Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2020, 10:48   #31
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Psie mutanty zorientowały się, że Rita jest zupełnie sama. W chwili gdy burmistrz Damon podawał jej przez krótkofalówkę dziewięciocyfrowy kod, bestie zaczęły zbiegać zboczem, warcząc i ujadając na Żyletę. Zaczął się wyścig z czasem. Łowczyni skarbów zaczęła wystukiwać na klawiaturze kolejne cyfry, kątem oka obserwując jak bestie przeskakują przez wydmy i skracają dystans.

Bożydar mimo olbrzymiego zmęczenia wypuścił się przodem by dotrzeć do Rity i obronić ją przed drapieżnikami. Słońce nie zamierzało odpuszczać, żar odbierał resztki sił i chęci do życia, powietrze było suche i gorące a piaszczyste wydmy głębokie i zdradliwe. Żołnierz taszcząc swój niezawodny, ale dość ciężki karabin broczył w piasku dzielnie pokonując kolejne metry. Zostawił grupę w tyle, ale przed nim rozciągało się bezkresne pustkowie.

Vanhoose leżał na saniach, ze śliną Boguchwała zasychającą na policzku. Patrzył na technika z nienawiścią, ale nie mógł mu odpowiedzieć, ponieważ siostra Colt niemal natychmiast zakneblowała bandycie usta. To był błąd. Punkt zapalny.
- Dlaczego włożyliście mu tą szmatę w usta!? – zapytał jeden z osadników, imieniem Karl. Choć Azylant nie przekroczył jeszcze na czterdziestki, wyglądał niemal jak starzec, głębokie zmarszczki przecinały mu czoło a białe jak śnieg włosy opadały swobodnie za ramiona – Boicie się, że powie za dużo?
Pewnie nikt by nie poparł Karla, gdyby w tym momencie na horyzoncie nie pojawił się czarny dym. Gęste opary wznosiły się ku niebu od wschodu, tam gdzie znajdowała się Nowa Nadzieja. Osadnicy patrzyli na to w milczeniu, wymieniając się tylko gniewnie spojrzeniami. Niektórzy płakali. Ich domy właśnie przestały istnieć, nie mieli już do czego wracać. Vanhoose wyczuł okazję. Widząc ciemne, smoliste obłoki zaczął się śmiać i choć knebel tłumił jego złośliwy chichot, osadnicy widzieli jak z nich kpi, cieszy się z ich nieszczęścia.
- Spokój! – ryknął burmistrz Damon. Staruszek ledwo trzymał się na nogach, a każda kolejna minuta spędzona na słońcu zmniejszała jego szansa na przeżycie – Mamy umowę z tymi ludźmi!
- Ty masz z nimi umowę Ross! Zdecydowałeś za nas! – od razu odciął się Karl, a część osadników go poparła – Chciałeś kupić broń i najemników, ale czego oni kurwa mają teraz bronić!? Spalonej blachy?
Siwowłosy pokazał palcem na kłęby dymu a jego poplecznicy znów wydali z siebie gniewne okrzyki.
- Luis! Dawaj ten karabin, który przehandlowałeś za sanki! – Karl zwrócił się do Villanovy, który stał z boku i wydawał niezdecydowany kogo poprzeć w tym sporze – Zakończymy to tu i teraz! Jeśli Vanhoose się myli i nie jesteście tacy jak twierdzi, pozwolicie nam zabić to ścierwo!
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 25-08-2020, 07:57   #32
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
U-hu! Poszły konie po betonie w szaaaaarej mgle! Raaaz jest gorzej, a raaaaz źle! - Truposz z Bożydarem wystartowali na ratunek Ricie! Ścigając się jak charty w pogoni za króliczkiem, na każdym zakręcie robili bokami przepychają się nawzajem, byle tylko nie zostać w tyle - nie dać zwyciężyć drugiemu. W tym wyścigu nie było jednak nagrody, mety, króliczka, koni, betonu ani nawet mgły. Były za to psy, wściekłe, głodne, gotowe do walki. Takie, których nie obchodził szaleńczy pęd spoconych bohaterów… Bogumiła, mimo ogromnej pokusy pochwycenia za chabety mijających ją wojowników, nic nie zrobiła, poza machnięciem dłonią w uniwersalnym geście dalszego wymarszu kierowanym do Johna i… nikogo więcej, bo wojsko zdążyło się rozleźć jak kiła po odciętym porcie. Faktycznie Rita nie mogła zostać sama, tylko czemu miało to spotkać Miłą?

Nim przemyślała powyższą kwestię została zupełnie nieświadomie wciągnięta w bezsensowną awanturę wspieraną akompaniamentem zduszonego śmiechu głównej jej przyczyny. Żyleta na ogół nie umiała wykrzesać z siebie takiej nienawiści jaką barwiła codzienność reszta otoczenia. Po prostu przyzwyczaiła się do funkcjonowania w spaczonym świecie i nic co nieludzkie też nie było jej obce. Tym bardziej dziwiły ją ostre reakcje braci. Samych osadników miała w nosie. Nie wnikała w motywacje i akcje nikogo z nich. Bliźniacy mieli jej pełne poparcie, choć Chwała niechybnie czekało pranie jej rzeczy, z którymi tak nieładnie postąpił. Gdy wybrzmiały słowa Karla:

- Luis! Dawaj ten karabin, który przehandlowałeś za sanki! Zakończymy to tu i teraz! Jeśli Vanhoose się myli i nie jesteście tacy jak twierdzi, pozwolicie nam zabić to ścierwo!

Postanowiła zakończyć spór, zanim jeszcze zaognił się na dobre. Odbezpieczyła kałacha, po czym pociągnęła krótką serią po glebie między katem i ofiarą. Niezależnie od tego, który z mężczyzn przyjmie którą rolę, nie polecała nikomu stać po środku.

Powtórzyła gest “Na przód” i podtrzymując burmistrza Damona za łokieć ruszyła głębiej w gorący piach, który dawał im chociaż jedną niewielką przewagę - nie pozwalał Syndykatowi na zrównanie ich z ziemią… jak było w wypadku blaszanego osiedla, z którego parę godzin wcześniej wyszli.


 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 27-08-2020 o 10:12.
rudaad jest offline  
Stary 25-08-2020, 19:00   #33
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Człowiek, nazywany niegdyś Caleb’em Willburn’em, obecnie kryjący się pod pseudonimem Truposz, bardzo chciał ruszyć na ratunek dziewczynie, która czasami zwracała się do niego prawdziwym imieniem i wciąż pozostawało dla niego zagadką, skąd je zna? Obstawiał dwa warianty – albo wygadał się przez sen, albo duchy zesłały jej wizje, tylko wciąż nie chciała się przyznać. Do wysiłku motywowały go jeszcze poboczne perspektywy, te z przyjemniejszych. Chłód betonowej konstrukcji, w której za niecałe dwieście, może trzysta metrów mógłby się schować i przypieczone mięso pustynnego drapieżnika o chrupiącej skórce. Ze smakiem zanurzyłby zęby, aż tłuszczyk pociekłby po brodzie. Chciał, ale widać jeden z trojaczków, ten co w dzieciństwie najwyraźniej zabierał pozostałym cały budyń i kanapki do szkoły, że urósł największy ze wszystkich, chciał jeszcze bardziej. Wyminął Barona, gdy ten ledwo wdrapał się do połowy wydmy i pognał gdzieś dalej, sypiąc mu piachem w oczy. Truposz odkaszlnął usuwając z gardła drażniące drobiny pyłu. Balansując, by nie stoczyć się ku podstawie zdradliwego pagóra, miał okazje przysłuchać się lepiej temu co działo się poniżej.

No brawo, brawo – zaklaskał, obijając o siebie kościste dłonie, gdy echo wystrzału z karabinu ucichło. Krzyczał w dół.
Trzeba było się zdecydować zanim biedak z Alternatywy wziął się za ciągnięcie jebanych sanek przez caały dłuuuugi szlak, ale teraz lepiej pomyślcie o sobie! Możliwe, że będzie trzeba opłacić karawany z dostawami zapasów i z czego zamierzacie to zrobić, co? Bo chyba nie kałachem Luisa, swoją drogą bez amunicji?

Obserwował ludzików, kotłujących się pod nim. Gdyby mieszkańcy planety kierowali się chłodnym interesem, zamiast emocjami, obserwowali rzeczy z szerszej perspektywy, może świat nie leżałby teraz w ruinie.
Zapraszam do cienia by schłodzić głowy i zastanowić co dalej. Już niedaleko celu, a przy okazji. Dziewczyna, którą wystawiliście na szpicy właśnie walczy ze sforą kundli, a wy zamiast jej pomóc, pierdolicie w palącym słońcu o rzeczach, które i tak nic nie zmienią…

Mężczyzna obrócił się, wypuszczając powietrze we wzgardliwym "pffffff" i wznowił wspinaczkę, poirytowany niepotrzebną zwłoką i stratą energii. Nie miał kropli śliny w ustach do przełknięcia, a przez idiotów musiał mielić dodatkowo jęzorem. Stracili kilka sypiących się kontenerów, opróżnionych z cennych przedmiotów, które za dnia rozgrzewały się jak piekarniki i nie szło w nich wysiedzieć. Nie rozumiał, po co w ogóle było opuszczać przyjemny bunkier. A niech se robią co chcą, ludzkość była skreślona, jej ostatni przedstawiciele też nie dawali najmniejszych nadziei. Jak to możliwe, że mieszkańcy Azylu, czyli niejako elita wymarłej nacji, nie posiadała wiedzy, ani umiejętności do zbudowania byle łazika mogącego poruszać się po piachu. Co więcej potrzebowali ludzi z zewnątrz by uruchomili instalacje krypty, najmniejszych nadziei.

 

Ostatnio edytowane przez Cai : 27-08-2020 o 19:41.
Cai jest offline  
Stary 26-08-2020, 19:36   #34
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację



Zmutowane kojoty musiały utracić coś ze swych pierwotnych odruchów, albo głód przytłumił ich instynkt samozachowawczy. W każdym razie głośny wystrzał z colta Caroline nie przepłoszył sfory, tak jakby uczynił to z ich przedwojennymi przodkami. Wręcz odwrotnie, spowodował, że dzikie stadko ruszyło biegiem w dół wzniesienia. Spiesząc, by dobrać się do miękkiego ciała ich upatrzonej zdobyczy. Z pokrytych pienistą śliną paszcz pędzącej watahy wydobyło się drapieżne ujadanie.

Cel mutantów jednak nie był ani bezbronny, ani tym bardziej lękliwy. Los chciał, że grupa zwierząt upatrzyła sobie doświadczoną eksploratorkę pustkowi. Ta zaś szybko obliczyła swoje szanse w starciu ze sforą, a także ewentualne koszty z nią związane. Mało optymistyczne kalkulacje skłoniły ją do przyjęcia pierwotnie ustalonej alternatywy. Mimo stresowej sytuacji kobieta szybko i sprawnie wstukała kod, uzyskany niedawno drogą radiową. Klawiaturą operowała równie sprawnie jak wytrychem, co pozwalało jej niejednokrotnie łamać zabezpieczenia dowolnych przedwojennych budowli. Na szczęście stalkerki właz wejściowy szybko zareagował na wciśnięte rytmicznie klawisze. Gdy tylko zaczął się uchylać, Ritę uderzył zapach starości i przyjemnie chłodzący jej nagrzaną skórę przeciąg z podziemia. A gdy otworzył się w pełni, kobieta zgrabnie wślizgnęła się do środka, jednocześnie zamykając go za sobą. Tak też znikła w sercu skarbca technologii Protect America.




Praktycznie wszystkie Azyle były budowane według tego samego architektonicznego planu, a nawet posiadały identyczną strukturę administracyjną. Govin bez trudu rozpoznała przedsionek tkniętego czasem przedwojennego kompleksu, nie mając najmniejszych wątpliwości, że potrafiłaby nawet z zawiązanymi oczami oprowadzić po wnętrzu podążających za nią ludzi. Słabe światło kratowanych lamp żarowych nieznacznie oświetlało monumentalne wejście do głębi zapomnianego obiektu. Generatory musiały jeszcze pracować, ale nie było to dla dziewczyny zaskoczeniem. W innym wypadku wejście do struktury po prostu by się nie otworzyło. Mimo wszystko z jednej z kieszonek Rita dobyła latarki. Oświetlenie wnętrza było słabe, a nic nie wskazywało, by w innych rejonach kompleksu miało być lepiej. Nie wątpiła więc, że własne źródło światła mogło jej się przydać. Czarne conversy ostrożnie wydeptały kilka kroków w cienkiej warstwie kurzu, zalegającej na solidnym betonowym podłożu, pokrytym odchodzącą warstwą starej farby. Nozdrza żylety uraczyły się ciężkim powietrzem z minionej epoki. Zrobiła to jednak ostrożnie i w małej dawce. Miejsce spełniało rolę habitacyjną i nie tak dawno zostało opuszczone, ale zawsze można było spodziewać się wycieków jakichś gazów jeśli ciągłość budynku została naruszona (szczególnie że ten zbudowano na miejscu starej kopalni), lub chemikaliów, gdyby stare instalacje stały się wadliwe. Nie wspominając o sporadycznie występującej w takich miejscach obcej faunie i florze, nie ustępującej zadziornością bionicznej jaźni. Na jej zapach również należało uważać tak jak na groźne pyły, inwazyjne zarodniki grzybów i mikrospory. Automatyczne systemy ochrony nie stanowiły jedynego zagrożenia, podczas eksploracji dawnych budowli. Chociaż przybyszka żywiła nadzieje, że mieszkańcy Nowej Nadziei wyłączyli je, opuszczając to miejsce.

Upewniwszy się, że na razie maska przeciwgazowa jest zbędna Caroline podeszła do ciężkich metalowych wrót. Przejechała wystającymi ze skórzanych rękawiczek palcami po chłodnej powietrzni liczącej dziesięciolecia konstrukcji. Odkrywając opuszkami delikatne naruszenia powierzchni starych drzwi, poczuła dreszcz ekscytacji. Jej ciało opanowało podniecenie na myśl o eksploracji przebrzmiałego budynku, mimo że robiła takie coś już wiele razy. Większość Azyli realizowała różne programy badawcze, więc ich zwiedzanie nigdy nie było zupełną rutyną. A zróżnicowany stopień eksploatacji pozwalał na zdobywanie skarbów przeróżnej jakości, wartości i użyteczności. Kobieta wzięła głęboki oddech, zbudowany z tysięcy ton cementu i metalu reliktowy obiekt sprawił, że zupełnie zapomniała o zmutowanych psach na zewnątrz i towarzyszących jej ludziach. Praktycznie bez wahania postanowiła sprawdzić wstępnie teren. Jej dłoń szybko rozpoznała przycisk otwierający. Z pewnym oporem, ale mechanizm zadziałał i wrota się rozwarły przy akompaniamencie suchego skrzypienia i mechanicznych trzasków. Szafirowym oczom eksploratorki ukazał się skryty w półmroku długi, zagracony hol. Zapaliła szybko latarkę.

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 24-10-2020 o 17:15.
Alex Tyler jest offline  
Stary 26-08-2020, 23:24   #35
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Po pokazie Bogumiły John wzmożył uwagę na ludziach z Nowej nadziei, a następnie udawanym gestem machnął ręką i zaczął ponownie ciągnąć sanki z bandytą w kierunku bunkra.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 27-08-2020, 10:54   #36
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję MG za fajną scenkę

Wojownik był na tyle oddalony od Caroline, że nie mógł widzieć jak sprawnie i szybko palce łowczyni wystukiwały kod podawany przez burmistrza Nowej Nadziei. Bożydar widział natomiast powykręcane cerbery zbiegające z piaszczystego nasypu. Do powstałego obrazu jego wyobraźnia dodawała piekielny skowyt i cieknące po kaprawych szczękach litry spienionej śliny. Zbliżające się zagrożenie, przyjemnie pulsująca adrenalinka spotęgowały precyzję Govin, która dość szybko znalazła się za wrotami kompleksu. Bestie jednak musiały obrać sobie nowy cel. Cel, dzięki któremu nie pozostanie im biernie czekać na śmierć głodową.

Widzący mutanty Bożydar Colt nie polegał już na swojej wyobraźni. Widział masywne, porośnięte kępkami sierści cielska, które nad wyraz dobrze radziły sobie z wysoką temperaturą i piekącym słońcem. Co prawda ze szczęk potworów nie kapała ślina, ale ich warkot oraz ujadanie były coraz donośniejsze. Szturmowiec przestał biec, uspokoił oddech, chwycił swoje wychuchane AK stanowczo i mocno niczym upragnioną kochankę. Colt odbezpieczył karabin mierząc do zbliżającego się przeciwnika. Nie obchodziły go słowa ludzi za nim. Za nic miał sprzeczki Karla, krzyki Damona, niezdecydowanie Louisa, słowa Truposza czy nawet strzały jego siostry. Starszy Kapral Alternatywy wiedział, że Miła poradzi sobie ze wszystkim. Ufał jej w pełni. Kiedy wspomagana pancerzem kobieta starała się uspokoić osadników jej brat wypuścił pierwszą serię. Starał się jak tylko mógł. Wiedział, że od tego może zależeć jego życie. Czuł, że dobrze się stało, że Caroline zniknęła w ciemnych odmętach azylu. Teraz mógł załatwić te psie kurwie jak na szturmowca przystało. Na spokojnie, z opanowaniem, ale też krwawo i bezlitośnie.

Drapieżniki obeszły się smakiem, kiedy żyleta zniknęła za włazem podziemnego kompleksu, lecz od razu zauważyły kolejną ofiarę. Były padlinożercami, musiały wyczuć, że zmęczony maruder z karabinem samotnie przedzierający się przez zalane słońcem pustkowie stanowi łakomy kąsek. Wygłodniałe rzuciły się biegiem w kierunku Bożydara. Dwa kojoty odłączyły się od reszty próbując oflankować przeciwnika, pozostałe trzy pędziły przed siebie, zdeterminowane by dopaść ludzki wór mięsa. Ich przeciwnikiem był dystans, młodszy z braci Colt miał dużo czasu, żeby spokojnie przymierzyć. Kiedy puścił w stronę mutantów dwie serie, mniejsze samce rozerwało na strzępy, trysnęła czarna jucha zmieszana z cuchnącymi wnętrznościami. Przywódca stada zaskomlał, jeden z pocisków serii zranił go niegroźnie, lecz biegł dalej, jeszcze bardziej wściekły i zajadły. Bożydar stracił z oczu dwa pozostałe flankujące psy. Mocne słońce i piasek nie ułatwiały wypatrzenia przeciwnika, który za chwilę mógł nadbiec z lewej i prawej strony.


Kolba karabinu przyjemnie kopnęła w dołek strzelecki. Adrenalina zaczęła buzować w żyłach łaknącego krwi szturmowca. Dar stracił z pola widzenia dwa flankujące go osobniki. Miał świadomość, że aby je namierzyć i wystrzelić nie było specjalnie czasu. Musiał brać to co dawał los. W tym przypadku był to potężny basior raniony nieznacznie jednym pociskiem. Strzelec skupił się na celu. Następną serią miał zamiar zatrzymać pędzącego na niego mutanta. Pozostałymi postara się zająć później.

Niestety zamiar wojownika nie przerodził się w fakt. Tym razem los postanowił, że mimo dobrego planu koordynacja ręka-oko wojownika Alternatywy zawiedzie. Bożydar zaklął widząc jak wszystkie pociski lecą nieznacznie nad głową samca alfa. Przeciwnik był na tyle blisko, że Colt nie zdążył nawet odrzucić karabinu. W pełnym pędzie to bydle wyglądało naprawdę okazale. Mięśnie pod skórą mutanta poruszały się w swej płynności i harmonii niemal hipnotyzując przeciwnika. Basior starł się z człowiekiem na niemal równych zasadach. Jego skok był celny, ale jeden z najszybszych rewolwerowców Amerykańskich Rubieży nie miał problemów z zejściem z linii ataku. Mimo wyczerpania Bożydar poruszał się tak błyskawicznie jakby nie tonął po kostki w suchym, sypkim piachu.

Mężczyzna wypuścił z rąk karabin i wyprostowaną ręką sięgnął po kolejnego ze swoich przyjaciół. Niezawodny, dopieszczony do granic nóż bojowy wysunął się ze skórzanej pochewki bez najmniejszego oporu. Nożownik doskonale rozumiał pragnienie krwi przyjaciela. Razem stanowili jedność. Przekonał się o tym każdy kto do tamtego parnego popołudnia stanął na drodze uzbrojonego w ostrze Colta. Przeciwnik wylądował na piasku bogatszy o paskudne cięcie idące wzdłuż muskularnego tułowia. Samiec alfa wycofał się z pewnością czekając na wsparcie, które nadciągało nieubłaganie. Krew spływająca po boku psowatego pobudziłaby niemal każdego młodego i narwanego wojownika. Bożydar Colt był takim jeszcze kilka lat wcześniej jednak dojrzał na długo przed starciem z mutantami. Zdając sobie sprawę z własnego zmęczenia wojownik postanowił unikać ciosów, odgryzać się nożem, a w razie okazji atakować Magnumem, którego dobycie było jedynie kwestią czasu. Ktoś by pomyślał, że skoro gość dobrze strzelał z broni długiej i był wyśmienitym nożownikiem to szanse na strzelanie z Magnuma na wysokim poziomie były znikome. W tym jednak przypadku kojoty trafiły na pierdolonego rewolwerowca, który nie potrafił niemal nic poza walką. To ona była jego domeną i mało komu w niej ustępował…

Druga dłoń rewolwerowca poszybowała w kierunku Magnuma, który po cichutkim proteście polimerowej kabury znalazł się w ręce właściciela. W bębnie komory znajdowało się sześć naboi, których część lada moment miała wzbogacić florę bakteryjną społeczności kojotów. Strzelec zlitował się nad ciężko rannym samcem alfa strzelając do niego błyskawicznie z biodra - niczym bohater przedwojennego westernu. Pies padł ciężko dysząc i wykrwawiając się w agonii. Człowiek nie lubił się pastwić nad swoją ofiarą, ale w tym przypadku nie miał czasu na dobicie przeciwnika. Z jego lewej i prawej strony nadbiegały kolejne psy, których zapału nie ostudziły nawet trzy następujące po sobie zgony przedstawicieli ich gatunku.

Bożydar zaczął swój alegoryczny taniec śmierci. Lśniąca lufa Magnuma kontrastowała z matowym, czarnym ostrzem. Mimo przewagi liczebnej czteronogi minęły nożownika, który mijając jednego z przeciwników ciął go w przednią prawą łapę, z której chlusnęła czarna posoka. Darowi wystarczył rzut oka aby zorientować się, że raniony kojot ledwo stał. Nie chcąc przedłużać jego męki rewolwerowiec uniósł broń strzelając bez zbędnego celowania. Pocisk trafił mutanta prosto w łeb pozbawiając pyska i części czaszki.

Ostatni kojot nie miał zamiaru odpuścić. Jakaś pokrętna logika pozwalała mu myśleć, że w tańcu ze żniwiarzem prezentującym swój “danse macabre” szło jeszcze wygrać. Wystarczyło z uległej partnerki stać się prowadzącym. Sprawić, że zmęczony ludzki pomiot zatańczy tak jak mu sierściuch zagra. Skok, który wykonał czworonóg miał okazać się decydującym. Mimo iż było naprawdę blisko zębiska i szpony kojota minęły ludzkiego wojownika o dobre kilka cali. Nożownik w pełnym gracji piruecie wykonał płynne cięcie, które raniło przeciwnika w prawą łapę. Tym razem jednak rana nie była groźna. Krew ciekła bardzo powoli. Magnum mężczyzny po raz kolejny wystrzelił trafiając basiora prosto w tors. Rana wlotowa była poważna, ale przeciwnik nadal nie odpuszczał. Desperackim ruchem kojot zaatakował. Człowiek jednak znowu pokazał swoją dominację nie tylko schodząc z linii ataku, ale też zadając precyzyjne pchnięcie. Druga z łap bestii zaczęła poważnie krwawić, a psowaty nie był w stanie stać na nogach. Przednie kończyny stworzenia rozjechały się na gorącym piasku, a zmęczony walką kojot powoli dogorywał. Zalewał się krwią coraz bardziej patrząc na swojego rywala z powoli niknącą agresją. Bożydar nie był potworem dlatego błyskawicznie doskoczył do stworzenia i przy pomocy zakrwawionego ostrza skończył jego męki. Człowiek upewnił się też, że pozostałe kundle nie żyły fundując swojej kosie podróż wprost do ich mózgów.

Dar nie miał mutantom za złe, że go zaatakowały. One zwyczajnie starały się przerwać tak samo jak on czy mieszkańcy Nowej Nadziei. Colt był doświadczonym wojownikiem, a lata młodzieńczej buńczuczności miał dawno za sobą. Podejrzewał, że po walce opadnie z sił tymczasem jego organizm znowu go zaskoczył niemal nie odczuwając większego zmęczenia niż przed starciem. Mimo to człowiek Alternatywy spokojnie łapał oddech dopiero po chwili czyszcząc swój nóż, dopełniając bębenek rewolweru nowymi nabojami i podnosząc z ziemi AK. Mężczyzna powoli i z największą starannością oczyszczał swój karabin. Był spokojny niczym siedzący w konfesjonale ksiądz. Co prawda obwieszony bronią, z zakrwawionymi naramiennikami i stalową maską na twarzy przypominał bardziej bohatera horroru aniżeli ostoję spokoju.


- Pomożecie mi z porcjowaniem mięsa, co nie? - zapytał idącego kawałek przed pochodem osadników Truposza.
 
Lechu jest offline  
Stary 27-08-2020, 19:25   #37
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Taaaa – Baron przeciągnął, docierając na miejsce pod koniec spektaklu. Nie przewidziano dla niego roli, czym wcale się nie przejął. Jak na wytrawnego hazardzistę przystało, takiego co przeważnie grał ze śmiercią w kości, choć z nadzieją rozglądał się za inną bardziej przyjazną niszą, wciąż obstawiał i znów wychodziły dwa warianty – ogary zagryzły Rite i przyszły po więcej, albo schowała się w bunkrze i tak nakręciła widokiem przedwojennego machinarium, że zapomniała o niebożym świecie, a dać znać to już całkiem. Jako widz uznał, że sztuka była nawet udana. Pogwizdując zakasał rękawy. Sytuacja matką potrzeb. Stwierdził, że przydał by mu się teraz fartuch, nie chciał ubrudzić stroju juchą. Wyciągnął zza pasa spory nóż i zważył go w dłoni, oceniając czy się nada. Nic z klasy żelastwa, którą władał żołnierz. Duży, kuchenny, choć nawet nim szło zagrać uwerturę na gardle oprycha, o czym boleśnie przekonał się jeden z nich, szukając swego szczęścia w baraku. Nie znalazł.

[MEDIA]https://cdnb.artstation.com/p/assets/images/images/007/309/663/large/yogen-yogensia-6.jpg[/MEDIA]

Ruszasz się i wyglądasz, jakbyś pół życia spędził na arenach Vegas – podjął, przypominając sobie stare rejony. – Piach jest, dzikie bestie są, tylko widowni skandującej twe imię brakuje. Może bym nawet pokrzyczał, ale po primo nie znam, po secundo w gardle mi zaschło.

Złapał jedne ze zwłok za łapy i obciążając się jeszcze bardziej, zaczął ciągnąć w stronę wrót.
Nie tutaj, Truposze najlepiej czują się w zimnych, kamiennych grobowcach.


 

Ostatnio edytowane przez Cai : 27-08-2020 o 19:49.
Cai jest offline  
Stary 28-08-2020, 08:23   #38
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Kaszana Karl/Vanhoose

Na słowa chłopa Boguchwał zareagował jak jego siostrzyczka. Odbezpieczył karabin... Tylko w przeciwieństwie do niej, zamiast marnować amunicję, choć był to jawny sygnał, to skierował broń w kierunku grupy cywilów, a dokładniej Karla, robiąc krok w tył by lepiej się zaprzeć i pozycję strzelecką przyjąć.

Jego twarz była zimna i pusta, a słowa które opuściły jego usta mogłyby przyprawić o odmroziny i oparzenia jednocześnie.
- Niesamowite poważanie masz dla ścierwa które chciało was ograbić, zamordować i zjeść, kobiety zgwałcić, a resztę o niewoli dać. Słuchaj pierdzie, uratowaliśmy was, więc Vanhoose jest nasz. To, że wam teraz pomagamy z azylem teraz to właśnie stało się zaciągniętym u nas długiem.

Cień pogardliwego grymasu przemknął mu po twarzy.
- Mam dość pestek, by każdego z was nafaszerować ołowiem, więc wara od wszelkiej broni, AdA i bandziora. Jeśli mam rozbić parę jajek by zrobić omlet pogromu Syndykatu na tych ziemiach, niech będzie.

Kiwnął karabinem w stronę wzgórze zachęcając ich do drogi.
- Wy pierwsi, chcę was widzieć, a w szczególności Ciebie Karl... potraktuj to chłopie jak Ostatnie Ostrzeżenie.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 29-08-2020, 15:14   #39
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Gdyby Caroline Govin urodziła się w innych lepszych czasach, alternatywnej rzeczywistości w której bomby nigdy nie spadły na USA być może eksplorowała by teraz egipskie piramidy i grobowce a przed nazwiskiem nosiła tytuł naukowy. Żyła jednak w zupełnie innym świecie, gdzie skarby minionej epoki pogrzebane zostały pod gruzami a ona uciekając przed przeszłością przybrała zmyślone imię. Piramidy, których nigdy nie zobaczy ani nie zbada były cudem starożytnej architektury, ale to samo można powiedzieć o współczesnych Azylach. Skala, rozmach tego przedsięwzięcia odbierała dech w piersiach. Podziemny trzypiętrowy silos był plątaniną podziemnych betonowych korytarzy, grobowcem godnym współczesnych faraonów. Wielbiciele spiskowych teorii twierdzili, że Egipcjanie nie mogli sami zbudować stożkowatych, gigantycznych monumentów, ale to samo powiedzieć można o przeciwatomowych schronach. Gdyby pewnej nocy nieopodal miasteczka Roswell nie rozbił się statek obcych, gdyby najtęższe umysły tamtych czasów nie rozgryzły kosmicznej technologii, Azyle najpewniej uchodziłyby za prymitywne nory a nie w pełni zautomatyzowane, przystosowane do życia w zamknięciu mikro-miasta. Niestety mimo epickiego rozmachu w niektórych przypadkach nie przewidziano pewnych zewnętrznych czynników, wpływających na funkcjonowanie bunkrów. Na przykład takich jak przerażające upały. O ile w Czasach Pokoju, na pustyni dało się przeżyć a nawet z powodzeniem zakładać miasta, tak po wojnie nuklearnej część południowych Stanów zamieniła się w Spopielone Ziemie, miejsce, do którego odważy się zapuścić tylko szalony desperat albo złamany psychicznie samobójca, gotowy żywcem spłonąć w słońcu. Bezobsługowe Systemy Wentylacji były płucami Azylów, lecz na pustyni nawet taki cud technologii przestał w końcu wyrabiać. Azylu numer 47 nie zbudowano na Spopielonych Ziemiach, ale warunki okazały się na tyle trudne, że mieszkańcy zdecydowali się na jego opuszczenie i założenie osady. Teraz Rita stojąc w przedsionku podziemnego kompleksu wiedziała dlaczego. Z trudem łapała oddech, w powietrzu brakowało czystego tlenu a to czym oddychała mogło spowodować, że za chwilę na jej płucach zaczną wyrastać nowotworowe guzy o ile wcześniej nie straci przytomności. Jakby tego było mało, w środku cuchnęło szczurzym gównem i padliną, gdzieniegdzie zauważyła powykręcane w nienaturalny sposób kości gryzoni. Początkowy zachwyt Caroline zamienił się w niepokój. To miejsce nie nadawało się do życia i chyba tylko Boguchwał Colt mógł sprawić by chociaż na parę miesięcy Azyl stał się dla osadników Nowej Nadziei podziemną oazą spokoju.

Mieszkańcy Nowej Nadziei szybko zrozumieli, że żołnierze i pracownicy Alternatywy dla Ameryki nie pieprzą się w tańcu. Nikomu nie było do śmiechu, za wyjątkiem Vanhoose’a, z niezdrowym podnieceniem obserwującego jak osadnicy i AmA skaczą sobie do gardeł. Karl odpuścił, przynajmniej na razie a reszta, widząc, jak ich lider potulnie skulił uszy, wróciła do swoich zajęć. Droga do Azylu usiana była truchłami zmutowanych kojotów, teraz wypatroszonych przez Bożydara i Truposza. Wyglądało na to, że wieczorem czeka na nich całkiem zacna kolacja o ile ktoś nie brzydzi się żylastego, pokrytego guzami mięsa. Burmistrz Damon słaniał się na nogach, jego stara twarz wyglądała jakby ktoś oblał ją wrzącym olejem . Skinieniem podziękował Bogumile za pomoc, oblizał spierzchnięte usta a potem wpisał na klawiaturze kod, otwierając wrota, za którymi czekała już Rita. Drzwi Azylu stanęły przed nimi otworem. Kiedy tylko Damon przekroczył próg padł ramiona siostry Colt. Tętno było ledwo wyczuwalne i stało się jasne, że bez profesjonalnej pomocy medycznej staruszek nie pociągnie zbyt długo. Niemal wszyscy osadnicy tłoczyli się wokół niego zmartwieni, jedynie Karl stał spokojnie gdzieś z boku, jakby na coś czekał.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 29-08-2020, 20:30   #40
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Govin zauważyła, że główne wrota do kompleksu okazały się cholernie szczelne, pewnie dlatego, że wżarły się konkretnie w łożysko framugi. W każdym razie w komnacie przejściowej było znośnie, widocznie z powodu ograniczonej cyrkulacji powietrza między wejściową komorą a światem zewnętrznym, dzięki nieszczelności głównego włazu. Z kolei po uchyleniu ciężkiej grodzi do wnętrza, zagracony hol uraczył Ritę rachitycznymi szczurzymi trupami, mieszanką najpaskudniejszych aromatów i niską jakością mało sycącego powietrza. Jej początkowy zachwyt zamienił się w niepokój. Dziewczyna szybko skonstatowała, że Azyl 47 na ten moment był kompletnie niezdatny do życia. Natychmiast więc prewencyjnie, założyła trzymaną na podorędziu maskę przeciwgazową. Nie zamierzała dusić się w tych aromatach. Jako doświadczona łowczyni skarbów była przygotowana na taką ewentualność. Choć mogła ochronić się przed ewentualnymi groźnymi wyziewami, nie była w stanie dostarczyć sobie niezbędnego tlenu. Dlatego ważny był pośpiech. Stalkerka zamknęła tymczasowo gródź i odwróciła się w kierunku wejścia. Musiała powiadomić pozostałych o sytuacji. W międzyczasie i całkiem przypadkowo, w oczy rzucił jej się urwany i nadżarty przez czas plakat, wiszący na jednej ze ścian. Była na nim namalowana jakaś kobieta, patrząca w dół na coś, co ciężko było ustalić, ponieważ dolna połowa przedstawienia wyblakła i częściowo została wydarta. W każdym razie mimowolny, sardoniczny uśmiech na twarzy żylety wywołał napis "roszczenia zostaw za drzwiami...", znała dalsza część hasła, ale uznała to co z niego pozostało za zabawny zbieg okoliczności w obecnej sytuacji.

Caroline wiedziała, że systemy podtrzymywania życia i reaktor dostarczający energii są autonomiczne, sterowane przez sztuczną inteligencję, a dostęp do diagnostyki i regulacji działania tejże ma jedynie Opiekun Azylu. Którego stanowisko zawsze znajdowało się w sterowni obiektu. Nie pozostawało więc nic innego, niż udać się w tamto miejsce. Problem był w tym, że sama nie miała pewności, że poradzi sobie z tym wyzwaniem. Na szczęście bagaż w postaci ADA mógł się w danym momencie przydać. Grupka wojowników o świetlaną przyszłość Ameryki posiadała bowiem w swoich szeregach jajogłowego technika. Z jego wsparciem na pewno daliby radę przywrócić do sprawności system wentylacji. Nie uśmiechała jej się współpraca z zarozumiałym Boguchwałem, ale ktoś miał doprowadzić ten bunkier do użyteczności, to tylko oni dwoje. Dziewczyna westchnęła i zaczęła wpisywać hasło na wewnętrznym panelu, gdy nagle uchylił się właz, ukazując ludzi z Nowej Nadziei i resztę ferajny.
 
Alex Tyler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172