Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2020, 02:37   #211
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- W jakiej go wolimy pozycji Księżniczko? Siedząco, leżąco, na stojaka? - zapytała spokojnie jakby chodziło o wybór kurczaka na obiad w mięsnym.

- Byle już nie gadał, bo zaraz uszy mi odpadną - saper przytuliła dominę, kładąc jej głowę na ramieniu i razem obserwowały nieznośny element dekoracji basenu, szczerzący się do nich z całkiem niedaleka. - Trzeba mu czymś zatkać gębę, masz kochana jakiś pomysł? - łypnęła do góry, udając znudzenie - I dobrze byłoby mu związać łapy aby nimi nie machał, bo jeszcze sobie te przeszczepy połamie… - wyprostowała trochę kark, szepcząc kasztance do ucha, aż parsknęła, wracając do obserwacji saniego - Dobrze, gdyby ktoś go w końcu porządnie wygrzmocił i rozum z dupy do głowy przegnał.

- Całkowicie popieram taki plan. - Steve zgodził się od ręki na taki pomysł. Co zaowocowało radosnym rechotem reszty rozbawionych boltów. On sam więc i cała ta bezczelna zgraja “kolegów” została obdarzona krytycznym spojrzeniem oficera sanitarnego.

- Myślę, że coś da się z tym zrobić. - domina nawet gdy była naga jak cała reszta to i tak dominowała swoją dominującą aurą. Pocałowała czule usta swojej faworyty i zwróciła się do ich blond sekundantki. - Eve gołąbeczko czy mogłabyś mi znaleźć jakiś ręcznik? - zapytała ciepłym głosem.

- Już biegnę! - blondyna zgodziła się radośnie i bez wahania. Zwróciła się proszącym uśmiechem w stronę widowni a ta jak na wyścigi zaczęła grzebać za jakimś ręcznikiem.

- Ręcznik? - Donnie chyba się tego nie spodziewał. Bo zrobił nieco podejrzliwą minę. Ale widownia i Eve nie bardzo dali mu czas do namysłu.

- Już mam! - fotograf zamachała triumfalnie otrzymanym ręcznikiem i podała go okularnicy.

- Dziękuję ci Eve. - Betty oderwała się od Lamii biorąc do ręki ręcznik. Trzepnęła nim w powietrzu co zabrzmiało dziwnie głośno a przy okazji wyglądało jak trzepnięcie biczem we wprawnym ręku tresera. Przykuła uwagę Dona i nie tylko. A on sam miał już mocno podejrzliwy wygląd.

- Mówię ci. Sierżant to minimum. - mruknął cicho Steve korzystając z tego, ze na chwilę stali we trójkę gdy Betty podeszła do Darko.

- Rozgość się Donnie. Nie możemy się z Księżniczką doczekać abyś mógł nas obsłużyć. - rzekła okularnica uśmiechając się delikatnie a jednak drapieżnie.

- Nie, nie to wy mnie macie obsłużyć. I po co ci ręcznik? - Donnie znów miał niewyraźną minę. Jak za każdym razem ostatnio gdy udało mu się przykuć uwagę siostry przełożonej.

- Wybacz przejęzyczyłam się. Tak z przyzwyczajenia. A ręcznik już ci pokazuję. - kasztanowłosa domina podeszła już bezpośrednio do nagiego komandosa i machnęła dłonią jakby chodziło o zwykłe przejęzyczenie. Po czym popchnęła go bez ostrzeżenia zmuszając go by usiadł na leżaku. Po czym siadła na nim i z zawodową wprawą zaczęła owijać mu ręcznikiem nadgarstki improwizując pęta.

- Ale to z ręcznikiem tak można? - paramedyk miał minę jakby nie mógł się zdecydować czy powinien się cieszyć czy uciekać. Zerknął ponad ramieniem pielęgniarki na dwójkę sekundantów i ekspertkę od tych zasad 2:1.

- Nic nie było, że nie można używać ręczników. - przypomniał mu Krótki z zadowolonym uśmiechem. Di pokiwała twierdząco głową. A Betty skończyła w tym czasie mocować ręcznikowe więzy.

- Księżniczko. Podano na leżak. - Betty odwróciła się do ich trójki i zaprosiła swoją ulubienicę by dołączyła do zabawy.

- I co, nagle kurwa nie ma problemu z kwestiami wymiany zdań? - Mazzi prychnęła do Mayersa bez uśmiechu, cynicznie, gdy przechodziła obok, ale machnęła ręką, skoro pielęgniarka tak pięknie przygotowała im wspólny posiłek. W ramach podziękowania ujęła jej dłoń, pochylając się aby ją pocałować.
- Wolisz udko czy skrzydełko? - wyszczerzyła się zębato do drugiej kobiety.

- Skoro pytasz Księżniczko… - Królowa pozwoliła oddać sobie należną jej cześć, wstała z leżaka i stanęła obok pozwalając sobie podziwiać swoje dzieło i znów obejmując talię swojej faworyty. Donnie zaś znów wyglądał czy powinien się niecierpliwić by już zacząć te karesy czy powinien skorzystać z okazji by zdjąć ten głupi ręcznik co niby go krępował.

- Częstuj się Księżniczko. Ja sprawdzę czy nasz Donnie ma jakiekolwiek zdolności językowe. - Betty namyśliła się w końcu a może tylko udawała, że się namyśla. W każdym razie wskazała na cały dół paramedyka jaki oddawała do dyspozycji swojej faworyty. A sama była gotowa zająć się jego górą.

- Jakbyś Betty miała potem ochotę to mi też możesz sprawdzić zdolności językowe. Albo jakiekolwiek inne. - blond sekundantka delikatnie zamachała rączką cicho zgłaszając swoją kandydaturę póki jeszcze była okazja przed rozpoczęciem zabawy. Okularnica i część widowni roześmiała się wesoło i chyba tylko Darko niekoniecznie było do śmiechu.

- Rozważę twoją kandydaturę gołąbeczko. A teraz wybacz. Mam coś do sprawdzenia. - okularnica łaskawie odpowiedziała reporterce po czym stanęła okrakiem nad leżakiem. I jak to Laura mawiała, zaczęła opuszczać windę na twarz komandosa.

Z drugiej strony stanęła saper, czekając aż kasztanka umości się saniemu na twarzy, przy okazji zasłaniając widok. Oddychała powoli, biorąc w ryzy rosnącą irytację na rzecz złości. W ich aktualnej sytuacji złość była dobra, najlepsza.
- Od razu cisza - mruknęła, pochylając się nad nogami komandosa, opierając dłonie o kolana. Zgrzytnęła zębami, a potem kucnęła za jego biodrami, pochylając się jeszcze niżej, aż chwyciła go za kostki i pociągnęła do góry, opierając męskie stopy na swojej piersi.
- Ciekawe… już chyba wiem dlaczego faceci tak lubią taką perspektywę - powiedziała z przekąsem, patrząc w dół przez perspektywę owłosionych nóg, które rozchyliła na boki, sadowiąc się na kolanach między nim. Musiała na moment puścić jedną nogę, aby pomanewrować przy swoich biodrach, naprowadzając się na sterczącą rurę do intubacji. Mruczała przy tym nisko, łącząc ich ciała, a następnie znów chwyciła nogę bolta, zmuszając aby rozłożył je jeszcze szerzej i cofnęła biodra na próbę, aby szybko dobić się do niego. Zadziałało, uśmiechnęła się więc pod nosem i zaczęła pompowanie, dobijając się ze złością do bioder medyka jakby chciała go przewiercić, albo chociaż zgnieść od swojej strony.

Odgłosy wydawane przez Dona były z oczywistych względów nieco przytłumione. Ale z tego co się dało zrozumieć to takiego triku zaserwowanego przez bękarcicę chyba się nie spodziewał. Sam próbował łapać to za jedno, to drugie ciało gdy materiał leżaka ugniatał i wyginał się pod ciężarem splecionej ze sobą trójki ciał. Sam leżak też dodawał swoje zgrzyty do szybko oddychającej trójki. Darko leżał na tym leżaku z twarzą znikającą gdzieś pod podbrzuszem okularnicy. Samo podbrzusze jej, jego jak i oba fronty były dla podskakującej na nim Lamii całkiem dobrze widoczne. Widziała jak kasztanka uśmiecha się z zadowoleniem. Albo jak przysuwa się do niej by na chwilę móc się z nią pocałować. Obie dzieliły tego samego mężczyznę, leżak i przyjemność. Nawet jeśli każda z nich z innej strony. I zabawa zaczęła się rozkręcać na dobre.

Co prawda nadal Mazzi nie ogarniała jak niby ich zabawy mają w jakikolwiek sposób wyłonić zwycięzcę, nieważne na jaki zestaw trafi i kto wyląduje na stole. Albo podłodze. Lub innym meblu lub fragmencie otoczenia. Tyle dobrego, że chodziło o kogoś kogo lubiła, więc tu dało się powygłupiać dla samego wygłupu, choć złość i niesmak pozostawały. Aby nie psuć sobie bardziej chwili, zignorowała całe otaczające towarzystwo, skupiając uwagę na pielęgniarce. Łapiąc mocniej za kostki saniego, wychyliła się do przodu i nie zaprzestając szybkiego tempa, pocałowała ją czule.

Przez te szybkie tempo całowanie się z kimś było trochę niewygodne. Ale to ani jednej, ani drugiej kobiecie zdawało się nie przeszkadzać. Betty wydawała się być w pełni zadowolona z takich widoków i doznań serwowanych przez pozostałą dwójkę. Co sądził mężczyzna rozłożony na leżaku trudno było zgadnąć. Ale jakoś nie zdradzał chęci ucieczki czy stawiania oporu. Towarzystwo dookoła skoncentrowało się wokół leżaka albo komentując na głos, dopingując czy jak to któryś z chłopaków nawet zaczął robić zakłady. Bawili się tak do momentu gdy Diane nie dała znak do zmiany.

- Dobra to teraz zamiana! - zawołała rozweselona motocyklistka wesoło do tego gestykulując dłońmi. - Teraz wy oboje obsługujecie Betty. - zawyrokowała jak to ma być z tą zamianą. Okularnica zeszła z leżaka i Dona a ten mógł ukazać się publiczności i dwóm partnerkom tej zabawy.

- To teraz my ciebie? - zapytał podnosząc się do pionu i zerkając to na jedną to na drugą partnerkę przy okazji wzmacniając słowa gestykulacją palcową.

- Tak, teraz wy robicie dobrze Betty. A potem ty i Betty zajmiecie się Lamią. - Indianka pokiwała głowa na znak jaki ma wyglądać ta sztafeta.

Mazzi wzruszyła ramionami, krzywiąc się do kompletu.
- No świetnie, a potem wynik ogłoszony zostanie korespondencyjnie w wyborach niejawnych? - naraz uśmiechnęła się uroczo, patrząc na Indiankę - Czy jak w starych teleturniejach kto głośniej klaszcze? Chujem wieje jak robisz zawody bez reguł. Albo się bawimy bez dorabiania filozofii - prychnęła, przenosząc wzrok na Dona i uniosła brew, dając dłonią znak, żeby się ustosunkował.

- Zobaczymy kto z was najpóźniej odpadnie. Don się zapierał, że da radę dwóm dziewczynom na raz. Nawet tobie i Betty. No to zobaczymy, może i da radę. Ale, żeby nie było kantów i każdy miał uczciwe szanse no to stąd te zmiany. Za każdym razem dwójka obsługuje tą trzecią stronę. Kto się spuści ten odpada. - Indianka po kolei pokazywała każdą z tej trójki i tłumaczyła co i jak.

- Tylko tyle? No to nie wiem… Może dacie dziewczynom kogoś do pomocy? We dwie to mogą nie dać rady. - Darko nie tracił rezonu i popatrzył ironicznie na dwójkę współzawodniczek.

- Też tak sądzę - Mazzi pokiwała smutno głową, zakładając do kompletu ramiona na piersi i patrzyła zadumana na przeciwnika - Przydałby się ktoś, kto nas w trakcie obudzi, albo po wszystkim i zajmie porządnie - zrobiła parę kroków do przodu, stając tuż przed mężczyzną - Zmyje niesmak po paralityku… ale to będziemy myśleć po wszystkim, teraz wysil głowę i pokaż żeś ten lalkarz-mózgowiec umiejący coś więcej niż szczekanie pod płotem - wykręciła kark w kierunku pielęgniarki - Mamy audiencję u łaskawej pani, nie przynieś mi wstydu, ani nie marnuj jej czasu.

- Dziewczyno do kogo ta mowa? - Darko stanął obok swojej partnerki i obdarzył ją ironicznym spojrzeniem i uśmiechem. Przed nimi stała Betty którą wspólnie mieli się teraz zająć zgodnie z tym co mówiła Diane. Okularnica stanęła w iście królewskiej pozie, z dumnie uniesioną głową i dłońmi opartymi na własnych biodrach. Po czym wysunęła jedną dłoń aby zacząć tą audiencję a poddani mogli oddać jej należny hołd.

Pierwsza podeszła do niej saper, kłaniając się i całując szarmancko dłoń, a gdy się wyprostowała, przeszła jej za plecy, obejmując od tyłu.
- Do lesera - mruknęła kąśliwie, dłońmi rozpoczynajac powolne wodzenie po froncie kasztanki. Zaczęła od brzucha i sunęła do góry, do piersi. Które ujęła w dłonie od spodu, trzymając je jakby były parą dojrzałych pomarańczy.

- O tak, Księżniczko, właśnie tak. - okularnica wyglądała na zadowoloną z takiego zachowania i obsługi przez swoją ulubienicę. Przymknęła oczy a na ustach zagościł jej uśmiech zadowolenia. Widząc to Don chciał skorzystać z okazji i sprawdzić jakość tak ładnie prezentowanych atutów kasztanowłosej. Ale z pominięciem protokołu królewskiego. Co spotkało się ze stanowczym protestem Jej Majestatu.

- Oj, chyba o czymś zapomniałeś Don. - kasztanka zastopowała nagiego komandosa tak skutecznie jakby ten trafił na niewidzialną ścianę. I nie istniała różnica masy i gabarytów między nimi. Uniosła swoją królewską dłoń wyżej prawie pod same usta Darko.

- No na serio? - Don prychnął z niedowierzaniem patrząc na podstawioną dłoń a potem na twarz jej właścicielki.

- Oj chyba nie jestem z ciebie zadowolona Don. - królowa pokręciła głową lekko unosząc brew. A jakby dla kontrastu sięgnęła dłonią za siebie aby zanurzyć dłoń w prawie czarne włosy jakie były tuż za nią.

- Jak tak to Donie odpadasz. - Indianka stanęła obok i jako specjalistka od zasad tej zabawy poinformowała o tym wojskowego paramedyka.

- Co?! Nie no… No dobra… - sanitariusz jęknął boleśnie na takie głupie zasady ale nie chcąc przegrać ujął dłoń i ją pocałował.

- Mężczyźni… - w westchnieniu saper przebrzmiało zmęczenie. Bawiła się piersiami kasztanki, całując jej kark i jej ramię - Zawsze to samo, nudna sztampa. Jeśli nie pokażesz palcem to nie wpadnie co i jak… spójrz na niego. Ciekawe kiedy się weźmie do roboty, o ile ma jakąkolwiek dozę fantazji w sobie.

- Eeejjj! Co ja!? - Don zaprotestował żwawo patrząc na twarz wystającą ponad królewskim barkiem. - Mieliśmy być partnerami nie? - przypomniał Lamii jakie mieli zasady tej tury zabawy.

- Oj Don, jak na razie z obsługi Księżniczki jestem bardzo zadowolona. - Betty wtrąciła sie w tą dyskusję. Odwróciła głowę by móc się pocałować ze swoją faworytą. Z bliska Lamia wyczuła nie tylko smak jej ust ale też żarliwość i pożądanie wyczuwalne tak w spojrzeniu jak i samym pocałunku.

Sanitariusz machnął ręką i prawie wszedł na trzeciego. Stanął tuż przez okularnicą i zaczął całować jej policzek. Całował ją dotąd aż się odwróciła w jego stronę i dała całować swoje usta. Przez chwilę tak stali ściśnięci we trójkę całując się i będąc całowanymi. Betty z Donem, potem Don z Lamią w zawsze to trzecie było tuż przy pozostałej dwójce widząc i prawie czując jak się wymieniają tymi emocjami i pocałunkami. Do ust doszły dłonie które zaczęły wodzić po ciele własnym i nie tylko. A temperatura zaczęła rosnąć gdy każdy z trzech elementów nakręcał dwa pozostałe jednocześnie przyjmując od nich pozytywną i podniecającą energię.

Irytacja saper zelżała, odrobinę ale zawsze. Ciężko było się boczyć mając obok łaskawą panią i wyszczekanego oficera, który na tę okazję wzorem kumpla wyższego szarżą, wylał na siebie całkiem niezłą wodę kolońską. Reszta otoczenia zeszła na dalszy plan, liczyły się dwa ciała obok i to trzecie, splatające z nimi kończyny. Pocierajace wrażliwą skórą, o skórę mokrą od wody i potu. Mazzi wtapiała się w nie powoli, szczególnie te kobiece, przyklejone plecami do jej frontu. Znalazło się też miejsce dla wysokiego, barczystego blondyna.
- Pokaż czego cię tam uczyli na tym kursie dla oficerów, Donnie - wymruczała ochryple prosto w jego usta, wychylając się nad ramieniem pielęgniarki. Jednocześnie jej dłonie z kobiecych piersi przeparadowały na męską pierś, aby tam kciukami podrażniać sutki.

- Pewnie. Najważniejsze są dwie operacje. - sani już nieźle rozgrzany po wcześniejszym etapie teraz nie tracił swojej bezczelnej otoczki. Oderwał się na chwilę od kobiecych ust jakby miał zacząć jakieś ćwiczenia teoretyczno - praktyczne.

- A jakieś to operacje? - Lamia musiała stanowić całkiem solidne i przyjemne w dotyku oparcie dla całych tyłów Betty jakie miały kontakt z jej przodem. Piersi przyjemnie wgniatały się w plecy a pośladki o jej biodra, uda i podbrzusze. Do tego ułożyła swoją głowę obok głowy swojej faworyty przyjemnie ocierając się policzkiem o policzek. Dłonie dominy nakierowały dłonie faworyty na królweski brzuch i piersi. Właśnie te ostatnie zwróciły uwagę ich partnera w tej zabawie.

- Po pierwsze masaż piersi. - Don popatrzył na te kobiece piersi tak ładnie prezentujące się w dłoniach drugiej kobiety. Na ich twarze ledwo zwrócił uwagę gdy przystąpił do demonstracji. Zresztą widownię też to chyba rozbawiło bo ktoś się roześmiał, zagwizdał albo krzyknął coś rubasznego. A tymczasem Don zaczął ten masaż piersi. Ugniatał je, masował, pieścił drapał, podrażniał może nie do końca zgodnie ze sztuką medyczną ale za to bardzo pomysłowo. A jak jeszcze do dłoni doszły jego usta i dłonie to już w ogóle zrobiło się ciekawie.

- I jak ci się podoba ta operacja Księżniczko? - zapytała cicho Królowa wprost do ucha swojej ulubienicy.

- Nudna… - dziewczyna przyznała bez cienia entuzjazmu, schodząc własnymi dłońmi po brzuchu kasztanki, aż doszła między jej uda - Gdyby nie ty, pewnie bym tu usnęła. Dobrze że jesteś - pocałowała ją czule i dorzuciła - Myślałam że jednak czegoś ich tam uczą, rozczarowanie.

Okularnica roześmiała się rozbawiona taką odpowiedzią. I obdarowała swoją Księżniczkę kolejnym pocałunkiem. Takim długim i z dogłębną wymianą językową, zapachem jabłkowego szamponu w nozdrzach i dłonią zanurzoną w ciemne włosy partnerki.

- Drugą operacją jest metoda usta - usta. Lub czasem zwana wargi - wargi. - Don posłał im do góry cierpkie spojrzenie przypominając o swoim istnieniu. A jego dłonie i usta zeszły w dół płaskiego brzucha pielęgniarki i tam spotkały się z dłonią Mazzi która już tam manewrowała od paru chwil. Teraz także i dłonie komandosa dołączyły do tej kobiecej rączki a okularnica postawiła stopę na leżaku aby ułatwić im dostęp do siebie.

- A ty jak już masz się do czegoś przydać to zabierz się za tyły. - Darko uśmiechnął się bezczelnym uśmieszkiem zadzierając do góry głowę aby spojrzeć na twarz Lamii.

- Ciekawy pomysł Księżniczko. - okularnica odwróciła twarz w stronę swojej ulubienicy na ile mogła by popatrzyć na nią z zaciekawionym spojrzeniem i uśmiechem.

- Jak? - saper podniosła brew. - To twoja część przedstawienia, nie będę myśleć za ciebie.

- Chodź tu. - Darko mruknął łapiąc za nadgarstek Lamii i sprawnie sprowadzając ją do parteru obok siebie. - Zajmij się tym. - Odsunął się od stojącej okularnicy i zrobił miejsce dla swojej partnerki w tej sztafecie. Na zachętę nakierował jej twarz na podbrzusze stojącej. Sam też wstał i zajął się zwolnionymi ustami Betty. - Tym też. - klęczącej Mazzi podstawił także swój sprzęt do obsługi. Teraz musiała pracować na dwa fronty. Zresztą nie trwało to zbyt długo. Don prawie włożył okularnicę do leżaka a sam zajął się jej penetracją. Zostawiając górę zasapanej kasztanowłosej do dyspozycji jej faworyty.

Ta korzystała z tego chętnie, zarówno dłońmi jak i ustami oraz językiem. Gładziła miękkie, kobiece ciało, ugniatała je, pieściła wargami, albo podszczypywała zębami, pilnując aby tempo dostosować do tego nadawanego przez saniego. Bawiła się górną połową kasztanki, chcąc dać jej tyle przyjemności, ile mogła z tego zejścia wyciągnąć.

Kobieta o kasztanowych włosach próbowała się rewanżować swojej ulubienicy ale trochę słabo jej to wychodziło. Pompowana intensywnie przez Dona nie bardzo mogła skupić się na czymś bardziej niż na oddaniu pocałunku albo zachęcającym jękiem reagując na zabawy swoimi piersiami. I jej i jego. Don zaś z obłędem w oczach bezustannie sapał i stękał tak samo jak pielęgniarka w tym rytmie jaki ich łączył. Oboje zdradzali objawy zapamiętania nie zwracając uwagi na resztę gości. A leżak jęczał i trząsł się razem z całą trójką.

- Chodź tu. Pokażę wam sztuczkę. - niespodziewanie sanitariusz przerwał tą zabawę i przywołała do siebie swoją partnerkę. Na zachętę złapał ją za ramię i pomógł zająć właściwą pozycję. Betty też z zaciekawieniem obserwowała jak paramedyk kładzie Lamię na nią tak, że w końcu jedna leżała plecami na froncie tej drugiej.

- O tak, pokażę wam sztuczkę. - Darko zachichotał i wsunął się w Lamię. I teraz zaczął ją pompować tak samo jak przed chwilą Betty. Teraz Lamia miała tuż nad sobą jego tors i twarz a tam w środku czuła też jego. Jak ją posuwa bez opamiętania.

Leżak trzeszczał coraz bardziej ostrzegawczo, zgrzytając z częstotliwością karabinu, ale żadne z trójki zalegającym na nim ciał tego nie rejestrowało. Po odpowiednim podźganiu rozpalonym prętem, medyk w końcu wziął się do porządnej pracy, zamiast bumelanctwa i efekty od razu dało się zauważyć, a jeszcze mocniej odczuć. Przy tym co z nią wyprawiał, Mazzi nie mogła już udawać że się boczy i zgrywać obrażonej, znudzonej Księżniczki. Z obłędem w oczach wpatrywała się w skaczącą ponad jej głową twarz, przy każdym zderzeniu ich bioder wydajac z siebie głuche sapnięcie któremu wtórował trzask leżaka.
- Jednak… coś umiesz - wymruczała, puszczając mu oko, a potem rozłożyła się wygodniej na torsie pielęgniarki. Dłonie saper do tej pory na oślep chwytające ramiona u góry, teraz wróciły na trzęsące się, piersi, ugniatając je i podszczypując. Jęczała przy tym głośno i gardłowo, olewając co pomyśli Steve, albo ktokolwiek inny. Patrzyła saniemu prosto w oczy, miaucząc jak kotka w środku rui, aby go zmotywować do dalszego działania i tego, aby nie przestawał. Ucisk w dole brzucha narastał powoli, powietrze nie chciało napełniać płuc w pełni, a gorąca skóra obojga partnerów prawie wywoływał poparzenia pierwszego stopnia.

Betty coś zamruczała z aprobatą. Coś zachęcającego. Wcale nie przeszkadzało jej to, że Lamia na niej leży jak na żywym materacu. Ani, że gdzieś nad nimi obiema sapie i postękuje spocony komandos dorzucając swoją porcję masy i ruchu. Wręcz przeciwnie. Wyglądało na to, że taka zabawa pasuje jej na 102.

Dłonią nakierowała policzek swojej ulubienicy w bok by usta mogły zetknąć się z ustami. I zaraz potem jej dłonie zaczęły stymulować piersi swojej kochanki. Przesuwały się potem w górę, w kierunku jej szyi i twarzy. Albo w dół. Po rozedrganym brzuchu i jeszcze niżej, na podbrzusze. Albo wyżej. Na ramię, pierś i twarz podrygującego nad nimi mężczyzny. Sama też musiała w pełni przeżywać tą leżakową przygodę. Mazzi czuła pod sobą jej brzuch i piersi jak szybko oddychają i się ruszają nie dając zapomnieć, że pod nią jest ktoś żywy.

No i był jeszcze ten trzeci element tego zestawu. Don okazał się całkiem niezły w te klocki. Widocznie nie tylko ze Stevem umiał wspólnie razić i dźgać gościnne otworki. Gdy się trafiła okazja to albo całował którąś z dłoni jaka wylądowała na jego twarzy. Albo pozwalał się dotykać bez skrępowania. Albo częstował się tak ładnie prezentowanymi piersiami i ustamii Lamii. Tak ładnie eksponowanymi przez nią samą jak i okularnicę.

Ale głównie koncentrował się na nadaniu zabawie odpowiedniego rytmu. Szybko pompował i szybko zmieniał obiekt pompowania prezentując tą podwójną sztuczkę. Raz wbijał się w leżącą na wierzchu Lamię by ją odpowiednio pobudzić do działania. A gdy robiło się naprawde ciekawie wychodził z niej i wracał do Betty. Wówczas okularnica na trochę jakby traciła wątek gdy rozbrajała ją taka zabawa i Lamia miała okazję by się wykazać aktywnością.

- Odwróć… Odwróć się… Chcę cię widzieć… - wysapała Betty gdy chyba u niej też już nie było tak daleko do momentu kulminacyjnego. Darko albo posłuchał tej prośby albo po prostu jemu też to pasowało. Akurat i tak był wewnątrz tej na dole. Więc złapał za tą na górze i bez ceregieli przetarabanił ją na drugą stronę. Tak, że teraz obie kochani znalazły się twarzą do siebie, jedna nad drugą. I chwilę potem ta na górze znów poczuła jak ich wspólny kochanek do niej i w nią wraca.

- No cześć… - saper mruknęła wesoło, uśmiechając się średnio obecnie, zanim nie przywarła ustami do ust okularnicy, obejmując jej twarz dłońmi. gładziła ją po policzkach, skroniach i włosach, aby w którymś momencie wcisnąć jedną rękę między ich ciała. Na oślep odnalazła mokre od potu i soków biodra, gdzie zagłębiła palce, dodając swoje trzy grosze do przyjemności kochanki. Nie przestawała, póki sani nie wyszedł z niej i nie wrócił w Betty, wtedy też we dwoje doprowadzili pielęgniarkę do charakterystycznych spazmów i dreszczy. Wreszcie wspólnie, zgodnie i bez słownych potyczek.

Okularnica okazała się bardzo wdzięczną kochanką. O bardzo żywych reakcjach. Zupełnie jakby na tym etapie zaangażowania zapomniała, że przecież jest zimną, bezwzględną siostrą przełożoną z jaką nie ma żartów. Teraz za to była rozgrzana do czerwoności i reagowała jak najbardziej namiętna kochanka. Zacisnęła mocno szczęki i mimo podwójnego ciężaru na sobie wygięła się w łuk gdy pozostała dwójka na zmianę a nawet wspólnie tak jej dogadzali, że w końcu doszli razem do kulminacyjnego momentu. Chyba rzeczywiście ten potrójny szczyt zaczęła rozogniona pielęgniarka. Ale jakby wywołało to reakcję łańcuchową u pozostałej dwójki. W końcu wszyscy zaczęli jęczeć, sapać, skrzypieć i już nie było co jest akcją a co reakcją. Wszystko zlało się w jedno wielkie, mokre i gorące kłębowisko trzech splecionych ze sobą ciał.

- Żyjesz? - Lamia zorientowała się, że widzi nad sobą całkiem znajomą twarz z blond kędziorkiem na czole i krótką czupryną. Miała grymas ulicznego urwisa gdy się tak na nią pochylała. Żyć żyła. Czuła to całą sobą. Tak samo jak to błogie uczucie spełnienia jakie wciąż przyjemnie promieniowała gdzieś tam z trzewi na całą resztę ciała. Gdy spojrzała w bok ujrzała sponiewieraną Betty i Dona. Chyba wyglądali podobnie do niej.

- Spadliście z leżaka. Nic ci nie jest Lamia? - Eve zapytała łagodnym tonem i uśmiechem wskazując na jakieś metalowe, okryte materiałem kikuty. To chyba rzeczywiście był leżak. Tylko się “trochę” rozkraczył. Właściwie nawet coś na pograniczu świadomości saper rejestrowała jakieś trzaski i uczucie spadania. Ale tak się to zlało z falą przyjemności, że wydawało się jakoś mało rzeczywiste. No ale teraz faktycznie właściwie to leżeli na resztkach leżaka i podłodze. Ale jakoś nie czuła żadnych przykrych skutków tego upadku.

- Oh Księżniczko… - Betty podniosła się na tyle, że nachyliła się i wręcz z rozczuleniem pocałować usta swojej ulubienicy. - I ty Don, no no… - odwróciła się nieco wyżej by nachylić się nad leżącą Księżniczką i podobnie z uznaniem pocałować sanitariusza.

- No… Mówiłem wam… Że… No… Znam parę… No tych… Sztuczek… - Don próbował przyjąć ten bezczelny i błazeński styl jak zwykle. No ale tak świeżo po to trochę spazmatycznie mu to wychodziło. Ale wyglądał jakby przepełniała go satysfakcja i uczucie spełnienia.

- Widać… co z ciebie za typ - Mazzi odpowiedziała mu, nie podejmując jeszcze próby wstania do pionu. Zamiast tego oparła się o kasztankę, przytulając się do niej ufnie. - Czego się dotkniesz to popsujesz albo połamiesz… - dodała nostalgicznym tonem, przenosząc spojrzenie na Eve i pokręciła lekko głową - Nic mi nie jest… - zerknęła w dół po ciele - Wszystko na miejscu, a jak u ciebie? Przyniesiesz nam po drinku? Temu jełepowi też - poczochrała medyka po włosach - Niech ma, skoro raz mu wreszcie coś wyszło.

- Pewnie! - Eve z ulgą i radością pokiwała głową ale zanim wstała to jeszcze trochę nachyliła się niżej i szepnęła do nich konfidencjonalnie. - Ale byliście sexy! Aż mi się gorąco zrobiło. Wiecie jak trudno było tylko patrzeć? No dobra, idę po te drinki! - powiedziała radośnie i zanim jeszcze odeszła szybko i krótko pocałowała każde ze zdyszanych trzech ust. A potem wstała i znikła gdzieś między nagimi widzami. Właściwie jakoś teraz dopiero dało się zauważyć, że są jacyś widzowie. I to w większości znani i lubiani. Teraz też uśmiechali się do nich, komentowali, machali rękami czy rzucali jakieś rozbawione dowcipy. Więc chyba spektakl im się podobał i udał.

- Oj tak muszę wziąć coś dla ochłody. I złapania oddechu. - wysapała kasztanowłosa z wprawą obejmując swoją ulubienicę i przytulając do siebie. Pocałowała ją jeszcze w policzek i pozwoliła sobie na te parę chwil błogiego nic nie robienia.

- Bo to ten… cherlawy leżak był… Ale ej, sztuczka zajebista nie? - Don też podłapał pomysł z drinkami bo całkiem ochoczo pokiwał głową jak Lamia zamawiała drinki u Eve a potem chyba wypatrywał jej powrotu z tymi drinkami. Póki co jednak oczywiście musiał mieć ostatnie słowo. Popatrzył triumfalnie na swoje partnerki jakby oczekiwał teraz pochwał i aplauzu z ich strony.

Saper przybrała zdziwioną minę, mrugając parę razy z uprzejmym zainteresowaniem, chociaż wzrok miała wybitnie zmieszany. Jedna brew podjechała jej do góry, nieruchomiejąc w połowie czoła.
- Sztuczka? - spytała udając niepewność, a wzrok jej skakał od okularnicy do saniego - Jaka sztuczka? Coś się stało? - zrobiła zagubioną minę świeżo wyciśniętego z zamrażarki basseta, wachlując tragicznie rzęsami - Nie pamiętam aby działy się jakieś cuda… to ta amnezja - pokiwała smętnie głową, łypiąc na mężczyznę i chciała powiedzieć parę słów więcej, lecz nagle wyrosła przed nimi Eve z drinkami. Mazzi przyjęła od niej trzy szklanki, jedną od razu podając pielęgniarce, a drugą osuszając na jeden porządny łyk.
- Jesteś lekarzem, wiesz jak bywa - wróciła do smętnego tonu, podnosząc się na kolana, a potem z głuchym sapnięciem przeniosła się kawałek, pod rozwalonego żołnierza. Ze szklanką w ręku przerzuciła udo nad jego biodrami, siadając na nim okrakiem - Ciężkie bywa życie weterana… albo nie było o czym gadać, ani zapamiętywać, więc całe zdarzenie umknęło gdzieś bokiem, niezauważone i nieodnotowane. Drobny, mglisty detal przelewający się na samej granicy horyzontu - ściągnęła usta w dzióbek, a potem wzięła niewielkiego łyka z ostatniej szklanki, gapiąc się bez grama złośliwości w dół i wtedy ręka jej drgnęła, a po skórze od szyi, między piersiami, aż do brzucha popłynęła strużka kolorowego drinka.
- Motoryka też kuleje - westchnęła boleśnie.

Lamia widziała jak oczka ich wspólnego kochanka wodzą po tej trzeciej szklance. Zwłaszcza jak dość szybko okazało się, że to ostatnia pełna szklanka. Obie kochanki prawie z miejsca pochłonęły zawartość swoich szklanek lub zostały im jakieś końcówki. O tak, po tak intensywnym numerku to każdemu by chciało się pić. Don pewnie dlatego lekko zmarszczył brwi i popatrzył nieco oskarżycielskim spojrzeniem gdy już wyciągał dłoń po słusznie należną mu ostatnią szklankę a ta pozostała w rękach dziewczyny Steve’a i Eve. Do tego brwi skoczyły mu do góry gdy upiła łyk z jego szklanki. Ale okazało się, że refleks ma całkiem niezły. Gdy promilowa stróżka błyskawicznie pociekła po rozgrzanej i mokrej od potu kobiecej skórze mężczyzna zareagował całkiem szybko.

- Nie rozlewaj! - syknął do niej na wpół z rozbawienia albo i obawy, że ominie go kolejka na swój własny trunek. Ale z tego naturalnego naczynia też jak się okazało umie pić. Szybko złapał za biodra i boki saper po czym ustami i językiem zaczął spijać ściekającą wilgoć. Stopniowo unosił się do góry i do pionu aż wreszcie zrównał się z nią twarzą.

- Daj to. Tylko rozlewasz. Kompletnie nie umiesz się tym bawić. Pokażę ci jak to się robi. - powiedział znów tym bezczelnym, zawadiackim tonem wykonując dłonią przyzywający gest w stronę już nie tak pełnej szklanki.

Dziewczyna przekrzywiła głowę, gapiąc się na niego, jakby go widziała pierwszy raz w życiu. Przeczył temu mocniejszy ucisk ud wokół męskich bioder gdzieś piętro niżej.
- Kolejna sztuczka? - spytała, nie kwapiąc się do oddania szklanki przez chwilę. Wreszcie jednak szkło powędrowało gdzie trzeba - Pokaż, może tę warto będzie zapamietać.

- Więc tak, najpierw bierzesz szklankę… - Don odebrał wreszcie swoje szkło i lekko je uniósł do góry jakby naprawdę prowadził jakąś poważną prezentację. - Najważniejsze to dobrze zacząć. - pokiwał mądrze głową po czym upił wreszcie łyk z własnej szklanki. I przełknął z prawdziwą ulgą. Z miejsca zrobiło się trochę mniej niż połowa zawartości. - No i jeszcze ważniejsze jest by należycie skończyć. - dodał podobnym tonem i upił kolejny łyk kończąc zawartość szklanki po czym rozłożył na bok ręce na znak, że sztuczka skończona uśmiechając się promiennie. Z boku gruchnęła salwa męskich śmiechów.

- On tak kiedyś zrobił! Takiemu mięśniakowi! Jak byliśmy w jakimś barze! Wypił jego piwo na jego oczach! - zarechotał któryś z komandosów wyjaśniając co ich tak rozbawiło w tej sztuczce ich kolegi. Ten uśmiechnął się skromnie lekko pochylając głowę jak na artystę po skończonym przedstawieniu wypadało.

- Och, naprawde? - Lamia zrobiła zdziwioną minę, patrząc na saniego z uwagą - Więc to prawda… kręcą cię dobrze zbudowani, przystojni mężczyźni… ale jak zwykle zepsułeś i pewnie jeszcze żaden z was mu nie powiedział, co? - popatrzyła z wyrzutem po kumplach medyka i na koniec znów patrzyła na niego, tyle że współczująco - Donnie, kochanie… jeśli ktoś ci się podoba i jesteście w barze… oczywiście, że pijesz z nim piwo, ale do cholery nie jego. Co jeszcze temu mięśniakowi robiłeś, hmm? - powachlowała rzęsami z miną wcielenia niewinności.

- Dzielnie zaatakował twarzą jego pięść! - zawył z dzikiej radochy któryś z kolegów zanim Don zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Ten posłał mu wyniosłe, krytyczne spojrzenie na znak, że jest ponad takim prymitywnym pospólstwem.

- No! I było fajnie. Już wyjąłem maczetę i miałem zrobić co trzeba… A Krótki znów mi nic nie pozwolił zrobić… - Dingo wpadł w słowo całkiem zręcznie i zanosiło się, że skoro pojawił się wątek maczet to opowieść nabierze rumieńców. Ale skończyło się na nieukrywanym zawodzie i żalu Indianina który odnalazł dowódcę wśród gawiedzi i poczęstował go tym rozczarowanym spojrzeniem.

- Zabrałem ci maczetę. Ale poza tym nie przeszkodziłem ci działać. - Steve spokojnie przypomniał detal tamtego zdarzenia co brzmiało jak klasyczna bójka w barze. Chociaż w klasycznych bójkach w barze to raczej nie używało się maczet.

- No! I ja potem wpadłem w tego mięśniaka! Duży był! Właśnie sprawdzał jak twarz Dona pasuje do stołu. Ale ja go uratowałem bo wpadłem w tego dużego. Ale była walka! Mocny był! Silny! Ale była walka! - Indianin po tym chwilowym okazaniu zawodu na swojego dowódcę który jak zwykle się wtrącał i psuł najlepszą zabawę to znów wrócił z werwą do przerwanej opowieści. Niby zaczął to opowiadać Lamii ale szybko jakoś opowieść rozlała się po całym towarzystwie. Teraz już wszyscy chyba słuchali kto, kogo, jak i w jakiej pozycji podczas tamtej bójki. A każdy z chłopaków dokładał jakąś swoją cegiełkę.

- Ty mnie uratowałeś?! To był celowy manewr! Przykułem ich uwagę byście mieli przewagę matoły! - Donnie też się zapalił do tej opowieści ale widocznie nie pasowała mu rola biernej ofiary więc dorzucił coś od siebie by nie było, że nie grał pierwszych skrzypiec.

Śmiech Mazzi zlał się w jedno ze skrzypieniem podnoszonych do pionu kości. Rechotała wesoło, słuchając jak to chłopcy poszli do baru i po pijaku szukali guza, którego oczywiście znaleźli, bo przecież nie mogło być nudno, buro i sztampowo, a nic tak nie poprawia nastroju. naładowanym tesosteronem samcom, jak porżadna bijatyka.
- To czekajcie… biliście go we czterech? - spytała, gdy trochę się uspokoiła, kończąc proces wstawania. Zaraz jednak się poprawiła, łypiąc w dół na wyszczekanego porucznika - We trzech, bo on wycierał Donniem blat. - parsknęła, podchodząc do Indianina i stając na palcach pocałowała go w policzek, obejmując zaraz potem - Niedobry Steve… ciagle ci zabiera te maczety. Dostaniesz jedną pod choinkę i tak ją schowamy, że nigdy jej nie znajdzie i ci nie podwędzi, dobrze? - popatrzyła na niego wesoło, mrugając konspiracyjnie - Nie przejmuj się, to z zazdrości. Każdy wie, że maczety są najlepsze - dorzuciła, zwinnie odczepiajac się od masywnej sylwetki. Parę kroków później zaparkowała niewdzięcznemu, złodziejskiemu i zamordystycznemu dowódcy pod bokiem, obejmując go mocno w pasie.

- Od razu wiedziałem, że jesteś fajna. - Dingo popatrzył na nią z góry z ogromną dozą przyjaźni i wdzięczności jakby pierwsze wrażenie jakie miał wobec drobniejszej kobiety okazało się słusznie. W końcu jak lubiła maczety to musiała być fajna no nie?

- Za bójkę w barze to takie tam zakłócanie porządku. Nic poważnego. Ale jakbyś porąbał kogoś maczetą… - Krótki z wprawą przygarnął do siebie swoją ciemnowłosą dziewczynę i cierpliwie chciał wyjaśnić koledzę motywy swojego postępowania. Indianin w przeciwieństwie do Lamii jaką obdarzył właśnie ciepłym spojrzeniem na niego znów spojrzał z niespecjalnie ukrywaną urazą.

- Coś byś wymyślił. Jak zawsze. - burknął odpowiedź jakby tylko dobra i zła wola dowódcy wpływała na te ciągłe zakazy używania maczet.

- A tam to nie, nas było trochę i ich też. Oni byli z innej kompani, jeszcze trochę MP na przepustce to wtedy poszliśmy na całość. Ale była impreza. - Cichy jakoś się nawinął się w okolicę i razem z innymi dorzucił swoją cegiełkę do tej opowieści.

- No właśnie. Ale to ja zacząłem tą imprezę. - Don też się pozbierał i dołączył do nich nie pozwalając się zepchnąć w cień ani z głównego miejsca ani na miejscu ani w snutej opowieści.

- I co było dalej? - Eve wbiła się w towarzystwo zgrabnie wpasowując się w rolę sympatycznej kelnerki z tacą pełną drinków. Panowie a nawet Karen przemieszały się z paniami żwawo i na wyrywki opowiadając tamtą pamiętną bijatykę. Karen jak się okazało też dostała wciry od jakiejś zdziry. Chociaż jak twierdziła tamta miała ładną twarz której szkoda jej było zepsuć a poza tym wolałaby się z nią tarzać po podłodze przy zapasach innego rodzaju i całkiem innym celu. I tak towarzystwo pogrążyło się w opowieści tyleż chaotycznej co hałaśliwej jak co chwila ktoś sobie przerywał, dorzucał coś od siebie albo przekrzykiwał by wspomnieć jak komuś wtedy dokopał.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline