Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2020, 23:53   #43
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Boguchwał nigdy nie rozumiał motywacji Azylantów pragnących żyć na powierzchni... nie rozumieli tego świata? Oczywiście, warto było go przejąć na nowo, naprawić co zostało zepsute, wprowadzić nowy, cywilizowany ład... ale ruszać wszyscy na powierzchnię zostawiając bezpieczny i cholernie dobrze zaopatrzony azyl samopas na zapomnienie? Naprawdę? Gdzie tu była logika w porzucaniu potęgi technologii, całego jej zaplecza, laboratoriów medycznych i genetycznych, warsztatów?
To tak, jak by odciąć sobie rękę i zostawić ją na zgnicie i poddanie procesom rozpadu. To było chore.

Może dlatego zdecydował się pomóc Nowej Nadziei na powrót do ich porzuconego przed czasem domu? By mogli się schronić? ...a może dlatego, bo choć nagroda za Vanhoosa przypadnie osadnikom, to Alternatywa zyska o wiele więcej? Azyl. Pieprzony po całości Azyl ze wszystkimi dobrodziejstwami nie tak daleko od DiscCity!

Wdarli się do środka. Chaos który nastał potrzebował natychmiastowej opieki i reakcji. Wiedział, że to co trzeba zrobić było... delikatnie mówiąc nie w zwyczajowym kodeksie Alternatywy dla Ameryki, ale przyznajmy szczerze, AdA była popierdolona i potrzebowała zmian. Zmian do których Boguchwał powoli, delikatnie, stopniowo dążył. Ostrożnie zbierając sojuszników w jej szeregach, przyzwyczajając ludzi. Powoli, ale czasem nie można było nie działać, a wszystko można było wytłumaczyć rezultatami. Dla przykładu, pojmanie herszta szajki Syndykatu? Normalny protokół kazałby się kurwa wycofać!

Teraz stał pośrodku pandemonium. Omiótł wzrokiem pomieszczenie… Jak karl go wkurwiał i to nie bez powodu. Nie było czasu pieprzyć się w demokrację. To była wojna. Wojna o życie najważniejszego człowieka ze wszystkich żywych z Nowej Nadziei. Opiekuna Azylu. Kurwa, poza tym... lubił gościa. Szczerze go lubił, a Karlik najwyraźniej miał posłuch i ostrzył sobie ząbki, więc...

- John! - zakrzyknął do pancerniaka - Pilnuj Vanhoosa, a jak kto się niebezpiecznie zbliży rozstrzelać. Szczególnie tego sępa Karla co tylko czycha na śmierć staruszka! Biorę odpowiedzialność na siebie!

- Ludziska! Odstąpić od Damona! Pod tamtą ścianę! - wskazał odległy kąt zdejmując przy tym maskę przeciwgazową z szji przez głowę - On potrzebuje chłodu i powietrza na miłość Boga Maszyny! Ludzie nie widzicie tego! Kurwa!

- Miła, Truposz! Ratować mi tego człowieka! - mówił nadal silnym uniesionym głosem wręczając siostrze swoją maskę. - Mamy z nim umowę i nie pozwolę mu umrzeć!

- Dar, zabezpieczaj teren i pomóż Miłej i Truposzowi jeśli trzeba! Miej oko na wszystko!

Rzucił kątem oka na Ritę nadal mając czujne oko na podjudzaczu-czychaczu na władzę mając go na muszce.

- Rita, znajdź ten cholerny panel wentylacyjny i konsolę!

- A ty kochaniutki w tamten kąt! - wskazał ruchem kałasza w róg po przeciwnej stronie od swoich pobratymców gdzie nie miał gdzie się ukryć, ani manewru zbytnio też jak zrobić - I lepiej żebyś się stamtąd nie ruszał! Przede wszystkim... Stul! Pysk!

Następne wydarzenia działy się w mgnieniu oka. Dosłownie, chaos powoli się uspokajał, krótka „narada” z siostrą... marudzenia pod nosem Truposza. W sumie, Technik zastanawiał się czy to co widział było tym co widział? Strzykaw miał niesamowitego głoda na biostymulanty? To było ciekawe... w sumie widział ćpunów nie raz, a taki co umiał robić dla siebie... tak, to by tłumaczyło jego zachowanie.

Dawny Opiekun Azylu wrócił do świata żywych i przytomnych. Prawda, chwilę potrwało nim wrócił do siebie, ale był zdrów... Karl? Cóż, swoje zdanie wyraził, opierdol dostał i się zmył. Tyle dobrego. Chwał nie ukrywał tego zimnego spojrzenia które towarzyszyło jego odchodzącej sylwetce. Pieprzony sęp...

Jednak sprawa dopiero miała swój początek i siostra wzięła go do siebie obok Damona mając do niego sprawę. Kilka dłuższych mignięć i wszystko było wiadome. Nie mógł się nie zgodzić. To były dokładnie jego myśli... tylko jak je przekazać starcowi? Był już tym wszystkim kurewsko zmęczony, a co za tym idzie lekko wkurwiony. Uśmiechnął się nieznacznie po głębszym oddechu przygotowując siebie do dalszej batalii...

W ten dał się słyszeć głos “poszukiwaczki skarbów”... Rita? Tak chyba Rita było jej na imię... tak, zdecydowanie, choć chyba nie było jej imieniem, bo zdawało mu się, że inaczej się o niej ktoś zwracał? Może już zaczynało mu się po prostu pierdolić w łepetynie?

Kurwa, nie jestem Twoją suką, żebyś na mnie warczał — rzuciła Caroline, maska wyciszyła nieco jej podniesiony głos — Wiem co trzeba zrobić. Więc lepiej zawlecz tu swoją dupę i chodź za mną.

Uśmiechnął się zadziornie i spojrzał na nią rozbawiony. Normalnie jak ją kochał! Zdecydowanie miał wielką ochotę się odgryźć, ale się rozmyślił, bo jego głos był łagodny i czuły, ale zdecydowanie nie potulny. Tak, zdecydował się z nią zabawić w inny sposób. W sumie, to nie mieli okazji porozmawiać... kto wie? Może była całkiem normalna, tyko coś tam oleum jej nie tak się przelewała w czarce mózgowej? Nie wnikał, nie takie rzeczy widział w swoim życiu. Ludziom po prostu odwalało na pustkowi.

- Sprawy ważne i ważniejsze. Przypomnij sobie kochana rozkład Azylu, a niedługo do Ciebie dołączę i… porozmawiamy.

Spojrzał na Burmistrza Nowej Nadziei przyjaźnie i ze spokojem którego jeszcze tak dawno nie było patrząc po jego dość wybuchowej reakcji na stan zagrożenia. Co było to było, teraz przyszła pora na spokojną rozmowę. Jak on nie lubił zrywać tego spokoju... Niestety, w tym świecie, w świecie w którym przyszło im żyć nadzwyczaj spokojni ludzie żyli albo krótko, albo pod butem tych co krzyczeli i siłą wymuszali na innych swą wolę. Jeszcze niedaleko a wróci do DiscCity... tam odpocznie od tego całego brudu.

- Damonie, znamy się nie od wczoraj i zawsze byłem pod wrażeniem was. Jednak mamy dwie sprawy ważne. Pierwsza, nowy kod do wejścia, bo ten co jest poszedł w eter. Na ucho. Im mniej osób wie, tym lepiej. Wszyscy wiemy dlaczego.

Poważne wyczekiwanie na słowa mężczyzny było tym co nastało, a burmistrz po chwili namysłu wyszeptał mu na ucho dziewięć cyfr.

- Zapamiętasz?.... Zresztą kogo ja pytam, no jasne, że tak. – staruszek po raz pierwszy od dłuższego czasu wysilił się na słaby uśmiech.

Boguchwał przymknął oczy i zrobił to co zawsze z cyframi. Szczególnie długimi. Zaczął na nich operacje matematyczne fizyczne, mechaniczne i inne, aż wszystko dało się opisać wzorem który nigdy nawet dla tej samej cyfry nie był ten sam gdyby miał do niej podejść choćby i w odstępie sekundy. Pokiwał parę razy głową. Cyfry zaskakiwały jedna w drugą układając się logicznie w algorytmy. Trybiki umysłu zaskoczyły. Maszyna dostała nowy trybik.

Otworzył oczy i uśmiechnął się delikatnie. Eh, teraz była ta trudna część...
- Druga sprawa, Karl. - słowa proste i pozbawione jakichkolwiek ogródek. Ktoś to musiał zrobić - Ta szuja Ciebie wykończy przyjacielu przy najbliższej okazji jak tylko ją zwęszy. Znam takich jak on, bo zwalczam tą plagę jak długo żyję. Jak długo będzie z wami, tak nigdy nie będziecie bezpieczni. Znasz jego słowa, znasz jego nastawienie… co z nim zrobisz w tym naszym świecie w którym nie możemy pozwolić sobie na słabość?

Kiedy siostra klepnęła go w ramię i dała znać o swoich myślach... uśmiechnął się pogodnie do niej i spojrzał na starca. Cóż, nie mógł jej winić, ale tylko mówił jak działa świat. Nie żeby od razu chciał wszystko naprawić... prawda?

Spojrzenie Karla które mu posłał... byłoby pewnie specyficzne, ale tak naprawdę nigdy się nie wydarzyło, więc nie miał co o nim myśleć. Grunt, że zniknął za zakrętem korytarza. Jak szczur którym był.

- Nie bądźcie dla niego tacy surowi. Przez takich jak Vanhoose stracił więcej niż ktokolwiek z nas – słowa Damona były pełne smutku, ale i pewnego swego przekonania – I tak długo wytrzymał ze swoim wybuchem.

Dlaczego Technik miał przejebanie złe przeczucie co do tego? Cóż, pewnie dlatego i po tym co zamigała mu siostra... Dlaczego miał wrażenie, że brnie w coś co tylko przysporzy złej krwi? Cóż, nie ufał Karlowi i sam z siebie też nie mógł odpuścić. Poza tym, był głosem Miłej. Dwóch do jednego niewiadomego, bo Dar jak zwykle pewnie coś tam robił. Demokracja!

- Rozumiem, ale proszę zrozum, że mu nie ufamy. To też życzenie mojej siostry. Karl dostanie wodę, jedzenie i broń, a następnie spędzi je na zewnątrz, aż uruchomimy azyl. Potem może wejść do środka i wszystko wróci na właściwe miejsce, a co nasze do nas wróci. Wybacz mi przyjacielu, ale taka jest prośba mojej siostry. Nie chcemy ryzykować, że coś zrobi nawet jeśli jest na to najmniejsza szansa. Zbyt dużo i my straciliśmy. Wszyscy straciliśmy i nikt z nas więcej stracić nie chce. Bezbronny nie będzie.

- To szalony pomysł, przepraszam, ale nigdy się na to nie zgodzę – mężczyzna był zdecydowany obstawiać przy swoim – Ledwo co uszliśmy z życiem z tych pustkowi a ja mam odsyłać go tam z powrotem? Przykro mi, ale nie. Znam go dłużej niż wy, Karl jest cennym członkiem naszej społeczności. Jakby to wyglądało gdybym go teraz wygnał? Przecież moi ludzie by mi …i wam tego nie darowali. Jeśli mu nie ufacie, możemy go trzymać pod strażą, albo przetrzymać w jednej z kapsuł ratunkowych, to jedyne na co mogę przystać.

Ross ledwo skończył mówić, rozkaszlał się, a ktoś inny osunął się na ziemię, łapczywie próbując nabrać powietrza w płuca. Stało się jasne, że dłuższe przebywanie w skażonym powietrzu z przerzedzonym tlenem nie skończy się dla większości z nich najlepiej.

- Niech będzie, Karl zostanie poddany izolacji w bunkrze po sprawdzeniu jego bezpieczeństwa. Odrobina samotności może pomóc mu zrozumieć siebie. Dostanie Maskę p-gaz z komory ratunkowej by się nie udusił. Komory to nie przelewki, ale powinniście mieć tam maski przeciwgazowe, prawda? Niech każdy z was i nas weźmie po jednej jeśli jakieś tam są i się trzyma w komorach, plus parę ludzi na zewnątrz, bo nie wiadomo co się tu zalęgło. Bezpieczniej będzie się zamknąć niż ryzykować śmierć w razie zagrożenia, a my oczyścimy teren. - powiedział spokojnie i z delikatnym uśmiechem.

Z tą myślą podszedł panelu kontrolnemu włazu wejściowego by zmienić kod. Tak, był zadowolony. Człowiek miał szanse przetrwać, choć najchętniej by odstrzelił zagrożenie. Niestety byłoby to bardzo złe dla interesów Alternatywy, a fortel z czujką na zewnątrz... nie przeszedł. Co zrobić, że on zwykle nie bywał w Azylach? Nie znał się i tyle! Tak, rodzice byli azylantami, ale ile człowiek spamięta za młodego opowieści kiedy cały wielkie świat pustkowi na zewnątrz? I ta ponura realizacja rzeczywistości jak ten świat wygląda... nadal nie pojmował po jaką cholerę ci ludzie wyszli z tego miejsca.... Im bardziej by się nad tym miał zastanawiać tym pewniej doszedł by do jednego wniosku...

Nie chciałby wiedzieć.
 

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 04-09-2020 o 09:03.
Dhratlach jest offline