| 23 Brauzeit 2518 KI, grobowiec magistra Arforla Mroki zgęstniały
Noc mym żywiłem,
Moc, noc zaklęciem,
I jednym skinięciem,
Gestem, lub słowem,
Rozgrzeje twe serce miłością.
Nie mogło być mowy o miłości Olivii do zjawy, choć serce dziewczyny prawdziwie przepełniały smutek i współczucie, zupełnie jak serce bogini, do której się odnosiła owej chwili. Priorytetem było wszak chronienie życia, towarzyszy i Olivii matki. Choć dziecię było bardzo daleko, nigdy o nim nie zapominała, a horror owej chwili tylko wzmagał jej tłumione macierzyńskie instynkty. Panna Hochberg wciąż wierzyła, że odegra w kształtowaniu syna ważną rolę, choć ten rósł w Bechaufen oddany kapłanom Morra.
Skóra na ramionach jak skubanej gęsi, głupia porzuciła kożuszek na magiczną laskę, a zrobiło się tak zimno. Tak bardzo nienaturalnie zimno. Uważna adeptka dostrzegła, że chłód napływa wraz ze strumieniami Dahru. Zawzięta panna z Remer, gotowa była stanąć nawet nago w obliczu lodowej nawałnicy na scenie szczytu wieży i stawić czoła zjawie w imię życia i miłości. W dłoni pieściła maleńką strzałeczkę, splatana niebezpiecznie z wiatrami eteru, szukała źródła mocy i stosownej chwili wezwania magii.
Inspirację znalazła nie gdzie indziej tylko w uczuciu młodych kochanków. Tam zaczerpnęła, a destynacja czaru, tylko syciła gorejące miłością serca, każąc im tym bardziej żyć, by kochać i płodzić, by kochali. Różnooka zaczerpnęła tak trafnie, że błogosławieństwo płynęło na wszystkich, Niers widział się w ramionach szacownych dam, Franz wychowywał dzieciaki wdowy jak swoje, Hans, Hans dowodził, Hans się puszczał w każdej oberży z szczodrze obdarowanymi pannami, a później nie mógł nacieszyć się córką, Saxa dosiadała jelenia, a trója malców, klaskała, płomień życia Felixa, obdarzał go długowiecznością, z dumą patrzył na herb praprawnuka.
Czarodziejka wciąż w drodze w poszukiwaniu przeznaczenia, Leto...Leto zagubiony na granicy snu, kruki wierne i na równi na wpół uśpione, jedną nogą u pana śmierci. Wszystko to stało się, lub stanie, ale na wieży trwało trzy ziarna przez szyjkę klepsydry.
Kościany olbrzym był ledwie kolejnym świecieniem dla wmroczonej czarownicy Olivii. Wciąż pragnęła wybaczyć, czuła niedosyt nierozwiązanej zagadki. -Dlaczego i jak Arforl przemienił się w widmo, jakie miał plany? - Nie rozumiała, niespełniona. - A znaki magi cienia, któż uczynił?
Przeznaczenie było silniejsze niż wola adeptki, kiedy wyczuła odpowiednią chwilę ku związaniu zaklęcia, uczyniła to na zimno, bo jakby inaczej, w tak mrożącej krew żyłach chwili.
Jedno spojrzenie na kościany pomiot i myśl, gdzie w torebce ma granat i czy potrzebny, ale zaraz w strachu przed reakcją widmowego czarodzieja skryła się za tarczą Katheriny.
Ostatnio edytowane przez Nanatar : 02-09-2020 o 22:30.
|