Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2020, 18:48   #11
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 - 2727.08.02 póź. ranek; g. 13:45

Scena 1



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:45
Miejsce: pustkowie, droga stara baza - osada Kali; transporter 3 “zielony”
Warunki: jasno, krzywo, wnętrze transportera, tarcia kadłuba; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: załoga wozu 3


- Co to było? - jęknął ktoś w zatłoczonej ładowni transportera. To był pierwszy przytomny głos jaki się rozległ po serii wrzasków, krzyków i hałasów. Dopiero co zasuwali drogą by minąć zapadlisko pełną parą gdy coś się schrzaniło. Rozpędzony transporter jakby zderzył się niewidzialną ścianą, coś gruchnęło, silnik zawył, koła zaczęły buksować dowódca wozu coś krzyczał do kierowcy czy może ten do niego. Coś wybuchło? Wszystko było tak szybko, że potem każdy zaczął się drzeć gdy niczym pasażerowie w uwięzionej windzie runęli w dół szybu. Światła zgasły a każdy czuł tylko jakby niewidzialny olbrzym potrząsał zabawkowym resorakiem próbując go jednocześnie zgnieść. Ale wreszcie wszystko ucichło i się zatrzymali. Chociaż podłoga była pod dziwnym kątem. Dziób kołowca nurkował gdzieś pod kątem 45* w dół a więc rufa była odpowiednio w górze. Jakby nie załoga nie była przypięta do swoich siedzeń to pewnie wszyscy by runęli na dół. A tak to patrzyli na siebie otępiali i niepewni czy to już koniec.

- Wszyscy cali?! Kolejno odlicz! - w tym chaosie i zamieszaniu dał się słyszeć gromki głos Woodsa. To pobudziło marines do powrotu w znajome schematy. Kolejno odezwało się 8 głosów. I dwóch z załogi.

- One też są całe. - zgłosiła Lesić wskazując na dwie przestraszone cywilne pasażerki jakie siedziały obok niej. Vanessa i Olga pokiwały głowami nie bardzo wiedząc co i jak powinny teraz powiedzieć.

- O cholera… - z przodu wozu doszedł zaniepokojony głos Ramireza. Właśnie otarł krew z rozciętego łuku brwiowego i ogarnął ekrany. Te co działały. Nie wyglądało to dobrze.

- Mów do mnie. - warknął do niego sierżant dowodzący zielonymi. To, że nie wyglądało to zbyt różowo to już wiedział i teraz. Ale ekran się posypał podczas upadku to nie widział właściwie niczego poza wnętrzem przedziału desantowego.

- Utknęliśmy w jakiejś dziurze! Zsuwamy się głębiej! Musimy opuścić wóz! - Ramirez na tyle zdążył zobaczyć by wiedzieć, że dla wozu to już nie ma ratunku. Widział głodną, czarną czeluść w świetle jeszcze działających reflektorów. I wyglądało na to, że kawałek po kawałku się tam osuwają. I tylko na chwilę coś zatrzymało upadek transportera.

- Holst! Właz! - Woods szybko to pojął. Bez żadnych ekranów widział i czuł, że stoją pod dzikim kątem. A drgania całej bryły transportera, te nieprzyjemne odgłosy szorowania kadłuba o coś wskazywały, że pojazd dalej jest w ruchu. Powolnym ale jednak. Osuwali się coraz głębiej!

- Tak jest! - kapral szybko odpiął się od swojego siedzenia by sięgnąć do tylnego włazu. Nie licząc dziewczyn od archeologów był najbliżej. A na nie chyba nie bardzo było co liczyć w tej chwili. Pod tak ostrym kątem nie było zbyt wygodnie. Nawet podgumowane buty ślizgały mu się po podłodze. Ale znalazł oparcie w jakimś dźwigarze pod siedzeniami i naparł na dźwignię włazu. I nic! Spróbował jeszcze raz. I cholera nic!

- Pospiesz się! - krzyknął jakiś kolega z dołu wozu. Ale chociaż zwiadowca mocował się dobrą chwilę to dźwignia nie chciała drgnąć.

- Zaciął się! Nie mogę otworzyć! - krzyknął zaciskając zęby i dłonie. Znów ktoś krzyknął tym razem dlatego, że maszyna przesunęła się o kolejny kawałek a on stracił równowagę i zawisł na tej dźwigni. A ta mimo wszystko się nie otworzyła.

- Zostaw to! Lesić! Właz podłogowy! - Woods nie chciał ryzykować bezsensownego zmagania się z opornym mechanizmem. Musieli się stąd wydostać! Czuł strach. I swój i swoich ludzi. No i tych dwóch. Jeszcze każdy się kontrolował. Ale nie miał pojęcia ile kto wytrzyma tej nerwówy. Cekaemistka posłusznie skinęła głową, odpięła się i balansując ciałem uklękła przy podłogowym włazie. Jej ruchy śledziły uważne i zaniepokojone oczy. Jak odsuwa klapkę, uruchamia dźwignię i tak! Metaliczny szczęk blokady, jedno szarpnięcie i właz stanął otworem. Ten się nie zaciął!

- Otwarte! - zameldowała Alija patrząc na swojego dowódcę i czekając na dalsze polecenia. Wszyscy ciut odetchnęli. Ale na krótko. Słychać było jak kadłub napierany przez skały trzeszczy grożąc tym, że runie w głąb czerni w każdej chwili. A może nie? Może tylko tak buja i buja ale na tym się skończy?

- Jak to wygląda? Da się przejść? - sierżant zażądał kolejnego meldunku. Więc marine sięgnęła po latarkę i wsadziła głowę na zewnątrz. Obserwowała do góry nogami zabłocony spód transportera. Widziała tylne koła, jakieś warstwy ziemi, skał czy co to było. Ale tam na końcu… Tak, tam była dziura, widziała prześwit.

- Tak. Ale jest ciasno. Trzeba by czołgać się pojedynczo. - zameldowała patrząc na sierżanta. Ten zaklął w myślach. Nie był pewny czy zdażą się wszyscy wyczołgać zanim pojazd runie głębiej. A nie chciał decydować kto miałby przeżyć a kto nie.

- Inne opcje? - sierżant zapytał rozglądając się szybko po sąsiadach.

- Można się wyczołgać i zaczepić o coś linę! Jest przymocowana z tyłu. Jak sie znajdzie zaczep to lina powinna nas utrzymać nią można holować na drugi transporter tylko, żeby znaleźć zaczep tam na górze! - Ramirez starał się mówić spokojnie ale zdawał sobie sprawę, że prawie krzyczy. Cholera, nie chciał tutaj zginąć w jakiejś dziurze! Zawsze sądził, że jak już to rozwali go jakiś IED jakichś brudasów czy trafi jakiś latacz z rakiety. To był standard śmierci dla pancerniaka. Ale do cholery nie zginąć w jakiejś bezimiennej dziurze na takim zadupiu!

- Mogę wysadzić właz! Jak go wysadzę to wyskoczymy wszyscy! - krzyknął ich drużynowy saper wskazując na tylny właz. Tam była wolna przestrzeń. Tak wyglądało na kamerze. Jakby ten cholerny zamek się nie zaciął to już by byli na zewnątrz! Ale jakby dobrać odpowiedni kawałek plastiku i wsadzić w odpowiednie miejsce to powinien wysadzić sam zamek. Wtedy właz stanie otworem i wszyscy wyskoczą na zewnątrz.

- Ja… ja mam drona… - niespodziewanie odezwała się Olga. Tego chyba nikt się nie spodziewał bo mimo powagi sytuacji wszyscy spojrzeli na nią. - Widzę, że macie pajęczy jedwab. - szybko wskazała na pęk cienkiej liny zawieszony na jednym z zasobników wewnętrznych. - Mogę zaczepić jedwab o drona i wypuścić go przez ten otwarty właz. A potem przymocować go gdzieś na górze. - tłumaczyła na ile dała radę poważnie chociaż głos jej się trochę trząsł. A w boku pulsowało jak podczas upadku grzmotnęło ją tam coś ale w tej chwili to wydawało się dużo mniej istotne.

- Ramirez? - Woods spojrzał pytająco na dowódcę wozu. Potrzebował ekspertyzy eksperta czy to co ta młoda mówi, jest w ogóle wykonalne.

- Jest za słaby by nas utrzymać. Ale jak się uda zaczepić powinien nas spowolnić. - odparł szybko sierżant sił zmechanizowanych. Darował sobie udowadnianie sił naprężeń i odporności na rozciąganie i inne. Jedwab był mocny ale nie na tyle by zbyt długo wytrzymał ze dwadzieścia ton transportera w pełnym bojowym obciążeniu.

~ Cholera! ~ Woods jęknął w duchu. Od jego decyzji zależało życie jego ludzi. I tych dwóch. Czasu było mało bo szarpiący nerwy dźwięk przesuwania się transportera ponaglał do pośpiechu. Zacisnął więc zęby i wydał rozkaz mając nadzieję, że wszystko będzie dobrze i nie skaże siebie i reszty na śmierć.


---


Transporter osunie się w przepaść po 1+1k10 segmentów.


Co powinni zrobić zieloni?


Dron - Olga może przejąć kontrolę nad dronem. Dron można wypuścić podłogowym włazem i dać mu pajęczą linę do zaczepienia. Lina nie utrzyma transportera zbyt długo ale może spowolni upadek na tyle by wszyscy zdołali się wydostać. Dron można wypuścić szybciej niż człowieka no ale nie jest tak manualnie sprawny jak ludzkie dłonie. Czas: 1 seg. 1-4 udaje się znaleźć i zahaczyć jedwab o coś stabilnego w pobliżu. 5-7 udaje się zahaczyć jedwab ale o coś niezbyt stabilnego ale opóźnia to upadek transportera o 3 seg. 8-9 udaje się zaczepić o coś na słowo honoru ale opóźnia to upadek transportera o 1 seg. 10 nie udaje się zaczepić liny lub to coś nie było tak stabilne jak wyglądało transporter nie zyskuje żadnych dodatkowych segmentów.


Wady: pajęczy jedwab jest zbyt słaby by dłużej utrzymać transporter. Nie wiadomo czy dron da radę zaczepić linę o coś stabilnego w korytarzu.

Zalety: jak się uda to powinno być na tyle dużo czasu by reszta się zdążyła się ewakuować. Nikt nie ryzykuje zgniecenia przez osuwający się transporter.


Lina - ktoś może się wyczołgać wyczołgać się i zahaczyć linę o tył transportera. Lina jest na tyle mocna, że powinna wytrzymać ciężar transportera, nie wiadomo jak mocowanie samej liny. Czas: 3 seg. 1-5 udaje się znaleźć i zahaczyć linę o coś stabilnego w pobliżu. 6-7 udaje się zahaczyć linę ale o coś niezbyt stabilnego ale opóźnia to upadek transportera o 3 seg. 8-9 udaje się zaczepić o coś na słowo honoru ale opóźnia to upadek transportera o 1 seg. 10 nie udaje się zaczepić liny lub to coś nie było tak stabilne jak wyglądało transporter nie zyskuje żadnych dodatkowych segmentów.


Wady: trzeba czekać aż ktoś przeciśnie się przez właz a potem pod transporterem, odczepi linę a potem ją zaczepi w tunelu. Nie wiadomo czy transporter tyle wytrzyma. Jeśli puści gdy ochotnik będzie pod spodem może go zgnieść.

Zalety: jeśli się uda lina powinna wytrzymać na tyle długo by wszyscy zdążyli się ewakuować z transportera. Jeśli nawet puści to jest szansa, że ocaleje chociaż ochotnik.


Plastik - saper może zamontować plastik przy tylnym włazie. Odpowiednio dobrany ładunek powinien wysadzić zablokowany zamek. Jak zamek puści będzie możliwe dużo szybsze opuszczenie transportera. Czas: 2 seg. Rzut: 1-5 idealnie, właz się otwiera, wszyscy wydostają się na czas. 6-7 no nie do końca, właz się otwiera ale 2 osoby (załoga) zostają. 8-9 kijowo, właz się otwiera częściowo, wszyscy -2 Zdrowia od eksplozji, zostaje w wozie 4 osoby. 10 ka-boom! eksplozja powoduje upadek transportera zanim ktoś zdąży wyskoczyć.

Wady: by wysadzić zamek wszyscy musieliby się cofnąć od włazu co może przeważyć balans i transporter runie w przepaść. Sama eksplozja też może naruszyć balans zanim ktoś zdąży wyskoczyć na zewnątrz.

Zalety: jeśli się uda to jest to najszybsza droga ewakuacji z transportera dla jak największej ilości osób.


Właz - załoga może próbować wyczołgać się dolnym włazem. wyczołgać się włazem. Czas: 1 czołgająca się osoba = 1 seg.

Wady: nie wpływa (nie opóźnia) na to kiedy osunie się transporter. Bardzo powolna metoda, musi się przeczołgać wąskim przejściem około tuzina ludzi. Trzeba wybrać kolejność, im ktoś będzie dalej w kolejce tym większa szansa, że zostanie w transporterze w chwili upadku.

Zalety: nie wpływa (nie przyspiesza) na to kiedy osunie się transporter. Można się zacząć ewakuować od ręki.



Scena 2




Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:45
Miejsce: wioska Kali, kanały; posterunek niebieskich
Warunki: ciemno, opary, kanały, cicho; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: drużyna niebieskich


~ Jak on będzie szukał ochotników to niech sam idzie. ~ tak sobie przed chwilą myślał kapral White zerkając na swojego skośnookiego ładowniczego. Ten widocznie myślał o tym samym gdy porucznik zatrzymał się przy wylocie ich tunelu i świecił latarką w głąb. Chociaż wciąż jeszcze palił się tam pirożel z miotacza. Ale mieli nadzieję, że tylko tak to ogląda. No ale potem rzucił tam racę. Ta nie poleciała zbyt daleko bo dość niski sufit nie pozwalał na zbyt dobry zamach i rzut. Więc spadła mniej więcej tam gdzie skwierczało to ścierwo. Ale i tak rozjaśniła sytuację. No ale porucznikowi widocznie nie było to wystarczające. I wtedy obaj się spodziewali, że ich wyśle by to sprawdzili. No i właściwie to zrobił. Tunel był na tyle wąski, że obok siebie mogły stać dwie osoby. Iść właściwie trzeba było gęsiego. No to szli. Ale za porucznikiem. Niespodziewanie okazało się, że zabrał ich ze sobą ale szedł pierwszy.

Tak naprawdę Jean niekoniecznie chciał włazić w ten cholerny tunel. Ale z wojskowego punktu widzenia zdawał sobie sprawę, że powinien. Wysłałby drona. Ale drona szlag trafił na samym początku ataku. Właściwie to nawet tuż przed. Pewnie te robale go dopadły zanim próbowały dopaść ich. No to stracili zdalne rozpoznanie. Więc trzeba było przeprowadzić rekonesans tradycyjnie. Personalnie. A nie miał sumienia posłać tam kogoś jeśli sam by został na względnie bezpiecznej pozycji. No i wypadało by porucznik nie wymagał od innych czegoś czego sam by nie był zdolny zrobić. Zgodnie z maksymą “Róbcie to co ja!”. No to robił. On i oni. Dlatego wziął ze sobą White’a i Laia na ten patrol.

A do tego był ciekawy. Po prostu ciekawy. Co to do cholery było?! Miało kły i pazury. I liczbę mnogą. Cholernie mnogą. Ale dali radę. Kanały mocno ograniczały możliwości podejścia. A nawet niewielka i podzielona drużyna marines miała niesamowitą siłę ognia. Lufy, miny, granaty, miotacze ognia. To tworzyło zaporę jaka dla robali okazała się nie do przejścia. Nikt z marine nie zginął, żaden robal nawet nie dotarł do ich perymetru. No ale zużycie jednostek ognia było spore.

Teraz jednak gdy szedł tym poszatkowanym kulami i rykoszetami tunelem, wciąż gorącym od resztek płonącego pirożelu dotarł prawie do rozwidlenia jakie z ich pozycji ledwo majaczyło. Stanął. Nasłuchiwał. Czy usłyszy ten cholerny klekot tych szczypiec i odnóży? Czy nie? Czuł jak kropla potu spłynęła mu po kręgosłupie. Słyszał. Chyba słyszał. Coś chyba słyszał. Ale gdzieś dalej. Chyba daleko. Nie tak blisko jak tuż przed atakiem. Szybko się nauczyli, że ten cholerny, chitynowy klekot oznacza bliskość robali.

---


Parę chwil wcześniej


- Hej! Słyszycie to? - zawołał któryś marine. Akurat jak Jean rozmawiał z jednym z czerwonych. Podobno jakaś laska miała mu coś ważnego do powiedzenia. Nawet wiedział która. Ta Anderson co z nią wcześniej rozmawiał. Teraz? Nie mogła mu wcześniej powiedzieć? Stało się coś? Co to nie wiedział bo ten marine chyba nie bardzo ją potraktował poważnie i kazał wracać na miejsce. No ale jak się trafiła okazja to wspomniał o tym porucznikowi. Ten właśnie zastanawiał się co tu z tą Anderson zrobić gdy za plecami usłyszał zaniepokojone głosy niebieskich.

- Jakiś klekot… Cholera… Chyba się zbliża… - mruknął inny marine z sąsiedniego tunelu. Teraz już słyszeli to wszyscy. Coś się niosło po tych tunelach. Jakiś dźwięk. Klekot. Co to było? Ale nasilało się. Zbliżało. Było tego wiele. Coś było w tym niepokojącego. Coś co sprawiało, że włoski stawały na karku.

- Później się odezwę. Coś tu mamy do zrobienia. - Jean przerwał rozmowę z podwładnym ze świetlicy i rozejrzał się po ich skromnym przestrzennie posterunku obronnym. - Hank! Wyślij drona! - zawołał do ich droniarza. Ten skinął głową i w parę chwil w głąb jednego z tuneli poleciał mały robocik. Widzieli jego światełka jak regularnie lecą i maleją aż zniknęły za pierwszym zakrętem. I zaczęło się zaraz potem. Porucznik nie miał pojęcia czy to dron sprowokował atak czy i tak by na nich to robactwo spadło. Zaraz potem jak dron przekazał ostatnie obrazy tych pająkowatych skorpionów te ostatnie zaczęły się ukazywać w tunelu.

- Wstrzymać ogień! Nie strzelać! Miny ich załatwią! - z początku jeszcze w to wierzył. Jak chyba wszyscy. W końcu wykorzystali ten czas by ustawić miny kierunkowe. Nowoczesną wersję starożytnych claymore. Właściwie to miał rację. Gdy tylko stwory dobiegły do linii min zostały zgruchotane przez eksplozje. Miny sprawiły się świetnie! Rozrywały przeciwnika tysiącami elementów i na przeciwnika bez solidnego pancerza efekt był straszny. Małe kuleczki rozpędzone do ogromnych prędkości nicowały trzewia stworów z bliska miały tak ogromną moc, że przelatywały przez nie na wylot. A ciasnota korytarzy sprawiała, że jedna mina mogła porazić wiele celów. A ustawili ich po kilka w każdym korytarzy. I miny ich załatwiły! Całą pierwszą falę. Ale były kolejne.

- Ognia! Strzelać bez rozkazu! - krzyknął porucznik gdy po kolei detonowały uruchamiane miny. W różnych tunelach. Atakowani byli z wszystkich stron! Pojął grozę sytuacji w lot. Zostali odcięci! Albo się utrzymają albo zaleje ich ta klekocząca masa pełna kłów i pazurów! Ich wątły posterunek złożony był może z pary marines na tunel. Ale każdy strzelał z czego się dało by rozstrzelać chociaż czubek tej żywej fali. Tunele zabrzmiał kanonadą ognia i gdyby nie automatyczne stabilizatory słuchu można by pewnie ogłuchnąć od tej kanonady wzmacnianej przez echo. Wystrzały, krzyki ludzi, szczęk pustych magazynków i trzask załadowywanych pełnych mieszały się z klekotem odnóży stworów, ich skrzekiem i pękającym odgłosem gdy amunicja różnych kalibrów rozstraskiwała ich trzewia i pancerze. Do tego co jakiś czas huczały granaty. I te ręczne i te wystrzeliwane z podwieszanych granatników. No i ogień. To chyba ogień przesądził sprawę.

- Płooońńń! Płooońń skurwielu płooońń! - syczał zawzięcie Conley który był w ich drużynie jedynym operatorem miotacza. Krótkimi seriami polewał wnętrze tunelu żywym ogniem. Gęsty pirożel leciał grubymi kroplami w głąb tunelu zapalając się w powietrzu. Osiadał i przyklejał się do okrągłych ścian, sufitu, podłogi i odwłoków. Tam rozpalał się na dobre przeżerając się z temperaturą dwóch tysięcy stopni. Wypalał sobie drogę do wnętrza wszystkiego na czym osiadł. Trzewia żywych i martwych stworów gotowały się i pękały z głośnym trzaskiem. Ogień pożerał tlen i wytwarzał nieznośne dla żywych organizmów gorąco w promieniu wielu kroków. Ale marines zamknięci w hermetycznych pancerzach byli odporni na brak tlenu i żar. A stwory widocznie nie. Więc ostatecznie wycofały się. Odpuściły. Więc zrobiło się nienaturalnie cicho i nieruchomo. Jak to zawsze tuż po walce gdy jeszcze nie ma pewności czy to już koniec czy tylko jakaś przerwa.

- Kolejno odliczyć! Meldować stan amunicji! - na oko Jean zorientował się, że chyba nikogo nie dorwały. Są wszyscy. Póki nikt nie wlazł do tunelu to inni powinni go raczej widzieć. No ale musiał się upewnić. No i takie były procedury.


---



Tak jak się intuicyjnie spodziewał nikogo nie brakowało. Nawet nikt nie został ranny. Stwory nie dały rady się zbliżyć na tyle by kogoś dorwać. Ale tak samo jak się spodziewał zużycie amunicji było spore. A claymorów nie bardzo już mieli czym zastąpić. No i muszą? Ile do cholery mieli tu jeszcze siedzieć i czekać nie wiadomo na co? Właściwie to był gotów zwijać interes. Wrócić na górę do wioski i zastanowić się co dalej. No ale najpierw chciał sprawdzić jak to sytuacja wygląda na miejscu. Dlatego teraz zabrał ze sobą White’a i Laia i stał tuż przed tym rozwidleniem. Tak. Słyszał coś. Wciąż gdzieś tam były. Ale chyba nie tuż przy zakręcie.

Rzucił racę po skosie. Raca poleciała, odbiła się od ściany i spadła poza widokiem. Ale nic się nie stało. Więc podobnie rzucił kolejną, w przeciwną stronę. Też nic. W końcu więc odwrócił się do swoich chłopaków i dał im gestem znać, że zamierza to sprawdzć. Czuł jak ręcę w rękawicach mu się pocą. Ale mocniej złapał za uchwyt karabinku i ostrożnie idąc trochę bokiem wyjrzał a w końcu wyszedł sprawdzając prawą. White z miejsca zrobił to samo z lewą stroną i obaj celowali lufami w swoje strony. Lei ubezpieczał to White’a ze swojego karabinka.

- Czysto! - obie strony rzuciły prawie jednocześnie. W nieco upiornym blasku rzuconych przez porucznika rac i mocnym świetle latarek taktycznych widać było pogruchotane cielska robali. Te które na początku oberwały szrapnelami min kierunkowych, potem z broni maszynowej i automatycznej a w końcu od ognia. Część z nich miała na tyle sił by wydostać się za zakręt i tu zdechła lub zdychała. Porucznik dobił jednego a potem drugiego krótkim tripletem. Lei podobnie. White nie bawił się w taki detal zostawiając dla swojej ciężkiej broni hurt jaki mógł nadejść w każdej chwili. No tak. Tutaj sytuacja wydawała się opanowana.

- No chłopcy. Chyba sobie poradziliśmy. - porucznik opuścił nieco broń i nawet się uśmiechnął. Ci też się uśmiechnęli a fala ulgi przelała się przez pozostałych niebieskich jacy zostali w tej szerszej części tunelu. Jean miał zamiar dać swojemu dwuosobowym wsparciu znak by wracać do tej reszty niebieskich gdy rozległ się spięty, kobiecy głos.

- Kontakt! - kapral Ritter była spięta. Razem z resztą czerwonych została na powierzchni by zabezpieczyć ich transportery, drogę ewentualnego odwrotu dla niebieskich czy być dla nich wsparciem. No i mieć na oku ten niepewny element jaki stanowili tubylcy. Jako strzelec wyborowa znalazła sobie wygodne stanowisko na dachu jednej z wyższych chat dzięki czemu miała całkiem przyzwoity wgląd na sporą częśc osady i podejścia do niej. W osadzie nie widziała wszystkiego bo te wszystkie murki i budynki przesłaniały jej część widoku. Zwłaszcza przy poziomie ziemi. No ale i tak to chyba było najlepsze stanowisko dla czujki. Razem z dronem co latał nad całą okolicą, kamerami z transporterów no i resztą czerwonych tworzyli całkiem skuteczny system obserwacji. Może poza tymi dwoma pechowcami co im przypadło niańczenie cywili.

- Sprecyzuj. - poprosił porucznik który właśnie zawrócił z narożnika by wrócić w stronę głównego posterunku niebieskich. Zakładał, że Lan dostrzegła robala. Ale nie był pewny. To na powierzchni też są? Lan była spięta odkąd na dole niebiescy zaczęli kolejną walkę. A czerwonym została tylko rola słuchaczy. Przynajmniej póki porucznik co był ciągle z niebieskimi pod ziemią nie wydałby czerwonym innych rozkazów. No ale nie wydał. Walka była krótka i brutalna ale chyba się właśnie skończyła. I widocznie niebiescy wyszli z niej zwycięsko. Ale zanim się coś wyjaśniło bardziej operatorka broni precyzyjnej dostrzegła ruch. Nie widziała wcześniej robali bo nie była na dole. Tylko te zwęglone coś w tej rozwalonej chacie. Ale teraz jak dojrzała szczypce i odnóża w jednym z domów od razu wiedziała, że to to. Te cholerne duchy pustyni. Kolejnego ujrzała jak wylazł na ulicę jak przelazł od murku i wlazł pod jakiś samochód. I inny na podwórku. I tam jeszcze koło studni. W

- Wiele kontaktów. W całej wiosce. Nie wiem skąd się biorą. Wokół wioski ich nie widzę. Proszę o rozkazy. - zameldowała snajper gdy w parę chwil po tym pierwszym dostrzegła co najmniej kilka krabowatych stworów. Nie wierzyła, że dotarły z zewnątrz wioski. Miała dobry widok na kilometr czy dwa prawie pustej przestrzeni wokół wioski. Dostrzegłaby ich wcześniej. No i ten dron Harolda też.

- Cholera, też je widze! Są ze 100 metrów ode mnie! Łażą bydlaki po ulicy! - zaraz meldunek snajper wsparł jeden z czerwonych. I Harold też. I inni. W ciągu paru chwil stało się jasne, że może robale dały sobie spokój ze zdławieniem oporu niebieskich ale za to przerzuciły się na wioskę.

- O nie… Nie zdążyliśmy… - Anderson jak i inni jej sąsiedzi nie bardzo wiedziała co się dzieje poza świetlicą. Ale domyśliła się co oznaczają wystrzały. Najpierw pojedynczy huk jak z karabinu. Ludzie w świetlicy zatrzęśli się jak jedno, żywe stworzenie. Dwaj marines co ich pilnowali próbowali ich uspokoić, że wszystko będzie dobrze. I wtedy jak na ironię padł drugi strzał. Potem triplet wojskowego karabinka. A potem strzały, chociaż wciąż pojedyncze to zaczeły padać coraz częściej. Zaczęło się. Anderson chociaż nigdy wcześniej nie spotkała duchów pustyni czuła, że się zaczęło. Duchy przyszły po nich.

- Harold! Gdzie są zieloni?! Gdzie jest Woods! Już powinni być! Daj mi Woodsa Harold! - porucznik szedł szybko, właściwie to już truchtał tym tunelem próbując nie krzyczeć w słuchawkę. Cholera! Na górze też się zaczęło! Gdzie jest Woods? Gdzie jest trzecia drużyna!? Cała drużyna marine wraz z transporterem przydałaby się teraz jak nigdy! Przecież po to właśnie ich wezwał do cholery! Ale turdno, najwyżej dojadą. Na razie musieli widocznie poradzić sobie tym co mieli na miejscu.


---



Co powinien rozkazać porucznik?

Marines do tuneli! - czerwoni zostawiają wioskę i starają się przebić do tuneli opanowanych przez niebieskich zostawiając tubylców samym sobie. Formalnie cywile z wioski to nie są obywatele Federacji więc marines nie mają żadnego obowiązku ich bronić a ryzyko poniesienia strat w walce z robalami jest realne.

Wada - czerwoni podczas ruchu są bardziej podatni na atak niż na stacjonarnej pozycji. Nie zostaje spełniony moralny obowiązek ochrony cywili przez wojskowych. W podziemiach nie można użyć uzbrojenia pokładowego transporterów. Trudniej może się będzie wydostać na powierzchnię jeśli walka będzie się przedłużać.

Zaleta - po połączeniu obu drużyn siła ognia znacznie wzrasta. kanały mocno ograniczają drogi jakimi mogą zaatakować robale. Pozwala to skumulować siłę ognia na bardzo ograniczonym terenie co może znacznie zniwelować przewagę liczebną robali. Odpada mocno niepewny wynik ewakuowania cywili do tuneli.


Obrona tubylców - skoro nie ma zielonych na wsparcie to niebiescy mogą opuścić tunele i dołączyć do walk w wiosce. Obie drużyny wraz z transporterami koncentrują się na obronie świetlicy gdzie są mieszkańcy wioski.

Wada - niebiescy muszą opuścić względnie bezpieczny posterunek w tunelach i przebić się na powierzchni do czerwonych i świetlicy. Podczas ruchu będą bardziej podatni na atak niż na stacjonarnej pozycji obronnej. Jeśli walka będzie się przedłużać wówczas marines i cywile mogą mieć pozycję “last stand”, w krytycznej sytuacji mogą się nie utrzymać do ewakuacji. Robale na powierzchni mają większą swobodę manewru przy ataku niż pod ziemią.

Zaleta - połączenie sił obu drużyn w jednej pozycji. Zostaje spełniony moralny obowiązek ochrony cywili przez wojskowych. Można użyć uzbrojenia pokładowego transporterów. Odpada dylemat transportu cywili.


Odjazd! - czerwoni czekają w kordonie przy transportach na niebieskich. Gdy niebiescy dotrą do kordonu marines ładują się na transportery i ewakuują się z wioski. Formalnie cywile z wioski to nie są obywatele Federacji więc marines nie mają żadnego obowiązku ich bronić a ryzyko poniesienia strat w walce z robalami jest realne.

Wada - niebiescy podczas ruchu są bardziej podatni na atak niż na stacjonarnej pozycji. Nie zostaje spełniony moralny obowiązek ochrony cywili przez wojskowych.

Zaleta - można użyć uzbrojenia pokładowego transporterów. Potencjalnie najkrótszy kontakt z wrogiem. Po połączeniu wspólne działanie obu drużyn co znacznie zwiększa ich siłę ognia.


Wszyscy do tuneli! - niebiescy zostają na miejscu i zabezpieczają teren a czerwoni ewakuują siebie i cywili do tuneli ewakuacja czerwonych i cywili do tuneli. Jak się uda to wszyscy organizują pozycje obronne w tunelach.

Wada - przetransportowanie bandy cywili podczas wymiany ognia zapowiada się tak trudno jak to brzmi. Łatwo o panikę, kogoś zgubić, ktoś będzie próbował działać na własną rękę itd. Do tego marines z czerwonych są bardziej podatni na atak podczas ruchu niż na stacjonarnej pozycji. Pod ziemią nie można użyć uzbrojenia pokładowego transporterów. Trudniej może się będzie wydostać na powierzchnię jeśli walka będzie się przedłużać.

Zaleta - kanały mocno ograniczają drogi jakimi mogą zaatakować robale. Pozwala to skumulować siłę ognia na bardzo ograniczonym terenie co może znacznie zniwelować przewagę liczebną robali. Podobnie można schronić cywili za kordonem marines. Zostaje spełniony moralny obowiązek ochrony cywili przez wojskowych.


---


- Termin do głosowania: do połnocy pt. 08.28.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-09-2020, 18:01   #12
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - 2727.08.02 póź. ranek; g. 13:55

Scena 1



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:55
Miejsce: pustkowie, droga stara baza - osada Kali; transporter 3 “zielony”
Warunki: jasno, wnętrze transportera, cicho; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: załoga wozu 3


Ledwo ostatni z marine wyczołgał się spod tyłów transportera, zdążył wstać i się otrzepać a ten w akompaniamencie zgrzytu metalu osunął się w mroczną czeluść. Słychać było jeden, wielki rumor jak stacza się po stoku a póki co z tej czeluści buchnęła chmura pyłu i dymu. Marines nic to za bardzo nie ruszyło ale pył sypnał w twarz dwóm młodym stażystkom z obozu archeologów. Zaczęły kasłać i prychać, ocierać twarz gdy gdzieś tam w trzewiach planety transporter ostatecznie łupnął o dno. I zaraz potem z tych trzewi doszedł ich jakiś mrożący krew w żyłach skrzek. Nawet uzbrojeni marines popatrzyli na siebie niepewnie odruchowo kierując lufy w stronę mrocznej i zadymionej czeluści.

- Co to było do cholery? - zapytał niepewnie któryś z chłopaków na wszelki wypadek kierując lufę w tym kierunku.

- Nieważne. Zjeżdżamy stąd. Holst sprawdź górę czy da się wyjść. Wy zabezpieczcie flanki a ty Alija pilnuj tego cholerstwa. - w gruncie rzeczy to Woods wacle nie czuł takiej pewności siebie jaką miał nadzieję okazywał. Coś tam na dole było. Nie miał pojęcia co. Ale miał pojęcie, że nie brzmiało to zbyt przyjaźnie i nie miał ochoty poznawać tego czegoś bliżej. Ale na razie musiał rozdzielić swoje szczupłe siły by jakoś się w ogóle zorientować na czym stoją.

Chyba byli w jakimś tunelu. Chyba takim co biegł wzdłuż drogi. Jakieś kanały? Bo ta dziura gdzie wpadł transporter to raczej nie wyglądała na robotę człowieka. Może naturalne pęknięcie czy co. Albo nie. Ale jak nie naturalne ani od człowieka to wolał nie myśleć co mogło spowodować taką szczelinę.

- Jesteśmy w starych kanałach. - Vanessa otarła oczy na tyle by w świecie rac i latarek dostrzec charakterystyczne ściany, podłogi i sufity. To przykuło uwagę sierżanta.

- Wiecie gdzie jesteśmy? - zapytał trochę zdziwiony, że te dwie coś wiedzą. Chociaż właściwie to były stąd. Ale miał nadzieję, że tak jest bo mogło im to się teraz bardzo przydać. Mało ich zostało. Dwóch ludzi na górę, po dwóch na każdą ze stron tunelu to do pilnowania tej dziury w dole zostawała ich piątka.

- To stare tunele. Założone razem z tą starą bazą w jakiej jest nasz obóz. Tu jest adres. 34 kilometr. W tą stronę jak będziemy szli to wrócimy do bazy a w tą drugą to do osady Kali. Znaczy jeszcze co jakiś czas są włazy którymi można wyjść na powierzchnię. - Vanessa szybko pokazała latarką na stare, zabrudzone napisy wymazane na ścianach. Były mocno pokryte brudem i innym syfem ale na tyle duże i wyraźne, że wciąż były czytelne.

- 34 kilometr? Pół dnia marszu. A do tej Kali ile może być? Da się tędy dojść? - Woods dopytywał się dalej. By podjąć decyzję musiał mieć więcej informacji.

- Chyba, że weźmiemy łazik. - powiedziała Olga trzymając się za zraniony bok. Trochę bolało. Ale ostatecznie nie aż tak bardzo.

- Łazik? Macie tu jakiś łazik? Pod ziemią? W tych tunelach? - sierżant zdziwił się jeszcze bardziej słysząc takie rewelacje. Zwłaszcza, że na każde pytanie otrzymywał twierdzące ruchy głową obu dziewczyn.

- Mogę go ściągnąć. Jeśli będe miała zasięg. Mogę spróbować. No ale to mały łazik. Na 4 osoby. - Olga szybko sięgnęła do kieszeni po panel sterujący. Zaraz potem jej brudna twarz rozjaśniła się oświetlona łuną holograficznego monitora.

- Sierżancie! Coś się zbliża! Z tej dziury! - krzyknęła Alija odwracając głowę do dowódcy tylko na chwilę. Słyszała to! Sądząc po spojrzeniach kolegów oni też. Cokolwiek to było to zbliżało się pnąc się od dołu do góry. Do nich. Jakby upadek transportera rozdrażnił coś albo coś przebudził.

- Rozstawić claymore! Naszykować granaty! - rozkazał Woods zżymając sie w duchu na tą cholerną sytuację. - Holst! Jak to wygląda?! Przejdziemy?! - wrócił spojrzeniem do jedynej widocznej drogi jaka mogła wydostać ich na powierzchni.

- Jak się uda zaczepić liny to może wyjdziemy! Ale pojedynczo! - w gruncie rzeczy Sander jak tak oglądał w górę ten otwór czuł się jak na dnie studni. Ale ten widok nieba nad głową kusił go jak jasna cholera. Tylko ten wciąż osuwający się piach i żwir stawiały wspinaczkę pod znakiem zapytania. Zwłaszcza na szybko. Bez liny to kiepsko to widział. A linę szlag trafił jak poleciała na dół razem z transporterem.

- Na kiedy możesz mieć tutaj ten łazik? - Paul szybko zapytał Olgę wpatrując się w jej oświetloną łuną ekranu twarz.

- Hmm… Odpowiada mi… mam zasięg… no to mówi mi, że za 5 do 8 minut. - przeczytała szybko to co widziała na wyświetlaczu i spojrzała na swoje twarz sierżanta marines widoczną za brudnym wizjerem hermetycznego hełmu.

- Brian! Co robisz! Wracaj! - Woodsa znów odciągnął alarmujący krzyk Lesić. Spojrzał w stronę szczeliny w jaką osunał sie transporter. Dojrzał Brian’a ich sapera co właśnie skończył rozkładać minę kierunkową. A teraz jakby na przekór wszystkim i wszystkiemu ruszył w stronę czeluści co zaalarmowało operatorkę broni ciężkiej.

- Tylko zobaczę co tam jest! - odkrzyknął saper. Spojrzał na dowódcę a ten po momencie wahania skinął głową. I tak zaraz mieli dowiedzieć się co tam tak hałasuje więc lepiej było wiedzieć trochę wcześniej. Brian zrobił kilka ostrożnych kroków po tej nierównej, ciągnącej się w dół powierzchni na której transporter wyżłobił bruzdy po kołach i kadłubie. Wyjrzał poza krawędź. Ale w świetle latarki taktycznej broni nic nie dostrzegł. Jakieś głazy, stok i nic ciekawego. Nic co by mogło wydawać ten niepokojący, klekoczący dźwięk. Więc sięgnął do pasa i wydobył niewielką pałeczkę. Potrząsnął nią i lightstick rozjarzył się bladym, żółtym światłem dając sferę jasności. Saper cisnął tym patyczkiem w ciemność.Obserwował jak ta kula światła stopniowo leci łagodnym łukiem w powietrzu i maleje w miarę oddalania się od obserwatora. Aż nie zderzyła się z czymś tam na dole bo odbiła się raz, potem kolejny i zaczęła się już staczać. Ale gdzieś w tym momencie to dostrzegł.

- O kurwa! O kurwa! Ooo kuurwaa! - krzyknął raz za razem gdy dotarło do niego na co patrzy. Groza sytuacji sprawiła, że bez większego namysłu wycelował karabinek w dół i pociągnął za spust. Szturmówka zgrzytnęła krótkimi tripletami i przez jaskinie i tunele poszło echo tych wojskowych wystrzałów.

- Brian?! Brian?! Co tam jest! Wracaj! Wracaj tu do cholery! - zirytowany Woods nie miał pojęcia co saper tam zobaczył. Bo widzieli tylko jak wrzucił lightstick do środka a zaraz potem zaczął tam strzelać. W końcu saper się opamiętał na tyle by biegnąc ile sił w nogach wspinać się z powrotem do swoich kolegów. Minął minę kierunkową jaką przed chwilą sam ustawił i zasapany gnał byle dalej od tej cholernej dziury.

- Setki! Są ich setki! Cała horda! Idą tutaj! Po ścianach! Całe setki! - wydarł się saper gdy dotarł do swoich. Lesić i koledzy spojrzeli nerwowo po nim i po sobie by w końcu utkwić lufy i spojrzenia w tej szczelinie skąd miały naciągnąć te setki.

---



Co powinni zrobić zieloni?



Dron i lina - Olga może podczepić linę pod swój dron a potem wysłać go na powierzchnię i o coś zaczepić. Z pomocą liny powinno dać się wydostać na powierzchnię. Pierwsze 6 osób wydostaje się automatycznie. 7 osoba nie wydostaje się na 10; 8 osoba nie wydostaje się na 9+; 9 osoba nie wydostaje się na 8+; 10 osoba nie wydostaje się na 7+; 11 osoba nie wydostaje się na 6+; 12 osoba nie wydostaje się na 5+; 13 osoba nie wydostaje się na 4+.


Wady - nie jest pewne czy uda się zaczepić linę wystarczająco szybko. Na raz po linie może wspinać się tylko 1 osoba. Im później ktoś będzie się wspinał tym trudniej będzie odpierać robali.

Zalety - jest to najszybsza droga na powierzchnię. Pierwsze osoby prawie na pewno wyjdą bezpiecznie.


Plastik błyskawiczny - Brian może założyć plastik w ścianę szeliny i zdetonować zanim robale do niej dotrą. To powinno spowodować zawał jaki odetnie ludzi od robali chociaż na jakiś czas. Na 1-5 wszystko poszło zgodnie z planem. Na 6-7 poszło zgodnie z planem ale marines obrywają za -1 Zdrowie a dziewczyny -3 Zdrowia. Na 8-9 za każdą osobę rzut kostką i parzyste wyszła cało ma -1/-3 obrażeń i wyszła cało na nieparzyste zawał ją zasypał i ginie. Na 10 coś poszło mocno nie tak i wybuchło więcej niż trzeba albo zawał okazał się dużo większy niż planowano i zasypało wszystko i wszystkich.


Wady - jak eksplozja ma być zanim robale dotrą na poziom kanałów to jest bardzo mało czasu. Wybuch może nastąpić zanim ludzie zdołają się wydostać na bezpieczną odległość. Może wybuchnąć/zawalić się więcej niż planowano.

Zalety - najszybsza akcja by odciąć się od robali.


Plastik opóźniony - Brian może założyć plastik na ścianę szeliny i zdetonować później (zdalnie lub ustawić czas). To powinno przepuścić czołówkę robali ale zawał powinien odciąć resztę chociaż na jakiś czas. Na 1-7 wszystko poszło zgodnie z planem. Na 8-9 poszło zgodnie z planem ale marines obrywają za -1 Zdrowie a dziewczyny -3 Zdrowia. Na 10 za każdą osobę rzut kostką i parzyste wyszła cało ma -1/-3 obrażeń i wyszła cało na nieparzyste zawał ją zasypał i ginie.

Wady - czołówka robali dotrze na poziom kanałów i trzeba będzie się z nimi uporać innymi metodami. Może wybuchnąć/zawalić się więcej niż planowano. Duże zużycie amunicji w walce.

Zalety - wybuch/zawał powinien nastąpić gdy ludzie znajdą się w bezpiecznej odległości. Drużyna marines ma na tyle dużą siłę ognia, że póki jest amunicja powinni móc w wąskim przejściu utrzymać robale na dystans ścianą ognia i ołowiu.


Tunel i łazik - marines z dziewczynami mogą cofać się tunelem, jeśli/jak dotrze łazik to użyć go jako pomoc do transportu. Wszyscy marines rzucają 1k10. Na 10 kogoś jednak dorwały robale i ginie.

Wady - małe szansę oderwania się od przeciwnika co może zaowocować przedłużającą się walką. Duże zużycie amunicji w walce.

Zalety - wszyscy mogą się ewakuować od ręki a wkrótce powinien przybyć łazik na wsparcie tej ewakuacji. Drużyna marines ma na tyle dużą siłę ognia, że póki jest amunicja powinni móc w wąskim przejściu utrzymać robale na dystans ścianą ognia i ołowiu.


---



Mecha z poprzedniej tury:

Transporter osunie się w przepaść po 1+1k10 segmentów. (rzut k10:10 = 1+10=11 seg)

Zaczepienie liny: Kostnica 7 > +3 seg = 11+3 = 14 seg.


---


Scena 2



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:55
Miejsce: wioska Kali, świetlica; posterunek czerwonych i niebieskich
Warunki: ciemno, opary, kanały, cicho; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: drużyna niebieskich i czerwonych


~ Cholera! Choleracholeracholera! ~ porucznik zżymał się w duchu na tą całą cholerną sytuację. Ledwo jak coś się udało wyprostować to zaraz sypało się gdzie indziej. Aż nie było wiadomo w co ręcę włożyć. Jeszcze parę chwil temu bł z resztą niebieskich w tunelu. Koniec końców zdecydował się opuścić ten podziemny posterunek by wesprzeć czerwonych skoncentrowanych wokół tego baru - świetlicy w centrum osady. Razem z niebieskimi ruszył tymi starymi kanałami do tego wyrwanego otworu w ruinach spalonego i rozsadzonego domu w jakich odkryli tą dziurę prowadzącą wówczas jeszcze do nie wiadomo czego.

- Nie mamy kontaktu z zielonymi. Wygląda jakby zapadli się pod ziemię. Nie mam ich na namiarze. - zameldował w międzyczasie Harold. Mimo powagi sytuacji musiał to przyznać z pewnym zakłopotaniem jak zawsze gdy jego techniczny i analityczny umysł spotykał się z jakimś nietuzinkowym zagadnieniem.

- Jak to zapadli się pod ziemię? Wszyscy? Cała drużyna? A transporter? Widzisz gdzieś ich transporter? - Jean nie mógł zrozumieć jak nagle coś mogło zniknąć całą drużynę. I to tak nagle, że nie zdążyli nawet pisnąć. Nawet jakby najechali na jakiś IED to były małe szanse, że załatwi wszystkich w drobny mak tak, że nikt nie zdąży nic zgłosić. I nawet wtedy powinien zostać chociaż wrak transportera.

- Mam ich trasę. Prawie do nas dojechali. Jakieś 5 km od nas znikli. Przestałem odbierać ich respondery i nikt nie zgłasza się jak ich wywołuję. Od jakichś 15 minut. - zameldował plutonowy spec od łączności. Uniósł głowę by spojrzeć obok. Znajdował się za barem w tym wiejskim lokalu. Usiadł ze swoim sprzętem łączności ale podniósł głowę bo gdy usłyszał eksplozję granatu. Te cholerne robale były już na odległość rzutu granatem! Któryś z kolegów musiał go rzucić. Pozostali próbowali razem z tubylcami dostawić stoły i szafy by wzmocnić walory obronne parteru. Wszyscy krzyczeli, wrzeszczeli, dzieci i niektóre kobiety płakały dokładając swoje do tego chaosu i hałasu. Mężczyźni szurali meblami by nimi zastawić okna parteru a strzały marines słychać było coraz częściej. I warkot silników. Na szczęście mieli oba transportery po swojej stronie. I działka i karabiny maszynowe siały masakrę wśród tych pająkowatych robali. Oba kołowce niczym ruchomi strażnicy patrolowały teren wokół świetlicy bardzo ale to bardzo wzmacniając perymetr obronny jacy tworzyli czerwoni.

- Cholera! - ledwo parę chwil temu zaklął porucznik gdy jeszcze szybko przemierzał kanały pod wioską. Ale teraz juz wrócili z niebieskimi na powierzchnię. Wydostali się z czeluści ziemi na powierzchnię. Pierwsza para wyskoczyła na zagruzowaną podłoge resztek chaty i uklękła za tym co zostało ze ścian. Wycelowali w przeciwne strony dając pierwszą osłonę dla reszty drużyny. Potem kolejna para wzmocniła tą pierwszą czujkę. A trzecia, już z drużyny alfa wybiegła kawałek na ulicę i tam zajęła pozycję obronną za jakimś wrakiem. Ci już trafili na robale na drugim krańcu ulicy do których otworzyli ogień. I zaraz wsparł ich drugi fire team z alfy który przebiegł kawałek dalej do pickupa po przeciwnej stronie ulicy. Wtedy porucznik zgarnął pierwszą czujkę z bety i razem z nimi dobiegł do czegoś co było tutaj główną ulicą osady. Tam ujrzeli jeden z transporterów odległy o kilka domów jaki stał do nich bocznym profilem i ział ogniem z karabinu maszynowego sprzężonego z wieżyczką. Do czego strzelał to piechociarze nie widzieli.

- 2-ka, widzimy was! Dajcie nam osłonę, biegniemy do was! - poprosił porucznik licząc na wsparcie ogniowe z ruchomego bunkra na kołach.

- Zrozumiałem. Widzę was. Daję wam osłonę. - odpowiedział lakoninicznie dowódca niebieskiego wozu. Dał znak kierowcy i ten skręcił kanciastą bryłę wzdłuż głównej drogi by podjechać kawałek w stronę powracających z podziemi niebieskich. Sama obecność kołowca dodawała piechociarzom otuchy. A i najlżejsze uzbrojenie pokładowe transportera było porównywalne z ciężkim uzbrojeniem jakie mieli piechociarze. A pod względem siły ognia i zasięgu z jego szybkostrzelnym działkiem nie mieli nic podobnego.

Dlatego do świetlicy dotarli bez strat. Te robale co próbowały ich dorwać ginęły rozbryźgnięte ogniem karabinków albo uzbrojenia transportera. Jeden to nawet wpadł pod koła i został przez nie zmiażdżony gdy ponad 20 ton przejechało po nim nawet nie zwalniając. Wreszcie obie drużyny spotkały się. Ale tu nie czekało na nich wytchnienie ani dobre wieści. Stracili zielonych. W zagadkowy sposób. Nie było wiadomo co się z nimi stało. Nawet to czy wciąż żyją. Ale widocznie nie mieli co liczyć na ich szybkie wsparcie. Trzeba będzie ich poszukać i sprawdzić co się stało. Przecież nie mogą ich tak zostawić. Ale nie w tej chwili. W tej chwili połowa 2-go plutony miała całkiem sporo roboty.

- Odcięli ich. - McCoy skinął brodą w stronę odległego o kilka domów dachu budynku na jakim swój postetunek miała dwójka czerwonych. Wszyscy byli zaskoczeni tym pojawieniem się stworów na powierzchni i otworzyli do nich ogień licząc, że to tylko kilka sztuk. Ale było więcej niż kilka a teraz było ich zbyt gęsto by sobie ot, tak po prostu przejść ten kawałek.

- Cholera. - mruknął porucznik starając się ocenić sytuację i szanse. Postrunek na dachu zajmował d-ca czerwonej bety który jednocześnie był obserwatorem i partnerem dla najlepszego strzelca wyborowego w ich plutonie, kapral Ritter. Pierwotnie to był niezły punkt widokowi flankujący świetlice i okolicę. Pozwalał na wzięcie celów pomiędzy tymi punktami w ogień krzyżowy. Ale teraz tych celów zrobiło się od cholery a na piechotę to te kilka domów to było całkiem sporo do przebycia. Zwłaszcza jak z każdego domów czy przecznicy mogły wylecieć te robale. Na dachu kilku czerwonych w różnych pozycjach strzeleckich prowadziło ogień do tego co ominęły transportery albo gdzie te akurat nie mogły sięgnąć ze swojej broni pokładowej. Na szutrowych ulicach wzbijał się kurz i zalegały ciała robali widoczne w świetle reflektorów pojazdów albo rzuconych wcześniej flar. Niby było już rano ale w tą noc polarną to dalej było ciemno jak w nocy.

- Jak sobie radzicie Peter? Jak wygląda sytuacja? - porucznik wywołał dowódcę czerwonej bety. Nawet przez swoje wizjery w nocnym trybie widział jego seledynową sylwetkę na odległym o kilkaset metrów dachu. Peter stał na krawędzi płaskiego dachu i strzelał ostro w dół jakby coś tam było tuż przy ścianie budynku. Ritter była ledwo widoczna. Musiała leżeć i prowadziła ogień ze swojego karabinu.

- Radzimy sobie poruczniku. Ale nie ukrywam, że przydałoby się jakieś wsparcie. - Peter pociągnął za spust i poczuł drżenie broni gdy karabinek posłał triplet w dół ściany po jakiej właśnie wspinał się jakiś robal. Pierwszy trafił w ziemię pod ścianą, drugi w ścianę, trzeci w krabowatego stwora jaki zdołał już dojść do połowy wysokości budynku. W zielonkawym świecie noktowizji Grey widział jak stworem zachwiało i ze skrzekiem w zielonkawym rozbryzgu odpadł od ściany. Jeszcze trzepotał odwłokiem i odnóżami ale wydawało się, że już po nim. Tak 1:1 to nie były te stwory takie straszne, jedno, dwa góra trzy trafienia wojskowym tripletem wystarczyły by je wyłączyć z akcji.

- Lan! Uważaj! - sierżant z czerwonej bety odwrócił się w stronę wnętrza dachu by dojrzeć jak ponad krawędzią wyłania się kolejny skorpion.

- Cholera! - Lan też go dojrzała prawie w tym samym momencie. Nie miała czasu by sięgać po karabin więc obróciła się na bok by sięgnąć po pistolet. Stwór wydostał się na dach i był ledwo o parę kroków od niej. Nawet w zielonkawej poświacie wizjera te jego szczypce i pysk pełen jakichś kolców wyglądały ohydnie, coś z czym nie miała ochoty się poznać bliżej. Dobyła pistolet gdy stwór był ze trzy kroki od niej. Zaczęła strzelać, szybko, bez namysłu i celowania, prosto w nadbiegającą wielo kończynową sylwetkę. Kolejne strzały trafiały w odnóża, szczypce, łeb ale pistolet nie miał takiej mocy obalającej jak karabin więc krab nie padł po pierwszym trafieniu. Ani po drugim. ~ Zdechnij wreszcie! ~ strzelec zaciskała zęby gorączkowo myśląc co zrobi jak cholernik jednak nie padnie. Ale wreszcie padł. O krok od niej. Znieruchomiał i wydawał z siebie jakie bulgoczące dźwięki poruszając jeszcze odnóżami. Ritter też nieruchomiała trzymając jeszcze to coś na muszce. Zdechł? Już po nim? Nie miała pewności.

- Zdychaj! - warknęła po tej chwili wahania i szybko, z bliska wystrzeliła jeszcze kilka razy dobijając stwora i próbując zastrzelić jednocześnie własny strach. Czuła jak jej łomocze serce jakby zaraz miało wyrwać sie na zewnątrz. Niby powinni oszczędzać amunicję, zwłaszcza jak się było strzelcem wyborowym. Ale nie mogła się powstrzymać. W końcu po trzecim czy czwartym strzale zamek szczęknął pustym magazynkiem. Trzymała dogorywającego stwora na muszce jeszcze z jedną sekundę po czym płynnie szczęknęła blokadą, z rekojeści klamki wypadł pusty magazynek a druga dłoń szybko sięgnęła po pełny wkładając go do gniazda. Krótki metaliczny szczęk domykanego zamka, kolejny bezpiecznika i już znów mogła strzelać. Ale stwór miał chyba dość bo prawie znieruchomiał.

- W porządku? - Peter zapytał zerkając na nią krótko. Podwładna uniosła kciuk do góry na znak, że w porządku. Schowała pistolet do kabury i wróciła do swojego karabinu. - Idź do narożnika. Nie bój się, ogarniemy ten szajs. - wydał jej polecenie. Trochę latał bez potrzeby po tej krawędzi dachu próbując mieć go pod kontrolą. Ale czas było się dostosować. Zwłaszcza jak porucznik z niebieskimi dotarł do świetlicy to już powinni sobie poradzić bez ich ognia wspierającego. Czas było zadbać o siebie. A gdy oboje zajęli pozycję po przekątnych tego dachu to mogli mieć na oku i pod lufą wszystkie cztery ściany budynku. Gorzej, że z jednej strony była spora, parterowa przybudówka co im utrudniało obserwację jednej ze ścian a stworom podejście od tej strony.

- Cholera. - mruknął porucznik obserwując to zdarzenie odległe o kilkaset metrów z dachu świetlicy. Co tu robić? Kazać im przebić się tutaj? Dla nich co byli tutaj to była bezpieczniejsza opcja. Ale czy Grey i Ritter dadzą radę pokonać te 300 - 400 metrów? Mogli dać im osłonę ze świetlicy. Chociaż to odciągnęłoby niebieskich od innych kierunków. Niby wszystko co by próbowało dopaść tą dwójkę powinno wyleźć na tą ulicę a ta była pod ogniem ze świetlicy. Ale poziom gruntu wydawał się obecnie mocno nieprzyjaznym terenem. Może wysłać po nich transporter? Tylko wtedy do osłony świetlicy zostałby już tylko jeden. A to one stanowiły główną barierę przeciw robalom. Ale tych robiło się chyba coraz więcej. Niby je rozwalali ale coś ich raczej przybywało niż ubywało. Skąd te cholery się biorą?!

A transportery można było użyć do ewakuacji. By się stąd wydostać. Do obu z nich można było załadować z połowę tubylców. I wywieźć ich stąd. Chociaż trochę za wioskę. Potem by mogły wrócić. Bo na ile pokazywał dron Harolda to te robale widoczne były tylko w osadzie i bezpośredniej okolicy. Może dalej ich nie ma? To by można zacząć ewakuację tak na raty. Najpierw jedna grupa cywili, potem kolejna. A marines zabraliby się w trzeciej turze. I chuj z tą wioską i robalami. Bo nie miał pojęcia ile jeszcze potrwa to starcie ale coraz wyraźniej czuł presję kończącej się amunicji. Wydawało się, że póki mają czym strzelać i nie dadzą się zaskoczyć to powinni mieć przewagę. I jeszcze mieli czym strzelać ale zużycie ammo było spore. Zwłaszcza w transporterach a to one stanowiły punkt ciężkości w ich obronie. Ale kto wie? Może jak zabiją odpowiednio dużo tych robali to te zmądrzeją na tyle by dać se siana? Przecież ten punkt ciężkości mógł stanowić każdy rozwalony wieloszczet. To wtedy taka relokacja byłaby tylko zbędnym ryzykiem. Zresztą przenoszenie cywilbandy pod ogniem zapowiadało się tak trudne jak to brzmiało. Właściwie to nie byli obywatele Federacji. Mógł kazać swoim ludziom wskakiwać do transporterów i po prostu odjechać. Ale jakoś nie miał sumienia wydać takiego rozkazu i zostawić tu tych wszystkich ludzi na pastwę tego robactwa. Przynajmniej jeszcze nie w tej chwili.


---


Co powinien rozkazać porucznik?



Częściowa ewakuacja - czerwoni obsadzają parter i dach świetlicy zajmując się obroną. Niebiescy robią wypad do transporterów i osłaniają ewakuację. Około połowy cywili jest szansa załadować do obu transporterów. Czujki pozostają na swoich pozycjach próbując się na nich obronić. Czerwoni giną na 9+, niebiescy giną na 8+, czujki giną na 7+, ewakuowani tubylcy na 10.

Wady: problem kto z cywili ma zostać ewakuowany, transport cywilbandy pod ogniem do transporterów, spore ryzyko dla marines osłaniających ewakuację, czujki zostają z minimalnym wsparciem od reszty oddziału. Jeśli transportery odjadą odpada wsparcie ich broni pokładowej.

Zalety: jeśli transportery wyjadą z wioski jest spora szansa, że uratują ewakuowanych. Jeśli walka trwała by dłużej to jest to jedna z pewniejszych metod by oderwać się od przeciwnika.


Pełna obrona - czerwoni i niebiescy obsadzają parter i dach świetlicy, zajmują się obronią. Czujki pozostają na swoich pozycjach próbując się na nich obronić. Każdy z marine w świetlicy ginie na 9+, czujki giną na 8+.

Wady: czujki zostają z minimalnym wsparciem od reszty oddziału.

Zalety: najsilniejszy i najbezpieczniejszy wariant dla ludzi w świetlicy.


Ruch i obrona - czerwoni obsadzają parter i dach świetlicy zajmując się obroną. Niebiescy robią wypad lub koncentrują się by dać osłonę czujkom jakie próbują dotrzeć do świetlicy. Każdy marine w świetlicy ginie na 8+, czujki giną na 7+.

Wady: ryzykowny manewr dla niebieskich robiących wypad i czujek jakie muszą przebić się do świetlicy.

Zalety: jeśli czujkom uda się przebić to uda się scalić wszystkich ludzi w jednym miejscu.


Wsparcie tubylców - ochotnicy z tubylców łapią za swoje strzelby, klamki i koktajle zapalające wspierając obronę marine. Czujki pozostają na swoich pozycjach próbując się na nich obronić. Każdy marine ginie na 10, czujki giną na 8+, ochotnicy giną na 9+.

Wady: niepewna postawa uzbrojonych tubylców, większa szansa poniesienia strat wśród tubylców niż u marine.

Zalety: zauważalnie zwiększa siłę bojową marines.


---


Termin do głosowania: do północy cz. 09.03.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-09-2020, 17:49   #13
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 - Koniec

Pokład dropshipa



Poczuł jak silniki latadełka weszły na wyższy ciąg i maszyna drgnęła odbijając się od pylistej powierzchni i wzbijając w bezpiecznie przestworza. Odetchnął z ulgą. Wreszcie koniec tej cholernej misji. Kompletnie się tego nie spodziewał gdy kilkadziesiąt godzin temu wypakowywał się razem z resztą 2-go plutonu na tą biegunową pustkę. Wtedy wyjeżdżali w pełnym składzie własnymi transporterami z dwóch dropshipów. Teraz cały pluton, bez transporterów mieścił się w jednej ładowni. Do tego pstrokata zbieranina z obozu archeologów i z tej wioski nieopodal. To wszyscy którzy przetrwali atak hordy jaka wychyliła się z trzewi tej cholernej planety.

- Mówi kapitan do wszystkich pasażerów. Proszę zapiąć pasy i zapraszam na film. Obawiam się, że nie nasza firma nie zatrudnia długonogich stewardess więc film będzie musiał państwu wystarczyć. - kapitan chyba zdawał sobie sprawę z nastroju resztek plutonu piechoty i chyba chciał im chociaż trochę poprawić humor. Na ekranach zamontowanych pod sufitem pojawił się obraz ponurej powierzchni Cerbera okrytej polarną nocą. Kaera pewnie była umieszczona na jakimś rozpoznawczym latadełku albo może nawet i na orbicie. Bo widać było okolicę zapomnianej przez czas i ludzi bazy gdzie obóz mieli archeolodzy którzy od paru lat próbowali rozwikłać tajemnicę tej bazy.

- O matko… Ile ich jest… - mruknął z przejęcia jeden z uratowanych naukowców. Widok rzeczywiście był dość przygnębiający. Na ulicach, dachach, ścianach, samochodach widać było insektowate kształty wielkości dużych psów. Ni to skorpiony, kraby albo pająki. Zdecydowanie zdominowały okolicę. Dopiero z góry widać było ile ich jest. Cała mrowie! Póki byli na ziemi albo pod to wydawało się, że jest ich pełno, liczebnie zdecydowanie przewyższały wątłe oddziały i grupki ludzi. Ale dopiero teraz dało się złapać właściwą perspektywę.

- Chyba mają jakiś wylęg. - mruknął drugi przecierając brudne, zmarznięte czoło rękawem. Też był pod wrażeniem. Z naukowego punktu widzenia to na pewno było nie lada gratka dla xenobiologów. Ale żadnego tutaj z nimi nie było. Zdołali tylko na gorąco wysnuć kilka teorii na fragmentarysznych danych. Jedna z nich mówiła właśnie, że to jakiś element cyklu biologicznego tych stworów sprawia taki masowy zakwit.

- I są nasi dzielni chłopcy z bombowców. - uśmiechnął się z satyfakcją jeden z ocalałych żołnierzy. Na dole wykwitła duża eksplozja. Trafiła w jedną z ulic, gdzie nastąpił błysk i fala uderzeniowa zawaliła budynki na to co żywe i nieżywe. Resztę dopełnił ognisty podmuch zmiatając i spalając te cholerne kreatury. A zaraz po tej pierwszej eksplozji w okolicy zaczeł rozwkitać kolejne.

- Bomba tektoniczna. Zawali wszystko w promieniu dwóch kilometrów. - brudny, zakrwawiony wojak z lubością tłumaczył cywilom co widzą na ekranie dumny z techniki jaką dysponuje armia i flota w jakiej służy. Na ekranie wśród innych wybuchów ten od bomby tektonicznej zniknął. Ale widać było efekt trafienia. Nagle na tych resztkach dawnej bazy zaczął pojawiać się rozszerzający krąg zniszczeń. Budynki przewracały się i rozsypywały jak domki z kart gdy podcięto od dołu ich korzenie. Fala uderzeniowa szła w większości pod ziemią wywołując małe trzęsienie ziemi. Zawalały się konstrukcje naziemne i podziemne. Z góry wyglądało to jak jakiś lej albo krąg zniszczenia pochłaniający kolejne okolice.

Gdy dropship wspinał się ku wyższym, chłodniejszym i rzadszym warstwom atmosfery Cerbera zostawiał za sobą ten ziemski padół. A w nim ruiny dawnej bazy wojskowej niszczonej kolejnymi eksplozjami, palonej ogniem i gruchotanej kolejnymi falami uderzeniowymi, sypiącej się w gruzy i obracanej w perzynę. Wraz z tą bazą waliły się tunele a ogień i ziemia pochłaniały te kreatury jakie wypełzły spod ziemi. Pochłaniały też ciała zabitych dwunogów. Marines, naukowców i wyrzutków jacy tą krainę nazywali dotąd swoim domem. Teraz to wszystko przepadło i ginęło pod niszczącą pięścią spadającą z niebios. A los większych baz, osad i miast jakie dotąd wybudowano na biegunach stawał pod znakiem zapytania. Nie było wiadomo czy te podziemne kreatury to jakaś lokalna sprawa czy rozciąga się na cały glob. Rozbity pluton marines, zdziesiątkowana grupka archeologów i przetrzebiona populacja z Kali na razie była zbyt przygnębiona i wykończona by się w tej chwili o to martwić. W głębi duszy każdy miał kogoś bliskiego kogo nie było teraz w tej windzie do nieba. Kogoś kto miał zbyt wiele pecha, okazał się zbyt wolny, nie zdążył na transporter albo dopadły go robale. Albo zgubił się i nie było nic wiadomo o jej czy jego losie. Ale biorąc pod uwagę co się działo na dole to marne były szanse, że ktoś przetrwał nawet jeśli nie dorwały go robale. Więc każdy dziękował w duchu komu tylko mógł, że mimo krytycznej sytuacji znalazł się po właściwej stronie rampy załadowczej dropshipa. I reszta w tej chwili się nie liczyła.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-09-2020, 17:50   #14
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 - Koniec

Pokład dropshipa



Poczuł jak silniki latadełka weszły na wyższy ciąg i maszyna drgnęła odbijając się od pylistej powierzchni i wzbijając w bezpiecznie przestworza. Odetchnął z ulgą. Wreszcie koniec tej cholernej misji. Kompletnie się tego nie spodziewał gdy kilkadziesiąt godzin temu wypakowywał się razem z resztą 2-go plutonu na tą biegunową pustkę. Wtedy wyjeżdżali w pełnym składzie własnymi transporterami z dwóch dropshipów. Teraz cały pluton, bez transporterów mieścił się w jednej ładowni. Do tego pstrokata zbieranina z obozu archeologów i z tej wioski nieopodal. To wszyscy którzy przetrwali atak hordy jaka wychyliła się z trzewi tej cholernej planety.

- Mówi kapitan do wszystkich pasażerów. Proszę zapiąć pasy i zapraszam na film. Obawiam się, że nie nasza firma nie zatrudnia długonogich stewardess więc film będzie musiał państwu wystarczyć. - kapitan chyba zdawał sobie sprawę z nastroju resztek plutonu piechoty i chyba chciał im chociaż trochę poprawić humor. Na ekranach zamontowanych pod sufitem pojawił się obraz ponurej powierzchni Cerbera okrytej polarną nocą. Kaera pewnie była umieszczona na jakimś rozpoznawczym latadełku albo może nawet i na orbicie. Bo widać było okolicę zapomnianej przez czas i ludzi bazy gdzie obóz mieli archeolodzy którzy od paru lat próbowali rozwikłać tajemnicę tej bazy.

- O matko… Ile ich jest… - mruknął z przejęcia jeden z uratowanych naukowców. Widok rzeczywiście był dość przygnębiający. Na ulicach, dachach, ścianach, samochodach widać było insektowate kształty wielkości dużych psów. Ni to skorpiony, kraby albo pająki. Zdecydowanie zdominowały okolicę. Dopiero z góry widać było ile ich jest. Cała mrowie! Póki byli na ziemi albo pod to wydawało się, że jest ich pełno, liczebnie zdecydowanie przewyższały wątłe oddziały i grupki ludzi. Ale dopiero teraz dało się złapać właściwą perspektywę.

- Chyba mają jakiś wylęg. - mruknął drugi przecierając brudne, zmarznięte czoło rękawem. Też był pod wrażeniem. Z naukowego punktu widzenia to na pewno było nie lada gratka dla xenobiologów. Ale żadnego tutaj z nimi nie było. Zdołali tylko na gorąco wysnuć kilka teorii na fragmentarysznych danych. Jedna z nich mówiła właśnie, że to jakiś element cyklu biologicznego tych stworów sprawia taki masowy zakwit.

- I są nasi dzielni chłopcy z bombowców. - uśmiechnął się z satyfakcją jeden z ocalałych żołnierzy. Na dole wykwitła duża eksplozja. Trafiła w jedną z ulic, gdzie nastąpił błysk i fala uderzeniowa zawaliła budynki na to co żywe i nieżywe. Resztę dopełnił ognisty podmuch zmiatając i spalając te cholerne kreatury. A zaraz po tej pierwszej eksplozji w okolicy zaczeł rozwkitać kolejne.

- Bomba tektoniczna. Zawali wszystko w promieniu dwóch kilometrów. - brudny, zakrwawiony wojak z lubością tłumaczył cywilom co widzą na ekranie dumny z techniki jaką dysponuje armia i flota w jakiej służy. Na ekranie wśród innych wybuchów ten od bomby tektonicznej zniknął. Ale widać było efekt trafienia. Nagle na tych resztkach dawnej bazy zaczął pojawiać się rozszerzający krąg zniszczeń. Budynki przewracały się i rozsypywały jak domki z kart gdy podcięto od dołu ich korzenie. Fala uderzeniowa szła w większości pod ziemią wywołując małe trzęsienie ziemi. Zawalały się konstrukcje naziemne i podziemne. Z góry wyglądało to jak jakiś lej albo krąg zniszczenia pochłaniający kolejne okolice.

Gdy dropship wspinał się ku wyższym, chłodniejszym i rzadszym warstwom atmosfery Cerbera zostawiał za sobą ten ziemski padół. A w nim ruiny dawnej bazy wojskowej niszczonej kolejnymi eksplozjami, palonej ogniem i gruchotanej kolejnymi falami uderzeniowymi, sypiącej się w gruzy i obracanej w perzynę. Wraz z tą bazą waliły się tunele a ogień i ziemia pochłaniały te kreatury jakie wypełzły spod ziemi. Pochłaniały też ciała zabitych dwunogów. Marines, naukowców i wyrzutków jacy tą krainę nazywali dotąd swoim domem. Teraz to wszystko przepadło i ginęło pod niszczącą pięścią spadającą z niebios. A los większych baz, osad i miast jakie dotąd wybudowano na biegunach stawał pod znakiem zapytania. Nie było wiadomo czy te podziemne kreatury to jakaś lokalna sprawa czy rozciąga się na cały glob. Rozbity pluton marines, zdziesiątkowana grupka archeologów i przetrzebiona populacja z Kali na razie była zbyt przygnębiona i wykończona by się w tej chwili o to martwić. W głębi duszy każdy miał kogoś bliskiego kogo nie było teraz w tej windzie do nieba. Kogoś kto miał zbyt wiele pecha, okazał się zbyt wolny, nie zdążył na transporter albo dopadły go robale. Albo zgubił się i nie było nic wiadomo o jej czy jego losie. Ale biorąc pod uwagę co się działo na dole to marne były szanse, że ktoś przetrwał nawet jeśli nie dorwały go robale. Więc każdy dziękował w duchu komu tylko mógł, że mimo krytycznej sytuacji znalazł się po właściwej stronie rampy załadowczej dropshipa. I reszta w tej chwili się nie liczyła.


---


K O N I E C
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172