Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2020, 13:13   #319
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 46 - Schrony i domy

Instytut



David, Sigrun i Koichi



Droga do schronu okazała się całkiem prosta. Jedyną realną przeszkodą zdawały się ciemności. Te ciemności mogła rozproszyć jednak ręcznie napędzana latarka Australijczyka. Najpierw na schodach a potem w krótkim korytarzu było słychać kroki całej trójki i co jakiś czas dźwięk ręcznego dynama gdy światełko zaczynało przygasać.

Potem było małe pomieszczenie wyglądające jak skrzyżowanie szatni i poczekalni. Straszyło otwartymi lub półotwartymi szafkami, porzuconymi na ławkach czy podłodze ubraniami i śladami dawnego życia. Ale w oczy rzucały się metalowe drzwi kojarzące się z czymś solidnym. A i napis “SCHRON” nad nimi rozwiewał wszelkie wątpliwości co za nimi się kryje.





Gdyby drzwi były zamkniętę mógłby być nielichy problem by je otworzyć. Ale okazały się tylko przymknięte. Jako solidna masa z metalu okazały się dość ciężkie do ruszenia ale dały się ruszyć. Za nimi było małe pomieszczenie, pewnie śluza powietrzna bo widać było kolejne drzwi, ledwo parę kroków dalej. Cała trójka musiała wejść do tej śluzy i zamknać za sobą drzwi zewnętrzne by móc otworzyć te wewnętrzne. Śluza zdawała się kompletnie nie reagować na te manewry. Pozostała ciemna, głucha i nieruchoma. Drzwi wewnętrzne dały się jednak otworzyć po chwili zmagań z kołem jakie nimi sterowało. I świat wewnętrzny schronu stanął przed całą trójką otworem. Gdy ktoś wewnątrz pstryknął kontakt światła przy wejściu po chwili dał się słyszeć pomruk obudzonych generatorów. I mrok powoli rozjarzył ciemności.

Chociaż oświetlenie działało na słowo honoru. Tam gdzie żarówki się przepaliły czy pękły światła nie działały w ogóle tworząc liczne plamy ciemności. A tam gdzie działały to generator ledwo dawał blade, słabe światło dające umowny półmrok. Ale to już wystarczyło by chociaż z grubsza oszacować stan pomieszczeń.

W porównaniu do tych na poziomie gruntu były zachowane nieźle. Kolory zblakły od kurzu i brudu ale gdy się je starło znów biły żywymi, przedwojennymi kolorami. Pomieszczeń było kilka i trochę pomocniczych. Jakaś mieszkalna sala z ustawionymi piętrowymi pryczami, kuchnia, stołówka, pomieszczenie genratora, szatnia, toaleta, prysznice i tak dalej co chyba pasowało do standardu schronów policzonych na większą ilość osób. Nawet kilka zmumifikowanych osób wciąż tu było. Z czego jedna czy dwie po ubiorze to pasowała do tego jak się nosili stalkerzy. W mieszaninę ubrań wojskowych, surwiwalowych i szamańskich. Krwawe ślady przy jednym z tych ciał wyraźnie wskazywały, że nie zmarła ze starości tylko dowlokła się pod jedną ze ścian czy ktoś ją tam dowlókł.

I sam schron też wskazywał wyraźnie, że nie są tutaj pierwszymi przybyszami. Sporo kartonów z puszkami i paczkowanym jedzeniem leżała na podłodze, tam i tu leżały puste opakowania, w kuchni też chyba ktoś z niej korzystał do zrobienia sobie posiłku. Wszystko jedna straszyło kurzem i bezludnością. Trwało nieruchomo jak niema sceneria dawnej katastrofy. Zwłaszcza w tych plamach półmroku i mroku, krainie cieni, gdzie nie do końca było wiadomo co się czai w mroku z irytującym brzęczeniem zdezelowanego generatora. Ale dla trójki przybyszów nadal zostało całkiem sporo jedzenia, rac, narzędzi niż by było sens stąd wynosić. Nawet strzelby, broń krótka i sztucery były w małej zbrojowni. Natomiast nie było niczego co by pasowało do serwerowni jaka by mogła zarządzać całym kompleksem. Był jakiś pokój co wyglądał na meeting room i coś co chyba służyło do sterowania schronem ale nie znaleźli oddzielnego pomieszczenia z całymi “szafkami” w jakich by stały równymi rzędami hardware systemu jaki reprezentowała Cleo.




Pustkowia



Mervin i Marian



Polak z Brytyjczykiem spędzili… No właściwie to trudno im było ocenić ile czasu przy furgonetce. Aż uznali, że chyba nic tutaj z nią już nie wymyślą. Co się dało postukać, odczepić by znów zaczepić, zakręcić, odkręcić, dokręcić to próbowali. Silnik coś tam nawet reagował na próby odpalenia ale ostatecznie jednak nie zaskoczył na tyle by wskoczyć chociaż na jałowy bieg. Zostało im więc dalej ruszyć pieszo.

Furgonetka chociaż dalej już nie mogła ich podrzucić to przynajmniej nie zostawiła ich z niczym. Na ich dwóch został w spadek zapasów poprzedniej załogi. Mervin w sporej mierze skorzystał z możliwości wymiany tych zapasów na te prawie nowe. Chociaż dość szybko odczuł jak paski plecaka mocniej mu się wpijają w barki to jednak uznał, że warto było.

Zmiana była tak subtelna, że w tym bezczasiu jaki panował w strefie trudna do uchwycenia. Po prostu w którymś momencie zorientowali się, że to pseudoniebo z czerwonej mgły jakby pociemniało. Nawet trudno było się zorientować czy to oznacza jakąś zmianę “pogody” czy to lokalna anomalia czy doszli do jakiegoś innego rodzaju strefy. Wszystkie domysły wydawały się równie prawdopodobne.

Przestrzeń wśród spustoszonego krajobrazu wlokła się niemiłosiernie. Kolejne kroki po zakurzonej czy zabłoconej drodze, kolejne znaki i tablice drogowe, wraki samochodów, ruiny budynków i wysuszone trupy ludzi. Kolejne zjawiska, odgłosy, kształty jakie dochodziły z oddali albo przemykały gdzieś na granicy widzialności nie przejawiając zainteresowania dwójką podróżników. Środowisko wydawało się wobec nich całkowicie obojętne zajęte swoimi sprawami i rytmem. Zupełnie jakby trafili na jakiś obcy biosystem gdzie nie są ani ofiarami ani myśliwymi a jedynie jakimiś obserwatorami. Przynajmniej na razie.

Znaki w sporej mierze były nieczytelne. Zaśniedziałe, zakurzone, porośnięte jakimś syfem. A jednak te które udało się odcyfrować wskazywały Mervinowi, że są w południowo - zachodnich rejonach dawnej metropolii. Przynajmniej na dawnych mapach tak to wyglądało. A teraz na piechotę to się czuło każdy kilometr i kwadrans marszu. Nawet w tym bezczasiu. Dlatego nagły ruch przykuł uwagę.





Budynek nie był zbyt duży. W dominujących, ponurych szarościach. Na raczej pustym placu, z samotną lampą uliczną i uschniętymi smętnymi drzewami. Pewnie dałby się minąć jak wszystkie ruiny i wraki do tej pory. Ale właśnie tam, wewnątrz, przez rozbite okna wydawało się, że coś się porusza. Co więcej może to przez wrodzony antropocentryzm ale jakoś budziło to skojarzenie z ludzką sylwetką.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline