Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2020, 18:48   #11
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 - 2727.08.02 póź. ranek; g. 13:45

Scena 1



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:45
Miejsce: pustkowie, droga stara baza - osada Kali; transporter 3 “zielony”
Warunki: jasno, krzywo, wnętrze transportera, tarcia kadłuba; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: załoga wozu 3


- Co to było? - jęknął ktoś w zatłoczonej ładowni transportera. To był pierwszy przytomny głos jaki się rozległ po serii wrzasków, krzyków i hałasów. Dopiero co zasuwali drogą by minąć zapadlisko pełną parą gdy coś się schrzaniło. Rozpędzony transporter jakby zderzył się niewidzialną ścianą, coś gruchnęło, silnik zawył, koła zaczęły buksować dowódca wozu coś krzyczał do kierowcy czy może ten do niego. Coś wybuchło? Wszystko było tak szybko, że potem każdy zaczął się drzeć gdy niczym pasażerowie w uwięzionej windzie runęli w dół szybu. Światła zgasły a każdy czuł tylko jakby niewidzialny olbrzym potrząsał zabawkowym resorakiem próbując go jednocześnie zgnieść. Ale wreszcie wszystko ucichło i się zatrzymali. Chociaż podłoga była pod dziwnym kątem. Dziób kołowca nurkował gdzieś pod kątem 45* w dół a więc rufa była odpowiednio w górze. Jakby nie załoga nie była przypięta do swoich siedzeń to pewnie wszyscy by runęli na dół. A tak to patrzyli na siebie otępiali i niepewni czy to już koniec.

- Wszyscy cali?! Kolejno odlicz! - w tym chaosie i zamieszaniu dał się słyszeć gromki głos Woodsa. To pobudziło marines do powrotu w znajome schematy. Kolejno odezwało się 8 głosów. I dwóch z załogi.

- One też są całe. - zgłosiła Lesić wskazując na dwie przestraszone cywilne pasażerki jakie siedziały obok niej. Vanessa i Olga pokiwały głowami nie bardzo wiedząc co i jak powinny teraz powiedzieć.

- O cholera… - z przodu wozu doszedł zaniepokojony głos Ramireza. Właśnie otarł krew z rozciętego łuku brwiowego i ogarnął ekrany. Te co działały. Nie wyglądało to dobrze.

- Mów do mnie. - warknął do niego sierżant dowodzący zielonymi. To, że nie wyglądało to zbyt różowo to już wiedział i teraz. Ale ekran się posypał podczas upadku to nie widział właściwie niczego poza wnętrzem przedziału desantowego.

- Utknęliśmy w jakiejś dziurze! Zsuwamy się głębiej! Musimy opuścić wóz! - Ramirez na tyle zdążył zobaczyć by wiedzieć, że dla wozu to już nie ma ratunku. Widział głodną, czarną czeluść w świetle jeszcze działających reflektorów. I wyglądało na to, że kawałek po kawałku się tam osuwają. I tylko na chwilę coś zatrzymało upadek transportera.

- Holst! Właz! - Woods szybko to pojął. Bez żadnych ekranów widział i czuł, że stoją pod dzikim kątem. A drgania całej bryły transportera, te nieprzyjemne odgłosy szorowania kadłuba o coś wskazywały, że pojazd dalej jest w ruchu. Powolnym ale jednak. Osuwali się coraz głębiej!

- Tak jest! - kapral szybko odpiął się od swojego siedzenia by sięgnąć do tylnego włazu. Nie licząc dziewczyn od archeologów był najbliżej. A na nie chyba nie bardzo było co liczyć w tej chwili. Pod tak ostrym kątem nie było zbyt wygodnie. Nawet podgumowane buty ślizgały mu się po podłodze. Ale znalazł oparcie w jakimś dźwigarze pod siedzeniami i naparł na dźwignię włazu. I nic! Spróbował jeszcze raz. I cholera nic!

- Pospiesz się! - krzyknął jakiś kolega z dołu wozu. Ale chociaż zwiadowca mocował się dobrą chwilę to dźwignia nie chciała drgnąć.

- Zaciął się! Nie mogę otworzyć! - krzyknął zaciskając zęby i dłonie. Znów ktoś krzyknął tym razem dlatego, że maszyna przesunęła się o kolejny kawałek a on stracił równowagę i zawisł na tej dźwigni. A ta mimo wszystko się nie otworzyła.

- Zostaw to! Lesić! Właz podłogowy! - Woods nie chciał ryzykować bezsensownego zmagania się z opornym mechanizmem. Musieli się stąd wydostać! Czuł strach. I swój i swoich ludzi. No i tych dwóch. Jeszcze każdy się kontrolował. Ale nie miał pojęcia ile kto wytrzyma tej nerwówy. Cekaemistka posłusznie skinęła głową, odpięła się i balansując ciałem uklękła przy podłogowym włazie. Jej ruchy śledziły uważne i zaniepokojone oczy. Jak odsuwa klapkę, uruchamia dźwignię i tak! Metaliczny szczęk blokady, jedno szarpnięcie i właz stanął otworem. Ten się nie zaciął!

- Otwarte! - zameldowała Alija patrząc na swojego dowódcę i czekając na dalsze polecenia. Wszyscy ciut odetchnęli. Ale na krótko. Słychać było jak kadłub napierany przez skały trzeszczy grożąc tym, że runie w głąb czerni w każdej chwili. A może nie? Może tylko tak buja i buja ale na tym się skończy?

- Jak to wygląda? Da się przejść? - sierżant zażądał kolejnego meldunku. Więc marine sięgnęła po latarkę i wsadziła głowę na zewnątrz. Obserwowała do góry nogami zabłocony spód transportera. Widziała tylne koła, jakieś warstwy ziemi, skał czy co to było. Ale tam na końcu… Tak, tam była dziura, widziała prześwit.

- Tak. Ale jest ciasno. Trzeba by czołgać się pojedynczo. - zameldowała patrząc na sierżanta. Ten zaklął w myślach. Nie był pewny czy zdażą się wszyscy wyczołgać zanim pojazd runie głębiej. A nie chciał decydować kto miałby przeżyć a kto nie.

- Inne opcje? - sierżant zapytał rozglądając się szybko po sąsiadach.

- Można się wyczołgać i zaczepić o coś linę! Jest przymocowana z tyłu. Jak sie znajdzie zaczep to lina powinna nas utrzymać nią można holować na drugi transporter tylko, żeby znaleźć zaczep tam na górze! - Ramirez starał się mówić spokojnie ale zdawał sobie sprawę, że prawie krzyczy. Cholera, nie chciał tutaj zginąć w jakiejś dziurze! Zawsze sądził, że jak już to rozwali go jakiś IED jakichś brudasów czy trafi jakiś latacz z rakiety. To był standard śmierci dla pancerniaka. Ale do cholery nie zginąć w jakiejś bezimiennej dziurze na takim zadupiu!

- Mogę wysadzić właz! Jak go wysadzę to wyskoczymy wszyscy! - krzyknął ich drużynowy saper wskazując na tylny właz. Tam była wolna przestrzeń. Tak wyglądało na kamerze. Jakby ten cholerny zamek się nie zaciął to już by byli na zewnątrz! Ale jakby dobrać odpowiedni kawałek plastiku i wsadzić w odpowiednie miejsce to powinien wysadzić sam zamek. Wtedy właz stanie otworem i wszyscy wyskoczą na zewnątrz.

- Ja… ja mam drona… - niespodziewanie odezwała się Olga. Tego chyba nikt się nie spodziewał bo mimo powagi sytuacji wszyscy spojrzeli na nią. - Widzę, że macie pajęczy jedwab. - szybko wskazała na pęk cienkiej liny zawieszony na jednym z zasobników wewnętrznych. - Mogę zaczepić jedwab o drona i wypuścić go przez ten otwarty właz. A potem przymocować go gdzieś na górze. - tłumaczyła na ile dała radę poważnie chociaż głos jej się trochę trząsł. A w boku pulsowało jak podczas upadku grzmotnęło ją tam coś ale w tej chwili to wydawało się dużo mniej istotne.

- Ramirez? - Woods spojrzał pytająco na dowódcę wozu. Potrzebował ekspertyzy eksperta czy to co ta młoda mówi, jest w ogóle wykonalne.

- Jest za słaby by nas utrzymać. Ale jak się uda zaczepić powinien nas spowolnić. - odparł szybko sierżant sił zmechanizowanych. Darował sobie udowadnianie sił naprężeń i odporności na rozciąganie i inne. Jedwab był mocny ale nie na tyle by zbyt długo wytrzymał ze dwadzieścia ton transportera w pełnym bojowym obciążeniu.

~ Cholera! ~ Woods jęknął w duchu. Od jego decyzji zależało życie jego ludzi. I tych dwóch. Czasu było mało bo szarpiący nerwy dźwięk przesuwania się transportera ponaglał do pośpiechu. Zacisnął więc zęby i wydał rozkaz mając nadzieję, że wszystko będzie dobrze i nie skaże siebie i reszty na śmierć.


---


Transporter osunie się w przepaść po 1+1k10 segmentów.


Co powinni zrobić zieloni?


Dron - Olga może przejąć kontrolę nad dronem. Dron można wypuścić podłogowym włazem i dać mu pajęczą linę do zaczepienia. Lina nie utrzyma transportera zbyt długo ale może spowolni upadek na tyle by wszyscy zdołali się wydostać. Dron można wypuścić szybciej niż człowieka no ale nie jest tak manualnie sprawny jak ludzkie dłonie. Czas: 1 seg. 1-4 udaje się znaleźć i zahaczyć jedwab o coś stabilnego w pobliżu. 5-7 udaje się zahaczyć jedwab ale o coś niezbyt stabilnego ale opóźnia to upadek transportera o 3 seg. 8-9 udaje się zaczepić o coś na słowo honoru ale opóźnia to upadek transportera o 1 seg. 10 nie udaje się zaczepić liny lub to coś nie było tak stabilne jak wyglądało transporter nie zyskuje żadnych dodatkowych segmentów.


Wady: pajęczy jedwab jest zbyt słaby by dłużej utrzymać transporter. Nie wiadomo czy dron da radę zaczepić linę o coś stabilnego w korytarzu.

Zalety: jak się uda to powinno być na tyle dużo czasu by reszta się zdążyła się ewakuować. Nikt nie ryzykuje zgniecenia przez osuwający się transporter.


Lina - ktoś może się wyczołgać wyczołgać się i zahaczyć linę o tył transportera. Lina jest na tyle mocna, że powinna wytrzymać ciężar transportera, nie wiadomo jak mocowanie samej liny. Czas: 3 seg. 1-5 udaje się znaleźć i zahaczyć linę o coś stabilnego w pobliżu. 6-7 udaje się zahaczyć linę ale o coś niezbyt stabilnego ale opóźnia to upadek transportera o 3 seg. 8-9 udaje się zaczepić o coś na słowo honoru ale opóźnia to upadek transportera o 1 seg. 10 nie udaje się zaczepić liny lub to coś nie było tak stabilne jak wyglądało transporter nie zyskuje żadnych dodatkowych segmentów.


Wady: trzeba czekać aż ktoś przeciśnie się przez właz a potem pod transporterem, odczepi linę a potem ją zaczepi w tunelu. Nie wiadomo czy transporter tyle wytrzyma. Jeśli puści gdy ochotnik będzie pod spodem może go zgnieść.

Zalety: jeśli się uda lina powinna wytrzymać na tyle długo by wszyscy zdążyli się ewakuować z transportera. Jeśli nawet puści to jest szansa, że ocaleje chociaż ochotnik.


Plastik - saper może zamontować plastik przy tylnym włazie. Odpowiednio dobrany ładunek powinien wysadzić zablokowany zamek. Jak zamek puści będzie możliwe dużo szybsze opuszczenie transportera. Czas: 2 seg. Rzut: 1-5 idealnie, właz się otwiera, wszyscy wydostają się na czas. 6-7 no nie do końca, właz się otwiera ale 2 osoby (załoga) zostają. 8-9 kijowo, właz się otwiera częściowo, wszyscy -2 Zdrowia od eksplozji, zostaje w wozie 4 osoby. 10 ka-boom! eksplozja powoduje upadek transportera zanim ktoś zdąży wyskoczyć.

Wady: by wysadzić zamek wszyscy musieliby się cofnąć od włazu co może przeważyć balans i transporter runie w przepaść. Sama eksplozja też może naruszyć balans zanim ktoś zdąży wyskoczyć na zewnątrz.

Zalety: jeśli się uda to jest to najszybsza droga ewakuacji z transportera dla jak największej ilości osób.


Właz - załoga może próbować wyczołgać się dolnym włazem. wyczołgać się włazem. Czas: 1 czołgająca się osoba = 1 seg.

Wady: nie wpływa (nie opóźnia) na to kiedy osunie się transporter. Bardzo powolna metoda, musi się przeczołgać wąskim przejściem około tuzina ludzi. Trzeba wybrać kolejność, im ktoś będzie dalej w kolejce tym większa szansa, że zostanie w transporterze w chwili upadku.

Zalety: nie wpływa (nie przyspiesza) na to kiedy osunie się transporter. Można się zacząć ewakuować od ręki.



Scena 2




Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:45
Miejsce: wioska Kali, kanały; posterunek niebieskich
Warunki: ciemno, opary, kanały, cicho; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: drużyna niebieskich


~ Jak on będzie szukał ochotników to niech sam idzie. ~ tak sobie przed chwilą myślał kapral White zerkając na swojego skośnookiego ładowniczego. Ten widocznie myślał o tym samym gdy porucznik zatrzymał się przy wylocie ich tunelu i świecił latarką w głąb. Chociaż wciąż jeszcze palił się tam pirożel z miotacza. Ale mieli nadzieję, że tylko tak to ogląda. No ale potem rzucił tam racę. Ta nie poleciała zbyt daleko bo dość niski sufit nie pozwalał na zbyt dobry zamach i rzut. Więc spadła mniej więcej tam gdzie skwierczało to ścierwo. Ale i tak rozjaśniła sytuację. No ale porucznikowi widocznie nie było to wystarczające. I wtedy obaj się spodziewali, że ich wyśle by to sprawdzili. No i właściwie to zrobił. Tunel był na tyle wąski, że obok siebie mogły stać dwie osoby. Iść właściwie trzeba było gęsiego. No to szli. Ale za porucznikiem. Niespodziewanie okazało się, że zabrał ich ze sobą ale szedł pierwszy.

Tak naprawdę Jean niekoniecznie chciał włazić w ten cholerny tunel. Ale z wojskowego punktu widzenia zdawał sobie sprawę, że powinien. Wysłałby drona. Ale drona szlag trafił na samym początku ataku. Właściwie to nawet tuż przed. Pewnie te robale go dopadły zanim próbowały dopaść ich. No to stracili zdalne rozpoznanie. Więc trzeba było przeprowadzić rekonesans tradycyjnie. Personalnie. A nie miał sumienia posłać tam kogoś jeśli sam by został na względnie bezpiecznej pozycji. No i wypadało by porucznik nie wymagał od innych czegoś czego sam by nie był zdolny zrobić. Zgodnie z maksymą “Róbcie to co ja!”. No to robił. On i oni. Dlatego wziął ze sobą White’a i Laia na ten patrol.

A do tego był ciekawy. Po prostu ciekawy. Co to do cholery było?! Miało kły i pazury. I liczbę mnogą. Cholernie mnogą. Ale dali radę. Kanały mocno ograniczały możliwości podejścia. A nawet niewielka i podzielona drużyna marines miała niesamowitą siłę ognia. Lufy, miny, granaty, miotacze ognia. To tworzyło zaporę jaka dla robali okazała się nie do przejścia. Nikt z marine nie zginął, żaden robal nawet nie dotarł do ich perymetru. No ale zużycie jednostek ognia było spore.

Teraz jednak gdy szedł tym poszatkowanym kulami i rykoszetami tunelem, wciąż gorącym od resztek płonącego pirożelu dotarł prawie do rozwidlenia jakie z ich pozycji ledwo majaczyło. Stanął. Nasłuchiwał. Czy usłyszy ten cholerny klekot tych szczypiec i odnóży? Czy nie? Czuł jak kropla potu spłynęła mu po kręgosłupie. Słyszał. Chyba słyszał. Coś chyba słyszał. Ale gdzieś dalej. Chyba daleko. Nie tak blisko jak tuż przed atakiem. Szybko się nauczyli, że ten cholerny, chitynowy klekot oznacza bliskość robali.

---


Parę chwil wcześniej


- Hej! Słyszycie to? - zawołał któryś marine. Akurat jak Jean rozmawiał z jednym z czerwonych. Podobno jakaś laska miała mu coś ważnego do powiedzenia. Nawet wiedział która. Ta Anderson co z nią wcześniej rozmawiał. Teraz? Nie mogła mu wcześniej powiedzieć? Stało się coś? Co to nie wiedział bo ten marine chyba nie bardzo ją potraktował poważnie i kazał wracać na miejsce. No ale jak się trafiła okazja to wspomniał o tym porucznikowi. Ten właśnie zastanawiał się co tu z tą Anderson zrobić gdy za plecami usłyszał zaniepokojone głosy niebieskich.

- Jakiś klekot… Cholera… Chyba się zbliża… - mruknął inny marine z sąsiedniego tunelu. Teraz już słyszeli to wszyscy. Coś się niosło po tych tunelach. Jakiś dźwięk. Klekot. Co to było? Ale nasilało się. Zbliżało. Było tego wiele. Coś było w tym niepokojącego. Coś co sprawiało, że włoski stawały na karku.

- Później się odezwę. Coś tu mamy do zrobienia. - Jean przerwał rozmowę z podwładnym ze świetlicy i rozejrzał się po ich skromnym przestrzennie posterunku obronnym. - Hank! Wyślij drona! - zawołał do ich droniarza. Ten skinął głową i w parę chwil w głąb jednego z tuneli poleciał mały robocik. Widzieli jego światełka jak regularnie lecą i maleją aż zniknęły za pierwszym zakrętem. I zaczęło się zaraz potem. Porucznik nie miał pojęcia czy to dron sprowokował atak czy i tak by na nich to robactwo spadło. Zaraz potem jak dron przekazał ostatnie obrazy tych pająkowatych skorpionów te ostatnie zaczęły się ukazywać w tunelu.

- Wstrzymać ogień! Nie strzelać! Miny ich załatwią! - z początku jeszcze w to wierzył. Jak chyba wszyscy. W końcu wykorzystali ten czas by ustawić miny kierunkowe. Nowoczesną wersję starożytnych claymore. Właściwie to miał rację. Gdy tylko stwory dobiegły do linii min zostały zgruchotane przez eksplozje. Miny sprawiły się świetnie! Rozrywały przeciwnika tysiącami elementów i na przeciwnika bez solidnego pancerza efekt był straszny. Małe kuleczki rozpędzone do ogromnych prędkości nicowały trzewia stworów z bliska miały tak ogromną moc, że przelatywały przez nie na wylot. A ciasnota korytarzy sprawiała, że jedna mina mogła porazić wiele celów. A ustawili ich po kilka w każdym korytarzy. I miny ich załatwiły! Całą pierwszą falę. Ale były kolejne.

- Ognia! Strzelać bez rozkazu! - krzyknął porucznik gdy po kolei detonowały uruchamiane miny. W różnych tunelach. Atakowani byli z wszystkich stron! Pojął grozę sytuacji w lot. Zostali odcięci! Albo się utrzymają albo zaleje ich ta klekocząca masa pełna kłów i pazurów! Ich wątły posterunek złożony był może z pary marines na tunel. Ale każdy strzelał z czego się dało by rozstrzelać chociaż czubek tej żywej fali. Tunele zabrzmiał kanonadą ognia i gdyby nie automatyczne stabilizatory słuchu można by pewnie ogłuchnąć od tej kanonady wzmacnianej przez echo. Wystrzały, krzyki ludzi, szczęk pustych magazynków i trzask załadowywanych pełnych mieszały się z klekotem odnóży stworów, ich skrzekiem i pękającym odgłosem gdy amunicja różnych kalibrów rozstraskiwała ich trzewia i pancerze. Do tego co jakiś czas huczały granaty. I te ręczne i te wystrzeliwane z podwieszanych granatników. No i ogień. To chyba ogień przesądził sprawę.

- Płooońńń! Płooońń skurwielu płooońń! - syczał zawzięcie Conley który był w ich drużynie jedynym operatorem miotacza. Krótkimi seriami polewał wnętrze tunelu żywym ogniem. Gęsty pirożel leciał grubymi kroplami w głąb tunelu zapalając się w powietrzu. Osiadał i przyklejał się do okrągłych ścian, sufitu, podłogi i odwłoków. Tam rozpalał się na dobre przeżerając się z temperaturą dwóch tysięcy stopni. Wypalał sobie drogę do wnętrza wszystkiego na czym osiadł. Trzewia żywych i martwych stworów gotowały się i pękały z głośnym trzaskiem. Ogień pożerał tlen i wytwarzał nieznośne dla żywych organizmów gorąco w promieniu wielu kroków. Ale marines zamknięci w hermetycznych pancerzach byli odporni na brak tlenu i żar. A stwory widocznie nie. Więc ostatecznie wycofały się. Odpuściły. Więc zrobiło się nienaturalnie cicho i nieruchomo. Jak to zawsze tuż po walce gdy jeszcze nie ma pewności czy to już koniec czy tylko jakaś przerwa.

- Kolejno odliczyć! Meldować stan amunicji! - na oko Jean zorientował się, że chyba nikogo nie dorwały. Są wszyscy. Póki nikt nie wlazł do tunelu to inni powinni go raczej widzieć. No ale musiał się upewnić. No i takie były procedury.


---



Tak jak się intuicyjnie spodziewał nikogo nie brakowało. Nawet nikt nie został ranny. Stwory nie dały rady się zbliżyć na tyle by kogoś dorwać. Ale tak samo jak się spodziewał zużycie amunicji było spore. A claymorów nie bardzo już mieli czym zastąpić. No i muszą? Ile do cholery mieli tu jeszcze siedzieć i czekać nie wiadomo na co? Właściwie to był gotów zwijać interes. Wrócić na górę do wioski i zastanowić się co dalej. No ale najpierw chciał sprawdzić jak to sytuacja wygląda na miejscu. Dlatego teraz zabrał ze sobą White’a i Laia i stał tuż przed tym rozwidleniem. Tak. Słyszał coś. Wciąż gdzieś tam były. Ale chyba nie tuż przy zakręcie.

Rzucił racę po skosie. Raca poleciała, odbiła się od ściany i spadła poza widokiem. Ale nic się nie stało. Więc podobnie rzucił kolejną, w przeciwną stronę. Też nic. W końcu więc odwrócił się do swoich chłopaków i dał im gestem znać, że zamierza to sprawdzć. Czuł jak ręcę w rękawicach mu się pocą. Ale mocniej złapał za uchwyt karabinku i ostrożnie idąc trochę bokiem wyjrzał a w końcu wyszedł sprawdzając prawą. White z miejsca zrobił to samo z lewą stroną i obaj celowali lufami w swoje strony. Lei ubezpieczał to White’a ze swojego karabinka.

- Czysto! - obie strony rzuciły prawie jednocześnie. W nieco upiornym blasku rzuconych przez porucznika rac i mocnym świetle latarek taktycznych widać było pogruchotane cielska robali. Te które na początku oberwały szrapnelami min kierunkowych, potem z broni maszynowej i automatycznej a w końcu od ognia. Część z nich miała na tyle sił by wydostać się za zakręt i tu zdechła lub zdychała. Porucznik dobił jednego a potem drugiego krótkim tripletem. Lei podobnie. White nie bawił się w taki detal zostawiając dla swojej ciężkiej broni hurt jaki mógł nadejść w każdej chwili. No tak. Tutaj sytuacja wydawała się opanowana.

- No chłopcy. Chyba sobie poradziliśmy. - porucznik opuścił nieco broń i nawet się uśmiechnął. Ci też się uśmiechnęli a fala ulgi przelała się przez pozostałych niebieskich jacy zostali w tej szerszej części tunelu. Jean miał zamiar dać swojemu dwuosobowym wsparciu znak by wracać do tej reszty niebieskich gdy rozległ się spięty, kobiecy głos.

- Kontakt! - kapral Ritter była spięta. Razem z resztą czerwonych została na powierzchni by zabezpieczyć ich transportery, drogę ewentualnego odwrotu dla niebieskich czy być dla nich wsparciem. No i mieć na oku ten niepewny element jaki stanowili tubylcy. Jako strzelec wyborowa znalazła sobie wygodne stanowisko na dachu jednej z wyższych chat dzięki czemu miała całkiem przyzwoity wgląd na sporą częśc osady i podejścia do niej. W osadzie nie widziała wszystkiego bo te wszystkie murki i budynki przesłaniały jej część widoku. Zwłaszcza przy poziomie ziemi. No ale i tak to chyba było najlepsze stanowisko dla czujki. Razem z dronem co latał nad całą okolicą, kamerami z transporterów no i resztą czerwonych tworzyli całkiem skuteczny system obserwacji. Może poza tymi dwoma pechowcami co im przypadło niańczenie cywili.

- Sprecyzuj. - poprosił porucznik który właśnie zawrócił z narożnika by wrócić w stronę głównego posterunku niebieskich. Zakładał, że Lan dostrzegła robala. Ale nie był pewny. To na powierzchni też są? Lan była spięta odkąd na dole niebiescy zaczęli kolejną walkę. A czerwonym została tylko rola słuchaczy. Przynajmniej póki porucznik co był ciągle z niebieskimi pod ziemią nie wydałby czerwonym innych rozkazów. No ale nie wydał. Walka była krótka i brutalna ale chyba się właśnie skończyła. I widocznie niebiescy wyszli z niej zwycięsko. Ale zanim się coś wyjaśniło bardziej operatorka broni precyzyjnej dostrzegła ruch. Nie widziała wcześniej robali bo nie była na dole. Tylko te zwęglone coś w tej rozwalonej chacie. Ale teraz jak dojrzała szczypce i odnóża w jednym z domów od razu wiedziała, że to to. Te cholerne duchy pustyni. Kolejnego ujrzała jak wylazł na ulicę jak przelazł od murku i wlazł pod jakiś samochód. I inny na podwórku. I tam jeszcze koło studni. W

- Wiele kontaktów. W całej wiosce. Nie wiem skąd się biorą. Wokół wioski ich nie widzę. Proszę o rozkazy. - zameldowała snajper gdy w parę chwil po tym pierwszym dostrzegła co najmniej kilka krabowatych stworów. Nie wierzyła, że dotarły z zewnątrz wioski. Miała dobry widok na kilometr czy dwa prawie pustej przestrzeni wokół wioski. Dostrzegłaby ich wcześniej. No i ten dron Harolda też.

- Cholera, też je widze! Są ze 100 metrów ode mnie! Łażą bydlaki po ulicy! - zaraz meldunek snajper wsparł jeden z czerwonych. I Harold też. I inni. W ciągu paru chwil stało się jasne, że może robale dały sobie spokój ze zdławieniem oporu niebieskich ale za to przerzuciły się na wioskę.

- O nie… Nie zdążyliśmy… - Anderson jak i inni jej sąsiedzi nie bardzo wiedziała co się dzieje poza świetlicą. Ale domyśliła się co oznaczają wystrzały. Najpierw pojedynczy huk jak z karabinu. Ludzie w świetlicy zatrzęśli się jak jedno, żywe stworzenie. Dwaj marines co ich pilnowali próbowali ich uspokoić, że wszystko będzie dobrze. I wtedy jak na ironię padł drugi strzał. Potem triplet wojskowego karabinka. A potem strzały, chociaż wciąż pojedyncze to zaczeły padać coraz częściej. Zaczęło się. Anderson chociaż nigdy wcześniej nie spotkała duchów pustyni czuła, że się zaczęło. Duchy przyszły po nich.

- Harold! Gdzie są zieloni?! Gdzie jest Woods! Już powinni być! Daj mi Woodsa Harold! - porucznik szedł szybko, właściwie to już truchtał tym tunelem próbując nie krzyczeć w słuchawkę. Cholera! Na górze też się zaczęło! Gdzie jest Woods? Gdzie jest trzecia drużyna!? Cała drużyna marine wraz z transporterem przydałaby się teraz jak nigdy! Przecież po to właśnie ich wezwał do cholery! Ale turdno, najwyżej dojadą. Na razie musieli widocznie poradzić sobie tym co mieli na miejscu.


---



Co powinien rozkazać porucznik?

Marines do tuneli! - czerwoni zostawiają wioskę i starają się przebić do tuneli opanowanych przez niebieskich zostawiając tubylców samym sobie. Formalnie cywile z wioski to nie są obywatele Federacji więc marines nie mają żadnego obowiązku ich bronić a ryzyko poniesienia strat w walce z robalami jest realne.

Wada - czerwoni podczas ruchu są bardziej podatni na atak niż na stacjonarnej pozycji. Nie zostaje spełniony moralny obowiązek ochrony cywili przez wojskowych. W podziemiach nie można użyć uzbrojenia pokładowego transporterów. Trudniej może się będzie wydostać na powierzchnię jeśli walka będzie się przedłużać.

Zaleta - po połączeniu obu drużyn siła ognia znacznie wzrasta. kanały mocno ograniczają drogi jakimi mogą zaatakować robale. Pozwala to skumulować siłę ognia na bardzo ograniczonym terenie co może znacznie zniwelować przewagę liczebną robali. Odpada mocno niepewny wynik ewakuowania cywili do tuneli.


Obrona tubylców - skoro nie ma zielonych na wsparcie to niebiescy mogą opuścić tunele i dołączyć do walk w wiosce. Obie drużyny wraz z transporterami koncentrują się na obronie świetlicy gdzie są mieszkańcy wioski.

Wada - niebiescy muszą opuścić względnie bezpieczny posterunek w tunelach i przebić się na powierzchni do czerwonych i świetlicy. Podczas ruchu będą bardziej podatni na atak niż na stacjonarnej pozycji obronnej. Jeśli walka będzie się przedłużać wówczas marines i cywile mogą mieć pozycję “last stand”, w krytycznej sytuacji mogą się nie utrzymać do ewakuacji. Robale na powierzchni mają większą swobodę manewru przy ataku niż pod ziemią.

Zaleta - połączenie sił obu drużyn w jednej pozycji. Zostaje spełniony moralny obowiązek ochrony cywili przez wojskowych. Można użyć uzbrojenia pokładowego transporterów. Odpada dylemat transportu cywili.


Odjazd! - czerwoni czekają w kordonie przy transportach na niebieskich. Gdy niebiescy dotrą do kordonu marines ładują się na transportery i ewakuują się z wioski. Formalnie cywile z wioski to nie są obywatele Federacji więc marines nie mają żadnego obowiązku ich bronić a ryzyko poniesienia strat w walce z robalami jest realne.

Wada - niebiescy podczas ruchu są bardziej podatni na atak niż na stacjonarnej pozycji. Nie zostaje spełniony moralny obowiązek ochrony cywili przez wojskowych.

Zaleta - można użyć uzbrojenia pokładowego transporterów. Potencjalnie najkrótszy kontakt z wrogiem. Po połączeniu wspólne działanie obu drużyn co znacznie zwiększa ich siłę ognia.


Wszyscy do tuneli! - niebiescy zostają na miejscu i zabezpieczają teren a czerwoni ewakuują siebie i cywili do tuneli ewakuacja czerwonych i cywili do tuneli. Jak się uda to wszyscy organizują pozycje obronne w tunelach.

Wada - przetransportowanie bandy cywili podczas wymiany ognia zapowiada się tak trudno jak to brzmi. Łatwo o panikę, kogoś zgubić, ktoś będzie próbował działać na własną rękę itd. Do tego marines z czerwonych są bardziej podatni na atak podczas ruchu niż na stacjonarnej pozycji. Pod ziemią nie można użyć uzbrojenia pokładowego transporterów. Trudniej może się będzie wydostać na powierzchnię jeśli walka będzie się przedłużać.

Zaleta - kanały mocno ograniczają drogi jakimi mogą zaatakować robale. Pozwala to skumulować siłę ognia na bardzo ograniczonym terenie co może znacznie zniwelować przewagę liczebną robali. Podobnie można schronić cywili za kordonem marines. Zostaje spełniony moralny obowiązek ochrony cywili przez wojskowych.


---


- Termin do głosowania: do połnocy pt. 08.28.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline