Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2020, 20:12   #68
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Po całej eskapadzie z wieżą Imra uznała, że wystarczy jej wrażeń. Zbroja ponownie nałożona zaczynała ciążyć, bo ileż można dźwigać dwadzieścia kilo metalu? Nawet jak jest zaczarowane. Ponownie lżejsza półelfka zaczęła się szwędać po statku aby w końcu z nim się na spokojnie zapoznać. Zawędrowała na dół aby zobaczyć dziurę w i przy okazji natrafiła na niziołka. Przez moment przyglądałą się wyrwie w milczeniu powoli przesuwającym się sześcianom i w oddali.
- To Jakiego boga chcesz ukatrupić? - zapytałą się w końcu.
Kvaser uśmiechnął się lekko wpatrują się dalej w przestrzeń. Oddychał miarowo, spokojnie jak na siebie. Odwrócił się do kobiety i po prostu, tak jak wtedy rozmawiając z rogatą, wskazał palcem na czoło, w milczeniu i małym, krzywym uśmiechem.
Półelfka uniosła białą brew do góry i sama tknęła niziołka w czoło, prosto we wskazany znak.
- To - zaakcentowała - mi nic nie mówi.
- Erythnul, bóg rzezi, zwany też Wiennością - wyjaśnił.
- No, to mówi znacznie więcej. To powiedz, jak takiego boga się u ciebie zabija?
- Zależy - stwierdził patrząc znowu w pustkę - jak chcesz to zrobić, i co ważniejsze, co faktycznie możesz. Jakbyś miała kilka królestw pod butem i perspektywę setek czy tysięcy lat, możesz odciąć go od wyznawców, to może go zabić lub wystarczająco osłabić. W przeciwnym wypadku trzeba szukać odpowiedniej broni, ochrony, słabości w opowieściach i przepalać małą fortunę na usługi mędrców i szarlatanów - wzruszył ramionami.
- To gdzie jesteś na drodze do tego uczynku? Nie wyglądasz za bardzo na władcę z dużą ilością podwładnych. Stawiam, że przepaliłeś niemałą fortunę? - Imra uśmiechnęłą się lekko.
- Między innymi - Kvaser zaśmiał się sucho - ale też rozwój osobisty jest ważny. Nie jestem szalony - skrzywił się w autoironii - trzeba dużo siły aby chociaż stanąć przed boskim obliczem, przedrzeć się tam, a i większość oręża o którym słyszałem… i który już nie istnieje.. samą swą istotą zabija dzierżącego. To nie jest kaprys, a powolny plan realizowany przez lata - spojrzał na nią poważnie.
- Nie śmiem cię o to posądzać - Imra podjęła spojrzenie. - Powiedz mi, jak wiele jesteś w stanie poświęcić aby to uczynić?
- Wczuwasz się w naszą pokładową diablicę - zaśmiał się w głos.
- Niedobrze… za szybko się zorientowałeś. A miałam już proponować, że negocjacje zaczniemy od bezwzględnego oddania i zobaczymy gdzie skończą - Imra obróciła sytuację w żart. Mimo, że właśnie to planowała.
- Nie chciałabyś trafić na moją listę - Kvaser wyszczerzył się serdecznie, lecz dziwnie wilczo.
- Listę czego? Osób do zabicia czy do wyruchania… skoro już mówimy o wczuwaniu się w diablicę.
- Do tego drugiego nie trzeba listy - niziołek stwierdził śmiejąc się - cóż, łóżko to najlepsza droga do obkręcenia sobie kogoś wokół palca. Nic nowego pod słońcem - wzruszył ramionami.
- Najprostsza, ale niekoniecznie najskuteczniejsza. Wolę coś trwalszego… bardziej intymnego. Nie ma lepszych klejnotów niż oczy patrzące na ciebie w oddaniu… - półelfka ewidentnie odpłynęła właśnie myślami do takiej sceny bo na jej twarzy pojawił wyraz błogości albo czegoś bardzo do tego podobnego.
- Hm - uśmiechnęła się do tych myśli.
- Pragnienie oddania jest gorsze niż pragnienie władzy - Kvaser stwierdził głośno - a wywodzi się z tego samego - chyba bardziej powiedział do siebie samego - kogo chcesz wskrzesić?
- Swojego szefa. Therion mu było na imię - błogość zgasła jak płomień świeczki pod lekkim dmuchnięciem. - Zmarło mu się… chyba mogę powiedzieć, że wczoraj? Albo przynajmniej kilka dni temu.
- Pochopna decyzja - ocenił szczere, z dziwną surowością w głosie.
- Czemu?
- W krótkim czasie decydujesz się na bardzo trudną rzecz napinającą prawa świata. Nawet gdybyś była geniuszem, to w tym czasie nie przemyślałabyś tego dokładnie. To jest pochopne.
- W moim świecie nie jest to aż tak niemożliwe. Potężni kapłani robią to jako usługę daną im z resztą jako możliwość od ich bóstw. Jeśli dobrze pamiętam chyba nawet druidzi są w stanie przywrócić życie zmarłej osobie, ale… cóż niekoniecznie w tym samym ciele. Chyba to było przez nich nazywane reinkarnacją. Oczywiście tych co to potrafią nie jest wiele, ale za odpowiednią opłata i zachętą pewnie by wykonali dla kogokolwiek taki cud. Aczkolwiek, trzeba wiedzieć gdzie szukać i kogo… proste, ale nie aż tak bardzo - Imra skwasiła się.
- To, że ktoś coś potrafi wykonać, nie znaczy, iż w pełni wpasowuje się to w prawa rzeczy - stwierdził spokojnie - dlatego robią to tylko potężni. Naginamy świat do naszej woli. NIe mówię, że to jest złe. Tylko po prostu duże.
- Decyzję podjęłam. Nie wiem tylko czy mi się uda, bo podejrzewam, że cena będzie wysoka, a czasu… no właśnie czasu nie wiem ile mam. Koza stwierdziła, że tydzień. Ja słyszałam, że miesiąc. Być może nic mi z tego nie wyjdzie i nie będziesz musiał się martwić.
- A to mam o co martwić - niziołek poniósł na nią wzrok.
- Ciężko powiedzieć, bo chcesz zabić boga, ale marudzisz na moje plany. Nie wiem co zrobisz jak w końcu wskrzeszę Theriona.
- Bo mówisz tak, jakby trzeba było się obawiać tego całego Theriona - stwierdził uważnie.
- Och nie, to on będzie musiał się bać, bo mu obije zadek za to, że dał się zabić - Imra prychnęła jakby to był dobry żart. Złowrogi błysk w jej oczach sugerował jednak coś innego.
- Dobrze, że nie zostałaś kapitanem - Kvaser wzruszył lekko ramionami odchodząc od dziury w poszyciu, niezbyt szybko, jakby chcąc rozruszać nogi.
- Co cię w ogóle pokusiło aby na mnie głosować? - Imra uśmiechnęłą się podążając spojrzeniem za niziołkiem.
- To proste - przystanął opierając się ramieniem o całą ścianę - metoda eliminacji. Wtedy zakładałem, że lepszy jawny diabeł niż ukryty. A poza wami kto? Mmho ma serce po właściwej stronie, ale brakuje jej ogarnięcia spraw. Druidka ma wszystko gdzieś, zaklinacz to złote dziecko. Nie było dużego wyboru - fuknął druchowo.
- Jestem jawnym diabłem? Ho! Podoba mi się - tym razem półelfka się zaśmiała. - Uroczy jesteś narwańcu.
- Każdy ma swoje diabły - Kvaser stwierdził leniwie - po tobie to widać bardziej. No dobra - zaśmiał się - nie każdy.
- Tylko takich ze świecą szukać. Przepiękne kryształy błyszczące pośród brudnej masy społeczeństwa. No, ale nie zatrzymuję cię już, wyglądasz jakbyś chciał działać, a jeszcze z chęcią powpatruję się w tę dziurę.
- Ja tak zawsze wyglądam - Kvaser wybuchł gromkim, trochę rubasznym śmiechem - chyba, że akurat się wyszaleję, jak po walce z tymi żukami. Chociaż w sumie więcej biegałem niż walczyłem - dodał krótki śmiech. Chyba niziołek często tak załatwiał ewidentne problemy “kradzieżą na barbarzyńcę”.
- Jakiś konkretny powód? Czy to twoja natura?
- I jedno i drugie - stwierdził wesoło.
- No dobrze, to co powiesz na wymianę informacji? Bo podejrzewam, że ciebie też irytują odpowiedzi bez odpowiedzi. - półelfka widać nie była wzorem cierpliwości.
- Kiedy irytuje cię niemal wszystko, łatwo się przyzwyczaić - stwierdził powoli nabierając powagi - zgoda. Co jest na stole?
Imra przygryzła wargę zastanawiając się czy właściwie postępuje.
- Odpowiedzi bez omijania tematu. Pytamy o co chcemy, po jednym pytaniu i na zmianę. Jak któerś się będzie chciało wycofać kończymy.
- To jest oczywiste - Kvaser stwierdził z uśmiechem - pytałem o tematy które są na stole. Tak będzie łatwiej.
- Cóż, nie znamy się i ciężko coś konkretnego wymyślić, ale może początki? Co sprawiło, że jesteś jaki jesteś? Bo przyznam się, że jest to szalenie ciekawe co stoi za podjęciem decyzji że się chce obalić bóstwo.
Niziołek wydał się odprężony, gdy zaczął mówić.
- Prywatne porachunki. Byłem przez lata jego wybrańcem, ofiarą, niewolnikiem… W gruncie rzeczy to w jego przypadku jest jedno i to samo. Ścieżka zemsty pozwoliła mi się nie tylko wyswobodzić, lecz opanować własny potencjał. Przysięgałem to, zatem wypełnię, a przy okazji uczynię świat odrobinę lepszym, jeśli szczęście dopisze. Tak to wygląda…
Chwilę się zamyślił.
- No i zabrał mi wszystko, pośrednio - uśmiechnął się cierpko - dlaczego powiedziałaś, iż nie wiesz czy powinnaś wskrzeszać swego szefa? Kim on do cholery jest?
Odsuwając się od dziury Imra oparła się o szafki. Gestem wskazała na zaczerwienioną skórę i wybielone włosy.
- Byłam mu oddana przez ostatnie piętnaście lat i pozwoliłam mu się posunąć za daleko. Był człowiekiem. Nie mam pojęcia czym się stał po rytuale jaki odprawił, ale ja i inni mu podwładni również za to zapłaciliśmy. A nie wiem czy chcę go wskrzeszać bo zwyczajnie przestałam być w niego aż tak ślepo zapatrzona. Nie wiem czy zwyczajnie nie pozwolić tej erze mojego życia odejść. Mimo to jestem, byłam jego generałem. Skoro istnieje możliwość przywrócenia mu jego “życia”, to pewnie dlatego ciągle żyję. Bo wiedział, że to zrobię.
- To nie wyjaśnia za dużo - Kvaser stwierdził fakt ale jeszcze nie pociągnął tego wątku dalej.
- Nie? Cóż ty zadałeś dwa pytania - Imra uśmiechnęła się. - Jakbym miała ci opowiedziec kim do choleru jest Therion musiałabym ci przy okazji opowiedzieć większość swojego życia.
- Bardziej miałem na myśli rytuał i to czym się zajmowaliście. To w dość zwięzły sposób definiuje kim ktoś jest. Zdobywcą innych państw? Przywódcą religijnym? Władcą? Poszukiwaczem potęgi - wzruszył ramionami - to proste i ogólne pudełka na osoby.
Półelfka poszerzyła uśmiech chyba bawiąc się sytuacją.
- A co tam. Therion był bardzo zagniewanym chłopcem z rynsztoka, któremu zamarzyło się zemścić na całym otaczającym go świecie. Znalazł ludzi i nieludzi, którzy mieli równie dużo zadry ze światem i zwyczajnie zaczął się mścić. Gloryfikowani bandyci z nas byli, bo mieliśmy cel i motywację inną niż tylko zabieranie pieniędzy okolicznym kupcom. Urośliśmy w siłę i zaczęliśmy zagrażać wszystkiemu dookoła. Potem Therion się zmienił w… coś. Możesz mnie pytać ile chcesz, ale nie mam zielonego pojęcia czym się stał. Nie znam się na magii. To co? Mogę już pytać dalej?
- Tak - kobieta poczuła, iż na moment, na jedną, może dwie chwile od strony niziołka buchnęło cieplejsze powietrze. Oblicze Kvasera nie zmieniło się, lecz jego zgoda była nieco bardziej charcząca.
- No dobrze, jesteś z jakiegoś plemienia? U mnie zwykle plemienne istoty tatuują się tak bardzo. Znaczą one coś konkretnego? - Imra pozwoliła sobie podejść do nabuzowanego Kvasera i bezceremonialnie przesunąć po jednym z tychże tatuaży.
Kvaser zmierzył ją ponurym wzrokiem, lecz nie cofnął ręki. Wyglądał raczej na kogoś, kto gdy poczuje się naprawdę niekomfortowo nie będzie się cofać, a po prostu udzieli tego uczucia drugiej osobie w postaci pięści lub żelaza.
- Wyciągasz złe wnioski. Nie urodziłem się w strukturach plemiennych, pochodzę z cywilizacji. Natomiast prymitywne ludy przyjęły mnie jak swego, pomogły, pokazały drogę i przedstawiły swoim bogom, jeśli nazwiesz bogiem księżyc, noc, świt czy porę zbiorów - uśmiechnął się lekko rozbawiony tym - znaczą różne rzeczy. Tutaj - wskazał na wierzch dłoni, okrągły malunek z odchodzącymi odeń zawijasami - to pierwsze słońce. Potem opowieść o ogniu i jego miłości do wody - przesunął w stronę nadgarstka, potem do jednej trzeciej przedramienia - a dalej masz pieśń człowieka wolnego oraz dużo, bardzo dużo obietnic zemsty oraz obietnic tych którzy są ze mną. Rozjaśniłem - zapytał mając wzrok kryjący w sobie jakieś zamyślenie.
- Tak, zdecydowanie. Przyznaję nie jestem zbyt spostrzegawczą osobą, ale staram się pracować z tym co mam. To o co bys mnie jeszcze chciał zapytać? - Imra przyglądała się ciekawsko wzorom. Chyba je nawet podziwiała.
- Dlaczego Ty przyłączyłąś się do tej zgrai. Skoro byłaś generałem, spodziewam się dużej aktywności z twej strony. Dużo gniewu?
Dłoń półęlfki wodząca po tatuażach drgnęła.
- Tak. Było go całkiem dużo. Jestem bękartem szlacheckiego rodu elfów. Moja rodzinka nie miała specjalnie powodów mi tego nie wypominać. Szczególnie po śmierci mojej matki. Pozbyli się mnie jak tylko znaleźli ku temu okazję. Mój nowy wybranek i mąż niestety miał swój charakter…. - półelfka urwała nagle, a jej puste oczy jeszcze bardziej pociemniały. Mlasnęła i warknęła gardłowo. - Powiedzmy, że zrobił coś co przelało czarę goryczy.
- Czyli? - Kvaser spojrzał na nią spokojnie - sama zaznaczyłaś zasady - zaśmiał się lekko.
- Tak - kobieta przyznała ponuro - i właśnie korzystam z tej ostatniej. Kończymy. Na trzeźwo źle się kończy wspominanie.
Niziołek zaśmiał się w głos. Ale chyba nie to go rozbawiło, co nastąpiło przed chwilą, ale kontekst rozmowy.
- Wiesz - wyszczerzył się szeroko - ta cała wymiana była niepotrzebna z mojej strony. Ja się nie kryję z moją opowieścią, ale pewnych kręgach w moim świecie, powiedzmy, że jestem dość znany, łącznie z tymi detalami… i kilkoma innymi - nie mógł podarować sobie tej uszczypliwości, chociaż była to chyba próba odreagowania czegoś innego - za to co robiliście za bardzo przypomina wyznawców jeśli nie Erythnula, to Hextora - plunął przez dziurę w poszyciu startu w pogardzie.
- Och, nie mordowaliśmy na lewo i prawo. Nie jeśli ja miałam coś do powiedzenia. Jak można zauważyć, mam w sobie coś co potrafi zmiękczyć nogi najtwardszym z twardzieli. Rozmowa i perswazja jest ciekawsza. Jak się wszystko wymorduje to nie ma co jeść, ani pić. Nikomu na pole nie ma pójść ani potem sprzedać. Totalna destrukcja mnie nie pociąga i nigdy nie pociągała.
- Zauważyłem, że potrafisz być przerażająca - stwierdził lekko - pewnie nie tylko nogi miękną.
Imra aż uniosła brwi aby zaraz się gorzko zaśmiać.
- Smutna prawda, ale masz rację.
- Mężczyźni boją się silnych kobiet - Kvaser zaśmiał się - wolą gdy ich wybranka udaje słabszą. Nawet gdy taka nie jest. Interesująco było w jednym plemieniu które poznałem, tam rytuał małżeństwa był pokazową walką między małżonkami. Miał pokazać, że w razie choroby jednego, drugie da radę ich obronić.
- Interesujące. Miałeś kogoś kto ci skopał tyłek? - półelfka zapytała nim zdążyła się ugryźć w język.
- Zależy kiedy - Kvaser zaśmiał się - dawniej miałem żonę. Potem przelotne miłostki.
Imra przez moment patrzyła na Kvasera jakby na coś czekając. Kiedy jednak nie zadał pytania kiwnęła powoli głową.
- Zmienię temat zupełnie. Co tak cię ciągnie do ciastek?
- Bo lubię dobrze zjeść. Może nie widać, ale jestem niziołkiem - mruknął wesoło - zjeść coś dobrego, wypić, przespać się. A poza miodem, to wszystkie słodycze lubią się psuć - odparł smutno - skoro mamy statek bardziej komfortowy od typowych morskich łajb, trzeba coś przemyśleć.
Zamyślił się.
- A ty chyba darzyłaś uczuciem waszego szefa - stwierdził niespodziewanie, w typowym dla siebie przebłysku nowych myśli.
Imra zaklęła pod nosem.
- Teraz ty źle zakładasz.
- Albo prowokuję - wtrącił.
- A ja się daje - pokręciłą głową z nieowierzaniem. - Byłam mu oddana. Wyciągnął mnie z mojej parszywej sytuacji to przysięgłam mu siebie. O ironio mamy na statku Wędrowca, który wyraźnie ubolewa kat, że był czyimś narzędziem, a ja nie miałam problemu nim być.
- Jest różnica w byciu mieczem z własnej decyzji, w każdej chwili władnym odejść, a zostać przymuszonym do tego, to chyba oczywiste - Kvaser stwierdził podzielając w zasadzie postawę Wędrowca.
- Znam takich co nawet nie umieliby zrozumieć czemu ktoś z własnej woli miałby coś takiego zrobić. Podejrzewam, że Harran jest też kimś takim.
- Harran to złote dziecko - Kvaser stwierdził bez wielkiej oceny - perspektywę wynosimy z narodzin.
Imra zgodziła się kiwnięciem głowy.
- Przejdźmy się na górę. Zbyt długie wpatrywanie się w tę dziurę sprawi, że jeszcze zachce mi się skoczyć. Ach no i oczywiście podtrzymuję to co wcześniej powiedziałam. Pomogę ci w zabiciu boga. O ile gdzieś się nasze drogi nie rozejdą.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline