Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2020, 20:31   #141
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Krótka wymiana informacji między Patrickiem a Klausem i Mervi wprawiła w solidne zakłopotanie towarzyszącego dwójce wampira. Chcąc zachować anonimowość, cała trójka przeszła na typowy sposób tajnej komunikacji synów eterów – prawdziwy techniczny bełkot.
Czyli w sumie typową dla siebie komunikację. Posługiwanie się tym wymagało od Mervi chwili skupienia, lecz miała wrażenie, że szło jej i tak troszkę lepiej niż Patrickowi. Całość wspomagał Klaus oraz… Jonathan. Skąd ten mistyk orientował się w tym?
Gdy skończyli, wampir nie zapytał o czym rozmawiali. Tylko rozciągnął się powoli, jak przyczajony drapieżnik. Stare kości brodacza trzasły głośno gdy naciągał ścięgna oraz chyba wracały do odpowiedniej formy po boju.
- Możecie mi mówić Thor – stwierdził poważnie – jakoś tak przylgnął do mnie ten pseudonim. Rozumiem, że przerwa na zatankowanie raczej odpada… Jestem trochę spragniony.
Jonathan pokręcił głową zniesmaczony.
- To raczej wykluczone – hermetyk zaczął słabym głosem – możesz nam wyjaśnić co tam właściwie robiłeś?
- Zasadzałem się na tą sukę – Thor stwierdził warkotliwie – wiedziałem, że jest zmiennokształtna. Zauważyłem też, że gdy jej jedna powłoka ulega obrażeniom, czasami nie jest w stanie jej przywrócić i osłabiona morduje kolejną osobę której skórę przyjmie. Stwierdziłem, że w takim przypadku utrudnienie jej tego powinno ją tymczasowo spowolnić. Na wysypisku wyryłem starą runę, niemal przy tym nie zginąłem… - jakiś smutek pojawił się nagle w głosie wampira -...Leif byłby bardziej utalentowany w runach. No ale mamy co mamy. Tamta runa utrudniała transformacje. Wykorzystałem ją, aby uniemożliwić jej tymczasowo przyjęcie ciała. Ot cała historia.
Chwila milczenia. Przetrawiali to.
- A z wami – spojrzał po magach – chciałem się już dawno skontaktować. Niestety, gdy próbowałem zainicjować rozmowę, cały mechanizm moich działań przejęła inna frakcja, chyba nawet porwali jedną z waszych – stwierdził gorzko.
Mervi wzruszyła ramionami.
- No, chyba chcieli, aby się za nas wypowiadała. Cóż, chyba próbowała. - pokręciła głową - Oczywiście na naszym opierdolu się skończyło. Te Martowe to nienormalne są, serio…
- Mogę zapytać czemu chciałeś się z nami skontaktować? Zważając, że obie nasze grupy starają się trzymać siebie....- zaczął Klaus.
- Ponieważ jesteście trzecią siłą - Thor stwierdził z żelazną pewnością siebie - a i sam Dzik zaczął być wami chorobliwie zainteresowany. Niestety, wszyscy jesteśmy po uszy w gównie - fuknął.
- Ponieważ bez sojuszu obawiasz się, że Tradycje wybiją obie osłabione, wampirze sekty - Jonathan stwierdził bez grama uprzejmości - więc chciałeś wykonać ruch.
- Kaleka nie do końca ma rację - wampir obrzucił Jonathana spojrzeniem, które sugerowało raczej o wiele agresywniejszą odpowiedź - jestem Einherjarl, nie boimy się was. Dobrze wiem jakie są wasze cele i wasi wrogowie. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem - stwierdził pewny siebie.
Mervi spojrzała pytająco na Jonathana z przekrzywioną głową.
- Jakie w sumie są nasze cele? - zapytała.
- On ma na myśli ochronę ludzi - hermetyk zmierzył wampira surowo - tylko czemu wojujesz ze swoimi?
Cichy pomruk wydobył się z gardzieli Thora, lecz szybko zniknął. Wampir milczał chwilę. Mierzył słowa.
- Sabat pękł na pół. Ci, większość, którą widzicie, to już nie jest Sabat. Po prostu, to skurwiele służące tym potwornościom, idące z nimi w układy, niektórzy zarażeni… To nie jest Sabat. Jestem jednym z niewielu ze starego Sabatu tutaj. Dopóki nie ruszę reszty, a to może trwa długo… Staram się oczyścić atmosferę - uśmiechnął się krzywo, z jakąś satysfakcją.
- Zarazę? - Jonathan spytał pewnie.
- Zniekształcenie - wampir pociągnął lekko - to jest jedna z naszych mocy. Jednego z klanów… To nie jest ważne. Tutaj wygląda inaczej. Samo się manifestuje, pozostaje na ciele młodych wampirów, rozrasta się. Są ospali, jak w transie. Napady obłędu.
- Rój - Jonathan rzucił do Mervi i Klausa nazwę z umysłu Einara.
Klaus zastnowił się chwilę.
- Zakładam, że jesteś stary. - rzucił do Thora - W sensie BARDZO. I najwyraźniej miałeś już wcześniej kontakt z Burzową Istotą. Zdarzyło się kiedyś coś takiego?
- NIe jestem stary - Thor odpowiedział wlepiając wzrok w Klausa. Syn eteru, mimo, iż bezpośrednio nie widział twarzy wampira, poczuł się nieswojo. Zimny dreszcz na plecach, przechodzący od karku, wzdłuż linii kręgosłupa.
- Zostałem tylko wierny starej tradycji, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Jestem za to jednym z niewielu którzy odkryli stare ścieżki run. Ale jestem młody. Nie, przed wydarzeniami w tym mieście, całym tym… Nie miałem kontaktu. Dopiero gdy dołączyłem do wyprawy Dzika, zacząłem składać układankę.
- Wybacz, ale… no to co zrobiłeś z nią zakładało dokładniejszą wiedzę o naturze i słabościach naszego oponenta. Więc… długa, stara tradycja…
- Nie - przerwał mu zniecierpliwionym głosem - zrobiłem coś, co miało szansę zadziałać. Nie zapominaj dzieciaku, ja widziałem jej współpracę z naszymi od dawna, od początku tych wydarzeń. Nie znałem ją, ale poznałem jak działa. Moja tradycja też, poniekąd, walka z potworami. Jest też druga sprawa która was nie dotyczy.
Jonathan uśmiechnął się pod nosem.
- Przedpotopowiec - hermetyk wtrącił chyba czymś rozbawiony - to nie była bajka dla nas. - zręcznie zagrał niewiedzę o grobie Odyna.
- Tak - wampir odpowiedział krótko, nie rozwijając tematu.
- Więc chciałeś się z nami skontaktować, ponieważ chcesz naszej pomocy w walce z tą zarazą i z Burzową?
- Z oboma stworami, jest też mężczyzna - stwierdził - to ja oferuję wam pomoc.
- A ta pomoc wygląda… jak? - Klaus zerknął w tylne lusterko - Przypominam, że prowadzę.
- Wiedza, moja moc, dojście do tego co się wewnętrz Sabatu dzieje. Wóz albo przewóz, albo mnie załatwią za zdradę albo posprzątam tutaj - w głosie wampira było słychać ponurą determinację - brakuje tylko Leifa. Przeklęta Camarilla…
- J.... - Mervi mruknęła cicho do kaleki - Widzę podobieństwo z hermetykami.
Jonathan nie odpowiedział dziewczynie. Chyba według niego, nie był to czas na żarty. Natomiast zwrócił się do wampira.
- Wstępnie… - zawiesił na chwile głos - przyjmuję ofertę w imieniu Tradycji. Rozumiesz, że będzie to być może oznaczało zniszczenie części Sabatu właśnie przez Camarillę?
- Tak - Thor powiedział to głośno, a Mervi dopiero teraz zrozumiała dlaczego tak nieswojo czuła się w obecności wampira. Mrugał nie tak często jak człowiek, a za to ochoczo wlepiał ciężkie, stanowcze spojrzenie w rozmowcę - zauważyłem, że trzymacie się z nimi. Trudno, wróci status quo. Może to lepiej.

***

To nie był dobry dzień dla ojca Iwana. Gdy odjechali wystarczająco daleko, trzeba było się zatrzymać. Iwan wymiotował krwią, drżał jak w febrze, majaczył. Mówił coś po rosyjsku, płynnie przechodząc na łacinę i jakieś język którego Patrick kompletnie nie kojarzył, lecz brzmiał trochę jak afrykański dialekt.
I co miał robić? Nie znał magy która pomogłaby na rany zadane przez czystą moc paradoksu. Nie wątpił, że taka istnieje, być może mistrzowie pierwszej lub życia mogliby powiedzieć coś więcej, lecz było to kompletnie poza wyobrażaniem syna eteru. Śpiący szpital? Iwan będzie fenomenem medycznym.
Zresztą, miał wrażenie, iż duchowny się z tego wyliże, czy raczej wylizałby się gdyby był młody. Największy problem stanowił wiek duchownego, jednak organizm nie był tak silny jak wola staruszka. Iwan poprosił, aby zjechali na bok.
Wjechali kawałek do lasu, dominikanin otworzył drzwi auta, i zamiast wyjść, zwymiotował raz jeszcze brunatną cieczą. Jednak powoli odzyskiwał świadomość. Z pomocą Patricka wyczołgał się na zewnątrz. Ciągle padało.
- Zawsze chciałem umrzeć w światle dnia – zaczął niespodziewanie trzeźwo. Było to niepokojące, Patrick zbyt wiele razy widział taką nagłą poprawę. Zwykle chwilę przez śmiercią
- ...może starczy mi sił na jeden mały cud, aby jeszcze raz spojrzeć w Jego oblicze…
Blade oblicze Iwana rozjaśnił błogi uśmiech, aby po chwili znowu stracić przytomność. W tym samym momencie Patrick zauważył ciekawą rzecz. Zawieszenie jego auta podwyższyło się, a coś oderwało pazury z poszycia dachu, wyrywając kawki wzmocnionego metalu. Również to samo coś zeskoczyło na ziemię przed nim.
Kilka sekund zajęło umysłowi Patrcka poskładanie obrazów w całość. Miał przed sobą Kościtrzaska który po pierwsze, był absolutnym mistrzem w kryciu się, a po drugie musiał wybrać sposób podróży godny bardziej bagażu dachowe niż dumnego nieumarłego.
- Chyba cie nie przestraszyłem – stwierdził z bólem w głosie – daj mi chwilę…
Wampir wydał jakieś dziwne dźwięki z ust, chociaż w zdecydowanej większości była to cisza. PO chwili przeleciały do niego dwie małe sowy, do których szeptał jakąś wiadomość. Po chwili ptaki wzbiły się w powietrze.
- Powiadomiłem Księcia… - Kościtrzask zawiesił głos, kierując poważny wzrok na znowu majaczącego Iwana – to prawdziwy duchowny? Dobry człowiek?
Na potwornym obliczu starego nosferata malowała się tak jakby… troska. Prawdziwe przejęcie.

***

Dojechali na miejsce, położony daleko mały domek nie przypominał stereotypowej chatki wiedźmy niczym poza lokalizacją na prawdziwym odludziu. Jak przysypie śnieg, musiało być trudno wyjechać z tego miejsca, wysokie trawy oraz gęste pienie drzew zdawały się sprzyjać tworzeniu solidnych, wysokich zasp oraz nawiewaniu ich na drogę.
Co ciekawe, pierwszy widok jaki ich przywitał, był wampir, który przedstawił się jako Björn i wyglądał zupełnie nie po wampirzemu. Rozciągnięty dres, zaspane oczy, zdrowy kolor skóry… Tylko strzelba dzierżona w dłoni burzyła swojski wydźwięk jego osoby. Zdawało się, że zna Thora. Po krótkim wyjaśnieniu, iż przychodzą za poleceniem Marka, wpuścił całą czwórkę do środka.
A tam, w nowoczesnym wnętrzu, siedzą na skos od wielkiego telewizora podpiętego do konsoli, siedziała Marta, Tomas, Jony oraz młody opustoszały – tym razem nie w sukience, lecz jego garderoba była dziwnie kobieca – szczególnie dżinsowe spodnie o nie pasującym kroju.
- Siądźcie jeśli przybywacie z dobrą intencją.
Marta uśmiechnęła się lekko, chociaż ogólnie wyglądała na zatroskaną. Co ciekawe, zignorowała zupełnie obecność Mervi. Björn usiedł też, na sofie u boku Marty, obejmując się lekko, jakby byli zwykłą parą. Zrobił to naturalnie.
Jonathan uśmiechnął się kątem ust, lecz nie skomentował tego. Tomas spojrzał na nich.
- Wyglądacie jak siedem nieszczęść – stwierdził – co się działo na mieście?
- Pewnie spotkali tą dziwkę – Jony stwierdził patrząc na nich uważnie.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline