostrzeżenie ale nie sam atak jak przy obnażonym ostrzu. Samo zwinięcie to tak jakby ktoś przerwał wężowi drzemkę i ten ostrzega o swojej obecności, sile i mocach jakie posiada i może użyć na intruzie. Ale daje mu jeszcze szansę się wycofać albo go przebłagać. - Ink dalej udzielał tego szkolenia na temat wężowej symboliki. A jego niezbyt zgrabne palce przesuwały się po podbrzuszu klientki jakby mierzyły rozmiary i odległości. Niby nic niezwykłego ale na tym intymnym detalu anatomii jakoś budziło erotyczny podtekst nawet jeśli nie było to zamiarem fachowca.

- Ale ja bym nie chciała nikogo atakować. - Brena zgłosiła pewne zastrzeżenie co do tego aspektu.

- To symbol. Ważne jest też umiejscowienia tatuażu. Tutaj to bardzo osobiste i intymne. Przeznaczone tylko dla najbliższych którzy dotrą do tego etapu znajomości. Oznacza śmiałość i bogatą fantazję w sztuce miłości. Nietuznikowość w działaniu, przeciwieństwo rutyny. - mężczyzna ciągną niezrażony by wyjaśnić ten aspekt właściwości węża. W końcu odsunął na bok ten kawałek materiału i wskazał na te planowane miejsce na tatuaż.

- To jak dokładnie chcecie tego węża? Jaki rozmiar? Większy, mniejszy? Im większy tym bardziej to bardziej bezkompromisowe, jest wyraźniejsze, można zrobić więcej detali. No ale zajmuje więcej czasu i zostawia mniej miejsca w tej okolicy na inne rzeczy. - zapytał Ink palcami wskazując kilka przykładowych rozmiarów. Od czegoś wielkości niewiele większej niż kciuk po coś tak dużego, że chyba nie zmieściłoby się pod bielizną czy nawet wystawałoby spod spódnicy albo spodni. Łasica miała coś podobnego do odcisku pięści, położonego centralnie na swoim podbrzuszu. Akurat tak, że czubek głowy mieścił się gdzieś na pograniczu bielizny i raczej poza nią nie wystawał. Ale z tego co pokazywał teraz mistrz od takich robót to mógł to zrobić dowolnej wielkości i rozmieszczeniu. Brena która przecież nie widziała oryginału jaki zainspirował jej panią zerknęła na nią czekając na jakąś podpowiedź.

Ver z dużym zaciekawieniem słuchała całego wykładu związanego z symboliką węża. Nie zdawała sobie chyba nawet do końca sprawy z tego ile znaczeń ma ten mały i niepozorny gad będący symbolem samego Slaanesha. Każde z nich jednak oddawało w pewnym sensie nature zarówno samej wdówki jak i jej kochanki.

- Hmmm… - chwilę musiała się zastanowić gdyż mistrz zaskoczył ją tym w gruncie rzeczy dość oczywistym pytaniem - Tak jak pan wspominał. Tatuaż będzie dość intymnym symbolem nieprzeznaczonym dla oczu wszystkich. Dlatego też myślę, że nie powinien być większy niż powiedzmy... cytryna. - jakoś wielkość cytrusa wydała się jej najodpowiedniejsza. Ostatecznie dziara Łasicy jak na gust Versany była ciut za duża. Wdowa z reszta nie mogła sobie pozwolić na tak duża swobodę jak jej kochanka. Była w końcu kobietą interesu bywającą dość częstym gościem w kręgu znamienitych osobistości, za którymi nie do końca przepadała. Fakt był jednak faktem i nie mogła sobie pozwolić na przekraczanie pewnych granic i norm.

- A to będzie bolało? - zapytała niepewnie obnażona od pasa w dół dziewczyna patrząc jak gospodarz przyjął do wiadomości adres i rozmiar tego zamówienia po czym wziął jakieś narzędzie w dłoń i zaczął się miarkować do tej roboty.

- U każdego jest inaczej. Zależy jaki kto ma próg bólu. - powiedział Ink zaczynając stawiać pierwsze kreski na delikatnej skórze podbrzusza młodej dziewczyny. Ta zacisnęła zęby jakby spodziewała się nie wiadomo jakiego bólu. I pewnie dlatego gdy go nie zaznała trochę się nawet zdziwiła.

- Nawet nie boli tak bardzo. - powiedziała na przemian wpatrując się w sufit to znów nieco unosząc głowę by spojrzeć co mistrz tatuażu wyczynia.

- To na razie rysik. Muszę zrobić wzór. Za chwilę będzie igła. - wyjaśnił starszy mężczyzna znów skoncentrowany na swojej pasji. Versana siedząc z boku miała nieporównywalnie lepszy punkt widzenia od Breny. Dlatego widziała jak kreska, po kresce na podbrzuszu jej pracownicy pojawia się znajomy już wizerunek węża z uniesionym łbem. Ink go rysował równie sprawnie jak jakiś malarz swój obraz na płótnie. W końcu gdy skończył wizerunek był gotowy. Zaczekał jeszcze czy któraś z pań ma jeszcze jakieś poprawki czy życzenia co do tego szkicu zanim weźmie igłę w dłoń i przystąpi do utrwalania tych kresek na skórze.

- Cudo. - podsumowała widząc zarys dzieła, które lada moment miało pojawić się na delikatnej skórze rudzinki - To co Breno? Może napijemy się pod ten szczególny moment? - pytanie kierowała do swojej pracownicy jej oczy jednak spoglądały to na młodą służkę to na starszego żeglarza - Gospodarzu masz może w zanadrzu jakąś butelczyne? Wraz z mą PRZYJACIÓŁKĄ… - brunetka wyraźnie podkreśliła to słowo spoglądając w tym samym czasie na młodziutką pieguskę - przepłukały byśmy gardło. Wiem pan. Tak na odwagę.

- Tam coś powinno być. - gospodarz machnął ręką w stronę jakiegoś regału i tam wśród różnych skrzynek, pojemników z pędzlami i barwnikami stała jakaś butelka czegoś do picia. A Brena wydawała się być wzruszona i ucieszona tak bardzo, że aż nie wiedziała co powiedzieć. Chętnie za to golnęła sobie dla odwagi gdy jej pani i jak się okazało także przyjaciółka wróciła z butelką. Płyn okazał się dość mocny i smakował wiśniami. Pewnie jakaś nalewka. Ink pokiwał głową no ale w końcu gdy klientka się znów zajęła swoją wymaganą przez niego pozycję przystąpił do pracy wbijając igłę w delikatną skórę. Brena trochę syknęła zaciskając mocniej zęby ale dzielnie znosiła to kłucie. Zaś mistrz tatuażu bez okazywania zbędnych emocji poza skupieniem raz za razem nakłuwał narysowane wcześniej rysikiem linie zmieniając chwilowy rysunek w coś co miało pozostać już do końca życia.
 
Pieczar jest offline  
Stary 29-08-2020, 09:00   #65
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
2519.I.14; Konistag (6/8); południe


Z początku natłok słów wypowiadanych przez Łasice wprowadził wesoła wdówkę w oszołomienie. Myślała, że to Theo jak przystało na halfinga i Impresario mówił szybko i dużo. Myliła się jednak. Seksowna kultystka w skórzanych spodniach w tym momencie biła go na głowę i to kilkukrotnie. Chwilę potrwało nim brunetka ułożyła sobie w spójną całość wszystko co rzekła do niej koleżanka. Zaś fakt, iż jej dłoń grzała się między udami wyjątkowo dziś wygadanej przyjaciółki wcale nie ułatwiał kompletowania tej układanki.

- Też się cieszę, że cię widzę. - przywitała się wciąż lekko skołowana - Cieszę się również, że poradziłaś sobie wczoraj w nocy z Bydlakiem. Postaram się jak najszybciej odwdzięczyć za to poświęcenie. Rzecz jasna z nawiązką. - zalotny uśmieszek rozpromienił twarz kultyski. Zaś palce u dłoni, którą trzymała między udami koleżanki wykonały sprawny manewr lądując kapkę wyżej. Gdyby nie skóra, z której wykonane były spodnie Łasicy. Ver z pewnością wyczułaby wilgoć pod opuszkami.

- A skoro jesteśmy już przy Kurtcie. - dłoń wesołej wdówki wciąż pieczołowicie pracowała poniżej poziomu ławy - Mówił coś o naszym czworonożnym przyjacielu? Jak się on w ogóle czuł dziś rano? Myślisz, że dojdzie do siebie? Niczego mu nie potrzeba? - tym razem to brunetka zasypała swoją coraz to weselszą przyjaciółkę gradem pytań. Los Dwógłowego psa nie był jej obojętny. W jakiś niewytłumaczalny sposób od pierwszej chwili poczuła z nim swoistą więź. Prócz tego zwierzak był pewnego rodzaju inwestycją. Ver zaś wciąż pozostawała człowiekiem interesu. Stąd też to przejęcie, które nagle zawitało w głosie długowłosej brunetki.

- Gdybym tylko mogła zapewnić mu tak dobrą opiekę jaką ma Kornas. - z delikatnym rozżaleniem określiła swoją bezradność w aktualnej sytuacji - Właśnie. Kornas. Chciałaś wiedzieć co u niego. Dobrze pamiętam? - zadumała raczej retorycznie. Nie była jednak już pewna czy takowe pytanie padło z ust Łasicy, która poruszył dzisiaj dość sporo tematów.

- Ma się nie najgorzej. Wiesz. Złego diabli nie biorą. - zachichotała rozbawiona własnymi słowami - Leży w pokoju pod czujnym okiem poczciwej Grety. Lepiej trafić nie mógł. Z reszta na nim zawsze wszystko goiło się jak na psie. - podsumowała raczej bez emocji. Eunuch nie pierwszy raz dostał po pysku. Za każdym razem jednak lądował na cztery łapy. Tak było i tym razem. Stara gosposia na szczęście przywykła do takich ekscesów. Ver zaś żyła już w przeświadczeniu, że każdorazowo taka sytuacja robi z jej ochroniarza coraz to większego twardziela i pomimo, że zawartość jego spodni świeciła pustkami. Pod tym względem był dużo bardziej męski od większości facetów w Neus Emskrank.

- Ty lepiej powiedz mi jak widzisz dalsza współpracę i rekrutację swojej nowej ulubienicy złotko? - zapytała humorystycznie z dużą dawką sarkazmu w głosie.

- Norma? No ja jestem jak najbardziej za. Nie wiem czy ci mówiłam ale uważam, że powinniśmy zwerbować więcej dziewczyn. Zwłaszcza młodych i ładnych. A nasza nowa koleżanka nadaje się idealnie. - gdy temat wrócił do wojowniczki z północy Łasica zaczęła od swojego standardowego tekstu o werbowaniu kobiet i nie ukrywała, że na Normę by miała ochotę, chrapkę i w ogóle jest jak najbardziej za. I pewnie dlatego przysunęła się jeszcze trochę bliżej koleżanki i sięgnęła dłonią pod stół. Tam na swojej ogrzewanej udami dłoni Versana poczuła jej dłoń. Jak chwilę gmerała przy swoich spodniach.

- Ale tak naprawdę to nie bardzo mam pomysł. Jak ona nie mówi po naszemu a my po ichniemu to się same nie dogadamy. Będziemy musiały korzystać z usług Dimitra. No a on nas nie zostawi z nią samych. A nawet jak nas zostawi to wiele jej nie powiemy ani ona nam. - widocznie Łasica też miała okazję przemyśleć ich kontakt z Norsmanką i też miała dylemat jak to ugryźć. Bariera językowa wydawała się mocno utrudniać wszelką komunikację.

- Na początek to bym tam poszła i ją umyła. Opatrzyła rany jeśli jakieś ma. Tak by ich i ją w ogóle oswoić ze sobą. A potem nie wiem. Zobaczy się. - łotrzyca wzruszyła ramionami na znak, że tutaj nie bardzo ma zbyt sprecyzowany plan i stawia na sztukę improwizacji.

- A! Rano załatwiłam sobie wejście do van Hansenów! - obwieściła niespodziewanie gdy przypomniała sobie i o tej wieści chwilowo przyćmionej przez te inne wczorajsze wydarzenia. Może jakoś tak dlatego, że sama ułatwiła dostęp do siebie rozpinając w końcu guzik swoich spodni a sama wyjęła dłoń koleżanki ze swoich ud i troskliwie zaczęła ją sprawdzać jakby się chciała upewnić czy wszystko z nią w porządku.

- Dziś rano był tam nabór do dodakowej obsługi na ten bal co jest jutro. Więc poszłam. I postarałam się być przekonywująca. - łotrzyca uśmiechnęła się kpiąco. Po czym całkiem chętnie zaczęła demonstrować jak to mogło wyglądać rano.

- Bardzo, bardzo mi zależy na tej pracy. - powiedziała nieco się pochylając i jednocześnieje zbliżając twarz do rozmówczyni. Z bliska wyglądała bardzo przyjmnie. Jak taka młoda, ładna dziewczyna w wielkiej potrzebie którą tylko rozmówca może wybawić z opresji. - Jestem nowa w tym mieście, nikogo nie znam. Dopiero się urządzam. Ale jestem pracowita i mogę się podjąć każdej pracy. Naprawdę każdej. - głowa Łasicy potulnie obniżyła się jeszcze bardziej tak że znalazła się tuż przy trzymanej dłoni swojej dobrodziejki. I wciąż mówiła z pełną prośbą wymalowanej na ładnej twarzy. Jakoś tak mówiła o tej pracy, że skojarzenia budziły się dość jednoznaczne. Zwłaszcza jak się dało na palcach wyczuć gorący oddech z jej ust. - Potrafię się odwdzięczyć. Nie zawiedziesz się pani jak mnie przyjmiesz na służbę. - zakończyła całując dłoń swojej rozmówczyni ale jakoś jej usta nie bardzo chciały się odsunąć od palców. A nawet zaczęły przesuwać się po tych palcach wciąż prosząco patrząc na twarz właścicielki.

- No! Tylko tam był jakiś stary cap a nie jakaś taka ślicznotka jak ty. Ale to dobrze! Jakoś nie wiem jakim sposobem ale przyjął mnie do grupy. A potem kazał mi zostać by udzielić odpowiednich instrukcji. No więc jak już mi ich udzielił jak byłam oparta o stół albo na kolankach to kazał mi przyjść jutro rano. To postaram się aby przy kolejnych instrukcjach kierował mnie jako kelnerkę do obsługi gości. Kto wie? Może jak się uda to mnie przyjmie nie tylko na ten bal? - zaśmiała się wesoło i beztrosko opowiadając o tych swoich porannych przygodach i zamiarach z jakich pewnie żadna szanująca się kobieta nie byłaby dumna i nie powinna opowiadać tak lekko.

- A Bydlak no żył jeszcze jak rano wychodziłam. Kurt wiele mądrego nie powiedział. Ot, że jest w kiepskim stanie, nie wiadomo czy się wyliże i skąd go mam. To akurat to wiedziałam i bez niego. - koleżanka znów wróciła do rozmowy na wczorajsze tematy. I znów wróciła do ogrzewania zmarzniętych dłoni koleżanki swoimi udami kierując je tam ponownie. Tylko teraz tak bardziej w tą szczelinę jaka powstała po rozpięciu guzika. Chociaż sznurki nadal nie pozwalały na swobodny dostęp do wnętrza.

Teatrzyk w wykonaniu Łasicy zdecydowanie przypadł do gustu Versany, która chętnie do niego dołączyła starając się jedną ręką rozplątać sznurki uniemożliwiające dalszą eksplorację spodni rozochoconej koleżanki. Pomimo, że działała po omacku. Szło jej to dość sprawnie.

- Zastanawia mnie jedno. - mówiła w sposób nie zdradzający tego co majstrowała pod blatem - Kilka dni temu wspomniałaś o rozbitej pod miastem norsmańskiej łodzi. Zaś wczoraj grupa dość podejrzanych typów wystawia do walki nie mówiącą w naszym języku kobietę, która już z daleka wygląda jakby przybyła tu zza morza. - zrobiła delikatna pauze gdyż węzeł, który trzymał spodnie Łasicy zaczął powoli puszczać - Nie odnosisz wrażenia, że to dość dziwny zbieg okoliczności? - zadumała podsumowywując swoje spostrzeżenia - A tak w ogóle to wiesz kim jest ten cały Dimitr i ci jego koleżcy? - zapytała swej uroczej koleżanki, która bez wątpienia posiadała obszerniejszą wiedzę na temat ulicznego życia - Mówili, że mieszkają tu od dawna i z tego co pamiętam wspominali również o tym, że Norma jest zupełnie nowa w mieście. - patrzyła głęboko w oczy swej kochanki chcąc dostrzec jej reakcję na luzujący się u spodni sznurek - Wracając zaś do van Hansenów i tej wrednej smarkuli. Myślę, że mam pretekst pod, którym udałoby mi się wyciągnąć tą gówniarę na rozmowę w cztery oczy. Resztę scenariusza z resztą już chyba znasz. - kończąc swą wypowiedź Versana nachyliła się nad uchem koleżanki wsuwając przy okazji rękę za krawędź jej spodnie - Pobawimy się więc dzisiaj w kamerdynera i młodą służkę? - zapytała zalotnie przygryzając następnie dość mocno małżowinę kochanki.

- Ohh… - przyjaciółka przyjmowała słowa i manewry partnerki z zauważalną przyjemnością. Ale gdy na koniec Versana złożyła jej kuszącą propozycją jęknęła z zawodu i żalu. - Bardzo, bardzo, bardzo bym chciała. Nie mogę się doczekać tej zabawy w twoją osobistą kelnerkę, służkę i pokojówkę. - powiedziała biorąc wolną dłoń koleżanki i całując ją czule. Nie odsunęła jednak dłoni od swych ust tylko dalej przyjemnie podrażniała nimi palce koleżanki.

- Ale muszę się zabrać za te kazamaty. Tak zeszło cały tydzień, jutro mamy spotkanie no nie chciałabym przyjść z pustymi rękami. I dziś na wieczór zaplanowałam sobie wycieczkę. Mam nadzieję, że ci dobrodzieje w bramie przyjmą na wieczerzę zziębniętą dziewuszkę co niestety nie ma przy sobie ani grosza ale na pewno chętnie się odwdzięczy tym wspaniałym rycerzom za ich gościnę. I może zapewni sobie możliwość powrotu w przyszłości. Chociaż wolałabym się odwdzięczać tobie. - łotrzyca mówiła z żalem znów trochę uderzając w ten ton bezbronej ślicznotki w opałach gotowej się wdzięczyć za okazaną dobroć. No ale widocznie obawiała się pokazać jutro Starszemu i reszcie na oczy bez choćby próby zbadania tajemnic kazamat. Ale odmówić jej było ciężko jakby wreszcie trafiła się okazja na wspólną zabawę jaka ominęła je wczoraj no ale na porę wieczerzy miała już plany.

- A z tą Normą… - koleżanka ze zboru nieco zmieniła pozycję. Przybliżyła się do niej jeszcze bardziej, tak, że trochę bokiem a trochę już plecami opierała się o tors Versany. A tej w takiej pozycji łatwiej było majstrować w rozpiętych spodniach koleżanki. Co ta przyjmowała z pełną aprobatą i ekscytacją.

- Myślę, że coś może być na rzeczy. Ciekawe jak się dostała do miasta. I czy jak to z tej łodzi to czy ktoś jeszcze ocalał. - wzruszyła ramionami biorąc dłoń koleżanki i kładąc ją sobie na przodzie koszuli. Pod tym materiałem dało się wyczuć całkiem przyjemne w dotyku kształty.

- A tego Dymitra to słabo kojarzę. Właściwie w ogóle. To jakieś chmyzy. Nie wiem skąd oni wytrzasnęli tą Normę. - pokręciła swoją głową na znak, że ta grupka jaka wystawiła wojowniczkę z północy nie wydaje jej się jakimiś istotnymi graczami w grze cieni półświatka. Dlatego dziwiło ją powiązania z obcą wojowniczką.

- A z Froyą jak masz pomysł jak ją urwać gdzieś na chwilę to próbuj. Ja to tam nie wiem czy trafię. A jak trafię to czy będę w odpowiednim miejscu i czasie. To już twoja głowa by w odpowiednim momencie wezwać odpowiednią służkę. - mimo wszystko Łasica chyba miała na razie dość mętne pojęcie jak to ma wyglądać jutrzejsze spotkanie w rezydencji van Hansenów. Na razie udało jej się dostać do dodatkowej służby na jutrzejszy koncert. W końcu nieco odwróciła głowę do koleżanki i obdarzyła ją filuternym spojrzeniem oraz kpiącym uśmieszkiem. - Chyba nie muszę mówić, że wszelkie panie i panny z dobrych domów, zwłaszcza te nietuzinkowej urody, to mają wszelkie prawa by oczekiwać od swojej służby bezwzględnego posłuszeństwa i spełniania wszelkich zachcianek i fantazji? - zapytała śmiejąc się z wesołą beztroską i głaszcząc koleżankę po policzku czułym gestem. Ich swobodne zachowanie zaczynało przyciągać uwagę przy okolicznych stolikach gdzie dominowali mężczyźni. Więc na dwie chichoczące sikoreczki zerkali coraz częściej.

- Rozumiem. - odparła chłodnym tonem - Wczoraj ja wystawiłam ciebie więc dziś ty wystawisz mnie. W takim razie jesteśmy kwita. - moment później jednak roześmiała się dając tym samym znać, że to tylko niewinne żarty - Jeżeli zaś chodzi o kazamaty. Bądź prosze ostrożna. W ciągu kilku ostatnich nocy poznałam dość blisko paru tamtejszych klawiszy. - mimo uśmiechu na twarzy jej głos był zdecydowanie poważny - I mówiąc wprost. Od zwykłych karczemnych szumowin odróżnia ich tylko wykonywany przez nich zawód. Hmmm… - zadumała przez moment - Może potrzebujesz pomocy? - pytanie raczej mimowolnie cisnęło się jej na język gdyż chwilę później poddała je wątpliwości - Chociaż nie wiem czy to dobry pomysł. W końcu te chłyski już poznały Ide i mogą zacząć coś podejrzewać. Sama jednak zdecyduj ale pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć kochaniutka. - kończąc zdanie wyciągnęła dłoń ze spodni uroczej i wiecznie niezaspokojonej przyjaciółki. Nie czyniła tego jednak jej na złość. Po prostu lubiła podgrzewać atmosferę do czerwoności by chwile później wszystko uciąć. Tak jakby nic się nie stało. Obraz złości, rozczarowania a zarazem pożądania i rozochocenia, który w takim momencie malował się na twarzach kochanek bądź kochanków sprawiał wdowie dziką radość. Lubiła panować nad sytuacja w takim samym stopniu jak kusić.

- Wracając zaś do Normy i tych pseudo kolegów. - zmieniła temat tak szybko jak potrafi zmienić się pogoda o tej porze roku - Może warto zaproponować jej pomoc w odnalezieniu kompanów? - ta myśl dojrzewała już jakiś czas w głowie kultystki - A jednego z panów zabrać w ustronne miejsce. Wiesz. Znam pewien magiczny sposób dzięki, któremu wyśpiewałby nam wszystko co chciałybyśmy wiedzieć. - zachichotała złowieszczo - Coś mi mówi, że Dymitr długo by się nam nie opierał. Szczególnie gdybyśmy wcześniej wszyscy przepłukali gardła odrobiną alkoholu. - dłoń, którą chwilę wcześniej wyciągnęła z rozporka Łasicy powędrowała wzdłuż jej brzucha docierając aż do sutków. Ich twardość była dość dobrze wyczuwalna nawet przez odzienie wierzchnie. Na miejscu jednak palce nie skupiły się na pieszczotach. Wdowa uszczypnęła pierś kochanki i momentalnie zabrała stamtąd rękę.

- A co do tej rozpieszczonej blondyneczki. - właścicielka kamienicy nie ukrywała swojej niechęci do najmłodszej z rodu van Hansenów - Myślę, że jakoś sobie poradzimy. Będziemy musiały mieć się na oku i tyle. - plan wdowy po Mortezie nie był zbyt skomplikowany. Wierzyła jednak w jego powodzenie. Tak jak wierzyła w to, że Froya odwiedzała "Arenę".

~ Przecież sen nie mógł kłamać ~ pomyślała gdy jej myśli skupiły się wokół złotej monety dostrzeżonej wpierw w dłoni sztywnej szlachcianki a następnie wśród wypłacanej przez Pietro doli.

- To co? - zapytała zszokowanej jej czynem przyjaciółki - Napijemy się czegoś? Czy będziemy tak o suchych pyskach siedzieć?

Dopiero co obie kobiety zaczęły rozglądać się w poszukiwaniu kelnerki aby zamówić u niej dzban zimnego piwa. Gdy nagle mosiężne zawiasy ciężkich dębowych drzwi wejściowych zaskrzypiały zwracając w swoim kierunku głowy wszystkich zebranych w karczmie gości. Silny podmuch arktycznego powietrza zdecydowanie rozrzedził gęstą i zakopconą atmosferę wewnątrz gospody. Wraz z nim do środka wdarł się również słup ostrego, słonecznego światła w pierwszej chwili oślepiając obie kultyski. Chwilę trwało nim ich źrenice przywykły do takiego stanu rzeczy. Gdy jednak to nastało ich oczom ukazali się sprawcy tego zamieszania. Okazali się być nimi Dimitr wraz z dwoma kompanami, których czy to za sprawą wczorajszej aury, czy to ze względu na kaptury, które każdy z gości areny zaciągnięte miał na głowę kobiety nie kojarzyły. Mężczyźni chwilę rozglądali się po izbie wyraźnie czegoś bądź kogoś szukając. Lecz po kilku chwilach uważnego przeczesywania wzrokiem lokalu jeden z nich dostrzegł siedzące obok siebie brunetki, niezwłocznie informując o tym pozostałych dwóch, którzy szybko odwrócili w tym samym kierunku swoje głowy. Następnie zamienili ze sobą kilka słów i ruszyli ku samotnie siedzącym paniom.

- Dzisiaj wieczorem to chyba pójdę sama. Chyba, że mnie nie wpuszczą to wtedy bym była cała twoja na twoje rozkazy i gotowa do spełniania twoich życzeń. Bo w środku nocy to pewnie wolałabyś spać jako uczciwa kobieta interesu niż tresować jakieś nocne ladacznice do samego rana prawda? - Łasica rzuciła szybko na siedzącą obok koleżankę łase spojrzenie okraszone niewinnym uśmieszkiem gdy jeszcze miały chwilę zanim ci trzej się naradzą i do nich podejdą.

- A z tymi tutaj to nie wiem jeszcze. Nawet jak z tym szukaniem tak jak mówisz to i tak by trzeba z nimi, same się z nią nie dogadamy. - rzuciła jeszcze szybko zajmując już bardziej przyzwoitą pozycję gdy ci trzej nowi znajomi z wczoraj podeszli do ich stołu.

- Pochwalony. - Dymitri przywitał się tradycyjnie szybko przesuwając się szybko po sylwetkach obu siedzących za stołem brunetkach. Trochę miał minę jakby nie był pewny czy się dosiadać czy na szybko załatwić sprawę.

- Pochwalony! I jak nasza dzielna wojowniczka? Żyje? Tylko nam nie mówcie, że nie. Mamy mydło, zioła, ręczniki, miód i tak dalej. Wkurzyłabym się jakby nam nasza bohaterka zastukała do bram Morra. - Łasica rozochocona wcześniejszą rozmową żwawo i z werwą skierowała rozmowę na właściwy temat zerkając wesoło to na całą trójkę mężczyzn to na siedzącą obok koleżankę.

- No tak, żyje jeszcze. Ale kiepsko wygląda. Ale chyba się z tego wyliże. - trochę trudno było powiedzieć czy mężczyzna mówi jak jest czy raczej jak ma nadzieję, że jest. Ale los wojowniczki z północy wydawał się go troskać. Teraz Łasica spojrzała na Versanę by sprawdzić jak ta ma zamiar rozegrać dalej to spotkanie, załatwić coś na miejscu czy nie przedłużać i pójść z nimi do Normy.

Właścicielka kompani skinęła głową witając tym samym przybyłych mężczyzn. Uśmiech jak zwykle nie znikał z jej słodkiej twarzyczki.

- Tak z pustymi rękami do dam? - wesoła wdówka zażartowała puszczając zalotne oko w kierunku Dimitra - A tak wiele się mówi na temat zwyczajów panujących na wschodzie. - dodała delikatnie wzdychając.

- No chyba mieliśmy iść do nas. - Dymitri zmarszczył swoje grube brwi jakby nie tego się spodziewał po tym spotkaniu. Jego dwaj towarzysze spojrzeli po sobie, po nim i w końcu znów na dwie siedzące za stołem kobiety. Mogło tak być bo każdy z nich co najwyżej zdjął z głowy kaptur albo czapkę jakby spodziewali się, że weszli do środka tylko na chwilę.

- No ale jednego wypić można prawda? Tak na dobry początek. - Łasica zapraszająco uniosła dzban z jakiego do tej pory obie korzystały i pomachała nim zachęcająco.

- No jednego można. - zgodził się Dymitri podchodząc bliżej ale, że panie miały do tej pory tylko po jednym kubku dla siebie to koleżanka Versany zaczęła mu polewać do własnego kubka.

- Człowiek nie wielbłąd. Napić się musi. - rzuciła żartobliwie zasłyszane gdzieś wcześniej powiedzonko - No i jednego nie wypada. Ponoć wtedy można okuleć. - dodała podśmiechując się delikatnie - Co się najczęściej pija u was na wschodzie?

- Na wschodzie? My jesteśmy stąd. Tutejsi. - Gieorgij trochę się zdziwił tym pytaniem gdy tak jeszcze moment wahali się co zrobić i powiedzieć.

- Właściwie to nam się nie spieszy. Jak Norma do rana nie skipiała to chyba jedną kolejkę też zaczeka. - stwierdził w końcu Dimitri który widocznie był głową tej trójki. Rozpiął swój kożuch i usiadł po drugiej stronie ławy sięgając po podany przez Łasicę kubek. Na chwilę wszyscy zamarli gdy sama łotrzyca przenikliwie zagwizdała na palcach zupełnie jak to zwykle mężczyźni czynili. A gdy kelnerka spojrzała w jej stronę dała znak by podeszła.

- I słusznie, słusznie, poznamy się lepiej a nie tak na łapu capu jak wczoraj. - dziewczyna o granatowych włosach zaaprobowała ich decyzję z uśmiechem ich witając przy stole. A trójka gości rozsiadła się wygodnie czekając aż kelnerka przyjdzie po zamówienie. I ta faktycznie przyszła prawie od razu.

- Wasz kislevski dialekt musiał mnie zmylić. - odparła prostując nieporozumienie - Zaś co do waszej koleżanki. To kto się nią teraz opiekuje? - wtrąciła zapytanie mimochodem - W sumie jak już jesteśmy przy niej. Zdrowie Normy!
 
Pieczar jest offline  
Stary 29-08-2020, 10:16   #66
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Po śladach idą Strupas, znajdą nas!

Strupas sam to wiedział. Wiedział też że ucieczka przez śnieg nie ma sensu. Natomiast drzewo było hojnie obdarzone gałęziami, wystarczyłoby się wspiąć na odpowiednią wysokość... jakoś nie wyobrażał sobie jak tamci mieliby za nim podążyć, racice do wspinaczki się nie nadawały. Będą próbowali go ściągnąć, ale powinna zadziałać trucizna. To tylko kwestia czasu...

Zaczął się wspinać. Z drugiej strony drzewa, tak by nie było go widać.

Strupas wspina się wybierając łatwą drogę (tak z +10%).
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 29-08-2020, 16:35   #67
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 - 2519.I.14; knt (6/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Drewniana; karczma “Dwie belki”
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); południe
Warunki: cisza, ciepło, jasno, gwar karczmy na zewnątrz jasno, sil.wiatr, drobny śnieg, arktycznie


Versana


Gdyby żyli w idealnym świecie to plan młodej wdowy zakładał, że cała trójka mężów, da im się wyrolować bez żadnych konsekwencji czy ryzyka. Dymitri da się upić, zaciągnąć we dwie do pokoju na piętrze a tam zanim coś by się działo to Versana go zahipnotyzuje i jej wyśpiewa to co chce po czym grzecznie zapomni o wszystkim. Niestety dla Versany i jej planu nie żyli w idealnym świecie. Problemy z wykonaniem tego planu pojawiły się dość szybko.

- Chcecie nas upić? - parsknął na poły z rozbawieniem na poły z niedowierzaniem Gieorgij. No zabrzmiało jak żart. Ale jednak obie panie nie wymigały się od tego by tylko panowie wlewali w siebie trunki. I nawet jak piły znacznie oszczędniej od nich to jednak przy kolejnych zamówieniach efekty zaczynały być widoczne.

- No ale ja si mófię no… Czemu mnie nie słuchasz? No do siebie mófię no… - najmłodszy z całej trójki mężczyzn po tych paru kolejkach miał już wyraźnie w czubie. Ale z całej piątki tylko on aż tak wyraźnie się chwiał wywołując wesołość pozostałej piątki.

- Muszę was ostrzec. Robi się ze mnie straszna zdzira jak się napruję. Puszczam się z kim popadnie. Kiepski ze mnie materiał na matkę i żonę. - Łasica pozwoliła sobie na szczere wyznania przy kufelku. Jak były szczere to Versana i reszta nie byli do końca pewny. Chociaż na ile młoda wdowa zdołała poznać koleżankę no to może i nie całkiem był to żart. W każdym razie jej wyznania wywołały tylko dziką radość u pozostałych dwóch gości bo dziewczyna o granatowych włosach też już miała całkiem mokre i gorące spojrzenie wskazujące, że jest już w stanie wskazującym. Czy Łasica tak świetnie udawała czy jakoś dzisiaj miała słabszy dzień na takie pijatyki, że nawet to co wypiła już nią tak zaszumiało to nie było do końca wiadomo.

- Oh, wiesz, chyba to nie jest aż takie straszne do przeżycia. - zaśmiał się Dymitri razem z Griegorijem. Obaj chociaż pili znacznie częściej i więcej od nowo poznanych koleżanek to coś to picie słabiej działało na ich głowy i języki. Owszem, zrobili się wesolutcy i przystepni ale to tyle. Czy to by wystarczyło do planów Versany tego ta nie była pewna.

Sama wdowa oszczędzała się jak mogła z tym piciem by zachować trzeźwą głowę, osąd i tak dalej. W końcu miała konkretne plany i na tą dalszą znajomość i późniejszy jej ciąg u tych węglarzy. Ale jednak te kufle też już zaczynały na nią działać. Nie była przyzwyczajona do regularnych pijatyk i nie była pewna ile jeszcze takich kolejek zdzierży. Na razie to picie ograniczało się do przyjemnego rozluźnienia ale już pod czaszką pojawił się ostrzegawczy, lekki szmerek zapomnienia.

- No to co? Olaf to Gieorgij popilnujesz tu Olafa a my szybko skoczymy na pięterko co? - zaproponowała wesolutka Łasica. By mówić wyraźnie oparła swoje łokcie o stół tuż przed Gieorgijem. Dzięki czemu on i jego kolega mógł swobodnie zerkać w jej zachęcająco rozpięty dekolt. A Dimitri to trochę nawet miał przyzwoity wgląd na jej zgrabny, boczny profil i elegancko wypięty kuperek. Chociaż najlepszy wgląd na ten kuperek to miała Versana bo miała go dosłownie na wyciągnięcie ręki. W końcu jej kumpela siedziała obok niej nim się tak zachęcająco nie wyeksponowała swoich wdzięków przy tym stole. A jej propozycja była jak najbardziej sensowna. Na pewno gdyby Dymitri miał dzielić uwagę na nie obie to by to znacznie ułatwiło robotę hipnotyzerce. Zwłaszcza, że jej koleżanka potrafiła być bardzo absorbująca.

- Olafowi nic nie będzie. Popilnuje nam stołu. Idziemy razem albo w ogóle. - Gieorgij nie zamierzał zostać z nawalonym kolegą podczas gdy obie chętne i wesołe dziewczyny pójdą sobie z jego mniej wstawionym kolegą w oczywistym celu na pięterko. Mógł się zgodzić jeśli sam też by w tym uczestniczył. Takie wyjście jednak chociaż absolutnie nie przeszkadzało we wzajemnej integracji o jakich była mowa to jednak mogło mocno pokrzyżować plany Versany.

- Ale ty jesteś marudny… - Łasica pokręciła głową z niezadowoleniem. - To może ja pójdę z tobą a wy pójdziecie razem? A wiecie, że ta Norma to bardzo ładna jest? Myślicie, że bierze branki? Jak jest po kislevsku branka? - łotrzyca dalej kusiła swoimi wdziękami podanymi na stole i szybko przeskakiwała z tematu na temat. Gdyby nie dało się wyciągnąć Dymitra we dwie no to jeszcze można było spróbować na dwie pary.

- “Dobycza” to taka zdobycz. Albo “triofiejka” to coś jak u nas trofeum. - Gieorgij odpowiedział po chwili zastanowienia gdy pewnie szukał w myślach odpowiednich słów. Okazało się, że był w pół Kislevitą po ojcu co przypłynął to na jednej z kislevskich czajek. Ale on sam już urodził i wychował się tutaj więc bardziej poczuwał się do imperialnych niż kislevickich korzeni no ale jednak język ojca znał dość dobrze.

- Albo “yasir”. To takie branie w niewolę. - Dymitri dorzucił coś od siebie z czym kolega się zgodził.

- Ładnie. Yasir. Triofiejka. Podoba mi się. - uznała wypięta Łasica gdy chwilę mrużyła oczy i szukała natchnienia w suficie. - No ale to co robimy teraz? Nie możemy tu spędzić całego dnia. - mimo wypitych kufli łotrzyca jeszcze całkiem trzeźwo orientowała się w planach na drugą połowę dnia i wieczór jakie miały z Versaną co dawało niezłe pole manewru na zbliżające się popołudnie ale też nie mogli poświęcać nie wiadomo ile czasu. Gdyby miały czekać aż kolejne kolejki urobią obu nowych kolegów jeszcze bardziej powinni posiedzieć tu jeszcze trochę zanim by doszli do opcji pokoju na pięterku. Ale też i nie było pewne jak one same zniosą tą próbę. Łasica chyba nie do końca udawała, że robi się troszkę wstawiona. Mogli przejść do tej opcji od ręki ale trzeba by brać co jest i jakoś lawirować pomiędzy opcjami gdzie ta optymalna, czyli one dwie na Dymitra, wydawała się najtrudniejsza do osiągnięcia. No albo sobie darować te pokojowe opcje i przejść do odwiedzin u Normy.

---


Mecha 20

Pijatyka: Versana: Kostnica 34 > m.suk = troszkę szumi ale daje radę; mod 0

Pijatyka: Łasica: Kostnica 89 > m.por = troszkę się chwieje; mod -10

Pijatyka: Dymitri: Kostnica 37 > remis = minimalne, ot taki tam szmerek; mod -5

Pijatyka: Gieorgij: Kostnica 42 > remis = minimalne, ot taki tam szmerek; mod -5

Pijatyka: Olaf: Kostnica 91 > śr.por = średnie, bo tu się wszystko buja… ; mod -15


---



Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; leśne pustkowie
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); południe
Warunki: jasno, drobny śnieg, sil,wiatr, arktycznie


Strupas



Nawet po tych łatwych gałęziach drzewa Strupasowi w tej nerwowej sytuacji nie było wspiąć się łatwo. Za bardzo się spieszył a może to te gałęzie nie były tak całkiem łatwe jak mu się zdawało. Albo ten wiatr co tak bujał wszystkim to także tym drzewem mocno utrudniał wszystko. Ale jednak wspiął się na ile dał radę na czubek drzewa. No ale nie przeszło to nie zauważone. O ile wcześniej nie był pewny czy rogacze go dostrzegli, wywęszyli czy usłyszeli to gdy się wspinał po tych gałęziach już mógł być tego pewny.

Usłyszał ich krzyki i zobaczył jak wskazują włóczniami gdzieś w jego kierunku. Po czym z okrzykami łowców ruszyli ku zwierzynie rozpoczynając ukochane dla siebie łowy. Nawet śnieg zdawał się ich nie powstrzymywać rozpryskiwali go na boki jak wodę zbliżając się do drzewa jakie Strupas wybrał na swoją kryjówkę.

Ale tutaj w grę wszedł niespodziewany element. Łoś wyskoczył ze swojej kryjówki, pokrzyczał coś i pomachał swoją włócznią. To dość mocno zaskoczyło rogatych. Zatrzymali się niezdecdyowani czy kontynuować parcie do drzewa czy odpowiedzieć na nowe zagrożenie. I chyba wyzwanie słane im przez innego rogatego wygrało bo najpierw dwóch ruszyło w kierunku rogatego odmieńca a trzeci jeszcze chwilę się wahał czy nie doskoczyć jednak do drzewa. Ale w końcu i jego poniosła gorączka łowów i urok gonienia uciekającej zwierzyny bo pognał za pozostałymi.

Jeszcze dłuższą chwilę przez las toczyły się odgłosy pogoni. Ale zaśnieżone drzewa dość szybko zasłoniły mu widok, nawet z drzewa. Więc nie miał pojęcia co wyszło z tego pościgu. W końcu Knut też uznał, że chyba bezpośrednio minęło bo wylazł ze swojej kryjówki. I Strupas dojrzał go z góry jak ten idzie przez tą zamieć jaką wzbijał ten silny wiatr co to nie miał kłopotów by bujać gałęziami grubymi jak ludzkie ramię.

- No to polecieli. - mruknął filozoficznie Żabiooki. - Chodź, pójdziemy za nimi. - rzekł do kolegi. Akurat jak na razie to nie było takie trudne. Pójść po śladach na śniegu. Ale ta zawieja groziła, że może szybko zawiać te ślady więc nie mogli zbyt długo się ociągać. Szli jeden za drugim zmagając się z wiatrem jaki szarpał ich ubraniami i zaspami w których zapadali się po kolana. Szli tak dobre parę pacierzy i Strupas sam już nie był pewny jaki kawał przeszli. Widocznie pościg nie skończył się prędko. A trutka nie zadziałała tak szybko jakby to można sobie życzyć. Albo rogacze byli na nią odporniejsi niż przypuszczali odmieńcy. Pocieszające było to, że nie natknęli się na żadne ślady krwi czy trupy, zwłaszcza ich kolegi z jaskini co dawało nadzieję, że rogacze nie dorwali Łosia.

W końcu gdzieś przed nimi, w tej zamieci zamajaczyła jakaś sylwetka. Rogata. Pojedyncza. I szła chwiejnie w ich stronę. Knut kazał się ukryć Strupasowi i sam zrobił to samo. Ale po paru nerwowych chwilach rozpoznali znajomą sylwetkę swojego rogacza.

- Tam są… chyba zaczęło działać… ale mnie przegonili… - wysapał zdyszany Łosiu widząc, że dwaj koledzy wyszli z ukrycia. Wskazał na kierunek z jakiego z takim trudem przyszedł. I był tak zmęczony, że w tej chwili nie bardzo było co na niego liczyć.

---


Mecha 20

Wspinaczka Strupasa po łatwych gałęziach: Kostnica 33 > remis = wspiął się

Za kim pobiegną rogacze: 1-4 za Łosiem; 5-6 do Strupasa: Kostnica > 3 > za Łosiem; 3 za Łosiem; 4 za Łosiem
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-09-2020, 19:25   #68
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Strupas odetchnął, jeszcze dziś nie umrze.
- To się jeszcze okaże, cwaniaczku, arrrr - Kapitan Szkorbut miał odmienne zdanie
- Dobrze, chodźmy za nimi i obaczmy czy zadziałało jak należy.
Ruszyli więc przez śnieg idąc po wyraźnych śladach racic. Spodziewali się ujrzeć martwych lub umierających Rogaczy... ale kto wie co przyniesie los.
Byli gotowi. Chyba.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 05-09-2020, 15:28   #69
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- Taki pies ogrodnika z ciebie? - Ver bez większych ceregieli z ironią w głosie zwróciła się do zarazem wzburzonego jak i zaborczego Gieorgija - A ja w życiu tyle się nasłuchałam o tej waszej męskiej przyjaźni i komitywie. - dodała z szyderczym uśmieszkiem - No ale dobrze, dobrze. Wpierw więc skoczymy na pięterko z tobą zazdrośniku. Zaś ty kochaniutki. - spojrzała zalotnie na Dimitra potrzepując przy tym uwodzicielsko rzęsami - Zostaniesz nam na deser. Wyglądasz na dojrzalszego. - wciąż wbijała szpilki w ego młodszego z mężczyzn - Chyba nie masz nic przeciwko. Prawda?

Właściwie to chyba miał. Obaj mieli. Zupełnie jakby zgodnie podejrzewali, że ten który pójdzie pierwszy wysiuda tego drugiego z interesu. Dlatego jakoś żaden nie przejawiał zbyt wielkiego entuzjazmu do bycia tym drugim. A Dymitri już krzywo patrzył na tą propozycję. Ale koniec końców wzruszył ramionami i ustąpił. Pozostała trójka mogła więc udać się do jednego z pokojów na piętrze.

- Widzisz? - zapytała retorycznie - Ucz się pokory i cierpliwości od swojego starszego kompana. - dodała niemalże, mentorskim tonem - Z resztą. Bierz pokój i chodźmy już na górę nim nas wieczór zastanie. Tam wraz z moją koleżanką pobawimy się w żaka i dwie surowe lektorki. Lepiej dla ciebie byś był przygotowany. - rzuciła zarazem drapieżnie jak i nęcąco łapiąc przy tym za dłoń współkultystke - A Ty się nie martw. - rzekła do Dimitria - Niebawem… - jej ton jak i spojrzenie, które tylko na chwilę skierowała na młodszego z mężczyzn były dość wymowne - …po ciebie wrócimy.

- Dobra, dobra… - Gieorgij chyba już nie mógł się doczekać aż zostanie sam na sam z dwoma śliczonotkami bo kiwał głową i prawie od ręki załatwił wynajem pokoju a po paru chwilach cała trójka wesoło wspinała się po schodach. Pokój okazał się skromnie umeblowany. Dwa łóżka pod każdą ze ścian, kufer na rzeczy osobiste przy każdym łóżku i skromny stół z dwoma krzesłami. Oraz taboret z miską i dzbanem z wodą do ablucji. Ale mało kto miał chyba ochotę by podziwiać wnętrza. Drzwi szybko zamknęły się i cała trójka została sama ze sobą.

Wnętrze izby nie powalało. Ver jednak nie spodziewała się za wiele po niej. Szczególnie patrząc na to jak wygląda reszta lokalu i jego goście. Gdy już drzwi do kwatery można było zamknąć. Wesoła wdówka postanowiła przekręcić klucz. Tak aby mieć pewność, że nikt nie będzie przeszkadzać im w tych sypialnianych gierkach. Zarówno gdy cała trójka szła po schodach jak i gdy byli już w tym nie za dużym pomieszczeniu dość często a zarazem dyskretnie spoglądała na swoją wspólniczkę. Miała zamiar dostrzec jakiś znak a'propos zamiarów, planów czy ogólnego nastroju. Niestety nie było jej to dane. Jedyne co widziała to jędrny, kołyszący się tyłek Łasicy.

- Praca domowa odrobiona? - spytała jedynego w tym pomieszczeniu mężczyznę - I co my mamy z nim zrobić kochana? Strasznie niesforny uczeń się nam trafił. - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku swojej ulubionej kultyski - Ty zaś siadaj. - jej ton był prawie tak samo stanowczy jak Louisy. Tym razem to jednak brunetka wydawała rozkazy. Odczuć się również dało, że nie przyjmowała do wiadomości sprzeciwu. Jej palec wskazał na jedyne w izbie krzesło oczy zaś wciąż skierowane były na właścicielkę skórzanych spodni.

- Praca domowa? Jaka praca domowa? Przecież jesteśmy w gospodzie. - Gieorgij był wyraźnie zdezorientowany tą grą. Jego wzrok i ręce bardzo chętnie wędrowały już po obu koleżankach i chyba był nastawiony na bardziej standardowe rozgrywki. Ale też chyba nieco zaciekawiony. Zwłaszcza, że druga z nowych koleżanek zdawała się bardziej zorientowana o co chodzi tej pierwszej.

- Dobrze proszę pani. - rzekła obiecująco wdzięcznie Łasica sadowiąc się na wskazanym krześle. Jej rozognione spojrzenie wskazywało, że jest jak najbardziej chętna na takie zabawy.

- Ooooo… - niby zaskoczona spojrzała na Gieorgija - Widzę, że mamy nowego ucznia. Siadaj więc i patrz co czeka każdego niepokornego żaka.

Mężczyzna wciąż stał nieco zdziwiony. Versana postanowiła wykorzystać więc ten moment i mocno go pchnęła. Los chciał, że łóżko stało tuż za nim a zarazem na wprost siedzącej na taborecie Łasicy. Nim kompan Dimitria zdążył połapać się w tym co przed chwilą się wydarzyło. Brunetka stała już w samej bieliźnie pomiędzy nim a swoją koleżanką.

- Teraz grzecznie siedź i obserwuj. - wyszeptała pochylając się nad nim a tym samym wypinając swoje zgrabne cztery litery tuż przed twarzą Łasicy. Na szczęście Ver nie musiała długo czekać na reakcję wyznawczyni Slaneesha. Gdyż kobietą od razu pochwyciła pośladki wdowy i przystąpiła do penetrowania ich zakamarków swoim zwinnym językiem. Cała ta zabawa sprawiała "pani profesor" bardzo dużo przyjemności. Było to zresztą widać i słychać. Opierając ręce o kolana Giorgija mocno wbijała paznokcie w jego skórę. Zaś jej jędrne piersi pomiędzy którymi wisiał medalion lekko falowały przed oczami niczego nie podejrzewającego mężczyzny.

Zabawa zapowiadała się zacnie. Versana czuła jak sprytne palce i usta koleżanki troskliwie i chętnie zajmują się jej wypiętym tyłem. Zupełnie jak na wierną asystentkę dbająca o potrzeby swojej pani profesor przystało. A przodem pani profesor chętnie zajął się Gieorgij. Jego dłonie i oczy bynajmniej nie były zainteresowane jakimś medalionem pomiędzy piersiami a właśnie samymi piersiami.

Brunetka widząc niechęć do współpracy ze strony mężczyzny na takiej płaszczyźnie jaką sobie założyła. Postanowiła powtórzyć sztuczkę sprzed kilku nocy, kiedy to wylądowała w sypialni z Wąsaczem. Pchnęła więc mężczyznę raz jeszcze tak aby ten położył plecy na barłogu a następnie wspięła się na niego siadając na nim okrakiem.

- To bardzo niesforny uczeń. W ogóle nie chce współpracować. - rzuciła do asystującej jej Łasicy - Proszę wystawić mu "pałę" - dodała perwersyjnie wiedząc, że jej przyjaciółka w mig załapie co ma na myśli. Liczyła też na to, że te igraszki skutecznie pomogą jej w osiągnięciu wcześniej założonego celu. Dlatego wciąż dbała o to by znajdujący się pod nią Gieorgij nie przestał skupiać swojej uwagi na dyndających nad nim piersiach i medaliku.

Nagły manewr zaskoczył mężczyznę ale też i go rozbawił i ucieszył. Chętnie gościł na swoich biodrach smukłą brunetkę, zwłaszcza jak zaraz do ich dwójki na łóżku dołączyła jej koleżanka. I bardzo chętnie koncentrował uwagę na piersiach tej pierwszej. Kierował tam wzrok, ręce i usta. Ale zdecydowanie nie w ten sposób jaki planowała to sobie hipnotyzerka. Ten rozgrzany namiętnoscią i emocjami mężczyzna zdecydowanie był jak najdalej od ciszy i spokoju jaki sprzyjał przeprowadzeniu hipnozy.

Widząc raczej mierne efekty swoich starań. Czarnowłosa piękność postanowiła brnąć dalej w ten erotyczny mezalians. Po raz kolejny tego wieczoru spięła mięśnie i w dość zgrabny sposób wylądowała swoją dolną częścią ciała na twarzy przygodnego kochanka. Pozycja ta miała dwa duże atuty. Po pierwsze była bardzo wygodna. Po drugie zaś dawała kobiecie doskonały wgląd w sytuację poniżej pasa Gieorgija, gdzie jej "siostra" zdecydowanie nie próżnowała. Patrząc na poczynania Łasicy, Ver śmiało mogła stwierdzić, że interes mężczyzny pod nią był w dobrych rękach… i nie tylko. Mniej doświadczona z kultystek przyglądała się uważnie temu co wyprawiało się przed nią nie tylko dlatego, że bardzo ją to podniecało. Chciała dać Łasicy sygnał iż pora powoli kończyć. W końcu miały przed sobą jeszcze jedna orgietkę do odegrania a plan dnia nie dawał im zbyt dużo wolnego czasu.

Łasica wydawała się bardzo utalentowana w takich zabawach. Poruszała się w nich płynnie i z wdziękiem. Z góry Versana miała pierwszorzędny widok na pokaz jej zdolności manualnych i językowych. Zresztą Dimitri chociaż zaskoczony takim przebiegiem wypadków i zmiana pozycji to bynajmniej nie oponował. Jego usta i dłonie młoda wdowa mogła czuć na sobie, głównie pod sobą. Finał przyszedł całkiem szybko gdy partnerka wdowy dosiadła swojego kislevskiego ogiera i zaczęła go ujeżdżać aż się łóżko trzęsło a w pokoju rozległy się jęki trójki kochanków aż doszło do wielkiego finału. Wtedy dziewczyna o granatowych włosach jeszcze kilka razy podskoczyła na swoim partnerze po czym nachyliła się do swojej partnerki by z zawadiackim uśmiechem pocałować ją w usta.

- I jak? Może być proszę pani? - zapytała wracając na chwilę do tej gierki w której zdawała się znacznie lepiej orientować niż ich nowo poznany kolega. Zaśmiała się cicho i bezczelnie schodząc wreszcie z ich partnera. A ten tak tuż po takiej przyjemnej galopadzie wydawał się niezdolny do jakiejś większej akcji poddając się temu przyjemnemu, błogiemu rozleniwieniu.

Tak szybki finał tych popołudniowych pieszczot nie zaskoczył wdowy nawet w najmniejszym stopniu. Zdawała sobie ona doskonale sprawę z tego jak wygląda i co potrafi jej przyjaciółka. Nie byłaby jednak sobą gdyby nie skomentowała całej tej historii.

- Może być. - odpowiedziała żartobliwie - Widzę jednak, że sporo nauki czeka tego nicponia. - dodała w podobnym tonie po czym zwinnie niczym wąż zmieniła swą pozycję tak by jej piersi i biżuteria znów wisiały nad twarzą teraz już odprężonego mężczyzny.

- To jak? Chętny na dalsze nauki? - zapytała leżącego pod sobą wojownika. Dbała przy tym o to aby jej piersi w miarowym tempie poruszały się to w lewo, to w prawo tuż nad nosem Gieorgija.

- Co? Jakiej nauki? - wymamrotał niezbyt przytomnie powalony na plecy mężczyzna. Oddech wciąż jeszcze nie wrócił mu do normy. I trochę wyglądał jakby miał kłopoty ze skoncentrowaniem wzroku, słów i myśli. Ale na szczęście mieli do pomocy trzecią uczestniczkę tej zabawy.

- Odpręż się. Zobaczysz jaką pani profesor pokażę teraz sztukę. - Łasica szepnęła mu czule do ucha zerkając wymownie na odkryte piersi koleżanki.

- Jaką sztukę? - zapytał Gieorgij trochę sennie a trochę zaciekawiony. Musiał nieco unieść głowę bo kobieta o granatowych włosach siadła tuż za jego głową opierając się plecami o oparcie łóżka. Zaś głowa mężczyzny wygodnie opierała się o jej wytatuowane podbrzusze. Za to jej gładkie uda obramowały tą głowę w ten sposób, że poza podziwianiem tych ud to Gieorgji miał do wyboru jeszcze tylko piersi tej drugiej koleżanki. I kołyszący się między nimi medalik.

Ver doskonale wiedziała jakie symptomy charakteryzują człowieka wprowadzonego w trans. Na szczęście dla obu kobiet takimi właśnie cechami wyróżniał się ich nowo poznany kolega. Brunetka postanowiła więc kuć żelazo póki gorące i przejść do pytań aby nie marnować czasu, którego panie miały jak na lekarstwo.

- Dla kogo pracujecie oraz dlaczego Norma w ogóle z wami trzyma? - właścicielka kompanii handlowej uznała, że właśnie te dwa pytania będą najistotniejsze. Wszak miała w zanadrzu jeszcze kilka innych. Postanowiła jednak zachować je dla kolejnego fana kobiecych wdzięków.

- Jak dla kogo pracujemy? - pytania zdawało się dziwić zahipnotyzowanego mężczyznę. Nawet po kilku pomocniczych nie bardzo potrafił na nie odpowiedzieć. Wydawało się, że po prostu mają paczkę kolegów co trzyma się razem. A Norma? No a gdzie miała pójść jak nikogo tu nie zna ani nawet nie bardzo co ma gębę otwierać jak po naszemu nie gada? No to jest. Ale dobrze jak jest to się może przyda na coś i coś się zarobi przy okazji. Może następne walki pójdą jej lepiej niż ta ostatnia.

- Posłuchaj. Zapomnisz o całej tej farsie, która przed chwilą miała tu miejsce. - mówiła powoli i wyraźnie - Wrócisz grzecznie do kolegi, pochwalisz się łóżkowymi podbojami i zaprosisz go do nas a teraz gdy pstryknę w palce wybudzisz się tego stanu jakby nigdy nic. - następnie tak jak powiedziała tak zrobiła. Kompan Dimitrjia wzbudził się z letargu zaś obie kultystki zachowywały się tak jakby nic się nie stało.

- No to chyba pora na ciebie złociuteńki. - hionotyzerka znów wróciła do roli surowej pani profesor - Zakładaj galoty i leć po swojego przyjaciela. - nikczemy uśmieszek zawitał na słodkiej buźce Versany.

- A poczekacie tu? - Gieorgij co wyglądał jakby się przebudził po krótkiej drzemce chciał się upewnić, że nowe znajome nie wyrolują jego ani kolegę. Ale Łasica też go upewniła, że tu zostaną bo muszą przypudrować noski przed wizytą jego kolegi i nigdzie się nie wybierają. To chyba uspokoiło pół Kislevitę na tyle, że zebrał się w sobie i na sobie i wyszedł z pokoju zostawiając dwie kobiety same.

- I co teraz będziemy robić proszę pani? - zapytała słodko Łasica zarzucając wdzięcznie swoje ramiona na szyję swojej nieco mniej roznegliżowanej partnerki. Wydawała się być w świetnym humorze jakby podczas takich zabaw czuła się jak ryba w wodzie.

- Poczekamy na kolejnego i zadamy mu kilka pytań. - odpowiedziała chłodno wiedząc, że podirytuje swoją przyjaciółkę. Ver robiła to specjalnie. Lubiła podsycać w ten sposób żar namiętności i wyostrzać apetyt współkultystki. Spojrzała głęboko w oczy nagiej pannicy i złapała ją za biodra.

- Masz pomysł jak zabrać się za kolejnego oraz jakie zadać mu pytania? - seksowna pani profesor postanowiła poradzić się swej asystentki - Pamiętaj, że zależy nam na czasie. Plan dzisiejszego dnia jest dość napięty a chyba chcemy dzisiejszy wieczór i noc spędzić na osobności. Prawda? - zapytała retorycznie chcąc jednak ugłaskać swoją koleżankę.

- Oj, tak, bardzo chcemy! Ja na pewno. Nie wiem czy ci mówiłam ale mam słabość do silnych i stanowczych osób. A jak to jeszcze są piękne kobiety to nóżki same mi się rozjeżdżają z wrażenia. - pomysł wspólnego spędzenia wieczoru i nocy Łasica podchwyciła od ręki i była nim tak zachwycona, że aż sobie pozwoliła na osobiste wyznanie. - Dlatego tak z miejsca poleciałam na naszą blond lwicę. - zaśmiała się cicho bawiąc się kosmykiem ciemnych włosów koleżanki i pozwalając by ich piersi tak przyjemnie ocierały się o siebie.

- A oni… - zerknęła na zamknięte drzwi za jakimi zniknął Gieorgij a zaraz powinien wejść Dymitri. - To jakieś chmyzy. - mruknęła nie mając chyba o nich zbyt wielkiego mniemania. - Ale trudno bez nich coś dogadać się z Normą. U nas dopiero jakby ją doprowadzić do Kurta to da się z nią porozmawiać na spokojnie. - przyznała zastanawiając się nad tą merytoryczną częścią zagadnienia gdy jej palce bawiły się karkiem i włosami koleżanki.

- Może ją od nich odkupimy? - zaproponowała w końcu wracając spojrzeniem do stojącej przed nią Versany. - Właściwie to ty. Bo ja to najwyżej mogłabym dorzucić siebie do tych targów. Ale jak mamy jeszcze coś dzisiaj ugadać się z Czarnym to chyba nie mamy na to czasu. Więc to ty byś musiała wywalić kasę. Jak się zgodzą to może po prostu ją odkupimy i zabierzemy ją całkiem legalnie. - Łasica wzruszyła nagimi ramionami na znak, że takie proste rozwiązanie wydaje jej się najłatwiejsze do zrealizowania skoro bariera językowa przeszkadza dogadać się z wojowniczką z północy osobiście.

- A może sama zapragnęła by pójść z nami? - zapytała muskając końcówkami palców po aksamitnie gładkiej skórze Łasicy - Albo ją uprowadzić. Jeden z nich jest nawalony w sztok. Dwóch pozostałych można by tu zamknąć. Pytanie ilu ci trzej mają kumpli na dziupli. Co ty o tym sądzisz? - gdy dłonie Ver dotarły na pośladki. Brunetka postanowiła sprzedać porządnego klapsa właścicielce skórzanych spodni.

- Kilka pomocnych informacji bądź zwrotów po kislevsku bardzo możliwe, że uda mi się wydusić od nadchodzącego pańczyka. - zachichotała złowieszczo głaszcząc pośladki granatowowłosej koleżanki.

- A ona w ogóle może chodzić? Wczoraj to nie wyglądała zbyt zdrowo. - Łasica wydawała się sceptycznie nastawiona do mobilności Norsmanki po łomocie jaki wczoraj dostała od Kornasa. Ale na dotyk partnerki reagowała bardzo żywo. Zwłaszcza klaps w nagi, jędrny tyłek przyjęła z przyjemnym dla ucha jęknięciem. - A jak trzeba ją będzie nieść? Nawet wozu ani sań dla niej nie mamy. A na własnych barkach ile ją przeniesiemy we dwie? Do końca ulicy? - ciemnowłosa wciąż czule obejmując szyję swojej partnerki pokręciła głową na znak, że gdyby Norma miała kłopot z mobilnością to i byłby to kłopot dla nich.

- No uważam, że możemy się ostro przejechać jak tak iść na żywioł i zabulenie kasy to bezpieczniejsza opcja. Zwłaszcza jak nas jest tylko dwie. Ale będę z tobą cokolwiek nie zdecydujesz. - powiedziała szybko całując jeszcze raz usta swojej partnerki bo już było słychać zbliżające się korytarzem kroki.

- Musze nad tym podumać. Aktualnie jednak czeka nas jeszcze jedna randka. - dodała drapiąc lekko plecy Łasicy swoimi długimi paznokciami - Zajmijmy się tym całym Dimitrjem równie błyskawicznie jak jego kolegą przed chwilą. - nagle Versana z dość duża siłą złapała za szyję kobiety przed sobą - Dobrze? - nie oczekiwała jednak odpowiedzi. Zamiast tego namiętnie pocałowała uwydatnione usta swej kochanki - Jeszcze tylko mała niespodzianka. - odsunęła lekko wpierw siostrę z kultu a następnie rąbek swej bielizny ukazując świeżo zrobiony tatuaż - Podoba ci się? Swojej sprzątaczce zaserwowałam identyczny. - puściła oczko w kierunku nagiej koleżanki.

- Oh! Zrobiłaś to?! Naprawdę to zrobiłaś? - tego chyba Łasica nie spodziewała się kompletnie. Raczej może jakiegoś kolejnego etapu tej gry w jaką coraz częściej i lepiej ze sobą grały. Pewnie dlatego chwyt za szyję przyjęła okazując uległość dominującej partnerce za to pocałunek oddała chętnie i namiętnie. Ale to widok dotąd skryty pod bielizną kochanki zaskoczył ją kompletnie. Tak bardzo, że aż uklękła przed nią i sama odsłoniła bieliznę by przyjrzeć się lepiej nowemu tatuażowi.

- Ojej Ver! Jest piękny! Idealny! - dłonie ulicznicy delikatnie wodziły po tym nowym wizerunku na podbrzuszu kupieckiej wdowy. Wydawał się olśniewać i czarować widokiem nagą, klęczącą wyznawczynię księcia przyjemności zupełnie jak to w legendach węże hipnotyzowały swoje ofiary. Wreszcie Łasica z czułością i delikatnością pocałowała wytatuowany łeb węża. A potem jego sploty i wreszcie znów wstała by objąć szyję swojej partnerki.

- Ojej Ver… Jest piękny… To teraz jesteśmy siostrami… Wreszcie nie jestem sama… - Łasica wydawała się naprawdę wzruszona wyczynem przyjaciółki i jego znaczeniem. Aż wyjątkowo tej elokwentnej, pyskatej wychowance miejskich ulic, tawern i zaułków zabrakło słów z wrażenia.

Nagle dziewczęta usłyszały zbliżające się do drzwi kroki a chwile później ujrzały wędrującą w dół klamkę. Tak jak się mogły domyśleć ich gościem był sam Dimitrij, którego raczej zaskoczyła poza w jakiej zastał obie kobiety. Nie wyrażał jednak sprzeciwu. Jego mina jak i dość nerwowe ruchy zdradzały raczej podniecenie i skonsternowanie.

- No ile można czekać? - zapytała brunetka ponownie wracając do roli lektorki - Widzisz kochana? Ciągłe spóźnienia. Będzie więc kara. - spojrzała srogo w kierunku gościa - Siadaj i nie gadaj. Tylko zamknij za sobą drzwi na klucz. - stanowczym tonem oznajmiła zakłopotanemu mężczyźnie co ma zrobić wskazując szybkim ruchem głowy łóżko, z którego przed chwilą zszedł Gieorgji.

Być może Dimitri był już nieco uprzedzony przez kolegę czego może się spodziewać w pokoju na piętrze z dwoma wczoraj poznanymi ślicznotkami. A może był bardziej przystępny w takich zabawach. A może to Łasicę roznosiła taka pozytywna energia, że miałaby siły i chęci obsłużyć nie tylko ich nowego kolegę a przy okazji spełnić wszelkie życzenia swojej partnerki. Koniec końców w końcu też cała trójka wylądowała w tym samym łóżku co niedawno obie panie kotłowały się z nieco młodszym z mężczyzn.

Drugi z kochasiów również nie należał do długodystansowców. Dziewczęta nie zdążyły się jeszcze dobrze rozkręcić gdy było już po ptokach a mężczyzna w dość swobodnej pozie leżał na pryczy. Plan z grubsza układał się niemal identycznie jak w przypadku Giorgjia. No może poza jednym małym szczegółem. Dimitrji pozostawał niewzruszony na wszelakie próby wprowadzenia go w trans przedsięwzięte przez seksowną brunetkę. W takiej sytuacji kultystką nie pozostało nic innego jak przywdziać wcześniej zrzucone ubrania i wraz z trójką niedawno poznanych mężczyzn udać się do poturbowanej wojowniczki by udzielić jej niezbędnej pomocy.
 
Pieczar jest offline  
Stary 06-09-2020, 18:30   #70
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 - 2519.I.14; knt (6/8); popołudnie

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; leśne pustkowie
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); popołudnie
Warunki: szarówka, pogodnie, d.sil,wiatr, lodowato


Strupas



Krótki zimowy dzień się kończył. Podobnie jak trasa dla trzech rogatych i dwie postacie co szły ich śladem. Wiatr się zdążył nieco uspokoić. Nie wóch grubo odzianych sylwetek. Przez tą trasę dzień zdążył zacząć się kończyć. Bladie, zimowe Słońce znikało już za horyzontem zapowiadając nadchodzącą szarówkę i zmierzch a potem długą, zimową noc. Za to wiatr trochę zelżał więc już tak nie miotał podróżnymi przedziarającymi się przez zaśnieżone, leśne pustkowie. Chociaż nadal był na tyle silny by kołysać mniejszymi gałęziami, strząchać z nich śnieg i unosić ten co już leżał na dole tworząc zamgloną, śnieżną warstwę przy gruncie.

- Dalej nie ma co iść. Nie wiem gdzie mają obóz. Ale jesteśmy coraz bliżej. Bo coraz dalej od strumienia. Cholera. Myślałem, że w końcu sami padną. - cicho mruknał Żabiooki do garbatej sylwetki jaka obserwowała widowisko obok. Trzy rogate sylwetki wiele straciły ze swojej pierwotnej dzikości, szybkości i gracji. Zataczali się jak pijani. Ryczeli żałośnie. Odpoczywali podparci o drzewa. I wreszcie upadali w śnieżne zaspy. Ale jak na razie, mimo cichemu dopingowi dwóch obserwatorów to za każdym razem jednak w końcu podnosili się na swoje kopytne nogi. Trucizna jaką skonsumowali zadziałała całkiem nieźle. Skołatała ciała i dusze. Rogacze zostawiali za sobą koślawy szlak upstrzony tam i tu wymiocinami. Ale chociaż się chwiali to jakoś jak na razie ta trutka nie mogła ich dobić. Więc nadal brnęli przez ten śnieg, śnieżną mgłę i zaspy w swoją stronę. W stronę obozu jak dedukował Knut. Zwłaszcza jak najpierw zbliżali się do strumienia a w końcu go przekroczyli. Chociaż w całkiem innym miejscu niż wcześniej odmieńcy zostawili nafaszerowanego warchlaka.

- Dzień się kończy. Albo trzeba coś zrobić teraz albo zawracać do nas. - uznał w końcu odmieniec z wyłupiastymi oczami obserwując zza drzewa jak trzy sylwetki przed nimi zataczają się ale jednak dalej brnął przez zaspy w sobie znanym kierunku.


---



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Czarny Zaułek; kryjówka Czarnych
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); popołudnie
Warunki: cisza, ciepło, jasno, na zewnątrz jasno, d.sil.wiatr, pogodnie, lodowato


Versana



- Myślisz, że coś do niej dotarło? - zastanawiała się na głos jedna z dwóch odzianych w zimowe ubrania postaci. Ta odziana w skórzane i tak charakterystyczne dla siebie spodnie. To było warte zastanowienia. Przy końcówce dnia obie partnerki miały dość napięty grafik spotkań. Dzień już się kończył i jak chciały być obie na spotkaniu z Czarnym to nie mogły zbyt wiele czasu spędzić u węglarzy i Normy. Zresztą nawet nie było za bardzo sensu bo okazało się, że wojowniczka z północy jest w dość kiepskim stanie. Może nawet w gorszym niż wczoraj świeżo po walkach. Dzisiaj co jej miał poczerwienieć, zsinieć czy spuchnąć no to takie właśnie było. Samą wojowniczkę też chyba bolał każdy ruch i dotyk. A w świetle świec gdy się nią zajmowały o mogły pozbyć się większości jej ubrania to te rany jakie zadał jej wczoraj Kornas były świetnie widoczne. Norma starała się nie okazywać słabości ani boleści ale i tak widać było, że trudno było oczekiwać jakiejś większej aktywności dzisiaj i przez najbliższe dni.

- Chętnie bym się nią zajęła jak już będzie bez tych wszystkich siniaków i nie będzie taka zdechła jak dzisiaj. Wyobraź sobie. Ona cała w prawdziwej balii. Chętnie bym się pobawiła w jej łaziebną! Albo służkę. Albo kelnereczkę. - zachichotała Łasica idąc obok Versany przez zdeptany śnieg jaki zalegał na ulicy. Brudny śnieg przykrywał jeszcze brudniejszy bruk i błoto ulic i to chyba była jedna z jego niewielu zalet.

- A ty? Wolałabyś być w balii obok niej i bym zadbała o was obie czy razem ze mną ją obsługiwać? - zapytała z zaciekawieniem zerkając na parnerkę. Właściwie odkąd Versana odkryła przed nią swój nowy tatuaż to jej koleżanka wydawała się być napędzania niesamowicie pozytywną energią i dało się wyczuć, że najchętniej to by się gdzieś zamknęła z nią sam na sam by mogły skonsumować tą radość we dwie. Albo z kimś. No ale nie bardzo ten grafik dnia im na to pozwalał. U węglarzy miały do dyspozycji Normę. Ale w dość kiepskim stanie. Norsmanka kiepsko orientowała się co się dzieje dookoła niej chociaż nie miała nic przeciwko dwóm troskliwym opiekunkom jakie się nią zajmowały. Niemniej chyba nawet bariera językowa tak ich od niej nie izolowała jak te boleści jakie przeżywała. Niemniej pod kołdrą i ubraniem kryło się całkiem interesujące, zdrowe, silne ciało wojowniczki. Które tak przypadło do gustu Łasicy. Niestety na jakieś integrację z Normą nawet gdy ona sama nie miała nic przeciwko trzeba było poczekać aż dojdzie do siebie no i zostaną bez wścibskich świadków.

- A widziałaś jej wisiorki? - towarzyszka kupieckiej wdowy zapytała nieco mniej ochoczo wskazując na swoją szyję. No tak. Wisiorki. Wyglądały na dość prymitywną robotę z kłów, kości i muszelek. Pasowało to dzikiej i niezbyt wyrafinowanej cywilizacji z północnego wybrzeża Morza Szponów. Ale wśród tych ozdób z łbami zwierząt, jeden był chyba z głową wilka a inne jakieś nieznane. Ale były dwa znaki jakie obie z Łasicą rozpoznały. Jedna to była wydrapana ośmioramienna gwiazda Chaosu co była jednym z najpopularniejszych symboli im podobnych. A widocznie na Północy nie była zakazana. Drugim był taki sześcioramienny “x”. Nieco zdeformowany. Będący nieco podobny do jednej z wersji symbolu boga krwi jaki kiedyś im pokazywał Starszy. Jeśli dobrze odcyforwały te glify to by oznaczało, że mają do czynienia z wyznawczynią Mrocznych Potęg chociaż raczej taką co podąża krwistą drogą wojownika. Nie były pewne czy ludzie Dymitra widzieli te ozdoby powalonej wojowniczki albo jak widzieli to czy zwrócili na nie uwagę a jak zwrócili to czy zrozumieli ich znaczenie. W końcu one same póki nie zdjęły koszuli z Normy to nie widziały tych glifów a gdyby kiedyś Starszy ich nie uczulił na co zwracać uwagę to by wyglądały jak zwykle ozdoby dzikiego, północnego ludu.

- I co? Będziesz chciała ją odkupić? - gdy minęły kolejny budynek i kolejnych przechodniów koleżanka młodej wdowy zapytała o kolejny temat. Jakoś przy okazji tych ablucji i opieki nad powalona wojowniczką zagaiły Dimitra o to odkupienie. I ten chyba był zaskoczony takim pytaniem. Ale koniec końców nie powiedział, “nie”. A raczej jak rasowy handlarz chciał wiedzieć ile obie kobiety są skłonne dać za tą trzecią. Więc wydawało się, że sprawa jest do zrobienia, ot kwestia ceny. No ale rozmowy się przeciągały a jak chciały załatwić jeszcze spotkanie z Czarnym to musiały się zbierać. Ale dzięki temu zostawiły sobie furtkę na następną wizytę. Łasica od razu dała znać, że na jutro to nie ma co na nią liczyć, w Festag też może być trudno, no może, wieczorem jak się uda ale nie mogła obiecać no to najwyżej po. To i była szansa, że Norma przez ten czas chociaż trochę dojdzie do siebie. Z drugiej strony trochę było podobnie jak wczoraj z Czarnym i Bydlakiem. Czyli im powrót do zdrowia wydawał się być dłuższy i mniej pewnym tym właściciel bardziej był skłonny się pozbyć zawodnika.

- No to prawie jesteśmy. Trochę tu ponuro. - przez jakiś czas Łasica zamilkła bo rzeczywiście wkroczyły w jakąś mniej przyjazną okolicę. A ulicznica zdawała się znać takie ponure zaułki całkiem dobrze. Dużo lepiej niż wypadało je znać kupieckiej wdowie. W końcu zatrzymała się na jednym ze skrzyżowań. Zerkała w głąb jakiegoś ponurego zaułka. Faktycznie wyglądał dość mrocznie. Idealny by kogoś tam w głębi zaciągnąć, skroić, pobić czy zasztyletować. No a właśnie tam wczoraj umówiły się z Czarnym. Zaułek nawet nazywał się Czarny. I znów nie bardzo było wiadomo co od czego brało swoją nazwę. Ale ta mroczna nazwa wydawała się dobrze dopasowana do tego miejsca i jej mieszkańców.

- Ciekawe czy oni są od Czarnego. - mruknęła cicho Łasica poprawiając szal jakim częściowo zasłaniała twarz. Nie tylko przed śniegiem rzucanym przez wiatr w twarz. Mówiła o dwóch postaciach jakie stały niedaleko i rozmawiały ze sobą. Chyba nawet o nich bo zerkały w ich stronę. Może z ciekawości. Chociaż w takich okolicach ciekawość tubylców mogła nieść ze sobą niezbyt wesołe konsekwencje dla tych obcych co wzbudzili ich ciekawość.

Gdy weszły w ten zaułek i zatrzymały się przed drzwiami które Łasica uznała za właściwe tamci dwaj stanęli przy wylocie z zaułka. Zupełnie jakby obserwowali ich poczynania. Albo blokowali im ucieczkę. - Mam nadzieję, że Czarny ich o nas uprzedził. - mruknęła łotrzyca nie ukrywając swojego niepokoju. Ale zapukała w wybrane, obdrapane drzwi z dawno temu pomalowanego drewna. Czekały kilka uderzeń serca nim drzwi skrzypnęły i otworzył je jakichś oprych. Ale od Czarnych sądząc po czarnej chustce przewiązanej na szyi. Nie odezwał się jednak ani słowem ani nie zrobił ruchu aby im ustąpić miejsca.

- My do Czarnego. Byłyśmy umówione. - powiedziała krótko Łasica pozwalając by tamten obrzucił ich spojrzeniem od góry do dołu. I w końcu, również bez słowa, odsunął się dając głową znak by weszły do środka. Wewnątrz była chyba kiedyś kuchnia czy coś podobnego. Teraz było znacznie cieplej i jaśniej niż w ponurym zaułku. Na środku pomieszczenia stał stół z zastawioną wieczerzą. Najwyraźniej właśnie zakończoną bo talerze i półmiski były raczej puste niż pełne. Za stołem siedział sam herszt Czarnych. Przywitał obie kobiety spojrzeniem, dość obojętnym ale nie słowem. Gestem jednak wskazał im na ławę po drugiej stronie by usiadły do tego samego stołu.

- Fajne tu macie gniazdko chłopaki. - zagaiła Łasica siadając na wskazanej ławie. Odźwierny spokojne oparł się o szafę. I niby nic nie robił. Ale stanął ze trzy kroki za plecami gośćmi. I trudno było nie zauważyć, że ma za pas wsadzone dwa pistolety. Gdzieś dalej trzech czarnych grało w kości przy innym, mniejszym stole. Nawet odwracali się i zerkali ciekawie na gości ale więcej nie ingerowali w rozmowy szefa z tymi gośćmi. Gdzieś było jeszcze wejście do kuchni i tam sądząc po odgłosach też jeszcze ktoś był.

- No. Staramy się. - mruknął Czarny Peter podobnie obojętnym tonem z jakim wczoraj prowadził rozmowę na bezimiennej plaży.

- Nie jesteś zbyt rozmowny. - Łasica odważyła się na nieco uszczypliwą uwagę pod adresem gościnności gospodarza.

- Nie. - zgodził się bez zmrużenia oka co rozbawiło jego ludzi bo dały się słyszeć ich rozbawione parsknięcia. - Jak Bydlak? - wreszcie coś zdawało się przebijać poza tą wystudiowaną beznamiętnąść szefa jednej z największych szajek w mieście.

- Jak go rano widziałam to jeszcze żył. - teraz Łasica się zrewanżowała podobną obojętnością i wzruszeniem ramion. Co chyba musiało jej sprawić pewną satysfakcję sądząc po nieco ironicznym uśmieszku.

- Cholera. Mogłem go nie sprzedawać. - Czarny skrzywił się i postukał metalowym kubkiem o obdrapany blat stołu.

- No ale sprzedałeś. - łotrzyca beztrosko zmarszczyła usta i rozłożyła ramiona na boki na znak, że taki wczoraj deal zawarli.

- No. No trudno. Dobra to czego dzisiaj chcecie? - Peter machnął ręka jakby nie miał ochoty zajmować się dniem wczorajszym i wolał tym co było tu i teraz. Spojrzał na obu gości by przystąpić do właściwego tematu spotkania. Łasica zerknęła na siedzącą obok koleżankę bo gdzieś tutaj ona powinna przejąć pałeczkę. Ona jako przewodnik po tych bandyckich zaułkach i konwenasnach jakoś ich documowała do tego stołu ale główną sprawę to miała przecież Versana.



---



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastian
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); południe
Warunki: cisza, ciepło, jasno, gwar karczmy na zewnątrz jasno, sil.wiatr, drobny śnieg, arktycznie


Sebastian



W izbie panował półmrok. W końcu dzień się kończył a na zewnątrz nawet było pogodnie ale średni wiatr szarpał śnieżny pył w okna i przechodniów. Miasto z wolna kończyło swój roboczy rytm i szykowało się do wieczerzy a karczmy i podobne przybytki płynnie przechodziły w wieczorne godziny szczytu. W izbie było ciepło dzięki działającemu piecowi jaki gospodarz niejako odziedziczył w spadku po poprzednich właścicielach. To była zaleta tego miasta. Wolnych domów było znacznie więcej niż ludzi którzy chcieliby w nich mieszkać. Do tego nie były w złym stanie skoro najstarsze nie miały nawet stu lat. No i w okolicy były same wioski więc trudno było o cywilizacyjną konkurencję. A do tego był tutaj port co zapewniał kontakt ze światem. Nawet z dalekimi krainami południa jak Estalia, Arabia czy Tilea. Chociaż najwięcej statków, załóg i towarów było z sąsiedniej Bretonii i Kislevu. W porównaniu do wioski w jakiej gospodarz spędził większość życia to była to prawdziwa metropolia. Zwłaszcza człowiek nauki miał o niebo lepsze warunki pracy i wymiany swoich doświadczeń. Zwłaszcza jak znał odpowiednich ludzi i miał materiały do swoich badań.

No a młody gospodarz odkąd przybył do tej portowej metropolii poznał wielu ciekawych ludzi i miał wiele materiału do badań. Zwłaszcza odkąd przystał do ludzi pozornie całkiem różnych od niego a jednak mających z nim wiele wspólnego. Zwłaszcza ich lider, zamaskowany Starszy, wydawał się być człowiekiem na poziomie i rozumiał ludzi nauki. Chociaż akurat jak Sebastian zaobserwował to ich charyzmatyczny przywódca umiał się dogadać z każdym członkiem ich małej społeczności. Z porywczym osiłkiem o manierach ulicznego oprycha jak Silny rozmawiał jak herszt szajki. A Silnoręki okazywał mu szacunek i prawie zabobonny lęk jak to zwykle ludzie mieli w zwyczaju w zetknięciu z czymś czego nie do końca rozumieją. Mimo tego, że mięsniak wyglądał jakby mógł skręcić kark Starszemu albo komukolwiek z reszty ich grupy jednym ruchem. Gdy ich lider rozmawiał z Łasicą to wyglądało to jak dialog zawodowych flirciarzy. Albo raczej jakby wielbicielka mogła wreszcie porozmawiać chociaż na chwilę z jakimś uwielbianym aktorem czy inną sławą. A i Starszy okazywał się być bardzo umny w sztuce słowa. Chociaż zdawał się być odporny na umizgi ich ciemnowłosej slicznotki i gdy trzeba było to jednym słowem czy spojrzeniem mógł ją ostudzić i osadzić na miejscu. Zaś jak się słuchało rozmów z Karlikiem to brzmiało to jak rozmowa dwóch partnerów handlowych w interesach. Rozmawiali jak równi sobie. Chociaż oczywiście ten zamaskowany był równiejszy. Co czasem przypominał pulchnemu Karlikowi jak ten się za bardzo zapomniał. I wówczas szybko Karlik się mitygował jak skarcony uczniak mimo, że Starszy nie krzyczał, nie podnosił głosu ani nie używał ulicznej łaciny. Zaś z Kurtem rozmawiał jak właściciel ziemski ze swoim agronomem z którego zazwyczaj jest zadowolony z jego zarządzania majątkiem. Kurt bowiem dbał o ich łajbę jaka była ich miejscem spotkań w porcie. Zaś właśnie z samym Sebastianem Starszy rozmawiał jak z człowiekien nauki. Trochę jak dawny mistrz Sebastiana nim skończył na stosie. Taki mentor z jakim można porozmawiać o swoich planach, teoriach, projektach a ten pochwali, doradzi coś, wskaże jakieś luki czy choćby szepnie Karlikowi by ten dopomógł coś zorganizować młodemu cyrulikowi. O tak, z ich pomocą lepiej szło w tym mieście niźli to by ten młody cyrulik był zdany tylko na siebie. No i można było czuć się swobodniej wśród innych spiskowców co by pewnie każdy z nich skończył jak dawny mistrz Sebastiana gdyby władze i świątynie dowiedziały się o tych spotkaniach.

To właśnie podczas noworocznej mszy co się odbyła na “Starej Adele” na pożegnanie starego i przywitanie nowego roku Sebastianowi udało się porozmawiać ze Starszym. I ten udzielił mu dyspensy na kolejne spotkanie. Ale dał do zrozumienia, że na kolejnym to lepiej aby się zjawił. No i te kolejne to miało być jutro. W sam raz. Akurat jak skończył czytać i opracowywać ten traktat. Właśnie dlatego nie mógł przybyć na ostatni zbór co miał być pierwszym w tym nowym roku. Miał spotkanie z pewnym jegomościem. Właśnie tym od jakiego odkupił te papiery. Samego jegomościa zaś poznał za pośrednictwem Klaudii. Spotkali się we trójkę. Tamten przekazał mu te papiery, Sebastian trzos ziół, ekiksirów i monet a Klaudia sswoją prowizję w monetach. I cała trójka rozeszła się w spokoju. Spotkanie nie trwało długo no ale na zbór już nie zdążył. Poszedł następnego dnia no ale oczywiście na krypie zastał tylko Kurta. Ale jednoonogi mniej więcej streścił mu co się działo. Chodziło aby wyciągnąć z kazamatów jakaś kobietę. Co miała być jakaś wyjątkowa i miała im pomóc w odnalezieniu tajemniczego artefaktu. No i gołębie co Karlik zorganizował do łatwiejszej łączności. Jak już był to mógł je zabrać te dla siebie bo rano Strupas je odebrał od kogoś kogo przysłał Karlik no to były. Miał więc parę zimowych dni by zapoznać się z traktatem.

Wtedy na spotkaniu z Klaudią i facetem jaki nie chciał zdradzić swojego imienia nie bardzo miał okazję zbadać co to właściwie jest. Napisane odręcznym pismem wyglądało na jakieś notatki od czasu do czasu ozdobione jakimś rysunkiem poglądowym. Ale wyglądały na autentyczne. Przez większość tygodnia Sebastian zapoznawał się z tymi zapiskami. Kilkanaście kartek zapisanych odręcznym pismem. Nie było to takie łatwe. Notaktki na szczęście były zapisane w staroświatowym więc Sebastian mógł je rozczytać. Bezimienny autor zapewne robił te notatki na własny użytek. Trochę nie bardzo było wiadomo czy to spisywał jakieś wykłady, rozmowę z innym uczonym czy przepisywał z jakiejś księgi czy nawet innych notatek.

A tematem przewodnim była transmutacja. Transmutacja wszelaka. Złota w ołów i z ołowiu w złoto. A także czegoś żywego w coś martwego. I na odwrót. Albo przemianę. Czegoś żywego w coś żywego ale coś innego niż było pierwotnie. Wszystko to już ocierało się o herezję albo czarną magię. A może po prostu magię? Wszak Sebastianowi brakowało doświadczenia aby to ocenić. Nie miał zbyt wiele do czynienia z magią. Aaron był magistrem sztuk magicznych i ponoć nauki. Chociaż dość upadłym i wiecznie nieco albo bardzo zawianym przedstawicielem swojej profesji. Chyba najbardziej “wonnym” po Strupasie z ich małej grupki.

Ale może to nie chodziło o jakąś magię? W każdym razie traktat był iście filozoficzny. I kluczową rolę grało coś co autor nazywał “kamieniem filozoficznym”. Coś co miało pomóc we wszelkich formach transmutacji. Ale widocznie autor wiedział co to jest i jak pisał sam dla siebie to nie tłumaczył dokładniej czym miał być ten “kamień filozoficzny”. Powoływał się na jakiegoś mistrza Mariusa. Chociaż Sebastian też nie miał pojęcia kto to miałby być. Nie było żadnej daty ani jakiejś nazwy która by pomagała zidentyfikować kto i kiedy mógłby napisać. Poza jedną wzmianką, że ładunek gdzie miał być ten kamień filozoficzny przypłynął do portu. Nie było wzmiankowane do jakiego portu no ale w końcu byli w portowym mieście. Wydawało się jakby ów autor miał odebrać ten ładunek albo po prostu wiedział o nim. Statek został nazwany “łabędzim statkiem” chociaż napisane było z małej litery więc nie brzmiało jak nazwa statku i brakowało cudzysłowu jakim zwykle zaznaczało się różne nazwy, w tym statków. Ale żadnego innego określenia na ten statek nie było. Same notatki chyba były spisywane w pośpiechu i na kilka razy. W końcu to było kilkanaście stron jakby wyrwanych z jakiegoś dziennika. No ale jak na dziennik to brakowało dat. A notatki były pisane ciągiem jakby ktoś pod wpływem chwili albo emocji starał się spisać jak najwięcej nim zapomni czy coś takiego. Może ten co mu je sprzedał coś by mógł powiedzieć więcej ale widocznie zależało mu na dyskrecji tak samo jak Sebastianowi więc podczas wymiany nie padły żadne, nawet fałszywe imiona a tamten nie chciał gadać skąd ma te papiery ale i nie pytał skąd partner ma swoje eliksiry, zioła i pieniądze.

Pod względem naukowym, zwłaszcza o tej transmutacji na pograniczu życia i śmierci to na pewno był bardzo ciekawy traktat. Jego autor mógł się okazać bardzo interesującym rozmówcą. Wydawał się być przekonany, że ów “kamień filozoficzny” jest jeśli nie niezbędnym to bardzo pomocnym składnikiem takich eksperymentów. No ale brakowało detali i konkretów. Może przez nieuwagę a może celowo gdyby notatki wpadły w niepowołane ręce. Ale kto wie? Jakby chodziło o ich port i sprawa nie była sprzed wielu lat to gdzieś w porcie mógł stać ten “łabędzi statek” z owym ładunkiem “kamienia filozoficznego” na pokładzie? Kto wie… Sebastian w sprawach portu orłem ani sokołem nie był. W statkach tak samo. W zborze chyba najlepiej orientował się w tym Kurt bo prawie non stop przebywał w porcie mieszkając właściwie na “Starej Adele”. Może Karlik? Też wydawał się mieć liczne kupieckie powiązania a kupcy w naturalny sposób mieli związki z portem jaki stanowił o losie miasta. I może jeszcze Łasica. Ona miała różnych, dziwnych i często podejrzanych znajomych, także wśród portowych tawern. Tak czy siak jutro chyba wszyscy powinni być na “Adele”. Bo dzisiaj to pewnie był tam pewnie tylko jednonogi, stary bosman.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172