Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2020, 18:01   #12
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - 2727.08.02 póź. ranek; g. 13:55

Scena 1



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:55
Miejsce: pustkowie, droga stara baza - osada Kali; transporter 3 “zielony”
Warunki: jasno, wnętrze transportera, cicho; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: załoga wozu 3


Ledwo ostatni z marine wyczołgał się spod tyłów transportera, zdążył wstać i się otrzepać a ten w akompaniamencie zgrzytu metalu osunął się w mroczną czeluść. Słychać było jeden, wielki rumor jak stacza się po stoku a póki co z tej czeluści buchnęła chmura pyłu i dymu. Marines nic to za bardzo nie ruszyło ale pył sypnał w twarz dwóm młodym stażystkom z obozu archeologów. Zaczęły kasłać i prychać, ocierać twarz gdy gdzieś tam w trzewiach planety transporter ostatecznie łupnął o dno. I zaraz potem z tych trzewi doszedł ich jakiś mrożący krew w żyłach skrzek. Nawet uzbrojeni marines popatrzyli na siebie niepewnie odruchowo kierując lufy w stronę mrocznej i zadymionej czeluści.

- Co to było do cholery? - zapytał niepewnie któryś z chłopaków na wszelki wypadek kierując lufę w tym kierunku.

- Nieważne. Zjeżdżamy stąd. Holst sprawdź górę czy da się wyjść. Wy zabezpieczcie flanki a ty Alija pilnuj tego cholerstwa. - w gruncie rzeczy to Woods wacle nie czuł takiej pewności siebie jaką miał nadzieję okazywał. Coś tam na dole było. Nie miał pojęcia co. Ale miał pojęcie, że nie brzmiało to zbyt przyjaźnie i nie miał ochoty poznawać tego czegoś bliżej. Ale na razie musiał rozdzielić swoje szczupłe siły by jakoś się w ogóle zorientować na czym stoją.

Chyba byli w jakimś tunelu. Chyba takim co biegł wzdłuż drogi. Jakieś kanały? Bo ta dziura gdzie wpadł transporter to raczej nie wyglądała na robotę człowieka. Może naturalne pęknięcie czy co. Albo nie. Ale jak nie naturalne ani od człowieka to wolał nie myśleć co mogło spowodować taką szczelinę.

- Jesteśmy w starych kanałach. - Vanessa otarła oczy na tyle by w świecie rac i latarek dostrzec charakterystyczne ściany, podłogi i sufity. To przykuło uwagę sierżanta.

- Wiecie gdzie jesteśmy? - zapytał trochę zdziwiony, że te dwie coś wiedzą. Chociaż właściwie to były stąd. Ale miał nadzieję, że tak jest bo mogło im to się teraz bardzo przydać. Mało ich zostało. Dwóch ludzi na górę, po dwóch na każdą ze stron tunelu to do pilnowania tej dziury w dole zostawała ich piątka.

- To stare tunele. Założone razem z tą starą bazą w jakiej jest nasz obóz. Tu jest adres. 34 kilometr. W tą stronę jak będziemy szli to wrócimy do bazy a w tą drugą to do osady Kali. Znaczy jeszcze co jakiś czas są włazy którymi można wyjść na powierzchnię. - Vanessa szybko pokazała latarką na stare, zabrudzone napisy wymazane na ścianach. Były mocno pokryte brudem i innym syfem ale na tyle duże i wyraźne, że wciąż były czytelne.

- 34 kilometr? Pół dnia marszu. A do tej Kali ile może być? Da się tędy dojść? - Woods dopytywał się dalej. By podjąć decyzję musiał mieć więcej informacji.

- Chyba, że weźmiemy łazik. - powiedziała Olga trzymając się za zraniony bok. Trochę bolało. Ale ostatecznie nie aż tak bardzo.

- Łazik? Macie tu jakiś łazik? Pod ziemią? W tych tunelach? - sierżant zdziwił się jeszcze bardziej słysząc takie rewelacje. Zwłaszcza, że na każde pytanie otrzymywał twierdzące ruchy głową obu dziewczyn.

- Mogę go ściągnąć. Jeśli będe miała zasięg. Mogę spróbować. No ale to mały łazik. Na 4 osoby. - Olga szybko sięgnęła do kieszeni po panel sterujący. Zaraz potem jej brudna twarz rozjaśniła się oświetlona łuną holograficznego monitora.

- Sierżancie! Coś się zbliża! Z tej dziury! - krzyknęła Alija odwracając głowę do dowódcy tylko na chwilę. Słyszała to! Sądząc po spojrzeniach kolegów oni też. Cokolwiek to było to zbliżało się pnąc się od dołu do góry. Do nich. Jakby upadek transportera rozdrażnił coś albo coś przebudził.

- Rozstawić claymore! Naszykować granaty! - rozkazał Woods zżymając sie w duchu na tą cholerną sytuację. - Holst! Jak to wygląda?! Przejdziemy?! - wrócił spojrzeniem do jedynej widocznej drogi jaka mogła wydostać ich na powierzchni.

- Jak się uda zaczepić liny to może wyjdziemy! Ale pojedynczo! - w gruncie rzeczy Sander jak tak oglądał w górę ten otwór czuł się jak na dnie studni. Ale ten widok nieba nad głową kusił go jak jasna cholera. Tylko ten wciąż osuwający się piach i żwir stawiały wspinaczkę pod znakiem zapytania. Zwłaszcza na szybko. Bez liny to kiepsko to widział. A linę szlag trafił jak poleciała na dół razem z transporterem.

- Na kiedy możesz mieć tutaj ten łazik? - Paul szybko zapytał Olgę wpatrując się w jej oświetloną łuną ekranu twarz.

- Hmm… Odpowiada mi… mam zasięg… no to mówi mi, że za 5 do 8 minut. - przeczytała szybko to co widziała na wyświetlaczu i spojrzała na swoje twarz sierżanta marines widoczną za brudnym wizjerem hermetycznego hełmu.

- Brian! Co robisz! Wracaj! - Woodsa znów odciągnął alarmujący krzyk Lesić. Spojrzał w stronę szczeliny w jaką osunał sie transporter. Dojrzał Brian’a ich sapera co właśnie skończył rozkładać minę kierunkową. A teraz jakby na przekór wszystkim i wszystkiemu ruszył w stronę czeluści co zaalarmowało operatorkę broni ciężkiej.

- Tylko zobaczę co tam jest! - odkrzyknął saper. Spojrzał na dowódcę a ten po momencie wahania skinął głową. I tak zaraz mieli dowiedzieć się co tam tak hałasuje więc lepiej było wiedzieć trochę wcześniej. Brian zrobił kilka ostrożnych kroków po tej nierównej, ciągnącej się w dół powierzchni na której transporter wyżłobił bruzdy po kołach i kadłubie. Wyjrzał poza krawędź. Ale w świetle latarki taktycznej broni nic nie dostrzegł. Jakieś głazy, stok i nic ciekawego. Nic co by mogło wydawać ten niepokojący, klekoczący dźwięk. Więc sięgnął do pasa i wydobył niewielką pałeczkę. Potrząsnął nią i lightstick rozjarzył się bladym, żółtym światłem dając sferę jasności. Saper cisnął tym patyczkiem w ciemność.Obserwował jak ta kula światła stopniowo leci łagodnym łukiem w powietrzu i maleje w miarę oddalania się od obserwatora. Aż nie zderzyła się z czymś tam na dole bo odbiła się raz, potem kolejny i zaczęła się już staczać. Ale gdzieś w tym momencie to dostrzegł.

- O kurwa! O kurwa! Ooo kuurwaa! - krzyknął raz za razem gdy dotarło do niego na co patrzy. Groza sytuacji sprawiła, że bez większego namysłu wycelował karabinek w dół i pociągnął za spust. Szturmówka zgrzytnęła krótkimi tripletami i przez jaskinie i tunele poszło echo tych wojskowych wystrzałów.

- Brian?! Brian?! Co tam jest! Wracaj! Wracaj tu do cholery! - zirytowany Woods nie miał pojęcia co saper tam zobaczył. Bo widzieli tylko jak wrzucił lightstick do środka a zaraz potem zaczął tam strzelać. W końcu saper się opamiętał na tyle by biegnąc ile sił w nogach wspinać się z powrotem do swoich kolegów. Minął minę kierunkową jaką przed chwilą sam ustawił i zasapany gnał byle dalej od tej cholernej dziury.

- Setki! Są ich setki! Cała horda! Idą tutaj! Po ścianach! Całe setki! - wydarł się saper gdy dotarł do swoich. Lesić i koledzy spojrzeli nerwowo po nim i po sobie by w końcu utkwić lufy i spojrzenia w tej szczelinie skąd miały naciągnąć te setki.

