Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2020, 15:14   #39
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Gdyby Caroline Govin urodziła się w innych lepszych czasach, alternatywnej rzeczywistości w której bomby nigdy nie spadły na USA być może eksplorowała by teraz egipskie piramidy i grobowce a przed nazwiskiem nosiła tytuł naukowy. Żyła jednak w zupełnie innym świecie, gdzie skarby minionej epoki pogrzebane zostały pod gruzami a ona uciekając przed przeszłością przybrała zmyślone imię. Piramidy, których nigdy nie zobaczy ani nie zbada były cudem starożytnej architektury, ale to samo można powiedzieć o współczesnych Azylach. Skala, rozmach tego przedsięwzięcia odbierała dech w piersiach. Podziemny trzypiętrowy silos był plątaniną podziemnych betonowych korytarzy, grobowcem godnym współczesnych faraonów. Wielbiciele spiskowych teorii twierdzili, że Egipcjanie nie mogli sami zbudować stożkowatych, gigantycznych monumentów, ale to samo powiedzieć można o przeciwatomowych schronach. Gdyby pewnej nocy nieopodal miasteczka Roswell nie rozbił się statek obcych, gdyby najtęższe umysły tamtych czasów nie rozgryzły kosmicznej technologii, Azyle najpewniej uchodziłyby za prymitywne nory a nie w pełni zautomatyzowane, przystosowane do życia w zamknięciu mikro-miasta. Niestety mimo epickiego rozmachu w niektórych przypadkach nie przewidziano pewnych zewnętrznych czynników, wpływających na funkcjonowanie bunkrów. Na przykład takich jak przerażające upały. O ile w Czasach Pokoju, na pustyni dało się przeżyć a nawet z powodzeniem zakładać miasta, tak po wojnie nuklearnej część południowych Stanów zamieniła się w Spopielone Ziemie, miejsce, do którego odważy się zapuścić tylko szalony desperat albo złamany psychicznie samobójca, gotowy żywcem spłonąć w słońcu. Bezobsługowe Systemy Wentylacji były płucami Azylów, lecz na pustyni nawet taki cud technologii przestał w końcu wyrabiać. Azylu numer 47 nie zbudowano na Spopielonych Ziemiach, ale warunki okazały się na tyle trudne, że mieszkańcy zdecydowali się na jego opuszczenie i założenie osady. Teraz Rita stojąc w przedsionku podziemnego kompleksu wiedziała dlaczego. Z trudem łapała oddech, w powietrzu brakowało czystego tlenu a to czym oddychała mogło spowodować, że za chwilę na jej płucach zaczną wyrastać nowotworowe guzy o ile wcześniej nie straci przytomności. Jakby tego było mało, w środku cuchnęło szczurzym gównem i padliną, gdzieniegdzie zauważyła powykręcane w nienaturalny sposób kości gryzoni. Początkowy zachwyt Caroline zamienił się w niepokój. To miejsce nie nadawało się do życia i chyba tylko Boguchwał Colt mógł sprawić by chociaż na parę miesięcy Azyl stał się dla osadników Nowej Nadziei podziemną oazą spokoju.

Mieszkańcy Nowej Nadziei szybko zrozumieli, że żołnierze i pracownicy Alternatywy dla Ameryki nie pieprzą się w tańcu. Nikomu nie było do śmiechu, za wyjątkiem Vanhoose’a, z niezdrowym podnieceniem obserwującego jak osadnicy i AmA skaczą sobie do gardeł. Karl odpuścił, przynajmniej na razie a reszta, widząc, jak ich lider potulnie skulił uszy, wróciła do swoich zajęć. Droga do Azylu usiana była truchłami zmutowanych kojotów, teraz wypatroszonych przez Bożydara i Truposza. Wyglądało na to, że wieczorem czeka na nich całkiem zacna kolacja o ile ktoś nie brzydzi się żylastego, pokrytego guzami mięsa. Burmistrz Damon słaniał się na nogach, jego stara twarz wyglądała jakby ktoś oblał ją wrzącym olejem . Skinieniem podziękował Bogumile za pomoc, oblizał spierzchnięte usta a potem wpisał na klawiaturze kod, otwierając wrota, za którymi czekała już Rita. Drzwi Azylu stanęły przed nimi otworem. Kiedy tylko Damon przekroczył próg padł ramiona siostry Colt. Tętno było ledwo wyczuwalne i stało się jasne, że bez profesjonalnej pomocy medycznej staruszek nie pociągnie zbyt długo. Niemal wszyscy osadnicy tłoczyli się wokół niego zmartwieni, jedynie Karl stał spokojnie gdzieś z boku, jakby na coś czekał.
 
Arthur Fleck jest offline