|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-08-2020, 21:41 | #31 |
Reputacja: 1 | Osiedle Słoneczne Wzgórze; Noc 25-26 czerwca 1996; po północy |
03-09-2020, 21:29 | #32 |
Reputacja: 1 | Osiedle Słoneczne Wzgórze; Noc 25-26 czerwca 1996; środek nocy |
04-09-2020, 13:05 | #33 |
Reputacja: 1 | Philip słuchał Bleinerta z narastajacym… znudzeniem. Najchętniej wróciłby do swoich spraw i gdyby nie cała ta akcja z księciem już by go tu nie było. Nic tylko kłopoty i robota, za którą nikt mu złamanego grosza nie odpali. Ostatnio edytowane przez Aiko : 04-09-2020 o 19:58. |
04-09-2020, 21:58 | #34 |
Reputacja: 1 | Ulica Sienkiewicza 25; Noc 25-26 czerwca 1996; Około dwie godziny przed świtem Upalna noc dawała się nawet wampirom we znaki, a co dopiero śmiertelnym. Konie nerwowo parskały, co zmęczony woźnica zrzucił na karb upału, ale dla trójki kainitów wiadomym było, iż instynktownie wyczuwały obecność drapieżników. Wozak zagadał o pogodzie, do swoich klientów, ale poinstuowany delikatnie przez Alicję, stracił zupełnie zainteresowanie pasażerami i skupił się tylko na powożeniu. Wampiry swobodnie rozmawiały przy akompaniamencie miarowego stukotu podkutych kopyt. Wkrótce byli z powrotem w centrum Kielc. Podeszli pod dwuskrzydłowe drzwi kamienicy przy ulicy Seinekiewicza 25. Ghule Osnowskiego już tam stały i czekały. Jeden starszy z wąsem o posturze niskiego boksera w przepoconej koszuli, szortach, sandałach, sapał głośno. Drugi nastolatek, łysy z popsutymi zębami oraz ogromnym guzem na czole, w kreszowym dresie i bazarowych podróbkach Nike. Różnili się znacznie od Osnowskiego. Szeryf jakby nie patrzeć tchnął od siebie swojego rodzaju mieszanką arytokratycznego dostojeństwa, zmieszanego z atawistyczną aurą strachu. Jego ghule niczym szczególnym poza bijącym od nich, wypisanym na twarzach grubiaństwem i odorem przepoconych ciał. Starszy, ten wąsaty, bez słowa otworzył drzwi i wpuścił nieurmarłych na klatkę schodową. Przywiały ich obdrapane ściany, ozdobione prostackimi hasłami wysprejowanymi tu i ówdzie, a także odorem moczu i stęchlizny. Gdzieś z góry dochodziły odgłosy pijackiej awantury w akompaniamencie miarowo tłuczonej przez kogoś wrzeszczącej kobiety. Aż trudno uwierzyć było, że zapuszczona kamienica była zlokalizowana na środku najważniejszej miejskiej ulicy, tętniącej za dnia zakupowym szaleństwem i ledwie kilkadziesiąt metrów od Elizjum. Łysy spytał nieśmiało: - Ma ktoś szluga? Zignorowany wyciągnął bez słowa z kieszeni własną, steraną paczkę Radomskich i sam zapalił. Papierosowy dym chociaż przygłuszył smród na klatce. Wąsacz widząc pytające spojrzenia kainitów pokazał krótkim paluchem na kąt i oznajmił dość jowialnie brzmiącym tonem: - Tu żeśmy go znaleźli. Żeśmy jak zawsze byli w patrolu, kiedy się państwo zbiera w teatrze, jak żeśmy usłyszeli z ulicy jak się jakaś baba krzyczy na klatce jak pojebana. Mówie se wtedy do siebie: sprawdzimy to na wszelki wypadek, a jak coś, to wyjebe jej z liścia się uciszy. No to poszłem z młodym na klatkę i patrzymy, a tamta drze ryja wystraszona nad jakimś golasem. Żem pomyślał, że zabiła pewnie swojego starego jak se poruchać chciał, ale jak żeśmy zobaczyli, że to pan Maciek, to od razu do niej na ostrej piździe! Młody jej wypierdolił z dyńki i zrobiła się przynajmniej cisza. Zszokowałem się lekko i biegiem wysłałem młodego po pana Osnowskiego od razu, bo patrzę, że to nie przelewki. - Tak kurwa było. - dodał łysy zaciągając się fajką i dotykając opuchlizny na czole: - Na jednej nodze, biegiem przyszłem z panem Osnowskim na miejsce, jak usłyszał jaka kurwa gruba sprawa jest. Od razu nas przepytał, to powiedziliśmy mu kurwa wszystko jak i tera wam. Zastanowił się i kazał furę podprowadzić, ciało pana Maćka tylnym wyjściem do Poltka i na Słoneczne. A potem kurwa po karetkę, bo chyba tej babie za mocno wyjebałem z barbary hehe... Od razu można się było zoorientować, że zbrodnia nie nastapiła tutaj. Nie było tyle śladów krwi jakich można byłoby się spodziewać po ranach jakie odniósł Maciek. A te które znaczyły wytarte lastriko w kącie musiały zapewne należeć do nieszczęsnej kobiety potraktowanej ostro przez dresiarza. |
11-09-2020, 20:30 | #35 |
Reputacja: 1 | Ulica Sienkiewicza 25; Noc 25-26 czerwca 1996; Około dwie godziny przed świtem |
13-09-2020, 22:22 | #36 |
Reputacja: 1 | Ulica Sienkiewicza 25; Noc 25-26 czerwca 1996; Około dwie godziny przed świtem |
14-09-2020, 10:21 | #37 |
Reputacja: 1 | Ulica Sienkiewicza 25; Noc 25-26 czerwca 1996; Około dwie godziny przed świtem - Nie minęliście się z nikim wchodząc tutaj? - Spytał Craver z zaciekawieniem: - Może ktoś odjeżdżał akurat spod kamienicy? - No tak... - odezwał się wąsaty, tak jakby odpowiedź była czymś zupełnie oczywistym, ale widząc niepewną minę Phillipa wyjaśnił: - Na Sinekiewce prawie zawsze są ludzie przecież. Toreador tymczasem sięgnął głęboko w empiryczne pokłady zmysłów, chłonąc atmosfere brudnego miejsca i szukając jakiejkolwiek zahaczki, ale to obdarzyło go jedynie faerią brudnych i brutalnych alkoholowych przebłysków, które jednoznacznie odrzucił, wiedząc, że to reminescencje marginesu, który albo mieszkał, albo nawiedzał to miejsce. Jedynym co utknęło mu jaźni, były uderzenia: upadającego na ziemię, martwego ciała, ciosu w kobiecą twarz przy wtórze charakterystycznego chrzęknięcia, gdy kość poddaje się brutalnej sile, oraz odgłosu updającego bezwładnie ciała. Czuł chronologię tych wydarzeń, ale nie potrafił wyczuć jaki czas je od siebie oddziela. Nie pozostało mu nic innego jak wnikliwie obejrzeć klatkę schodową. Uznajał szybko, że zwłoki znaleziono blisko tylnego wejścia, tego samego, którymi Osnowski nakazał je wynieść. Wyjrzał przez brudną szybkę w drzwiach na małe podwórko, w zasadzie kompletnie anonimowe. Szeryf dobrze wybrał drogę, żeby niepostrzeżenie dla postronnych zabrać ciało wampira... Czy natomiast tą samą drogą Maciej znalazł się na klatce. Kordian po słowach ghuli był coraz bardziej przekonany, że tak. Frontowe drzwi prowadziły na ulicę Sienkiewicza - główny deptak miasta, choć o tej godzinie już niemal zupełnie opustoszały, to wcześniej jednak na tyle zapełniony ludźmi, że nie sposób byłoby poruszać się komukolwiek z ciałem. - Macie sikora? Która była? - spytał używając archaicznej doliniarskiej gwary. Młody spojrzał się pytająco na wampira, ale wąsaty nie był już taki w ciemię bity: - Było jakoś koło północy jak żeśmy go znaleźli. Żeśmy od zmroku se łazili po okolicy. Wiecie: Dużą, Małą, Leśną, Sienkiewką, Tu żem zajrzał, ja wiem? Może dziewiątej, przed zmrokiem jeszcze, to był spokój. Bo kiedyś jak tu melina Pelaśki była, to menele se w kolejkach stali po Pelaśkówkę, ale jak ją wyjebali na Szydłówek, to wiecie... No to potem dopiero jak żeśmy tę babe usłyszeli to weszliśmy. - Ta babina. Wiecie co z nią? Znacie? Wiecie gdzie jej szukać? Wróciła z pogotowia? Młody zaśmiał się głupio i z nieukrywaną dumą odpowiedział: - Nie no kurwa bez przesady. Albo jeszcze na pogotowiu jest, albo na izbie, bo najebana była w chuj, a dostała fest w ryj hehe. Zalało ją w pizdu hehe. To chyba jakaś kurwa menelica. - dodał już na koniec poważniej. |
17-09-2020, 12:03 | #38 |
Reputacja: 1 | Noc 26-27 czerwca 1996; Około godziny 22:00 Wampiry przebudziłyby się dziś zlane potem, gdyby tylko ludzka fizjonomia była jeszcze ich częścią, ale martwe ciała nie ulegały ludzkiej termoregulacji. Noc była nawet bardziej duszna i parna niż ostatnia. W dzień musiało solidnie popadać, bo nad ziemią unosiły się obłoki gęstej, parującej od wilgotnej ziemi mgły. Gdyby nie upał, który wydawał się nie zelżeć ani trochę pomimo zmroku, można było pomysleć, że skąpane we mgle ulice znjadowały się gdzieś w Londynie. Koteria spotkała się w umówionym miejscu. Każdy z wampirów widział, że trudna do zniesienia upalna aura dawała się we znaki mieszkańcom. I nie chodziło tylko o wilgotne wykwity na przepoconych ubraniach czy przecieranych z gorąca czołach. Ludzie zdawali się być w ekstremach ich spekktrum zachowań, czyniąc ich bardziej niż zwykle poirytowanymi, bądź cichymi. Alicja przekonała się o tym jako pierwsza, gdy tylko przebudziła się o zmroku. John pomimo tego, że niedawno wziął prysznic, to nietypowo śmierdział alkoholowym potem i nie wydawał się usłużny jak zwykle, tylko bardziej opryskliwy. Nerwowo potwierdził, że w istocie lało i nieomal, jak za dawnych dni chciał już podnieść rękę w karzącym geście mizoginistycznego oprawcy. To oczywiście nie było w smak jego pani i błyskawicznie sprowadziła go na ziemię piorunującym wzrokiem i kilkoma wydanymi zaraz potem upokarzającymi rozkazami, które poszedł spełnić mrucząc pod nosem przeprosiny, ale potem nawet vitae nie uspokoiła go do końca. Starsza pani, która udzieliła schronienia młodemu Phillipowi też zdawała się być inna niż zwykle. Po przebudzeniu nie czekała na niego smakowicie pachnąca kolacja, której spożywania każdej nocy odmawiał, ale i tak zawsze na niego czekała. Dziś nie było jej na stole, a Maria siedziała bez słowa w starym socrealistycznym fotelu w salonie i wachlowała się bez słowa wczorajszym Echem Dnia. Bleinert też odczuł to na swojej skórze, choć nieco innaczej. Zadzwonił po przebudzeniu do Kosmy, ale ten zbył go opryskliwie brakiem czasu. Toreador nie przejął się tym zbytnio. Dopiero w drodze na spotkanie jego wyostrzona empatia zaczęła wychwytywać zatopione w oparach mgły, nieco podniesione, drażniące uszy głosy, spuszczone mętnie spojrzenia innych. dotarł na miejsce pierwszy. Chwilę później dołączyli do niego Sowińska i Craver. |
18-09-2020, 21:47 | #39 |
Reputacja: 1 | Noc 26-27 czerwca 1996; Około godziny 22:00 |
23-09-2020, 11:08 | #40 |
Reputacja: 1 | Noc 26-27 czerwca 1996; Około godziny 22:00 Toreador siedział w tchnącej świeżym powiewiem kapitalizmu pizzeri przy tak zwanym Placu Artystów, skąd miał zaledwie krok od miejsca gdzie znaleziono Macieja. Jego espresso zdecydowanie było zrobione z wymogami sztuki i żaden barrista nie powstydziłby się samego przyrządzenia kawy, ale było coś w niej takiego, że Bleinertowi kojarzyła się z peerelowskimi lurami, które z kawą mogły mieć jedynie tyle wspólnego, że może kiedyś stały obok prawdziwej ciemno palonej arabici, czy nie mniej wykwintej robusty. Nawet nie mógł się przekonać co do walorów smakowych kawy bez ryzyka, że po chwili martwy organizm wampira wydali wszystko co nie było vitae w powodzi krwistych wymiotów. W lokalu nie było już prawie nikogo. Spocony kelner, powoli jak mucha w smole w kiepsko dobranej różowej koszuli i niepasujący do niczego niebieskim fartuchu już brał się za sprzątanie. Z kuchni dobiegały odgłosy mytych kuchennych utensyliów. Fakt zamknięcia kuchni nie był dla Kordiana żadnym problemem. Jedzenie nie było już od lat w kręgu jego potrzeb, a przekonanie obsługi do pozostania otwartymi nieco dłużej też nie stanowiło przeszkody. Nie minęło kilka minut, gdy do lokalu weszli pozostali członkowie koterii, przywiatni przez kelnera mało entuzjastycznym: - Dobry wieczór. Proszę państwa kuchnię już mamy zamkniętą, zamykamy za chwilę... - Bleinert uśmiechnął się w myślach. Chłopak musiał klnąć na czym świat stoi, że tuż przed zamknięciem zjawiło się na miejscu kilku klientów. Sowińska prychnęła tylko obojętnie i minęła całkowicie ignorując człowieka, po czym przysiadła się do Kordiana. Phillip chyba z grzeczności zamówił jeszcze dwie kawy, nim usiadł przy stoliku. Koteria była razem. |
| |