---



Co powinni zrobić zieloni?



Dron i lina - Olga może podczepić linę pod swój dron a potem wysłać go na powierzchnię i o coś zaczepić. Z pomocą liny powinno dać się wydostać na powierzchnię. Pierwsze 6 osób wydostaje się automatycznie. 7 osoba nie wydostaje się na 10; 8 osoba nie wydostaje się na 9+; 9 osoba nie wydostaje się na 8+; 10 osoba nie wydostaje się na 7+; 11 osoba nie wydostaje się na 6+; 12 osoba nie wydostaje się na 5+; 13 osoba nie wydostaje się na 4+.


Wady - nie jest pewne czy uda się zaczepić linę wystarczająco szybko. Na raz po linie może wspinać się tylko 1 osoba. Im później ktoś będzie się wspinał tym trudniej będzie odpierać robali.

Zalety - jest to najszybsza droga na powierzchnię. Pierwsze osoby prawie na pewno wyjdą bezpiecznie.


Plastik błyskawiczny - Brian może założyć plastik w ścianę szeliny i zdetonować zanim robale do niej dotrą. To powinno spowodować zawał jaki odetnie ludzi od robali chociaż na jakiś czas. Na 1-5 wszystko poszło zgodnie z planem. Na 6-7 poszło zgodnie z planem ale marines obrywają za -1 Zdrowie a dziewczyny -3 Zdrowia. Na 8-9 za każdą osobę rzut kostką i parzyste wyszła cało ma -1/-3 obrażeń i wyszła cało na nieparzyste zawał ją zasypał i ginie. Na 10 coś poszło mocno nie tak i wybuchło więcej niż trzeba albo zawał okazał się dużo większy niż planowano i zasypało wszystko i wszystkich.


Wady - jak eksplozja ma być zanim robale dotrą na poziom kanałów to jest bardzo mało czasu. Wybuch może nastąpić zanim ludzie zdołają się wydostać na bezpieczną odległość. Może wybuchnąć/zawalić się więcej niż planowano.

Zalety - najszybsza akcja by odciąć się od robali.


Plastik opóźniony - Brian może założyć plastik na ścianę szeliny i zdetonować później (zdalnie lub ustawić czas). To powinno przepuścić czołówkę robali ale zawał powinien odciąć resztę chociaż na jakiś czas. Na 1-7 wszystko poszło zgodnie z planem. Na 8-9 poszło zgodnie z planem ale marines obrywają za -1 Zdrowie a dziewczyny -3 Zdrowia. Na 10 za każdą osobę rzut kostką i parzyste wyszła cało ma -1/-3 obrażeń i wyszła cało na nieparzyste zawał ją zasypał i ginie.

Wady - czołówka robali dotrze na poziom kanałów i trzeba będzie się z nimi uporać innymi metodami. Może wybuchnąć/zawalić się więcej niż planowano. Duże zużycie amunicji w walce.

Zalety - wybuch/zawał powinien nastąpić gdy ludzie znajdą się w bezpiecznej odległości. Drużyna marines ma na tyle dużą siłę ognia, że póki jest amunicja powinni móc w wąskim przejściu utrzymać robale na dystans ścianą ognia i ołowiu.


Tunel i łazik - marines z dziewczynami mogą cofać się tunelem, jeśli/jak dotrze łazik to użyć go jako pomoc do transportu. Wszyscy marines rzucają 1k10. Na 10 kogoś jednak dorwały robale i ginie.

Wady - małe szansę oderwania się od przeciwnika co może zaowocować przedłużającą się walką. Duże zużycie amunicji w walce.

Zalety - wszyscy mogą się ewakuować od ręki a wkrótce powinien przybyć łazik na wsparcie tej ewakuacji. Drużyna marines ma na tyle dużą siłę ognia, że póki jest amunicja powinni móc w wąskim przejściu utrzymać robale na dystans ścianą ognia i ołowiu.


---



Mecha z poprzedniej tury:

Transporter osunie się w przepaść po 1+1k10 segmentów. (rzut k10:10 = 1+10=11 seg)

Zaczepienie liny: Kostnica 7 > +3 seg = 11+3 = 14 seg.


---


Scena 2



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:55
Miejsce: wioska Kali, świetlica; posterunek czerwonych i niebieskich
Warunki: ciemno, opary, kanały, cicho; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: drużyna niebieskich i czerwonych


~ Cholera! Choleracholeracholera! ~ porucznik zżymał się w duchu na tą całą cholerną sytuację. Ledwo jak coś się udało wyprostować to zaraz sypało się gdzie indziej. Aż nie było wiadomo w co ręcę włożyć. Jeszcze parę chwil temu bł z resztą niebieskich w tunelu. Koniec końców zdecydował się opuścić ten podziemny posterunek by wesprzeć czerwonych skoncentrowanych wokół tego baru - świetlicy w centrum osady. Razem z niebieskimi ruszył tymi starymi kanałami do tego wyrwanego otworu w ruinach spalonego i rozsadzonego domu w jakich odkryli tą dziurę prowadzącą wówczas jeszcze do nie wiadomo czego.

- Nie mamy kontaktu z zielonymi. Wygląda jakby zapadli się pod ziemię. Nie mam ich na namiarze. - zameldował w międzyczasie Harold. Mimo powagi sytuacji musiał to przyznać z pewnym zakłopotaniem jak zawsze gdy jego techniczny i analityczny umysł spotykał się z jakimś nietuzinkowym zagadnieniem.

- Jak to zapadli się pod ziemię? Wszyscy? Cała drużyna? A transporter? Widzisz gdzieś ich transporter? - Jean nie mógł zrozumieć jak nagle coś mogło zniknąć całą drużynę. I to tak nagle, że nie zdążyli nawet pisnąć. Nawet jakby najechali na jakiś IED to były małe szanse, że załatwi wszystkich w drobny mak tak, że nikt nie zdąży nic zgłosić. I nawet wtedy powinien zostać chociaż wrak transportera.

- Mam ich trasę. Prawie do nas dojechali. Jakieś 5 km od nas znikli. Przestałem odbierać ich respondery i nikt nie zgłasza się jak ich wywołuję. Od jakichś 15 minut. - zameldował plutonowy spec od łączności. Uniósł głowę by spojrzeć obok. Znajdował się za barem w tym wiejskim lokalu. Usiadł ze swoim sprzętem łączności ale podniósł głowę bo gdy usłyszał eksplozję granatu. Te cholerne robale były już na odległość rzutu granatem! Któryś z kolegów musiał go rzucić. Pozostali próbowali razem z tubylcami dostawić stoły i szafy by wzmocnić walory obronne parteru. Wszyscy krzyczeli, wrzeszczeli, dzieci i niektóre kobiety płakały dokładając swoje do tego chaosu i hałasu. Mężczyźni szurali meblami by nimi zastawić okna parteru a strzały marines słychać było coraz częściej. I warkot silników. Na szczęście mieli oba transportery po swojej stronie. I działka i karabiny maszynowe siały masakrę wśród tych pająkowatych robali. Oba kołowce niczym ruchomi strażnicy patrolowały teren wokół świetlicy bardzo ale to bardzo wzmacniając perymetr obronny jacy tworzyli czerwoni.

- Cholera! - ledwo parę chwil temu zaklął porucznik gdy jeszcze szybko przemierzał kanały pod wioską. Ale teraz juz wrócili z niebieskimi na powierzchnię. Wydostali się z czeluści ziemi na powierzchnię. Pierwsza para wyskoczyła na zagruzowaną podłoge resztek chaty i uklękła za tym co zostało ze ścian. Wycelowali w przeciwne strony dając pierwszą osłonę dla reszty drużyny. Potem kolejna para wzmocniła tą pierwszą czujkę. A trzecia, już z drużyny alfa wybiegła kawałek na ulicę i tam zajęła pozycję obronną za jakimś wrakiem. Ci już trafili na robale na drugim krańcu ulicy do których otworzyli ogień. I zaraz wsparł ich drugi fire team z alfy który przebiegł kawałek dalej do pickupa po przeciwnej stronie ulicy. Wtedy porucznik zgarnął pierwszą czujkę z bety i razem z nimi dobiegł do czegoś co było tutaj główną ulicą osady. Tam ujrzeli jeden z transporterów odległy o kilka domów jaki stał do nich bocznym profilem i ział ogniem z karabinu maszynowego sprzężonego z wieżyczką. Do czego strzelał to piechociarze nie widzieli.

