Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2020, 12:46   #55
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - Dzień 09 12:00

Czas: Dzień 09; 12:00
Miejsce: mostek
Skład: Agnes


Agnes



To chyba było jakieś biuro. Tak to wyglądało z góry. Pewności nie było bo wyglądało jakby przez to biuro przeszło jakieś tornado. Właściwie to pewnie przeszło z okazji dekompresji. Tej samej co wyrwała dziurę przez jaką sonda wleciała do środka. Co się dało do wyleciało w przestrzeń gdy tylko gęstsze powietrze znalazło sobie ujście i “wylało się” w rzadszą pustkę kosmosu. A wraz z nim pewnie cała masa drobniejszych lub słabiej przymocowanych rzeczy. To co przetrwało ten błyskawiczny huragan widocznie opadło z powrotem na podłogę. Więc teraz wyglądało to jak wnętrze domku dla lalek który ktoś upuścił z dużej wysokości. Chaos.

Na podłodze wszystko zalegało bezkształtną warstwą poturbowanych resztek. Jakieś biurka, komputery, nieśmiertelne przegródki jakie pewnie pierwotnie oddzielały poszczególne stanowiska by zapewnić pracownikom choćby minimmum spokoju i prywatności skoro nie byli tak wysoko w hierarchii by mieć własny gabinet. Teraz to wszystko leżało na ziemi jakby ktoś włączył i wyłączył mikser. Trudno było się zorientować co jest co. Wszystko to leżało ciche, nieruchome i zmrożone oddechem kosmicznej próżni.

Z tego wszystkiego najczytelniejsze zostały ściany. Ściany, poza tą co miała wyrwę na pograniczu z sufitem wciąż stały. Tam i tu nawet utrzymała się aparatura do holo projekcji. Chociaż teraz była cicha i nieruchoma. Dawniej pewnie służyła do różnych prezentacji. Teraz wątpliwe by działała nawet gdyby przywrócić zasilanie. Nie wiadomo jak długi czas wystawienia na kosmiczny mróz i promieniowanie jonizujące pewnie załatwił tak delikatny sprzęt na dobre.

Ale były też tablice. Klasyczne białe tablice do mazania markerami. Same markery pewnie wywiało w chwili dekompresji pomieszczenia a drobny szron i uszkodzenia zatarł część drobniejszych napisów. Ale dwa były napisane na tyle duże, że kamery sondy wciąż były w stanie coś odczytać. Pierwszy głosił “Nasze cele na rok 2591”. Wyglądało jak jakiś zapis mający pobudzić motywację i ambicje wśród pracowników i zespołów biura. Tak by wszyscy w zespole mieli świadomość jaki jest wspólny cel do jakiego dążą. Tylko, że w chwili gdy “Aurora” odlatywała z Pegasusa był rok 2523.

Drugi napis był jeszcze czytelniejszy. Ktoś się postarał w wielkość i czytelność przekazu bo litery musiały być widoczne z każdego miejsca w pomieszczeniu z jakiego była widoczna tablica. W tej chwili po tym tornado gdzie nic właściwie nie ostało się w pionie na tyle by zasłaniać tablice to była pewnie widoczna z każdego miejsca. “Ewakuacja od 20:00, zbiórka w stołówce głównej”.

Gdy nawigator wspierana przez czarnego kota skierowała sondę z powrotem w przestrzeń udało znów jej się ominąć poszarpane krawędzie szczeliny jakie mogły uszkodzić maszynę. Niewiele brakowało by jakieś zębiaste kawałki poszycia zahaczyły o drona ale widocznie się udało bo robot nie meldował żadnych uszkodzeń. Anubis widocznie uznał zainteresowanie człowieka za dobrą monetę bo w końcu wskoczył Agnes na kolana i zaczął się ocierać o nią łepkiem by podkreślić swoje prawa własności. A tymczasem sonda przeleciała ponad centralnym rejonem “Archimedesa” i nawigator zatrzymała ją przed wlotem do tunelu który wyglądał obiecująco pod kątem eksploracji. Tylko trzeba było tam wlecieć. Proste jak parkowanie w garażu. Tylko takim bardzo długim garażu.

Sonda powoli zbliżyła się do czerni tunelu rozświetlanej przez reflektory sondy. Na dalszy zasięg przydawał się obraz radarowy który powinien przestrzec przed ewentualnymi zawalidrogami. Im coś było większe, masywniejsze, bardziej kanciaste, gęstsze no to to powinno dawać silniejszy obraz radarowy.

Tunel musiał należeć do kolejki magnetycznej. Co jasno wskazywała szyna jaka wytwarzała owo pole po jakim ślizgała się kolejka i pewnie pełniła na stacji rolę metra w wielkich, naziemnych molochach. Pozwalała na szybki transport mieszkańców wzdłuż owala stacji. Tutaj jednak trasa dość szybko się skończyła. Najpierw radar sygnalizował potężną zawalidrogę na drodze a gdy powoli robot się zbliżył na tyle by ta weszła w zasięg kamer i reflektorów okazało się, że to zamknięta gródź. Pewnie automaty ją zamknęły gdy doszło do dekompresji i tak została. Wielka 11 wymalowana na grodzi sugerowała, że już musi należeć do 11-segmentu. Chociaż pewnie wciąż gdzieś blisko pogranicza z 10-ką skąd wlatywała sonda. Z 10-ki zostało tak niewiele, że właściwie to jej nie było. Dlatego można było wlecieć na jej miejsce i oglądać przekrój poprzeczny bazy.

Po obu stronach zamkniętej grodzi sonda wykryła osobowe wejścia. Takie którymi w razie awarii czy katastrofy mogła dotrzeć pomoc albo pasażerowie mogli spróbować ewakuować się samodzielnie. No ale czy te przejścia działają to już sonda która nie miała chwytnych dłoni ani manipulatorów już nie była w stanie ocenić. Jakby się dało uruchomić te drzwi może dałoby się skorzystać z tego tunelu by dostać się do 10-ki albo się z niej tędy wydostać gdyby była taka potrzeba.


---


Mecha 10:

sterowanie sondą - pomieszczenie: Kostnica 8,3 > 3 = 9-4=5 / 5-3=2 suk > m.suk > udało się

sterowanie sondą - tunel: Kostnica 4,4 > 4 = 9-2=7 / 7-4=3 suk > m.suk > udało się

---



Czas: Dzień 09; 12:00
Miejsce: “Archimedes”; seg. 11
Skład: Ryan i Alice



Ryan i Alice


No i znów byli razem w parze. I znów jako pierwszy zespół który badał dziewiczy i nowy ląd. Bo Tony i Vicente wzięli na siebie sprawdzenie 12-ki. Niestety ląd jaki badali nie wyglądał na krainę mlekiem i młodą płynącą. Właściwie to nosił wszelkie znamiona katastrofy jaka go spotkała. Zaczynając od ciemności. Ciemność była spowodowana brakiem zasilania. Zapewne. A bez zasilania właściwie nie działało nic co zwykle uznawało się za cywilizację i komfort. Było widać tyle co się wyłoniło w promieniach latarek.

Okiem inżyniera to wyglądało to na to, że bez zasilania za bardzo nie było co liczyć na zmianę tej sytuacji. Będą skazani na latarki i napędzania wszystkiego ręcznie. Chociaż tak jak wspomniał Tony powinna gdzieś był lokalna siłownia gdzie w razie awaryjnej sytuacji generatory powinny móc chociaż na jakiś czas zastąpić główny reaktor chociaż na lokalne potrzeby. Tylko trzeba było ją znaleźć, dotrzeć, sprawdzić w jakim jest stanie i uruchomić jeśli się da. Proste. Jeśli się to robiło na własnym statku czy stacji.

Sama 11-ka sprawiała dość rozrywkowe wrażenie. Sądząc po barwnych napisach, zgaszonych neonach, wystrojach jakie widać było w mijanych pomieszczeniach to chyba była dzielnica rozrywki. Bary, kluby, nawet kina. Gdzieś gdzie ci wszyscy pracownicy biur, doków, serwisów mogli przyjechać po swojej zmianie i bezrefleksyjnie spuścić trochę pary. Nawet w promieniu latarek dało się wyczuć echo splendoru dawnych świateł, barw, swobody i rozrywki. Tam bar gdzie na półkach i podłodze wciąż leżały oszronione butelki, niektóre wciąż pełne. Na stojaku nad hełmami wciąż utrzymało się sporo kieliszków gotowe aż barman po nie sięgnie by przygotować drinka gościowi. Albo scenka i wybieg dla zgrabnych tancerek jakie dawniej musiały w diabelskim świetle neonów prezentować gościom swoje wdzięki. Czy coś z innej beczki, skórzane fotele, gruby dywan, meble wyglądające jak ze starego, ciemnego drewna. Lokal tak bardoz stylizowany na wiktoriańską epokę, że można było się spodziewać, że zaraz Sherlock Holmes usiądzie na jednym z foteli i zacznie rozmyślać nad nowym śledztwem. Albo “Arena” gdzie w centrum był oktagon z siatki w której mogli walczyć zawodnicy ku uciesze widowni dla jakiej miejsca były rozstawione półkolem. A nieco w głębi różnorodny tor przeszkód gdzie zawodnicy mogli się wspinać, skakać, łapać się lin rozwieszonych niczym liany by przelecieć nad przeszkodą czy włazić po drabinkach sznurowych. Przy takim torze to taka zwykła siłownia wydawała się ubogim krewnym. Bardzo ubogim.

Tak, to musiała być liczna, bogata stacja. Taka nastawiona na długotrwałe przebywanie dużej liczby mieszkańców jakim poza chlebem i codziennym znojem rutyny potrzebne też były igrzyska. Czyli właśnie takie miejsca jak to w jakim byli obecnie. Rejon przez jaki przechodzili odstręczał swoją ciemnoscią i bezludnością. Jakby chodzili po jakimś wielkim cmentarzysku dawnego świata. Ale ostatecznie jakby było zasilanie to chyba nie był aż tak zniszczony. Panowała cisza, pustka i bezruch nadający mu martwe wrażenie. Każdy ruch i dźwięk wydany przez dwie samotne postacie w skafandrach wydawał się niestosowny i przesadnie głośny. Ale jednak powietrze nadal tu było. Tak pokazywały skafandry. Chociaż lodowate. Skafandry pokazywały iście syberyjskie temperatury. Niemniej już chyba dałoby się tym ostatecznie oddychać chociaż nie byłoby to pewnie zbyt przyjemne. Gdzies trafiło się ślady małego pożaru i również ślady gaszącej pianki więc pewnie jeszcze coś próbowało się palić jak jeszcze było zasilanie. No i wszelkie włazy i przejścia trzeba było za każdym razem otwierać ręcznie za pomocą dźwigni i tych mechanizmów co kawałek po kawałku odsuwały drzwi w bok. Ale mimo to jakichś krytycznych zniszczeń nie dostrzegli. Przynajmniej w tym wątłym kawałku 11-ki jaki zwiedzili. W końcu segment miał z 10 poziomów, im bliżej równika tym większe. A pewnie jeden taki poziom był zbliżonej wielkości co ich przedział załogowy na “Aurorze”. W końcu stanęli przed alternatywą czy zwiedzać dalej czy wracać do reszty. Co się dało zwiedzić na tych kilku najbliższych poziomach włazu przez jaki tu weszli z 12-ki to zwiedzili. Chociaż tak by złapać orientację co tutaj jest i w jakim stanie. Dalej to już było ryzyko, że łączność zacznie się rwać chociaż pewnie nie aż tak od razu.



Czas: Dzień 09; 11:00
Miejsce: “Archimedes”; seg. 12
Skład: Vicente


Vicente



No i został sam. Ryan i Alice poszli zwiedzać okolicę u sąsiadów, Tony sprawdzić jak wygląda tutejsza okolica a informatyk został sam w ciemnej, bezludnej śluzie. Jedynym światłem padającym z zewnątrz było to jakie wpadało z wnętrza ładowni zacumowanego “Black Hawka”. Wabiło spojrzenie domowym ciepłem i znajomym wnętrzem i krzesełkami które do siedzenia pewnie były wygodniejsze niż podłoga w śluzie. W samej śluzie nie było do siedzenia nic prócz podłogi bo w końcu to była śluza a nie poczekalnia.

Więc informatyk z załogi “Aurory” miał do dyspozycji czy woli siedzieć na podłodze czy może stać albo chodzić po tej podłodze. A czas jaki spędzał w samotności przedłużał się. Minął jeden kwadrans odkąd pozostała trójka zniknęła za wewnętrznym włazem śluzy, kolejny i znów kolejny. I na razie nikt z tej trójki nie wrócił. Chociaż nikt też nie wzywał pomocy ani nie zgłaszał żadnej awaryjnej sytuacji to chyba nic im się złego nie działo.

Plusem tej samotności w śluzie było to, że mógł się skupić na swojej pracy. Czyli podglądaniu jak trzy ADR minuta po minucie przesyłają kolejne elementy układanki. Ten każdy metr przesłanego obrazu korytarza, schody, przejścia dokładały nowy puzzel by wyłonić obraz całości. Obraz był jednak złożony i wielopoziomowy. W końcu tu oprócz poziomu równikowego na jakim się teraz znajdował było po 10 poziomów ponad i pod nim. Obraz niestety był dziurawy bo ADR miały swoje ograniczenia. Na przykład brak chwytnych kończyn. Przez co zwykłe, zamknięte drzwi jakie człowiek mógł otworzyć ręcznie po paru chwilach mocowania się z dźwigniami były dla nich przeszkodą nie do sforsowania. Więc obraz był z założenia niepełny. Zwłaszcza, że jak powoli wyłaniał się obraz na produkowanym przez te małe sondy mapie to całkiem sporo takich zamkniętych drzwi spotkały sondy. Do tej pory zmapowały gdzieś 1/3 kubatury 12-ki. Zaczynało więc już coś być widać.

Widać było całe segmenty mieszkalne. Taki typowy kosmiczny odpowiednik blokowisk, przedmieść i mieszkalnych molochów z powierzchni planet. Nawet bez żadnych napisów dało się rozpoznać ten typ mieszkalnych struktur obliczony na całe rodziny. Mieszkania, szkoły, place zabaw, stołówki, parki rozrywki, restauracje. Gdzieś gdzie mieszkaniec tej stacji mógł mieszkać, wysłać dzieci do szkoły czy zabrać rodzinę do restauracji albo piknik. Nawet parki były by zapewnić mieszkańcom kontakt z naturalną, ziemską roślinnością. Chociaż w świetle reflektorów sond niewiele z tych parków zostało. Zmarniałe, suchnięte gałęzie, trudno było stwierdzić czy coś tam jeszcze żyje. Przynajmniej na oko informatyka tak to wyglądało.

Wszystko co rejestrowały sondy wyglądało jednak obco. Te wszystkie korytarze, mieszania, szkoły, restauracje powinny być pełne świateł, głosów i ludzi. A tymczasem straszyły pustką, ciszą i ciemnością. Powinno być pełno mieszkańców. A po przeskanowaniu sporego kawałka 12-ki sondy nie spotkały żadnego. Ani żywego ani martwego. Za to mnóstwo śladów po nich. Porzucone ubrania, plecaki, tablety, przewrócone krzesła, otwarte szafki. Ale żadnego mieszkańca który by miał zostawić czy zgubić coś z tych rzeczy.

---


Mecha 10:

skan 12-go sek ADR-ami: Kostnica 15 > 15x10 min = 150 min > ocp 11:15 - 13:45

---


Czas: Dzień 09; 12:00
Miejsce: “Archimedes”; seg. 12
Skład: Tony


Tony





No i został sam. Odkąd na krzyżówkach przy śluzie rozstał się z Ryanem i Alice to nie spotkał żadnego człowieka. Ani żywego ani martwego. Co w tych ciemnościach bezludnej stacji wydawało się mało budujące. Pewną otuchą było to, że Vicente posłał do przodu swoje drony. Więc była nadzieja, że jak coś by było niebezpiecznego no to te ADR to wykryją zanim Tony by doszedł do tego czegoś. Jak szło to rozpoznanie tym latającym dronom to nie wiedział, na razie informatyk nie zgłaszał niczego alarmującego.

Zaś kapitan “Aurory” samotnie przemierzał ten obcy teren. Często musiał zmagać się z zamkniętymi włazami ale większość dawała się otworzyć po chwili zmagania z dźwigniami ręcznego ich otwierania. I trudno było się oprzeć wrażeniu, że jest pierwszym człowiekiem jaki chodzi po tych korytarzach i uruchamia te włazy od nie wiadomo kiedy. Wszystko tutaj zdawało się straszyć swoją bezludnością. Powinien być w samym sercu oświetlonego osiedla przyjaznego ludziom, pełnego gwaru i głosów. A przechodził z jednego pustego korytarza do kolejnego. Wszędzie tak samo cicho, ciemno i pusto. Żadnego człowieka. Ani żywego ani martwego. Chociaż mnóstwo ślady po ich obecności.

Nie licząc tej szarpiącej nerwy ciemności i samotności to właściwie rejon jaki zwiedzał nie był w takim złym stanie. Nie było widać jakiś dużych zniszczeń strukturalnych, wielkich pożarów czy zdehermetyzowanych pomieszczeń. Ot, jakby siadło zasilanie a ktoś dał sygnał by opuścić okręt. Czy tam stację. Był bałagan jak po jakichś zamieszkach albo ewakuacji. Ale jakby przywrócić zasilanie to kto wie? Może sporą część tych różnorakich mechanizmów nadawałoby się do użytku? W końcu był to rozbudowany sektor mieszkalny gdzie po dostarczeniu energii powinny panować całkiem znośne warunki do życia.

Samą energię powinien dostarczyć reaktor jaki był w rdzeniu stacji. Ale tak jak przypuszczał kapitan powinny być też lokalne siłownie które powinny móc go zastąpić w razie awarii. W końcu na jednym z korytarzy trafił na wejście do centrum informacyjnego. Jedno z takich co zwykle informowało nowych albo po prostu turystów czy przygodne złogi dokujących statków co, jak i gdzie. Zdecydowana większość informacji była pewnie udzielana za pomocą ładnych, czytelnych wizualizacji na ekranach holo gdzie można było wyświetlić nawet szkic 3d. Ale bez zasilania były bezużyteczne. Niemniej na ścianie znajdował się też odporny na takie niedogodności szkic schematu stacji. Przynajmniej tego sektora. Na niej była schematycznie rozrysowane te 21 poziomów 12-ki. Równikowy no i po 10 nad i pod nim. Im dalej równika tym coraz węższe w miarę jak zmniejszała się średnica torusa na jakiej była wybudowana stacja. Teraz był w tym najszerszym, równikowym poziomie, wciąż w pobliżu pogranicza z 11-ką. Było też zaznaczone miejsce gdzie powinna być taka lokalna siłownia z generatorami na ten sektor. I nawet była na tym samym, równikowym poziomie. Ale bliżej centrum tam gdzie już była realna szansa, że nie będą mieć łączności z pogranicznymi rejonami.



Czas: Dzień 09; 12:00
Miejsce: “Black Hawk” cumujący przy “Archimedesie”; seg. 12
Skład: Chris (głos)


Chris (głos)



- Sprawdziłam te dane o “Zeusie”. - w pewnym momencie cała czwórka rozsypana po dwóch segmentach stacji usłyszała w słuchawkach głos blondynki jaka została za sterami zacumowanego dropshipa. Wątpliwe by pokładowych bankach pamięci promu były dane z żółtej książki telefonicznej o federacyjnym zasięgu. Więc pilot pewnie musiała zdalnie sięgnąć po pomoc z głównego komputera frachtowca.

- To jakiś moloch. Konglomerat wielu różnych firm. Ale główna dziedzina to nowoczesne technologie miniaturyzacji i medycyny. Nowoczesne procesory, obwody, nanorurki, nanotechnologie. Sporo tego. Nawet u nas na pokładzie mamy trochę ich produktów, głównie procesory. Ja też mam trochę od nich. - brzmiało jakby Chris czytała z ekranu przeglądając dane przysłane przez główny komputer frachtowca. Przez co głos sprawiał wrażenie nieco zamyślonego jakby właścicielka nie mogła się zdecydować co z tej masy danych ma przekazać słuchaczom. A to, że w toku ewolucji jedne korporacje łączyły się z innymi w konsorcja i holdingi, wchłaniały inne, dokonywały fuzji z jeszcze innymi to nie było dziwne, to był odwieczny standard sięgający czasów pierwszych lotów ludzi w kosmos. Przez co czasem profil firmy był całkiem odmienny od pierwotnego albo oryginalny był tylko jednym z elementów czasem całkiem odmiennych. Więc nie było dziwne jak jedno biuro z tym samym logiem na jednym globie zajmowało się usprawnianiem produkcji marchewek a inne na sąsiednim globie czy systemie robiło reaktory na statki. Niemniej zwykle te różne firmy i podfirmy zwykle jako całość miały jakieś jedno czy dwa główne pola zainteresowań jakie nadawały im charakteru.

- Główna siedziby firmy mieści się w systemie Zeus. Stąd nazwa. To w północno wschodnich sektorach Federacji. W tamtych rejonach to jedna z bardziej rozwiniętych firm. - dodała jeszcze na koniec. W skali galaktyki 3d to ziemskie kierunki jak wschód czy południe jakie były raczej dwuwymiarowe nie bardzo się przydawały. Ale galaktyka Drogi Mlecznej, była mocno spłaszczona wskutek ruchu wirowego. Przec co w pewnym uproszczeniu można było uznać, że jest płaska. Więc ludziom ze zwykłego antropocentryzmu łatwiej było nawigować w przestrzeni jak się mówiło, że coś jest na północ czy południe. Podobnie i ta drobina zamieszkałego przez ludzi fragmentu jednego z ramion galaktyki tradycyjnie była dzielona na te podstawowe ziemskie kierunki albo klasycznej tarczy zegarowej. Więc ten Zeus miał się mieścić w północno - wschodnich rejonach i patrząc od Układu Słonecznego to był gdzieś między 1 a 2. Kompletnie gdzie indziej niż Pegasus który znajdował się gdzieś w okolicach 10-tej, całe setki lat świetlnych gdzie indziej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online