Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2020, 20:03   #63
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 - 2519.I.14; knt (6/8); południe

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; leśne pustkowie
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); południe
Warunki: jasno, drobny śnieg, sil,wiatr, arktycznie


Strupas



Jak najpierw nic się nie działo to potem zaczęło się dziać aż za dużo. W tym pierwszym etapie robienia zasadzki emocje szybko opadły. Cokolwiek by ktoś nie czuł, czy zniecierpliwienie, ekscytacje, obawę czy strach to dość szybko mógł zacząć odczuwać głównie zimno. Przynajmniej to zimno na pewno zaczęło się dobierać do leżącego nieruchomo garbusa. Na dłuższą metę to wcale nie było takie przyjemne. A ci rogacze coś nie bardzo mieli zamiar się pokazać. Więc leżał i czekał. A jak tak leżał i czekał to i zaczęło mu się dłużyć i nużyć a przede wszystkim zaczął marznąć.

Leżenie w kryjówce wymagało leżenia nieruchomo. I to leżenia na jakimś kocu który jednak stanowił mizerną osłonę przed śniegiem i mrozem. Leżenie nieruchomo wystawiało Strupasa na ten mróz znacznie bardziej niż przedwczoraj co przeszedł cały dzień przez zaśnieżony las. Ale właśnie był w ruchu. A teraz nie. A każdy pacierz nieruchomo wystawiał do na ataki mrozu. A co tu nie mówić było bardzo mroźno. Obserwując więc opuszczone obozowisko na jakim piekł się przygotowany warchlak to tym bardziej czuł się głodny i zmarznięty. Ciepło płomienia w naturalny sposób wabiło i przyciągało do siebie. No ale nie rogatych. Tych coś nie było widać chociaż garbus już szczękał zębami i próbował chuchaniem ogrzać zgrabiałe dłonie. Ale niewiele to pomagało. Powoli oddech Ulryka brał go w posiadanie. Zamarzał.

Ale wreszcie i główni aktorzy tego przedstawienia raczyli się pokazać. No i wreszcie zaczęło się coś dziać! No przyszli wraz z pogorszeniem się pogody. Odkąd garbus z kolegami wyszedł z jaskini było pochmurno ale dość spokojnie. Ale w południe zerwał się wiatr więc zamiatał śniegiem po okolicy a do tego zaczęły pruszyć drobne płatki z tego ponurego nieba. I z tymi pierwszymi płatkami śniegu przyszli też zwierzoludzie.

Było ich trzech. Byli okryci skórami a w dłoniach nieśli jakieś kije. Może kostury a może włócznie. Niczym dzikie, podejrzliwe stworzenia lasu zaczęli węszyć i nasłuchiwać. Tak z daleka to wyglądało. W końcu podeszli bliżej i rozglądali się po zdeptanym śniegu jaki Strupas z kolegami schodzili w tę i we w tę przygotowując obóz. Na to już nie było rady. Nawet na to, że gdyby poszli po odpowiednich śladach to mogli dojść i do kryjówki Strupasa i reszty też. Śnieg dopiero zaczął padać i nie zdążył jeszcze zasypać ich śladów. No ale była szansa, że rogacze nawet widząc te ślady na śniegu bardziej zajmą się obozem i jedzeniem.

Wreszcie tak się stało. Ogień i mięso ich zwabiło. Zaczęli oglądać i węszyć samego porzuconego prosiaka. I skostniały z zimna, szczękający zębami garbus widział jak wreszcie biorą się za jedzenie. Jeden z nich wbił swój nóż w mięso odkrajając kawałek po czym łapczywie zaczął je pożerać. Warchlak na trzech to nie było zbyt wiele więc szybko doszło do przepychanki. Ale jednak tak jak to sobie wymyślił wczoraj Strupas zaczęli łapczywie pożerać tego prosiaka. Aż zeżarli go całego.

Ale w tym momencie znów zrobiło się nie do końca tak jak to sobie zaplanował. Gdy już zeżarli to chyba się zaczęli zastanawiać co dalej. Coś sobie pokazywali to na las, to na ślady, to jeszcze na rzekę. Trochę nawet ich słyszał ale sylwetki były już mniej widoczne i przez odległość i przez sypiący śnieg. I ku jego zaniepokojeniu wyglądało jakby postanowili sprawdzić te ślady bo ruszyli w jego stronę. Nie miał pojęcia jak dokładnie zadziała trutka i kiedy. Ale widocznie nie powaliła ich z miejsca za to chyba mieli zamiar sprawdzić kto im zostawił taki prezent bo szli po pozostawionych przez Strupasa i jego kolegów śladach jak po sznurku.

---


Mecha 19

Czy zwierzoluczie się zorientują w trutce: Kostnica 85 > śr.por > nie

Wykrycie Strupasa: Kostnica 9 > m.suk

Marznięcie Strupasa: Kostnica 85 > śr.por > -2 ŻYW

---



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Rzemieślników; gabinet Inka
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); przedpołudnie
Warunki: cisza, ciepło, półmrok, zapach ziół na zewnątrz jasno, powiew, zachmurzenie, b.mroźno


Versana



- Oj no nie wiem… - wydawało się, że miały już wszystko ustalone ale jednak gdy znalazły się na miejscu to ciemnowłosą pokojówkę jednak naszły wątpliwości. Pewnie po części przez charakter tego miejsca i aparycję gospodarza. Obaj mieli swój specyficzny charakter.

Przestrzeń była niewielka. Jak u golibrody jakiegoś. Nawet były jakieś stołki i krzesła do siedzenia. No i jakieś łóżko bez pościeli. Jak Malcolm ich przywiózł to jedno z krzeseł zajmował chyba jakiś żołnierz czy marynarz. Spojrzał na wchodzących i w ramach powitania posłał im zaciekawione spojrzenie i skinął głową. Ale się nie odezwał pierwszy. Może dlatego, że mistrz tatuaży pochylał się nad jego ramieniem cierpliwie dziurkując jego skórę i wbijając tam barwnik jaki miał utworzyć obrazek. Tym razem była to głowa wilka.

Niejako więc obie klientki zyskały zarówno możliwość by zobaczyć mistrza przy pracy jak i rozejrzeć się po gabinecie. Sam mistrz był skoncentrowany na swojej pracy więc poświęcił im jeszcze mniej uwagi niż jego klient. Ledw spojrzał kto przyszedł i wracał do dziurkowania ramienia marynarza. Ink okazał się mężczyzną już leciwym wiekiem. Pewnie bardziej mu było wiekiem do Grety czy Malcolma niż Versany czy Breny. Pracował w samej koszuli a na szyi i dłoniach widać mu było kawałki wystających własnych tatuaży.

Gabinet zaś też miał swój wyjątkowy klimat. Coś jak skrzyżowanie zakładu golibrody ze sklepem zielarskim. Było przyjemnie nagrzane więc w korzuchach i płaszczach szybko robiło się goraco. Pachniało kurzem, ziołami i jakimiś specyfikami kojarzącymi się z apteką. Tam stały słoje z jakimiś dziwnymi stworzeniami i organami a obok wisiały kępy ziół. Całość miała jakiś powab egzotyki i mistycyzmu. Do tego były jeszcze liczne obrazki. Na płótnie, na papierze, na tablicy, na skórze. Widocznie wzory wykonanych wcześniejszych tatuaży czy ich projektów. Istne dzieła sztuki. Jakieś wilki, herby, napisy, twarze, figurki, glify… Jeśli to wszystko wykonał sam Ink to pewnie jakby chciał przerzucić się na malowanie obrazów to też miałby sporo klientów. Jeśli miał taką rękę no to zrobienie obrazka na w pół zwiniętego węża też nie powinno być chyba dla niego zbyt trudne. Przy tych obrazkach jakie tutaj można było oglądać w świetle świec to taki wąż wydawał się dość prosty do zrobienia.

- Czy to prawdziwa skóra? Z człowieka? - w pewnym momencie Brena nie wytrzymała i dotknęła jakiś dziwnych znaków na rozciągniętej skórze. Jej faktura była dwuznaczna. Mogła faktycznie być ludzka. A może tylko tak wyglądała. Versana też nie była pewna.

- Taa. - burknął krótko gospodarz a, że pytania pokojówki były jedno za drugim to właściwie nie było wiadomo na które odpowiedział. Ale Brena chyba znów straciła na równowadze. A czas się kończył. Ink zaczął oszczyszczać biceps mężczyzny, zakładać mu jakiś opatrunek który przysłonił ten nowy obrazek a ten wstał sięgając do sakiewki. Jak w przelocie mogły obie zauważyć do ta głowa wilka wyszła świetnie. Zresztą żołnierz też wydawał się ucieszony i bez oporów sięgał po sakiewkę. Ale to też znaczyło, że zaraz przyjdzie kolej na obie nowe klientki.

- A dlaczego właściwie mam mieć ten tautaż? I gdzie mam go sobie zrobić? I dlaczego węża? - Brenę to wszystko jakby zmobilizowało na tyle by jeszcze raz wypytać się Versany po co właściwie tu przyjechały. Wydawała się stremowana i niespokojna. A mężczyzna jakiego do tej pory dziarał mistrz tatuażu pożegnał się z nim całkiem radośnie, mówił, że powie kolegom to na pewno też przyjdą sobie coś zrobić i w końcu wyszedł na ulicę zostawiając obie klientki sam na sam z gospodarzem. Ten zaś sięgnął po kufel, upił z niego łyk i spojrzał na nie obie. Bynajmniej ani życzliwie ani zachęcająco.

- Taa? - zapytał w ramach przywitania i zagajenia rozmowy. Wciąż siedział na swoim krześle jakie było przystawione do tego krzesła dla klientów. A stojąca obok Versany Brana zdawała się być pełna wątpliwości.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Drewniana; karczma “Dwie belki”
Czas: 2519.I.14; Konistag (6/8); południe
Warunki: cisza, ciepło, jasno, gwar karczmy na zewnątrz jasno, sil.wiatr, drobny śnieg, arktycznie


Versana



No i znów Ulryk zaczął swoje zimowe harce. Jeszcze jak jak jechały z Malcolmem do Inka no to było bardzo zimno a niebo było pochmurne. Ale było spokojnie. Ale teraz przyszło pogorszenie pogody. W samo południe zerwał się wiatr co szarpał ubraniami i rzucał w twarz śniegiem. A do tego zaczęło sypać śniegiem z nieba. Jakby władca zimy uznał, że tego co nasypało do tej pory nie jest wystarczająco więc dorzucił nową porcję.

Ale przynajmniej wewnątrz “Dwóch belek” było cieplej i ciszej. Można było otrzepać się ze śniegu i schronić się w ogrzewanym wnętrzu oświetlonym przez lampy i kaganki. Tutaj Versana była pierwszy raz. To nie był lokal najwyższych lotów i raczej nie było co się spodziewać ludzi o pozycji właścicielki piętrowego domu i składu handlowego. Bardziej kogoś pokroju Łasicy czy Silnego. “Belki” były na ulicy drwali i węglarzy. Głównie tych co w jakichś sposób zajmowali się wyrębem, transportem, załadunkiem czy obróbką drewna. Więc i gospoda była nastawiona na taką klientelę. Teraz część z nich pewnie przyszła tu na przerwę obiadową o ile ktoś z nich w zimie miał jakąś pracę. Bo widziała jak parę osób zerkało na nią znad swoich misek z jakich jedli swój obiad. Ale śród tych obcych sylwetek młoda wdowa dostrzegła jedną, w znajomym korzuszku co wesoło do niej zamachała ręką.

- No, jesteś wreszcie. - Łasica przywitała się całkiem wesoło gdy dała znać by koleżanka usiadła obok niej na ławie przy jednym ze stołów zbitych z gubych dech. Ławy też wyglądały na solidne chociaż toporne. Pewnie w roli improwizowanych taranów też by się sprawdzały nieźle.

- Szkoda, że cię wczoraj nie było. Wiesz jak się potem łatwo puszczałam? W zdłuż i poprzek, z góry i z dołu, z chłopcami i dziewczynkami, no normalnie orgia jakaś. Żałuj, że cię nie było. - Łasica zaczęła wesołą gadkę zaczynając od tego na czym rozstały się wczoraj. Już było w okolicach północy jak się rozstały w porcie. Powóz niziołka zatrzymał się, Łasica pożegnała się z towarzystwem i ruszyła w stronę wozu Czarnego który jednak ich nie zgubił. I doszło do wymiany klatki z Bydlakiem na zawartość sakiewki. No i coś na pożegnanie łotrzyca coś odgrażała się jeszcze, że pójdzie się puszczać na mieście z kim się da skoro koleżanka stroni od jej wdzięków. Wczoraj brzmiało to trochę jak żart no a dzisiaj trochę tak też. Chociaż nie do końca. Bo na ile wczoraj mogła wyczuć Versana to koleżanka chcicę miała wczoraj sporą. A do jej zaspokojenia miała całą noc talentów i okazji. I jak już tak można było się na poważnie zastanawiać czy to jest jakiś żart czy nie do końca to i sama Łasica rozwiązała ten dylemat śmiejąc się serdecznie.

- Chciałabym! No i wczoraj miałam taki zamiar! Naprawdę! - śmiała się jakby bawiło ją to nawet dzisiaj. I tamte wczorajsze zamiary i to co z nich ostatecznie wyszło. - Ojej, zmarzłaś? Musisz się ogrzać. Znam chyba jedno cieplutkie miejsce. - łotrzyca złapała za dłoń koleżanki i niespecjalnie bacząc jak ciepłe czy zimne są jej dłonie tą bliższą rzeczywiście wsadziła w cieplutkie miejsce. Czyli gościnne zwieńczenie swoich ud jak zwykle obitych skórzanymi spodniami. I faktycznie było tam przyjemnie, ciepło i gładko. A tymczasem wyznawczyni Węża dalej toczyła swoją opowieść.

- Ale to przez tego Bydlaka. To naprawdę bydlak! Wiesz jaki on jest ciężki?! - sapnęła z mieszaniną oburzenia i rozbawienia gdy pewnie wczoraj odkryła ile ten ogar razem z klatką musiał warzyć. Widocznie sporo.

- Najpierw wlokłam tą klatkę po śniegu ale dałam sobie spokój. Poszłam do nas, obudziłam Kurta no i razem żeśmy zanieśli tą klatkę. I mówię ci było co nieść. Normalnie chcemy z Kurtem od ciebie grzańca za to targanie twoich bagaży. No mnie to by może parę klapsów na goły tyłek mogło jakoś przekonać chociaż na Kurta to chyba nie zadziała. - Łasica mówiła szybko i z werwą całkiem gładko prześlizgując się od tematu do tematu pilnjąc by dłoń koleżanki nie opuściła jej gościnnych ud.

- Koniec końców jakoś załadowaliśmy to bydlę na pokład. No i ja miałam zamiar się pójść puszczać po mieście ale wychodzę na pokład, wszędzie ciemno, pizga złem, ja już się zmachałam w końcu więc zostałam na krypie i przespałam do rana. Sama. Więc za wczorajszą noc wisisz mi jakieś towarzystwo bo musiałam się zadowolić tylko własnymi rączkami. Nawet się zastanawiałam czy do Kurta by nie uderzyć. Wiesz co? Na tym statku to powinniśmy mieć kogoś przyjemniejszego niż Kurt. Wiesz, jak dziewczyna jest samotna w nocy to zawsze by mogła pójść na statek by ktoś jej pomógł w potrzebie prawda? - łotrzyca zrobiła niewinną minkę i cały czas tak nawijała, że trudno było jej przerwać. Przeskakiwała z tematu na temat tak szybko i mówiła tak lekko, że nie było zbyt jasne co mówi na poważnie a z czego żartuje.

- No! A dzisiaj mam nadzieję, że te cwaniaki się nie rozmyślą i przyjdą na to spotkanie. Naprawdę mam ochotę na tą Normę. Jestem gotowa zadbać o każdy jej kawałek. O twój też oczywiście. - ulicznica w skórzanych spodniach rozejrzała się po zadymionej karczmie ale jakoś wczorajszych znajomych coś jeszcze nie było widać. - Mam nadzieję, że bidulka nam nie skapiała do rana. A jak Kornas? Bo wczoraj w powozie to też nie wyglądał najlepiej. - koleżanka Versany wreszcie się chyba wygadała to co najpilniejsze i najważniejsze bo dała okazję by gość coś powiedział od siebie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline