Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2020, 08:22   #81
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Półelfka wchodząc na salę zerknęła krytycznie na lodowe blaty równo wycięte.
- Mam nadzieję, że podadzą coś więcej niż zimny bufet.

Po tych słowach jej wzrok padł na Hassana trzymającego w ramionach maga. Z ust półelfki wyrwało się szpetne przekleństwo i krokiem na tyle szybkim na ile pozwoliło jej rozcięcie w sukni przebyła dzielącą ich część pomieszczenia.
- Co tu się od… - rozejrzała się wokół dochodząc do wniosku, że jej język mocno kontrastuje z wyglądem.

Shillen nie musiała przejmować się ani językiem, ani suknią. Najwyraźniej przyjście w zbroi wcale nie było głupim pomysłem.
- Hassan, co tu się odpierdala? - rzuciła równie zdziwiona jak jej "kuzynka" pół-krwi.

Hassan westchnął głośno i lekko pokręcił głową. Niemal wszędzie i w każdej znanej mu dotychczas kulturze kobiety reagowały podobnie na rzeczy, których nie były sprawczyniami, jak również na rzeczy, których nie rozumiały. Hassan jak najbardziej rozumiał, że reagują plugawym językiem, bo żadna z nich, mimo wykwintnego stroju nie dorównywała urodzeniem ani wychowaniem zakharyjskim pięknościom, które zdarzyło mu się widzieć w czasie wartowniczej służby w Huzuz. Przez chwilę nawet wyobrażał sobie Shevę w ludowym, Huzuskim stroju łapiącą się za głowę i klnącym nad rozlamym przy studni bukłaku wody, lub długonogą elfkę plugawie wyzywającą poganiacza wielbłądów, w których pozostałości egzotyczna panna, czy też może pani wdepnęła. Hassan doskonale rozumiał ich reakcję, dlatego nawet nie próbował odpowiadać na ich pytania, i dalej grał swoją grę, po swojemu rozgryzając te niewielkie elementy układanki i wykorzystując owe małe zwycięstwa, które zesłał mu los.
Szarpnął nieco za połę płaszcza maga, ukazując obu kobietom znaki Magicznej Wieży z Mulmaster, otoczył kark magika mocarnym ramieniem, jak przyjaciela którego spotkał na ulicy, opierając się na nim niczym na wiernym towarzyszu w opilstwie i przeglądzie okolicznych zamtuzów. W zaciśniętych palcach oplatającej kark magika ręki wciąż tkwił zerwany z jego głowy diadem.
- Wspomniałeś coś, że jesteś z Mulmaster? Wiedziałem, że skądś się znamy! - roześmiał się gromkim głosem - O, popatrz! Jest towarzystwo, zaraz będzie i wino! Przynieś puchary i trunek kobieto! - Hassan marszcząc brew w udawanym grymasie gniewu, który musiał być czytelny i bardzo przerysowany z uwagi na rubaszny głos polecił mysiej służącej, aby pobiegła po naczynia i napitki.
- A my w tym czasie sobie pogadamy - dodał już cicho, i bardzo stanowczo, wzmacniając uścisk na karku magika.
- Dobrze! Dobrze. Rozmawiajmy - Mag nie starając się wyrwać podniósł ręce w uspokajającym geście. - Czego chcesz?
Służki jak szczury z młyna czmychnęły już mocniej zaaferowane.
- Po pierwsze, jak cię zwą, i co ty tu robisz? - zapytał spokojnym tonem patrząc na obie kobiety.
- Jestem Drakar Black. Zostałem wysłany przez płaszcze aby odnaleźć epicentrum perturbacji splotu - urwał spoglądając na całą trójkę i ewidentnie nie uznając jej za wystarczająco obeznanej. - Zakłóceń magicznych.
Sheva wskazała jeden z lodowych blatów.
- Siądźmy, a ty spokojnie opowiedz od początku jak szukałeś tego epicentrum i dokąd doprowadziły cię perturbacje - półelfka powtarzała nowe słowa z wprawą aktorki.
Mag się skrzywił nieco, ale dał się poprowadzić do siedziska.
-[i] Wieża wykryła silne źródło magii, ale nie mogła go dokładnie wskazać. To mnie na odnalezienie tego źródła… Zanim powiem więcej chcę wiedzieć kim wy jesteście.
- Jestem Sheva, a to moi towarzysze - odpowiedziała półelfka wskazując na grupę.
- Skoro już wiesz kim jesteśmy, to możesz kontynuować Drakar - gladiatorka zachęciła go szerokim uśmiechem.
- Nie zdradzę tajemnic bractwa byle komu. Kim jesteście? - ewidentnie samo imię to było mało.*
Drowka spojrzała po swoich towarzyszach z lekkim niepokojem. Musieli ostrożnie dobrać odpowiedź na pytanie czarodzieja. Zastanawiała się czy ten uwierzyłby gdyby powiedzieli, że oni również zostali wysłani przez płaszcze. Nie czuła się jednak pewnie w dyskusji i póki co postanowiła jedynie słuchać.
- Byle komu? Jesteśmy tu w pewnym sensie… drużyną ratunkową. Twoje bractwo nas tu wysłało aby cię znaleźć. Dodam, że w obojętnie jakim stanie. - zdawkowo wyjaśnił Hassan - Za sprawą tej zabawki… - wojownik zakręcił na palcu diademem zerwanym wcześniej z głowy magika -... Jedyne co wcześniej dało się z ciebie wyciągnąć to jakieś pierdolenie o białym magiku - wojownik przestał kręcić diademem który zawiesił sobie na rękojeści elfiego miecza.
- Póki co, dzięki mnie odzyskałeś swój rozum i wolną wolę. Mogłem po prostu obciąć ci łeb i wrócić z nią do siedziby bractwa, ale powiedzmy, że brakuje mi towarzystwa które nie ma futra i nie pieprzy o białym magu. Nieźle ci idzie, więc nie przeszkadzaj sobie. Zamieniamy się w słuch - Hassan liczył, że jego aluzja była dla magika czytelna.
- Auć… - rzuciła drowka z udawaną urazą na uwagę o towarzystwie, jednocześnie czując ulgę, że ktoś poruszył to kto ich tu wysłał.
Drakar zmierzył wojownika spojrzeniem, tak samo jak i diadem.
- No dobrze. Jestem w stanie w to uwierzyć… Podejrzewaliśmy, że to jakiś artefakt przemycony przez czerwonych lub innych wrogów miasta - zaczął opornie. - Ale chyba jest to coś zupełnie innego… - kontynuował opowiadając jak z początku musiał poradzić sobie z podobnymi problemami jak oni. Magia nie dawała się wykryć, ale kilka monet mniej i mało przyjemnych spotkań dotarł do tego samego domostwa. W przeciwieństwie do grupy postanowił skonfrontować się z jego właścicielem - innym z płaszczy. Tu opowieść się kończyła. Drakar wspomniał, że homunculus go ugryzł i stracił przytomność. To oczywiście stawiało jego towarzysza z bractwa w złym świetle i był gotów go pojmać albo i zabić za zdradę.
- Jako, że samemu mi się nie powiodło wasza pomoc będzie mi potrzebna… jestem nawet gotów uznać, że to JA wam pomagam - w głosie nekromanty dało się słyszeć niechęć.
- Powiedzcie co wiecie a może uda mi się nas wyciągnąć z tego miejsca. Czymkolwiek ono jest.
- Jak dla mnie to kolejne więzienie. Bez kajdan, chyba, że tych przypominających diademy. Na szczęście strażnicy więzienni, czyli tutejsza straż sprawia wrażenie, jakby miała potknąć się o własne ciżmy. Słowo daję, myślałem, że ten kundel przy bramie podniesie nogę i obleje drzewce swojej włóczni. Zamek też nie jest zbyt dobrze chroniony ani gotowy do walki. Chyba, że mają tu jakiś tajny odwód. Myszy wydają się zbyt pokojowo nastawione i chyba kiepscy z nich żołnierze. Albo jedyne czym dysponują to plugawa magia. Póki co, siedzimy tu zamknięci niczym dżinn w lampie. Wydaje mi się, że ten biały magik może mieć korek do tej lampy więc chyba warto połączyć siły. Nie mówię, że nie przydałaby się pomóc kogoś łebskiego w magii, bo póki co nasz ekspert od spraw tajemnych gdzieś przepadł. Gdzie na Los jest Iton? No i kiedy przyniosą porządne jedzenie? Zjadłbym mięso i jeśli go nie przyniosą, chyba zarżnę jednego kundla i przypiekę nad ogniem. Pieczony pies nie jest zły,a przynajmniej lepszy od świni.- perorował Hassan któremu zaczęło już burczeć w żołądku.
- Nie widziałam Itona, odkąd odprowadzono nas do pokoi. Myślałam, że zastaniemy go tu z tobą. - stwierdziła Shillen. Po tym jak Hassan zwrócił uwagę na jego brak, zaczęła się obawiać że ich wątły towarzysz sprowadzi na nich kłopoty.
Sheva siedziała mając dłonie złożone w piramidkę. Ponoć ten prosty gest pozwalał wzbudzić w słuchaczu wrażenie, że jest się inteligentnym specjalistą. Do tego potrzebna była jeszcze zamyślona mina ze ściągniętymi brwiami. To drugie nie było trudne. Wyszło wręcz samo, odkąd echem w jej czaszce odbijała się myśl: „co to do cholery jest humunkulus?”
- Dobra Drakar, skup się. Jesteśmy wewnątrz sfery, która stoi w salonie twojego kumpla. Sfera obejmuje najbliższą okolicę. Stawiam, że najwyżej dzień marszu w każdą stronę. Na środku jest jezioro. W jeziorze żyje coś nazywanego Panem Jeziora. Na jeziorze stoi ten zamek. Skuty lodem. Jedynym dotąd spotkanym przez nas człowiekiem byli Król Śniegu i Czerwony Kapturek. Ten pierwszy też miał na głowie coś podobnego do twojego diademu. Ten drugi to lokalny łowczy z konieczności. Z konieczności, bo Księżna rozszarpała mu ojca. Księżna wierzy, że jej przeznaczeniem jest… Śpiący Królewicz. Nadążasz? Ale Księżna rozszarpała myśliwego. Bo widzisz zapomniałam wspomnieć, że jest Złym Wilkiem. Księżna jest jedyną postacią, która ma dwie role. Ale widzisz jest też wilkołakiem.
Skupienie Shevy sięgało zenitu gdy szukała odpowiedniego słowa.
- Polimorfem. Inni raczej nie. Twój kumpel wrzuca tu różne rzeczy i one muszą służyć Królowi Śniegu. Moim zdaniem głównie zwierzęta, choć próbował też ludzi. W końcu wszyscy jesteśmy tu za poszlaką o zaginionych. Królewicz jest kluczem. Wokół śpiącego Królewicza stoi siedem posągów krasnoludzkich wojowniczek. Kumasz? Śpiący Królewicz i siedem Krasnoludek. To Królewicz jest kluczem do wszystkiego, przynajmniej tak zapisał to nasz gospodarz w swoich notatkach. I ja się z nim prawie zgodzę. Prawie, bo na moje Królewicz jest zamkiem, a klucz powinniśmy znaleźć. Choć na razie mamy łom - Sheva po długiej wypowiedzi przeniosła spojrzenie na towarzyszącą im wilczycę i również jej posłała miły uśmiech, pamiętając że dla zwierząt ów gest był dużo bardziej oczywisty. W końcu każde z nich pokazywało kły chcąc udowodnić jak wielkie jest jego znaczenie.
Nekromanta sam złączył dłonie opierając się na nich i bardzo uważnie słuchał każdego z mówiących, a szczególnie Shevy. Jego spojrzenie tylko na moment przeskoczyło na Księżną.
- To by tłumaczyło perturbacje magiczną… oraz akcelerację zwijania splotu. Na pewno przyda się zobaczyć tego Królewicza. Nie wyglądacie na obeznanych w magii, jestem zaskoczony że wysłali takich amatorów na taką misję… - urwał, bo nagle Księżna zastrzygła uchem i zawarczała. Tak samo jak on Shillen i Hassan usłyszeli stukot psich pazurów o lodową posadzkę. Przez drzwi weszła para psich strażników, a za nimi kolejnych trzech. Na korytarzu stał Blanchet w swoim czerwonym kapturku. W dłoni trzymał łuk. Jego mina była sroga jak na chłopca w jego wieku.
- Niech nikt się nie rusza, to nikomu nie stanie się krzywda! - krzyknął.
- Spokojnie młody. Odłóż tą zabawkę zanim zrobisz sobie krzywdę i pogadajmy. O co chodzi? - spytała drowka spokojnym głosem. Młody łowczy i kilka kundli nie wydawali jej się groźnymi przeciwnikami.
Sheva wydała się nieco zaskoczona obrotem spraw. Zatrzepotała rzęsami i przez moment myślała, czy nie wypada jej omdleć z wrażenia. Odchyliła się jedynie na krześle kładąc dłoń na piersi. Niby w geście strachu o życie, a w praktyce wyuczonym geście mającym przyciągnąć uwagę męskiej części widowni. Było to u niej tak bardzo wyuczone, że zupełnie zignorowała fakt, że otoczyli ją chłopiec i psy.
- Co się dzieje? Czy ktoś nam zagraża?
Hassan jedynie odwrócił się powoli, z rozmysłem na zajmowanej przez siebie ławie, ręką sięgając po odłożoną wcześniej, opartą o stół glewię. Patrząc na chłopaka, pokręcił głową z miną mówiącą “Chłopaku, robisz błąd” wziął broń do ręki, gotów wstać i uderzyć na strażników. Chwilowo czekał na rozwój sytuacji. Sheva była niezła w gadce i szkoda byłoby zaprzepaścić również tę opcję jakimś gwałtownym atakiem. Żałował jedynie, że zostawił swój plecak i toporki w pokoju. Przydałyby się
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline