Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2020, 21:58   #34
8art
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Ulica Sienkiewicza 25; Noc 25-26 czerwca 1996; Około dwie godziny przed świtem

Upalna noc dawała się nawet wampirom we znaki, a co dopiero śmiertelnym. Konie nerwowo parskały, co zmęczony woźnica zrzucił na karb upału, ale dla trójki kainitów wiadomym było, iż instynktownie wyczuwały obecność drapieżników. Wozak zagadał o pogodzie, do swoich klientów, ale poinstuowany delikatnie przez Alicję, stracił zupełnie zainteresowanie pasażerami i skupił się tylko na powożeniu. Wampiry swobodnie rozmawiały przy akompaniamencie miarowego stukotu podkutych kopyt. Wkrótce byli z powrotem w centrum Kielc.

Podeszli pod dwuskrzydłowe drzwi kamienicy przy ulicy Seinekiewicza 25. Ghule Osnowskiego już tam stały i czekały. Jeden starszy z wąsem o posturze niskiego boksera w przepoconej koszuli, szortach, sandałach, sapał głośno. Drugi nastolatek, łysy z popsutymi zębami oraz ogromnym guzem na czole, w kreszowym dresie i bazarowych podróbkach Nike. Różnili się znacznie od Osnowskiego. Szeryf jakby nie patrzeć tchnął od siebie swojego rodzaju mieszanką arytokratycznego dostojeństwa, zmieszanego z atawistyczną aurą strachu. Jego ghule niczym szczególnym poza bijącym od nich, wypisanym na twarzach grubiaństwem i odorem przepoconych ciał. Starszy, ten wąsaty, bez słowa otworzył drzwi i wpuścił nieurmarłych na klatkę schodową.

Przywiały ich obdrapane ściany, ozdobione prostackimi hasłami wysprejowanymi tu i ówdzie, a także odorem moczu i stęchlizny. Gdzieś z góry dochodziły odgłosy pijackiej awantury w akompaniamencie miarowo tłuczonej przez kogoś wrzeszczącej kobiety. Aż trudno uwierzyć było, że zapuszczona kamienica była zlokalizowana na środku najważniejszej miejskiej ulicy, tętniącej za dnia zakupowym szaleństwem i ledwie kilkadziesiąt metrów od Elizjum.

Łysy spytał nieśmiało:

- Ma ktoś szluga?

Zignorowany wyciągnął bez słowa z kieszeni własną, steraną paczkę Radomskich i sam zapalił. Papierosowy dym chociaż przygłuszył smród na klatce. Wąsacz widząc pytające spojrzenia kainitów pokazał krótkim paluchem na kąt i oznajmił dość jowialnie brzmiącym tonem:

- Tu żeśmy go znaleźli. Żeśmy jak zawsze byli w patrolu, kiedy się państwo zbiera w teatrze, jak żeśmy usłyszeli z ulicy jak się jakaś baba krzyczy na klatce jak pojebana. Mówie se wtedy do siebie: sprawdzimy to na wszelki wypadek, a jak coś, to wyjebe jej z liścia się uciszy. No to poszłem z młodym na klatkę i patrzymy, a tamta drze ryja wystraszona nad jakimś golasem. Żem pomyślał, że zabiła pewnie swojego starego jak se poruchać chciał, ale jak żeśmy zobaczyli, że to pan Maciek, to od razu do niej na ostrej piździe! Młody jej wypierdolił z dyńki i zrobiła się przynajmniej cisza. Zszokowałem się lekko i biegiem wysłałem młodego po pana Osnowskiego od razu, bo patrzę, że to nie przelewki.

- Tak kurwa było. - dodał łysy zaciągając się fajką i dotykając opuchlizny na czole: - Na jednej nodze, biegiem przyszłem z panem Osnowskim na miejsce, jak usłyszał jaka kurwa gruba sprawa jest. Od razu nas przepytał, to powiedziliśmy mu kurwa wszystko jak i tera wam. Zastanowił się i kazał furę podprowadzić, ciało pana Maćka tylnym wyjściem do Poltka i na Słoneczne. A potem kurwa po karetkę, bo chyba tej babie za mocno wyjebałem z barbary hehe...

Od razu można się było zoorientować, że zbrodnia nie nastapiła tutaj. Nie było tyle śladów krwi jakich można byłoby się spodziewać po ranach jakie odniósł Maciek. A te które znaczyły wytarte lastriko w kącie musiały zapewne należeć do nieszczęsnej kobiety potraktowanej ostro przez dresiarza.
 
8art jest offline