Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2020, 12:50   #62
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
01.13; Bezahltag; wieczór; "Arena" - po walkach

Adrenalina wciąż płyneła wartkim strumieniem w żyłach Versany mieszając się z jej marienburcką krwią. Tym razem była jednak nie tylko wesołą ale i podekscytowaną wdówką, która już podczas walk dość ekspresyjnie okazywała swoje emocje związane z toczonymi bójkami. Łasica zaś niczym ofiara niejednokrotnie odczuwała ich upływ wzdrygając się od niekontrolowanych i niespodziewanych uszczypnięć bądź wbijanych w swoje jędrne ciało paznokci. Na szczęście dla ciemnowłosej kobiety w skórach emocje związane z widowiskiem powoli już opadały. Mimo to właścicielka kompani handlowej wciąż była widocznie przyspieszona.

- Ależ emocje. - powiedziała do swej kochanki przeliczając raz jeszcze wypłaconą przez Pietro dolę - Do tego dość niezły zarobek. Zaś jak jesteśmy już przy interesach. Chodźmy do Czarnego pogratulować mu wygranej. - zakapturzona głowa spod której wystawał tylko ciemnowłosy warkocz skinęła w kierunku właściciela dwugłowego psa - W trasie zaś mam ci coś ciekawego do powiedzenia. Wydaje mi się, że może cię to zainteresować. - zakończyła tajemniczo łapiąc pewnym ruchem biodro Łasicy.

- O! Naprawdę?! Ojej ale ty jesteś! Teraz będzie mnie ciekawość zżerać! - Łasica posłała kochance łobuzerskie spojrzenie chociaż o żartobliwym zabarwieniu. A jako obiekt napastowania okazała się bardzo chętna i wdzięczna nie czyniąc Versanie żadnych wyrzutów za ten nadmiar ekspresji. Sama zresztą też dała się pochłonąć gorączce widowiska i wciąż zdradzała tą ekscytację. A wcześniej darła się, krzyczała i gestykulowała kibicując swoim faworytom.

- No dobrze to chodźmy do Czarnego póki Theo jeszcze nas nie wzywa do odjazdu. - złapała za ramię koleżanki i znów ruszyła na przełaj przez te zdeptane śniegi i piaski areny. Czarny nie był trudny do znalezienia. Namierzyły go przy tym samym wozie co poprzednio. Właśnie ładował swojego zwierzaka do klatki. Chociaż widok nie był zbyt budujący bo wyglądało jakby pakował tam jakiś zwierzęcy zezwłok. Może i Bydlak wygrał walkę ale zapłacił za to ogromną cenę i nie było pewne czy nie zapłaci najwyższej.

- Myślisz, że wyliże się z tego? - zagadała dość bezpośrednio - Psinka dała popis swych piekielnych umiejętności. Pytanie czy nie zapłaci najwyższej ceny. - głos brunetki miło ożywienia wyrażał szczerą troskę o los pupila - Co ty na to aby naszą rozmowę dokończyć już w mieście? Z resztą teraz ciężko negocjować warunki zakupu Bydlaka kiedy nie wiadomo czy przeżyje on noc.

- Jak przeżyje to raczej nie będę go sprzedawał. - Czarny władował żywe jeszcze truchło do klatki. I poklepał zawodnika po ciężko dyszących bokach. Odszedł na chwilę do wozu i wyciągnął z niego derkę. Wrócił do otwartej klatki i przykrył Bydlaka aby nie zmarzł. Po chwili podszedł znów do boku klatki, wyjął własną manierkę, upił z niej łyk po czym przecisnął ją przez pręty i podstawił ją pod pysk odmieńca.

- Pij, Bydlak, pij, twoje zdrowie, zasłużyłeś dzisiaj. - Peter mruczał cicho do swojego zwierzaka pojąc go z manierki. A ten ciężko ale to jednak jakoś przełykał. Bardziej to było słychać niż widać bo tutaj blask pochodni już tak nie sięgał i panował nocny mrok.

- Nie dziwi mnie twoja decyzja. - wybór Czarnego nie była niczym zaskakującym chociaż do ostatniej chwili brunetka wierzyła w to, że uda im się dobić targu - Liczę więc, że wyzdrowieje i pozwoli nam obu się na nim dorobić. Hmmmm… - urocza kultyska zadumała próbując zebrać myśli jak również odwagę. Dobrze wiedziała kim jest stojący na wprost niej mężczyzna. Był on zarówno niebezpieczny jak i wpływowy. Nie był zaś rozmowny. Ver postanowiła więc przejść do konkretów.

- Potrzebuje namiary na wyspę przemytników. - wydusiła z siebie kłębiące się w środku słowa - Wiem kim jesteś i wiem, że jesteś w stanie mi pomóc. - mówiła stanowczo i zdecydowanie patrząc wprost na rzezimieszka.

W pierwszej chwili mężczyzna w czarnej, futrzanej czapie zachowywał się tak jakby nie dosłyszał ostatniego pytania i jego czworonożny zawodnik zajmował g bardziej. W końcu zamknął klatkę i zaczął znów ją okrywać jakąś płachtą. Tak dla ochrony przez mrozem jak i przypadkowym wzrokiem. Pod płachtą widać było wtedy tylko kanciasty kształt kojarzący się z jakąś skrzynką czy kufrem, może nawet z przewożoną szafką.

- Mogę. - odparł lakonicznie gdy skończył zakrywać tą klatkę. - A czego chcesz od tej wyspy? - zapytał zerkając na jedną z ciemnowłosych rozmówczyń.

- Chyba tego co wszyscy. - odparła lekko zdziwiona i bez większego namysłu tak jakby samo pytanie wydało się jej raczej retorycznym - Z resztą jak to się mówi? - jej głos przybrał nieco zagadkowego tonu a usta wykrzywiły się w delikatnym uśmieszku - Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze.

- Jak masz pieniądze to idziesz do sklepu albo na targ i kupujesz co tam mają. - Czarny wzruszył ramionami i zaczął mocować jakieś paski czy coś podobnego przy swoim wozie. Versana usłyszała jak stojąca obok koleżanka cichutko westchnęła. Peter albo się z nimi droczył mimo tej oschłości i małomówności albo czekał aż jakoś bardziej rozwinął ten temat. Bo w końcu gdyby chodziło o samo kupowanie to sklepów i targów w mieście było całkiem sporo.

