Rozdzielili się na dwie pary. Nim jeszcze Caspar i Dietmar weszli w las, Sophie przywołała ich i wskazała na ziemię. Widniały tam odciśnięte w miękkiej glebie ślady.
-
To oni – powiedziała. –
Bogini nam sprzyja. Spójrzcie. Poszli tam, między drzewa. O tam. Zaraz obok tego krzaka ze sterczącymi gałęziami. Podążanie za tropem w lesie przy tym oświetleniu raczej nie będzie łatwe, ale przynajmniej znamy kierunek. My kawałek za Wami.
Mag i cyrulik ostrożnie weszli w las, dokładnie tam, gdzie Sophie wskazała na ślady skavenów. Cienie od zapalonych pochodni rozbudziły niepokojące cienie między pniami. Nawet jeśli dwóch mężczyzn umiałoby tropić, to i tak podążanie śladem w takich warunkach byłoby piekielnie skomplikowane. Zdali się na łut szczęścia i szli, kontynuując kierunek tropów ze skraju lasu. Próby stworzenia przez maga świetlistej sylwetki spełzły na niczym. Niederlitz nie był w stanie kontrolować przywołanych przez siebie błędnych ogników w wystarczającym zakresie. Czar jedynie wywołał kolejne cienie i jeszcze bardziej zdezorientował śmiałków.
*
Kiedy w pewnym momencie weszli na niewielką, zarośniętą wysoką, pomiętą trawą i kolczastymi krzakami polankę, zatrzymali się jak wryci. Naprzeciw nich, między krzakami stały trzy odziane w łachmany i pogięte żelastwo, pokraczne sylwetki. Ich oczy jarzyły się w mroku czerwienią.
-
Ssssyk… Sssssyyyk… Sssyk – wysyczał skaveński mag, w przekornym geście kiwając palcem z dezaprobatą. Coś z tyłu zabrzęczało, Dietmar spojrzał za plecy i zobaczył kolejnych dwóch skaveńskich wojowników, którzy znaleźli się między nim i Casparem a krasnoludem i Sophie.
Szósty szczuroczłek najwyraźniej nadal krył się w ciemnościach.
-
Nieruszaćsie. Znamyznamyludzikimądre. Wymyjużrasssspotkać. Cocochciećwdużodrzew? – szczurzy czarownik potrząsnął swoim zwieńczonym czaszkami kijem, wodząc wzrokiem od Caspara do Dietmara i z powrotem.