- 2-ka, widzimy was! Dajcie nam osłonę, biegniemy do was! - poprosił porucznik licząc na wsparcie ogniowe z ruchomego bunkra na kołach.

- Zrozumiałem. Widzę was. Daję wam osłonę. - odpowiedział lakoninicznie dowódca niebieskiego wozu. Dał znak kierowcy i ten skręcił kanciastą bryłę wzdłuż głównej drogi by podjechać kawałek w stronę powracających z podziemi niebieskich. Sama obecność kołowca dodawała piechociarzom otuchy. A i najlżejsze uzbrojenie pokładowe transportera było porównywalne z ciężkim uzbrojeniem jakie mieli piechociarze. A pod względem siły ognia i zasięgu z jego szybkostrzelnym działkiem nie mieli nic podobnego.

Dlatego do świetlicy dotarli bez strat. Te robale co próbowały ich dorwać ginęły rozbryźgnięte ogniem karabinków albo uzbrojenia transportera. Jeden to nawet wpadł pod koła i został przez nie zmiażdżony gdy ponad 20 ton przejechało po nim nawet nie zwalniając. Wreszcie obie drużyny spotkały się. Ale tu nie czekało na nich wytchnienie ani dobre wieści. Stracili zielonych. W zagadkowy sposób. Nie było wiadomo co się z nimi stało. Nawet to czy wciąż żyją. Ale widocznie nie mieli co liczyć na ich szybkie wsparcie. Trzeba będzie ich poszukać i sprawdzić co się stało. Przecież nie mogą ich tak zostawić. Ale nie w tej chwili. W tej chwili połowa 2-go plutony miała całkiem sporo roboty.

- Odcięli ich. - McCoy skinął brodą w stronę odległego o kilka domów dachu budynku na jakim swój postetunek miała dwójka czerwonych. Wszyscy byli zaskoczeni tym pojawieniem się stworów na powierzchni i otworzyli do nich ogień licząc, że to tylko kilka sztuk. Ale było więcej niż kilka a teraz było ich zbyt gęsto by sobie ot, tak po prostu przejść ten kawałek.

- Cholera. - mruknął porucznik starając się ocenić sytuację i szanse. Postrunek na dachu zajmował d-ca czerwonej bety który jednocześnie był obserwatorem i partnerem dla najlepszego strzelca wyborowego w ich plutonie, kapral Ritter. Pierwotnie to był niezły punkt widokowi flankujący świetlice i okolicę. Pozwalał na wzięcie celów pomiędzy tymi punktami w ogień krzyżowy. Ale teraz tych celów zrobiło się od cholery a na piechotę to te kilka domów to było całkiem sporo do przebycia. Zwłaszcza jak z każdego domów czy przecznicy mogły wylecieć te robale. Na dachu kilku czerwonych w różnych pozycjach strzeleckich prowadziło ogień do tego co ominęły transportery albo gdzie te akurat nie mogły sięgnąć ze swojej broni pokładowej. Na szutrowych ulicach wzbijał się kurz i zalegały ciała robali widoczne w świetle reflektorów pojazdów albo rzuconych wcześniej flar. Niby było już rano ale w tą noc polarną to dalej było ciemno jak w nocy.

- Jak sobie radzicie Peter? Jak wygląda sytuacja? - porucznik wywołał dowódcę czerwonej bety. Nawet przez swoje wizjery w nocnym trybie widział jego seledynową sylwetkę na odległym o kilkaset metrów dachu. Peter stał na krawędzi płaskiego dachu i strzelał ostro w dół jakby coś tam było tuż przy ścianie budynku. Ritter była ledwo widoczna. Musiała leżeć i prowadziła ogień ze swojego karabinu.

- Radzimy sobie poruczniku. Ale nie ukrywam, że przydałoby się jakieś wsparcie. - Peter pociągnął za spust i poczuł drżenie broni gdy karabinek posłał triplet w dół ściany po jakiej właśnie wspinał się jakiś robal. Pierwszy trafił w ziemię pod ścianą, drugi w ścianę, trzeci w krabowatego stwora jaki zdołał już dojść do połowy wysokości budynku. W zielonkawym świecie noktowizji Grey widział jak stworem zachwiało i ze skrzekiem w zielonkawym rozbryzgu odpadł od ściany. Jeszcze trzepotał odwłokiem i odnóżami ale wydawało się, że już po nim. Tak 1:1 to nie były te stwory takie straszne, jedno, dwa góra trzy trafienia wojskowym tripletem wystarczyły by je wyłączyć z akcji.

- Lan! Uważaj! - sierżant z czerwonej bety odwrócił się w stronę wnętrza dachu by dojrzeć jak ponad krawędzią wyłania się kolejny skorpion.

- Cholera! - Lan też go dojrzała prawie w tym samym momencie. Nie miała czasu by sięgać po karabin więc obróciła się na bok by sięgnąć po pistolet. Stwór wydostał się na dach i był ledwo o parę kroków od niej. Nawet w zielonkawej poświacie wizjera te jego szczypce i pysk pełen jakichś kolców wyglądały ohydnie, coś z czym nie miała ochoty się poznać bliżej. Dobyła pistolet gdy stwór był ze trzy kroki od niej. Zaczęła strzelać, szybko, bez namysłu i celowania, prosto w nadbiegającą wielo kończynową sylwetkę. Kolejne strzały trafiały w odnóża, szczypce, łeb ale pistolet nie miał takiej mocy obalającej jak karabin więc krab nie padł po pierwszym trafieniu. Ani po drugim. ~ Zdechnij wreszcie! ~ strzelec zaciskała zęby gorączkowo myśląc co zrobi jak cholernik jednak nie padnie. Ale wreszcie padł. O krok od niej. Znieruchomiał i wydawał z siebie jakie bulgoczące dźwięki poruszając jeszcze odnóżami. Ritter też nieruchomiała trzymając jeszcze to coś na muszce. Zdechł? Już po nim? Nie miała pewności.

- Zdychaj! - warknęła po tej chwili wahania i szybko, z bliska wystrzeliła jeszcze kilka razy dobijając stwora i próbując zastrzelić jednocześnie własny strach. Czuła jak jej łomocze serce jakby zaraz miało wyrwać sie na zewnątrz. Niby powinni oszczędzać amunicję, zwłaszcza jak się było strzelcem wyborowym. Ale nie mogła się powstrzymać. W końcu po trzecim czy czwartym strzale zamek szczęknął pustym magazynkiem. Trzymała dogorywającego stwora na muszce jeszcze z jedną sekundę po czym płynnie szczęknęła blokadą, z rekojeści klamki wypadł pusty magazynek a druga dłoń szybko sięgnęła po pełny wkładając go do gniazda. Krótki metaliczny szczęk domykanego zamka, kolejny bezpiecznika i już znów mogła strzelać. Ale stwór miał chyba dość bo prawie znieruchomiał.

- W porządku? - Peter zapytał zerkając na nią krótko. Podwładna uniosła kciuk do góry na znak, że w porządku. Schowała pistolet do kabury i wróciła do swojego karabinu. - Idź do narożnika. Nie bój się, ogarniemy ten szajs. - wydał jej polecenie. Trochę latał bez potrzeby po tej krawędzi dachu próbując mieć go pod kontrolą. Ale czas było się dostosować. Zwłaszcza jak porucznik z niebieskimi dotarł do świetlicy to już powinni sobie poradzić bez ich ognia wspierającego. Czas było zadbać o siebie. A gdy oboje zajęli pozycję po przekątnych tego dachu to mogli mieć na oku i pod lufą wszystkie cztery ściany budynku. Gorzej, że z jednej strony była spora, parterowa przybudówka co im utrudniało obserwację jednej ze ścian a stworom podejście od tej strony.

- Cholera. - mruknął porucznik obserwując to zdarzenie odległe o kilkaset metrów z dachu świetlicy. Co tu robić? Kazać im przebić się tutaj? Dla nich co byli tutaj to była bezpieczniejsza opcja. Ale czy Grey i Ritter dadzą radę pokonać te 300 - 400 metrów? Mogli dać im osłonę ze świetlicy. Chociaż to odciągnęłoby niebieskich od innych kierunków. Niby wszystko co by próbowało dopaść tą dwójkę powinno wyleźć na tą ulicę a ta była pod ogniem ze świetlicy. Ale poziom gruntu wydawał się obecnie mocno nieprzyjaznym terenem. Może wysłać po nich transporter? Tylko wtedy do osłony świetlicy zostałby już tylko jeden. A to one stanowiły główną barierę przeciw robalom. Ale tych robiło się chyba coraz więcej. Niby je rozwalali ale coś ich raczej przybywało niż ubywało. Skąd te cholery się biorą?!

