Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2020, 07:37   #44
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Truposz – podjudzacz i wichrzyciel, ustawiający się wiecznie od strony interesu wiejącego w żagle. Aczkolwiek od czasu przebicia bariery, jego interes często wymuszał altruizm. Caleb nie mówił nie. Sympatia ludzi była miłą odmianą po dawnym życiu. Od mieszkańców pustkowi często słyszał przyjazne „dzień dobry” i nie wydali go nawet, gdy niesławny bandzior pokroju Vanhoosa, groził im śmiercią. Wciąż był zaskoczony, bycie przyzwoitym może dawać jakiekolwiek profity?

Minął ciężkie stalowe wrota, oddzielające bunkier od świata zewnętrznego. Rozejrzał się po pomieszczeniu znad szkieł opuszczonych na sam koniuszek nosa. Kilka razy pociągnął, węsząc w zastałym powietrzu. Kurz, padlina i wyschnięte guano, trochę inaczej wyobrażał sobie pierwszą wizytę w jednym z tajemniczych kompleksów firmy Protect America, bardziej… magicznie.

Szare komórki dawno uzmysłowiły mu, że słowa są tańsze od amunicji, a potrafią zdziałać równie wiele. Stan Damona wymuszał reakcje, bo gdyby jego organizm nie dał rady, wodzem mianowano by Karla. A tego niezbyt przyjemnie potraktowała Alternatywa. W przypływie niezdrowych emocji sam Baron mógłby zostać z nimi powiązany jako ten „obcy”, a spodziewać mógł się potem wszystkiego, od wyrzucenia na zewnątrz, po zamknięcie w jednej z komór jako pogrzebany żywcem.

Panuje tu mocno niezdrowa atmosfera – zatoczył dłońmi dwa półokręgi. – No i po co to wszystko, te groźby, te krzyki. Na maszynach może się znasz, ale na ludziach ni chuja – wygarnął stoickiemu Technikowi, który jak na stoika dość często tracił kontrole. Zrzucił z siebie balast w postaci futerału, ten opuszczony na podłogę wzbił w górę tuman osiadłego pyłu.

A to wszystko wynika z niezrozumienia – zbliżył się do staruszka, kucnął przy nim i asystował siostrze miłosierdzia od ślubów milczenia w ocenie stanu jego zdrowia i środków, które mogli podjąć by utrzymać go przy życiu. Obserwował jak radzi sobie ze stawianiem pacjenta na nogi. Pewne ruchy świadczyły o solidnym bojowym przeszkoleniu medycznym podpartym doświadczeniem w polu. Skoro potrafiła wyciągnąć pociski i zszyć rany z czymś takim też powinna dać sobie radę. Ograniczył się do pomocy przy bardziej wymagających czynnościach, skupiając się głównie na głoszeniu prawdy, bo tylko prawda potrafiła wyzwolić.

Istniały dwie metody oddziaływania. Przez emocje lub odwołując się do bezpośrednio do ośrodka odpowiadającego za logiczne myślenie. Bywało różnie, bo do niektórych nawet najbardziej racjonalne argumenty nie trafiały. Twierdzili na przykład, że ziemia jest płaska, bo horyzont jest linią prostą jak ścieżka do wciągnięcia, wyprostowana brzegiem karty wstępu do Vegas. Do takich Caleb chętnie zastosował by terapię Technika z ADA. Tłuc kolbą, aż udrożnią się im synapsy. Jednak to, że Karl chciał zabić Vanhoosa, bo ten zamordował mu przyjaciół i spalił dom, nie zasługiwało na podobne metody. Truposz cenił sobie wolność wyboru i rozumiał, że osadnik mógł czuć się rozżalony. Burmistrz narzucił mu swoją decyzję nie pytając nawet o zdanie. Boguchwał, czy jak mu tam było, gość w płaszczu co lubił machać karabinem, zachowywał się jak fanatyk. Najwyraźniej ubzdurał sobie, że zniszczy Syndykat, nie ważne jakim kosztem. Fanatycy byli niepożądani, nie ważne po której stronie barykady stali. Zgadywał, że do tej pory najtrudniejszą decyzją rycerzyków z Alternatywy było jakiego koloru breje nałożyć sobie na talerz w wojskowej stołówce, bo nawet srali na rozkaz. No i wyszedł z założenia, że gdyby ich mamusia należała do Czaszek, trojaczki biegałyby właśnie radośnie i z oddaniem rozpruwały ludziom brzuchy. Nie wyglądali na takich co potrafią cokolwiek zakwestionować. Nigdy nie musieli, ani swojego życia ani rozkazów płynących z góry, a mózgi mieli wyprane zawodowo, przynajmniej jeden z nich.

Błędnie zakładasz, że Vanhoose posiada taaakie informacje, że Syndykat zaraz nakryje się nogami – kontynuował, nie zaprzestając pracy. – Bez przesady, z tego co mi wiadomo, to luźno zorganizowane komórki, nawet ze sobą nie współpracują. Van nie jest typem fuhrera, że Rzesza zaraz się rozpadnie. Coś tam wyśpiewa, może uderzycie w kilka miejscówek, nie więcej.

Dziadek na oko Barona był ewidentnie odwodniony i wycieńczony. Należało przede wszystkim podać mu tlen, podłączyć pod kroplówę i wzmocnić akcje serca. Nie sądził, by MEDEX, którym dysponowała Miła docelowo pomógł, w końcu głównie pobudzał tkanki do szybszej regeneracji, ale nie zaszkodziło spróbować, na tyle, by doprowadzić starca do ambulatorium, chociaż kto tam wie, solidna porcja sterydów potrafiła zdziałać cuda. Sięgnięcie przez kobietę po skoncentrowaną dawkę biostymulantu, zdradzało duże zniecierpliwienie, może nawet desperacje, ale też gotowość do poświęcenia. Swoich, cennych zasobów dla dobra innych. Caleb nie oponował. Nie znał wydajnego sposobu by się porozumieć z rocket angel, a używanie żywych translatorów mu się nie uśmiechało.

Ty z kolei – zwrócił się do stojącego z tyłu Karla. – Dajesz się wrobić w grę nana nana naaaa – nucił – „Napuść Azylantów na Alternatywę”. Ej, na miejscu kanibala robiłbym dokładnie to samo, w końcu nic innego zrobić bym nie mógł. Patrz jak mu się morda cieszy, sukces kurwa. Zabicie go pomoże jedynie wyładować gniew i frustracje, to dużo i mało jednocześnie, ale można go użyć w lepszy sposób. Chciałem powiedzieć jedno. Pamiętajcie, nie jesteśmy wrogami i nasze cele nie są znowu tak bardzo odległe, by ze sobą walczyć.

Ujawnienie manipulacji i zasady jej działania zwylke było solidną kontrą na tego typu socjotechnikę, a Vanhoose powinien być ostatnią osobą, której woli Karl chciałby ulegać. Z fascynacją obserwował jak biostymulant znika w żyle, przełknął ślinę jak ktoś kto dawno nie jadł i trapi go mocny, wiercący układ krwionośny głód.

Odstąpił. Przysłuchiwał się dalszym dyskusjom, stojąc z boku, odpoczywając i zbierając siły na następny ruch. Leniwie wachlował się kapeluszem, dzwoniącym przy tym ozdobami niczym szamański tamburyn. Część osób już się porozchodziła, inna została pod przymusem odprowadzona.

- Nie lubię być rozjemcą, ale czasami wolę zmienić nieco kierunek ostrza, które we śnie mogłoby wbić się w moje plecy – wyjaśnił niepytany tym którzy jeszcze zostali. – Człowiek patrzy na koniec lufy i ostatecznie nie ma dla niego znaczenia, czy karabin trzyma bandyta, czy wojskowa junta, a ucisk rodzi bunt. Karl miał swoje racje, a teraz idę tam gdzie mogę pożytecznie spędzić czas. Tymczasem…

Pomachał tyłem ugiętej w łokciu ręki, gdy zmierzał w głąb kompleksu. Gdzieś tu musiały wisieć ewakuacyjne plany pomieszczeń na ścianie, w hotelu w Vegas mieli. A i podejrzewał, że maski p-gaz i latarki przy grodzi też powinny przecież być. Byłyby pomocne przed skierowaniem kroków w stronę laboratorium. Szedł kołysząc się na boki, zgrzytając podeszwami butów o zaschłe szkielety drobnych gryzoni. Niespiesznie podziwiał opuszczoną przez dekadę architekturę ośrodka.

Caroline ruszyła ze swoją misją, a mijając go podpowiedziała, którędy najszybciej dotrze do szpitala i labu. Zuch-dziewczyna, dobrze wiedziała jakie posiada priorytety. Uśmiechnął się wytatuowanymi zębami i skinął nieznacznie głową, dziękując za informacje. Zatrzymał się jednak przed podświetlonym bladym światłem, awaryjnym oznaczeniem wskazującym kierunek do komory ratunkowej. Postawiłby żeton, że mogą znajdować się w niej sprzęty ułatwiające przeżycie, oddychanie w atmosferze pełnej drobin zmutowanego gówna również. Nie chciał, żeby w płucach wyrosła mu śpiewająca narośl. Robienie z nią tournee po Stanach nie obejmowało jego aktualnych planów. Wiedział już gdzie musi najpierw zmitrężyć przed zapuszczeniem się dalej w korytarze. Skręcił w bok rozwidlenia, podążając za strzałką.


 

Ostatnio edytowane przez Cai : 04-09-2020 o 07:43.
Cai jest offline