- A ten piesek to jakbyśmy go teraz kupiły? To da się? - Łasica skorzystała z chwili przerwy i wskazała dłonią na kanciasty kształt przykryty brezentem.

- Teraz? - propozycja trochę chyba zaskoczyła mężczyznę. Zatrzymał się z tym mocowaniem sprzączek i ładunku po czym spojrzał na ciemny kształt. Teraz wynik był bardzo niepewny. Trochę jak przysłowiowe kupowanie kota w worku. Nie wiadomo było czy ogar dożyje rana. Mógł skipieć. W nocy, rano czy w dzień. Albo jakby potem wdała się jakaś infekcja. No ale jakby nie skipiał to by pewnie odżył, nabrał sił i kto wie? Może znów by mógł walczyć?

- A ile byście dały za niego? - zapytał zerkając na swoje rozmówczynie bez większego zainteresowania. Łasica odezwała się pierwsza.

- No ja to za dużo pieniędzy nie mam. A jeszcze zaciągnęłam dług u Ver na te zakłady i jeszcze nie wiem jak go spłacę. - hedonistka przyznała z rozbrajającą szczerością przytulając swój bok kaptura do tego Versany. A ta mogła poczuć jej dłoń jaka dyskretnie w tym samym czasie przesuwa się po jej pośladkach. No ale tego chyba stojący przed nimi cwaniak w czarnej czapce w tych mrokach nocy chyba nie powinien był widzieć.

- Mam pieniądze a takiego pięknego pieska na pierwszym lepszym targu nie kupię. - postanowiła zrewanżować się delikatnym sarkazmem bandziorowi - Co powiesz więc na dziesięć złotych karlików za psinę i kontakt z wyspą? - rzuciła luźno chcąc wybadać nastrój oferenta - Biorąc pod uwagę fakt, iż nie wiadomo czy dożyje jutro. Cena ta jest dość atrakcyjna.

- Tak. Atrakcyjna. Dla ciebie. - herszt miejskiej bandy delikatnie prychnął, może się nawet uśmiechnął, tego nie można było po ciemku być pewnym. - Dwa razy tyle. I możesz go zabrać teraz. Jakbym wiedział, że przeżyje to bym go nie sprzedawał. - Czarny okazał się dość prostolinijny i bezpośredni. Chyba traktował obecne targi jako zrządzenie losu. Ot, jeśli pies miałby skipieć to gotów był zaryzykować i pozwolić by jeszcze ostatni raz mu przyniósł jakiś zarobek. No ale kto wie, może i zwierzak by jednak przeżył i cieszył oko nowej właścicielki.

- A wyspa to osobny temat. Nie znam cię. Może jesteś jakimś szpiclem? - zaznaczył obrzucając obie stojące obok siebie sylwetki krótkim spojrzniem od góry do dołu. Wyglądało to trochę jak obawy przed wprowadzeniem kogoś nowego do jakiejś bandy. Albo kultu. Też panował powszechny brak zaufania do nowych i obcych.

- Hmmmm… - Ver musiała przekalkulować opłacalność ewentualnego zakupy ledwo zipiącego psa. Skrzyżowała ręce na swoich okrągłych i jędrnych piersiach a jej czoło widocznie zmarszczyło się - Pod warunkiem, że dostarczysz mi Bydlaka pod wskazany adres. - pomimo, że kultystka była tylko właścicielką kompani posiadała ewidentną żyłkę do handlu - Oraz... - zrobiła wymowna przerwę spoglądając spod kaptura na skrytą w cieniu twarz mężczyzny - ...zdradzisz czy widywałeś tutaj wcześniej młodą van Hansenówne. - z mroku opadającego na twarz kobiety szło dostrzec blask jej białych zębów w których odbijały się okoliczne pochodnie - Umowa stoi? - Ver z kupieckim uśmieszkiem niczym halfing wyciągnęła rękę na znak dobicia targu.

- To mam jeszcze gdzieś jeździć? - druga strona pozostała ponura i nastawiona sceptycznie. Peter spojrzał na wyciągniętą dłoń ale nie podał swojej by dobić interesu. Zaś Łasica spojrzała z bliska na koleżankę gdy ta niespodziewanie zapytała o nazwisko młodej szlachcianki. Widocznie ten wtręt zaskoczył drugą kultystkę ale szybko zajęła się ugłaskaniem herszta rzezimieszków aby wesprzeć Versanę w jej wysiłkach.

- Oh, nie musisz nigdzie jeździć! - zapewniła go szybko koleżanka widząc, że mężczyznie taka opcja wyraźnie jest nie w smak. - Po prostu nie mamy go jak zabrać, nie mamy swojego wozu. - Łasica szybko zaczęła tłumaczyć a Czarny wzruszył ramionami na znak, że to nie jego sprawa i nie zamierza być dorożkarzem czy innym dostarczycielem towaru pod wskazany adres.

- No ale będziesz wracał do miasta? Chyba wszyscy będziemy jakoś tam wracać. Może pojedziesz za nami? Przyjechaliśmy z Theo. I już na mieście odbierzemy tego pieszczocha z twojego wozu. - bywalczyni mrocznych zakamarków tego miasta szybko przedstawiła polubowną propozycję zerkając prosząco na negocjatora. Ten zastanawiał się chwilę po czym ponownie dość obojętnie wzruszył ramionami.

- Dobra to za te dwie dychy to może być taki układ. Jak was nie będzie to nie będę na was czekał ani szukał tylko zabieram go do siebie. - Peter w końcu zgodził się na taką wersję chociaż ostrzegł o konsekwencjach jeśli by powóz pozwolił sobie zgubić jego wóz jaki miał jechać za nim. Teraz więc oboje czekali na odpowiedź kupującej strony tej transakcji.

Peter nie dość, że należał do tych niezbyt rozmownych był również niezbyt dobrze wychowany. Ver sama nie wiedziała czego się spodziewała po typie spod ciemnej gwiazdy. Widocznie lata przebywania w innych kręgach zakrzywiły jej postrzeganie rzeczywistości i relacji kupieckich. Mimo to puściła tą zniewagę płazem wiedząc, że wytknięciem jej nie zdziała zbyt wiele. Półświadek rządził się swoimi prawami. Ona zaś musiała się im podporządkować.

- Zgoda. - przystanęła na warunki poniekąd narzucone przez zakapiora chowając w tym czasie wyciągniętą wcześniej rękę - Gdzie ustalamy więc miejsce odbioru? - dopytała chcąc uściślić wszystkie warunki transakcji.

- No tam gdzie się zatrzymacie. Zatrzymam się za wami i weźmiecie Bydlaka a ja sakiewkę. - mężczyzna wydawał się nieporuszony całą transakcją. Z jednej strony wciąż wydawał się wahać czy sprzedaż psa jest właściwym posunięciem a z drugiej cieszyć się, że wpadnie dodatkowy zarobek przy niepewności czy zwierzę przeżyje to swoje krwawe zwycięstwo.

- No to będziemy musieli powiedzieć Theo gdzie ma nas wysadzić. - Łasica skinęła głową opatuloną ciepłym kapturem i zwróciła się do swojej koleżanki. Musiały to ustalić z impresario który obiecał zadbać o ich powrót do miasta ale nie mieli ustalone gdzie w tym mieście ma ich wysadzić. Na to jeszcze jednak był czas porozmawiać z niziołkiem po drodze a ten zdawał się być o wiele przyjemniejszy w rozmowie od tego małomównego zakapiora.

- Znakomicie. - wdowa podsumowała z wyczuwalną ulgą w głosie - Cieszę się, że tą sprawę mamy za sobą. Co jednak z kolejnymi dwoma? - w jednym momencie barwa jej wypowiedzi powróciła do pytającej. Była jednak stanowcza i zdecydowana. W taki sposób spoglądała również na pykającego fajkę mężczyznę, który okazał sie być nieustępliwym partnerem do interesów.

- Z wyspą możemy się jakoś umówić. To nie jest informacja dla byle kogo kto ma ochotę coś wiedzieć. A was nie znam. Przyjedźcie do Czarnego Zaułka to pogadamy o tym jak należy. - mężczyzna w czarnej, futrzanej czapce z niezmąconym spokojem pykał swoją fajkę. Ta jawiła się jako ciemniejsza, smuklejsza plama wędrująca na przemian od jego twarzy do dłoni. Łasica spojrzała z bliska na sąsiadkę. Czarny Zaułek cieszył się kiepską opinią. Jako jedno z głównych żerowisk Czarnych. Czy to nazwa wzięła od bandy czy to banda od miejsca to już trochę się zatarło i właściwie nie było takie ważne.

- A Froya? - partnerka skorzystała z okazji i przypomniała o kolejnym pytaniu koleżanki. Czarny wymownie wzruszył ramionami.

- Może widziałem. Może nie widziałem. Co wam do tego? - rozmówca nie wydawał się za bardzo przejęty dlaczego pytają właśnie o tą osobę a nie inną. Za to jak to już dało się zauważyć wcześniej nie był za bardzo wylewny do dzielenia się swoją wiedzą z osobami jakie spotykał po raz pierwszy.

- Kiedy więc miałybyśmy się tam zjawić? - właścicielka kompani ciągnęłą dalej temat związany z wyspą - Oraz… Jaką mamy pewność, że żaden z twoich chłopców nie połasi się na dwie samotne i atrakcyjne niewiasty? - pomimo, że ludziom pokroju Czarnego rzadko kiedy można było ufać. Ver postanowiła jednak dopytać o ten drobny szczegół. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Kornas nie był w stanie jej towarzyszyć po ciężkim i zajadłym boju z Norsmanką. W tym przypadku mogła liczyć wyłącznie na siłę argumentu.

- Może być jutro. Powiedz kim jesteście to powiem, że się was spodziewam. To jak im powiecie w zaułku to was nie ruszą. I zaprowadzą do mnie. - Czarny widocznie stawiał na prostotę i palnął bez większego zastanowienia jakby taki system mu odpowiadał i miał go już sprawdzonego.

Zapewnienie zbira jakoś nie do końca położyło kres obaw wesołej wdówki. Na tą chwilę nie miała jednak innego wyjścia jak przytaknąć na warunki małomównego mężczyzny.

- Dobrze więc. Niech tak będzie. - Ver podobnie do swojego rozmówcy tym razem również szczędziła słów - Zwą mnie Ida. - powiedziała pewnie i zwięźle. - Wracając zaś do młodej blondyneczki. Powiedzmy, że mam do niej sprawę i chciałabym ją z nią przedyskutować z dala od wścibskich oczu, których nie brakuje w jej otoczeniu. - wymyślona na naprędce odpowiedź zdała się jej być całkiem niezła. Z jednej strony odpowiadała na postawione jej pytanie z drugiej zaś nie mówiła zbyt wiele.

- Nie widziałem jej. Ale tutaj przyjeżdża wiele sławnych nazwisk. Nie zdziwiłbym się jakby ona też tutaj bywała. Prawie wszyscy chodzą w maskach i kapturach, ubierają się tak by ich nie rozpoznać. - herszt bandy uliczników odparł po krótkiej chwili zastanowienia. Po czym wsadził fajkę w zęby i wrócił do mocowania sprzączek jakie miały mocować płachtę zakrywającą klatkę i samą klatkę.

Odpowiedź Petera nie usatysfakcjonowała Versany. Nie miała jednak zamiaru dalej drążyć tematu. Musiała zadowolić się tym co usłyszała. Dało to jej jednak sporo domysłów.

~ To, że jej nie widział. Nie znaczy wcale, że jej tu nie ma. ~ - pomyślała, poruszona dość skąpą reakcją Petera.

- Wszystko jasne. Widzimy się więc w mieście. - rzekła do zajętego swoimi sprawami mężczyzny - Liczę na to, że słowny z ciebie facet i sprzedawca. - dodała na odchodne - Do zobaczenia!

Chwilę później chwyciła swą uroczą przyjaciółkę pod pachę i wraz z nią ruszyła w kierunku powozu niziołka. Zeszło im tu dłużej niż przypuszczała a nie miała zamiaru nadwyrężać jego gościnności. Postanowiła jednak w trasie zamienić z Łasicą kilka słów.

- Myślisz, że możemy ufać jego zapewnieniom? - zwróciła się z tym pytaniem do najbardziej zaufanej kobiety jaką znała. Spodziewała się jednak tego jaką odpowiedź usłyszy.

- Grzyb go wie. - przyznała szczerze kochanka całkiem ciepło przyjmując dłoń i ramię Versany pod swoje skrzydło. - Ale chyba liczy, że na nas jutro zarobi. Może będzie chciał nas jakoś sprawdzić czy nie jesteśmy jakieś lewe. Czy co. Myślę, że jak jutro tam do nich pójdziemy to pogadamy o interesach. - powiedziała idąc raźno przez skrzypiący pod butami śnieg. Czarny faktycznie pożegnał się z nimi w swoim lakonicznym stylu mówiąc, że “no to do jutra”.

- A co ci strzeliło do głowy z tą Froy’ą? Dlaczego myślisz, że ona tu może być? - skoro były na chwilę same to mogła zapytać koleżankę o co chodziło z tym rozpytywaniem o młodą szlachciankę. - Oo… Zobacz… To ta Norma… - zanim Versana zdążyła jej odpowiedzieć w oko ulicznicy wpadła przechodząca niedaleko grupka. W samym jej centrum szła pokonana przez Kornasa przeciwniczka. Też się chwiała na nogach i widocznie towarzystwo pomagało jej zachować pion. Widocznie nie tylko Bydlak i Kornas mieli cierpieć z powodu stoczonych walk. - Trochę mi jej szkoda. Wygląda całkiem ciekawie. A w ogóle mówiłaś, że masz jakąś niespodziankę. To już teraz? Czy jeszcze nie? - przyglądając się grupce jaka wystawiła przeciwniczkę kastrata Łasica trochę zwolniła ale nie przeszkodziło jej to w prowadzeniu ożywionej rozmowy.

- To długa historia. - rzuciła przekornie chcąc zarazem podsycić zainteresowanie przyjaciółki - Obiecuję jednak, że jutro Ci wszystko opowiem. - dodała przyjmując za oczywiste fakt, że Łasica będzie jej jutro towarzyszyć w trakcie karczemnego spotkania. - W każdym razie jestem niemal pewna, że ta mała zołza tu dzisiaj była. Ty lepiej mi powiedz gdzie chcesz transportować kundelka? - spytała pół żartem pół serio.

- Ojej to teraz mnie pobudziłaś i będę czekać na zaspokojenie… - Łasica ciężko przyjęła to odroczenie. Chociaż przybrała ten ton jakim zwykle droczyła się z otoczeniem. I jak to często miała w zwyczaju niby zwykłe zdanie a jakoś jak ona to mówiła to nabierało jakiegoś kosmatego kontekstu. - A piesek. - odwróciła głowę w stronę wozów gdzie zostawiły Czarnego i jego Bydlaka. - Może do ciebie? Pomogłabym ci go wnieść. Bo na Kornasa chyba teraz nie bardzo mamy co liczyć. I tak sobie pomyślałam, że jakbym już była u ciebie to chyba byś mnie nie wygnała w tą zimną, ponurą noc na ten cały śnieg i resztę co? - skoro koleżanka pytała to partnerka nie omieszkała podzielić się z nią pomysłem jak załatwić to zagadnienie transportu zwierzaka. Przy okazji wróciła spojrzeniem do kupieckiej wdowy i wdzięcznie się do niej przytuliła bawiąc się palcami w rękawiczce kawałkiem jej kołnierza. - No chyba, że nie chcesz. No to wtedy mogę się i jego zabrać do “Mewy”. Ale wtedy znajdę sobie do łóżka kogoś innego. - Łasica rozłożyła dłonie na znak, że nie będzie się narzucać partnerce no i inny wariant planu też może przyjąć.

- Obawiam się słodziutka, że póki co Bydlak będzie musiał iść z Tobą. - rzekła bez chwili zastanowienia słysząc propozycję seksownej partnerki - U mnie w kamienicy jest zbyt dużo ciekawskich spojrzeń. Hmmmm… - zadumała chwilę stawiając dwa następne kroki - A może pojechać z nim na "Starą Adele"? Tam powinni się nim zaopiekować do czasu aż nie wymyśle sensowniejszego rozwiązania. - zapytała zwracając zakapturzone lico w kierunku Łasicy

- To mam się dziś puszczać z kimś innym? - Łasica spojrzała z jawnym wyrzutem na swoją koleżankę. Chyba nie do końca to był tylko żart. - No dobrze. Mam nadzieję, że jakoś mi wynagrodzisz tą straconą noc. - pacnęła ją dłonią w ramię by podkreślić swoje rozczarowanie. Ale ostatecznie znów spojrzała na grupkę skoncentrowaną wokół gladiatorki. - Mogę go zabrać do portu. Kurt się nim zajmie. - powiedziała już spokojniej wracając tematem do bardziej przyziemnych spraw.

- Co tak wodzisz wzrokiem za tą Norsmanka? - zapytała spostrzegając zainteresowanie Łasicy jakie wzbudzali w niej ludzie zebrani wokół kobiety z północy - Powinnam się czuć zazdrosna? - dodała nieco sarkastycznie.

- Jest Norsmenką. I jest ładna. Ostra. Silna. Zdrowa. Spocona. Brudna. I zakrwawiona. Powinnaś być zazdrosna. - łotrzyca pozwoliła sobie podsumować jak widzi byłą przeciwniczkę Kornasa. Powiedziała to chyba trochę po złości ale by jakoś złagodzić wydźwięk pokazała koleżance język i uśmiechnęła się.

- Zastanawiam się czy do niej nie zagadać. Ciekawa osóbka. - powiedziała już nieco poważniej.

- Ktoś tu chyba chce dostać klapsa. - odpowiedziała szczypiąc tyłek w skórzanych spodniach - A tak na poważnie to znasz jej język? - zapytała zaciekawiona wdowa - W sumie to całkiem nieźle komponowałaby się w naszym otoczeniu. No wiesz ty, ja, Louisa, Brena. - delikatny uśmiech zawitał na buźce wdowy - Piękne, podstępne i zabójcze. To jak? Idziemy do niej?

- Widzę, że się rozumiemy. A klapsa no pewnie, nawet się mnie nie pytaj o takie podstawowe rzeczy. - Łasica zgrabnie zakręciła kuperkiem i pisnęła cicho z zadowoleniem przyjmując uszczypnięcie w to zgrabne miejsce. Po czym już chyba całkiem przestała się dąsać na koleżankę bo złapała ją za ramię i razem przez tą zaśnieżoną plażę ruszyła do grupki zmierzającą w stronę wozów, powozów i czekających wierzchowców. Ta mała, wieczorna uroczystość na odludziu się skończyła więc i goście zaczynali się rozchodzić.

- Ale nie znak kislevskiego. Kurt zna. Ani tego ich barbarzyńskiego języka. Ale może ktoś z nich zna, chyba jakoś się z nią dogadują nie? - brunetka w kapturze raźno szła przez zdeptany śnieg bez trudu doganiając kilkuosobową grupkę. Poza Normą było tam ze czterech mężczyzn. Z oczywistych względów ona szła w środku a ci szli jakby mieli ją asekurować w razie upadku. I rzeczywiście ruchy gladiatorki znacznie straciły na gracji i płynności w porównaniu do tego jak śmigała na początku walki.

- Witajcie. - Łasica pomachała do tego który widocznie usłyszał ich kroki za sobą i się odwrócił. Skinął im w odpowiedzi głową a pozostali też odwrócili się słysząc głos za sobą. Więc i sama Norma się w końcu zatrzymała i odwróciła. Może i lepiej, że nie było w świetle pochodni widać wszystkich detali bo krew i opuchlizny znacznie zdeformowały jej twarz. Chociaż w oczach mimo zmęczenia dalej dało się wyczuć zranionego ale jednak drapieżnika.

- Ojej. - Łasica jęknęła z żalem gdy zobaczyła posiniaczoną twarz rywalki Kornasa. Chociaż chyba nic nie miała złamane skoro mimo wszystko szła sama to była nadzieja, że w ciągu paru dni, może tygodnia wszystko jej się zagoi i wyleczy.

- Aaa… To wy… Od tego łysego… - któryś z mężczyzn chyba je jednak rozpoznał jako obstawę przeciwnika ich zawodniczki.

- To raczej on jest od nas. - odparła trochę na przekór nieznajomemu mężczyźnie - Przyszłyśmy pogratulować waszej koleżance. Jej styl walki wzbudził nasz podziw. - dodała chcąc ugłaskać stronę przeciwną delikatnym komplementem.

- No. - ten co zagadnął ich pierwszy pokiwał głową i spojrzał na swoich kolegów i zawodniczkę. - Myśleliśmy, że wygra. - przyznał z wyczuwalnym żalem w głosie. - No ale ten wasz no kawał chłopa. - dodał rozkładając dłonie na znak, że za bardzo nie ma co gadać. Jego koledzy też mieli dość niewyraźne winy. Jeśli postawili podobne sumy jak Versana to pewnie wracali ze sporo lżejszymi sakiewkami.

- Może następną walkę wygra. - powiedział jego kolega jakby na pocieszenie siebie i swojej drużyny.

- Na pewno! - niespodziewanie Łasica jako jedyna wydawała się być tego pewna co chyba zaskoczyło rozmówców. - Była świetna. No ale Kornas no sami widzieliście. Jakby trafiła na kogoś innego pewnie by wygrała. - łotrzyca w kapturze zarzuconym na głowę wydawała się być przekonana, że tak właśnie by było przy obecnej lub przyszłej walce gdyby nie chodziło o walkę z ochroniarzem Versany. To jakoś rozluźniło atmosferę bo nawet się roześmiali. Poza Normą co wodziła po nich wzrokiem pewnie nie rozumiejąc o czym rozmawiając i z czego się śmieją. Albo z kogo.

- Może warto porozmawiać więc z impresario by zorganizował walkę "dwóch na dwóch". Wasza koleżanka i nasz zawodnik tworzyliby razem dość ciekawy i zarazem niebezpieczny duet Skąd was przywiało? - brunetka postawiła dość bezpośrednie pytanie - Nie wygladacie na tutejszych. Tym bardziej wasza waleczna towarzyszka.

- No ona to jest nowa w mieście. Ale my to tu mieszkamy od dawna. - powiedział ten najbardziej wygadany. A ten drugi klepnął go szybko w ramię podchwytując pomysł rozmówczyni.

- A to mogłoby być dobre! 2 na 2! Trzeba by pogadać z impresario! - kolega zapalił się do pomysłu wdowy. Norma zaś chyba miała dość tego obgadywania bo zapytała o coś krótko z wyczuwalną irytacją w głosie. Więc ten pierwszy zaczął coś jej tłumaczyć. Chyba po kislevicku. Gladiatorka otarła rękawem rozbite usta i splunęła krwawą strugą na zdeptany śnieg gdy słuchała co ten jej mówi. Gdy skończył coś odpowiedziała krótko wzruszając obojętnie ramionami.

- Mówi, że jej obojętne. Walka to walka. Lubi się bić. - wyjaśnił ten pierwszy co chyba go troche rozbawiło.

- Musimy ją jakoś wyrwać dla siebie. - Łasica skorzystała z okazji gdy się wszyscy roześmiali i szybko szepnęła koleżance na ucho widocznie nadal mając ochotę na zawarcie bliższej znajomości z Normą.

Dwa razy Versanie nie trzeba było powtarzać. W moment podłapała wyszeptane jej przez koleżankę słowa. Postanowiła więc nie czekać zbyt długo i przejść od razu do działania.

- Theo akurat będzie zaraz nas odwozić do miasta. Poruszymy, więc z nim ten temat. Kobieca intuicja podpowiada mi, że ta wizja przypadnie mu do gustu. - spodobało się jej to z jaką aprobatą został przyjęty jej pomysł - A czy mógłbyś spytać Normę o coś jeszcze? - słodziutkim i uwodzicielskim głosem zapytała tego samego mężczyznę - Nie byłaby może zainteresowana również legalną i dobrze płatną pracą? Przydałby mi się taki człowiek.

- Nie ma takiej potrzeby ona ma już pracę. - rozmówca zareagował bardzo szybko kręcąc głową na znak, że takie pytanie kompletnie nie jest potrzebne. Zupełnie jakby się obawiał, że obie kobiety chcą im podebrać zawodniczkę. I spojrzeli na Łasicę która odkleiła się od boku Versany i zrobiła krok i drugi mieszając się z mężczyznami i stając o krok przed ich zawodniczką. Uśmiechnęła się do niej i wskazała na siebie.

- Łasica. - powiedziała wolniej i wyraźniej. Gladiatorka zmrużyła oczy, zerkając na nią, potem na tłumacza a potem znów na rozmówczynię bo ta znów powtórzyła swoje imię. Tłumacz więc coś powiedział krótko do Normy wskazując na łotrzycę. Ta skinęła głową i z kolej klepnęła w swoją brudny i zakrwawiony front ubrania.

- Norma. Norma to Asker. - powiedziała wojowniczka poklepując każdą z dłoni jeden z toporów jakie miała zatknięte za pas. Musiała je zdjąć na czas walki ale teraz miała je za pasem. Łasica roześmiała się wdzięcznie i podeszła jeszcze bliżej.

- Jesteś bardzo dzielna. Bardzo mi się podobała twoja walka. - szczebiotała wesoło ciemnowłosa kultystka zupełnie jakby rozmawiała ze swoim idolem. Norma nie wiedząc o czym ta mówi znów spojrzała na tłumacza. Ten cicho westchnął po czym coś powiedział szybko i krótko wskazując na Łasicę. Norsmanka pokiwała głową i nieco przygryzła rozbite wargi przyjmując ten komplement w milczeniu.

Versana zawsze zachodziła w głowę jak jej przyjaciółka to robi. Jeszcze przed chwilą stała i szeptała jej do ucha. Teraz już zaś podrywa poobijaną twardzielkę. I to całkiem skutecznie wnioskując po tym jak na te gadki-szmatki reaguje blondyna.

- Dobrze więc. - rzekła do swojego rozmówcy chcąc szybko go zbyć, by móc dołączyć do koleżanki - Miejmy więc nadzieję, że na przyszłej imprezie, będziemy kibicować jednej drużynie. - słowa swe poparła serdecznym uśmiechem - Póki co musisz mi wybaczyć. Chciałabym osobiście pogratulować waszej zawodniczce. Z resztą robię się powoli zazdrosna o swoją przyjaciółkę. - dodała po czym jak kultura nakazuje lekko się pochyliła i ruszyła w kierunku dwóch flirtujących pań.

- No oby. Można by pogadać z impresario o tych łączonych walkach. - cała grupka jakby z rozpędu przeszła o ten krok czy dwa koncentrując się wokół wojowniczki z północy i szczebioczącej z nią wielbicielki. Uwaga o zazdrości rozbawiła mężczyzn a gdy łotrzyca wyczuła zbliżającą się przyjaciółkę odwróciła się do niej i znów wzięła ją pod swoje skrzydło. Więc teraz gdyby nie otaczająca ich grupka gladiatorki to mogły rozmawiać swobodnie i bezpośrednio. Z bliska twarz Normy wyglądała jeszcze gorzej. Z tymi opuchliznami, otarciami i tylko mniej więcej przetartą krwią. Czuć było od niej gorący, oddech i zapach potu i krwi jaki budził jakieś pierwotne instynkty.

- No naprawdę, jesteś wspaniała. Obie jesteście wspaniałe. - tymczasem Łasica kontynuowała ten swój zachwyt i ledwo Versana przy niej stanęła ta puściła ją i powoli opuściła się tak, że wyglądało jakby pokornie klęczała między nimi dwoma. Norma spojrzała na nią z góry, zerknęła na wprost na młodą wdowę jaka miała twarz bardziej na jej poziomie i znów na dół do klęczącej między nimi kobiety która mówiła dalej.

- Wyglądasz mi na kogoś kto potrzebuje kobiecej ręki. - powiedziała z przekonaniem klęcząca Łasica dziwnym zbiegiem okoliczności akurat patrząc się na zapięcie spodni wojowniczki. Chociaż niby zgarnęła trochę śniegu w dłonie nim znów się bez pośpiechu wyprostowała zrównując się z pozostałą dwójką.

- To na twarz. - powiedziała Łasica pokazując Normance garść śniegu jaki właśnie zgarnęła w te dłonie. Spojrzała na tłumacza co razem z pozostałymi obserwowali to widowisko trochę chyba nie wiedząc jak się zachować i co powiedzieć. Ten znów coś przetłumaczył krótko przy okazji robiąc gest dłonią jakby przecierał sobie twarz. Wojowniczka skinęła głową na znak zgody i Łasica zbliżyła się do niej jeszcze bardziej starając się śniegiem oczyścić twarz gladiatorki.

Versana w moment doszła do tego jak wygląda rozmowa z taką osobliwością jaką jest Norma. W sumie to nie znała jej języka co stanowiło dość dużą przeszkodę komunikacyjną. Patrząc jednak na to jak radziła sobie Łasica, stwierdziła, że nie może to być takie ciężkie jakie mogło się wydawać. Biorąc pod uwagę surowość i prostotę w odbyciu kobiet z północy bez większych ceregieli postanowiła wtrącić się do rozmowy.

- Dłonie mej przyjaciółki czynią cuda. - stwierdziła wpierw wymownie spoglądając na mężczyznę robiącego za tłumacza a następnie szeroko uśmiechając się do zagranicznego gościa - Warto się poddać tym zabiegom. Nie pożałujesz wojowniczko. - głos jej wyrażał tyle samo troski co kokieterii. Jedno też musiała przyznać. Jej kochanka miała nosa podchodząc do nieznajomej zza Morza Szponów i Ver w pewnym sensie musiała przyznać rację swej partnerce. Nie potrafiła tego wytłumaczyć ale pomimo zdewastowanej facjaty berserka wciąż miała to coś co nie pozwalało przejść obok niej obojętnie.

- Staram się jak mogę. Zazwyczaj dbam o tą piękną panią no ale mogę też zadbać o Normę. - Łasica kręciła się wokół wojowniczki jak zawodowa krawcowa czy garderobiana jakby niechcący roztaczając swój wdzięczny, wężowy urok. Niby tylko przemywała śniegiem twarz gladiatorki ale gdy zeszła do jej szyi a przy okazji jakoś trudno było nie zwracać uwagi na wdzięki łotrzycy ładnie podkreślone przez jej skórzane spodnie i grację ruchów. Do tego ten jej naturalny, wdzięczny, dziewczęcy głosik co sprawiał, że aż się chciało by na własnej osobie poczuć ten urok i wdzięk. Cała czwórka mężczyzn spojrzała na Versanę o jakiej Łasica tak chętnie mówiła, że zwykle o nią tak dba jak teraz o Norsmenkę.

- A wy macie kogoś kto o nią dba? Najlepiej dziewczynę. Bo spójrzcie na to biedactwo. Przecież ktoś będzie musiał koło niej chodzić. Jakby mi moja pani pozwoliła a wy byście się zgodzili to mogłabym się nią zająć. - Łasica zgrabnie demonstrowała jak mogłaby się zająć gladiatorką. Po raz kolejny schyliła się po nową porcję śniegu, tym razem szybciej i znów zaczęła oczyszczać szyję wojowniczki. Tak nisko, że już zaczynało to podpadać pod obojczyki. Ale spojrzała pytająco na tłumacza bo ten się trochę zagapił na to wszystko.

- Noo… Znaczy ten… No… - mężczyzna odchrząknął z zakłopotaniem i próbował jakoś zebrać myśli do kupy by nadążyć za tokiem dyskusji ale coś tak od ręki miał z tym niewielki kłopot.

Cała ta sytuacja rozbawiła Versanę, która mimo wszystko nie dała tego po sobie poznać. Jedynie bacznie obserwowała a to panie a to panów, którzy wyglądali tak jakby pierwszy raz w życiu ujrzeli nagie kobiece ciało.

- Co tak zamilkliście panowie? - zapytała ironicznie - Nie widzicie, że wasza koleżanka potrzebuje intensywnej opieki a moja przyjaciółka jest w stanie jej ją zapewnić?

- Noo… - panowie okazali się trochę zmieszani. Ale koniec końców popatrzyli po sobie naradzając się spojrzeniami i gdy jeszcze Łasica dorzuciła coś od siebie to okazało się wisienką na torcie.

- No jak się boicie, że coś jej zrobię no to będziecie mogli popatrzeć. - łotrzyca przewróciła oczami i uśmiechała się filuternie do całej gromadki a panowie też się rzoeśmiali, trochę nerwowo ale jednak. W końcu zaczęli się umawiać i wymieniać adresami gdzie się spotkać, Versana nawet kojarzyła o jaką karczmę chodzi więc wyglądało na to, że złapali ze sobą jakąś nić kontaktu.

- Oj jutro się tobą zajmę. Ale dzisiaj spróbuj przetrwać jakoś tą noc dobrze? Mam nadzieję, że nie odwalisz kity bo by mi bardzo smutno było z tego powodu. - Łasica zrobiła troskliwą minkę do Normy i objęła ją za szyję jakby się przymierzała do tańca z nią. A całościowo świetnie wpisywała się w rolę wielbicielki jakiejś gwiazdy. I gdyby Norma była mężczyzną to pewnie by wszystko było jak należy. No ale nie była co chyba nieco konfundowało towarzystwo. Może poza Łasicą która zachowywała się pewnie i bez skrupułó jakby nie działo się nic niezwykłego. W końcu odkleiła się od wojowniczki i wróciła pod skrzydło Versany posyłając jeszcze Normance całusa na pożegnanie. Ta zaś chyba nie bardzo wiedziała jak to wszystko przyjąć więc co prawda nie tryskała entuzjazmem jak Łasica ale też nie przejawiała oznak niechęci takiej adoracji.

01.14; Konistag; ranek

Brak konkretnych planów na dzisiejszy dzień oraz niesprzyjająca aura za oknem jakoś niezbyt motywowały Versane do wygrzebania się spod pierzyny. Pod którą skądinąd było w gruncie rzeczy bardzo ciepło i przyjemnie. Palące się w kominku drewno wydawało miły dla ucha dźwięk skutecznie rozpraszając myśli związane z codziennymi obowiązkami. W głowie kultystki kotłowało się naraz wiele myśli. A to te związane z wczorajszymi wydarzeniami, a to te oscylujące wokół zadania zleconego im przez Starszego. Czy wreszcie tę, w których dominowały nagie i mokre kobiece ciała należące do Łasicy, Louisy i …… Breny. W niewytłumaczalny sposób to wspomnienie właśnie tej ostatniej wywołało w brunetce dość przyjemny dreszcz, który początek brał między jej udami zaś koniec wieńczył na już twardych już skutkach. Ręka Versany samoistnie powędrowała wzdłuż talii muskając koniuszkami palców jej delikatną skórę aż nie dotarła do mokrego łona. Zupełnie tak jakby ktoś tą dłoń prowadził za nią. A może robiła to odruchowo w momencie gdy odczuwała tak silne podniecenie? Nie wiedziała i na tą chwilę nie chciała wiedzieć. Nie był to zresztą najodpowiedniejszy czas na takie dywagacje. Poddała się rozkoszy odpływając w zupełnie inne miejsce. Była tam tylko ona i jej młodziutka sprzątaczka. Obie stały tak jak je bogowie stworzyli i obie patrzyły na siebie z dziką i niepohamowaną żądzą. W pewnym momencie jednak ruszyły w swoim kierunku z takim impetem jak spuszczone do walki dzień wcześniej psy. One jednak nie miały zamiaru rzucać się sobie do gardeł. To był zupełnie inny rodzaj zmagań. Pełen namiętności i finezji. Przepełniony erotyzmem i pożądaniem. Taki, w którym nie brakowało wyszukanych pozycji jak i podstępnych sztuczek. Ciało Versany co chwilę przeszywał dreszcz podniecenia, skutecznie zbliżając ją do szczytu ekstazy. Jednak gdy już miała osiągnąć jego apogeum ktoś niespodziewanie zapukał do drzwi skutecznie niwecząc wszystko nad czym tak "ciężko" pracowała. Koniec końców przyszedł jej do głowy plan na dzisiejsze popołudnie.

- Zabiorę Brene do Inka. - pomysł wydał się jej mieć ręce i nogi biorąc pod uwagę słowa Starszego a'propos poddawania pieguski próbom - Malcolm powinien wiedzieć gdzie znajdę tego artystę.

- Już, już idę. - krzyknęła w kierunku drzwi. - Kogo diabli niosą? - dodała nieco podirytowana całym tym zajściem.

- To ja Brena, prosze Pani. Przepraszam, że przeszkadzam ale zaczęłam się martwić. - usłyszała nieśmiałą i speszoną odpowiedź sprzątaczki, która stała na korytarzu. - Pora coraz późniejsza a śniadanie już czeka na stole.

- To nawet dobrze się składa. - myśl ta jak i odwiedziny młodej służki widocznie poprawiły jej humor - Od razu powiem jej jaki mam plan na dzisiejsze popołudnie.

- Śmiało! Wejdź kochanie. - rzekła do swojej pracownicy po czym wyślizgnęła się spod ciepłej pierzyny. Jej długie jeszcze nie rozczesane włosy sięgały do nagich pośladków kontrastując z ich barwą. Strój leżał na krześle ta jednak nie spieszyła się z jego przywdzianiem. Chciała zobaczyć reakcje słodkiej pieguski na widok, który zastanie.

Po chwili drzwi do prywatnej izby Ver stały otworem zaś w ich progu pojawiła się młodziutka Brena, która ku zaskoczeniu kultystki nie okazywała oznak zakłopotania czy zawstydzenia. Wręcz przeciwnie. Była skupiona i starała się nie spuszczać oczu poniżej poziomy dekoltu swej pani. Co prawda czasami jakieś drobne spojrzenie lądowało na jędrnych piersiach bądź łonie kultystki. Fakt ten jednak bardzo jej się podobał a nawet na swój sposób podniecał.

- W czym mogę pani pomóc? - spytała zgodnie z zasadami etyki.

- W niczym skarbie. - odparła dość luźnym tonem - Chciałabym jednak byś była gotowa na wspólną wycieczkę gdy zjawi się Malcolm. - powolnym tempem zamierzała ku krzesłu z garderobą.

- Wnioskując po porze dnia. - pieguska starała się używać niepospolitych słów - Sądzę, że powinien zjawić się niebawem.

- Znakomicie. - wdówka pochyliła się kusząco nad biurkiem aby sięgnąć szczotkę do włosów - Jesteś więc póki co wolna. Ja zaś zaraz zejdę na śniadanie.

Sprzątaczka w milczeniu pokłoniła się cofając lewą nogę i cicho niczym mysz opuściła pokój swojej pani, która z kolei przystąpiła do przygotowań związanych z wyjściem na miasto.

Kupiecka wdowa nie próżnowała ani chwili. Zaraz po tym jak jej uczennica zostawiła ją samą przystąpiła do przygotowań. Rozczesanie włosów, uplecenie warkocza oraz dobór stroju poszedł jej wyjątkowo szybko. Nim opuścił izbę oprócz kozika zabrała również swój zdobiony miecz, który dostała kilka lat wstecz od swojego męża nieboszczyka jako prezent ślubny. Była w pełni świadoma stanu w jakim znajdował się Kornas oraz tego, że dzisiejszego dnia nie będzie mógł im towarzyszyć.

W głównej izbie jak zwykle było parno a w powietrzu unosił się aromat przypraw i duszonych warzyw z mięsem. Greta przygotowywała kompot z suszonych owoców oraz potrawkę z rzepy i wieprzowiny. Tym razem w pomieszczeniu jednak brakowało Kornasa, który zazwyczaj podjadał smakołyki siedząc przy stole. Dzisiaj dogorywał u siebie w pokoju pod pilnym okiem gosposi, która co jakiś czas odwiedzała go donosząc mu strawę bądź zimnych kompresów. Ver zasiadła więc przy ławie witając się uprzednio ze staruszką. Ta zaś w mgnieniu oka postawiła przed nią talerz jeszcze ciepłej owsianki z owocami i orzechami, kubek kawy zbożowej oraz deskę z pokrojonym ciastem drożdżowym do którego zaserwowała powidła śliwkowe przygotowane jesienią. Wszystko prezentowało się bardzo smakowicie. Brunetka uprzejmie podziękowała i przystąpiła do posiłku. Wczorajsze emocje widocznie zaostrzyły jej apetyt gdyż w kilka chwil zjadła wszystko siedząc już tylko z kawą w rękach. Gdy kubek był w połowie pusty. Po izbie przebiegł dźwięk kołatania do drzwi. Sprawcą zamieszania okazał się być Malcolm, który jak codzień przyszedł wyczesć i nakarmić klacz. Staruszek stając w progu otrzepał ze śniegu obuwie i zdjął kapelusz. Następnie skinął głową i przywitał się z domownikami. Właścicielka kamienicy zaprosiła gościa do stołu aby napił się z nią kawy. Ten zaś nie odmówił i zasiadł naprzeciw swej chlebodawczyni. Greta natomiast nie pozwolił długo czekać mężczyźnie i od ręki postawiła przed nim kawę oraz resztę ciasta ze śniadania aby mógł coś rzucić na ząb. Pili tak więc przez chwilę ten czarny jak noc napój po czym Ver postanowiła zapytać go o miejsce w którym mogłaby spotkać jedynego w mieście tatuażyste. Tak jak się spodziewała poczciwy staruszek doskonale znał lokalizacje Inka i bez wahania wytłumaczył jej jak do niego dotrzeć. Trasa okazała się ni być zbyt skomplikowana. Zrządzeniem losu w tym samym momencie gdy kultystka dopiła kawę w izbie, w której wszyscy zasiadali pojawiła się już gotowa do drogi Brena. Brunetka nie czekając więc ani chwili dłużej wstała od stołu i zwróciła się do pieguski uprzednie dziękując dorożkarzowi za informację

- Doskonale. Ruszajmy więc.
 
Pieczar jest offline