A transportery można było użyć do ewakuacji. By się stąd wydostać. Do obu z nich można było załadować z połowę tubylców. I wywieźć ich stąd. Chociaż trochę za wioskę. Potem by mogły wrócić. Bo na ile pokazywał dron Harolda to te robale widoczne były tylko w osadzie i bezpośredniej okolicy. Może dalej ich nie ma? To by można zacząć ewakuację tak na raty. Najpierw jedna grupa cywili, potem kolejna. A marines zabraliby się w trzeciej turze. I chuj z tą wioską i robalami. Bo nie miał pojęcia ile jeszcze potrwa to starcie ale coraz wyraźniej czuł presję kończącej się amunicji. Wydawało się, że póki mają czym strzelać i nie dadzą się zaskoczyć to powinni mieć przewagę. I jeszcze mieli czym strzelać ale zużycie ammo było spore. Zwłaszcza w transporterach a to one stanowiły punkt ciężkości w ich obronie. Ale kto wie? Może jak zabiją odpowiednio dużo tych robali to te zmądrzeją na tyle by dać se siana? Przecież ten punkt ciężkości mógł stanowić każdy rozwalony wieloszczet. To wtedy taka relokacja byłaby tylko zbędnym ryzykiem. Zresztą przenoszenie cywilbandy pod ogniem zapowiadało się tak trudne jak to brzmiało. Właściwie to nie byli obywatele Federacji. Mógł kazać swoim ludziom wskakiwać do transporterów i po prostu odjechać. Ale jakoś nie miał sumienia wydać takiego rozkazu i zostawić tu tych wszystkich ludzi na pastwę tego robactwa. Przynajmniej jeszcze nie w tej chwili.


---


Co powinien rozkazać porucznik?



Częściowa ewakuacja - czerwoni obsadzają parter i dach świetlicy zajmując się obroną. Niebiescy robią wypad do transporterów i osłaniają ewakuację. Około połowy cywili jest szansa załadować do obu transporterów. Czujki pozostają na swoich pozycjach próbując się na nich obronić. Czerwoni giną na 9+, niebiescy giną na 8+, czujki giną na 7+, ewakuowani tubylcy na 10.

Wady: problem kto z cywili ma zostać ewakuowany, transport cywilbandy pod ogniem do transporterów, spore ryzyko dla marines osłaniających ewakuację, czujki zostają z minimalnym wsparciem od reszty oddziału. Jeśli transportery odjadą odpada wsparcie ich broni pokładowej.

Zalety: jeśli transportery wyjadą z wioski jest spora szansa, że uratują ewakuowanych. Jeśli walka trwała by dłużej to jest to jedna z pewniejszych metod by oderwać się od przeciwnika.


Pełna obrona - czerwoni i niebiescy obsadzają parter i dach świetlicy, zajmują się obronią. Czujki pozostają na swoich pozycjach próbując się na nich obronić. Każdy z marine w świetlicy ginie na 9+, czujki giną na 8+.

Wady: czujki zostają z minimalnym wsparciem od reszty oddziału.

Zalety: najsilniejszy i najbezpieczniejszy wariant dla ludzi w świetlicy.


Ruch i obrona - czerwoni obsadzają parter i dach świetlicy zajmując się obroną. Niebiescy robią wypad lub koncentrują się by dać osłonę czujkom jakie próbują dotrzeć do świetlicy. Każdy marine w świetlicy ginie na 8+, czujki giną na 7+.

Wady: ryzykowny manewr dla niebieskich robiących wypad i czujek jakie muszą przebić się do świetlicy.

Zalety: jeśli czujkom uda się przebić to uda się scalić wszystkich ludzi w jednym miejscu.


Wsparcie tubylców - ochotnicy z tubylców łapią za swoje strzelby, klamki i koktajle zapalające wspierając obronę marine. Czujki pozostają na swoich pozycjach próbując się na nich obronić. Każdy marine ginie na 10, czujki giną na 8+, ochotnicy giną na 9+.

Wady: niepewna postawa uzbrojonych tubylców, większa szansa poniesienia strat wśród tubylców niż u marine.

Zalety: zauważalnie zwiększa siłę bojową marines.


---


Termin do głosowania: do północy cz. 09.03.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline