Kaszana Karl/Vanhoose
Na słowa chłopa Boguchwał zareagował jak jego siostrzyczka. Odbezpieczył karabin... Tylko w przeciwieństwie do niej, zamiast marnować amunicję, choć był to jawny sygnał, to skierował broń w kierunku grupy cywilów, a dokładniej Karla, robiąc krok w tył by lepiej się zaprzeć i pozycję strzelecką przyjąć.
Jego twarz była zimna i pusta, a słowa które opuściły jego usta mogłyby przyprawić o odmroziny i oparzenia jednocześnie.
- Niesamowite poważanie masz dla ścierwa które chciało was ograbić, zamordować i zjeść, kobiety zgwałcić, a resztę o niewoli dać. Słuchaj pierdzie, uratowaliśmy was, więc Vanhoose jest nasz. To, że wam teraz pomagamy z azylem teraz to właśnie stało się zaciągniętym u nas długiem.
Cień pogardliwego grymasu przemknął mu po twarzy.
- Mam dość pestek, by każdego z was nafaszerować ołowiem, więc wara od wszelkiej broni, AdA i bandziora. Jeśli mam rozbić parę jajek by zrobić omlet pogromu Syndykatu na tych ziemiach, niech będzie.
Kiwnął karabinem w stronę wzgórze zachęcając ich do drogi.
- Wy pierwsi, chcę was widzieć, a w szczególności Ciebie Karl... potraktuj to chłopie jak Ostatnie Ostrzeżenie.