Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2020, 02:37   #211
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- W jakiej go wolimy pozycji Księżniczko? Siedząco, leżąco, na stojaka? - zapytała spokojnie jakby chodziło o wybór kurczaka na obiad w mięsnym.

- Byle już nie gadał, bo zaraz uszy mi odpadną - saper przytuliła dominę, kładąc jej głowę na ramieniu i razem obserwowały nieznośny element dekoracji basenu, szczerzący się do nich z całkiem niedaleka. - Trzeba mu czymś zatkać gębę, masz kochana jakiś pomysł? - łypnęła do góry, udając znudzenie - I dobrze byłoby mu związać łapy aby nimi nie machał, bo jeszcze sobie te przeszczepy połamie… - wyprostowała trochę kark, szepcząc kasztance do ucha, aż parsknęła, wracając do obserwacji saniego - Dobrze, gdyby ktoś go w końcu porządnie wygrzmocił i rozum z dupy do głowy przegnał.

- Całkowicie popieram taki plan. - Steve zgodził się od ręki na taki pomysł. Co zaowocowało radosnym rechotem reszty rozbawionych boltów. On sam więc i cała ta bezczelna zgraja “kolegów” została obdarzona krytycznym spojrzeniem oficera sanitarnego.

- Myślę, że coś da się z tym zrobić. - domina nawet gdy była naga jak cała reszta to i tak dominowała swoją dominującą aurą. Pocałowała czule usta swojej faworyty i zwróciła się do ich blond sekundantki. - Eve gołąbeczko czy mogłabyś mi znaleźć jakiś ręcznik? - zapytała ciepłym głosem.

- Już biegnę! - blondyna zgodziła się radośnie i bez wahania. Zwróciła się proszącym uśmiechem w stronę widowni a ta jak na wyścigi zaczęła grzebać za jakimś ręcznikiem.

- Ręcznik? - Donnie chyba się tego nie spodziewał. Bo zrobił nieco podejrzliwą minę. Ale widownia i Eve nie bardzo dali mu czas do namysłu.

- Już mam! - fotograf zamachała triumfalnie otrzymanym ręcznikiem i podała go okularnicy.

- Dziękuję ci Eve. - Betty oderwała się od Lamii biorąc do ręki ręcznik. Trzepnęła nim w powietrzu co zabrzmiało dziwnie głośno a przy okazji wyglądało jak trzepnięcie biczem we wprawnym ręku tresera. Przykuła uwagę Dona i nie tylko. A on sam miał już mocno podejrzliwy wygląd.

- Mówię ci. Sierżant to minimum. - mruknął cicho Steve korzystając z tego, ze na chwilę stali we trójkę gdy Betty podeszła do Darko.

- Rozgość się Donnie. Nie możemy się z Księżniczką doczekać abyś mógł nas obsłużyć. - rzekła okularnica uśmiechając się delikatnie a jednak drapieżnie.

- Nie, nie to wy mnie macie obsłużyć. I po co ci ręcznik? - Donnie znów miał niewyraźną minę. Jak za każdym razem ostatnio gdy udało mu się przykuć uwagę siostry przełożonej.

- Wybacz przejęzyczyłam się. Tak z przyzwyczajenia. A ręcznik już ci pokazuję. - kasztanowłosa domina podeszła już bezpośrednio do nagiego komandosa i machnęła dłonią jakby chodziło o zwykłe przejęzyczenie. Po czym popchnęła go bez ostrzeżenia zmuszając go by usiadł na leżaku. Po czym siadła na nim i z zawodową wprawą zaczęła owijać mu ręcznikiem nadgarstki improwizując pęta.

- Ale to z ręcznikiem tak można? - paramedyk miał minę jakby nie mógł się zdecydować czy powinien się cieszyć czy uciekać. Zerknął ponad ramieniem pielęgniarki na dwójkę sekundantów i ekspertkę od tych zasad 2:1.

- Nic nie było, że nie można używać ręczników. - przypomniał mu Krótki z zadowolonym uśmiechem. Di pokiwała twierdząco głową. A Betty skończyła w tym czasie mocować ręcznikowe więzy.

- Księżniczko. Podano na leżak. - Betty odwróciła się do ich trójki i zaprosiła swoją ulubienicę by dołączyła do zabawy.

- I co, nagle kurwa nie ma problemu z kwestiami wymiany zdań? - Mazzi prychnęła do Mayersa bez uśmiechu, cynicznie, gdy przechodziła obok, ale machnęła ręką, skoro pielęgniarka tak pięknie przygotowała im wspólny posiłek. W ramach podziękowania ujęła jej dłoń, pochylając się aby ją pocałować.
- Wolisz udko czy skrzydełko? - wyszczerzyła się zębato do drugiej kobiety.

- Skoro pytasz Księżniczko… - Królowa pozwoliła oddać sobie należną jej cześć, wstała z leżaka i stanęła obok pozwalając sobie podziwiać swoje dzieło i znów obejmując talię swojej faworyty. Donnie zaś znów wyglądał czy powinien się niecierpliwić by już zacząć te karesy czy powinien skorzystać z okazji by zdjąć ten głupi ręcznik co niby go krępował.

- Częstuj się Księżniczko. Ja sprawdzę czy nasz Donnie ma jakiekolwiek zdolności językowe. - Betty namyśliła się w końcu a może tylko udawała, że się namyśla. W każdym razie wskazała na cały dół paramedyka jaki oddawała do dyspozycji swojej faworyty. A sama była gotowa zająć się jego górą.

- Jakbyś Betty miała potem ochotę to mi też możesz sprawdzić zdolności językowe. Albo jakiekolwiek inne. - blond sekundantka delikatnie zamachała rączką cicho zgłaszając swoją kandydaturę póki jeszcze była okazja przed rozpoczęciem zabawy. Okularnica i część widowni roześmiała się wesoło i chyba tylko Darko niekoniecznie było do śmiechu.

- Rozważę twoją kandydaturę gołąbeczko. A teraz wybacz. Mam coś do sprawdzenia. - okularnica łaskawie odpowiedziała reporterce po czym stanęła okrakiem nad leżakiem. I jak to Laura mawiała, zaczęła opuszczać windę na twarz komandosa.

Z drugiej strony stanęła saper, czekając aż kasztanka umości się saniemu na twarzy, przy okazji zasłaniając widok. Oddychała powoli, biorąc w ryzy rosnącą irytację na rzecz złości. W ich aktualnej sytuacji złość była dobra, najlepsza.
- Od razu cisza - mruknęła, pochylając się nad nogami komandosa, opierając dłonie o kolana. Zgrzytnęła zębami, a potem kucnęła za jego biodrami, pochylając się jeszcze niżej, aż chwyciła go za kostki i pociągnęła do góry, opierając męskie stopy na swojej piersi.
- Ciekawe… już chyba wiem dlaczego faceci tak lubią taką perspektywę - powiedziała z przekąsem, patrząc w dół przez perspektywę owłosionych nóg, które rozchyliła na boki, sadowiąc się na kolanach między nim. Musiała na moment puścić jedną nogę, aby pomanewrować przy swoich biodrach, naprowadzając się na sterczącą rurę do intubacji. Mruczała przy tym nisko, łącząc ich ciała, a następnie znów chwyciła nogę bolta, zmuszając aby rozłożył je jeszcze szerzej i cofnęła biodra na próbę, aby szybko dobić się do niego. Zadziałało, uśmiechnęła się więc pod nosem i zaczęła pompowanie, dobijając się ze złością do bioder medyka jakby chciała go przewiercić, albo chociaż zgnieść od swojej strony.

Odgłosy wydawane przez Dona były z oczywistych względów nieco przytłumione. Ale z tego co się dało zrozumieć to takiego triku zaserwowanego przez bękarcicę chyba się nie spodziewał. Sam próbował łapać to za jedno, to drugie ciało gdy materiał leżaka ugniatał i wyginał się pod ciężarem splecionej ze sobą trójki ciał. Sam leżak też dodawał swoje zgrzyty do szybko oddychającej trójki. Darko leżał na tym leżaku z twarzą znikającą gdzieś pod podbrzuszem okularnicy. Samo podbrzusze jej, jego jak i oba fronty były dla podskakującej na nim Lamii całkiem dobrze widoczne. Widziała jak kasztanka uśmiecha się z zadowoleniem. Albo jak przysuwa się do niej by na chwilę móc się z nią pocałować. Obie dzieliły tego samego mężczyznę, leżak i przyjemność. Nawet jeśli każda z nich z innej strony. I zabawa zaczęła się rozkręcać na dobre.

Co prawda nadal Mazzi nie ogarniała jak niby ich zabawy mają w jakikolwiek sposób wyłonić zwycięzcę, nieważne na jaki zestaw trafi i kto wyląduje na stole. Albo podłodze. Lub innym meblu lub fragmencie otoczenia. Tyle dobrego, że chodziło o kogoś kogo lubiła, więc tu dało się powygłupiać dla samego wygłupu, choć złość i niesmak pozostawały. Aby nie psuć sobie bardziej chwili, zignorowała całe otaczające towarzystwo, skupiając uwagę na pielęgniarce. Łapiąc mocniej za kostki saniego, wychyliła się do przodu i nie zaprzestając szybkiego tempa, pocałowała ją czule.

Przez te szybkie tempo całowanie się z kimś było trochę niewygodne. Ale to ani jednej, ani drugiej kobiecie zdawało się nie przeszkadzać. Betty wydawała się być w pełni zadowolona z takich widoków i doznań serwowanych przez pozostałą dwójkę. Co sądził mężczyzna rozłożony na leżaku trudno było zgadnąć. Ale jakoś nie zdradzał chęci ucieczki czy stawiania oporu. Towarzystwo dookoła skoncentrowało się wokół leżaka albo komentując na głos, dopingując czy jak to któryś z chłopaków nawet zaczął robić zakłady. Bawili się tak do momentu gdy Diane nie dała znak do zmiany.

- Dobra to teraz zamiana! - zawołała rozweselona motocyklistka wesoło do tego gestykulując dłońmi. - Teraz wy oboje obsługujecie Betty. - zawyrokowała jak to ma być z tą zamianą. Okularnica zeszła z leżaka i Dona a ten mógł ukazać się publiczności i dwóm partnerkom tej zabawy.

- To teraz my ciebie? - zapytał podnosząc się do pionu i zerkając to na jedną to na drugą partnerkę przy okazji wzmacniając słowa gestykulacją palcową.

- Tak, teraz wy robicie dobrze Betty. A potem ty i Betty zajmiecie się Lamią. - Indianka pokiwała głowa na znak jaki ma wyglądać ta sztafeta.

Mazzi wzruszyła ramionami, krzywiąc się do kompletu.
- No świetnie, a potem wynik ogłoszony zostanie korespondencyjnie w wyborach niejawnych? - naraz uśmiechnęła się uroczo, patrząc na Indiankę - Czy jak w starych teleturniejach kto głośniej klaszcze? Chujem wieje jak robisz zawody bez reguł. Albo się bawimy bez dorabiania filozofii - prychnęła, przenosząc wzrok na Dona i uniosła brew, dając dłonią znak, żeby się ustosunkował.

- Zobaczymy kto z was najpóźniej odpadnie. Don się zapierał, że da radę dwóm dziewczynom na raz. Nawet tobie i Betty. No to zobaczymy, może i da radę. Ale, żeby nie było kantów i każdy miał uczciwe szanse no to stąd te zmiany. Za każdym razem dwójka obsługuje tą trzecią stronę. Kto się spuści ten odpada. - Indianka po kolei pokazywała każdą z tej trójki i tłumaczyła co i jak.

- Tylko tyle? No to nie wiem… Może dacie dziewczynom kogoś do pomocy? We dwie to mogą nie dać rady. - Darko nie tracił rezonu i popatrzył ironicznie na dwójkę współzawodniczek.

- Też tak sądzę - Mazzi pokiwała smutno głową, zakładając do kompletu ramiona na piersi i patrzyła zadumana na przeciwnika - Przydałby się ktoś, kto nas w trakcie obudzi, albo po wszystkim i zajmie porządnie - zrobiła parę kroków do przodu, stając tuż przed mężczyzną - Zmyje niesmak po paralityku… ale to będziemy myśleć po wszystkim, teraz wysil głowę i pokaż żeś ten lalkarz-mózgowiec umiejący coś więcej niż szczekanie pod płotem - wykręciła kark w kierunku pielęgniarki - Mamy audiencję u łaskawej pani, nie przynieś mi wstydu, ani nie marnuj jej czasu.

- Dziewczyno do kogo ta mowa? - Darko stanął obok swojej partnerki i obdarzył ją ironicznym spojrzeniem i uśmiechem. Przed nimi stała Betty którą wspólnie mieli się teraz zająć zgodnie z tym co mówiła Diane. Okularnica stanęła w iście królewskiej pozie, z dumnie uniesioną głową i dłońmi opartymi na własnych biodrach. Po czym wysunęła jedną dłoń aby zacząć tą audiencję a poddani mogli oddać jej należny hołd.

Pierwsza podeszła do niej saper, kłaniając się i całując szarmancko dłoń, a gdy się wyprostowała, przeszła jej za plecy, obejmując od tyłu.
- Do lesera - mruknęła kąśliwie, dłońmi rozpoczynajac powolne wodzenie po froncie kasztanki. Zaczęła od brzucha i sunęła do góry, do piersi. Które ujęła w dłonie od spodu, trzymając je jakby były parą dojrzałych pomarańczy.

- O tak, Księżniczko, właśnie tak. - okularnica wyglądała na zadowoloną z takiego zachowania i obsługi przez swoją ulubienicę. Przymknęła oczy a na ustach zagościł jej uśmiech zadowolenia. Widząc to Don chciał skorzystać z okazji i sprawdzić jakość tak ładnie prezentowanych atutów kasztanowłosej. Ale z pominięciem protokołu królewskiego. Co spotkało się ze stanowczym protestem Jej Majestatu.

- Oj, chyba o czymś zapomniałeś Don. - kasztanka zastopowała nagiego komandosa tak skutecznie jakby ten trafił na niewidzialną ścianę. I nie istniała różnica masy i gabarytów między nimi. Uniosła swoją królewską dłoń wyżej prawie pod same usta Darko.

- No na serio? - Don prychnął z niedowierzaniem patrząc na podstawioną dłoń a potem na twarz jej właścicielki.

- Oj chyba nie jestem z ciebie zadowolona Don. - królowa pokręciła głową lekko unosząc brew. A jakby dla kontrastu sięgnęła dłonią za siebie aby zanurzyć dłoń w prawie czarne włosy jakie były tuż za nią.

- Jak tak to Donie odpadasz. - Indianka stanęła obok i jako specjalistka od zasad tej zabawy poinformowała o tym wojskowego paramedyka.

- Co?! Nie no… No dobra… - sanitariusz jęknął boleśnie na takie głupie zasady ale nie chcąc przegrać ujął dłoń i ją pocałował.

- Mężczyźni… - w westchnieniu saper przebrzmiało zmęczenie. Bawiła się piersiami kasztanki, całując jej kark i jej ramię - Zawsze to samo, nudna sztampa. Jeśli nie pokażesz palcem to nie wpadnie co i jak… spójrz na niego. Ciekawe kiedy się weźmie do roboty, o ile ma jakąkolwiek dozę fantazji w sobie.

- Eeejjj! Co ja!? - Don zaprotestował żwawo patrząc na twarz wystającą ponad królewskim barkiem. - Mieliśmy być partnerami nie? - przypomniał Lamii jakie mieli zasady tej tury zabawy.

- Oj Don, jak na razie z obsługi Księżniczki jestem bardzo zadowolona. - Betty wtrąciła sie w tą dyskusję. Odwróciła głowę by móc się pocałować ze swoją faworytą. Z bliska Lamia wyczuła nie tylko smak jej ust ale też żarliwość i pożądanie wyczuwalne tak w spojrzeniu jak i samym pocałunku.

Sanitariusz machnął ręką i prawie wszedł na trzeciego. Stanął tuż przez okularnicą i zaczął całować jej policzek. Całował ją dotąd aż się odwróciła w jego stronę i dała całować swoje usta. Przez chwilę tak stali ściśnięci we trójkę całując się i będąc całowanymi. Betty z Donem, potem Don z Lamią w zawsze to trzecie było tuż przy pozostałej dwójce widząc i prawie czując jak się wymieniają tymi emocjami i pocałunkami. Do ust doszły dłonie które zaczęły wodzić po ciele własnym i nie tylko. A temperatura zaczęła rosnąć gdy każdy z trzech elementów nakręcał dwa pozostałe jednocześnie przyjmując od nich pozytywną i podniecającą energię.

Irytacja saper zelżała, odrobinę ale zawsze. Ciężko było się boczyć mając obok łaskawą panią i wyszczekanego oficera, który na tę okazję wzorem kumpla wyższego szarżą, wylał na siebie całkiem niezłą wodę kolońską. Reszta otoczenia zeszła na dalszy plan, liczyły się dwa ciała obok i to trzecie, splatające z nimi kończyny. Pocierajace wrażliwą skórą, o skórę mokrą od wody i potu. Mazzi wtapiała się w nie powoli, szczególnie te kobiece, przyklejone plecami do jej frontu. Znalazło się też miejsce dla wysokiego, barczystego blondyna.
- Pokaż czego cię tam uczyli na tym kursie dla oficerów, Donnie - wymruczała ochryple prosto w jego usta, wychylając się nad ramieniem pielęgniarki. Jednocześnie jej dłonie z kobiecych piersi przeparadowały na męską pierś, aby tam kciukami podrażniać sutki.

- Pewnie. Najważniejsze są dwie operacje. - sani już nieźle rozgrzany po wcześniejszym etapie teraz nie tracił swojej bezczelnej otoczki. Oderwał się na chwilę od kobiecych ust jakby miał zacząć jakieś ćwiczenia teoretyczno - praktyczne.

- A jakieś to operacje? - Lamia musiała stanowić całkiem solidne i przyjemne w dotyku oparcie dla całych tyłów Betty jakie miały kontakt z jej przodem. Piersi przyjemnie wgniatały się w plecy a pośladki o jej biodra, uda i podbrzusze. Do tego ułożyła swoją głowę obok głowy swojej faworyty przyjemnie ocierając się policzkiem o policzek. Dłonie dominy nakierowały dłonie faworyty na królweski brzuch i piersi. Właśnie te ostatnie zwróciły uwagę ich partnera w tej zabawie.

- Po pierwsze masaż piersi. - Don popatrzył na te kobiece piersi tak ładnie prezentujące się w dłoniach drugiej kobiety. Na ich twarze ledwo zwrócił uwagę gdy przystąpił do demonstracji. Zresztą widownię też to chyba rozbawiło bo ktoś się roześmiał, zagwizdał albo krzyknął coś rubasznego. A tymczasem Don zaczął ten masaż piersi. Ugniatał je, masował, pieścił drapał, podrażniał może nie do końca zgodnie ze sztuką medyczną ale za to bardzo pomysłowo. A jak jeszcze do dłoni doszły jego usta i dłonie to już w ogóle zrobiło się ciekawie.

- I jak ci się podoba ta operacja Księżniczko? - zapytała cicho Królowa wprost do ucha swojej ulubienicy.

- Nudna… - dziewczyna przyznała bez cienia entuzjazmu, schodząc własnymi dłońmi po brzuchu kasztanki, aż doszła między jej uda - Gdyby nie ty, pewnie bym tu usnęła. Dobrze że jesteś - pocałowała ją czule i dorzuciła - Myślałam że jednak czegoś ich tam uczą, rozczarowanie.

Okularnica roześmiała się rozbawiona taką odpowiedzią. I obdarowała swoją Księżniczkę kolejnym pocałunkiem. Takim długim i z dogłębną wymianą językową, zapachem jabłkowego szamponu w nozdrzach i dłonią zanurzoną w ciemne włosy partnerki.

- Drugą operacją jest metoda usta - usta. Lub czasem zwana wargi - wargi. - Don posłał im do góry cierpkie spojrzenie przypominając o swoim istnieniu. A jego dłonie i usta zeszły w dół płaskiego brzucha pielęgniarki i tam spotkały się z dłonią Mazzi która już tam manewrowała od paru chwil. Teraz także i dłonie komandosa dołączyły do tej kobiecej rączki a okularnica postawiła stopę na leżaku aby ułatwić im dostęp do siebie.

- A ty jak już masz się do czegoś przydać to zabierz się za tyły. - Darko uśmiechnął się bezczelnym uśmieszkiem zadzierając do góry głowę aby spojrzeć na twarz Lamii.

- Ciekawy pomysł Księżniczko. - okularnica odwróciła twarz w stronę swojej ulubienicy na ile mogła by popatrzyć na nią z zaciekawionym spojrzeniem i uśmiechem.

- Jak? - saper podniosła brew. - To twoja część przedstawienia, nie będę myśleć za ciebie.

- Chodź tu. - Darko mruknął łapiąc za nadgarstek Lamii i sprawnie sprowadzając ją do parteru obok siebie. - Zajmij się tym. - Odsunął się od stojącej okularnicy i zrobił miejsce dla swojej partnerki w tej sztafecie. Na zachętę nakierował jej twarz na podbrzusze stojącej. Sam też wstał i zajął się zwolnionymi ustami Betty. - Tym też. - klęczącej Mazzi podstawił także swój sprzęt do obsługi. Teraz musiała pracować na dwa fronty. Zresztą nie trwało to zbyt długo. Don prawie włożył okularnicę do leżaka a sam zajął się jej penetracją. Zostawiając górę zasapanej kasztanowłosej do dyspozycji jej faworyty.

Ta korzystała z tego chętnie, zarówno dłońmi jak i ustami oraz językiem. Gładziła miękkie, kobiece ciało, ugniatała je, pieściła wargami, albo podszczypywała zębami, pilnując aby tempo dostosować do tego nadawanego przez saniego. Bawiła się górną połową kasztanki, chcąc dać jej tyle przyjemności, ile mogła z tego zejścia wyciągnąć.

Kobieta o kasztanowych włosach próbowała się rewanżować swojej ulubienicy ale trochę słabo jej to wychodziło. Pompowana intensywnie przez Dona nie bardzo mogła skupić się na czymś bardziej niż na oddaniu pocałunku albo zachęcającym jękiem reagując na zabawy swoimi piersiami. I jej i jego. Don zaś z obłędem w oczach bezustannie sapał i stękał tak samo jak pielęgniarka w tym rytmie jaki ich łączył. Oboje zdradzali objawy zapamiętania nie zwracając uwagi na resztę gości. A leżak jęczał i trząsł się razem z całą trójką.

- Chodź tu. Pokażę wam sztuczkę. - niespodziewanie sanitariusz przerwał tą zabawę i przywołała do siebie swoją partnerkę. Na zachętę złapał ją za ramię i pomógł zająć właściwą pozycję. Betty też z zaciekawieniem obserwowała jak paramedyk kładzie Lamię na nią tak, że w końcu jedna leżała plecami na froncie tej drugiej.

- O tak, pokażę wam sztuczkę. - Darko zachichotał i wsunął się w Lamię. I teraz zaczął ją pompować tak samo jak przed chwilą Betty. Teraz Lamia miała tuż nad sobą jego tors i twarz a tam w środku czuła też jego. Jak ją posuwa bez opamiętania.

Leżak trzeszczał coraz bardziej ostrzegawczo, zgrzytając z częstotliwością karabinu, ale żadne z trójki zalegającym na nim ciał tego nie rejestrowało. Po odpowiednim podźganiu rozpalonym prętem, medyk w końcu wziął się do porządnej pracy, zamiast bumelanctwa i efekty od razu dało się zauważyć, a jeszcze mocniej odczuć. Przy tym co z nią wyprawiał, Mazzi nie mogła już udawać że się boczy i zgrywać obrażonej, znudzonej Księżniczki. Z obłędem w oczach wpatrywała się w skaczącą ponad jej głową twarz, przy każdym zderzeniu ich bioder wydajac z siebie głuche sapnięcie któremu wtórował trzask leżaka.
- Jednak… coś umiesz - wymruczała, puszczając mu oko, a potem rozłożyła się wygodniej na torsie pielęgniarki. Dłonie saper do tej pory na oślep chwytające ramiona u góry, teraz wróciły na trzęsące się, piersi, ugniatając je i podszczypując. Jęczała przy tym głośno i gardłowo, olewając co pomyśli Steve, albo ktokolwiek inny. Patrzyła saniemu prosto w oczy, miaucząc jak kotka w środku rui, aby go zmotywować do dalszego działania i tego, aby nie przestawał. Ucisk w dole brzucha narastał powoli, powietrze nie chciało napełniać płuc w pełni, a gorąca skóra obojga partnerów prawie wywoływał poparzenia pierwszego stopnia.

Betty coś zamruczała z aprobatą. Coś zachęcającego. Wcale nie przeszkadzało jej to, że Lamia na niej leży jak na żywym materacu. Ani, że gdzieś nad nimi obiema sapie i postękuje spocony komandos dorzucając swoją porcję masy i ruchu. Wręcz przeciwnie. Wyglądało na to, że taka zabawa pasuje jej na 102.

Dłonią nakierowała policzek swojej ulubienicy w bok by usta mogły zetknąć się z ustami. I zaraz potem jej dłonie zaczęły stymulować piersi swojej kochanki. Przesuwały się potem w górę, w kierunku jej szyi i twarzy. Albo w dół. Po rozedrganym brzuchu i jeszcze niżej, na podbrzusze. Albo wyżej. Na ramię, pierś i twarz podrygującego nad nimi mężczyzny. Sama też musiała w pełni przeżywać tą leżakową przygodę. Mazzi czuła pod sobą jej brzuch i piersi jak szybko oddychają i się ruszają nie dając zapomnieć, że pod nią jest ktoś żywy.

No i był jeszcze ten trzeci element tego zestawu. Don okazał się całkiem niezły w te klocki. Widocznie nie tylko ze Stevem umiał wspólnie razić i dźgać gościnne otworki. Gdy się trafiła okazja to albo całował którąś z dłoni jaka wylądowała na jego twarzy. Albo pozwalał się dotykać bez skrępowania. Albo częstował się tak ładnie prezentowanymi piersiami i ustamii Lamii. Tak ładnie eksponowanymi przez nią samą jak i okularnicę.

Ale głównie koncentrował się na nadaniu zabawie odpowiedniego rytmu. Szybko pompował i szybko zmieniał obiekt pompowania prezentując tą podwójną sztuczkę. Raz wbijał się w leżącą na wierzchu Lamię by ją odpowiednio pobudzić do działania. A gdy robiło się naprawde ciekawie wychodził z niej i wracał do Betty. Wówczas okularnica na trochę jakby traciła wątek gdy rozbrajała ją taka zabawa i Lamia miała okazję by się wykazać aktywnością.

- Odwróć… Odwróć się… Chcę cię widzieć… - wysapała Betty gdy chyba u niej też już nie było tak daleko do momentu kulminacyjnego. Darko albo posłuchał tej prośby albo po prostu jemu też to pasowało. Akurat i tak był wewnątrz tej na dole. Więc złapał za tą na górze i bez ceregieli przetarabanił ją na drugą stronę. Tak, że teraz obie kochani znalazły się twarzą do siebie, jedna nad drugą. I chwilę potem ta na górze znów poczuła jak ich wspólny kochanek do niej i w nią wraca.

- No cześć… - saper mruknęła wesoło, uśmiechając się średnio obecnie, zanim nie przywarła ustami do ust okularnicy, obejmując jej twarz dłońmi. gładziła ją po policzkach, skroniach i włosach, aby w którymś momencie wcisnąć jedną rękę między ich ciała. Na oślep odnalazła mokre od potu i soków biodra, gdzie zagłębiła palce, dodając swoje trzy grosze do przyjemności kochanki. Nie przestawała, póki sani nie wyszedł z niej i nie wrócił w Betty, wtedy też we dwoje doprowadzili pielęgniarkę do charakterystycznych spazmów i dreszczy. Wreszcie wspólnie, zgodnie i bez słownych potyczek.

Okularnica okazała się bardzo wdzięczną kochanką. O bardzo żywych reakcjach. Zupełnie jakby na tym etapie zaangażowania zapomniała, że przecież jest zimną, bezwzględną siostrą przełożoną z jaką nie ma żartów. Teraz za to była rozgrzana do czerwoności i reagowała jak najbardziej namiętna kochanka. Zacisnęła mocno szczęki i mimo podwójnego ciężaru na sobie wygięła się w łuk gdy pozostała dwójka na zmianę a nawet wspólnie tak jej dogadzali, że w końcu doszli razem do kulminacyjnego momentu. Chyba rzeczywiście ten potrójny szczyt zaczęła rozogniona pielęgniarka. Ale jakby wywołało to reakcję łańcuchową u pozostałej dwójki. W końcu wszyscy zaczęli jęczeć, sapać, skrzypieć i już nie było co jest akcją a co reakcją. Wszystko zlało się w jedno wielkie, mokre i gorące kłębowisko trzech splecionych ze sobą ciał.

- Żyjesz? - Lamia zorientowała się, że widzi nad sobą całkiem znajomą twarz z blond kędziorkiem na czole i krótką czupryną. Miała grymas ulicznego urwisa gdy się tak na nią pochylała. Żyć żyła. Czuła to całą sobą. Tak samo jak to błogie uczucie spełnienia jakie wciąż przyjemnie promieniowała gdzieś tam z trzewi na całą resztę ciała. Gdy spojrzała w bok ujrzała sponiewieraną Betty i Dona. Chyba wyglądali podobnie do niej.

- Spadliście z leżaka. Nic ci nie jest Lamia? - Eve zapytała łagodnym tonem i uśmiechem wskazując na jakieś metalowe, okryte materiałem kikuty. To chyba rzeczywiście był leżak. Tylko się “trochę” rozkraczył. Właściwie nawet coś na pograniczu świadomości saper rejestrowała jakieś trzaski i uczucie spadania. Ale tak się to zlało z falą przyjemności, że wydawało się jakoś mało rzeczywiste. No ale teraz faktycznie właściwie to leżeli na resztkach leżaka i podłodze. Ale jakoś nie czuła żadnych przykrych skutków tego upadku.

- Oh Księżniczko… - Betty podniosła się na tyle, że nachyliła się i wręcz z rozczuleniem pocałować usta swojej ulubienicy. - I ty Don, no no… - odwróciła się nieco wyżej by nachylić się nad leżącą Księżniczką i podobnie z uznaniem pocałować sanitariusza.

- No… Mówiłem wam… Że… No… Znam parę… No tych… Sztuczek… - Don próbował przyjąć ten bezczelny i błazeński styl jak zwykle. No ale tak świeżo po to trochę spazmatycznie mu to wychodziło. Ale wyglądał jakby przepełniała go satysfakcja i uczucie spełnienia.

- Widać… co z ciebie za typ - Mazzi odpowiedziała mu, nie podejmując jeszcze próby wstania do pionu. Zamiast tego oparła się o kasztankę, przytulając się do niej ufnie. - Czego się dotkniesz to popsujesz albo połamiesz… - dodała nostalgicznym tonem, przenosząc spojrzenie na Eve i pokręciła lekko głową - Nic mi nie jest… - zerknęła w dół po ciele - Wszystko na miejscu, a jak u ciebie? Przyniesiesz nam po drinku? Temu jełepowi też - poczochrała medyka po włosach - Niech ma, skoro raz mu wreszcie coś wyszło.

- Pewnie! - Eve z ulgą i radością pokiwała głową ale zanim wstała to jeszcze trochę nachyliła się niżej i szepnęła do nich konfidencjonalnie. - Ale byliście sexy! Aż mi się gorąco zrobiło. Wiecie jak trudno było tylko patrzeć? No dobra, idę po te drinki! - powiedziała radośnie i zanim jeszcze odeszła szybko i krótko pocałowała każde ze zdyszanych trzech ust. A potem wstała i znikła gdzieś między nagimi widzami. Właściwie jakoś teraz dopiero dało się zauważyć, że są jacyś widzowie. I to w większości znani i lubiani. Teraz też uśmiechali się do nich, komentowali, machali rękami czy rzucali jakieś rozbawione dowcipy. Więc chyba spektakl im się podobał i udał.

- Oj tak muszę wziąć coś dla ochłody. I złapania oddechu. - wysapała kasztanowłosa z wprawą obejmując swoją ulubienicę i przytulając do siebie. Pocałowała ją jeszcze w policzek i pozwoliła sobie na te parę chwil błogiego nic nie robienia.

- Bo to ten… cherlawy leżak był… Ale ej, sztuczka zajebista nie? - Don też podłapał pomysł z drinkami bo całkiem ochoczo pokiwał głową jak Lamia zamawiała drinki u Eve a potem chyba wypatrywał jej powrotu z tymi drinkami. Póki co jednak oczywiście musiał mieć ostatnie słowo. Popatrzył triumfalnie na swoje partnerki jakby oczekiwał teraz pochwał i aplauzu z ich strony.

Saper przybrała zdziwioną minę, mrugając parę razy z uprzejmym zainteresowaniem, chociaż wzrok miała wybitnie zmieszany. Jedna brew podjechała jej do góry, nieruchomiejąc w połowie czoła.
- Sztuczka? - spytała udając niepewność, a wzrok jej skakał od okularnicy do saniego - Jaka sztuczka? Coś się stało? - zrobiła zagubioną minę świeżo wyciśniętego z zamrażarki basseta, wachlując tragicznie rzęsami - Nie pamiętam aby działy się jakieś cuda… to ta amnezja - pokiwała smętnie głową, łypiąc na mężczyznę i chciała powiedzieć parę słów więcej, lecz nagle wyrosła przed nimi Eve z drinkami. Mazzi przyjęła od niej trzy szklanki, jedną od razu podając pielęgniarce, a drugą osuszając na jeden porządny łyk.
- Jesteś lekarzem, wiesz jak bywa - wróciła do smętnego tonu, podnosząc się na kolana, a potem z głuchym sapnięciem przeniosła się kawałek, pod rozwalonego żołnierza. Ze szklanką w ręku przerzuciła udo nad jego biodrami, siadając na nim okrakiem - Ciężkie bywa życie weterana… albo nie było o czym gadać, ani zapamiętywać, więc całe zdarzenie umknęło gdzieś bokiem, niezauważone i nieodnotowane. Drobny, mglisty detal przelewający się na samej granicy horyzontu - ściągnęła usta w dzióbek, a potem wzięła niewielkiego łyka z ostatniej szklanki, gapiąc się bez grama złośliwości w dół i wtedy ręka jej drgnęła, a po skórze od szyi, między piersiami, aż do brzucha popłynęła strużka kolorowego drinka.
- Motoryka też kuleje - westchnęła boleśnie.

Lamia widziała jak oczka ich wspólnego kochanka wodzą po tej trzeciej szklance. Zwłaszcza jak dość szybko okazało się, że to ostatnia pełna szklanka. Obie kochanki prawie z miejsca pochłonęły zawartość swoich szklanek lub zostały im jakieś końcówki. O tak, po tak intensywnym numerku to każdemu by chciało się pić. Don pewnie dlatego lekko zmarszczył brwi i popatrzył nieco oskarżycielskim spojrzeniem gdy już wyciągał dłoń po słusznie należną mu ostatnią szklankę a ta pozostała w rękach dziewczyny Steve’a i Eve. Do tego brwi skoczyły mu do góry gdy upiła łyk z jego szklanki. Ale okazało się, że refleks ma całkiem niezły. Gdy promilowa stróżka błyskawicznie pociekła po rozgrzanej i mokrej od potu kobiecej skórze mężczyzna zareagował całkiem szybko.

- Nie rozlewaj! - syknął do niej na wpół z rozbawienia albo i obawy, że ominie go kolejka na swój własny trunek. Ale z tego naturalnego naczynia też jak się okazało umie pić. Szybko złapał za biodra i boki saper po czym ustami i językiem zaczął spijać ściekającą wilgoć. Stopniowo unosił się do góry i do pionu aż wreszcie zrównał się z nią twarzą.

- Daj to. Tylko rozlewasz. Kompletnie nie umiesz się tym bawić. Pokażę ci jak to się robi. - powiedział znów tym bezczelnym, zawadiackim tonem wykonując dłonią przyzywający gest w stronę już nie tak pełnej szklanki.

Dziewczyna przekrzywiła głowę, gapiąc się na niego, jakby go widziała pierwszy raz w życiu. Przeczył temu mocniejszy ucisk ud wokół męskich bioder gdzieś piętro niżej.
- Kolejna sztuczka? - spytała, nie kwapiąc się do oddania szklanki przez chwilę. Wreszcie jednak szkło powędrowało gdzie trzeba - Pokaż, może tę warto będzie zapamietać.

- Więc tak, najpierw bierzesz szklankę… - Don odebrał wreszcie swoje szkło i lekko je uniósł do góry jakby naprawdę prowadził jakąś poważną prezentację. - Najważniejsze to dobrze zacząć. - pokiwał mądrze głową po czym upił wreszcie łyk z własnej szklanki. I przełknął z prawdziwą ulgą. Z miejsca zrobiło się trochę mniej niż połowa zawartości. - No i jeszcze ważniejsze jest by należycie skończyć. - dodał podobnym tonem i upił kolejny łyk kończąc zawartość szklanki po czym rozłożył na bok ręce na znak, że sztuczka skończona uśmiechając się promiennie. Z boku gruchnęła salwa męskich śmiechów.

- On tak kiedyś zrobił! Takiemu mięśniakowi! Jak byliśmy w jakimś barze! Wypił jego piwo na jego oczach! - zarechotał któryś z komandosów wyjaśniając co ich tak rozbawiło w tej sztuczce ich kolegi. Ten uśmiechnął się skromnie lekko pochylając głowę jak na artystę po skończonym przedstawieniu wypadało.

- Och, naprawde? - Lamia zrobiła zdziwioną minę, patrząc na saniego z uwagą - Więc to prawda… kręcą cię dobrze zbudowani, przystojni mężczyźni… ale jak zwykle zepsułeś i pewnie jeszcze żaden z was mu nie powiedział, co? - popatrzyła z wyrzutem po kumplach medyka i na koniec znów patrzyła na niego, tyle że współczująco - Donnie, kochanie… jeśli ktoś ci się podoba i jesteście w barze… oczywiście, że pijesz z nim piwo, ale do cholery nie jego. Co jeszcze temu mięśniakowi robiłeś, hmm? - powachlowała rzęsami z miną wcielenia niewinności.

- Dzielnie zaatakował twarzą jego pięść! - zawył z dzikiej radochy któryś z kolegów zanim Don zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Ten posłał mu wyniosłe, krytyczne spojrzenie na znak, że jest ponad takim prymitywnym pospólstwem.

- No! I było fajnie. Już wyjąłem maczetę i miałem zrobić co trzeba… A Krótki znów mi nic nie pozwolił zrobić… - Dingo wpadł w słowo całkiem zręcznie i zanosiło się, że skoro pojawił się wątek maczet to opowieść nabierze rumieńców. Ale skończyło się na nieukrywanym zawodzie i żalu Indianina który odnalazł dowódcę wśród gawiedzi i poczęstował go tym rozczarowanym spojrzeniem.

- Zabrałem ci maczetę. Ale poza tym nie przeszkodziłem ci działać. - Steve spokojnie przypomniał detal tamtego zdarzenia co brzmiało jak klasyczna bójka w barze. Chociaż w klasycznych bójkach w barze to raczej nie używało się maczet.

- No! I ja potem wpadłem w tego mięśniaka! Duży był! Właśnie sprawdzał jak twarz Dona pasuje do stołu. Ale ja go uratowałem bo wpadłem w tego dużego. Ale była walka! Mocny był! Silny! Ale była walka! - Indianin po tym chwilowym okazaniu zawodu na swojego dowódcę który jak zwykle się wtrącał i psuł najlepszą zabawę to znów wrócił z werwą do przerwanej opowieści. Niby zaczął to opowiadać Lamii ale szybko jakoś opowieść rozlała się po całym towarzystwie. Teraz już wszyscy chyba słuchali kto, kogo, jak i w jakiej pozycji podczas tamtej bójki. A każdy z chłopaków dokładał jakąś swoją cegiełkę.

- Ty mnie uratowałeś?! To był celowy manewr! Przykułem ich uwagę byście mieli przewagę matoły! - Donnie też się zapalił do tej opowieści ale widocznie nie pasowała mu rola biernej ofiary więc dorzucił coś od siebie by nie było, że nie grał pierwszych skrzypiec.

Śmiech Mazzi zlał się w jedno ze skrzypieniem podnoszonych do pionu kości. Rechotała wesoło, słuchając jak to chłopcy poszli do baru i po pijaku szukali guza, którego oczywiście znaleźli, bo przecież nie mogło być nudno, buro i sztampowo, a nic tak nie poprawia nastroju. naładowanym tesosteronem samcom, jak porżadna bijatyka.
- To czekajcie… biliście go we czterech? - spytała, gdy trochę się uspokoiła, kończąc proces wstawania. Zaraz jednak się poprawiła, łypiąc w dół na wyszczekanego porucznika - We trzech, bo on wycierał Donniem blat. - parsknęła, podchodząc do Indianina i stając na palcach pocałowała go w policzek, obejmując zaraz potem - Niedobry Steve… ciagle ci zabiera te maczety. Dostaniesz jedną pod choinkę i tak ją schowamy, że nigdy jej nie znajdzie i ci nie podwędzi, dobrze? - popatrzyła na niego wesoło, mrugając konspiracyjnie - Nie przejmuj się, to z zazdrości. Każdy wie, że maczety są najlepsze - dorzuciła, zwinnie odczepiajac się od masywnej sylwetki. Parę kroków później zaparkowała niewdzięcznemu, złodziejskiemu i zamordystycznemu dowódcy pod bokiem, obejmując go mocno w pasie.

- Od razu wiedziałem, że jesteś fajna. - Dingo popatrzył na nią z góry z ogromną dozą przyjaźni i wdzięczności jakby pierwsze wrażenie jakie miał wobec drobniejszej kobiety okazało się słusznie. W końcu jak lubiła maczety to musiała być fajna no nie?

- Za bójkę w barze to takie tam zakłócanie porządku. Nic poważnego. Ale jakbyś porąbał kogoś maczetą… - Krótki z wprawą przygarnął do siebie swoją ciemnowłosą dziewczynę i cierpliwie chciał wyjaśnić koledzę motywy swojego postępowania. Indianin w przeciwieństwie do Lamii jaką obdarzył właśnie ciepłym spojrzeniem na niego znów spojrzał z niespecjalnie ukrywaną urazą.

- Coś byś wymyślił. Jak zawsze. - burknął odpowiedź jakby tylko dobra i zła wola dowódcy wpływała na te ciągłe zakazy używania maczet.

- A tam to nie, nas było trochę i ich też. Oni byli z innej kompani, jeszcze trochę MP na przepustce to wtedy poszliśmy na całość. Ale była impreza. - Cichy jakoś się nawinął się w okolicę i razem z innymi dorzucił swoją cegiełkę do tej opowieści.

- No właśnie. Ale to ja zacząłem tą imprezę. - Don też się pozbierał i dołączył do nich nie pozwalając się zepchnąć w cień ani z głównego miejsca ani na miejscu ani w snutej opowieści.

- I co było dalej? - Eve wbiła się w towarzystwo zgrabnie wpasowując się w rolę sympatycznej kelnerki z tacą pełną drinków. Panowie a nawet Karen przemieszały się z paniami żwawo i na wyrywki opowiadając tamtą pamiętną bijatykę. Karen jak się okazało też dostała wciry od jakiejś zdziry. Chociaż jak twierdziła tamta miała ładną twarz której szkoda jej było zepsuć a poza tym wolałaby się z nią tarzać po podłodze przy zapasach innego rodzaju i całkiem innym celu. I tak towarzystwo pogrążyło się w opowieści tyleż chaotycznej co hałaśliwej jak co chwila ktoś sobie przerywał, dorzucał coś od siebie albo przekrzykiwał by wspomnieć jak komuś wtedy dokopał.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 08-09-2020, 03:04   #212
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=JqYYEcNFoPM[/MEDIA]

Pierwsze lody przełamano z hukiem, którego echo odbijało się zapewne gdzieś od ścian poza salą błękitnego basenu i byłoby słyszalne, gdyby nie zagłuszała go pulsująca basem muzyka, wesołe ludzkie pokrzykiwania oraz głośne rechoty. Po wstępnym obwąchaniu, pierwszych mniej lub bardziej dogłębnych rozpoznaniach, przyszła pora na męskie przechwałki lejące się równolegle do strużek najróżniejszej maści alkoholi. Komandosi gadali, wrzeszczeli na siebie, zaś otaczające ich roznegliżowane dziewczyny chłonęły przedstawienie z odpowiednią dozą zachwytu i rozbawienia. Jedną z nich definitywnie była i Mazzi, lawirująca między siedzącymi, albo rozwalonymi sylwetkami, otoczonymi wianuszkami gładszych, powabniejszych oraz zdecydowanie mniejszych sylwetek. Słuchanie owej podszytej testosteronem paplaniny łapało saper za serce: żywi, bezczelni, tak znajomi i obcy jednocześnie. Przysiadając co parę kroków to przy jednym, to przy drugim nie umiała pozbyć się z głowy natrętnej myśli - jednak nie pomyślała o kluczowym problemie.
Powinna była przewidzieć prosty fakt, przyjąć do wiadomości zawczasu, aby nie dać na sam koniec plamy.

Wzdychając w duchu, zżymała się na siebie, za nieprzygotowanie kompletu paczek z prowiantem na rano. Powinna, cholera, przewidzieć…
“Puszczą mnie te miski z torbami” - pomyślała, śmiejąc się z jednego z niezliczonych bzdurnych dowcipów Dona, lecz humor jej siadł momentalnie.
- Eh - mruknęła pod nosem, wstając na proste nogi prz okazji klepiąc Dingo po ramieniu, bo obok niego przycupnęła. Od dłuższej chwili łowiła kątem oka samotną sylwetkę stojącą w oddaleniu od głównego epicentrum zabaw towarzyskich. Jeśli zaś dobrze kojarzyła, Ricky - koleś od kółek i ich naprawy, coś nie wyglądał na zainteresowanego wspólną integracją, choćby na poziomie jego kumpli. Fakt ów należało zmienić przed kolejną fazą pokazów dziękczynnych. W końcu, do diabła, to oni mieli się dziś dobrze bawić.
- Ziemia do Ricka, odbiór - mruknęła pogodnie, zachodząc gościa od tyłu i jak gdyby nigdy nic przełożyła ramiona pod jego pachami żeby móc objąć za klatkę piersiową na wysokości żeber. Zaraz przykleiła się torsem do jego pleców, kładąc brodę na lewym ramieniu, aby móc się nań gapić z bassecią uwagą w ciemnoniebieskich oczach - Musisz mi przypomnieć, żebym ci walnęła fotę - powachlowała rzęsami i dodała cicho - W porządku? Potrzebujesz czegoś skarbie? A może zgubiłeś coś, hm? - łypnęła wymownie na wodę w basenie - Ewentalnie… przyznaj się. Też się zastanawiasz czy da radę utopić Donniego.

- Darko? - mężczyzna odruchowo odwrócił się zerkając kto go tak sprytnie zaszedł od tyłu i położył swoją dłoń na dłoni kobiety jaka wylądowała na jego ramieniu. Po czym spojrzał na ich drużynowego sani co to brylował właśnie w jacuzzi. Widocznie coś musiał opowiadać bo otaczające go towarzystwo rechotało właśnie w najlepsze.
- O tak, jego powinno się topić ze dwa razy dziennie. - Rick zgodził się kiwając swoją wygoloną prawie na zero głową i nawet się roześmiał z własnego żartu. - A co? Ciebie też wkurza? - zapytał chytrze przekrzywiając głowę na ile się dało by móc zerknąć na twarz opartą na swoim barku przez co obie twarze znalazły się całkiem blisko siebie.

- Topić w ciepłym mleku, coby się nie przeziębił… - była sierżant pokiwała smutno główką, wydymając usta w niemniej tragiczny dzióbek - Przeziębiony byłby jeszcze gorszy do zniesienia. Nie ma nic gorszego niż przeziębiony narcyz - zmrużyła nagle jedno oko, przyglądając się kolesiowi czujnie. Wygięła też kark, by lepiej się przyjrzeć i złapać odpowiednią perspektywę, przez co prawie musnęli się ustami - Wiesz Ricky… wyglądasz mi na foczka w opresji…

- Doprawdy? A co cię skłoniło do takiego pomysłu? - że tak stać za sobą było trochę karkołomne to Ricky przesunął się tak, że teraz stali frontem do siebie. A, że oboje byli na bosaka to on był zdecydowanie wyższy i masywniejszy od niej. - A to z narcyzem w mleku dobre. Pasuje do niego jak ulał. Nawet nie wiesz jaki jest nieznośny jak dostanie od jakiejś kosza. Normalnie skrzywdzona primadonna. - zaśmiał się wesoło znów zerkając w stronę pełnego jacuzzi i gwiazdy tamtejszej sceny.

Na ostatnie stwierdzenie Mazzi przybrała jedynie minę “no co ty nie powiesz”, wznosząc na moment oczy ku szklanemu sufitowi, jakby go brała na świadka wspólnej niedoli. Rozłożyła przy tym odrobinę ręce, przybierając klasyczną pozę niemożności reakcji na pokrzywione ścieżki jakimi podążał człowieczy los.
- Dobrze, że ty nie wydajesz się baleriną - mruknęła, pochylając głowę, aby lekko się skłonić i tylko przesunęła lekko jedną stopę do tyłu.
- Mam nadzieję - dodała, wybijając się nagle do przodu, a pochylonym czerepem przyładowała mężczyźnie w sam środek piersi. Był większy, cięższy i sprawniejszy od frontowego kaleki, należało użyć sposobu.

Ricky chyba się nie spodziewał takiego podstępu i to prosto od frontu od nagiej, drobniejszej kobiety co to trudno byłoby jej ukryć jakąś broń czy narzędzie ataku. Próbował się jeszcze złapać powietrza ale nic mu to nie dało i gruchnął plecami o taflę wody wzburzając na tyle duży plusk i fale, że sporo głów odwróciło się w stronę basenu.

- Człowiek za burtą! - krzyk Lamii jeszcze bardziej poderwał towarzystwo. Zwłaszcza jak ona niczym wzorowa ratowniczka zaraz też wskoczyła do basenu aby ratować biednego topielca. To już do reszty wzburzyło ludzką nagą i mokrą falę ściągając ją w pobliże basenu. Mężczyźni i kobiety podeszli, podbiegli albo chociaż odwrócili się w stronę kotłującej się w wodzie pary.

- Lamia! Pomóc ci?! - zawołała wesoło Madi co była jedną z tych osób co podeszły najbliżej i najszybciej do krawędzi basenu.

- Dawaj! Ale w zwolnionym tempie jak Hasselhoff! - z basenu dobiegł wesoły krzyk saper. W głowie słyszała dżingiel z serialu o ratownikach. Biegali po słonecznej plaży w czerwonych wdziankach i była tam zajebista blondi, której imienia nie potrafiła sobie teraz przypomnieć. W końcu szło o ludzkie życie, prawda?
Nagle Mazzi wybuchła głośnym śmiechem, podpływając do komandosa w potrzebie i zanurkowała, przepływając przy nim aż nie wynurzyła mu się za plecami, machając dłonią na laskę w krawacie. Drugą bez skrępowania zaczęła badanie poszkodowanego. Zaczęła od brzucha, aby sprawdzić czy oddycha i powoli schodziła dotykiem w dół.

Komandos jak na topielca wyglądał całkiem nieźle. Dość bystro oglądał krążącą wokół niego piranię ale zachował zimną krew i nie panikował. Nawet jak druga wskoczyła również do basenu i sprawnie dopłynęła do pierwszej dwójki. Zaś na brzegu robiło się coraz większe zbiorowisko co przyszło oglądać to niespodziewane widowisko. Ktoś pytał co się dzieje, ktoś dopingował akcję ratowniczą czy udzielał dobrych albo złośliwych rad.

- A tak właściwie to co ty robisz? - zapytał Ricky z zaciekawieniem obserwując poczynania Lamii i jej rąk na swoim brzuchu i reszcie torsu. Ale zanim ta zdążyła odpowiedzieć dopłynęła do nich druga ratowniczka biorąc go z drugiej flanki.

- I jak stan poszkodowanego? - zapytała masażystka ocierając sobie dłońmi twarz by spojrzeć z wesołym uśmieszkiem i na nią i na niego. Zaś kierowca komandosów zerkał z coraz większym zainteresowaniem na nie obie i ich zainteresowanie swoją osobą.

Jego spokój najwidoczniej uratował mu życie. Żadna zębata, paskudna ryba go nie pogryzła, zachował wszystkie członki na swoim miejscu. Tylko gdzieś z przodu mógł poczuć tym razem komplet rąk, sumiennie badających detale brzucha, bioder i ud.
- Tracimy go siostro! - Mazzi w tym czasie odpowiedziała drugiej brunetce, przybierając tragiczny ton głosu - Szybko, trzeba przeprowadzić reanimację!

- Naprawdę? A to nie powinniśmy wyjść na brzeg? - krótko ostrzyżony Thunderbolt z coraz większym zainteresowaniem śledził zabiegi obu ratowniczek. Zresztą tak samo jak i widownia jaka kibicowała im coraz głośniej i goręcej z brzegu. I z aplauzem przyjęła odpowiedź pierwszej z ratowniczek która z troski o dobro poszkodowanego zaczęła reanimację usta - usta nie czekając aż dotrą do brzegu. A druga im cały czas dzielnie asystowała gotowa zmienić koleżankę gdyby tylko tej zabrakło tchu. Co już widownia przywitała oklaskami i gwizdami zachęty. Zaś Ricky okazał się całkiem pojętnym i wdzięcznym pacjentem do ratowania. Bardzo chętnie i umiejętnie uczestniczył w tej wymianie tlenowej pomiędzy ustami nie stawiając przy tym oporu w holowaniu się do miejsca przeznaczenia.

Trójkąt dwóch ratowniczek i nieostrożnego pływaka powoli zmierzał ku brzegowi, Maddi zmieniła Lamię, której od tego ratowania zaczęło ostro brakować powietrza. Skupiła się na holowaniu celu, a woda w swej łaskawości pomagała w owym zbożnym dziele siłą wyporu, przez co całe przedsięwzięcie stało się zarówno przyjemne jak i zabawne.
- Ty rób wdechy, ja uciski! - ciągnęła dalej odcinek słonecznego patrolu, tylko jej ręka zamiast na klatkę piersiową poszkodowanego, naciskała pulsująco na ciało pod krótkimi szortami.
- Nigdy nie pamiętam… gdzie to ma być - mruknęła mężczyźnie do ucha - Góra czy dół.

Holowany mężczyzna mruknął coś niezbyt wyraźnie. Może dlatego, że Madi z pełnym zaangażowaniem zastąpiła Lamię w tej wymianie powietrza w górnych drogach oddechowych. A przez to, że oboje byli zajęci sobą to Mazzi zyskała pełną swobodę operacyjną przy szortach holowanego. I jak czuła przez te szorty to chyba znajdował się tam jakiś zesztywniały mięsień który wymagał natychmiastowego rozmasowania.

Właśnie już operacja zaczęła rokować na pozytywne zaholowanie do brzegu gdy wystąpiły niespodziewane komplikacje. - Członek za burtą! - krzyknął ktoś z brzegu i prawie od razu parę krokó dalej jakieś ciało uderzyło w rozkołysaną taflę wody. Tej nagłej akcji zawtórowała salwa śmiechu tak samo jak akurat tuż przy brzegu pierwszą trójkę przywitała przyjemnie uśmiechnięta twarz radośnie obserwująca ten pokaz ratownictwa wodnego.

Sam widok ślicznego, rozbawionego pyszczka z zadziornym blond lokiem na czole, przyprawił saper na gębie wyszczerz szeroki aż po ósemki.
- Kociaczku… pomóż siostrze Maddi z poszkodowanym - zarządziła, wychylając się aby cmoknąć swoją dziewczynę na zachętę - Trzeba biedakowi przeprowadzić ROO, ze stresu dostał skurczu… chyba tylko twoje magiczne ręce mogą uratować mu życie - łypnęła na masażystkę wymownie, zanim nie wyprostowała pleców, odkrzykując do tej co wrzeszczała o członkach za burtą.
- Kapralu potrzebne wsparcie! - machnęła na Willy ręką, posyłając jej również szeroki uśmiech, a potem zanurkowała ledwo Italiano skończył prychać i ocierać wodę z twarzy. Tym razem pirania opłynęła ofiarę, lecz na tym nie poprzestała. Trzymając się jego bioder wpierw skubnęła zębami skórę na udzie, później skubnęła kawałek drugiego sapera z okolicy żeber, aż zatopiła kły w materiale kąpielówek, ściągając się w dół.

- ROO? - zanim jeszcze Mazzi zdołała przejąć pałeczkę Rick zdążył zapytać trochę niepewny co ten tajemniczy skrót miał oznaczać. Ale Eve całkiem zgrabnie zastąpiła ustępującą partnerkę.

- Nic się nie bój. Wszystkim się zajmiemy. - obiecała krótkowłosa blondynka z zapałem przystępując do akcji ratowniczej. I jak Lamia ich zostawiała to fotograf troskliwie zbliżała swoją uwagę do miejsca po kąpielówkach jakie w spadku ta jej zostawiła.

Na Wilson jak się okazało też można było liczyć.
- Już! Rybka już lecę! - rudowłosa krzyknęła do niej wesoło i rzeczywiście rzuciła się bohaterskim szczupakiem do wody i parę machnięć nóg i ramion już była przy kolejnej dwójce. Otrząsnęła się z wody by sprawniej zorientować się z czym mają do czynienia. A Italiano całkiem zgrabnie orientował się w sytuacji.

- O, tak, właśnie tak, tam coś się dostało myślę, że powinnyście tam zajrzeć. No i duszności. Czuję, że mam trudności z oddychaniem. - przemawiał na zmianę to do jednej to do drugiej by je przekonać jak bardzo jest niezbędna ich fachowa pomoc.

Mazzi wynurzyła się do połowy torsu, podpływając do Wilson ubezpieczającej kolejnego tonącego.
- Siostro pamiętasz ten początek? - mruknęła pogodnie, niskim i chrypiącym głosem, patrząc na wspólniczkę - Dwie Bękarcice przydybały wspólnie pewnego siebie żołnierzyka… - wskazała brodą Bolta, praktycznie biorąc go z drugą kobietą w sam środek, gdzie jedna dociskała się do niego od torsu, a druga od strony pleców. Dwie pary dłoni synchronicznie zaczęły sprawdzać stan pacjenta, ze specjalnym uwzględnieniem partii pod wodą. Tymczasem dla złapania odpowiedniego rytmu ratowniczki postanowiły przećwiczyć udzielanie pierwszej pomocy tlenowej na sobie. Całowały się z pasją i głodem, tuż obok policzka wziętego w dwa ognie żołnierza nie zapominając, aby trzymać go dotykiem w odpowiednim napięciu.

- O tak, tak, właśnie tak, czuję, że jest mi lepiej i zaczyna mi się poprawiać… - mamrotał zachwycony. Wydawało się, że zaraz zapowietrzy się od tej podwójnej radości. Raz, że obie ratowniczki tak dzielnie masowały mu pod wodą to co najważniejsze a dwa jeszcze tak cudownie ćwiczyły te sztuczne oddychanie ze sobą i to tuż przed jego twarzą. W pewnym momencie Wilma przestała się całować z Lamią i mrugnęła do niej oczkiem chociaż Andreas pewnie nie mógł tego wychwycić zaabsorbowany czym innym.

- Już ci lepiej? No to cudownie. To my skończyłyśmy, chodź Rybka idziemy. - Wilson żartowała co Lamia poznała od razu. Nawet jak ta siliła się na chłodny i profesjonalny ton. Nawet jak wzięła dłoń kumpeli i pociągnęła ją by dać znać, że czas spadać. Co podziałało na ich partnera jak zimny prysznic.

- Nie! No co wy! Pogorszyło mi się właśnie! Mam zapaść! - zawołał z przekonaniem mokry brunet nie mając zamiaru pozwolić by te dwa mokre i zdolne cuda tak po prostu sobie poszły.

- Naprawdę? Co myślisz Rybka? - Wilma dała się zastopować chociaż na chwilę i z namysłem spojrzała na swoją partnerkę w tym wodnym rzemiośle.

- Nie myślę, jestem podoficerem - saper odpowiedziała cięzkim tonem, bardziej niż chętnie przyklejając się do kumpeli. Zarzuciła jej jedno ramię na szyję, wydymając usta w smutny dzióbek - Ale zimno mi...cała zmarzłam, no zobacz - dodała tonem skargi, chwytając Wilmę za rękę i położyła na swojej piersi. Trzy kroki przed boltowym hakerem. Bawiła się też włosami rudzielca, przeczesując je powoli mokre pasmo, po mokrym paśmie, aż odsłoniła się szyja do której była sierżant przywarła ustami.

- Oj no faktycznie jak zmarzłaś bidulko. - Wilma zrobiła równie przejętą minę co jej bękarcia kumpela. Z troską przytuliła jej dłoń do swoich mokrych i całkiem przyjemnych w dotyku piersi.

- Czy teraz jest cieplej? - zapytała cicho aksamitnym głosem gdy dla ogrzania tych zmarzniętych palców wsadziła je sobie w usta. I tak chwilę troskliwie je ogrzewała własnymi ustami.

- Właściwie to wiecie dziewczyny jak coś wam zmarzło to ja was mogę rozgrzać. - widząc, że coraz bardziej obie ratowniczki są zajętę sobą ratowany mężczyzna stanął obok nich gotów zrewanżować się za tą wcześniejszą pomoc.

- No może, może… Bo wiesz Rybka jak ci to nie wystarcza do ogrzania to ja mam jeszcze jedno, bardzo gorące miejsce gdzie możesz spróbować się ogrzać. - wyszeptała druga bękarcica kierując dłoń Lamii na swoje piersi a potem jeszcze niżej wzdłuż mokrego brzucha.

- Dziewczyny! Pomóc wam!? - usłyszały wesoły głos z brzegu basenu. Widzowie widocznie z coraz większą werwą obserwowali te widowisko i coraz więcej dołączało tak do roli ratujących jak i ratowanych.

W tym czasie saper przeszła z pozy tragicznie zamarzajacego basseta, na basseta któremu ktoś w mroźną grudniową noc uchylił drzwi do wnętrza przytulnego, ciepłego domu.
Z fascynacją przyglądała się swoim palcom w okolicach ust Wilson, jednocześnie dając się prowadzić w te rejony pod nową, mające zdecydowanie wyższą temperaturę od okolicy. Wpierw zatoczyła palcami niewielkie kółko wokół dolnych warg, aby wreszcie wsunąć się między nie, celem ogrzania oczywiście.
- O tak, tak… ty wiesz jak najlepiej mnie kryć, Willy - dodała mruczącym głosem, przymykając oczy, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech i rósł on w miarę jak dłoń znajdowała się coraz głębiej w ciepłym ciele. Chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz gdzieś z tyłu zaatakowała fala wody, wyrzuconej w powietrze przez nowego potrzebujacego.Po głosie poznała Jessiego, w pamięci miała jego widok gdy rozwalony na leżaku dawał się obejmować dwóm kelnerkom. Teraz z głośnym chlupotem zbliżał się gdzieś za plecami. Był jeszcze daleko, poprzedni poszkodowany znajdował się bliżej - po niego też Mazzi sięgnęła, chwytając za dłoń i razem wrócili dotykiem między uda drugiej bękarcicy, obejmowanej czule przez tę pierwszą.
- Też wyglądasz na zmarzniętą - padł teatralny szept, ciemnowłosa głowa odwróciła się wyczekująco do Italiano.

- Oj tak chętnie bym cię pokryła… Albo dała ci się pokryć… - z nadmiaru emocji nawet jak usta Wilson zbliżyły się do ucha kumpeli z okopów to dało się słyszeć jak zgrzyta zębami by pomóc sobie w opanowaniu tej rosnącej fali podniecenia. No ale nie były tutaj same a panowie którzy się przy nich znaleźli.

- I takie jesteście biedne i zmarznięte? - zapytał Italiano bardzo chętnie niosąc pomoc. Zwłaszcza między udami dzielnych ratowniczek. Lamia wyczuła jak tam jej pomaga w we wzajemnym rozgrzewaniu. Nawet jeśli Wilma reagowała na jej zabiegi jak kotka na rozpalonym dachu. Zupełnie jakby sierżant w stanie spoczynku trafiła w samo sedno. Zaś od tyłu dotarł do nich krótkoostrzyżony łącznościowiec. Widząc co się dzieje zajął się tylnymi wdziękami ratowniczek. Lamia czuła jego dłonie. Jak się przesuwają od przywitalnego dotyku na ramionach w dół. Po jej bokach, plecach, pośladkach i wreszcie jak zjeżdżają na sam dół, dokładnie tam gdzie Wilma gościła jej własne, zmarznięte palce. Do tego dość szybko straciła rachubę z kim się całuje. Bo na przemian to były miękkie usta Wilmy, wargi Werdena z drobnym wąsikiem czy Italiano ze szczeciniastym zarostem. Dość szybko cała czwórka zgrała się w całkiem zgrabny duet.

W podobnych sytuacjach szło boleśnie odczuć posiadanie jedynie pary rąk, przez co wpadały one w amok, chcąc dotykać wszystkich wokoło jednocześnie. W przypadku Lamii i tak jej uwaga skupiała się w większości na drugiej kobiecie, ale dotyku na własnym ciele nie szło zignorować. Z każdą mijajaca sekundą stawał się on coraz bardziej natarczywy i odważny, przechodząc z delikatnego głaskania do mocnych uścisków. Jeden z nich przycisnął bękarcie biodra do bioder z tyłu przez co dało się poczuć obijające się o pośladki przyrodzenie. Z przodu za to Wilma tak pięknie i wdzięcznie się wiła, po prostu nie szło oderwać od niej oczu, rąk i ust. Te ostatnie miały jednak konkurencję, więc wyrywano je sobie, podając niczym piłeczkę w tenisowym meczu.
- Oddział… - Lamii udało się wysapać między pocałunkami, na chwilę odchylając głowę w bok - Desant… na brzeg. Natychmiast.

- Ta je! - panowie krzyknęli prawie jednocześnie. I zabrali się za tą relokację z taką werwą, że aż udało im się zaskoczyć Wilmę która dopiero co miała wszystkich przy sobie i w sobie a tu nagle przedzierała się za dwoma byczkami w stronę brzegu.

- Co wy robicie?! Gdzie mnie ciągniecie?! Puśćcie mnie natychmiast! - krzyczała po drodze chociaż brzmiało w tym więcej rozbawienia i podniecenia niż stanowczości. Zresztą po paru krokach i tak dotarli do brzegu. Tam jeden wyskoczył sprawnie na brzeg po czym wspólnie pomogli najpierw jednej a potem drugiej partnerce wydostać się na brzeg. Wreszcie cała ociekająca wodą czwórka znalazła się znów na krawędzi basenu. A w międzyczasie sam basen i okolice zamienił się w istne wodno - lądowe pole bitwy obu nagich płci. Wszystko zdawało się krzyczeć, jęczeć, chlapać i pluskać.

- Tam jest wolne! - Jessie dojrzał jakieś miejsce, nawet nie bardzo było wiadomo jakie i pociągnął Lamię za sobą. A za nim ruszył Andreas z Wilmą. Okazało się, że dotarli do nadmuchiwanego pontonu czy materaca. Grunt, że było całkiem miękko i pojemnie by zmieścić całą czwórkę. Tam najpierw jedna a potem druga pani wylądowała na plecach obok siebie. Wilma natychmiast skorzystała z okazji by jej usta zajęły się ustami swojej kumpeli. Całowała się chciwie i długo jakby nie robiła tego od nie wiadomo jak dawna. Tak ją to zaabsorbowało, że przerwała cichym jękiem gdy pomocny kolega władował się prosto między jej uda. To na chwilę przykuło jej uwagę gdy zaraz po tym pierwszym wejściu zaczęło się całkiem żwawe pieprzenie.

Lamia zresztą tylko chwilę dłużej mogła się cieszyć rolą swobodnego widza bo zaraz podzieliłą jej los. Drugi z boltów rozochocony wcześniejszymi zabawami i manewrami w wodzie też szybko zabrał się za jej penetrację. Teraz właśnie miała jego w sobie. Ale jednak Wilma o niej nie zapomniała.

- Chodź tu do mnie Rybka… - wyjęczała prosząco na wpół po omacku szukając jej twarzy i ust by znów ich posmakować gdy tylko się dało. Co było trochę karkołomne gdyż obie podlegały oddzielnym rytmom swoich kochanków ale bękarcicom zdawało się to nie przeszkadzać.

Całowały się, pieściły dłońmi po twarzach i piersiach. Wychodziło chaotycznie, desperacko, kiedy każdy z kochanków nadawał inny rytm, wprawiajac w podrygiwania ciała przed sobą. Mazzi gdzieś na granicy rejestracji zmysłów ogarniała, że między nogami zakotwiczył się jej Italiano, łapiąc za kostki i trzymając mocno aby mu się nie wywinęła, chociaz nie zamierzała. Patrząc Wilmie głęboko w oczy miała wrażenie, że w nich tonie, a całość sceny przechodzi gdzieś obok. Liczyła się twarz tuż obok i znajome ciało z flamingiem wytatuowanym na biodrze, teraz ściskanym mocnym chwytem przez Jessiego. Saper za to miała pewność, że już kiedyś lądowały w podobym zestawieniu - ona i Wilson. Ich ręce działały wedle znanego schematu i mimo sita zamiast wspomnień, odruchy Lamii pozostały. Palce, usta, włosy, oczy - wszystko wymieszane w jednym, szalonym kalejdoskopie, potrząsanym przez kochanków gdzieś w oddali. Ich poczynania nie zostawały niedoceniane, kobiece piersi oddychały coraz szybciej i płycej, ciche z początku jęki nabierały mocy, do delikatnych rąk na piersi dołączyły te większe, męskie, a one nie umiały oderwać się od siebie, sapiac i pojękując sobie prosto w usta.

- Oh, Rybka… - Wilma jęknęła z półprzytomnym przejęciem. Po raz któryś z kolei. Jak tak obie podrygiwały na tym skrzypiącym materacu gdy dwa bolty bolcowały je zapamiętale. Ale za którymś razem Wilson tak poniosło, że się przekręciła tak bardzo, że właściwie wylądowała na Lamii. Teraz mogły się całować o wiele swobodniej. I leżąca bękarcia miała nad sobą to twarz to piersi drugiej bękarcicy. A zaraz potem panowie też mieli ochotę na zmiany.

- Zmiana sztafety? - zapytał jeden zerkając na drugiego.

- Dawaj. - zgodził się raźno Italiano po czym wyszedł z Lamii, trochę się obaj pokręcili i zaraz uzupełnili stany osobowe pomędzy udami partnerek. Teraz Mazzi miała przed sobą front Jessego a Andreas zajął się wypiętymi wdziękami jej kumpeli. I chwilę potem druga faza tej operacji została wznowiona znów przy akompaniamencie trzeszczącego materaca, sapnięć i stęknięć całej czwórki.

Zgodny rytm nie trwał długo, bękarcice też zaczęły własne przemeblowanie.
- Chodź do mnie - saper wystękała, odrywając się od ust i piersi rudzielca. Rękoma na oślep chwyciła ją za boki, wciągając na siebie w pośpiechu, a jej wargi i język znaczyły mokrą ścieżkę od mostka aż do podbrzusza.
- O tak… właśnie tak… - mrucząc z zachwytem, brunetka wgryzła się w zwieńczenie ud tuż nad swoja twarzą, atakując je zarówno ustami, jak i palcami. Pod czaszką coraz głośniej przetaczało się dudnienie krwi, zagłuszające resztę bodźców otoczenia, a także zdrowy rozsądek. Trzęsąc się w rozgorączkowaniu smakowała partnerkę, prawie na wyciągnięcie ręki mając kolejny fragment układanki z przeszłości. Był tam, za mikroskopijnie cienką zasłoną. Tak blisko, że prawie dało się go złapać w dłonie. Nie były jednak same… ciężko szło o tym pamiętać. Głowa starszej sierżant odchyliła się, dotykiem języka pieszcząc przyrodzenie Bolta, tak zapamiętale pracującego gdzieś powyżej. Miał jej głowę między swoimi udami, czasem czuła jak ociera się mokrą skórą o trawione gorączką skronie. Drugiego mężczyznę ścisnęła na zachętę nogami.

Partnerzy Lamii w tych mokrych sportach na mokrym materacu okazali się nadzwyczaj pojętni i skorzy do współpracy. Leżąca na plecach saper wydawała się mieć gości z każdej dostępnej strony. Nad sobą ciekawy widok podbrzusza i ud najlepszej kumpeli z wojska w klasycznej pozycji 69. I to ten widok był w zasięgu jej ręki z czego obie chętnie korzystały. Wilma też rekompensowała kumpeli te zabiegi wdzięcznymi odgłosami przyjemności i sama też manewrowała na jej podbrzuszu na ile jej pozwalał osprzęt Jessiego. Ten zaś nieustępliwie pompował to krocze Lamii to usta jej kumpeli. Z czego cała trójka zdawała się czerpać niemałą frajdę.

Za to z drugiego krańca tego zestawu sytuacja była odwrotna. Tutaj Lamia mogła zaspokajać swoje i czyjeś potrzeby za pomocą rąk i ust. I miała widok bliżej niż z pierwszego rzędu jak Italiano pompuje jej kumpelę. Od czasu do czasu dając zajęcie jej ustom.
Wszystkie te elementy napędzały się nawzajem czerpiąc i serwując przyjemność. Aż wreszcie wśród jęków i spazmów po kolei zaczęli dochodzić do finału tych wodnych sportów na mokrym materacu. Ku wtórze jęków ulgi i uwalnianych przyjemności.

Leżąc na samym dole saper ciężko się oddychało, ale kończyny nie chciały słuchać, rozleniwione obezwładniającym szczęściem spełniania. Dyszała chrapliwie, uśmiechając w eter i dopiero po paru długich chwilach poczuła jak Willy się z niej stacza, a chłopaki padają gdzieś obok.
- Akcja ratunkowa udana - Mazzi mruknęła średnio przytomnie, układając się w połowie na Italiano, a w połowie wciągając na siebie rudzielca, aby móc ją pocałować. Z ich drugiego boku ułożył się Jessie, obejmując kobiety w pasie, więc całą czwórką znów się ze sobą splątali, chociaż tym razem statycznie i w ciszy.
- Zasłużyłyśmy na nagrodę, nie sądzisz? - pogodne mruknięcie Lamii załaskotało ucho i szyję Wilson - Za to ratowanie z narażeniem własnego życia i zdrowia rzyci? - pocałowała ją delikatnie w policzek - Ale przyznaj, misiaki sympatyczne, no nie? A jakie zdolne… - nie zapomniała też połechtać męskiego ego.

- Akcję ratunkową? Jaką kućwa akcję ratunkową? - wymamrotał Jessie trochę sennie. Rozwalił się na plecach ciesząc dotykiem swojej dłoni oba kobiece ciała tuż obok.

- No akcję ratunkową… Przecież one były tymi… no… ratowniczkami… - wymamrotał jego kolega też mocno zasapany. Machał palcem w górze, w kierunku sufitu jakby to mu miało przypomnieć mu te prapoczątki tek akcji gdzieś całe kilometry stąd w odległym basenie.

- Oj chłopcy, bardzo ładnie się was ratowało. - Wilma roześmiała się wesoło całując jednego a potem drugiego w policzek. - No zwłaszcza z taką pierwszorzędną ratowniczką! - powiedziała wpatrując się w czułością w swoją partnerkę i ją też całując. Tylko w usta.

- No… Było w pytę… - mruknął Werden kiwając głową na zgodę i ciesząc się tą chwilą radości i tak wdzięcznym i uroczym sąsiedztwem.

- Rzeczywiście, Karen nie bujała - Mazzi parsknęła, układając się wygodnie z bękarcicą na piersi - Jesteście w porządku, zdolni, sympatyczni… po prostu misiaki. Trzeba to będzie powtórzyć. - powiedziała i zaraz zamknęła gębę. Zrobiło się jej ciepło na sercu, westchnęła rozczulona patrząc na przyjaciółkę i ujęła jej dłoń, przykładając do swoich ust.
- Willy, kochanie… z tobą nawet do piekła i karceru. Albo choćby znowu do Kotła. Byle byś była przy mnie, reszta to pierdoły - wymruczała, patrząc jej prosto w oczy i składając delikatny pocałunek.

- Oj Rybka… - Wilma pozwoliła sobie poleżeć piersią w pierś na swojej kumpeli. I te wyznania i czułości zaraz po wspólnej integracji z dwoma boltami widocznie ją rozczuliły. Bo się wpatyrwała w zachwycie roziskrzonym spojrzeniem na twarz jaka była tuż pod nią.

- No. Też jesteście w pytę laski. - Jesse zgodził się z opinia koleżanek i kolegi kiwając do tego swoją krótkoostrzyżoną głową.

- I ratowniczki. Ratowniczki też w pytę. - dodał od siebie Italiano wciąż pamiętając jak to się wszystko zaczęło gdzieś tam w basenie i niesieniu pomocy.

- Ratowniczki… - Lamia powtórzyła, sufitując z Willy przytuloną do piersi. Gonitwa myśli zmieniła się w powolny spacerek, jakikolwiek mrok odsunął się poza teren klubu. Było… tak cholernie dobrze.
- Ratowniczki - powtórzyła, kiwając głową bardzo powoli - O tak, ratowniczki zawsze dobrze wyglądają… chyba mam pomysł na nowy scenariusz - naraz wyszczerzyła się, w spojrzenie wróciła bezczelna nuta - The Whorebay Patrol, foczki biegajace po plaży w bikini i ratujące inne foczki. Dałoby się z tego nawet ukłuć całą serię - zaczęła nawijać coraz szybciej - Wszyscy lubią oglądać foczki zabawiajace się z innymi foczkami, nie? A jakby dołożyć do tego odpowiednie zabawki, może kawałek liny do wiazania. Zacząć od klasycznego usta-usta, zmieniającego się w 69 i dalej iść nawet w fetyszyzm. Stopy, włosy… zbliżenia na języki pracujące między udami… wszystko mokre od wody, ziarenka pasku na skórze. Defibrylacja palcami, rimming… o tak - pokiwała mądrze głową. Musiała pogadać z Kociaczkiem. Zerknęła w bok na Italiano - Miśki, a wy co najbardziej lubicie oglądać gdy laski wyprawiają?

Chłopaki wydawali się troszkę senni i niemrawi. Ale temat potencjalnego scenariusza jakoś ich ożywił. Z początku trochę niewyraźnie, samymi pomrukiem i pokazywaniem uniesionymi kciukami dawali znak, że w miarę jak pani reżyser rozwija szkic swojego pomysłu to są coraz bardziej na tak. Wilma też zaczęła się uśmiechać i kiwała głową z niedowierzania i aprobaty.

- I jeszcze jakieś przypadkowe numerki. No tak, że coś laska z laską tak bez planu i nagle się spotykają i zaczynają się lizać i w ogóle seksić gdzieś w ogóle bez planu i spontan. - mruknął leniwie Werden trochę machając do tego rękami nie wiadomo za czym i po co a jednak jakoś łatwiej było mu widocznie tak to zwizualizować.

- I lesbijski gangbang. Wszystkie na jedną. - Italiano dorzucił swoją fantazję jaką miał co do takiego projektu z samymi aktorkami w odważnych pozach i scenach.

- A gangbang to od ilu osób się zaczyna? - Wilma z zainteresowaniem podłapała ten wątek. I cała trójka jaka flankowała panią reżyser z każdej strony zaczęła snuć swoje rozważania. Klarowność kończyła się gdzieś przy trzech osobach. No bo trzy to trójkąt. Ale czy cztery to już można kwalifikować jak gangbang czy nie no to się zaczynało pole do spekulacji. *

- Wbrew pozorom to nie takie oczywiste - odpowiedź Lamii przyszła po dłuższej chwili, poświęconej na zapamiętywanie kto tam co chciał zobaczyć. Wywiad środowiskowy ważna rzecz, badanie rynku, potrzeb, podstawą dobrze wyważonego biznesu.
- Ogólnie gangbang jest wtedy, gdy jedną osobę posuwa co najmniej trójka ludzi. Naraz, po kolei, nieważne. Istotne, aby pieprzyli tylko tą jedną. Wtedy mamy gangbang, a nie seks grupowy - wykładała zagadnienie sennym tonem, głaszcząc drugą bękarcicę po plecach - Przykładowo trzech facetów na jedną laskę to już gangbang. Istnieje także pojęcie odwróconego gangbangu… coś takiego jak Tygrysek miał w piątek: on jeden na mnie, Eve i Karen. - pokiwała mądrze głową, odrywając ręce od kobiety, by po drobnym przemeblowaniu, objąc obu mężczyzn.
- To chcecie przypadkowe numerki i laskowy gangbang - powachlowała rzęsami to na jednego, to na drugiego - Załatwione...ach, - drgnęła i parsknęła, wzruszajac ramionami - Nie wiem czy Tygrysek wam mówił, ale otwieramy studio filmów akcji - zrobiła krótką przerwę i dodała radośnie - Takich własnie jak The Whorebay Patrol.

- Tygrysek? - Jess nie do końca chyba wiedział o kim mówi jedna z tych fajnych ratowniczek.

- Steve. Ten od hawajskich koszul. - Wilma pomogła mu doprecyzować o kogo chodzi.

- Aaa! Krótki! To on jest Tygrysek? - Werdenowi brwi uniosły się do góry gdy załapał o kogo chodzi i trochę się zdziwił jaką prywatnie Krótki ma ksywę u dziewczyn.

- Ale z tym gangbangiem no to jak mówisz. Dokładnie tak. No jak tam trzy laski czy tam więcej będzie obrabiać jedną no to właśnie o takie coś chodzi. - Italiano za to bardziej był zainteresowany tym ważnym zagadnieniem jakie właśnie omawiali a nie jakie jeszcze ksywy nosi szef.

- A to czekaj… To krótki obrabiał was we trzy? Ciebie, Eve… - Jess wrócił za to do życia prywatnego Krótkiego i gdy mówił o Eve trochę zmrużył oczy ale Wilma znów mu pomogła wskazując gestem właściwą blondynkę jaka została gdzieś przy basenie. - Aha… I jeszcze Karen? - w końcu spojrzał w bok na Lamię jakby sprawdzał czy dobrze to wszystko powiązał.

- Tak, w piątek po pracy - odpowiedziała wesoło - Znaczy my obrabiałyśmy jego, w końcu po ciężkim tygodniu orki należało mu się aby to nim ktoś się zajął, prawda? - dorzuciła równie pogodnie, uśmiechając się ciepło poprzez salę do barczystej sylwetki otoczonej dziewczynami gdzieś po drugiej stronie basenu - Bo mieszkamy razem - podjęła, przenosząc wzrok na Jessiego - Willy, Steve i Karen byli tacy kochani, że zgodzili się na pomysł, abyśmy wspólnie zamieszkali. Więc teraz razem mieszkamy i razem żyjemy. Jak rodzina - mówiąc to czuła fizyczne ciepło gdzieś wewnątrz klatki piersiowej - Tygrysek jest naszym bohaterem, wiecie że uratował kotka z wypadku? Biedactwo wpadło do rzeki, a on po niego wskoczył i przywiózł do nas. Jest taki dzielny, dobry człowiek… a jak wygląda w pełnej gali! Pająki zabija i jeszcze lubi offroad. Nie da się go nie kochać - zaszczebiotała się w najlepsze, a cycki jej urosły z dumy o dwa rozmiary. Zmarkotniała jednak nagle - A my mu z Kociaczkiem narobiłyśmy w środę problemów… z tą kamerą w sali odwiedzin i w ogóle, no ale - machnęła ręką, wracając do pogody ducha - Mówił, że rozeszło się po kościach, to dobrze.

- Kotka? - cała trójka a zwłaszcza panowie trochę na chwilę zamilkli jak tak usłyszeli ten pean pochwalny na temat Krótkiego.

- No. Taki trochę biały. Ogon, miauczy no i straszny słodziak. Widziałam go dzisiaj przez chwilę. - druga z bękarcic, ta leżąca na tej pierwszej znów uprzejmie doprecyzowała potrzebne detale przy okazji dłońmi wskazując na rozmiary niewielkiej, kociek kulki słodkości.

- I Karen też z wami mieszka? - Italiano na wszelki wypadek jeszcze dopytał się o koleżankę z oddziału.

- Chyba tak. Była przez weekend z Eve gdy my pojechaliśmy do Mason. - rudzielec leżący na czarnulce tutaj już nie okazywała takiej pewności jak przy wcześniejszych pytaniach i odpowiedziach ale jednak znów starała się pomóc.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 08-09-2020, 03:23   #213
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Zaraz, zaraz… W środę? W środę rano? - nagle Jess coś chyba skojarzył. Bo podniósł się na łokieć i spojrzał na leżącą obok kobietę przykrytą drugą nagą kobieta. - To wy byłyście na tej kamerze? - zapytał wskazując na nie obie. Italiano też zbystrzał i czekał wyczekująco na tą odpowiedź gdy zorientował się z kim mogą mieć do czynienia.

- No tak - Mazzi przytaknęła lekko zakłopotana, drapiąc nosem po barku Wilmy - Wpadłyśmy z ciastem… i tak jakoś wyszło - prychnęła krótko - Oj stęskniłyśmy się, od weekendu go nie widziałyśmy, on nas też. Zawsze się zmywa przed świtem i tyle, ledwo wróciliśmy z Honolulu, zdążyliśmy się położyć.. my z Eve usnęłyśmy, a on zniknął. Nawet nie poczułyśmy że wstaje, ale nie dziwne. Miałyśmy bardzo aktywną niedzielę, szczególnie końcówkę. Poza tym strasznie tandetne macie ławeczki w tej poczekalni.- zaśmiała się nagle wyjątkowo kosmato.

- No. Nam to mogliby w końcu postawić kanapy. - Italiano pokiwał głową i uśmiechnął się w końcu dając sobie już spokój z tamtą wpadką kapitana w ostatnią środę.

- Nic się nie stało. Może by i stało. Ale zaraz mieliśmy to wezwanie na mieście. Do was. Poszło wzorowo to takie duperele jak tam w poczekalni mieliście to głupota. - Jess poparł kumpla na znak, że nie ma się czym przejmować. Zwłaszcza po takiej akcji jaką właśnie celebrowali.

- Ale niezłe z was aparatki, odstawić taki numer. - zaśmiał się Andreas jakby mimo wszystko był pod wrażeniem za tamten psikus z ostatniej środy.

Połechtane ego saper przeciągnęło się leniwie, grzane promieniami męskiej uwagi. Rzeczywiście nie wychodziło tak źle, ciągle coś się działo i na nudę w cywilu nie szło narzekać.
- Trzeba sobie zagospodarować czas na rencie, na szczęście mój blond opiekun bardzo wyrozumiały i wspierający na każdej płaszczyźnie i pod każdym kątem - dziewczyna parsknęła, posyłając towarzystwu wesołe oczko - Tak słyszałam, że nie umiemy na tyłkach usiedzieć i wiecznie knujemy po kątach, jak to baby… poza tym daj spokój - fuknęła trochę ostrzej, łypiąc na Italiano spode łba - Mam wam przypomnieć kto wywinął numer dnia w tamtą środę? Gdybyśmy wiedziały, że na pomoc przybędzie ekipa takich misiaków, już dawno byśmy wpadły w tarapaty, byle was poznać. Dać się uratować i móc z wdzięczności przebierać nóżkami - zmieniła pozycję, żeby móc mocniej przycisnąć do siebie dwójkę Boltów. Zrobiło się błogo, sympatycznie. Kątem oka sierżant łowiła postepujące zabawy i integracje, z satysfakcją odnotowując, że tym razem nikt nie zamula w samotności. Z rozbawieniem wyłapała sylwetkę blondynki z charakterystycznym kędziorkiem gdzieś w okolicy kolan łaskawej pani, siedzącej na krześle niczym na tronie i przyglądającej jak Madi szykuje się do desantu na tyły fotograf. Gdzieś parę metrów dalej, w jacuzzi, Mayers z Cichym, Garbo i Cesem byli pojeni drinkami przez wianuszek dziewczyn metodą dzióbek-w-dziobek. Mazzi mogła więc się odprężyć, korzystając z przecudnego uroku chwili.
- Z pewnością mieliście masę innych propozycji na spędzenie przepustki, tym bardziej cieszę sie, że tu jesteście, chłopcy - dorzuciła w nagłym przypływie wzruszenia całując obu partnerów czule - Dziękuję, nie chcę nawet myśleć co by było, gdybyście się nie pojawili - zrobiła krótką przerwę, zwracajac się do drugiej bękarcicy. - Uratowali nas, Eve, Val, Jamie i mnie. W środę grupa łapsów przydybała nas przy starych łaźniach miejskich. Złapali, związali i chcieli wywieźć do burdelu… tym się zajmowali. Łapali kobiety żeby je zamęczyć gdzieś w obskurnej piwnicy - wzdrygnęła się wyraźnie - Myślałyśmy że to koniec, robiło sie coraz ciemniej, czas uciekał. Mogli się nocą wymknąć. Spakują nas, wywiozą z miasta i nikt nie będzie wiedział gdzie jesteśmy, ani co się stało… nie zostanie choćby najmniejszy ślad - westchnęła, uderzając naraz w weselszy ton, przy okazji potrząsajac lekko trzymanymi żołnierzami - A wtedy pojawili się oni, och Willy. Szkoda że ich nie widziałaś w akcji! błyskawicznie zlikwidowali porywaczy, nas wyciągnęli z gruzów i bezpiecznie odstawili na zabezpieczony teren, całą czwórkę. Opatrzyli, postawili na nogi… i byli tacy kochani, że dali się zaprosić na dziś. Gdyby nie oni nie spotkałybyśmy się ponownie w Mason.

- Oh no to chłopcy ja wam też muszę podziękować. Że mi uratowaliście moją Rybkę i całą resztę tych uroczych dziewczyn. - brwi wierzchniej bękarcicy uniosły się nieco do góry gdy usłyszała o tej relacji z akcji z ostatniej środy. Nachyliła się najpierw nad jednym ramieniem Lamii a potem nad kolejnym by z tej wdzięczności pocałować jednego a potem drugiego. Chłopcy też nie pozostali beznamiętni na takie wyrazy wdzięczności.

- Jej to jakbyśmy wiedzieli, że chodzi o takie kociaki i takie imprezy to byśmy przyjeżdżali jeszcze chętniej na takie akcje. - Italiano się roześmiał. Oparł się na boku i dłonią zaczał przesuwać to po plecach i boku Wilmy albo po boku i piersiach Lamii.

- A to nie wiedzieliście? Że to one? - Wilma popatrzyła na niego zafascynowana tą relacją.

- Nie. Wiedzieliśmy, że chodzi o odbicie zakładników z jakiejś dziury. Prawdopodobnie jakieś kobiety ale pewności nie było. Mieliśmy odbić zakładników. - Andreas pokręcił głową na znak, że właściwie do końca nie znali tożsamości zakładniczek a nawet ich płci.

- Ale cholera ja was mogę odbijać co tydzień. A potem tak to świętować. - Jessie zaśmiał się swobodnie wskazując gestem na to całą kłębowisko nagich ciał gdzie dzielni komandosi i wdzięczne, radosne dziewczęta pląsały ze sobą nawzajem. Potem jego uwagę przykuł Madi bo ciemnowłosa masażystka ciut za bardzo podniosła głos więc dało się usłyszeć także i tutaj.

- No i tak się właśnie zapina w kuper! Bierzesz, wsadzasz i jedziesz! - mówiąc do z pełnym przekonaniem i zaangażowaniem zademonstrowała tą metodę na wypiętych wdziękach miejskiej fotograf. Eve zaprzestała swojego wdzięczenia się wokół ud ich królowej gdy zajęczała cichutko. Ale królowa szybko skierowała ją na właściwy porządek rzeczy łapiąc ją za te blond włosy i prawie wbijając jej twarz w swoje podbrzusze władczym gestem.

- No widzę. A teraz mogę ja spróbować? - Denis widząc tą demonstrację na konkretnym przykładzie pokiwał głową na znak, że widzi ale też by chciał spróbować. Z tej odległości jego blizna na twarzy była prawie niewidoczna.

- A tak byś chciał już teraz? - Madi widocznie była w swoim żywiole którego pewnie szkoda jej było przerywać, nawet podczas szkolenia.

- No mogę jeszcze chwilę poczekać. - zaśmiał się rozbawiony łącznościowiec za co został nagrodzony całusem od masażystki.

- Ona naprawdę ją zapina? - Jessie widząc tą scenkę zapytał z zafascynowaniem i niedowierzaniem jednocześnie.

- Chyba tak. Tak wygląda. - kolega zmrużył oczy no ale z tej odległości i pod tym kątem nie było widać wszystkich detali.

- Ale z was aparatki. - powtórzył Werden znów śmiejąc się cicho na to jakie niesamowite kociaki im się tutaj trafiły na tej imprezie dzięki tamtej środowej akcji. Widok jak ich koledzy są pojeni metodą usta - usta też był bardzo budujący i przyjemny nawet do samego oglądania. Laura właśnie usiadła Krótkiemu na kolanach i chyba jak najbardziej poważnie coś mu pewnie tłumaczyła z tym drinkami w kolorowych kubeczkach bo demonstrowała mu jeden kubeczek coś tłumacząc, potem kolejny trzymany w drugiej dłoni i jeszcze palcem pokazywała na dwa kolejne które trzymała stojąca obok Crystal. Chyba musiał być jakiś myk bo Meyers miał dość zafrapowaną minę jakby miał wybrać tą jedną właściwą opcję wśród wielu podobnych. Cichy i reszta chyba nie bardzo mogli mu pomóc bo mieli podobnie skonfundowane miny do niego gdy tak słuchali nawijania mlecznej czekoladki z drobnymi warkoczykami.

- Kosmiczne Kociaki - saper poprawiła żołnierza, ściągając usta w dzióbek i też popatrzyła na masażystkę - Madi ma talent do podobnych zabaw. Mówię wam, mało który facet jest w stanie jej dorównać jeśli już cię złapie i przydybie od odpowiedniej strony… a potem następnego dnia chodzisz jak kowboj, ale cholera! Z nią zawsze warto! - pokiwała głową, marszcząc w pewnej chwili brwi, aby uśmiechnąć się tajemniczo. Wychyliła się, szepcząc krótko Wilmie do ucha i już się wyplątywała z nadmiaru kończyn.
- Zaraz wrócę… mam pomysł - rzuciła przez ramię, szybko truchtając przez salę i tylko buźka jej chodziła na boki, w poszukiwaniu odpowiedniego celu. Ten znalazł się szybko, podpięty pod barek z alkoholem, Karen i dwie kumpele z lodziarni, bajerujące ją aż się komandos rumieniła.
- Ej foczki - z impetem władowała się między Meg i Kim, biorąc je pod boki i przyciskajac do siebie - Dacie się porwać na mały sparing? Jest plan… - zabujała brwiami, szybko wykładając co jej leżało na sercu i czekała na reakcję.

Wilma pożegnała swoją kumpelę całusem i dając jej zielone światło na taką inicjatywę pod warunkiem, że też będzie w niej uczestniczyć. Więc gdy Lamia doskoczyła do dziewczyn przy stoliku mogła działać z czystym sumieniem, że jej kumpela z wojska popiera ją w pełni. Parka kurierek poznana ostatnio w “Krakienie” przyjęła ją do siebie całkiem chętnie. Z wprawą ją obramowały zgrabnie wpasowując ją w środek między siebie.

- O a jaki sparing? - zapytała Meg z przyjemnym zaciekawieniem w głosie i spojrzeniu. Kim też wydawała się zaintrygowana czekając aż gospodyni wieczoru bardziej rozwinie swoją myśl. Ciemnowłosa Karen stała z plastikową szklanką w dłoni i też wydawała się z zaciekawieniem śledzić przebieg tych negocjacji.

- Wy dwie na nas dwie - pokazała pomacała dziewczyny po piersiach, a potem głową wskazała Wilmę i parkę Boltów - Na nich dwóch. Który duet szybciej spuści swojego żołnierzyka, ten wygrywa. Przegrany duet zajmuje się wygranym… a panowie mogą popatrzeć, jeśli maja ochotę. - zaśmiała się - Pożyczymy sprzet od Madi, albo co tam! Ją też zaprosimy. Chodźcie, będzie zabawnie.

- O! Super! - jeszcze zanim Lamia skończyła mówić to po minach dziewczyn było widać, że pomysł im przypadł do serca. Już się uśmiechały i kiwały głowami. A gdy ta tylko skończyła mówić obie wykrzyczały radośnie swoją aprobatę. Po czym jeszcze przez chwilę panował chaos kto ma ściągnąć co i kogo nim się towarzystwo rozproszyło. Na Lamię spadło zawiadomienie masażystki o tej nowej zabawie. Zastała ją w tym samym miejscu co widziała ją z materaca. Tylko teraz sekundowała Denisowi który ją zastąpił przy penetracji kuperka krótkowłosej blondynki.

- Wchodzę w to. - zaśmiała się masażystka kosmato gdy tylko usłyszała w czym rzecz. Przy okazji Betty pozwoliła sobie na ciepły uśmiech do swojej faworyty i nawet w takim roznegliżowanym stanie, na zwykłym krześle potrafiła zachować swój królewski majestat.

- Postaraj się gołąbeczko. Nasza Księżniczka na ciebie patrzy. - Eve właśnie sapała i jęczała pod naporem Denisa który brał ją od tyłu więc jedyna z tej gromadki nie zauważyła przybycia Lamii. Teraz zaś spojrzała najpierw na okularnicę której właśnie całowała stopy po czym odwróciła się do swojej dziewczyny i mimo stopy w buzi uśmiechnęła się do niej i pomachała wesoło rączką.

- Dobra to ty już wiesz co i jak no to działaj. - Madi widząc, że jej rola instruktażowa dobiegła w tym zestawie do końca całkiem chętnie ruszyła z Lamią pod pachą. Na odchodne jeszcze trzepiąc pracujący tyłek łącznościowca. - Ale ma fajny ten tyłek. Zapinałabym. Tak samo jak ten Steve’a. Oj jego też bym chętnie zapięła. - masażystka towarzyskim tonem pozwoliła sobie na wymianę swoich uwag o erotycznych fantazjach jakie miała na temat męskich atrybutów z jakimi miały tu do czynienia.

- A właściwie to co jest grane? - zapytał Werden widząc, że jak dotąd Wilma im dotrzymywała towarzystwa to teraz jakoś tak po kawałku zaczęło docierać do nich coraz więcej dziewczyn.

- Musicie nam pomóc - Lamia przybrała tragiczną minę, patrząc na pozostałe dziewczyny, po czym cztery z nich opadły synchronicznie na kolana. Przy Andreasie klęknęły kurierki, a przy Jessiem bękarcice. Popatrzyły na siebie, porozumiewając bez słów i cztery głowy przytaknęły niemo.
- Widzicie… - saper oparła się dłońmi o lewe udo żołnierza, Wilma o prawe - Założyłyśmy się z foczkami, a zakład rzecz święta. Tyle, że same sobie nie poradzimy - westchnęła, a w miarę jak mówiła razem z kumpelą rozchylały męskie uda. Ich dłonie też z kolan rozpoczęły powolną wędrówkę do góry - Potrzebujemy was, waszej uwagi… - mruczała w najlepsze, pochylajac się coraz niżej i gapiła się Werdenowi w oczy - Założyłyśmy się która dwójka ma sprawniejsze języki… no dobra, nie tylko języki… ale i usta, policzki… gardła - dodała, całując skórę na udzie, dwie dłonie od bioder - Żeby nie było za prosto Maddi będzie nas rozpraszać swoją zabaweczką… dupka po dupce - dokończyła, przejeżdżając językiem po wcześniej pocałowanym miejscu.

- O, to będzie i w dupkę? - różowowłosa Pinky tego dodatku się chyba nie spodziewała. Ale stojąca obok Madi z przypiętą zabaweczką która sterczała bojowo do góry wymownie wskazywała, że masażystka nie będzie tylko widzem.

- Tak jest. Nie bój się jestem profesjonalistką. - ciemnowłosa z uciętym krawatem wciąż wiszącym między jej jędrnymi piersiami roześmiała się wesoło. Sądząc po śmiechu i spojrzeniu już nie mogła się doczekać aż ta zabawa się zacznie.

- Bo zwykle jak jesteśmy same to Meg mnie tak zapina. - czarnowłosa Kim pozwoliła sobie na wesołe i beztroskie wyjaśnienie lekkiego zdziwienia swojej kumpeli. Po czym całe towarzystwo się roześmiało.

- Dobra, to mnie to pasuje, jestem za i w ogóle. - Andreas co w tej chwili był całkiem pogodnie uśmiechniętym brunetem też nie mógł się już doczekać startu tej zabawy. Kumpel zresztą też się już niecierpliwił widząc te śliczne pyszczki gotowe do rozpoczęcia rywalizacji.

- No to jeszcze by mi tu było wszystko fair play. Na początek niech obie strony dadzą sobie buzi na zgodę. - Madi przyjęła na siebie rolę sekundantki i stanęła pomiędzy dwoma duetami zawodniczek kazać im przestrzegać zasad.

- Pewnie! Chodźcie no tu. - Wilma przyjęła to zadanie bez chwili wahania i nachyliła się do dziewczyn z konkurencyjnego duetu aby spełnić żądanie sędziny.

Zajęła się Meg, podczas gdy Lamia pocałowała czule Kim, po czym się wymieniły, badając językami czy ich przeciwniczki nie schowały w buziach niedozwolonych drobiazgów. Następnie obie drużyny też się pocałowały, w ramach życzeń powodzenia, na końcu zaś wszystkie zawodniczki pocałowała sędzina, aby było sprawiedliwie.

- To jeszcze misiaki, aby sie nie czuli pominięci - saper zaśmiała się, wypryskując do przodu, gdzie zaatakowała ustami Italiano i równie żywo powtórzyła to z jego kumplem.

- No właśnie! - przytaknął Jessie chociaż od samego oglądania z bliska jak się nawzajem całuje grupka ślicznotek tuż nad własnym przyrodzeniem też musiała działać na nich obu bardzo pobudzająco. Więc jak jeszcze doszło do osobistej wymiany językowej to chociaż trwało to dłuższą chwilę nim każdy z zawodników został wycałowany przez każdą z zawodniczek no to było warto bo temperatura u wszystkich bardzo sobie ten etap chwalili.

- No to jeszcze buzi dla sędziego. - zażądała sędzina wskazując na swoją przypiętą zabaweczkę co znów wywołało falę śmiechów i wesołych dowcipów gdy każda z czterech zawodniczek składała swoje usta na zabaweczce jaka wkrótca miała je penetrować od tyłu.

- No dobrze! Starczy tych śmichów i chichów! - w końcu Madi czuła się usatysfakcjonowana tymi zabiegami wstępnymi bo dała sygnał gotowości bo zajęła swoją władczą pozycję rozdzielając sobą oba zespoły.

- Zasady są proste! Ci co uzyskają pierwszy spust wygrywają! To ma być spust a nie jakieś nędzne parę kropelek jasne!? - Madi zawołała gromko i surowo zupełnie jakby ćwiczyła na rolę sierżanta. Chociaż trochę srogi efekt psuło podniecenie jakie dało się dostrzec w spojrzeniu i głosie.

- Ta je! - bolci krzyknęli prawie jednocześnie jak na zgrany zespół przystało. Dziewczyny też dorzuciły coś od siebie. I cała szóstka aż się nie mogła doczekać by zacząć te zawody. Z bliska Wilma jeszcze szybko pocałowała usta Lamii a Werdenowi co był ich partnerem puściła całusa przez długość ciała.

- No to start! - krzyknęła masażystka i z góry obserwowała jak dwa duety dziewczyn rzuciły się do męskich głowni aby je doprowadzić do jak najszybszego finału.

Bękarcice wymieniły szybie spojrzenia i razem dopadły do bioder Werdena, biorąc się za zabawę od wspólnego pocałowania czerwonej, nabrzmiałej główki.
- Wydawał się mniejszy - saper puściła mężczyźnie oczko, nim nie złapała Willy za włosy i nie nadziała jej ust na sterczący drąg. Dziewczyna nie potrzebowała żadnej zachęty, zaraz śmiało zaczęła połykać go aż do połowy, bo od połowy działała już Mazzi, pieszcząc językiem boki trzonu, a dłonią ugniatając torbę pod spodem. Obie patrzyły przy tym kochankowi głęboko w oczy. Szło pięknie i tylko czasem, niespodziewanie, gdzieś od tyłu rytm zaburzała Maddi, pakując się energicznie w tak ładnie wyeksponowane kuperki, co zwykle wieńczył głośny jęk tej, na którą wypadło. Jęk tym głośniejszy i bardziej wymowny, że dodatkowo miał podziałać na partnerów.
- Nogi szerzej - sierżant sapnęła, napierając na uda Bolta, a bękarcica obok chyba wyczuła o co chodzi, bo przejęła pakowanie Jessiego aż po migdałki, podczas gdy jej przyjaciółka zeszła językiem niżej, ssąc jądra i zjeżdżając niżej, aby językiem kreślić małe kółka przy męskim tylnym wyjściu.

Obaj panowie reagowali bardzo podobnie na zabiegi swoich zespołów. Sapali i jęczeli, oddychali coraz szybciej, co chwila podnosili głowę do góry by spojrzeć w swój dół to znów głowa uciekała im gdzieś na dół. A to jak bardzo przeżywają tą przygodę to każda z dziewczyn czuła w swoich ustach, gardłach i policzkach. Akurat jak Lamia tak sprawnie oddała pałeczkę Wilmie zaraz potem poczuła, że Madison znalazła się tuż za nią.

- A! Dawno mnie tu nie było! A chyba byłyśmy na to umówione od dawna! - masażystka zaśmiała się drapieżnie i trzepnęła jej wypięty tyłek aż pewnie zostal czerwony ślad po tym uderzeniu. Sądząc po chrypce w jej głosie to musiała być już nakręcona na całego. I rzeczywiście nie zwlekała tylko władowała się w swoje ulubione miejsce. I zaraz potem Mazzi poczuła jak ta druga wybija całkiem raźny rytm jakiego pewnie nie powstydziłby się niejden mężczyzna. Stanowoczo unieruchamiała jej biodra trzymając ją mocno i tylko raz za razem dało się słyszeć i odczuć jak jej biodra zderzają się z wypiętymi pośladkami saper. Aż Wilma na chwilę przerwała swoją robotę by spojrzeć na ich tył.

- O rany… szacun… - mruknęła będąc pod wrażeniem tych wyczynów jednej i drugiej koleżanki. Ale zaraz wróciła do swojej działki by pomieścić w ustach a nawet gardle sterczącą rękojeść jaka już błyszczała się i pieniła od nadmiaru płynów ustrojowych. Ale i obok dziewczyny z Det nie próżnowały przy swoim Italiano. Czasem któraś z nich zerkała w bok na to jak idzie sąsiadom i wydawało się, że obie strony są zaangażowane w tą rywalizacje na całego. Na razie jakoś trudno było zgadnąć która z nich będzie zwycięska.

Powracało pytanie jak w takim małym ciele masażystki kryje się tyle krzepy tak hojnie wykorzystywanej teraz przy saperskich tyłach. Wpierw jej pojawienie Lamia przywitała wesoły uśmiechem, ten jednak szybko zmienił się w coraz szybsze sapanie i pojękiwanie, w miarę jak dziewczyna za jej plecami nabierała rozpędu.
Trzeba było mocno zacisnąć zęby, aby nie zapomnieć co jest clue wyzwania. Podrygując i co chwilę zderzając się nosem z Werdenem, sierżant podjęła pracę, stosując manewr trenowany na Tygrysku. Nie przerywając zabawy sakiewką, lizała szybkimi ruchami teren do końca worka po właz między pośladkami i na tym ostatnim się skupiła ostatecznie, atakując językiem wpierw delikatnie, lecz z każdą chwilą coraz śmielej pokonując opór.

W końcu już można było stracić rachubę kto jęczy, kiedy albo najgłośniej. Oba zespoły łącznie z zapracowaną sędziną jęczały i podrygiwały w napędzającym się nawzajem rytmie. Ale wydawało się, że manewry jakie uskutecznia Mazzi działają na Jessiego równie skutecznie jak to wcześniej sprawdzała na swoim Tygrysku. Bo na słuch to wydawało się, ze jego jęki weszły ja jakiś wyższy poziom.

- No! Trzymaj się! Jeszcze tu wrócę! Aha i przypomnij mi, że mam jeszcze przewiercić taką jedną blondi za to wczorajsze dziaranie. - zasapana masażystka pożegnała się trzepnięciem w wypięty pośladek kumpeli i do kompletu pocałowała go czule zaraz potem.

- A! Co my tu mamy? Dawno nikt ci tylnego wejścia nie kontrolował prawda? - zapytała sędzina zatrzymując się za kuperkiem Pinky. Ta odwróciła się do niej jęcząc krótko gdy masażystka też zaczęła swój wkład od trzaśnięcia ją w wypięte wdzięki.

- Oj to prawda, prawda! Sprawdź czy jej tam nic nie zarosło! - zaśmiała się ciemnowłosa Kim też na chwilę przerywając swoje rękodzieło by spojrzeć co Madi wyczynia z jej kumpelą. A ta się w nią władowała dokładnie tak samo jak przed chwilą we wdzięki zawodniczek sąsiedniego zespołu.

Bękarcice zyskały swoją szansę, nikt ich nie rozpraszał i mogły w pełni skupić się na zawodach. We dwie zgrywały swoje działania, zerkając na odruchy partnera i to jak reaguje na poszczególne pieszczoty. Ich ruchy nabrały szybszego tempa, stały się synchroniczne i zaborcze, jakby w tym szalonym tańcu chciały dorównać wysiłkiem czarnowłosej masażystce.

Zabawa nabierała coraz żwawszego tempa. Sedzina zdążyła zmienić wypięty kuperek z Meg na ten należący do jej kumpeli co ta przyjęła bardzo dźwięcznie i wdzięcznie. A i panowie zdradzali objawy zbliżania się do finału i dali się ponieść tej rywalizacji zachęcając swoje partnerki do zwiększenia efektywności. I wreszcie ten finał nadszedł. Tak jak się na to zanosiło od paru chwil. Obu bękarcicom udało się Jessego doprowadzić do szczytu parę chwil przedtem gdy ta sztuka udała się dziewczynom z Det wobec Italiano. Werdena wygięło w łuk nieco wcześniej niż jego kolegę. Ale tuż po żaden nie wyglądał na przegranego.

- Oj dziewczyny, tak naprawdę my wygraliśmy ten lamus to zawsze ma szybki spust no taki krótkodystansowiec. - Andreas próbował jakoś pocieszyć swoje partnerki i umniejszyć zasługi kolegi ze zwycięskiego trio.

- Dla mnie liczy się sztuka. - roześmiał się Jessie ściskając się ze swoimi dziewczynami. Ostatnie słowo miała ciemnowłosa sędzina.

- Słowo się rzekło! Mamy zwycięzców tam gdzie był pierwszy spust! Więc nagroda za najszybszy spust i najszybsze obciąganie wpada w te oto łapki! - Madi ogłosiła zwycięstwo szybszego teamu unosząc po kolei ich ręce do góry.

- Hmm… To co tam miało być dalej? - zapytała Pinky zerkając z ukosa na dziewczyny ze zwycięskiego zespołu i też coś nie wyglądała na zbyt przejętą przegraną.

Dalej, jak się okazało przegrany zespół zajął się bardzo pilnie i dokładnie zespołem wygranym, a w owym zbożnym dziele pomagała sama sędzina. Kotłowały się w piątkę praktycznie krok od dwóch mężczyzn, będących praktycznie w pierwszy rzędzie loży dla vipów. Patrzyli co się dzieje jak na najlepszy film, ale mieli dość taktu by poczekać, aż dziewczyny skończy i dopiero wpaść między nie, robiąc im repetę z całego kursu ratownictwa, który im tak wdzięcznie wykładały kwadrans wcześniej.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pa5YJRcfCfM[/MEDIA]

Nie minęło wiele czasu, ot tyle by spić ze dwa drinki i chwilę odpocząć, pozwalając płucom wrócić do normalnego tempa pobierania tlenu, a głowa Mazzi znów zaczęła chodzić dookoła, z wyrazem typowej kociej mordy, jak zwykle, kiedy coś kombinowała. Wokoło ludzie leżeli, siedzieli i opierali się o siebie, prowadząc ciche i mniej ciche rozmowy, sącząc drinki, śmiejąc się, albo żartując. Paru ludzi po prostu siedziało opartych o siebie, chłonąc własne ciepło, obecność oraz spokój po dopiero co zakończonym etapie zabawy.
- Poczekaj chwilę kochanie - saper mruknęła Wilmie do ucha, całujac w skroń zanim nie wyplątała się z jej objęć i nie zaczęła przechodzenia przez górkę splecionych ze sobą ciał. Lawirowała między współbiesiadnikami, aż do chwili, gdy w ulgą nie przyklapnęła przy miejskiej lodziarze i Karen, w towarzystwie kumpeli tej pierwszej. Na leżaku obok przewalała się para kurierek z Det, wygladających jakby na moment przysnęły, jednak gdy wyczuły ruch ich oczy się otworzyły.
- Jedziemy dalej z koksem - Lamia szepnęła konspiracyjnie, a oczy jej świeciły uciechą. Szybko wyłożyła następny punkt programu dziewczynom, starając się w miarę zachować konspirację, choć entuzjazm roznosił ją od środka.

W miarę jak Lamia przedstawiała im kolejny punkt programu wśród jej koleżanek, kumpel i przyjaciółek panowało coraz większe poruszenie. Całkiem szybko robiły wesołe oczka, śmiechy, żarty, piski, podnosiły się do pionu otaczając ją coraz żwawszym i głośniejszym półkolem. No aż wreszcie gdy panowała powszechna radość, miłość i zgoda można było zaczynać.

- Ciekawe kto wygra. - zastanawiała się Hale patrząc na nagie ciała zawodników rozsianych po całej przestrzeni basenu. W różnych pozycjach i kompozycjach więc trochę trudno było ocenić kogo na co stać.

- Może Dingo? On wygląda na niezłego w te klocki. - Kim wskazała na Indianina który w takich dyscyplinach faktycznie mógł być faworytem. Chociaż nawet Lamia nie widziała ich w bezpośredniej akcji między sobą.

- Mógłby dołożyć Donowi. Należy mu się. - Jamie jak zwykle skorzystała z okazji by wsadzić szpilę porucznikowi tego plutonu nawet gdy ten nie słyszał.

- A Karen? Też będzie startować? W końcu jest od nich. - Kara co przyjechała razem z Jamie wskazała wzrokiem na jedyną kobietę w oddziale komandosów jaka dzisiaj była z nimi. Widocznie nie była pewna jak traktować ją w tej dyscyplinie.

- O jeszcze czego. Też chcę mieć jakieś widowisko i poczuć się jak rozwydrzona fanka męskich torsów. Będę wrzeszczeć i piszczeć razem z wami. - operatorka broni precyzyjnej wcale się nie obraziła za takie pytania a nawet okazała się goracą zwolenniczką takiej rozgrywki. Co zresztą wywołało śmiechy pozostałych dziewczyn.

- A myślisz, że się zgodzą? - Pinky zapytała ją z zaciekawieniem chyba mając za złe panom jeśli by odmówili im tej drobnej przyjemności.

- Za tyle foczek w czekoladzie co się będą wokół mnie kręcić ja bym się biła jak berserker. - zaśmiała się Karen wesoło. - Ale myślę, że nas nie zawiodą. - dodała spokojniej uspokajając ewentualne obawy.

- Spróbowaliby… poza tym co to za facet, który nie skorzysta z okazji, aby się popisać mułami i sprawnością? - saper zaśmiała się cicho, biorąc za ręce Kim i jej kumpelę. Wstały razem, a brunetka przyciągnęła je do nagich boków - Szczególnie gdy w grę wchodzi piszczący, mokry i bardzo gorący kobiecy doping? - uniosła brew i mrugnęła do komandoski - Chodź, Jamie ty też. W kupie siła, drogie panie. Podbijemy im oczy argumentami - parsknęła nachylając się żeby cmoknąć krótko różowowłosą kurierkę w pierś.

Przeszły wspólnie te parę rozchichranych, ćwierkajacych kroków, stając mniej więcej przed rozwaloną na płasko grupą docelową.
- I jak tam panowie, nie nudzicie się mamy nadzieję - zaczęła wesoło, mocniej ściskając kociaki pod bokami - Noc jeszcze młoda, a my… przygotowałyśmy jeszcze parę niespodzianek - powachlowała rzęsami na samców, patrząc krótko każdemu w twarz i uśmiechając się zalotnie - Pewnie wiecie że nasza Jamie pracuje w lodziarni koło ratusza. - pokazała ruchem brody na brunetkę o latynoskiej urodzie - Była taka kochana, żeby przynieść dziś ze sobą odrobinę tamtejszych słodkości. Stąd ogłaszamy konkurs - podniosła odrobinę głos - Dla męskiej części imprezy. Dla takich dzielnych, świetnie wyszkolonych i sprawnych chłopaków to będzie niczym igraszka - pokiwała krótko głową, przechodząc do dalszej części, a ruch głowy wskazał basen z kisielem przy ścianie - Konkurs zapasów! Ten z was który zwycięży dostanie deser z czekolady i słodkości od Jamie! - uśmiech się jej poszerzył, rzęsy zafurkotały w powietrzu - I tu zależy… czy będzie chcieli, abyśmy zwycięzców wysmarowały czekoladą, a potem dokładnie wyczyściły, czy wolicie abyśmy to my zmieniły się w słodkie desery tylko dla was… więc co chłopcy, zrobicie dziewczynom tę przyjemność i dacie popiszczeć do waszych umięśnionych klat w akcji?

Lamia niczym admiralski okręt była oflankowana przez inne okręty tej swojej kobiecej floty. Co juz swoja mobilizacją przykuwało uwagę jak całkiem spora grupka kociaków skoncentrowała się wokół niej co sugerowało, że coś się dzieje. No a jak jeszcze ogłosiła swój konkurs to już w ogóle zrobił się harmider. Zwłaszcza jak dziewczyny znały swoje rzemiosło i by potwierdzić jakość ogłoszenia to prężyły swoje kocie wdzięki albo pomagały swoim koleżankom prężyć te wdzięki. No a jeszcze Karen dorzuciła swoje trzy grosze.

- Tylko mi nie naróbcie siary chłopaki. Obiecałam dziewczynom, że nie nawalicie i można na was liczyć z tym show. - krótkowłosa strzelec wyborowa pokazała palcem paru najbliższych kolegów by dać znać, że tym razem solidaryzuje się bardziej z płcią piękną niż z innymi boltami. Do tego jeszcze te z dziewczyn co dopiero teraz zorientowały się o co chodzi też szybko dołączyły do grupki Lamii wzmagając swój aplauz dla tego pomysłu.

- O tak, tak, świetny pomysł! No chłopaki no! Prosimy! - piszczały tyleż radośnie co prosząco. Zresztą chyba nawet nie było to niezbędne bo panowie po kolei podnosili się ze swoich miejsc dając znać okrzykami czy gromkimi minami, że są gotowi do takich zawodów.

- I to się nazywa duch! - saper śmiała się razem z pozostałymi dziewczynami, prawie zacierajac ręce z uciechy. Zapowiadało się widowisko pierwszej klasy, kto mógł się pochwalić, że dla niego oddział Boltów smaruje klaty kisielem, aby samice dostały amoku?
- Gwiazdka przyszła wcześniej, o ja pierdolę - wyrwało się jej, razem z dźwięcznym śmiechem. Jako okręt flagowy szła pierwsza, poniekąd prowadząc rozwrzeszczany, lejący endorfinami na lewo i prawo pochód prosto do celu.
- Tygrysku, pożycz sikora - rzuciła swojemu Boltowi prosząco - W razie remisu będą dwie minuty na rundę… i dalej już zobaczymy.

- Chłopcy się będą napieprzać! - nawet nie było wiadomo która z dziewczyn pierwsza zaczęła się drzeć ale nie miało to większego znaczenia. Wiadomość rozlała się po pomieszczeniu błękitnego basenu jak woda z tego basenu podczas wcześniejszych harców. Więc przy gumowym baseniku z kisielem zrobiło się dość szybko całkiem gwarno i głośno. I sympatycznie gdy Steve pokierował ruchem swoich chłopaków tak by ściągnęli ile się da krzeseł dla damskiej części widowni. Tych nie starczyło dla wszystkich dziewczyn ale chyba tym też się nikt nie przejmował. Emocje i ekscytacja były tak silne, że poderwały widownię na równe nogi. Dziewczyny krzyczały, gwizdały, śmiały się i dopingowały zawodników. I to niezależnie od tego kto akurat z kim się zmagał i jaki był wynik walki. Dla takiej widowni i takiego aplauzu panowie dali z siebie wszystko. Naprawdę się nie oszczędzali. Podobnie jak panie przy aplauzie. Rumieńców jeszcze dodawał fakt, że jedna i druga strona była już na tym etapie prawie pozbawiona ubrań i mokra od wcześniejszych aktywności.

A gdyby ktoś przyszedł na tą imprezę nie wiedząc z kim ma do czynienia to może mógłby uznać te młode byczki za jakichś turystów czy choćby zwykłych szwejów na przepustce. Tacy co mieli fart integrować się w ten niedzielny wieczór z prawie dwukrotną przewagą roznegliżowanych kociaków. No ale już pierwsza walka tych nagich gladiatorów pokazała, że na pewno nie robią tego po raz pierwszy i mają w tym niemałą wprawę.

Czy sprawiła to kobieca widownia, aplauz i panowie chcieli się pokazać od najlepszej strony czy zwykła ambicja i chęć rywalizacji to nie było pewne. Może coś z tego a może każdy z tych czynników dołożył swoją cegiełkę do widowiska. Ale już pierwsza walka Cichego z Jessem pokazała jakiej klasy są to zawodnicy. Z wyglądu każdy z nich miał całkiem zwartą, męską sylwetkę chociaż na giganta i mocarza mógł nie wyglądać. A jednak w te wytrenowane ciała były kryły nadspodziewany zapas mocy. Obaj koledzy rzucili się na siebie jak ostrza sprężynowca wyrzucane ukrytym w rączce mechanizmem. Zwarli się ze sobą i z miejsca widać było, że nie jest to bezwładne okładanie się pięściami amatorów. Z miejsca też dał o sobie znak trzeci zawodnik który potem objawiał się w każdej kolejnej walce. Kisiel. Śliska masa zdecydowanie przeszkadzała i wprowadzała nieprzewidywalny czynnik który potrafił zmienić wynik walki. Dłonie miały problem z chwyceniem przeciwnika, ślizgały się po torsach i nadgarstkach, nogi czy kolana uciekały powodując, że niewielki balans ciałem mógł się zmienić w niekontrolowany upadek. Ale nic to! Wydawało się, że ta śliska przeszkoda w niczym nie ujmuje zażartości każdego z zawodników. To było widać i czuć w każdym ruchu każdej walki. I to wyczuwała też widownia nie oszczędzając się przy skandowaniu co tylko im przyszło do głowy. A żadna walka nie była przesądzona póki się nie skończyła. Żaden z zawodników nie czuł się gorszy czy pokonany póki nie poddał walki.

Nawet Dingo który zdawał się być faworytem w takich starciach też miał nie lada trudności od pierwszej walki jaką nomen omen stoczył z Donem. I niespodziewanie była to walka pełna niespodzianek. Zwłaszcza dla kogoś kto pierwszy raz oglądał zapasy boltów. Wydawało się, że Indianin po prostu rozsmaruje Dona jak pewnie i każdego innego przeciwnika. Zwłaszcza Jamie wcale nie ukrywała kto jest jej faworytem w tej walce. A jednak nie była to takie jednostronne starcie.

Mimo, że Don wydawał się być urodzonym pozerem co to go było słychać na długo niż widać a Dingo wydawał się wymarzonym materiałem na krwiożerczego berserkera to jednak młody porucznik okazał się całkiem sprawny w tych zapasach. Sprytnie unikał ciosów swojego przeciwnika a nawet jak temu udało się go złapać to wtrącał się kisiel. I chwyt jaki powinien zdławić i zdusić przeciwnika w parę chwil nie można było dokończyć albo Darko odpychał go od siebie. Niemniej w końcu ostatecznie do fan maczet wreszcie zmęczył przeciwnika. A jednak opór i zażartość porucznika, jego bezczelny uśmiech i równie bezczelne odzywki zaskarbiły mu sporo satysfakcji wśród publiczności. Oczywiście poza Jamie która nadal była mu nieprzejednana.

W szranki stanął te dowódca całej tej bandy. I na początku trafił Mike’a co to chyba był saperem i operatorem broni ciężkiej. I wydawało się, że podwładny wykończy swojego dowódcę. Eve z wrażenia zaciskała pięści i darła się jak opętana by jakoś odwrócić tą sytuację. Ale ta wydawała się bardzo kiepska dla Krótkiego. Wylądował na plecach a blondynowi udało się mu wejść na brzuch. Więc zajął zdecydowanie korzystniejszą pozycję i Krótki desperacko się bronił przed założeniem chwytu na szyję który już mógł być dla niego ostatnim. Ale w pewnym momencie gdy wydawało się, że Mike wreszcie mu założy ten chwyt musiał się nad nim pochylić. Wtedy w ten moment nieuwagi Steve trzasnął go pięścią w bok głowy, prosto w skroń. Blondynem na chwilę zatrzęsło. Ale miał wprawę, więc przerwał atak i zasłonił się przed kolejnym. Ale kolejnego nie było. Krótki wierzgnął całym ciałem i w połączeniu z kisłem jaki ich łączył i dzielił sprawiło, że Mike stracił równowagę i poleciał jak długi. Krótki nie tracił nawet czasu by wstać. Odwrócił się nogami wypchnął przeciwnika z basenu co oznaczało koniec walki i jego zwycięstwo.

No ale w kolejnej walce Krótki trafił na Dingo który go wyeliminował z dalszych rozgrywek. Obaj byli już nieźle zmachani po wcześniejszych walkach Krótki miał czas by złapać oddech jak Rick zmagał się z Denisem i potem gdy Dingo wywalił z basenu Italiano. Steve nawet pytał Indianina czy chce odpocząć po tej walce. Ale ten był pewny siebie i nie chciał przerwy. Dlatego walka znów była wyrównana do czasu aż Dingo założył Krótkiemu dźwignię na ramię przyszpilając go do krawędzi basenu. Krótki walczył do końca by się wyzwolić czy wyślizgać z tej matni. Z dobre pół minuty trwała ta kryzysowa sytuacja i na przemian Krótki milimetr po milimetrze wyślizgiwał swoje ramię z nacisku a Dingo milimetr po milimetrze korygował chwyt. Do końca nie było wiadomo kto z nich osiągnie sukces. Aż wreszcie kapitan poddał walkę odklepując ją o fragment basenu.

No i wreszcie była finałowa walka. Gdzie Dingo zmierzył się z Anthonym “Tonym” Millerem. Każdemu z nich udało się wyeliminować przeciwników we wcześniejszych walkach. I trudno było powiedzieć który z nich może wygrać. Nawet Karen i już wyeliminowani bolci mieli podzielone zdania. Co tylko podsycało gorączkę oczekiwania na finałową walkę. Dingo wydawał się może ciut niższy ale jakoś tak optycznie był bardziej nabity. No i tryskał tą swoją testosteronową dzikością. Zaś Tony co to na co dzień był operatorem broni ciężkiej był kolejnym blondynem w oddziale. I spoglądał na przeciwnika czujnie ale bez lęku. Wreszcie Cesar co wziął na siebie obowiązki sekundanta, sędziego i komentatora walk dał sygnał do rozpoczęcia i obaj zapaśnicy zaczęli się okrążać po śliskiej nawierzchni basenu.

Tony pierwszy zaatakował ale albo coś kiepsko obliczył albo znów wtrącił się kisiel. Skończyło się na tym, że upadł na kolana ale nie zwolnił chwytu. Indianin chciał wykorzystać tą przewagę wysokości i skończyło się dokładnie tak samo. Poślizgnął się i też upadł na kolana więc poziom się wyrównał. Zdając sobie sprawę, ze stawki obaj zawodnicy okazywali niespodziewany poziom waleczności i finezji. Kibicowali im wszyscy, łącznie z ich kolegami i koleżanką. Na przemian to jeden zdawał się zyskiwać przewagę to drugi. Raz Dingo udało się wyjść na plecy przeciwnika, już mu zakładał duszenie na szyję i unieruchamiał nogi swoimi co miało zakończyć walkę a zraz potem był przyciśnięty do podłogi basenu i wydawało się, że to Tony wyeliminuje go tak samo jak on niedawno zrobił to z Krótkim. Koniec końców to właśnie operator broni ciężkiej był o ten jeden oddech wytrwalszy, o ten łut szczęścia bardziej fartowny i ułamek sekundy szybszy. Wreszcie to jego Cesar ogłosił zwycięzcą biorąc w górę jego prawicę. A pierwszym gratulującym zwycięzca był właśnie Dingo. Zaś publiczność wreszcie mogła dać upust swoim emocjom tak podgrzanym przez wcześniejsze jak i finałową walkę.

W pomieszczeniu rozległ się gromki pisk, wrzaski i aplauz zwłaszcza tej damskiej części, oglądającej całe zawody z wypiekami na twarzach. Teraz, gdy ogłoszono wyniki zmieniły się w jeden, wielki wir entuzjazmu, skacząc, obejmując i wdzięcząc się do każdego, dzielnego zawodnika. Zaraz zziajanych i śliskich od przeźroczystego gluta żołnierzy obramowały wdzięczne, rozentuzjazmowane, miękkie ciała o kuszących kształtach, patrzące na nich niczym na zagubione cuda starożytnego świata.
- Byliście niesamowici! Ale numer, cholera nikt by nie uwierzył, gdybym mu powiedziała! - Mazzi darła się razem z babskim tłumem, skacząc wokół zawodników i ciesząc się jak mała dziewczynka. Wyglądała podobnie do reszty dopingujących: błyszczące oczy, zaróżowione policzki, co chwila skubana zębami dolna warga i czysta radość, wymieszana z zachwytem wylewająca się z całej sylwetki.

- Brawa dla zwycięzcy! - krzyknęła, wreszcie przebijając się do Tony’ego i ze śmiechem rzuciła mu się na szyję - Ale, ale! - popatrzyła przy tym po zebranych, szczerząc się po wariacku - Za taki pokaz każdy z was zasłużył na nagrodę! Byłybyśmy niewdzięczne, zostawiając was, naszych dzielnych wojowników, na pastwę zimna i zastygającego kisielu! - odczepiła się od Millera ignorując fakt, że cały bok i tors ma w rożowawym glucie.
- Co to ma być?! Wojsko czy burdel?! - szczeknęła nagle ostrym tonem sierżanta musztry, prostując plecy aby z dołu gromić chłopaków wzrokiem - Zmyć mi to natychmiast! - klasnęła w dłonie - Oddział sanitarny! Zabrać tych brudasów pod prysznice i porządnie umyć! Drużyna zaopatrzeniowa - tu łypnęła na Jamie i Karę - Przygotować materiały do szkolenia bojowego z zakresu topografii terenu! - chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz nie dała rady utrzymać poważnej maski na gębie, więc tylko roześmiała się, trzepiąc Tony’ego w tyłek - Marsz do węzła sanitarnego, ale już! - popatrzyła przez tłum na swojego Bolta rozognionym spojrzeniem, wyciągając do niego dłoń, a drugą trzymając dłoń zwycięzcy.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 08-09-2020, 03:23   #214
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Zrobiła się ogólna wrzawa zanim lider całej imprezy zaczęła ogłaszać swoje, a jak skończyła to już w ogóle. Bezładny tłum nagich ciał zaczął szturm na prysznice. Wydawało się, że nie ma prawdziwych zwycięzców tych zawodów w kisielu. I wszyscy zawodnicy jak i piszcząca publiczność czerpią mnóstwa radochy. Zarówno z tych właśnie zakończonych zawodów, tego jak teraz na gorąco można było się przekrzykiwać o tych walkach i ich elementach, doradzać, krzyczeć jakieś złośliwości jak i tego, że zarówno zawodnicy jak i ich fanki mogli razem zasuwać pod prysznic i się cieszyć nawzajem swoją bliskością. I jeszcze raz przeżywać te zawody i chłonąć atmosferę przyjacielskiej rywalizacji.

- Oh, wiesz, ale jakbyś startowała to my byśmy i tak kibicowały za tobą. - Jamie pokiwała głową do Lamii dając znak, że zrobią swoją dolę z Karą ale zanim odeszła to jeszcze na pożegnanie pogłaskała czule Karen za rękę by dać jej znać iż jest ich ulubionym boltem. Strzelec wyborowy roześmiała się radośnie i w nagrodę pocałowała krótko jedną a potem drugą z dziewczyn.

- Lamia! Chodź! - Eve która nie musiała pełnić roli organizatora skorzystała z okazji by zająć ich komandosa dla Lamii nim ta do nich wróci. I zawołała ją gdy tylko ta skończyła ogłaszać swoje orędzie. Więc całą trójką mogli podążyć za innymi a Steve wielkopańskim gestem objął każdą ze swoich dziewczyn i tak we trójkę wmaszerowali w strefę pryszniców.

A tam czekało ich istne pandemonium. “Honolulu” był chyba jednym z niewielu miejsc co mogło przyjąć na siebie taką inwazję. W końcu pod ścianami pryszniców liczebnie przebywał teraz jakiś statystyczny pluton piechoty. I to taki rozentuzjazmowany, napompowany testosteronem i entuzjazmem, rozkrzyczany i rozwrzeszczany. Chyba tylko dlatego, że kiedyś to były hotelowe prysznice w publicznym basenie to jakoś wszyscy się pomieścili. Ale o dyskrecji nie było mowy. Każda głowica prysznica jaka działała wydawała się okupowana przez użytkowników. Przyjemnie było popatrzeć i posłuchać jak towarzystwo koedukacyjnie zmywa z siebie ten klejący śluz. Niby powinni go mieć na sobie tylko zawodnicy ale po walkach jak dziewczyny kontaktowały się na wszelkie sposoby ze swoimi wybrańcami to też zostały oklejone śluzowatą substancją. Teraz zaś na oko to chyba trudno było znaleźć zawodnika któremu by pomagała tylko jedna koleżanka. Prawie na każdego przypadało po dwie fanki. A i to się towarzystwo beztrosko wymieniało między sobą. Bo to Cichy coś polazł powiedzieć Werdenowi, to Kim chciała koniecznie poszorować plecy Toma albo Karen zapytała czy ją komuś potrzebna pomoc i zewsząd rozległy się zaproszenia.

- Ale się działo. - mruknął cicho Steve gdzieś w tym momencie jak się władowali we trójkę pod jedną z wolnych głowic prysznicowych. Z góry poleciał kontrolowany deszcz, zupełnie jak na filmach co się po prostu odkręcało kurek i leciała ciepła i czysta woda. No ale w końcu to było “Honolulu”.

- Noo! Było super! Lamia! Widziałaś to?! - Eve też tryskała podekscytowaniem i piszczała jakby jakimś cudem ktoś mógł przegapić to wspaniałe widowisko.

Ze swojej strony Mazzi energicznie przytakiwała, chichocząc jak mała dziewczynka.
- Widziałam! A widziałaś jaki Tygrysek był dzielny i bojowy?! Aż się chciało tam do niego wskoczyć… żeby chociaż dotknąć czy jest prawdziwy! Ja pierdolę… no mówiłam, gwiazdka przyszła wcześniej! - Szybko namierzyła kawałek ręcznika, lecz zamiast zacząć ścierać gluty z partnera, zaczęła skakać podekscytowana, to łapiąc go za szyję aby móc czule pocałować, to przytulała się do niego, głaskała po twarzy, chwyciła za rękę, w międzyczasie przygarniając do nich blondynkę, aby w trójkę mogli się cieszyć magia chwili.
- Jesteś nasz, a my twoje. Kochamy cię Stevie, wszystkie cię tu kochamy, ale my najbardziej! - ćwierkała komandosowi, na zmianę z blondynką aż w pewnej chwili zbystrzała, przypatrując się Krótkiemu uważnie, z niepokojem - Jesteś cały, prawda? Nie wyglądało aby któryś z misiaków… - pokręciła szybko głową, wracając do beztroski - Mówiłam że Tygrysek ci pasuje, ruszałeś się jak polujący kot… matko, byłam cała mokra. Ciągle jestem - zaśmiała się, mocniej przytulając wielkie cielsko i te mniejsze obok - Pół królestwa za możliwość zobaczenia cię znowu w tym basenie, słowo daję. Tego obrazu nie da się wymaza… - drgnęła, a na jej twarzy pojawił się szeroki, zębaty uśmiech. Powachlowała rzęsami - Tyyygrysku, wiesz co? Myślę że jesteś najlepszy, silny, zdolny, najseksowniejszy i masz najlepszy tyłek po tej stronie Frontu… ale mnie i Eve byś nie dał rady w tym baseniku!

- Oczywiście, że nie. Takim dwóm gorącym kocicom na raz? No któż by dał wam radę? - niespodziewanie Steve zgodził się całkiem zgodnie i pogodnie. Z tym swoim subtelnym, spokojnym uśmiechem. Tak niespodziewanie, że mina fotoreporterki zrzedła, brwi jej się zmarszczyły jakby coś jej się tu nie zgadzało w odpowiedzi i w końcu zerknęła na swoją dziewczynę czy ta słyszy to samo. A dopiero co obie skakały i pszczały wokół swojego tygryska przeżywając na nowo zwłaszcza jego walki.

- Niee? - zapytała wyraźnie zdziwiona blondynka wracając spojrzeniem do mokrej twarzy Krótkiego. - To nie chcesz się z nami poprzewalać w tym baseniku? - zapytała jakby sądziła, że może ich chłopak źle zrozumiał pytanie Lamii albo ona odpowiedź.

- Poprzewalał? - Steve zapytał obdarzając pacnięciem klejącej jeszcze łapy nosek Eve patrząc na nią z enigmatycznym uśmiechem. A ta twierdząco pokiwała blond głową. Wtedy on podobnie pacnął nosek swojej czarnulki. - No poprzewalać to się chyba możemy. Jeśli obiecacie, że będziecie delikatne. Ja mam już swoje lata i w ogóle jakiś taki obolały jestem. - powiedział jakby po namyśle jednak był skłonny na taki wariant.

- My się tobą zajmiemy! - obiecała Eve śmiejąc się znów radośnie i zaczeła ciągnąć ich komandosa za rękę wyciągając go spod prysznica. A on dał się wyciągnąć i złapał ją niespodziewanie przenosząc ją sobie przez ramię jak klasyczną brankę. Więc bllodnyna piszczała z radości i zaskoczenia gdzieś z wysokości jego pleców. A on złapał też i Lamię do kompletu na drugie ramię i tak pognał w kierunku dopiero co opuszczonego basenu pełnego klejącej mazi zupełnie jakby zapomniał, że dopiero co mówił, że ma swoje lata, jest obolały i w ogóle. W końcu postawił jedną i drugą swoją pannę na dnie baseniku.

- Śliskie! - zaśmiała się Eve piszcząc gdy jej stopy zetknęły się z żelowaną substancją. Kara i Jamie co były jednymi z niewielu osób jakie nie poszły pod prysznic podniosły na nie głowy znad swoich przygotowań i uśmiechnęły się do nich widząc to niespodziewane widowisko.

- Na pewno? Może sprawdzisz? - Krótko niczy zawodowy, mały brzdąc jakby nigdy nic lekko pchnął trochę rozkojarzoną blondynkę. Ta się tej dodatkowej siły nie spodziewała i ślizgawka zrobiła swoje. Blondynka pisnęła gdy gruchnęła na cztery litery na samo dno baseniku śmiejąc się przy tym bez opamiętania.

- Teraz wy! Chodźcie! - zawołała do nich zachęcająco zapraszając ich słowem i gestem by do niej dołączyli.

- Zaraz będzie… - Mazzi wskazała kciukiem za plecy, gdzie Jamie z kumpelą szykowały czekoladę i sosy do malowania. Przecież zwycięzca musiał odebrać nagrodę, należało dopilnować aby przeszło bez zgrzytów. Westchnęła ciężko, przestała się też uśmiechać, patrząc to na blondi to na bruneta.
- Trzeba… - zaczęła, mając ułożoną całkiem porządną linię argumentów. Rozpłynęły się one, gdy popatrzyła Mayersowi w oczy.
- Muszę… - jęknęła z rezygnacją, czując zagubienie. Przełknęła ślinę, dłoń wskazująca dziewczyny obok opadła. Tak samo jak opadły powieki saper. Wzięła porządny wdech i wypuściła powietrze.
- Duzi są, poradzą sobie, prawda? - powiedziała, otwierając oczy. Dołożyła połowiczny uśmiech, dodając ściszonym tonem - Też chcę mieć coś dla siebie, a większośc wieczoru mi uciekasz… - mruczała, wklejając się mężczyźnie pod ramię jakby chciała go przytulić, jednocześnie ściskając dłoń którą ją obejmował. Tylko naraz szarpnęła mocniej, chwytajac nadgarstkiem zamiast dłoni i próbując podciąć żołnierzowi nogi.

- Ej! - Steve dał się nabrać. I może nawet dałby się radę wybronić tak podstępnego ataku gdyby znów nie odezwał się kisiel. Wcześniej pod prysznicem ledwo zdążyli go z siebie zacząć zmywać i to głównie od góry. Więc nogi i stopy nadal były w śliskiej mazi. I to wystarczyło by podcięty bolt stracił równowagę. A w powietrzu nie miał się czego złapać póki nie trafił ręką na napompowaną krawędź basenu. Ale wtedy już był bardziej w poziomie niż pionie. A dziewczyny, tak Eve jak i te od lodów i słodkich polew zaśmiały się wesoło z takiego psikusa jaki Lamia zmalowała swojemu chłopakowi.

- O, Steve, to jak już tu jesteś… - Eve wesoło przejęła pałeczkę bo teraz to Krótki był zdecydowanie bardziej na jej poziomie niż choćby przed chwilą. Więc zaprosiła go gestem wzywającego palca do siebie.

- No dobra. - Mayers przyjął to z typową dla siebie pogoda ducha i już nie wstawał tylko zaczął przesuwać się wzdłuż basenu. - A ty na co czekasz? Szoruj tu do nas. - odwrócił się jeszcze do wciąż stojącej Lamii wskazując jej miejsce obok siebie w tych ich zaplanowanym trójkąciku.

- A jak się zgubię? Zabłądzę, drogę zmylę i zaginę w mroku… ciemności? - wydęła usta, robiąc minę basseta zamkniętego w ciemnej, zimnej piwnicy. Pociągnęła nosem, potarła ramiona dłońmi i bez ostrzeżenia skoczyła do przodu szczupakiem, na cel obierając siedzącą blondynę.

Nagły ruch niespodziewanie zamieszał w kiślowym garze. Lamia runęła do przodu a ruch i tarcie czy raczej jego brak zrobiła resztę. Wbiła się w blondynkę która zdążyła tylko zmrużyć oczka i trochę zasłonić się rękami. I tak razem poszorowały po śliskiej masie zalegającej na dnie baseniku aż po jego krawędź. Tam blondyna zderzyła się plecami z jego nadmuchiwaną krawędzią i roześmiała się gdy brunetka wylądowała twarzą i rękami gdzieś na jej brzuchu i udach.

- Ale z ciebie numer Lamia! - Eve ucieszyła się jak mała dziewczynka z psikusa zmajstrowanego przez najlepszą kumpelę. W podziękowaniu czule objęła ją ramionami i zaczęła całować jej usta.

A tymczasem Steve zdołał w ostatniej chwili zejść z linii skaczącego szczupaka, powrócił na swoje miejsce. No prawie. Teraz zamiast uda i biodra swojej blond dziewczyny miał jej kolano i okolice. Ale za to też i łydki oraz uda swojej czarnulki. Czego nie wahał się wykorzystać. Lamia poczuła jak jego dłonie i usta żłobią sobie ścieżkę na skórze za kolanem, potem na udach zbliżając się coraz bardziej do centralnych rejonów jej anatomii.

- Tęskniłaś? - saper wymruczała pogodnie, przymykając oczy i potarła nosem nagie piersi fotograf, po czym dodała - Bo ja bardzo… - oparła się o dno basenu dłońmi, łapiąc stabilniejszą pozycję. Wtedy też wychyliła się do góry, całując dziewczynę wyjątkowo czule i delikatnie. Jednocześnie od dołu czuła jak powoli stają jej wszystkie włoski na ciele. Mrucząc Kociaczkowi w usta, rozchyliła zapraszająco uda, biodra wypychając do góry, a w błękitnym świetle błękitny kamyk pomiędzy bladymi pośladkami wydawał samem puszczać psotne oczka oficerowi. Tym bardziej, gdy jego właścicielka zachęcająco poruszała biodrami.

- Oh Lamia… - wydawało się, że manewry i słowa Lamii kompletnie rozbroiły Eve. Blondynka ułożyła się nieco wygodniej zapraszająco rozchylając swoje gładkie uda pokryte żelowatą masą. A na górze z pełnym zaangażowaniem przywitała usta Lamii czule obejmując jej głowę i posklejane włosy. Albo zsuwając się nimi ku jej piersiom.

- Czekałam na to cały weekend. - wyznała zachwycona blondynka, że wreszcie mają ze sobą przyjemność osobiście i bezpośrednio po tak długiej rozłące.

A tam, gdzieś na dole i tyle Lamii Steve też nie próżnował. Zdołał prześlizgać się w tej masie do okolic jej bioder. I tam na nowo odkrył ten mały, błyszczący sekret jaki ta chowała w sobie.

- O, zobacz Eve co znalazłem. Ktoś nam zakorkował Lamię. - powiedział z rozbawieniem bawiąc się tym dodatkiem. A każdy drobny ruch na powierzchni był spotęgowany tam wewnątrz ciała.

- Tak? - Eve przerwała na chwilę całowanie ze swoją dziewczyną aby spojrzeć ponad jej plecami na ten detal o jakim mówił ich chłopak. - No rzeczywiście. No to Steve, musisz nam uratować Lamię. Odkorkuj ją zanim nam pęknie. - blondynka rzuciła z troską o los ich wspólnej dziewczyny.

- No nie wiem… A jak ją odkorkuję i zacznie przeciekać? - Krótki najbezczelniej w świecie, z premedytacją oparł się na łokciu i wolną ręką bawił się tym koreczkiem jaki od początku imprezy Lamia chowała w sobie. A także podrażniał jej główne wejście chociaż na razie ograniczał się do tych oszczędnych ruchów.

- No może… - Eve zmarszczyła brwi i znów spojrzała na twarz okoloną prawie czarnymi włosami. - No to może… Może jednak ją zakorkuj. Tak na wszelki wypadek. - zapytała sprawdzając reakcję Lamii na te wesołe rozważania co do jej losu.

Na odpowiedź musieli poczekać dobrą chwilę, zanim saper nie odkleiła się od smakowania szyi i dekoltu blondynki. Wzdychała przy tym cicho za każdym razem, gdy od dołu dochodził ją ruch korka, albo mocniejszy dotyk palców akurat tam, gdzie bardzo chciała je mieć. I nie tylko je.
- Słyszałam, że ci komandosi z tajnej jednostki za miastem mają całkiem niezłe doświadczenie w mokrych manewrach - powiedziała konspiracyjnie do Eve, a jej biodra poruszały się, ocierając o myszkującą między udami dłoń. Saper sapnęła przez nos, opierając ciężar górnej połowy ciała na lewym ramieniu. Prawe leniwym ruchem poprowadziła w dół, po torsie fotograf, aż między jej nogi. Odnalazła odpowiedni rejon, głaszcząc mokre od kisielu wargi niespiesznie, w rytmie podobnym do tego który czuła sama - Powinien sobie poradzić. Zbadać teren, wyprowadzić zwiad i podjąć decyzję, czy należy korkować… a jak tak, to jaki sprzęt będzie do tego najoptymalniejszy.

- Oh to jak tak to nasz Steve na pewno sobie poradzi. - Eve zdawała się już dłużej nie kłopotać tą sprawą po usłyszeniu takiej ekspertyzy. Zwłaszcza, że dłoń partnerki właśnie zaczynała majstrować przy jej najwrażliwszym na takie majstrowanie miejscu. No i patrząc na nią od dołu to Lamia też widziała jak jej ciało coraz żwawiej reaguje na tą powoli rozwijającą się zabawę. Przygryzała wargi a oddech jej przyspieszał. Dłon zaś zanurkowała w mokre włosy kochanki.

- Niezmiernie mi pochlebia zaufanie jakie we mnie pokładacie. - oznajmił w końcu szef spec jednostki jaka balowała obecnie tuż obok pod kolektywnymi prysznicami. Podniósł się ze swojego miejsca i jednocześnie podniósł biodra Mazzi do góry. - Na początek trzeba przeprowadzić rekonesans. - rzucił filozoficznie gdy jego palce zaczęły śmielszą i głębszą penetrację zaklejonej kiślem okolicy.

- Jesteś w końcu naszym Tygryskiem - Lamia wydyszała, odrywając się na chwilę od drgajacego brzucha Eve. Szybko tam wróciła, wbijając się językiem i palcami prosto w mokre, rozgrzane wnętrze. Smak kobiety mieszał się z owocowym posmakiem wszechobecnej galarety. Każdemu ruchowi ciał towarzyszyło mokre cmoknięcie różowawej brei, albo pisk, kiedy zamiast znaleźć stabilną podporę, kończyny rozjeżdżały się, ślizgając po gumie.
- Chodź tu - warknęła ostrzej, łapiąc biodra fotograf i szarpnęła w dół, a dzięki kisielowi, łatwo wślizgnęła się na górę, przykrywając własnym ciałem, ciało pod spodem. Przez zamglone oczy niewiele widziała, więc na wyczucie szukała ust swojej dziewczyny, całując zachłannie i bez przerw na złapanie oddechu. Podpierała się na łokciu tuż obok jasnowłosej głowy, drugie ramię wślizgnęlo się między ich brzuchy, dłonią kotwicząc między udami i tam zręczne palce wznowiły zabawę, penetrując blondynkę w coraz szybszym rytmie.

Eve też reagowała trochę z opóźnieniem. Jęknęła z zaskoczenia gdy nagle z pozycji siedzącej znalazła się na własnych plecach. Ale szybko odnalazła się i w tej pozycji. Jej śliskie ramiona objęły pochylająca się nad nią głowę i szyję. Palce zanurzały się w ciemnych włosach a usta całowały usta tej drugiej. Zachłannie i energicznie jakby nie robiły tego od zbyt dawna albo miały się tym nasycić na nie wiadomo jak długo. A drugą dłonią czarnulka czuła wilgoć i gorąco. Im głębiej tym było goręcej. A im szybciej pracowały jej palce tym szybciej oddychała i jęczała leżąca pod nią blondynka.

A do tego jeszcze dochodził trzeci element. Trzeci element zaś podobnie stymulował dolne wargi bękarcicy. Palcami, ustami, zębami i językiem. Z początku nieśmiało i pieszczotliwie jakby to był ich pierwszy raz. Ale gorączka w żyłach nie pozwoliła na zbyt długi etap tych subtelności. Męska dłoń zsynchronizowała się z rytmem jaki Lamia ćwiczyła na ich wspólnej blondynce. Ale i ten etap szybko wyczerpał swoje możliwości.

- Chodź tu. - Steve warknął krótko prawie identycznie jak Lamia przed chwilą do Eve. Złapał ją mocniej i wpakował się do środka. Po czym zaczął nowy rytm tej zabawy. Taki wyznaczany przez odgłos stukających o siebie bioder i coraz szybsze oddechy.

Jakże niewiele wystarczyło, aby nagle cały pieprzony świat poszedł w diabły, przestając dręczyć swoimi kłopotami i problemami. Dwójka ludzi dookoła saper szybko zawładnęła jej cała uwagą, wystarczyło że byli. Tak blisko, by móc ich dotknąć, posmakować. Poczuć w sobie, na sobie.
- Och… tak. Tak, dokładnie tak - wysapała odrywajac się od Eve tylko po to, by zaraz znów utonąc w jej ustach. Ciężko szło skupić uwagę, gdy działający za plecami Bolt tak skutecznie ją kradł, biorąc to, co mu się należało i tak jak oboje lubili. Czuła go bardzo wyraźnie, jęcząc głośno za każdym razem gdy dociskał się do jej wyprężonych pośladków.
- Optyka… - nagle wystękała, obracając głowę do partnera i rzuciła mu rozognione, nieprzytomne spojrzenie.

- Co? - Steve miał w tej chwili nieco ważniejsze sprawy na głowie. No może niekoniecznie na głowie. Ale na pewno tuż przed sobą. I na nich skupiał swoją uwagę, także wzrok i ręce. Na tych wysmarowanych kisielem plecach i pośladkach może jeszcze widokiem blond twarzy i piersi czyszczonych przez tą pierwszą z ich trzeciej połowy. Więc tak w pierwszej chwili chyba nie załapał tego o czym wspomniała okolona czarnymi włosami twarz co się do niego odwróciła.

- Oh, Lamia… - Eve wyjęczała po raz kolejny jakby po całym weekendzie oczekiwania wreszcie się doczekała do bezpośredniego kontaktu ze swoją dziewczyną. Też całkiem aktywnie i gorąco całowała Lamię gdzie popadnie. Głównie w usta albo spijała z niej ten kisiel z twarzy albo piersi. Trochę się obniżyła by obie były na bardziej zbliżonym poziomie i mogły swobodniej się sobą zajmować.

- Aaa, optyka… - pod mokrą głową kapitana w końcu chyba z opóźnieniem ale wreszcie dotarło co trzeba na właściwe miejsce. - No tak, optyka. - zaśmiał się krótko, trochę urwanym śmiechem od tej galopady.

- Optyka? - blodnynka co w piewszej chwili nie wydawała się zainteresowana o co chodzi z tą optyką teraz w końcu się zainteresowała. Zmrużyła brwi i popatrzyła pytająco na swoje dwie pozostałe połowy.

- No. Optyka. Trzeba ją odpowiednio zamocować. I załadować. - Mayers sapiąc zaczął znów gmerać przy tajnym koreczku Lamii. Ale tym razem się nie bawił tylko dość sprawnie wyjął go z wnętrza Lamii. - Potrzymasz? Może się jeszcze przydać. - poprosił blondynkę podając jej nad plecami ten krótki koreczek. Eve bez namysłu go przyjęła w swój dzióbek a uwolnioną dziurką wreszcie kapitan mógł się zając osobiście. I Lamia poczuła jak się tam ładuje bezczelnie tak samo jak dopiero co gościł w jej głównym wejściu.

Powtórkę z rozrywki przywitała bardziej niż chętnie, szerzej rozstawiając uda i wypinając je zapraszająco, a z każdym ładowanym centymetrem wzdychała coraz głośniej, walcząc z dreszczami przeszywającymi wszystkie kończyny jakby ją ktoś nagle podłączył do prądu. Mężczyzna rozpychał się, nadziewając na rozgrzane ciało trzęsące się z niecierpliwości. Napięcie wzrastało z sekundy na sekundę, przyjemność atakowała od lędźwi po cebulki włosów. Różniła się ona trochę od tej jaką odczuwała, gdy pieprzył ją w „klasyczny” sposób, była jakby bardziej niedostępna, bardziej rozciągnięta na całe jej ciało i jednocześnie bardziej odległa, majacząca z oddali. Obezwładniająca, gdy wreszcie złączyli się, a twarde ciało wewnątrz saper zaczęło manewr odwrotu tylko po to, by zaraz zaatakować ponownie, tym razem bez taryfy ulgowej.

Wszystko wydawało się mieszać, rwać i wirować. Jakoś niby wszystko widziała i słyszała ale mózg jakoś miał kłopot by to na spokojnie poskładać w jedną, spójną całość. Ta serwowana, zdecydowana przyjemność w mniej typowym wejściu. Obraz zasapanego Krótkiego gdy się odwróciła na chwilę za siebie. Zaciśnięte usta blondyny tuż przed sobą. Jakby im dopingowała. A może też już dochodziła do własnego punktu szczytowego. Chlupoczący na wszystkie stronie kisiel jaki wydawał specyficzne, mlaszczące odgłosy. Klaskanie bioder obijających się o drugie uda i biodra. Jakieś nogi niedaleko. Kobiecy jęk. Nawet już nie była pewna czy własny czy to Eve tak jęczała. I wszystko to mieszało się coraz bardziej i szybciej aż zdawało się coraz bardziej przytłoczone przez nadchodzącą falę przyjemności która stopniowo wyłączała mniej ważne detale, aż została tylko ona, przelewające się po ciele i wyrywająca z kobiecego gardła głośny, ochrypły krzyk, zduszony przez język blondynki i jej miękkie wargi.

Coś wewnątrz Mazzi wybuchło, chwilę przed tym gdy już myślała, że mężczyzna albo rozerwie ją, albo przerżnie na pół. Skurcz przygiął ją do leżącej pod spodem Eve, kończyny rozjechały się, niezdolne do utrzymania pionu. Skowyt rżniętej suki trwał, świat zawinął się i dało się wyczuć jedynie obolały od pchnięć tyłek, atakowany zawzięcie przez rozjuszone zwierzę, które nagle znieruchomiało, chwyt na saperskich biodrach stał się na tyle silny, by pozostawić po sobie pamiątkę na kolejne dni. Kobieta zaś poczuła, jak w kilku potężnych spazmach Bolt zalewa jej wnętrze, dobijając się tak mocno, jakby chciał w nią wejść cały, łącznie z butami.

Niezdolna do poruszenia czymkolwiek sierżant dyszała ciężko, pojękując przy każdym wydechu, a ciało pomiędzy jej pośladkami powoli wiotczało, przestając wypełniać w sposób prawie że bolesny.
- Z… zostań - wyszeptała, nie mając siły otworzyć oczu - Oboje… zo… zostańcie. Kocham… was.

- No… - Mayers jak zwykle tuż po okazywał się niezdolny do jakiejś głębszej konwersacji. Przewalił się na bok po czym podciągnął na łokciach do góry. W końcu po paru manewrach i zmianie wypracowali kompromis gdy ten basen pełen owocowego żelu zmienił się mniej więcej w łóżko dla całej trójki. Z dumnym samcem pośrodku i jego ślicznotkami po każdym z boków.
- Też was kocham. Jesteście najlepsze. - wysilił się na coś więcej niż zazwyczaj. Czule pocałował najpierw usta jednej a potem drugiej dziewczyny obejmując każdą z nich opiekuńczym gestem.

- Ja też was kocham. Ale ze mnie farciara! Chodzę z najlepszą dziewczyną i najlepszym chłopakiem na świecie! - Eve też poddała się tej fali czułości i troskliwości też całując najpierw Steve’a a potem nachylając się nad nim by pocałować Lamię.

- Weź, bylibyśmy lewi, gdybyśmy odpuścili takiej ślicznotce i ją zostawili samopas - saper oddała pocałunek, uśmiechając się niemrawo. Złożyła głowę na torsie żołnierze, po drugiej stronie to samo zrobiła blondynka, więc zetknęły się czołami, otoczone ramionami i ciszą tak idealną, że nie chciało się ruszać choćby palcem.
- Dziękuję… że jesteście - dodała zdławionym głosem, wzmacniając nacisk dłoni na ich ciała. Nie musieli, nic nie musieli, a z pewnością nikt im nie kazał niańczyć kalekiego, wojennego psa.
- Zdradzić wam sekret? - brunetka przełknęła ślinę i dorzuciła weselszym tonem, korzystając z okazji, że całe mycie pod prysznicami reszcie ekipy również się przeciągało.

- A jaki? - Eve jak na prawdziwą kobietę przystało okazała się bardzo łasa na wszelkie sekrety i tajemnice. Nieco podniosła głowę znad piersi Mayersa pokrytej kisielem by spojrzeć wyczekująco na swoją dziewczynę. Sam bolt miał mniej artykułowany stan bo tylko mruknął coś co było potwierdzeniem zainteresowania z jego strony ograniczając się do leniwego głaskania ramion swoich dziewczyn.

- Wszystko się nagrywa, jesteśmy w ukrytej kamerze - głos saper był cichy, spokojny. Nie zmieniła pozycji, wciąż głaszcząc śliskie od kisielu ciała powolnymi ruchami - Przed waszym przyjściem razem z Sonią i Mel zamontowałyśmy trzy kamery i je ukryłyśmy, aby ludzi nie stresować. Jedna jest przy basenie, druga przy jacuzzi, ale łapie też środek sali. Trzecią macie pod prysznicami. Dziewczyny nie puszczą pary, miała być niespodzianka… i dla was i dla reszty. To epicka impreza, szkoda żeby nie było z niej żadnych pamiątek… a wystarczy, że jedna z nas lata i dogląda tego pierdolnika, wy się dobrze bawcie... zamiast na przykład się biedzić cały czas z aparatem. - uniosła głowę, żeby móc obserwować oboje kochanków - Później Kociaczek rzuci swoim fachowym oczkiem, zrobi parę stopklatek. Obrobi się je i jeśli ktoś będzie chciał, dostanie pamiątkę… a my będziemy mieli co oglądać i wspominać. Ja bym chciała fotę stąd - wskazała brodą na kisiel i dwa ciała obok - Chcę to pamiętać, was… dokładnie takimi jak teraz - dokończyła, całując resztę trójkąta czule w sam środek czoła.

- O! Oo! Oooo…. - Eve aż zaniemówiła z wrażenia na taki news. Aż się podniosła i zaczeła rozglądać szukając tych kamer.

- O proszę, proszę… - Steve chyba zaczynał wracać z nizin rozleniwienia bo przetarł dłonią twarz ale tylko rozmazał sobie te gluty po twarzy. Rozejrzał się po wspomnianych miejscach dużo spokojniej, prawie leniwie.

- Lamia! Jesteś genialna! Pomyślałaś o wszystkim! Ale będzie materiału! Ojej jaki film z tego wyjdzie! Dokumentalny! I pamiątkowy! I… Och kocham cię Lamia! - blondynka za to przeżywała tą ekscytację za całą trójkę. Na koniec znów opadła na dno baseniku by objąć i pocałować swoją najlepszą dziewczynę na świecie a przy okazji ulubioną panią reżyser. A potem jeszcze chwilę przeżywała co i jak mogło się nagrać aż w końcu jakby przypomniała sobie co jeszcze partenrka mówiła.

- A chcecie zdjęcia tutaj? To szybko skoczę po aparat! Albo poczekajcie tu zaraz wrócę! - napędzana pozytywną energią oblepiona owocowym żelem blondynka szybko wskazała gdzieś na boczne szafki, szybko zapytała i szybko sama dała sobie odpowiedź. Wstała ale trochę zbyt gwałtownie bo poślzignęła się i znów upadła na kolana ale to jej nie mogło tak łatwo zniechęcić.

- Też cię kocham E… kocham was oboje. Bez was to byłaby kompletna lipa, ale jesteście… dla was mogę chodzić na waleta po mrozie i ostrzałem - Odpowiedziało jej energiczne kiwanie bękarciej głowy i rozczulony uśmiech. O tak, Kociaczek miał genialne pomysły i jeszcze lepsze oko. Oczyma wyobraźni saper widziała już przyszłe foty.
- Nie przegapię okazji, aby mieć naszego Tygryska w różowej mazi od stóp do głowy - zasmiała się, na rozpęd sprzedając blondynie firmowego klapsa. - Leć Kociaczku, nigdzie ci nie uciekniemy.

- Dobrze, to już lecę! - klaps zostawił na pośladku blondynki odcisk ręki Lamii. A ta pisnęła z zaskoczenia bo niespodziewanie Steve dołożył swój i oboje się roześmiali chociaż fotograf straciła trochę równowagę przez ten nagły atak ale zaraz się wyprostowała i pomachała im jeszcze rączką na pożegnanie po czym czmychnęła gdzieś w stronę szafek.

- No z tym mrozem i ostrzałem to lepiej nie. Jeszcze coś sobie odmrozisz albo ci odstrzelą. Szkoda by było. - Steve skorzystał z tego, że może uwolnić jedno ramie i władował je sobie pod głowę. A drugą ręką stuknął piersi swojej dziewczyny z jaką został by dać znać jak bardzo by to była niepowetowana strata z tym mrozem i ostrzałem.
Gdzieś w głębi saper jej wewnętrzny basset nabrał powietrza, aby zawyć przeciągle do flashbacków z Frontu, albo chociaż widoku Rambo i Roya w szpitalu. Wspomnienia Chudego nawijającego o ich kumplu który stracił nogi…
- Nie słyszałeś że bękarcice spadają zawsze na cztery łapy? - spytała, pogodą ducha chwytając kundla za gardło i uciszając, nim zdołał wydobyć z siebie pierwszy, nostalgiczny skowyt. Zadowolona przetoczyła sie po Bolcie, przemeblowując ich duet aż usiadła mu na biodrach, pochylając do przodu tak, by piersiami wisieć mu bezpośrednio nad twarzą - A za którym kawałkiem najbardziej być tęsknił? Pewnie za poczuciem humoru - parsknęła, zniżając tors i poczuła jak szoruje lewym sutkiem o skórę twarzy na dole - Nietuzinkowym, równie pociągającym co charakter i sposób bycia. Albo głosem… ponoć całkiem nieźle śpiewam.

- O. Śpiewasz? No to chyba jeszcze nie znałem cię od tej strony. - mruknął gdy spróbował smaku podanego mu pod nos sutka. W końcu nie oparł się pokusie by dłonią nie pobawić się tak ładnie wyeksponowaną piersią.

- I co za pytanie? Za każdym jednym twoim kawałkiem bym tęsknił. Szkoda by było coś stracić z tego seksownego zestawu. Tak gorącego. I klejącego. - powiedział przesuwając palcami po jej twarzy, piersiach, ramieniu i boku. I już na dole zaśmiał się po po drodze jego dłoń na tym kobiecym ciele żłobiła rowki w tej klejącej masie jaka ich oblepiała a potem zebrała się tam całkiem spora porcja owocowych glutów. Rozbawiony tym odkryciem bolt strząchnął je ze swojej ręki.

- Jak to nie? A na naszej pierwszej randce pod drzewem? - saper fuknęła zła jak kotka, gromiąc chłopaka wzrokiem. Co prawda ze względu na kisiel, brak ciuchów oraz splecenie w jeden wielokończynowy twór, końcowy efekt nie powalał… więc dla lepszego wydźwięku prychnęła mu w nos - Nie mów, że byłeś tak pijany, by nie pamiętać… - dokończyła z parodią wyrzutu, kładąc dłoń na złamanym sercu.

- Aaa! No tak! Racja. Tam po drugiej stronie stawu. No tak, racja. - Steve pacnął się w czoło i pokiwał głową na znak, że sobie teraz przypomniał tamten moment gdy zostali sami z dala od reszty boltów i imprezy. - Tak, masz rację, wybacz całkiem mi to teraz wyleciało z głowy. Faktycznie pięknie śpiewasz. - przyznał by udobruchać swoją partnerkę pocałował ją w mokre czoło.

- A ty ssiesz całkiem porządnie… jak na szkoleniówkę - dziewczyna dała się ugłaskać, dorzucając swoje spostrzeżenie, mówione wcześniej gdzieś pod drzewem wisielców, w innej galaktyce i czasoprzestrzeni. Spod części z prysznicami zaczęły dochodzić odgłosy, jakby impreza niedługo miała dojść do szczęśliwego, masowego finału, co znaczyło, że nadejdzie czas na wypłacenie Tony’emu nagrody.
- Nie jesteś zły, że cię tak zaniedbuję? - spytała poważniejszym głosem, czujnie się mężczyźnie przyglądając. Westchnęła, głaszcząc go po policzku - Jesteś dużym, zdolnym chłopcem. Wiem, że sam sobie zorganizujesz towarzystwo… ale i tak - wzruszyła ramionami, uciekajac wzrokiem gdzieś na drugą stronę sali - Na szczęście w przyszły weekend powinno być spokojniej, a dziś… - wypuściła powoli powietrze, wracając do patrzenia na swojego Bolta i pocałowała go czule w zakiślowane wargi - Dziś się bawimy, nie? To dla was tu jesteśmy… masz na coś ochotę, albo specjalne życzenia?

- Daj spokój. - powiedział z uśmiechem nieco zmieniając pozycję by znów móc ją swobodniej objąć i przytulić do siebie. - Zobacz jaka impreza wyszła. Na pewno było warto. Jak widzę po chłopakach. I Karen. Czasem się wścieka na nas i na mnie, ze tak mówimy chłopaki i chłopaki a ona przecież też jest z nami. - zaśmiał się cicho opowiadając tą anegdotę z ich życia prywatnego oddziału. - No i czasem ratujemy koty czy inne niecnoty. Ale nie pamiętam by ktoś nam zorganizował taką imprezę i podziękowanie. Więc jak któryś będzie na tyle bezczelny i niewdzięczny by kwękać i jojczyć to mu chyba znajdę jakieś baardzoo ważne zajęcie które musi wykonać koniecznie on. - zaśmiał się ponownie żartując sobie ze swojej własnej władzy i pozycji lidera w tym oddziale braci. I jednej siostry.

- Ale mówię ci, że widzę po nich, że są uchachani aż miło. Potem będą to wspominac latami. - machnął ręką na znak, że nie widzi problemu by się kłopotać odbiorem imprezy jaka musi być pozytywna nie tylko w jego oczach. Spojrzał na prysznice jakby zaraz mieli wyjść pierwsi delikwenci. I przy okazji dojrzał Eve co wracała z aparatem w dłoni. Ale coś wolno jakby sprawdzała coś na nim bo ją coś mocno absorbował.

- Wiesz Tygrysku… Donnie coś tam mamrotał - mina Lamii wyrażała czystą niewinność. Wtuliła się w mężczyznę, czerpiąc z jego pokładów spokoju i pogody ducha.
- Tak… ratujecie damy w opresji. I Księżniczki, też w opresji. Permanentnej - zaśmiała się cicho, pocierając skronią o jego policzek - Och tak, miło się na nich patrzy, na was wszystkich. Dobrze móc… widzieć że jesteś… - zamemłała coś pod nosem, prychajac zaraz potem i dodała speszonym tonem - Kocham cię… i ekhm, ciekawe co tam Kociaczek popsuł - wskazała na blondi z aparatem.

- Też cię kocham Lamia. - Steve pocałował ją jeszcze raz z tym swoim ciepłym uśmiechem i też spojrzał na blondynkę co już zdołała podejść do nich na tyle blisko, że już można było swobodnie rozmawiać.

- Już jestem! - zamachała do nich jak to miała w zwyczaju. - Cyknęłam kilka fotek pod prysznicem jak byłam umyć ręce. Ale słabo wyszły. - przyznała okiem zawodowego krytyka fotografii. Niemniej tym się nie kłopotała. - To jakie chcecie zdjęcia? - zapytała wracając do przyjemniejszych tematów i na próbę cykając szybką serię migawką jak pozostała dwójka leży sobie wygodnie w tym basenie sparingowym pełnym owocowego kisielu.

- Hmmm… a wiecie? Mam takie jedno marzenie - Lamia mruknęła z zadowoloną miną, spoglądajac to na jedno, to na drugie ramię ich trójkąta. Powoli podniosła się do klęczek, odgarniajac mokre włosy za plecy i wycelowała palcem w mężczyznę - Daj się trochę popodduszać, poudajemy mały sparing. - wzruszyła wesoło ramionami - Przynajmniej na focie będę wyglądać że mam z tobą jakąkolwiek szansę.

- O! To może być ciekawe ujęcie! - fotograf podchwyciła pomysł i szybko coś zaczęła ustawiać w aparacie nieco zmieniając pozycję i przechodząc trochę bardziej w bok tego pompowanego baseniku.

- No to dawaj. - Steve zachęcająco machnął do niej dłońmi jakby przyzywał przeciwniczkę do rozpoczęcia walki. A gdzieś obok rozległ się pierwszy, suchy trzask migawki.

- Sam się prosisz - brunetka parsknęła i wzięła głęboki wdech, zanim nie wyskoczyła do przodu, wykorzystując fakt, że klęczała. Kisiel wokoło zacmokał, zdradziecko nie pozwalając złapać większego przeciwnika od razu. Wpadli na siebie, zderzając ustami, żeby zaraz przetoczyć się gdzieś w bok, a saper mozolnie rozpoczęła wspinaczkę na boltowe plecy.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 15-09-2020 o 02:26. Powód: dodanie pominiętej części na prośbę graczki
Driada jest offline  
Stary 08-09-2020, 03:39   #215
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Mayers jakby był biernym klocem to byłby kawał kloca do dźwigania. Co Lamia mogła odczuć gdy w pewnym momencie się nad nią przetoczył. Ale okazał się zwinny jak kot. Nawet w tej symulowanej walce co wynik ustalili przed chwilą. W końcu tak wyszło, że kobieta znalazła się na plecach mężczyzny i miała łatwy dostęp by wsunąć mu ramię za szyję, odchylić głowę do góry zaczynając to duszenie. Eve przyklękła obok sprawnie dokumentując ten moment.

- Już? - zapytał Krótki zezując trochę na blondynkę. Ta radośnie pokiwała głową na znak, że zrobiła co trzeba.

Mazzi za to łypnęła na niego podejrzliwie, równie podejrzliwie mrużąc oczy. Prawie widziała jak pod ulizaną kopułką przetaczają się trybiki, wchodząc na coraz wyższe obroty.
- Widzisz? Nic ci nie ubyło - mimo podejrzeń mruknęła pogodnie, całując go w skroń i puściła chwyt tylko po to, by przenieść dłonie za żebra. Tam rozpoczęła intensywne gilgotanie zanim jej chłopak wpadł na któryś ze swoich genialnych pomysłów.

Zrobiło się wesoło. Nagle podstępnie zaatakowany od frontu mięśniak zaczął się rechotać i wierzgać jak mały chłopiec w wojnie na gilgotki. Ale podjął wyzwanie!
- Taka jesteś!? No to masz! - zaśmiał się beztrosko i sam też zaczął sięgać pod żebra swojej dziewczyny gdy ta druga też się śmiała z widowiska. I tylko na chwilę przestawała aby zrobić jakieś ciekawsze ujęcie. A i pierwsze, mokre postacie wychodziły już spod pryszniców i zatrzymywały się by podziwiać te niecodzienne zmagania.

Z basenu za to rozległ się oburzony głos Mazzi, próbującej z całych sił się nie śmiać… co niestety szybko wzięło w łeb, bo podstępne łapska nie pozwalały zachować powagi.
- Ty Brutusie! - wydarła się, aby zaraz zacząć chichotać niekontrolowanie i równie niekontrolowanie wić się, byle tylko wyślizgać poza zasięg rażenia łaskotek. Zwinęła się w kulkę, podsuwając kolana pod brodę i nogami próbowała odepchnąć od siebie żołnierza, albo chociaż zasłonić przed dalszymi atakami.

Skończyło się na tym, że w końcu dał jej spokój zaległ obok niej na dnie pompowanego baseniku. Przytulił ją do siebie całując w śliski od owocowej galarety policzek. - No. To chyba czas w końcu wziąć ten prysznic. Ludzie zaczynają się na nas dziwnie gapić. - powiedział niby szeptem zerkając razem z nią na przewijające się obok sylwetki jakie ich mijały wychodząc spod prysznica. I zatrzymywali się na chwilę by zerknąć co się dzieje w tym baseniku jaki niedawno był areną zaciętych zmagań po jakich towarzystwo właśnie kończyło doprowadzać się do porządku.

Rzeczywistość zgrzytnęła, bajka spokoju prysła, a całokształt dobitnie przypomniał o czekających wciąż obowiązkach… trudno. Tego, co udało się im wyrwać dla siebie nikt im odebrać nie mógł.
- Bo się rozmazałeś - z kamienną twarzą saper puknęła byczka w lewą kość policzkową, tuż pod kącikiem oka - A mówiłam, użyj wodoodpornej mascary… ale musiałeś być mądrzejszy. Chodź… - z ciężkim westchnieniem usiadła w basenie, ciągnąc go za ręce aby uczynił to samo - Pomogę ci to poprawić, mam za dobre serce… a ty praktykę w wykorzystywaniu weteranów - parsknęła na koniec.

- Wodoodpornej maszkary? A to jest coś takiego? - zapytał rozbawionym tonem gdy całkiem sprawnie wrócił do pionu i objął z jednej strony jedną a po chwili z drugiej drugą swoją dziewczynę. Tylko ta druga musiała jeszcze szybko pstryknąć im parę fotek nim się przykleiła do zakiślowanego boku kapitana oddziału jaki po kawałku wraz ze swoimi towarzyszkami mijał ich po drodze do pryszniców. Tam zaś zrobiło się dużo luźniej a większość uczestników kończyła swoje ablucje albo była na etapie ręcznikowym tuż po. Humory i śmiechy dalej jednak im towarzyszyły.

We trójkę szybko doprowadzili się do porządku, pomagając i przeszkadzając sobie jednocześnie. Kleista maź ustępowała pod wpływem ciepłej wody, szamponu oraz ruchów zręcznych dłoni, aż ostatnie różowawe kleksy spłynęły do odpływu. Długo zabawić tam jednak nie mogli, rosnący hałas z głównej sali wzywał do ostatniego etapu zabawy, wypadało zebrać tyłki i wrócić do pozostałych.
- Musimy zamontować prysznic u nas - wycierając ręcznikiem plecy Eve, Mazzi rzuciła luźną myśl, na razie nie kłopocząc się technikaliami - Wtedy moglibyśmy się myć całą piątką i nikt by nie musiał czekać na swoją kolei.

- Oj ale to by trzeba hydraulikę i poprowadzić wodę, i chyba jakiś generator. - Eve zmarszczyła brwi i powiedziała jednym ciągiem jakby miała gotową odpowiedź albo już o tym myślała wcześniej.

- A jest gdzieś studnia głębinowa w pobliżu? Jakby była to by mogła pociągnąć wodę. - Steve też chyba na poważnie potraktował to luźne spostrzeżenie. Naga blondynka pod prysznicem skoncentrowała się chwilę nad tym zagadnieniem.

- Noo… Wiesz Lamia… Jak będziemy mieć to studio i pewnie jakieś garderoby no i jeszcze jakby działały prysznice to to byłby duzy plus. Nie wiem czy gdzieś jeszcze poza “Honolulu” ma ktoś prysznice co działają jak kiedyś. - fotograf pokiwała swoją mokrą głową i resztę prysznica zeszła im na rozmowie jak tu by można zorganizować coś takiego u nich. Nie wydawało się to takie “hop siup” na jedno popołudnie roboty byle majstra. Ale skoro i tak planowali remont studia to i mogli przy okazji pomyśleć o hydraulice. W wersji minimalnej stanęło na boilerze. Taki zbiornik czystej, nagrzanej wody to chociaż powinien starczyć na jeden czy dwa porządne prysznice jak nie dla całej ekipy filmowej no to chociaz na prywatny użytek. Bo z tą studnią głębinową to raczej była grubsza sprawa, Eve nie była pewna czy jakaś co działa jest w sensownej odległości od studia a bez tego by wykopać własną to już trzeba było mieć ciężki sprzęt lub sporo siły roboczej. Niemniej Steve chyba mógł pomóc zorganizować i jedno i drugie no ale właśnie musiał wiedzieć co, jak i na kiedy.
- Wybadamy co i jak, na przyszły weekend powiemy na czym stoimy - saper zapatrzyła się na tłumek przy basenie, uprzejmie czekający aż do nich dołączą, choć ciszy nie zachowywali przy owym czekaniu - Zawsze można z ratusza wyciągnąć plany miasta i sieci wodnej, potem w praktyce zobaczyć co z tego zostało… ale to potem, nie teraz. Chodźmy - przybrała czarujący uśmiech, biorąc oboje partnerów pod ramię - Mamy chyba jakieś nagrody do rozdania.

W końcu cała trójka, już pachnąca, czysta i względnie sucha wróciła do większości towarzystwa które podobny stan osiągnęło nieco wcześniej. I jakoś tak dziwnie wyszło, że wokół głównej organizatorki tej imprezy zaczęły się zbierać dziewczęta z rozochoconymi uśmieszkami i spojrzeniami.

- Lamia to teraz? Bo my już mamy wszystko gotowe. - Jamie ubrana jedynie w swoje długie ciemne włosy podeszła do całej trójki i wskazała spojrzeniem na stół gdzie z Karą przygotowały już tą umówioną i zamówioną wcześniej polewę. Koleżanka lodziary widząc, że na nią spoglądają pokiwała głową wskazując dłońmi na przygotowane pojemniki z obiecaną polewą.

- Wow… wygląda ekstra - sierżant rozpromieniła się na widok przygotowanych łakoci i błyskawicznie weszła w rolę, podnosząc palce do ust po czym gwizdnęła ostro.
- Uwaga, uwaga! Zapraszam zwycięzcę - wyciągnęła ręce do odpowiedniego Bolta - Chodź Tony, no chodź tutaj! - uśmiechała się szeroko, a oczy jej świeciły - Czas na twoją nagrodę - wskazała blat stołu, wyłożony białymi ręcznikami.

Lodziara i jej koleżanka jeszcze przez chwilę tłumaczyły co jest co. To karmelowa polewa, tam czekolada mleczna a tutaj ajerkoniak. Zupełnie jakby były na jakimś lokalnym festynie. Ale zaraz gwizd i ogłoszenie Lamii przykuło uwagę tłumu. I roznegliżowane panie i panowie, śmiejąc się i ciesząc z zaciekawieniem podeszli do stołu ciekawi co teraz się stanie. Najbardziej zaciekawiony był sam zwycięzca niedawno zakończonych zapasów.

- No to jestem. - powiedział Tony łypiąc okiem i uśmiechając się do Lamii i jej towarzystwa. Patrzył na nią, na lodziarę te garnki i menażki co miały obie na stole i ten stół z rozłożonymi ręcznikami chyba nie do końca wiedząc czego powinien się spodziewać. Widownia zresztą chyba też nie. Ale wszystkich bardzo ciekawiło jaka to będzie nagroda i co się teraz właściwie stanie.

- Nie da się ukryć - sierżant wymruczała niskim głosem, powoli ciągnąc go pod ławę. Tam obróciła blondyna plecami do celu i pchnęła, sugerując aby usiadł.
- Za wygraną w batalii gladiatorów należy się nagroda - nacisnęła jego ramiona, pchając do dołu, by się położył - Odpręż się, zrelaksuj i ciesz zwycięstwem - puściła mu oko, prostując plecy. Sięgnęła po czarkę z płynną czekoladą po czym przechyliła odrobinę nad brzuchem mężczyzny, a cienka, ciemna stróżka skapnęła na skórę i zaczęła poruszać wraz z ręką saper, zostawiając po sobie słodki, kwiatowy wzór.
- Chodźcie foczki, sama sobie z tym olbrzymem nie poradzę - zwróciła się do otaczających ich dziewczyn.

- O szlag… - mruknął Tony który dał się położyć i tylko nieco unosił głowę aby obserwować co tam się dzieje na jego brzuchu i torsie. I jak poza główną organizatorską zaczynają się do niego zbliżać nagie, wesołe i roześmiane ślicznotki. A ze swojej strony Lamia miała niezły widok. Nagi gladiator leżał na stole niczym bardzo apetyczne danie główne dla kobiet jakie bardzo miały ochotę właśnie na nie. Zaraz zgrabne rączki sięgnęły po kolejne czarki aby dołożyć swój wzór na tym umięśnionym ciele. Ale, że damskiego towarzystwa wokół stołu było więcej niż naczyń to pozostałe pozwalały sobie na radosne, kobiece chichoty i wesołą paplaninę wodząc po głównym daniu rozognionym wzrokiem. Szybko z etapu patrzenia przesżły do etapu próbowania, mazania i lizania, wchodząc na blondyna i obsiadając całkowicie. Wiły się na nim, dawały dotykać i same dotykały. Któraś w końcu wpiła mu się w usta, inna dosiadła co nie przeszkadzało reszcie w kontynuowaniu konsumpcji. Dopiero gdy Diane odepchnęła Crystal i usiadła żołnierzowi na twarzy, reszta jego kumpli nie wytrzymała. Pozgarniali wolne, bezpańskie kociaki i nagle na podłodze obok stołu całkiem sporo osób odkryło w sobie duszę artystów, malując słodkimi sosami na miękkiej skórze. Inne osoby za to pomagały w tym treningu, czyszcząc żywe płótna i tak aż do wyczerpania zapasów farb... tylko jakoś nikogo ten brak specjalnie nie przejął.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rEN_KJny6Bg[/MEDIA]


Niedzielny wieczór niósł ze sobą nie tylko zabawę, ale również obowiązki. Ot choćby bycia dobrą gospodynią: dbania o każdego gościa i jego potrzeby. Nie aby podobne zajęcia były Mazzi niemiłe, o nie. Znalazłszy wolniejszy moment zakręciła się wokół stołu z żarciem i spreparowała trzy drinki, jednocześnie kątem oka namierzając swój cel. Ten znalazła przy krawędzi basenu, oraz w nim. Rudowłosa fitneska siedziała na murku, mocząc nogi w wodzie i rozmawiała cicho z rozłożoną na dmuchanym flamingu Azjatką, odrobinę zbyt często odgarniajacą z twarzyczki mokre, czarne kosmyki. Denerwowała się, była trochę spięta, zaś Mazzi szybko zmniejszyła odległość między nimi, podchodząc z drinkami i szerokim, uroczym uśmiechem.
- Wybaczcie, że dopiero teraz - kucnęła przy rudzielcu, całując ją czule i wręczajac drinka. Drugiego podała Azjatce, wychylając się porządnie aby i ją pocałować - Widzicie, małe urwanie głowy i dupy dzisiaj, ale nie myślcie że o was ślicznotki zapomniałam - pogroziła im ze śmiechem palcem, unosząc własnego drinka - Bardzo się cieszę, że tu jesteście. Jak jasna cholera zrobiłyście wieczór… nie tylko mnie, ale i reszcie. Dobrze się bawicie, potrzeba wam czegoś? Denise słodziutka, masz ochotę zatańczyć? Jestem ci winna noszenie na rękach, jakiś wiersz też mogę powiedzieć, jeśli masz ochotę. A ty, Hale? - popatrzyła po twarzach obok i dodała do tej ostatniej już poważniej - Swoją drogą myślałam o tym plakacie Jane Fondy i to głupi pomysł - rzuciła lekko i po minimalnej przerwie podjęła - Papier szybko blaknie, da się go uszkodzić, porwać, zalać… i tyle - wzruszyła ramionami - Dlatego mam inną propozycję. Namaluję ci ją - wycelowała kubkiem w fitneskę - Mam już miniaturkę na wzór, farby. Ogarnę jeszcze grunt i parę małych pędzli… jeśli chcesz dostaniesz Jane naturalnej wielkości u siebie w domu, we własnej sypialni - wyszczerzyła się pogodnie - Mogę też walnąć twój portret, bo nadal uważam, że masz od Fondy o wiele lepszy tyłeczek.

- Naprawdę? - wysportowany rudzielec znacznie się ożywiła i ucieszyła z tego co mówiłą główna organizatorka tej imprezy. Aż chyba w pierwszej chwili nie wiedziała co i jak powiedzieć bo brwi uniosła do góry, zerknęła na Denise i w końcu się roześmiała.

- Nie wiem kim jest Jane Fonda ale zgadzam się, trudno by było o lepszy tyłeczek. - ekspert od łączności z Harmodon Park przebujała się na swoim nadmuchiwanym flamingu bliżej brzegu i na koniec wyciągnęła rękę w stronę rudzielca a ta ją doholowała ostatni kawałek.

- Jane Fonda to mój idol. Ona wymyśliła nowoczesny fitness i aerobik. Zawsze chciałam być taka jak ona. - krótko wyjaśniła Hale swojej nowej koleżance co ta pokiwała głową gdy już znalazły się wszystkie trzy razem by mogły swobodnie porozmawiać.

- Ale nie trzeba Lamia. Jak to tyle kłopotu to się tym nie przejmuj z tym zdjęciem czy obrazkiem. - cheerleaderka i zapaśniczka o wysportowanej, kobiecej sylwetce machnęła ręką jakby nie było o czym mówić z tym wizerunkiem Fondy i nie chciała robić niepotrzebnego kłopotu.

- Lamia! A ta impreza… - Denise jakby przypomniała sobie co miała powiedzieć bo pacnęła w kolano saper i wskazała na te grupki i podgrupki co stały, siedziały i integrowały się ze sobą na wszystkie rózne sposoby.

- Jest wspaniała! - dokończyła za nią Hale śmiejąc się a Azjatka jej zawtórowała. Po czym obie wzniosły za tą imprezę i organizatorkę niemy toast ze szkła jakie przyniosła.

- No! Ja przyznam, że miałam trochę stracha. Nie wiedziałam czego się spodziewać. I w “Honolulu” no i z boltami. Słyszałam o nich. Ale żadnego wcześniej nie znałam. Słyszałam, że są niebezpieczni. I na przepustkach… No… Odwalają różne rzeczy… Ale pomyślałam, że najwyżej wyjdę jak mi się nie będzie podobać. Ale jest świetnie! Oni są bardzo sympatyczni! I będą jeszcze jakieś tańce? Lubię tańczyć. - Azjatka przyznała się do swoich obaw i wątpliwości jakie miała po zaproszeniu od prawie obcej dziewczyny na imprezę z jeszcze bardziej obcym dla siebie towarzystwem. Widocznie wcale nie było tak całkiem pewne czy jednak przyjdzie. Ale gdy jednak przyszła to widocznie wcale nie żałowała. Wręcz przeciwnie! Teraz jej śmiech i radosny ton jakim mówiła wskazywał, że była zachwycona i gośćmi i imprezą.

- No! - Hale szybko jej zawtórowała energicznie kiwając głową na potwierdzenie. - Ja to się trochę obawiałam innych dziewczyn. Bo to czasem gdzieś przyjdę to zaraz jakieś głupie odzywki. Ale te tutaj są świetne! O! A tamta blondynka, ta z krótkimi włosami… - jakby się przypomniało jej o czymś to wskazała gdzieś gdzie przy stole Eve ładowała coś sobie na talerz. - Ona mi mówiła, że jest fotografem. Coś mi gadała o jakiejś sesji. Znasz ją? Naprawdę jest fotografem? - zapytała zerkając na Lamię jakby mogła coś jej pomóc w weryfikacji jednej z tej całej masy nowych dla siebie twarzy.

Niewidzialny kamień spadł saper z serca na te zapewnienia, zaśmiała się szczerze, mocniej przygarniając do siebie obie kobiety aby je krótko uściskać.
- Wiedziałam że takie fajne foczki szybko się odnajdą tutaj - powiedziała tonem jakby dzieliła się z nimi wielką tajemnicą. Do kompletu puściła im oczko - Pasujemy do siebie, nadajemy na podobnych falach. Wystarczajaco wielu smutasów i sztywniaków tu żyje, abyśmy musiały z nimi spędzać również weekendy. W końcu lepiej się bawić ze swoimi, prawda? A wy jesteście swoje - pocałowała krótko każdą w skroń. Temat blondyny ją zainteresował.
- Tamta? - wskazała na odpowiednią blondi i uśmiechnęła się z dumą - To moja dziewczyna, Eve. Pracuje jako reporterka dla Sioux Daily i tak, jest profesjonalnym fotografem. Nie bajeruje z tą sesją… wpadniesz do nas to zobaczysz, ma prawdziwe studio. - łypnęła na rudzielca i dodała - Chyba że byś chciała próbkę, wzięłyśmy ze sobą aparat żeby potem porobić pamiątkowe fotki… i daj spokój, żaden problem z Fondą. Lubię malować - zabujała pogodnie brwiami i popatrzyła na Azjatkę. Chwilę nad czymś dumała.
- A wiesz, że tu kogoś znasz, Kasztanku? - spytała wesoło i nie czekając na reakcję, wyprostowała się, szukając wzrokiem kogoś w tłumie. Dojrzawszy Willy, gwizdnęła krótko, machając ręką z zachęcającym uśmiechem.

- Ooo... To to twoja dziewczyna? I naprawdę jest fotografem? I to z tej gazety? - Hale trochę się chyba nie spodziewała, że Lamia potwierdzi słowa Eve. No i tego, że akurat z Eve to są coś więcej niż tylko koleżankami z widzenia. Ale przerwała gdy Lamia gwizdnęła i gdy parę głów się odwróciło z zaciekawieniem to ta konkretna podeszła do ich trójki.

- Co jest? - zapytała Wilma kucając przy nich na krawędzi basenu z kubeczkiem w dłoni i zerkając ciekawie na Lamię i jej dwie rozmówczynie.

- Lama mówi, że chyba możemy się znać. Ja jestem z Harmodon Park. Z łączności. - Denise zmrużyła oczy i wskazłą na siebie i na Lamię.

- O. Tak? Ja też jestem z Harmodon. - Wilma też się zdziwiła tą niespodziewaną znajomością. Dziewczyny chwilę wymieniały się uwagami i w końcu doszły do wniosku, że chyba osobiście to raczej się nie spotkały. Przynajmniej nie na tyle by ze sobą rozmawiac i się kojarzyć. Ale chyba mogły ze sobą rozmawiac przez radio. Gdy Denise siedziała za radiem w bazie a Wilma coś ogarniała sprawy w terenie. I nawet kojarzyły swoje sprawy z Green Gecon i reszty.

- Kojarzę! Zawsze masz taki ciepły i miły głos przez radio! Ale nie wiedziałam, że na żywo też jesteś taka ślicznotka. - zaśmiała się Wilma już na całego rozsiadając się po wolnej stronie Lamii.

- No ja też nie wiedziałam, że takich ładnych kierowców mamy. - Azjatka zrewanżowała jej się podobnym komplementem.

- A tak w ogóle laski to co tutaj knujecie? - zapytała Wilson pewnie domylając się, że nie tylko z tego powodu tutaj siedzą i gadają nad tą wodą.

- A tak różnie. O obrazku Jane Fondy, sesjach fotograficznych i takich tam. - Hale wesoło streściła nowej rozmówczyni o czym właśnie sobie rozmawiały.

- To właśnie Denise pomogła mi się z tobą skontaktować w poniedziałek - saper dorzuciła swoje bękarcie trzy gamble, odgarniając kumpeli włosy za ucho, aby w pełni widzieć buźkę - Wynalazła który konwój i połączyła ze Smokiem… a potem jeszcze była taka cudowna, że pomogła ogarnąć fotkę. Żebym wiedziała jak wyglądasz - wzruszyła ramionami odrobinę sztywno - Posłała do kadr, wpisała w twój rejestr gości, więc w sobotę od ręki powiedzieli nam, że jeszcze nie wróciliście. Taka jest kochana - wychyliła się, całując Azjatkę wdzięcznie w usta.
- Knujemy? - podjęła, przykładajac dłoń do piersi, jakby ją to uraziło i tragicznie zatrzepotała rzęsami - Nie knujemy, myślimy o tym aby poderwać kogoś do tańca. Kasztanek chce pofikać nóżkami, a Hale ma ochotę na parę fotek - zabujała brwiami, szczerząc się nagle wyjątkowo niewinnie. - Na szczęście pierwsze możemy załatwić od ręki i przy okazji trochę się zabawić. To jak drogie panie, macie ochotę wbić szpilę… znaczy zmotywować jednego podoficerka aby dał z siebie wszystko na parkiecie? - spojrzała po twarzach wokoło.

- O. To będą tańce? - Denis wyglądała na bardzo zadowoloną z tego punktu programu. Zresztą żadna z innych pań nie wyglądała by miała mieć coś przeciwko.

- Oj z tymi fotkami to może tak nie teraz. Teraz to chyba bym kiepsko wyszła. - rudzielec niczym rasowa modelka zaraz znalazła zastrzeżenie dla jakiego w tej chwili nie wyglądałaby swoim zdaniem tak dobrze jakby mogła kiedy indziej.

- Nie gadaj głupot. Schrupałabym cię od góry do dołu. Zresztą ciebie też. Właściwie to każdą z was. Tylko nie wiem czy na raz czy po kolei. - Wilma popatrzyła na nią niby krytycznym wzrokiem. Ale zaraz też i na drugą i trzecią z partnerek tej rozmowy wzbudzając ich wesołość. - Chociaż Denise tobie to chyba należy się jakiś gorący buziak czy coś takiego za tą pomoc. Co myślisz Rybka? Chyba powinnyśmy jakoś się odwdzięczyć naszej Denise co? - Wilson popatrzyła wesoło na Lamię gdy tak dowiedziała się dzięki komu udało się jej odzyskać kontakt między obiema bękarcicami.

- To idziemy? To pomóżcie mi wyjść z tego flaminga. - poprosiła Denise widząc, że towarzystwo zgodnie z sugestią ich liderki zbiera się do pionu. Więc dziewczyny pomogły jej wyjść na niezbyt suchy brzeg i już we cztery ruszyły razem.

Zgodnie i pogodnie przedreptały w bliższą wieży okolicę, z początku usuwając z siebie nadmiar wilgoci rzuconymi obok ręcznikami. Tym razem nie miały ani kiecek, ani obcasów, pozostając równie nagie co pełne entuzjazmu.
- Czekajcie, czekajcie! - śmiech Mazzi zlał się w jedno z klikaniem po sprzęcie grającym, gdy z długiej listy plików w formacie mp3 wybierała odpowiedni kawałek. Co prawda nie miał za wiele wspólnego z romantyczną otoczką, bardziej z epickim przyłożeniem, ale do tej chwili właśnie czegoś podobnego potrzebowały. Saper błyskawicznie doskoczyła do małej Azjatki, chwytając po drodze dłonie Hale i Wilmy. We trzy otoczyły łącznościowca, niczym trójka rekinów. Z tym, że zamiast zębami, atakowały ją swoimi dłońmi, ciałami. W rytm skocznej muzyki skakały ocierając się o siebie i tę w środku, wodząc po jej skórze rozgrzanymi dłońmi, lub ustami i wciąż krążyły, wirując podobne trzem ćmom wokoło wyjątkowo pociągającego płomienia świecy.

Chyba z początku żadna z pozostałej trójki dziewczyn nie była do końca pewna co planuje Lamia i jak to ma wyglądać. Ale szybko się odnalazły w tym kółeczku. Sama Denise szybko się dopasowała się do sytuacji i muzyki. Zaczęła kręcić ramionami, bioderkami czy robić do swoich zmieniających się partnerek kuszące czy wesołe miny. Ale wyglądała bardzo zachęcająco. A Hale chociaż się nie chwaliła to też okazała się całkiem zgrabną tancerką. Zupełnie jakby te godziny na siłowni, sali baletowej i paradach jednak nie poszły na marne. Popisowo wręcz zrobiła numer jak się ocierała plecami o przód czy tył Azjatki zupełnie jak tancerka go go o swoją rurkę. Albo jak tanecznym ruchem usunęła się powoli na dół aż wylądowała twarzą gdzieś w okolicach podbrzusza Denise po czym równie malowniczym ruchem wróciła do pionu. A łącznościowiec wydawała się najszczęśliwszą Azjatką na parkiecie tej imprezy mając takie cudowne partnerki do tańca.

No i nie były same. Już sama muzyka jaka rozbrzmiała w głośnikach przykuła zaciekawione spojrzenia widowni. A już taniec wokół Denise to wywołał uśmiechy, brawa i okrzyki zachęty. Zaraz obok nich wylądowały pierwsze osoby towarzyszące i impreza taneczna zaczęła się rozkręcać.

Temperatura zaczynała się podnosić, kobiece dłonie coraz śmielej sobie poczynały, tak samo jak usta. Oczy mętniały, wargi rozchylały kusząco…
- Co? - Mazzi nagle spytała głośno, prostując się trochę i poprzez muzykę zasmiała się głośno, kiwając głową jakby na zgodę - Masz rację, taki paralityk jak Darko nie powinien się pojawiać na parkiecie! - rzuciła niby przypadkiem nie patrząc na cel siedzący kilka metrów od nich, wygodnie na leżaku. Mówiła też na tyle głośno, aby gad ją usłyszał. Przypadkowo oczywiście.

Na reakcję najbezczelniejszego z boltowego oddziału nie trzeba było zbyt długo czekać. Lamia zdążyła się przgibać gdzieś z jednego boku Denise na jej tył gdy za swoimi plecami usłyszała znajomy, męski głos.

- Dobra, dobra leszcze, zróbcie miejsce dla mistrza parkietu. - oczywiście Darko musiał zrobić wokół siebie show. No ale był w tym całkiem skuteczny. Po paru chwilach wokół niego utworzył się pusty placyk gdy inni użytkownicy parkietu zrobili mu miejsce. A Donnie zaczął tańczyć. Ale tak pokracznie i przesadnie, że wyglądało to jak jakaś parodia tańca. Zupełnie jakby chciał potwierdzić, że ten okrzyk Lamii to był całkiem trafny. Ale jak zwykle zrobił to w tym swoim luzackim, bezczelnym stylu w jakim znów udało mu się rozbawić sporą część publiczności i zaskarbić jej śmiechy i rozbawienie.

- Nuuuuuuda! - saper zaśmiała się, a potem z premedytacją odwróciła się plecami do oficera, ignorując jego majestat, ani nie zaszczycając go nawet strzępem uwagi. Za to Azjatce oddała ją w pełni, kładąc dłonie na biodrach i dalej, w rytm muzyki, ocierając się swoimi o jej pośladki. Wychyliła się też, aby ponad jednym ramieniem czarnulki pocałować namiętnie tańczącą po prawo Hale, to samo zrobiła z Wilmą po lewej stronie. Dłonie z bioder przewędrowały do góry, po brzuchu i żebrach, aż do piersi. Lamia ujęła je od spodu, ściskając delikatnie, palcami zaś podrazniajac nabrzmiałe sutki wokół których kręciła drobne kółeczka.

Cała trójka tancerek okazywała sobie nawzajem coraz więcej atencji i sympatii. Denise która stała się ich małym słoneczkiem reagowała coraż żywiej. A gdy wszystkie były bez ubrań to te reacje zdawały się jeszcze wyraźniejsze i czytelniejsze. Skorzystała z momentu gdy Lamia była tuż przed nią i objęła jej szyję ramionami w końcu pełnoprawnie się z nią całując. Okazało się, że ma całkiem miękkie i przyjemne usta oraz zmyślny języczek.

- To ja też chcę! - jeszcze zanim skończyły się całować jako trzecia Hale objęła je obie więc ledwo Denis zdążyła przerwać by się roześmiać a już miały trzecią koleżankę do wycałowania. Najpierw z bliska Lamia widziała jak rudzielec całuje się z łagodną Azjatką. A zaraz potem sama całowała się z wysportowaną fanką fitnessu i aerobiku. Czuła ich smak, gorące oddechy i rosnący poziom podniecenia. A przecież nie były tylko we trzy.

- Chyba mnie tak nie rozgrzałyście aby teraz spławić co? - zapytała Willy patrząc na nich z ukosa jakby mimo pytania nie spodziewała się spławienia.

- No coś ty! Chodź do nas! - roześmiała się Denise i puściła szyję Lamii aby zrobić miejsce dla nowej partnerki. I zaraz potem jedna z bękarcic widziała jak teraz ta druga całuje się z sympatyczną panią łącznościowiec z Hormodon Park.

Szło zgodnie z planem, ciężko szło ukryć uśmiech zadowolenia. Zamiast się szczerzyć, saper przeszła za plecy rudzielca, przyklejając się torsem do mokrej, rozgrzanej skóry. Odgarnęła kręcone, miedziane pukle na bok dla pełniejszego kontaktu. Palce zacisnęła mocno na biodrach, pocierając podbrzuszem o pośladki przed sobą. Już nie przypominało to tańca, w żaden sposób. Dłonie chciwie badały ciało bękarcicy, a z zakamarków pamięci wyskakiwały strzępki wspomnień, mieszając się w jeden szalony pejzaż przed oczami. Dla spokoju sierżant przymknęła powieki, lecz niewiele to dało. I tak widziała bardzo dokładnie co właśnie badają opuszki jej palców. Na oślep całowała rudy kark, w sposób który najbardziej przyjaciółka lubiła: od tyłu, pod uchem wzdłuż linii wyznaczanej przez żyłę szyjną.

- Wiesz jak lubię… Coś chyba jednak pamiętasz. - Wilma z pomrukiem zadowolenia przyjęła te pieszczoty serwowane przez drugą bękarcicę. Ta zaś czuła jej przyjemny smak i zapach skóry i włosów. Dotyk jej dłoni kierujący jej dłoń na swoje piersi albo między swoje uda. Albo drugą dłoń jaką rudzielec próbowała objąć od tyłu jej głowę czy pośladki by przytulić mocniej do siebie. Ale nie były tutaj same.

Do tej rozmowy i wymiany językowej dołączyła Denise. Drobna Azjatka dość skutecznie odciągała usta Wilmy do swoich. A dłonie Lamii przyjemnie błądziły pomiędzy ich piersiami które tak przyjemnie ocierały się o siebie. A jeszcze była Hale. Hale z początku zajęła podobną pozycję jak Lamia. Tylko za Denise. I schodziła z pocałunkami wzdłuż karku i szyi pani łącznościowiec aż w końcu uklękła za nią zajmując się jej kuperkiem. Co zaowocowało tym, że Denise miała kłopoty z koncentracją i dzieleniem tej przyjemności zupełnie jak przed chwilą Wilma jaka została wzięta w dwa ognie między Azjatkę a swoją kumpele z wojska.

- A to pamiętasz? - pytanie saper poprzedziło wężowy ruch jej dłoni między uda drugiej bękarcicy. Palce wskazujacy i serdeczny zagłebiły się w gorące ciało, zginając się niczym dwa haki poruszajace się synchronicznie do kciuka, bładzącego przy drugim wejściu kochanki. Zbierał wilgoć spływającą po drobnych wargach i pchał prosto w odpowiednie miejsce, zagłębiając się delikatnie. Wpierw do połowy paznokcia, wycofując po więcej wilgoci i wracając już do pierwszego zgięcia. Wolną dłonią Mazzi wróciła na piersi Azjatki, ściskając lewą sutkę, to puszczając, aby zaraz skręcić ją delikatnie, czy uszczypnąć.

- O tak… - wyjęczała Wilma poddając się tym pieszczotom serwowanym przez kumpelę całkowicie. Aż przyjemnie było oglądać, słuchać i czuć jak jej jędrne ciało reaguje i wije się od tej stymulacji. Aż prawie oparła się o Denise by móc się utrzymać w pionie. Sama Denise też cichutko jęknęła gdy dłoń Lamii zajęła się jej piersią. Sapała też pewnie od tego jak nią od tyłu zajmowała się Hale.

- Chyba to lubisz co? - w pewnym momencie sportsmenka spojrzała do góry patrząc na pogrążoną w przyjemności twarz Azjatki. Jej zmrużone powieki i szybki oddech jasno wskazywały jak bardzo pozytywnie odbiera takie manewry.

- Oj tak… uwielbiam z tej strony… - wysapała Denise opanowując się na tyle by spojrzeć na nią w dół i uśmiechnąć się wesoło do jednego rudzielca. A potem do drugiego jakiego miała tuż przed sobą i Lamii jaką ta pierwsza bękarcica troszkę jej zasłaniała.

- Oh Rybka… Ty to zawsze miałaś rękę do takich rzeczy… - Wilma skorzystała z tego zamieszania by z wdzięczności ująć ową dłoń kumpeli i odwdzięczyć się pocałunkiem. Zaraz potem zaczęła ją ssać i lizać aż w końcu odwróciła się na ile mogła aby odszukać twarz i usta kumpeli.

Ich wargi zaatakowały z werwą, na wyścigi przekazując podniecenie przepalające wszystkie kontrolki. Nagle pion stał się zdecydowanie zbyt problematyczny, rozmowy o zmianie pozycji też wydawały się zbędnym marnowaniem czasu, więc saper chwyciła przyjaciółkę pod pachami, jednocześnie podcinając jej nogi i ciągnąc do tyłu. Obie zaczęły lecieć, podłoga powitała je zimnym szarpnięcie, atakującym plecy Mazzi, która wykorzystała siebie jako amortyzator dla drugiej kobiety, przez co spadła na miękkie tkanki, zamiast twarde płytki.
- No patrz, masz mnie. - Lamia roześmiałą się przyjemnym, ciepłym śmiechem, patrząc w ciemne oczy tuż nad swoją twarzą - Co tym miałaś mi zrobić, gdy już… mnie złapiesz?

Nagłej relokacji z pionu do poziomu towarzyszył nagły pisk zaskoczenia. I zaraz potem śmiech gdy okazało się, że to nic strasznego. Wilma też przyjęła zmianę pozycji z aprobatą.

- Jak cię złapię? No myślę, że takie coś byłoby w sam raz. - zaśmiała się druga z bękarcic gdy odwróciła głowę do tyłu aby pocałować usta kochanki. Zanurzyła przy tym dłoń w jej czarne włosy gdy ich usta i języki spijały się chciwie nawzajem. Zaś drugą dłoń Lamii skierowała na swój brzuch co oddychał w szybkim tempie jakby tam było uwięzione jakieś żywe stworzenie. A potem jeszcze niżej. Do tego najgorętszego i najwrażliwszego miejsca. A gdy już się upewniła, że kumpela trafiła pod właściwy adres sama po omacku odnalazła wolną dłonią jej odpowiednik przy okazji nieco schodząc dołem z ud i bioder leżącej pod spodem kobiety.

- Można się dołączyć? - zapytała Denise która też uklękła i patrzyła na nie obie tym charakterystycznym, uprzejmym uśmiechem azjatyckich kobiet.

- Pewnie. - Wilma zachęciła ją słowem i machnięciem ręki więc Denise pochyliła się i zaczeła używać na niej swoich ust i rączek co Lamia też czuła na goszczącej tam dłoni. Nawet to jak pani łącznościowiec całkiem zgrabnie ustami zajęła sę jej mokrymi palcami.

- To ja też poprosze. - roześmiała się Hale która uklękła obok azjatyckiej koleżanki i przyjęła podobną rolę. Tylko ona zajęła się gościnnymi udami leżącej pod Wilmą Lamii. Oczka jej się śmiały gdy spoglądała to na klęczącą obok Denise to na te dwie bękarcice które łączyły się ustami trochę wyżej.

Parkiet zmienił się w łóżko, albo podest pod scenę, gdzie cztery kobiety wiły się, całowały i pieściły, dotykając z coraz większą pasją i ogniem w oczach. Reszta towarzystwa dała im wolną przestrzeń, nie wchodząc między zajęte sobą kochanki, badajace dłońmi i ustami każdy kawałek swoich ciał. Chichoty i westchnienia przechodziły w mruczenie i coraz głośniejsze pojękiwanie, w miarę jak sytuacja się zaogniała, a żądza zmieniała krążącą żyłami krew w płynną lawę. Bękarcice pierwsze doszły do szczytu, trzymając się kurczowo i przy samym finale patrząc sobie głęboko w oczy, a ledwo ich oddechy się uspokoiły, przystąpiły do kontrataku, przewalając Azjatkę i odwdzięczając za tak uroczą uwagę. Hale skorzystała z okazji i przysiadła czarnulce na twarzy, do kompletu bawiąc się piersiami jej, albo swoimi. Przygryzała przy tym uroczo wargę, odchylając głowę do tyłu. Znów rozległy się zduszone, ciężkie oddechy i sapnięcia, dłonie zaciskały się na miękkich kształtach coraz bardziej niecierpliwie, aż nagle przez ciało Denise przeszedł charakterystyczny spazm i już na jej miejscu wylądowała ruda fitneska, która przy finale wygięła się w piękny łuk, dotykając podłogi potylicą i pośladkami, a gdy w końcu ustały ostatnie jęki, cała czwórka padła spocona na płasko, obejmując się przytulając. Głaskały niemrawo co dały radę sięgnąć, a każdą twarz zdobił zadowolony, zmęczony uśmiech.

- Oo… zobaczcie… - w końcu gdy emocje opadły na tyle by czwórka dziewczyn mogła coś ogarniać poza sobą mogły się nieco podnieść z podłogi jaka stała się sceną ich wzajemnej integracji. I wciąż zwartą grupką dobiły do stołu jaki już był mocno przetrzebiony z dań i drinków. A jednak wciąż zostało jeszcze tego mnóstwo. Więc mogły się częstować i chichotać do woli pozwalając sobie na sprośne uwagi na temat siebie czy inne wyznania gdy było tak miło i błogo tuż po z kimś z kim się właśnie dzieliło tą przyjemność.

- Lubię być na górze. I coś ujeżdżać. Albo kogoś. - wyznała Wilma nakładając sobie jakąś kanapkę na talerzyk na którym już była kupka kolorowej sałatki.

- A ja lubię w tą tylną dziurkę. Dlatego jak mi tam zaczełaś buszować to o rany! - drobna Azjatka o kasztanowych włosach zachichotała dzieląc się swoimi refleksjami na temat preferencji i właśnie zakończonych manewrów. Spojrzała wdzięcznie na rudowłosą Hale która wgryzała się właśnie w kanapkę.

- Naprawdę? No to cudownie! Tak próbowałam się gdzieś wcisnąć. A mnie się strasznie podobało jak mnie obrabiałaś tam od dołu pod koniec. Uwielbiam tak siedzieć na kimś jak ktoś mnie tak obrabia. - z powodu pełnej buzi mówiła trochę niewyraźnie ale i tak wydawało się, że bawiła się świetnie. Zupełnie jakby przypadkiem cała czwórka całkiem trafnie wstrzeliła się we własne preferencje.

- No to wychodzi na to, że znów musimy się spotkać razem i to powtórzyć. - Wilma podsumowała wesoło te wszystkie wrażenia i wnioski co pozostałe dziewczyny przywitały z uśmiechami zachęty i aprobaty dla takiego pomysłu. No ale właśnie wtedy Hale zwróciła ich uwagę na to co się dzieje na parkiecie jaki właśnie zostawiły za sobą. Ale spod stołu był całkiem dobry punkt widokowy.

A w międzyczasie chociaż gdy były zajęte tylko sobą to trudno to było rejestrować ale wciąż grała muzyka włączona wcześniej przez Lamię. Muzyka zdążyła zdryfować na całkiem inny kawałek podobnie jak na scenie towarzystwo się wymieniło. Na środek wyszedł teraz oficer o hiszpańskim typie urody. Wyszedł i zaczął obchodzić tą scenę. Klaszcząc w dłonie przy swoim uchu. Wyglądało to jak początek do jakiegoś tradycyjnego, latynoskiego tańca. Instyntkownie dało się wyczuć mężczyznę który rzuca wybrance wyzwanie. Takie w jakim obie strony mogą być równe. Na parkiecie, w tańcu. Chyba wszyscy to wyczuwali i chociaż nie tylko panie patrzyły z rosnącym zainteresowaniem na to co się teraz stanie to jakoś żadna nie kwapiła się przyjąć wyzwanie tancerza. A on chodził krok po kroku, czasem stukał gołą piętą w kafelki podłogi i klaskaniem wybijał żwawy, porywczy rytm. Patrzył przy tym wzrokiem na twarze mijanych kobiet aż wreszcie znalazła się odważna która podjęła to wyzwanie.

- Oo jaa… zobaczcie… będzie tańczył z Betty… - jęknęła cicho stojąca nieopodal koleżanka. I rzeczywiście okazało się, że sama królowa przyjęła wyzwanie śmiałka. Wyszła na środek sceny ubrana w same szpilki i okulary. Ale zamiotła niewidzialną spódnicą tą arenę na znak, że jest gotowa się zmierzyć.

- Ole! - zawołał rozradowany Hiszpan stając w szranki. Po czym podszedł do wybranki, szarmanckim gestem pocałował jej dłoń czym sobie zaskarbił całą serię ochów i achów damskiej części widowni po czym oboje zaczęli taniec.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 08-09-2020, 03:48   #216
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Cóż to był za taniec! Nawet gdyby oboje byli w ubraniach to też by to wyglądało namiętnie. Oboje wirowali wokół siebie prawie cały czas patrząc sobie w oczy. Ilekroć on wypuścił ją z objęć w jakimś piruecie to ona do niego wracała. Tak samo jak wówczas gdy on stukał piętami w kafelki drobiąc wokół niej jak wokół swojej gwiazdy. Albo jak przekładał ją w pół gdy włosy brunetki prawie zamiatały podłogę a jej kolano lądowało prawie na wysokości jego łopatek. O tak, było na co popatrzeć. W samym tańcu dało się odkryć gorący temperament obojga. Co mogło zaskakiwać zwłaszcza jak ktoś znał okularnicę tylko jako stoicką królową albo co gorsza oschłą siostrę przełożoną. A teraz gdy tańczyli ze sobą widać było klasę równych sobie partnerów. Erotyczne napięcie zdawało się elektryzować powietrze między nimi mimo, że kontakt fizyczny miał bardzo ograniczone miejsce. Dlatego gdy skończyli on znów elegancko podziękował swojej partnerce za taniec całując ją ponownie w dłoń a ona z rumieńcami na twarzy i troszkę zdyszana podziękowała mu całusem w policzek.

- O rany… widziałyście to? - Hale była pod wrażeniem tego popisu. Ale pewnie nie tylko ona bo widownia klaskała, zwłaszcza ta damska część widowni i to klaskała z pełnym zaangażowaniem.

- Łaskawa pani - saper westchnęła z rozmarzeniem, odprowadzając kasztankę wzrokiem pełnym miłości oraz oddania - Jest cudowna, gdy tańczy. Gdy nie tańczy również… ale to jak się rusza. Prawdziwa pajęczyca - zaśmiała się - Łapie cię w sidła, omotuje i sam nie wiesz, gdy przepadłeś. Jest magiczna… ale myślę, że po takim tańcu z pewnością mogą ją boleć nogi, więc jeśli macie ochotę… - zostawiła niedopowiedzenie, razem z wesołym, bardzo zębatym uśmiechem.

- Oj no tak, jej ona jest, noo… - cała trójka koleżanek w pełni się zgadzała z taką opinią o ich królowej. I dały wyraz pełnej aprobaty i zrozumienia, że Księżniczce śpieszno do swojej Królowej. Podobnie były pod wrażeniem jak Lamia opisywała okularnicę w szpilkach. Po takim popisie na parkiecie brzmiało to jak najbardziej prawdopodobnie nawet jak ktoś spotkał Betty dopiero tego wieczoru.

- Oh Księżniczko… Ale mnie ten drań wymęczył. - Betty pozwoliła sobie na odrobinę ochłody z plastikowej szklanki i spojrzała wesoło na zbliżającą się faworytę. Była jednak zdrowo zarumieniona i ewidentnie szczęśliwa więc taniec z “tym draniem” musiał jej sprawić taką przyjemność na jaką to wyglądało. Nawet “ten drań” to powiedziała jakoś tak miękko i czule.

- Jeśli mogę wyrazić swoja opinię… patrzenie na to męczenie było najbardziej ekscytującą rzeczą, jaką tu dziś widziałam - saper podeszła do kasztanki, zakładajac ciepły, pożądliwy uśmiech na mokrą od wody, potu i kobiecych soków twarz. Przyklękła na kolano, ujmując dłoń okularnicy.
- Czy łaskawa pani życzy sobie, aby po tym męczącym zdarzeniu odpowiednio zająć się jej nogami? - spytała, składając na wierzchu dłoni kurtuazyjny pocałunek - Nie dość, że cały ciężki tydzień są w ciągłym ruchu, to i na wolnym nie mają spokoju. Jestem i służę… cała sobą i jak tylko trzeba.

- Oh Księżniczko… - Betty wydawała się być rozczulona takim oddaniem i troską. Pozwoliła aby jej ulubienica mogła pocałowąć jej królewską dłoń obdarzając ją uśmiechem zadowolenia.

- Myślę, że twoja sugestia jest jak najbardziej trafna. Z wszystkich służek z tobą zawsze mam najwięcej przyjemności. - wyznała z zadowoleniem zanurzajac dłonie w ciemne włosy klęczącej kobiety.

- Może pozwolisz, że tam spoczniemy? - wskazała na jedno z krzeseł jakie były pod ścianą. Gdy tam podeszły pozwoliła sobie na nim spocząć. - Czy mogę cię prosić o ściągnięcie butów? Moim nogom chwila się coś dla odpoczynku i relaksu. - zapytała grzecznie jak najwytworniejsza dama i nawet polecenie potrafiła widać tak, że brzmiało jak najuprzejmiejsza prośba.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - Lamia odpowiedziała dokładnie to, co im obu chodziło po głowach. Klęknęła przy długich nogach pielęgniarki, ujmując jedną za łydkę bardzo delikatnie, jakby obchodziła się z kruchym szkłem.
- Nie przejmuj się niczym, ja się wszystkim zajmę - wyszeptała, patrząc okularnicy głęboko w oczy i pocałowała lśniącą powierzchnię buta, zaczynajac od kolana i schodziła powoli aż do kostki. Dopiero wtedy, równie powoli zaczęła rozpinać suwak z boku, kawałek po kawałku wydobywając obolała nogę z okowów, a gdy skończyła pocałowała podbicie, aby płynnie przejść do ssania palców po kolei. Zaczęła od najmniejszego, masując go językiem i wargami, podczas gdy dłonie uciskały skórę śródstopia, pięty aż do kostki.

- Wiedziałam, że zajmiesz się tym jak należy Księżniczko. - Betty wydała z siebie westchnienie ulgi i uśmiechnęła się z aprobatą gdy dłonie i usta jej faworyty zajęły się jej roztańczonymi nogami. Patrzyła w dół jak twarz Lamii błądzi wokół jej stopy.

- Cudowna impreza Księżniczko. Naprawdę cudowna. Wspaniali goście i wspaniała atmosfera. - Betty skorzystała z okazji by pochwalić tą imprezę jaką zorganizowała kobieta jaka właśnie klęczała u jej stóp.

- Tu może na razie wystarczy. Może teraz zajmiesz się drugą? - poprosiła okularnica gdy już cała jej stopa błyszczała od tego osobistego nawilżenia przez Księżniczkę. Podała jej w dłonie tą jeszcze obutą stopę a ta mokra zaczęła sobie niespieszną wędrówkę po szyi faworyty zatrzymując się na dłużej na jej piersiach. Tu spoczęła ugniatając te jędrne poduszeczki ku ich wzajemnej satysfakcji.

- Dziękuję ci pani za dobre słowo, będące najlepszą nagrodą za trud przygotowań… zaprawdę jeden twój uśmiech aprobaty wart jest więcej niż tysiąc pisków i oklasków całej reszty - sierżant zmieniła zgodnie z zaleceniem cel masażu, zaczynając całą zabawę od nowa i tylko mruczała co jakiś czas przy mocniejszym dotyku na torsie - Trochę się obawiałam… chyba niepotrzebnie - przyznała nagle, błądząc wargami przy kostce - Cieszę się, że przyszłaś i wybacz mnie, niegodnej, ten brak odpowiedniego hołdu do tej pory. - pocałowała piętę kasztanki, zerkając ufnie do góry na jej twarz - Bardzo się wydurniłam na początku z tym martini?

- Nonsens. Wyszłaś prześlicznie. Jak prawdziwa gwiazda wieczoru. A i potem jak dobra gospodyni co dba o każdego gościa. - Betty schyliła się i pogłaskała czule policzek swojej faworyty. A mówiła trochę jak królowa - matka która z dumą odkrywa, że jej ulubiona córka poszła w jej ślady i może ją godnie zastąpić.

- Może spoczniesz sobie tutaj? - zaproponowała miejsce obok siebie.

Tylko głupi by nie skorzystał, więc Bękarcica raźno klapnęła we wskazanym punkcie, prostujac dumnie plecy i szczerząc klawiaturę zębów. Wszak wygrała los na loterii, no nie?
- Wyglądasz na spiętą - wyszeptała czule, kładąc kasztance dłonie na ramionach i delikatnie zasugerowała aby obróciła się do niej plecami - Dobrze się bawisz, potrzebujesz czegoś? Coś podać, przynieść… na przykład w zębach? - dorzuciła, rozpoczynając delikatny masaż barków, karku i łopatek.

- Oh Księżniczko. - Betty uśmiechnęła się pogodnie i w ramach odpowiedzi ustawiła się nieco bardziej plecami by jej ulubienica miała swobodniejszy dostęp do jej karku, pleców i łopatek.

- Muszę przyznać, że wyrosłaś na prawdziwą Księżniczkę. Spójrz na swoje królestwo. - okularnica wymownym gestem wskazała na tą salę basenu wypełnionego różnorodnymi gośćmi. A wszyscy wydawali się tak samo nadzy, weseli i nieskrępowani. Do tego bawili i integrowali się ze sobą jakby mieli za sobą nie wiadomo ile spotkań.

- To wszystko twoje. I twoja zasługa. - dodała z królewskim uznaniem. Odwróciła przy tym głowę by spojrzeć bardziej na twarz swojej Księżniczki.

- A to noszenie w zębach to bardzo zapraszam do mnie. Ale tutaj nie wypada godzić w majestat Królowej i jej Księżniczki. Nawet Królowej i Księżniczce. - dodała słodkim tonem delkiatnie ujmując dłoń Lamii i całując ją z iście królewskim taktem.

Przy tym geście pierś sierżant urosła o parę rozmiarów, a wątpliwości wszelakie odpłynęły w siną dal, nawet nie machajac na pożegnanie, gdyż brakło im czasu.
- Och Betty - dziewczyna westchnęła, obejmując drugą kobietę z całej siły, całując namiętnie w przypływie wzruszenia.


Zaczęło się jak zwykle - niewinnie i niespodziewanie. Ledwo Lamia zdążyła wrócić na salę po szybkim doprowadzeniu do porządku pod prysznicem, wycierając się symbolicznie ręcznikiem, gdy znowu przez przypadek wpadła na jednego nadpobudliwego, irytujacego oficera i nie byłoby żadnej dramy, gdyby nie fakt, że dupek ją sprowokował. Nie dało się tak przejść obok, gdy ściągał uwagę swoim istnieniem, szczekając coś zapamiętale do Tony’ego i Cichego, którzy mieli miny jakby najchętniej wepchnęli go do basenu i wrzuli w ślad za nim toster. Zamroczona niedawnymi ekscesami saper nie rejestrowała co tam łajza nawija, za to złapała spojrzenie Ricky’ego, pijacego drina jakoś obok całej zgrai. Widząc że dziewczyna się na niego gapi, przewrócił teatralnie oczami, przepijając krzywy uśmieszek drinkiem. To wystarczyło, aby ręcznik Lamii przestał wycierać brzuch z wody. Zwinął się, podobny wężowi, w mocny, mokry splot i podobny do niebezpiecznego gada, wyprysnął jedną końcówką w powietrze, celując w tyłek sani. Po całej sali rozległ się głośny plask, z jakim wilgotny materiał zetknął się z nagą skórą, posyłając cel dobre pół stopy do góry.
- Znowu farmazony sprzedajesz? - sierżant spytała słodkim głosem, przywołując frottowego gada z powrotem do siebie i znów poczęła go zwijać - Jeszcze ktoś pomyśli, że zaliczyłes tu coś samodzielnie, a nie bo się foczki zlitowały! - ręcznik wystrzelił po raz drugi.

- Ej! Przestań! A laski no nie rozśmieszaj mnie. Aż musiałem sobie zrobić przerwę bo się nie mogłem od nich opędzić. - Donnie syknął od tego trzaśnięcia ręcznikiem ale nawet przy tym nie ulał zbyt wiele ze swojej plastikowej szklanki. Za to prawie z miejsca odzyskał werwę i pewność siebie, że wszystkie laski na niego lecą.

- Pokaż mi to na chwilę co? - Cichy wyciągnął dłoń po ręcznik jaki trzymała Lamia. Ten ruch nie uszedł uwadze plutonowego sanitariusza.

- Daj spokój, nie można zaprzeczać faktom. - Darko spojrzał czujnie na ten ruch a przechodząca obok Crystal zatrzymała się patrząc na nich z zaciekawieniem co tu się zaraz będzie działo. Ricky bowiem jakby nic wstał ze swojego leżaka i tak spacerkiem i przypadkiem zaczął zbliżać się do pleców pewnego siebie kolegi który śledził z uwagą ręcznikowe manewry.

- Mówisz że ledwo uciekłeś przed tłumem… z widłami i pochodniami - starsza sierżant pokiwała głową, gładko zgadzając się z opinią sani. Zrobiła krok w kierunku Cichego, powoli sunąc mokrym ręcznikiem po nagich piersiach i mrucząc do tego wymownie. Na skradajacego się Bolta nie patrzyła w ogóle, aby nie spalić jego pozycji i tego, co sobie w tej krótko ogolonej główce umyślił, ale zapowiadało się ciekawie… oczywiście zależy dla kogo.
- Proszę skarbie - podała ręcznik kierowcy, wieszając mu się na ramieniu w pozie wdzięczącej foczki i patrząc saniemu w oczy powoli jej dłoń spoczęła Cichemu na klacie, ugniatając, głaszcząc i pieszcząc palcami skórę w okolicach mostka - Faktom? Jakim faktom, Donnie? Że ktoś ci bzdur naopowiadał? Oj kochanie… jesteś już na tyle duży, aby nie musieć wierzyć we wszystko, kto ci coś powie - powachlowała rzęsami.

- Dziewczyno do kogo ta mowa? - Don był iście w swoim żywiole. Nie dał sobie jakiejś ciemnoty wcisnąć. Chociaż uważnie śledził ręcznik jaki znalazł się w dłoniach kolegi nie dając sobie zamydlić oczu zmianą tematu.

- A te stada foczek co na ciebie lecą to gdzie masz? - zapytał uprzejmie Cichy wymownie władczym ruchem przyciągając do siebie Lamię i kładąc wolną dłoń na jej pośladkach kompletując pozę zdobywcy i jego wdzięcznej zdobyczy.

- Pytanie! - Don prychnął i gestem przywołał do siebie Crystal która to od paru chwil z zaciekawieniem oglądała tą dyskusję. Czarnulka ruszyła w jego stronę jakby chciała przyjąć pozę podobną jak Lamia z Cichym no ale gdy na nich spojrzała dostrzegła jak kierowca wymownie kręci głową na znak niemego protestu. Więc niezdecydowana zatrzymała się o pół kroku przed wyciągniętą dłonią Darko i niestety zdradziła Ricka bo ten już prawie do nich dotarł a kelnerka spojrzała w jego stronę. Co ostrzegło sanitariusza.

- A ty co?! - warknął do niego sani odwracając się do niego twarzą czujny jak lis mimo tego wszystkiego co wlał w siebie od początku imprezy. Ale Cichy dłużej nie czekał. Puścił Lamię i zaatakował ręcznikiem Dona korzystając, że ten jest do nich plecami. Don jeszcze jakimś fartem zdołał uniknąć zdzielenia ręcznikiem ale to wystawiło go na podstępny atak Ricka. Ten pchnął go w plecy wpychając go do basenu w akompaniamencie głośnego plusku.

- Ej! - zawołał zdziwiony Rick gdy Donnie pociągnął go na tyle za sobą, że spychacz stracił równowagę i wpadł do basenu zaraz za nim. Cichy i Crystal roześmiali się wdzięcznie i chętnie z tej komicznej sytuacji. Przechodząca obok Kara zatrzymała się też ciekawie przyglądając się widowisku.

Mazzi zarechotała, aby nagle wyprostować się czujnie i rozejrzeć dookoła.
- Bierzcie ręczniki! - zawołała, podbiegając do krawędzi basenu i zgarniając po drodze bezpańską płachtę. Próbnie strzeliła nią w powietrzu, świsnęła aż miło. Zadowolona z efektu odwróciła się do Cichego, machając zachęcajaco - Co tam chłopaki, nie mówcie że u was w tej tajnej i poufnej jednostce nigdy nikomu nie robiliście kocówy?! - zarechotała, wskakując żywo do basenu. Podpłynęła do wynurzajacych się mężczyzn z miną bardzo wrednego rekina.

- O! Kocówa! Heejj! Chodźcie! Robimy kocówę! - Cichy z miejsca podłapał pomysł i wydarł się na cały basen. A już wcześniej te pluski i krzyki wzbudziły zainteresowane spojrzenia imprezowiczów. To teraz niewiele było trzeba by rzucona iskra rozpaliła ogień. Pojedynczo i grupkami roześmiane towarzystwo zaczeło szukać ręczników albo po prostu biec do basenu. Zaraz potem obok pierwszej trójki do basenu z głośnym pluskiem zaczęli wskakiwać kolejni uczestnicy tej zabawy.

Saper wykorzystała zamieszanie, zbliżając się bezpośrednio pod plecy saniego. Wyprostowała się, wzięła zamach i z całej siły przywaliła mężczyźnie między łopatki mokrą szmatą.
- Ricky! Bierzemy go w okrążenie! - wydarła się wesoło do drugiego żołnierza, robiąc nowy zamach - Dajcie jeszcze jeden ręcznik!

- Aua! - zdzielony przez plecy Donnie syknął i trochę się skulił. Odchylił się przed kolejnym ciosem gdy ktoś z góry rzucił do wody jakiś ręcznik. Chyba miał być dla Lamii o jaki ta wołała. Ale wyższy sani sprawnie go przejął w locie. - Ha! Teraz zobaczymy! - zawołał Don bojowo. Ale Cichy nie próżnował.

- Ricky! Łap! - kierowca zwołał do kumpla i cisnął mu swój ręcznik. Ricky szybko po niego skoczył ale Donnie był jeszcze szybszy. Zostawił Lamię i rzucił się jak zapaśnik na kolegę udaremniając mu chwycenie ręcznikowej broni i obaj skotłowali się w wodzie tak bardzo, że widać było tylko jakieś ciała ale trudno było ogarnąć który jest który.

- Dawajcie ręcznik! Dawajcie ręcznik! - na brzegu pojawiła się Di i widać było, że nowa dziedzina sportów wodnych bardzo jej się spodobała. Aż podskakiwała z radości machając do wszystkich dookoła na ten ręcznik. Ktoś jej go rzucił a gdy Indianka go sobie przerabiała na marchewę przechodzący obok Tony jakby nigdy nic wepchnął ją do wody.

- Co ty sobie myślisz? Że możesz sobie tak po prostu spychać moje koleżanki do wody? - Karen która go na tym przyłapała wzięła się pod boki patrząc wyzywająco na kolegę z oddziału.

- Tak? To leć za nią. - mruknął Tony i albo Karen się nie spodziewała tak szybkiego ruchu albo jej aż tak na tym nie zależało bo ten bez większych trudów wepchnął ją do wody tak, że wylądowała obok Indianki. Ale mistrz kiślowych zapasów zbyt długo się nie cieszył zwycięstwem bo Jamie i Kara przy wtórze porozumiewawczych uśmiechów z impetem wpadły w niego i cała trójka z wrzaskiem i głośnym pluskiem wylądowała w basenie.

- Bierz dziada, gryź go! - Lamia rechotała w najlepsze, patrząc z fascynacją małej dziewczynki na dwójkę tłukących się trepów i tylko kręciła głową, nie mogąc wyjść z podziwu nad tym jak szybko się złapali za łby. Po przyjacielsku na szczęście, ale i tak robiło wrażenie.
- Ej co jest?! Żadnego macania po byndolach, to porządny lokal! - wydarła się, unosząc ręcznik w górę. Przeskoczyła parę razy, aby znaleźć się bliżej pozostałej dwójki i zaczęła ich równo, solidarnie, lać obu na tyle, na ile sięgnęła przez wodę.

- Ej, ej, uważaj! - dał się słyszeć głos Ricka. Chociaż Donna też. Właściwie to już nie była pewna kto tam właściwie obrywa i od kogo. Chociaż to zeszło na dalszy plan jak sama oberwała trzepnięcie ręcznikiem w bark. Na szczęście był słabo zwinięty to nawet specjalnie nie bolało. A już chwilę potem trudno było się zorientować co jest co i kto jest kto. Woda w basenie spieniła się, skotłowała i skutecznie przesłaniała widok. Była wszędzie, na mokrych ciałach, w ustach, oczach i nosach. Co chwila ktoś się darł, że kogoś trafił albo, że od kogoś oberwał. Lamia też zaliczyła jak ktoś ją popchnął i jej udało się kogoś popchnąć czy odepchnąć po to by zaraz ktoś wpadł na nią. Raz wpadła w objęcia Di która była tak samo zaskocozna tym spotkaniem co ona bo ją też chyba właśnie ktoś popchnął.

- Świetna impreza! Mówiłam ci, że zostanę gwiazdą porno?! Będe zaliczać laski! Na planie! I po! - Indianka darła się jak opętana zupełnie jakby się wieki nie widziały i musiała na szybko obwieścić kumpeli swoje plany. A potem znów był magiel. Wpadła na któregoś z chłopaków, oberwała ręcznikiem od którejś z dziewczyn, sama sieknęła kogoś chyba Karen. Bo ta się do niej odwróciła ale udało jej się wskazać na szybko innego winnego. Czy snajper uwierzyła czy nie to chętnie smagnęła swoim ręcznikiem któregoś z kolegów.

Kotłująca woda i żywy ruch w nim był nie do przebicia przez oczy. Niczym na punkowym koncercie saper obijała się od ludzi, lejąc białą szmatą na lewo i prawo, rycząc przy tym z uciechy i całkowicie zgadzając z Di. Tak, to była świetna impreza, musieli ją powtórzyć jeszcze kiedyś. Na razie jednak jeszcze trwała, wciąż się bawili, chwytając dzień i nie pozwalajac mu uciec w nowy poranek.
- Dingo! Dingo - wykrzyczała, widząc rosłą sylwetkę nie tak daleko. Machajac do niego rękami, zwróciła uwagę, a potem zanurkowała, przepływając dystans który ich dzielił bez konieczności narażania pleców na cios ręcznikiem.
- Weź mnie na barana, stąd kiepsko widzę! - rzuciła mu, klepiąc po szerokich barach - Będziemy mieć większy zasięg!

- Dobra! - indiańskiemu wojownikowi nie trzeba było powtarzać. Trochę się schylił, przełożył sobie nogę pasażerki przez bark i już chwilę potem wywindował ją o poziom w dół a ona mogła czuć pod sobą jego gorący, żywy i mokry kark. A z góry był zdecydowanie lepszy zasięg. Zwłaszcza, że indiańskiego berserkera trudno było powstrzymać. Parł przez wodę i kotłujące się tam ciała jak taran dzięki czemu jego amazonka mogła rozdzielać ręcznikowe razy na lewo i prawo. Ale pozostali szybko podchwycili ten pomysł. I kolejne dziewczyny zaczęły lądować na barkach swoich mokrych ogierów i zabawa przeszła na wyższy poziom.

- Lamia! Dawaj! Na nich! - darła się znów Diane dosiadająca któregoś z chłopaków. Chyba Italiano. Akurat znaleźli się z Dingo obok siebie. A krzyki motocyklistki sprowokowały pojedynek z Crystal i Kim które też zdążyły dosiąść swoich rumaków. Zaraz potem obie strony ruszyły na siebie przy wtórze pisków i krzyków oraz spienionej wody co sięgała nawet na wysokość głów szarżujących amazonek.

Mazzi nie trzeba było długo namawiać, wystarczyło krótkie wołanie i już z wrzaskiem na ustach dołączyła do Indianki, wywijając ręcznikiem bojowo.
- Deeesnat! - darła się, z żądzą mordu w oczach poganiając piętami swojego ogiera. Atmosfera w basenie prawie doprowadzała wodę do wrzenia, między ludźmi zacierały się granice. Już nie chodziło o ugrupowania, zespoły, oddziały. Liczyła się tylko zabawa.
- Potem szukamy tego kurwia z apteczką! - krzyknęła krótko do Di - Zrobimy mu z dupy jesień średniowiecza, ale to zaraz. Teraz napieeeerdalaaaj!

Ani chłopakom ani dziewczynom nie trzeba było więcej zachęty. Dingo trzymając Lamie na barana ruszył z impetem na siebie i zaraz potem para starła się z drugą parą. Dziewczyny piszczały, krzyczały i śmiały się okładając się ręcznikami a piętro niżej panowie się przepychali, szturchali i dźgali. Coraz częściej ktoś tracił równowagę i wóczas taka dwuosobowa wieża spadała z głośnym pluskiem i jeszcze głośniejszym krzykiem na dół. Lamia też w pewnym momencie poczuła jak razem ze swoim partnerem przewraca się w spienioną taflę wody. Gdy wynurzyła się z wody ocierając z jej nadmiaru twarz to tylko po to by znów na kogoś wskoczyć i wrócić do tych wodno - ręcznikowych zmagań. Towarzystwo się wymieszało i trudno było zliczyć kto, z kim, na kim, pod kim, kogo zdzielił ręcznikiem a od kogo oberwał. W końcu zmęczenie powoli zaczynało brać górę tak samo jak plecy i ramiona co najbardziej ucierpiały od ręcznikowych razów więc coraz więcej uczestników tej zabawy robiło sobie przerwę na brzegu basenu by złapać oddech albo poszukać czegoś do picia.

Pośród fali napływowej dwie bękarcice jakoś tak zakotwiczyły w tym samym rogu basenu, z ulgą opierając się plecami o krawędź i łapiąc oddech. Obok zadekowała Di, dysząc ciężko ale cały czas się uśmiechała.
- Crys kochanie, kopniesz nam 4 driny w drodze powrotnej? - widząc czarnulkę idącą w odpowiednim kierunku, krzyknęła za nią po prośbie. W międzyczasie obok nich zacumował koleś z blizną, wielki Mike. Mniej więcej w ich kierunku płynęła też sfochana primadonna, obracając głowę w kompletnie inną stronę, aby pokazać że w ogóle nie zauważa podstępnych harpii. Więc podstępne hapie pomachały rączkami do Ricka, posyłając mu całusy i dziękując za świetną zabawę.
- A to znacie? - w międzyczasie saper popatrzyła na laski i zaczęła nawijać. Przychodzi lekarz do pacjenta w szpitalu po operacji i mówi: Mam dla pana dwie wiadomości: dobrą i złą. Od której mam zacząć? Na to pacjent: Niech będzie od tej złej. Musieliśmy Panu amputować obie nogi. A jaka jest ta dobra wiadomość? - pyta. Lekarz odpowiada: Pacjent z łóżka obok chce kupić pana kapcie.

- Ale suchar! Uwielbiam suchary! Zawsze wiem w którym momencie się śmiać! - zaśmiała się Wilma ale widząc po tym jak się śmieje to chyba ten suchar jakoś podejrzanie ją rozbawił. Chłopaki też się roześmiali i pokiwali głowami.

- Klasyk. No i jakoś trzeba sobie radzić w życiu. Po co komu kapcie jak już nóg nie ma? - Mike wzruszył ramionami zgadzając się z tą filozofią przedstawioną w dowcipie a Wilma skorzystała z okazji by czule objąć swoją kumpelę z wojska by nie czuła się taka zagubiona i samotna.

- A to znacie? Kto najlepiej robi laski? - Don odwrócił się do nich skoro wypłynął motyw dowcipów i sucharów i klasyków to też postanowił błysnąć.

- No? - Mike spojrzał na niego z zaciekawieniem Wilma zresztą też chyba tego nie znała bo przybrała wyczekującą minkę.

- Laski! - zarechotał sani i Mike też się roześmiał a Wilma uśmiechnęła zerkając z zaciekawieniem na przyjaciółkę jaką obejmowała.

- Jakie suche! - Mazzi parsknęła z uznaniem, rechocząc ledwo skończyła gadać. Udała że ociera oko z łzy wzruszenia, po czym pstryknęła ją gdzieś do basenu. W pewnym momencie nagle zamilkła, gapiac się martwo w wodę gdzieś przed sobą i trwała tak, póki równie nagle nie potrząsnęła głową, odganiając coś co w niej siedziało.
- Rybki. Bo nie muszą oddychać - posłała drugiej bękarcicy całusa.

- Rybki? No co ty. Rybki są zimne i obślizgłe. - Donnie skrzywił się jakby coś tutaj kompletnie mu się nie zgadzało a w ogóle to było z innej kategorii konkursowej.

- Oj Donnie, kompletnie się nie znasz na Rybkach. - Wilma uśmiechnęła się do niego z politowaniem i powoli zbliżała swoje usta do policzka swojej Rybki aż go pocałowała.

- To co dla kogo? - zapytała Crystal kucając przy ich kawałku brzegu basenu z tacą pełną zamówienia po jaką posłała ją Lamia.

- Bierzciei pijcie z tego wszyscy! - gestem i słowem saper zachęcała do częstowania, samej wybierając rum z colą, bo nie piła go z dobry kwadrans. Poklepała przy tym Willy po ramieniu współczującym gestem i tym razem ona wyszła z całusną inicjatywą.
- Szkoda zachodu, i tak do niego nic nie dotrze - dorzuciła z udawanym smutkiem, wzdchajac dla lepszego efektu, ale szybko wróciła do ogólnej wesołości - Może gdyby był normalny pokazałabym co rybki potrafią, no… ale jeśli ma mieć potem traumę czy coś - powachlowała rzęsami na saniego, by po chwili zwrócić się do towarzystwa ogólnie - Żołnierz pisze kartkę do ojca: tato dostałem syfilisa! Po tygodniu przychodzi odpowiedź: ja tam się nie znam na tych wojskowych odznaczeniach, ale NOŚ TO Z DUMĄ!

Kolejny żarcik saper rozbawił towarzystwo. Roześmiali się wszycy łącznie z Crystal. Każdy też wzniósł swój kubeczek z kolorowym drinkiem w toaście za ten żarcik i zdrowie jego autorki.

- Znaczy no coś może być z tymi rybkami. Bo wiadomo. Sa ryby i ryby. I jeszcze rybki. No i niektóre mogą być całkiem ciekawe. No ale takie zwykłe to nie, to wiadomo, zimne i obślizgłe no ale i niekoniecznie wszystkie takie muszą być. - Donny skorzystał z okazji by nieco zmienić płytę. Zwłaszcza jak chyba zaczynał rozumieć pantonimę Wilmy wskazującą na to z jaką rybką tutaj sobie stoją i gawędzą. Więc sani całkiem sprytnie, trochę po omacku ale jednak zdawał się obierać właściwy kurs w tej dyskusji.

- A to takie specjalne rybki to na przykład co potrafią? - Tony zapytał obu dziewczyn też już chyba domyślając się co i jak z tym rybim tematem.

Lamia spojrzała na Wilmę, naradzajac sie spojrzeniami, a potem synchronicznie pokiwały głowami, dzieląc się wspólną, milczącą zgodą. Sierżant przesunęła się odrobinę, tak, aby móc objąć drugą bękarcicę ramieniem i ją przytulić.
- Potrafią na ten przykład długo wstrzymywać oddech - wyjaśniła blondynowi, wachlując rzęsami.

- O. Doprawdy? Wstrzymywać oddech? A to ciekawe. - Don jak zwykle okazał się bardziej wygadany niż jego rozmówcy.

- Bardzo. - Wilma odstawiła swój kubeczek na krawędź basenu i powoli zaczęła się osuwać wzdłuż ciała kumpeli. Usta zaczęły zbliżać się do jej brzucha aż zeszły do podbrzusza. A po drodze jej głowa zanurzyła się poniżej poziom wody. Zaś towarzystwo mogło obserwować nieco rozmyty obraz jej twarzy ale jednak czytelny. I to jak pod wodą zaczyna całować i stymulować swoją koleżankę. No a ta w przeciwieństwie do męskiej części widowni mogła do także poczuć. Ruda specjalistka od elektroniki wynurzyła się wreszcie ociekając wodą i rozczesując palcami swoje ciemne w tej chwili włosy po czym zaprezentowała samą siebie i swoje możliwości.

- No ja niestety nie jestem taka jak Rybka. - wskazała na kumpelę z niewinnym uśmiechem. A panowie spojrzeli na nią, na nie obie i na siebie nawzajem.

- Ciekawe, ciekawe… Chciałbym przeprowadzić to doświadczenie. Dla dobra nauki oczywiście. - sanitariusz dość szybko podłapał jak można wykorzystać te podwodne talenty koleżanki i szybko starał się przejąć inicjatywę w tych wodnych manewrach.

- Skoro dla dobra nauki, zrób to porządnie - Mazzi z czułością przygarnęła do siebie Wilmę, kładąc jej brodę na ramieniu i uprzejmie patrząc na sani - Opisz problem badawczy, przedstaw hipotezę docelową, którą będzie próbował obalić, bądź udowodnić. Podaj w punktach organizację doświadczenia, użyty sprzęt, warunki, określ czas oraz ustal próbę badawczą, kontrolną. Na koniec zbierz wyniki i podaj wnioski - puściła mu oko. - ja w tym czasie zapoznam się z chemizmem przemiany alkoholu w moim organizmie.

- Papierologię zostawię tobie skoro jest ci tak niezbędna. Ja preferuję namacalne doświadczenia. Twarde dowody. - Don machnął reka jakby Lamia mówiła o jakiś drobnostkach jakim powinien się zająć personel pomocniczy a nie tacy wielcy gracze nauki jak tutaj zebrani. Tony spojrzał na niego, na obie bękarcice i też zagadnął nieco bardziej.

- No jakby to miały być takie badania to chyba bym mógł spróbować. Ale jak jakieś papiery to nie dla mnie. - wskazał plastikową szklanką na tors Lamii jakim dopiero co zajmowała się Wilma.

- No popatrz Lamia jacy ludzie oddani twardej nauce się nam trafili. - zachichotała specjalistka od elektroniki szepcząc do ucha swojej kumpeli i zerkając na dwie mokre sylwetki rozmówców.

- Jeden z pewnością, ale ten drugi nie wiem - szepnęła teatralnie, wskazując na towarzyszy ruchem głowy - Nie ogarnia jak poprawnie przeprowadzić eksperyment naukowy - pokiwała smutno głową, przy okazji wodząc dłońmi po ciele drugiej bękarcicy. Dotykała jej żeber, ramion i piersi, czasem szyi albo twarzy.
- Jeśli mamy rozwiązać ten problem, musimy rozmawiać z tym bystrzejszym, bardziej odpowiedzialnym… dobrze że przy okazji też przystojniejszym - pogłaskała rudzielca po policzku i zaraz przykleiła do niego swój własny, gdy dwie kobiece twarze zwróciły się ku mężczyznom. Powachlowała rzęsami aby po chwili oderwać się od kumpeli i przepłynąć niewielki dystans jaki ich dzielił.
- Dobrze Tony, zostawimy opis całego eksperymentu na później. Myślisz, że twój stażysta sobie poradzi z odtworzeniem go z pamięci? - Z miejsca też zaczęła od badania, zaczynając od delikatnego ugniatania barków i ramion dzielnego naukowca z blizną. Szybko jednak zaczęła schodzić w dół, daleko pod powierzchnię wody.

- Jej chodzi o twojego wspólnika. - Darko nie zamierzał dać się wysiudać z interesu ani zepchnąć do jakiejś pobocznej roli. Szepnął więc poufale do kolegi aby mu przetłumaczyć z kobiecego na nasze. A przy okazji stanał tuż obok niego tak by koleżankom nie było tak łatwo go ignorować.

- A wiesz co Don? Wersja dziewczyn jakoś bardziej do mnie przemawia. - Tony dał się oglądać i badać uczestniczkom tego wodnego eksperymentu i pokiwał głową jakby na poważnie przyjął zdanie kolegi ale jednak to co dziewczyny mowiły przekonywało go bardziej.

- No ja myślę, że tutaj największe doświadczenie i ekspertem to jest Rybka. To chyba ona powinna zarządzać tym projektem. - Wilma stanęła obok Lamii flankując zwycięzcę śliskich, męskich zapasów. A przy okazji powtarzała jej badawcze zabiegi jakie ta przeprowadzała na tym bystrzejszym i przystojniejszym z ich partnerów.

- Dobrze… skoro powodzenie projektu od tego zależy. Nie można nie szanować nauki - saper pokiwała mądrze głową, przybierając poważną minę, a pod wodą obie jej dłonie zabawiały się na terenie lędźwi kochanka, pobudzając go i drażniąc delikatnie. Dona za to dziewczyna idealnie ignorowała, aż do czasu, gdy nagle odepchnęła się od Anthona, wypływając dalej od brzegu basenu, gdzie woda była głębsza.
- Willy, przyprowadź cele badawcze - wydała krótkie polecenie, puszczając kumpeli oko.

- Cele badawcze? - Don zmrużył oczy jakby trochę był zaciekawiony tym manewrem koleżanki a trochę zastanawiał się czy nie wziąć do siebie takiego traktowania. Ale dalej Wilma przejęła inicjatywę.

- Chodźcie. Będzie fajnie. Poćwiczymy sporty wodne. - roześmiała się druga z bękarcic biorąc ich obu za ręce i ciągnąc w stronę Lamii buszującej na środku basenu.

- Aaa! Sporty wodne! No to dobra. - Tony miał minę jakby “sporty wodne” kojarzyły mu się całkiem przyjemnie. No i po paru chwilach Lamia znów była w towarzystwie całej trójki czekającej z zaciekawieniem jak te badania i sporty mają wyglądać bo zapowiadało się ciekawie.
Mazzi wyszczerzyła się bezczelnie, a potem zanurkowała i wytrzymała tak całkiem długo, gdy dwaj Bolci zatykali ją szczelnie interesami z obu końców, trzymając pod wodą za biodra i ramiona.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=IPSHQqCY6NI[/MEDIA]

Wieczór zmienił się w późny wieczór, a ten powoli przeszedł w północ, zaczynajac nowy dzień. Na sali błękitnego basenu zapanowała chwila przerwy. Półtora plutonu ludzi zaległo zgodnie i wygodnie, zapanował bezruch. Integracja ograniczyła się do rozmów, śmiechów i jedzenia. Czasem niewiele wystarczyło, aby zmienić dorosłych ludzi w dzieci.
Czasem wystarczyła ogromna porcja lodów z najlepszej lodziarni w mieście.
Siedząc w jacuzzi na kolanach Cichego, Lamia z zaangażowaniem pałaszowała swoją porcję, milknąc solidarnie i tylko parskała wesoło, patrząc na resztę stłoczonych w wannie osób. Znów dziewczyny musiały usiąść chłopakom na kolanach, aby więcej dusz wlazło do musującej wody, nikt jednak nie narzekał. Obok Eve zalegała na kolanach ich chłopakowi, po drugiej stronie saper Denis nawijał coś do trzymanej podobnie Madi. Jamie dosłownie wisiała na Karen, a Tony trzymał obie kurierki na swoich nogach, podobnie jak Dingo gościł Hale i Anitę. Gdzieś w całym tym zamieszaniu jedynie Betty wydawała się na tyle dostojna, by nawet mimo nagości roztaczać wokół siebie aurę władzy oraz dominacji. O dziwo Don też skleił jadaczkę, co już samo w sobie zakrawało o cud.
- Zróbmy sobie pamiątkowe foty - sierżant rzuciła niezobowiązująco, pakując zaraz do ust nową łyżkę mrożonych słodkości.

- O tak! Foty! To ja polecę po aparat! - Eve wydawała się mieć wręcz nadnaturalny refleks gdy chodziło o robienie fotek i filmików. Zwłaszcza takich pamiątkowych, roznegliżowanych i to z osobami jakie się lubiło. Zerwała się z wody i wyskoczyła z jacuzzi całując Steve’a i Lamię na pożegnanie no a przy okazji także szczeciniasty policzek Cichego. A potem pobiegła drobiąc nóżkami i zostawiając na podłodze mokre ślady. Ale musiała zatrzymać się przy Soni aby ta pomogła jej nawigować gdzie jest jej torba w jakiej zostawiła swoje rzeczy w tym także aparat. Rudowłosa kelnerka okazała się na szczęście niezawodna jak zwykle. Najpierw chyba słowami i gestami próbowała wytłumaczyć w jakich szafkach i zakamarkach jest ta torba a w końcu skończyło się na tym jak obie poszły i zniknęły z widoku za tą ścianą z szafek na rzeczy osobiste.

- Co ją tak pogoniło? Stało się coś? - zapytał Cesar jaki prawie minął się z drobiącą nóżkami blondynką i rudzielcem. Obserwował je chwilę nim podszedł do brzegu jacuzzi i umościł się na jednym z wolnych leżaków obok.

- Ugryzła ją mucha… taka hiszpańska - saper zwróciła się do niego, pokazując mu język i chichocząc chwilę, zanim nie dodała - Nie, spokojnie. Nic się nie stało. Kociaczek poleciał po aparat, żebyśmy mogli zrobić sobie zdjęcia. Fajnie będzie mieć pamiątkę po tak miłym wieczorze, nie sądziesz? - spytała, a brew jej podjechała trochę powyżej zwyczajowej pozycji. Uśmiechała się przez moment, aby na koniec odwrócić się do swojego Bolta i to na jego kolana się przenieść.
- Tygryskuu… - zaczęła cicho, obejmując ramionami za szyję, choć minę miała smutną i pociągnęła nawet trochę nosem - Obiecałeś mi coś…

- O. Macie aparat? Taki co robi zdjęcia? - Hiszpan spojrzał z zaciekawieniem na szafki za jakimi zniknęła ruda i blondynka. W końcu to nie chodziło o jakaś splówę czy nóż co miał pewnie każdy.

- Eve jest fotografem. Zawodowo. - wyjaśnił Krótki koledze pocierając plecy Lamii w przyjemnym geście.

- Ano tak, racja, mówiłeś. - Cesar pokiwał głową jakby sobie przypomniał co wcześniej kolega mu mówił.

- A co takiego? - skoro sprawa aparatu i jego operatorki się wyjaśniła to Mayers wrócił do tego o co pytała pierwsza z jego dziewczyn.

Ta popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek, łasząc się do jego ręki i mrucząc niczym bardzo zadowolony kot.
- Już nie pamiętasz - gdy się odezwała, głos ała smutny i zawiedziony. Westchnęła cichutko, wyginając usta w podkówkę i wyjaśniła - Obiecałeś mi kanapkę, Tygrysku…

- Aaa… no tak… - Krótki pokiwał głową na znak, że teraz już wie o co chodzi. Rozejrzał się, skrzywił usta, pokiwał głową nim znów wrócił słowem i spojrzeniem do mokrej czarnulki siedzącej obok. - A o jakich dodatkach myślisz do tej kanapki? - zapytał równie cicho jak ona jego.

- Hmm… - teraz to saper rozejrzała się po okolicy, zatrzymując uwagę przez chwilę na każdej męskiej sylwetce. Wpierw myślała o Rickym, ale jego już sprawdzała i to całkiem niedawno, więc przeskoczyła dalej. Skupiła uwagę na tych z którymi nie poznała się jakoś bliżej, aż westchnęła dość rozbawiona. Wróciła do twarzy kapitana, ujmując ją w dłonie.
- Mam ochotę na coś śródziemnomorskiego - wyszeptała mu w uchylone usta, kwitując całą sprawę namiętnym pocałunkiem. Na dobrą sprawę tylko on nie został bliżej poznany.

- Tak? - Steve przyjął pocałunek ciepło i chętnie. Zaraz potem otarł nosem o policzek swojej dziewczyny i zerknął pytająco na rozłożonego na leżaku kolegę kapitana. Który leżakował prawie po sąsiedzku ledwo może krok czy dwa od nich.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 08-09-2020, 03:54   #217
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Lamia odpowiedziała energicznym kiwaniem głową, zagryzając dolna wargę, gdy wzrok jej uciekł do Hiszpana. Wyglądał nieźle, naprawdę było na co poparzyć, a mając w pamięci to jak tańczył, w dole brzucha z automatu rodziły się pierwsze ogniste motylki.
- Myślisz Tygrysku, że się zgodzi? A jak nie lubi brunetek, albo weteranów… albo co gorsza miksu dwóch powyższych? - spytała chłopaka, nie odrywając wzroku od drugiego kapitana i gapiła się na niego wcale tego nie kryjąc. Poruszyła się też niespokojnie na boltowych kolanach, jakby coś ją tam uwierało, albo już czuła ich obu wewnątrz siebie.
- Hej Ces, lubisz brunetki? - spytała nagle, skubiąc zębami dolną wargę.

- Brunetki? Brunetki są spoko. - oficer rozwalony na leżaku chyba nie spodziewał się takiego pytania ale szybko odpowiedział z uśmiechem. Wzniósł plastikowe szkło do góry i upił za te brunetki.

- To się świetnie składa Ces. Bo taka jedna sprawa jest. - Krótki wstał i złapał za dłoń Lamii pociągając ją za sobą i zmuszając by wstała z kolan Cichego. Oboje przeszli na sąsiedni leżak tylko, że Steve usiadł w poprzek leżaka tak by być twarzą do swojego kolegi. A dla partnerki zostawił miejsce obok.

- Nie podżyruję wam hipoteki. - mruknął Hiszpan jak najbardziej poważnie. Ale było to tak nonsensowne jak wyjęte z jakiegoś starego filmu, że Mayersoiw zostało tylko roześmiać się z rozbawienia.

- Oh my nie w tej sprawie. Pomyśleliśmy, że moglibyśmy poznać się lepiej. Razem. Lamia jest strasznie tobą zainteresowana. I tak właśnie pomyśleliśmy czy byś nie miał ochotę na wspólną kanapkę. - Steve zgrabnie wyłuszczył w czym jest sprawa tak lekko jakby się umawiali kto ma kogo odwozić po imprezie czy coś równie trywialnego. Na koniec po kolei wskazał na te trzy poszczególne części składowe tej potencjalnej kanapki.

- Oo… Naprawdę? I Lamia jest tym tak zainteresowana? - Cesar pokiwał głową, upił łyk ze szklanki i spojrzał z zaciekawieniem na kapitanową jakby chciał się upewnić, że mówią o tym samym i ona sama też jest za taką kanapką.

Ta pokiwała energicznie głową, nie odrywając roziskrzonego wzroku od nowego celu. Oblizała bezwiednie wargi, odgarniając za ucho kosmyk mokrych włosów. Próbowała zachować spokój, lecz i tak zaczynała lekko drżeć z niecierpliwości i podniecenia. Co jak co, ale kanapka Boltów z Bękartem w środku zawsze była idealnym posiłkiem.
- To ten śródziemnomorski czar - klapnęła na leżaku po drugiej stronie Steve’a i nachyliła się nad półleżącym mężczyzną, ściszając głos do nosowego szeptu - Nie daj się prosić Ces… nie wypada odmawiać damie w potrzebie… jeśli jest się prawdziwym dżentelmenem - ujęła go za dłoń, kładąc na swojej piersi, choć wciąż patrzyła mu w oczy. Na oślep wymacała łapę Krótkiego przykładając ją do drugiej, pokrytej gęsią skórką piersi.

- No cóż… skoro to sprawa między damami i dżentelmenami… no to rzeczywiście nie wypada odmówić. - Cesar odpowiedział znów całkiem poważnie. Zupełnie jakby chodziło o jakieś niewiadomo jakie zawiłe etykiety. A i chętnie zbadał dłonią pierś na jaką skierowała go właścicielka. Pouciskał ją, sprawdził sprężystość i jędrność i widocznie wynik tej próby wyszedł mu pozytywnie. Zresztą drugi partner też postępował podobnie z drugą piersią partnerki.

- To może skoczymy sobie na pięterko? - zaproponował Steve wskazując na jakąś sofę która zdawała się stabilniejszą platformą niż chybotliwy leżak.

- Pewnie. - Cesar też się podniósł i cała trójka wstała ale gdzieś w tą chwilę zza szafek wróciła krótkowłosa blondynka z aparatem w ręku.

- Mam! Już jestem! O. Idziecie już? - zawołała reporterka i zdziwiła się trochę widząc, że jej ulubiony duet nieco zmienia pozycję od czasu jacuzzi.

Skupienie uwagi na czymś poza dwójką mężczyzn przychodziło Lamii z największym trudem. Ledwo się podnieśli wzięła ich obu za ręce, skacząc zamglonymi z podniecenia oczami od jednej twarzy do drugiej… a tu pojawiła się trzecia.
- Idziemy… niedaleko - mruknęła niskim, nosowym głosem i zatrzymała się w pół kroku, puszczając męskie dłonie. Obróciła się do blondi, oblizując powoli wargi.
- Kociaczku… - chrypnęła, łapiąc ją za ramiona i przyciągając do siebie - Chcesz zadanie dla małej, brudnej dziwki?

- O! Naprawdę? A jaką! Znaczy pewnie, że chcę! Ale co mam robić? A te zdjęcia? - sytuacja troszkę chyba rozwijała się zbyt szybko dla blondynki a może to ona szybciej mówiła niż ogarniała tą sytuację bo w jednej chwili jej twarz zdążyła się zdziwić, ucieszyć i zastanowić co z tym aparatem z jakim wróciła. Panowie zaś dali im chyba czas by Lamia wprowadziła Eve w szczegóły bo zostawili je trochę z tyłu i sobie wesoło dyskutowali ze szklaneczkami w rękach na tej kanapie co była ich celem.

- Zdjęcia na początek będą świetne… super pomysł - brunetka nawijała nerwowo, łypiąc za plecy na dwóch oficerów i ciągnęła blondi w tamtym kierunku - Zrobisz nam parę zdjęć, a potem dołączysz pyszczkiem? Tygrysek i Ces zgodzili się na kanapkę - dokończyła zaaferowana czując jak nagle pali buraka, ale nie czuła się z tym źle.

- Ooo! Naprawdę? Jej ten nasz Steve jest taki kochany! - oczka blondynki zrobiły się ogromne gdy zrozumiała o co chodzi i zaraz rozpłynęła się w zachwycie nad dobrodusznością i wyrozumiałością ich chłopaka. - I ty też jesteś kochana, że o mnie pomyślałaś! Będzie to dla mnie zaszczytem służyć wam jako nadworna dziwka! - fotograf lekko dygnęła przez Księżniczką jak na dobrze wychowaną dwórkę przystało w pełni akceptując taki pomysł.

- A te zdjęcia to chyba teraz co? Bo potem to chyba będziemy troszkę zajęci. - nieco uniosła do góry trzymany aparat by zapytać o to kiedy i jakie ma te zdjęcia zrobić.

Pytanie, kolejne pytanie. Mazzi ledwo dała radę się skupić.
- Jedno, dwa… może ustaw gdzieś aparat żeby się nagrywało… i chodź już - burknęła, ciągnąc ją aż poczuła na tyle łydek dotyk ciepłej skóry kolan któregoś z oficerów. Wtedy też odwróciła się do nich frontem, pożerając wzrokiem wpierw Tygryska, a potem Cesa i znów Tygryska. Schyliła się, całując go czule, jednocześnie pieszcząc dłońmi policzki, skronie i zaplątując palce we włosy. Jednocześnie powoli zniżała się, aby usiąść Hiszpanowi na kolanach i móc wodzić drugą dłonią po jego torsie i brzuchu, badając wrażliwymi opuszkami drgające pod skórą mięśnie.

Obaj byli całkiem chętni na trzecią osobę na tej sofie. Zwłaszcza jak okazała się tak pojętna i ponętna. Steve przyjął ją delikatnym pocałunkiem i obejmując ją. Ale gorączka podniecenia już go trawiła całkiem wyraźnie więc pocałunek szybko stał się mocniejszy, bardziej zdecydownay i zachłanny. Hiszpan na razie za bardzo się nie wtrącał pozostając przy roli obserwatora ale pozwalał się badać kobiecej dłoni. Gdzieś przy jego biodrach wylądowała twarz z charakterystycznym blond kędziorkiem aby przygotować go do wspólnej galopady na dwa ogiery. Eve odsunęła się widząc, że Lamia ma zamiar usadowić się teraz drugiemu z oficerów na kolanach. A gdy to zrobiła to Hiszpan pozwolił sobie odwzajemnić zainteresowanie ciałem partnerki. Jego dłoń zaczęła od dotyku jej twarzy, ust po czym przez szyję zjechała niżej, na pierś, i drugą i w końcu jeszcze niżej.

Znaleźli się twarzą w twarz, wystarczyło przerzucić udo nad ciemniejszymi biodrami i ugościć się na nich, pocierając mokrym pęknięciem o wyprężone przyrodzenie powoli, drażniąco. Saper lgnęła do jego rąk, tuląc się do nich i mrucząc cicho. Sama przeniosła uwagę obu dłoni na ciało pod spodem.
- Miło cię poznać Ces - szepnęła mu w usta, nachylając się do przodu i spoglądając w praktycznie czarne oczy, uniosła odrobinę biodra, kończąc posuwisty ruch nabiciem się wpierw na sterczącą główkę. Zamarła tak, zaciskajac pulsująco mięśnie wokół intruza, co dodatkowo go stymulowało. Szybko jednak straciła cierpliwość i opadła, aż pod pośladkami poczuła obce uda.

Przez chwilę byli niczym para doświadczonych kochanków. Co to może poznaje się pierwszy raz i bada swoje tajemnice i możliwości ale dzięki swojemu doświadczeniu świetnie odnajdują się każde w swojej roli. Cesar objął ją i zaczął całować. Całkiem prędko, gorąco i zachłannie. Zaś jego dłonie gdy zwolniły uchwyt wokół głowy znów zaczęły bawić się jej piersiami. Ale rosnące podniecenie sprawiło, że Hiszpan nie mógł tak po prostu siedzieć w bezruchu. Złapał swoją partnerkę za biodra i zaczęli rodeo.

Druga para z początku im kibicowała ale blond główka szybko zaczęła przygotowywać ich ogiera do tej wspólnej jazdy. Jasna główka poruszała się rytmicznie w górę i w dół podobnie jak Lamia podskakiwała na swoim partnerze. A gdy jej partnerzy uznali, że czas jest odpowiedni to wyszli na jej tyły. Czuła jak tam usta i języczek Eve robi co może by nawilżyć materiał odpowiednio a cała trójka na chwilę znieruchomiała by Steve mógł się podłączyć do tej zabawy. I chwilę potem wznowili ten rytm rozpędzając się powoli i wchodząc na coraz wyższe obroty. Ale już we trójkę.

Historia zatoczyła koło, wyczekiwany przez cały tydzień moment wreszcie nadszedł. Lamia poczuła główkę penisa, twardą jak skała, napierającą na wejście od tyłu. Rozluźniła mięśnie, powoli wpuszczając partnera do środka. Mayers powoli zapuszczał się coraz głębiej, tak jak poprzednio nie spiesząc się nigdzie. Zagłębiał się coraz bardziej w jej tyłku, a ona wyczuwała każdą wypukłość na jego powierzchni. W końcu poczuła jądra, uderzające o jej przemoczone lędźwia. Wypuściła powietrze z płuc, przygotowując się na pchnięcie, które nadeszło już po chwili. Rękoma rozszerzyła pośladki, chcąc jeszcze bardziej pogłębić rozkoszną penetrację. Od drugiej strony Cesar też się poruszył niecierpliwie, obaj postanowili najwyraźniej wykorzystać okazję do granic możliwości, bo po pierwszych pchnięciu następne były szybkie i potężne.
Saper nie zagryzała już elegancko dolnej wargi. Wyła wniebogłosy, wypełniana dokładnie przez dwóch kochanków. Ledwie słyszała ich jęki, skupiając się całą siłą woli na tym aby za szybko nie odpłynąć, choć oczy coraz częściej wywracały się jej w głąb czaszki, gdy podtrzymywana dwoma parami silnych rąk wskakiwała na szczyt prawie jakby ją tam katapultowali.

Para kochanków chaotycznie błądziła czasem po ciele wspólnej kochanki. Po plecach, biodrach, bokach, piersiach czy twarzy. Chcieli się nią nasycić tak samo jak wspólną wymianą przyjemności. I dawaniem, braniem i dzieleniem się nią. Trzy oddzielne elementy połączone w jednym celu, w jeden mechanizm. Taki z żywego ciała, grących oddechów, jęków, sapnięć i skrzypieniem kanapy na jakiej się znajdowali. Wydawało się, że obaj partnerzy jak na wyścigi konkurują ze sobą pod względem tempa penetracji. Jakby chcieli dojść do punktu kulminacyjnego jak najprędzej. W pewnym momencie albo hiszpański oficer się osunął plecami na sofę a może to był celowy manewr. Grunt, że rozłożyli się całą trójką na całą długość kanapy i Lamia nadal była pomiędzy nimi chociaż już bardziej w poziomie niż pionie. Aż wreszcie zaczęło się zbliżać nieuchronne rozwiązanie. Co dało się poznać po tych zdyszanych i spoconych ciałach jakie podrygiwały na tej skrzypiącej kanapie wprawiając w ruch i ją i siebie nawzajem.

Było kompletnie inaczej niż z Donem, a jednocześnie bardzo podobnie. Ciężko było nazwać wychwyconą różnicę, zresztą nikt nie miał do tego głowy, a szczególnie Mazzi, zamknięta w klatkę oficerów, z których każdy brał z niej co sobie żywnie upodobał. Każde zderzenie z ich biodrami kwitował głośny, niekontrolowany skowyt, oczy uciekły jej już dawno gdzieś w głąb czaszki. Brak powietrza, mięśnie wyrwane spod kontroli i dziki amok, gdy dłonie o pomalowanych paznokciach darły to, co miały przed sobą.

Hiszpan okazał się gorącym, namiętnym i pełnym pary kochankiem. Zupełnie jakby spełniał te wszystkie stereotypy o południowcach w swojej osobie. Był żywiołowy i razem ze Stevem świetnie się uzupełniali. Jednocześnie byli bezkompromisowi tak wobec siebie jak i wspólnej partnerki. Dla siebie nawzajem też byli zarówno konkurentami w wojnie o przestrzeń i atencję jak i partnerami. Wreszcie też wspólnie dzieląc tą przyjemność najpierw jeden a potem drugi doszedł do momentu szczytowego. Tym razem zarówno jeden jak i drugi szczytował na zewnątrz swojej partnerki. Cesar na jej froncie a Steve na plecach. Po czym Mayers gestem przywołał ich blondynkę by posprzątała po tej zabawie a on sam zmęczony i zdyszany opadł obok swojego kolegi obserwując jak Eve swoim sprytnym pyszczkiem i paluszkami czyści zdyszaną Lamię.

Zaczęła od pleców, myjąc to, co ich wspólny chłopak nasyfił. Do tej pracy potrzebowała pomocy Cesa, a raczej jego rąk, które przytrzymywały skołowaną sierżant w pionie. Ta przez parę minut wydawała się nie kojarzyć gdzie się znajduje, ani co się dzieje. Wodziła błędnym wzrokiem od jednego kochanka do drugiego, próbując coś powiedzieć, niestety zadyszka skutecznie jej to uniemożliwiała. Wreszcie wylądowała plecami na męskich udach, głowę trzymając na Mayersie, a uda na jego kumplu. Zrobiło się cudownie błogo, gdy tak dało się leżeć i głaskać blond głowę skrupulatnie sprzątającą front, oraz dotykać dwóch mężczyzn górujących nad całą sceną.
- Subway… catering. Zrobilibyście furorę - mruknęła sennie, uśmiechając się na przemian do twarzy na górze - Było cudownie… jesteście cudowni. Musimy to kiedyś powtórzyć.

- Jak dla mnie brzmiało to jak zaproszenie. - Cesar poklepał leżące na jego udach kobiece uda i tak zdyszany co szczęśliwy spojrzał na siedzącego obok kolegę.

- Mhm. Możemy się umówić. - jego kolega zaś miał typowy dla siebie stan “tuż po” gdy to posługiwał się głównie monosylabami i generalnie raczej nie sprawiał wrażenia bystrzaka.

- O tak, jak tak będzie w węższym gronie to będzie można się bardziej skupić na sobie. - zaśmiała się blondynka klęcząc gdzieś przy kolanach swojego bolta i czule głaszcząc twarz i włosy swojej dziewczyny śmiejąc się do niej i do niego.

- Za tydzień uderzamy rodzinnie na wycieczkę - w porę brunetka ugryzła się w język, nie chcąc psuć Eve niespodzianki. Pogłaskała ją po policzku i kontynuowała - Za dwa zwijają się do Sioux moi kumple z oddziału i trzeba kurwi ugościć… - westchnęła, markotniejąc na moment. Ten grafik weekendów robił się napięty, jeśli część towarzystwa mogła balować tylko w soboty i niedziele - Chyba żebyśmy z Kociaczkiem wpadły do was jakoś do jednostki. W konkretny umówiony dzień, gdy wam dadzą trochę luzu i więcej niż pół godziny. Można i po nocy, wtedy mniejsza szansa na przypał - łypnęła na Tygryska - A ta zapadnięta kanapa naprawde nie jest taka zła. - na koniec puściła Hiszpanowi oko.

- Oj to ostrożnie. Wiesz Krótki, że Gruby zagiął na ciebie parol. - Cesar pokiwał głową gdy zwrócił się do swojego małomównego w tej chwili kolegi. Myers zaś skinął niechętnie głową na znak, że ma to na uwadze chociaż chyba nie była to najprzyjemniejsza rzecz o jakiej chciałby myśleć i rozmawiać.

- Pomyślę. Może urządzę kotom jakieś nocne ćwiczenia w terenie. To coś się uda. To najwyżej jak się uda to poślę do was posłańca. Jak nie przyślę, to znaczy, że się nie udało. - Steve pozwolił sobie na nieco dłuższą wypowiedź ale nadal miał umysł i język w takim stanie jakby poruszały się w melasie.

- Na pewno coś wymyślisz. A jak się nie uda to najwyżej kiedy indziej. My poczekamy. - Eve szybko zapewniła ze swojej strony o zrozumieniu i gotowości do współpracy. - A kto to jest Gruby? - zapytała chwilę po tym z zarówno kobiecą jak i reporterską ciekawością.

- Ojj to… taki jeden… szkoda gadać… - tym razem obaj kapitanowie na kanapie zareagowali zaskakująco zgodnie i jakby odganiali natrętne muchy zerkając jeden na drugiego. Eve zerknęła więc na Lamię jakby zastanawiała się czy drążyć temat czy dać chłopakom spokój.

Saper zmarszczyła czujnie brwi. Łypnęła na chłopaków pytająco, lecz odpuściła. Temat wyglądał na śmierdzący, a to nie był czas na grzebanie w szambie.
- Skołujemy furgonetkę, od kogoś pożyczymy czy nawet kupimy bo i tak się przyda do wożenia sprzętu, foczek… - machnęła ręką, uderzając w wesoły ton - Wrzucimy materac, koce, butle z wodą do mycia i coś do żarcia. Podjedziemy po was, choćby i kurwa w dzień. Wpakujemy na pakę, odjedziemy kawałek i tam na spokojnie się zintegrujemy. - pogłaskała mężczyzn po piersiach - Bez kamer, bez świadków i zbędnego napinania. Żadnych przypałów, a skoro macie widzenie… da się chłopakom ze stróżówki flaszkę i powiedzą że łaziliśmy po parkingu albo na inny spacer. - zaśmiała się - Są też krótkofalówki. Znacie używane w bazie częstotliwości, ustawi się ją na inną i można pogadać - popatrzyła na Mayersa - Nawet jeśli nie dadzą ci wychodnego.

- O, tak, właśnie tak, coś takiego… No… Coś się pomyśli. Mówię, czekajcie na posłańca, to mu przekażę co i jak. A jak się nie uda no to trudno. Umówimy się na kiedy indziej. - Krótki pokiwał głową i wskazał na leżącą mu na kolanach Lamię na znak, że widocznie rozumują podobnym torem i jak się nad tym zakręcić to może coś się uda zakręcić. Ale w tej chwili to mu się ciężko myślało o tak koronkowej robocie i jeszcze nie do końca ukształtowanym grafiku na nadchodzące dni.

- Hej Ces - brunetka drgnęła, zwracając się do drugiego oficera, obdarzając go czarującym uśmiechem - Co za porucznik z którym mieszka Tygrysek? Ładna jakaś?

- To ty tam w pokoju kitrasz jakąś ładną porucznik? I się nie pochwaliłeś? Nie podzieliłeś? Ty hultaju! Jak mogłeś mi to zrobić! Swojemu najlepszemu koledze w jednostce! - Cesar całkiem udanie wszedł w ton oburzenia. Pod koniec to już wszedł w ton jaki tradycyjnie był kojarzony z jakimiś dawnymi emo albo gejami. Zrobił nawet obrażoną minkę i pacnął w ramię kolegi by pokazać jak bardzo jest nim zawiedziony i obrażony. Tak mu to zgrabnie wyszło, że Eve i sam winowajca roześmiali się z miejsca.

- Dziewczyny myślą, że mam w pokoju jakąś ślicznotkę i nie chcę się przyznać. - rozbawiony Krótki wskazał palcem na dwie leżące albo klęczące przy nim kobiety.

- No jak ma to przede mną też się nie chce przyznać. Same widzicie jaki hultaj z niego. - Hiszpan już normalniejszym tonem wskazał na siedzącego obok kumpla na znak, że też miałby mu za złe gdyby kitrał dla siebie jakąś ładną panią porucznik.

- Mieszkam z Martinem. Ale on jest… - Steve w końcu zdradził imię współlokatora widząc jaki wyszedł z tego ambaras. Nawet jeśli w żartach. Spojrzał jednak na kolegę jakby szukał odpowiedniego określenia na tego Martina.

- Nie dzisiejszy. Okulary, komputery, jakiś dziwny żargon i w ogóle co dzień jest jakiś wczorajszy. Ale od komputerów i innych takich to trudno w bazie o kogoś lepszego. - hiszpański oficer szybko pomógł rzucić parę słów które mogły chociaż z grubsza określić współlokatora Mayersa.

- To… to nie ma żadnej ładnej porucznik w twoim pokoju? - Lamia zamrugała, a jej mina się zmieniła. Wyglądała na zawiedzioną, gdy staczała się na podłogę aby objąć blondynkę ramieniem i we dwie przyglądały się swojemu chłopakowi i jego kumplowi.
- Żadnej fajnej foczki do której możesz się nocą przytulić w tych okropnych, zimnych koszarach? - dopytała, po czym westchnęła ze smutkiem - Eve siad! - naraz szczeknęła rozkazującym tonem, klepiąc kolano Mayersa. Sama za to przeniosła się na kolana Hiszpana.
- Przyda ci się ten termofor i dodatkowe koce… no i zdjęcia. - pstryknęła palcami - Kociaczku, odnotuj aby w trybie specjalnym wydrukować foty na gazetkę i… - zacięła się, wzruszając trochę bezradnie ramionami, gdy łypnęła na Cesara - Nie żebyśmy były zazdrosne, że jakaś lambadziara ma naszego Tygryska dla siebie częściej, niż my z Kociaczkiem… a ten Martin, myślicie że by miał ochotę zamienić dwa słowa? Tylko słowa - zastrzegła, poważnie spoglądając na swojego partnera - Mam jeden problem i przydałaby się konsultacja, ale nic pilnego - machnęła ręką, wracając do pogody ducha - Chyba że tą porucznik chowasz pod łóżkiem…

- O rany… - hiszpański oficer był tak zaskoczony jak i pod wrażeniem widząc jak krótkowłosa blondynka karnie wykonuje polecenie tej ciemnowłosej. A Eve chociaż w pierwszej chwili podskoczyła zaskoczona to zaraz bez wahania jednak wykonała jej polecenie. Chociaż może za bardzo dosłownie. Bo usiadła nagle prosto przed całą trójką okupujacą kanapę jakby była w pełnej gotowości by im służyć.

- Aha tutaj… - rzekła po chwili gdy zauważyła jak Lamia zwalnia kolana ich chłopaka i przesiada się do kolegi tak by ona mogła się rozgościć na czyichś kolanach.

- Widzę, że krótko ją trzymasz. - zaśmiał się Hiszpan gdy już nieco ochłonął zwracając się do tej która usiadła mu na kolanach.

- O tak, Lamia jest wspaniała! - Eve jak zwykle nie omieszkała się pochwalić atutami swojej dziewczyny. - Bo my mamy z Lamią bardzo partnerski układ. Ona wydaje mi polecenia a ja wykonuję jej polecenia. - blodnynka zaśmiała się wesoło tłumacząc kolejnej osobie kolejne zawiłości ich niecodziennego układu.

- No to u nas w koszarach to chyba by było trudno o jakieś dziewczyny co by mogły wam dorównać. - zaśmiał się teraz Cesar nie przestając kręcić głową.

- To fakt. My i tak mamy fart, że do nas Karen trafiła. Wszyscy nam jej zazdroszczą. Bo większość bazy to same brzydale. - Steve zgodził się z opinią kolegi i pokiwał głową na znak, że z ładnymi dziewczynami za murami koszar to wcale się nie przelewa.

- Oj tak, Karen jest bardzo fotogeniczna. A innych naprawdę nie macie? - blondynka uparcie drążyła temat zerkając to na swojego bolta to na bolta swojej dziewczyny.

- Może… W biurze magazynów jest jedna całkiem fajna… I na warsztacie też… - jak tak Cesar trochę się zastanowił to widocznie jednak jakieś ciekawe z wyglądu dziewczyny w mundurach może i by się znalazły. Steve pokiwał wolno głową na znak, że chyba wie o kim mowa i może się zgodzić z kolegą.

- A z tym Martinem to tak na poważnie? Masz coś do pogadania? - Mayers wrócił jednak do tego o czym wspomniała Lamia chyba nie bardzo wiedząc czy na poważnie pyta o kontakt z jego współlokatorem czy tylko tak z ciekawości i towarzysko.

- Wszyscy zazdroszczą wam Karen? - Spytała Lamia, rozsiadając się wygodnie na nowym krześle. Objęła męski kark ramieniem, wdzięcznie przylegając do oddychającej powoli piersi - W takim razie nie dziwota, że na wieść o relokacji jej do nas na wolnym dostają zatwardzenia… nawet ci tutaj - parsknęła, wychylając się, aby móc pogłaskać blondynkę po policzku - A tę mała brudną dziwkę trzeba trzymać krótko, inaczej pójdzie i się jeszcze zgubi… a gdzie ja bym taką drugą, cudowną ślicznotkę znalazła - zamruczała, wychylając się jeszcze mocniej, by pocałować blondi czule w usta.
- Tak, na poważnie z tym Martinem - dorzuciła, gdy się od niej oderwała i przyciągnęła do siebie chłopaka za brodę - Chcę go o coś spytać, takie tam inżynieryjne pierdoły, nie zawracaj sobie tej przystojnej główki jakimiś durnymi domysłami. Tylko robota - zakończyła jego też całujac.

- Mhm. No dobrze. Spróbuję was jakoś umówić. - Steve zmrużył nieco powieki i wolno skinął głową na znak, że takie spotkanie chyba powinno być do zrealizowania chociaż w tej chwili to chyba jeszcze nie wiedział jak i gdzie. Ale wpisał to gdzieś w swój mentalny grafik rzeczy do zrobienia. Ale spojrzał w bok bo nie dało się nie słysząc jak ich blondyna, podekscytowana i zachwycona takimi komplementami jakie usłyszała od swojej dziewczyny aż tryska podekscytowaniem, radością, dumą i podnieceniem. I właśnie opowiadała Cesarowi o Lamii jakby Lamia była jakąś Supergirl i miała supermoce.

- A wiesz jak Lamia umie prowadzać na smyczy!? A jakie zapina! No i jakie ma scenariusze! Nie tylko przed kamerą! No ja mogę się na jej scenariusze i pomysły zgadzać w ciemno bo zawsze są zajebiste! - Eve radośnie wtajemniczała hiszpańskiego oficera z jaką cudowną dziewczyną ma fart chodzić i nawet jak się tego słuchało to robiło to całkiem ciekawe wrażenie. No w każdym razie Hiszpan kiwał głową, zerkał na nie obie z zainteresowaniem no i jeszcze na Krótkiego ale ten też poważnie kiwał głową na znak, że wszystko się zgadza to co mówi blondi.

- No a Karen też jest bardzo miła. Wczoraj pojechała ze mną tam co nas porwali. Bo sama to bym się bała tam wrócić. No i zgodziła się na wywiad. No i była ze mną cały dzień jak was nie było. A ten wywiad to będziecie mogli przeczytać jutro w gazecie przeczytać. Przywożą wam do jednostki jakies gazety? Bo mogę wam zatrzymać kilka jeśli chcecie. skoro już tak Eve nawijała o dziewczynach to widać było, że co prawda Karen bardzo lubi, zwłaszcza po tym samotnym weekendzie ale i tak pani strzelec wyborowa nie ma startu w jej oczach do Lamii. Spojrzała wzrokiem przez salę i odnalazła krótkowłosego, najładniejszego bolta otoczoną przez Jamie i Karę.

- O tak, chłopcom na pewno nie było dzisiaj łatwo z tym monopolem na Karen i jej lodziary. - zaśmiał się cicho Cesar widząc jak Kara coś chichra się wesoło z Karen masując jej ramiona a Jamie w tym uczestniczy dbając o wygodę jej stóp. Wyglądały na całkiem nieźle dobrane trio wdzięcznych foczek i swojej ulubionej i najładniejszej pani komandos.

Mazzi również spojrzała w tamtym kierunku i wyszczerzyła się wesoło, wychylając tułów poza kanapę, aż nie zgarnęła z podłogi aparatu zostawionego przez blondynkę.
- Biedne misiaki… ale przyznam, że są bardzo dzielni. Nikt się nie wpierdala tam, gdzie nie trzeba. Myślałam, że jak popiją któryś zacznie startować z łapami, choćby Donnie… a tu proszę. Naprawdę, jestem pod olbrzymim wrażeniem - mruknęła, przystawiając gambel do twarzy. Chwile łapała ostrość, do momentu gdy w powietrzu nie rozległ się suchy trzask migawki, a w obiektywie uwieczniono trzy śmiejące się kociaki.
- Zobaczymy po wszystkim jak się im dziś imprezowało - saper przeniosła oko aparatu na swoją parę i im również zrobiła zdjęcie, skupiając uwagę na twarzach i górnych częściach ramion. - A wy usłyszycie jutro, kto co miał do kogo i czy chcą repetę. - migawka skrzeknęła ponownie - Kiedyś. Wkurwię się, jeśli spotkamy któregoś na mieście i luj będzie udawał że nas nie zna.

- No myślę. Trochę im to tłumaczyłem przed imprezą. Jak jeszcze trzeźwi byli. - Steve rzucił skromnie z niewinną miną wyjaśniając skąd ta abstynencja zainteresowania względem Jamie no i pośrednio Karen u jego chłopców.

- O tak, trochę słyszałem. Byłeś bardzo przekonywujący. - Cesar zaśmiał się cicho i krótko ale zabrzmiało jakby drugi z kapitanów przed spotkaniem opowiadał nie wiadomo co, że taki posłuch nawet po pijaku i na takiej imprezie miał.

- Teraz to raczej bym się obawiał, że wy i wasze koleżanki to się od nich nie opędzicie przy każdym weekendzie. - Mayers machnął reką, że nie ma o czym mówić i raczej nie obawiał się, że ktoś z jego oddziału nie będzie chciał się przyznać do takiej imprezy.

- Taaak? Myślicie że nas polubili? - Mazzi zatrzepotała rzęsami na swojego żołnierzyka. Tego drugiego leniwie drapała po włosach - To świetnie! Przecież i tak tu balujecie, więc jak tak dobrze chłopaki zapamiętają tę imprezę, to Sonia, Anita i Mel będą miały większe napiwki! - zaśmiała się wesoło i aż westchnęła, przykładając dłoń do piersi w geście absolutnego wzruszenia.
- Ces… a co takiego słyszałeś? - spytała konspiracyjnie drugiego oficera, choć maślany wzrok wlepiała w tego pierwszego - Powiedz proszę, bo on zawsze zbywa… że niby nic i w ogóle…

- Oj nic takiego, nie ma o czym gadać. - Krótki machnął znów ręką jakby nie było warto o tym wspominać. Ale Eve wyczuwając sytuację szybko poszła w sukurs Lamii.

- Oj tak, powiedz nam Ces! Bo on to nam nic nie mówi co się u was dzieje! A to chyba nie jest jakaś wojskowa tajemnica? - poprosiła ładnie nieco skarżąc się na ich chłopaka co to trzyma te wojskowe sprawy dla siebie.

- Właściwie to nic takiego. Ot, że Jamie jest niedotykalska. Poza Karen. I jak któryś o tym zapomni to mu Krótki przypomni osobiście. Ale lepiej by mu ktoś z kolegów przypomniał o tym wcześniej. - Cesar powiedział z rozbawionym uśmiechem. Trochę nie bardzo było wiadomo czy dokładnie Mayers coś takiego powiedział przed spotkaniem ale chyba miało podobny wydźwięk bo ten w końcu skinął twierdząco głową.

- No jakoś tak to szło. Prosiłyście mnie przed imprezą o to no to im to przekazałem. - rzekł skromnie ich kapitan znów machając ręką na znak, że nie ma o czym mówić. Jego skromność została zapiszczana i zawzdychana, gdy nagle dwie foczki rzuciły mu się na szyję, dziękując bohaterowi za uratowenie tego dnia i nie tylko tego.




Jeśli coś się komuś obiecało, należało słowa dotrzymać. Na tym polegało bycie odpowiedzialnym, wartym zaufania i poszanowania człowiekiem. Impreza toczyła się już siła własnego rozpędu, stanowiąc przykład perpetuum mobile, napędzającego się samoistnie bez konieczności wprawiania jego elementów w ruch - tego było aż za wiele i to w każdym kącie sali basenu. Poza tym saper już wyraźnie czuła w kościach kopytkowanie od punktu do punktu i zabawę w wodzireja, integrującego towarzystwo ze sobą nawzajem. Nie żeby nie wyciagała z tego masy radochy i przyjemności, jednak parę bardzo aktywnie spędzonych godzin kładło się cieniem na jej barkach. Dlatego przed następnym punktem programu zrobiła dłuższy przystanek przy barku, popijając shoty mocną, czarną kawą, aż poczuła mrowienie w policzkach. Dopiero wtedy odbiła się od stołu rozpoczynając kolejny obchód. Wpierw dorwała Eve, wyciągając ją z jacuzzi, Val musiała wyrwać prawie siłą od Maddi jednak dała radę. Na koniec we trzy złapały Jamie, ją również odciągając na bok. Szybko wymieniły parę zdań i ustaleń, choć wszystkie cztery uśmiechały się odrobinę nerwowo, gdy na sam koniec stadnie podleciały do Soni i Mel, im również wyłuszczając problem i w czym potrzebują pomocy kelnerek. Nastała chwila zamieszania, dziewczyny z obsługi zaczęły się kręcić gdzieś przy ścianach, wyciagając koce i przenosząc materace, a grupka uratowanych w zeszłą środę dziewczyn stanęła mniej więcej na środku sali.
- Dobra… zaczynamy - saper wzięła głęboki wdech, a potem podniosła dłoń do ust, gwiżdżąc krótko, po czym pomachała towarzystwu rączką - Ej misiaki i foczki, możemy prosić o chwilę uwagi?

Zebranie towarzystwa trochę trwało. Chociaż to jak kelnerki uwijały się ściągając materace i resztę gadżetów na środek sali to przykuwało uwagę. Kobiety i mężczyźni ciekawie zerkali na ich poczynania zastanawiając się w myślach i na głos co się teraz będzie działo. Więc gdy główna organizatorka do tego gwizdnęła na nich i ogłosiła swoje orędzie to ludzie z zaciekawieniem zaczęli podchodzić bliżej czekając z niecierpliwością na ten następny punkt programu. Na samym czele szła Betty i Steve co niejako już samo w sobie ciążyło uwagą tak u żeńskiej jak i męskiej części publiczności. W końcu więc pstrokate, mokre i podchmielone towarzystwo zebrało się wokół Lamii i jej kilku przyjaciółek jakie parę dni temu oddział specjalsów wybawił z opresji.

- Wszyscy wiemy dlaczego się tu zebraliśmy - saper zaczęła poważnym tonem, rozglądajac się po zgromadzonych. Każdemu z wybawców poświęcała dłuższe spojrzenie, nim przeskakiwała na kolejną twarz.
- A przede wszystkim dzięki komu możemy się tu spotkać w pełnym składzie. Gdyby nie misiaki, nie byłoby nas tutaj… a obiecałyśmy, że się wam odwdzięczymy i odpowiednio podziękujemy, prawda? - Mówiła z werwą, wdzięcznością i wreszcie uśmiechem. - Zrobiła krok do przodu, obok niej to samo zrobiły pozostałe dziewczyny, śląc żołnierzom zachęcające uśmiechy i wyciągając do nich ręce.
- Dlatego dziś, teraz, jesteśmy waszymi złotymi rybkami. Takimi, które spełniają życzenia - dodała, podchodząc do stojącego najbliżej Denisa i przyłożyła dłoń do jego policzka. Po bokach Val i Eve też znalazły sobie cele, ciągnąc je za ręce do kupy kocy i materacy za plecami. To samo Mazzi robiła z wielkim blondynem - Każde, najbardziej mokre, skryte i brudne życzenia - wygięła się, drugą dłonią łapiąc dłoń Steve’a i puściła mu oko. Zmieniła łapane obiekty z męskich dłoni na przyrodzenia i za nie zaczęła ciągnąć do siebie przyszłych kochanków - To co chłopcy, macie ochotę na trzy złote rybki podane na srebrnej tacy? Oczywiście Karen jako ta najładniejsza dostaje swoją brankę na wyłączność - ruchem głowy pokazała Jamie i posłała jej całusa - Tak wiemy, życie jest niesprawiedliwe, ale obiecujemy, że we trzy wam tę nierówność klasową wynagrodzimy!

- Ale dlaczego Karen ma mieć tylko jedną rybkę dla siebie? - zapytał trochę w żartach Ricky wskazując na krótkowłosą koleżankę z oddziału i lodziarę jaka już zdążyła do niej podejśc z bardzo przyjemnym uśmiechem. Zresztą Karen zrewanżowała się jej tym samym.

- Bo Jamie jest tylko dla Karen. - wtrącił się Steve mówiąc tym swoim spokojnym i pogodnym głosem i to tak jakby tylko przypominał coś co było mówione wcześniej.

- Jasne. Tylko pytałem. - Ricky uniósł dłonie w geście pokoju i pojednania a Karen i Jamie uśmiechnęły się wdzięcznie do swojego protektora. Ale i tak bolci zdawali się być zaskoczeni tym co Lamia ogłosiła. Zwłaszcza jak tak razem z koleżankami zaczęła ich wspólnie ciągnąć w stronę rozłożonych właśnie przez kelnerki materaców. Te zalotne dziewczęce uśmiechy dotyk tu i tam bardzo skutecznie przykuły ich uwagę. I dość szybko trzy wyratowane w środę ślicznotki zostały otoczone przez przeważającą liczbę mężczyzn.

- Noo too… - Denis zaczął sunąć dłońmi po brzuchu i boku Lamii ale chyba bezpośrednia obecność dowódcy trochę go krępowała.

- Mamy wam pokazać jak to się robi? - zawołała do nich Karen śmiejąc się wesoło gdy już Jamie się zawiesiła na niej całkiem bez skrępowania. Ona też ją objęła i obie zaczęły się całować aż gdzieś którejś noga uwięzła między materacami i obie poleciały na te materace śmiejąc się wesoło. Zwłaszcza, że Jamie wylądowała na opeatorce broni precyzyjnej i od ręki zaczęła wyrażać swoją wdzięczność za ratunek.

- Pomogę wam. - uśmiechnął się Krótki i podszedł do Lamii. Pocałował ją w usta obejmując jej głowę a gdy skończył nakierował ją na kolegę co stał obok. Sam podszedł do Eve którą rozegrał podobnie by na końcu skończyć z Val z którą wreszcie oboje grzmotnęli na materace. No i to chyba wśród panów rozwiało wszelkie wątpliwości bo wokół dziewczyn zrobiło się znacznie gęściej i weselej.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 08-09-2020, 03:57   #218
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Przy takiej przewadze przeciwnika, nie tylko liczebnej, ale i gabarytowej, przez chwilę dało się poczuć niepewnie. Każdy z nacierający i zacieśniajacych krąg żołnierzy przewyższał kobiety w środku zarówno wzrostem jak i masą, o sile nie wspominając. Przez mgnienie oka Mazzi straciła pewność siebie, mając gdzieś z tyłu głowy, że mogą zrobić jej krzywdę przez przypadek, spojrzenie na szybko uciekło do kotłującego się z dredziarą Tygryska. Dwa oddechy zajęło wyrzucenie z myśli niepokoju, który zastąpiło rosnące podniecenie. Czy patrząc wtedy na Crystal obrabianą przez pięciu pingwinów Olgi nie chciała być na jej miejscu?
- Jakie jest twoje życzenie? - spytała wielkoluda, stając na palcach, aby go pocałować, zanim nie mrugnęła, opadając na kolana przez co wrażenie osaczania nasiliło się. Tylko nie były to złe twarze, każda się uśmiechała i nikt nie wyglądał jakby zaraz miał jej ożenić kosę.
- Może coś takiego? - rzuciła drugim pytaniem, zbliżając twarz do jego przyrodzenia i polizała sam czubek. Gdzieś z boku wymacała Dingo, łapiac go za maczetę i ściskając delikatnie, zanim nie zaczęła ruchów dłoni w górę i w dół.

- O tak, jak najbardziej. - mruknął stojący nad nią komandos. Dingo też bez oporów dał się doholować i stanął nad klęczącą czarnulką pozwalając jej działać.

- Zawsze wiedziałem, że jesteś bardzo mądra. - powiedział ufnie Indianin uśmiechając się swoim oszczędnym, indiańskim uśmiechem.

- To nie tak! Masz jej powiedzieć co chcesz! Jak ma ci zrobić! Jak w burdelu! - gdzieś obok dotarł do nich rozbawiony śmiech Karen. Leżała właśnie na plecach z gościnnie rozłożonymi udami a burza długich, ciemnych włosów przykrywała jej brzuch. Widocznie Jamie właśnie przechodziła etap od zabaw piersiami ulubionej komandoski do tych poniżej pasa.

- Aaa… jak w burdelu? - brwi Indianina powędrowały do góry w geście zrozumienia. Zastanawiał się chwilę szukając natchnienia gdzieś w suficie. I w końcu wrócił spojrzeniem do klęczącej przed nim kobiety. - Ujeżdżaj mnie. Jak mustanga. - powiedział w końcu na głos swoje życzenie.

- To chodź do mnie - sierżant uśmiechnęła się ciepło do niego, ruchem dłoni robiąc przyzywajacy gest i szybko doprecyzowała, aby biedak się nie zagubił - Połóż się na plecach… a ty - łypnęła wesoło na tego którego przyrodzenie miała koło twarzy i na razie pobudzała je ręką - Ty też chodź, bliżej. - puściła mu oko, wsuwając w usta jego przyrodzenie i czekając aż Indianin wykona swoją część zadania, aby mogła spełnić pierwsze życzenie.

Gdy już Dingo załapał co jest grane okazał znacznie większą sprawność i lotność umysłu. Położył się na materacach i złapał za dłoń kobiety by ją nakierować we właściwe miejsce. Po chwili sadowienia się na jego biodrach Lamia mogła poczuć go w sobie. A ledwo się tam zagościła to już Denise zbliżył się do niej aby dać zajęcie jej ustom i rączkom.

Ale mieli towarzystwo. Po jednej stronie widziała błogi uśmiech leżącej na plecach Karen której Jamie z pełnym zaangażowaniem okazywała swoją atencję. Pracowała pyszczkiem i paluszkami aby sprawić najładniejszej z boltów jak największą przyjemność. Obie mruczały i sapały z zadowolenia.

Z drugiej strony Lamii znajdowała się Eve. Blondynka klęczała pomiędzy dwoma zawodnikami i zaliczała ich w swój ulubiony sposób i jej talent językowy mógł objawić się w pełni. Ponieważ buzię miała zajętą to akurat gdy jej dziewczyna na nią spojrzała to puściła jej swoje firmowe oczko na znak, że zabawa jest przednia.

Zaś z przodu, trochę po skosie widziała jak jasne dredy kelnerki z “41” podrygują raz za razem gdy Steve ją brał od tyłu. W pewnym momencie zorientowała się, że patrzą na siebie więc uśmiechnęła się do niej. Ale i w tym momencie Mazzi poczuła jak dochodzi jej dodatkowy zawodnik. Rick jak się przekonała odwracając się do niego. Pozostała dwójka jak na zgrany zespół przystało zwolniła na chwilę by kolega mógł się wpasować na spokojnie. A gdy to uczynił to galopada wznowiła się na nowo. Trzy męskie ciała skoncentrowane wokół jednego kobiecego zaczęły ją pompować każde z innej strony ale ku wspólnej i wzajemnej przyjemności. A zabawa na materacach zaczęła rozkręcać się na dobre przy głośnym wtórze i aplauzie damskiej części widowni. Dziewczyny skoncentrowane wokół materaców krzyczały coś, doradzały, dopingowały i zachęcały zawodników i zawodniczki do tych figli.

Lamia słyszała je tylko, gdyż perspektywę wypełniał jej widok osaczających ją żołnierzy… tak od pasa w dół, ale nie widok grał pierwsze skrzypce. Dziękując w myślach za wcześniejsze zabawy Tygryska przez które jej tyłek był porządnie rozjechany, przyjęła w siebie dodatkowego pasażera bez żadnego zgrzytu zębów, choć tamten jedynie symbolicznie splunął na sprzęt, nim wpakował się w nią i razem z kumplami nie zaczął doprowadzać kochanki na skraj zawału. Zachłysnęła się gwałtownie powietrzem wciągając je głęboko do płuc i ułamek sekundy później wypuściła z głośnym jękiem, tłumionym przez zatkane usta. Ruch każdego z nich odczuwała bardzo wyraźnie, jak trą w jej wnętrzu, a jej brakuje oddechu i to nie przez tego z przodu.

Z perspektywy kobiety osaczonej przez trzech mężczyzn wszystko zdawało się podrygiwać, podskakiwać i w ogóle być w ruchu. Własne włosy i piersi, pośladki uderzane przez biodra Ricka, jej własne biodra i uda zderzające się z biodrami leżącego na wznak Indianina no i jeszcze jakby było mało to ten brzuch i podbrzusze Denisa jakie miała tuż przed sobą też nie było nieruchome. Wszystko i wszyscy zdawali się bujać. I przed jej oczami i tam w środku. Tam na dole chłopaki działali całkiem sprawnie, każdy z nich trzymając ją w pewnym chwycie chociaż w innych miejscach. Denis też mocno dzierżył jej głowę pomagając jej nadać odpowiedni rytm a swoją sondą sprawdzając zawasrtość jej ust, gardła i języka. Aż wydawało się, że we trzech ją zaduszą, wypełnią po brzegi i rozerwą na kawałki. A jeszcze gdzieś tam ledwo rejestrowała pojedyncze dźwięki i obrazy pozostałych zestawów sąsiadów i sąsiadek tego integracyjnego podziękowania i okazywania wdzięczności za ratunek.

Całe szaleństwo spazmów i dzikiego dotyku przerwał Dingo, zaciskając mocno dłonie na piersiach kochanki, a potem jego ciało przeszła fala skurczy, zaś kobieta poczuła jak w jej wnętrzu Indianin pęcznieje i zaraz zalewa ją, przy akompaniamencie głośnego stękania, a gdy znieruchomiał przez moment sierżant miała nadzieję na chwilę oddechu, lecz Ricky widząc co się święci, przechylił się do tyłu, lądując plecami na podłodze, bynajmniej nie pozwalając sobie na opuszczenie gorącego, falujacego kobiecego wnętrza. Ułożył dziewczynę na swojej klacie, przyciskając chwytem ramienia za gardło i dalej w najlepsze wznowił zabawę, sapiąc jej coraz głośniej do ucha. Miejsce Dingo zajął Garbo, klękając przed rozłożoną na kumplu kobietą i ze śmiechem chwycił jej łydki, rozchylając szeroko na boki, zanim nie wbił się w nią z impetem, korzystając z wilgoci pozostawionej przez Indianina.
Lamię wygięło, z piersi wydarło się rozedrgane, głośne “oooch”, aby zmienić się w przeciagły jęk aprobaty.
- Mocniej… tylko na tyle was stać?! - Dopingowała ich do większego wysiłku, kiedy w jej ustach niespodziewanie wylądował organ Cichego. Gorący i twardy, torował sobie drogę w ich głąb nie zważając na fakt, że saper problem ze złapaniem choćby jednego haustu powietrza i jęczała coraz głośniej, posuwana z drugiej strony mocnymi, rytmicznymi wbiciami na dwie szpice.

Cichy w jej ustach dość mocno dał jej się we znaki skutecznie uciszając kobietę. Zwłaszcza jak działał na jej gardło od środka a dłoń Ricka od zewnątrz. Wyszkolony kierowca - mechanik który wciąż tak zawzięcie ją pompował niczym tłok silnika podczas dynamicznej jazdy dzielił tą ograniczoną przestrzeń razem z łącznościowcem. Obaj pracowali bez wytchnienia aż wreszcie Ricky po krótkich spazmach zostawił w Lamii coś co do tej pory krył w sobie. Zajęczał z ulgi i spełnienia wychodząc z niej wreszcie a na pożegnanie sprzedając jej siarczystego klapsa.

Pozostali zawodnicy skorzystali z okazji i nieco zmienili ich mały układ. Ich partnerka wylądowała na czworakach pomiędzy nimi. Z czego Cichy nadal okupował jej usta aż po same gardło a Denis zajął się kontynuowaniem spuścizny swoich poprzedników.

Mazzi ledwo zarejestrowała co się dzieje za jej plecami. W jednej chwili poczuła gorącą w trzewiach, potem nagłą pustkę i już ją wypełniono. Przed oczami mieniły się jej różne, dziwne kształty, miała problem z odzyskaniem ostrości wzroku, a oddech nie chciał się uspokoić mimo usilnych prób złapania krótkiego oddechu, między sztychami Cichego.
- Mmmm! – Napięcie w podbrzuszu jest coraz większe, a tempo wbić wzrasta. W kręgu rozlegają się jęki panów, mieszające się z bękarcim zduszonym wyciem, odgłosem zderzających się pośladków z udami a także pośladków z biodrami oraz mlaskaniem i ślizganiem się penisa w wydatnych ustach.

- Wolne? - udało jej się zarejestrować kogoś nowego. I to nawet poznała po głosie niedawnego współzawodnika z ich trio jakie miały z Wilmą w trakcie konkursu na szybki spust.

- Jasne. Ładuj się jak dasz radę. - Denis zaprosił kolegę. Ale jednak nie było to takie proste. W końcu znów musieli się nieco przemeblować i łącznościowiec z blizną na twarzy wylądował tam gdzie zaczynał Dingo. Lamia miała go teraz już z trzeciej strony. Za to Jessie władował się w nią od tyłu a Cichy dalej dawał zajęcie jej twarzy i ustom. Gdy tylko odzyskali wspólny rytm galopada zaczęła się od nowa. Znów Lamia mogła poczuć pełnię zaangażowania na trzy etaty jednocześnie a panowie młócili ją bez chwili przerwy mrucząc przy tym jęcząc i mamrocząc coś w półświadomym rytmie.

Mazzi raz po raz trzęsła się w spazmach orgazmu. To co teraz wyprawiali można by bez zająkniecia nazwać doskonałą synchronizacją. Mężczyźni zapychali wszystkie dziurki starszej sierżant, ta zaś poddała się całkowicie ich woli. Oni zmieniali się systematycznie i sprawnie, ona zaś stymulowała dłońmi tych, którzy mieli przerwę. Jeden z kochanków, penetrujących akurat jej tyłek, napiął wszystkie mięśnie, i wbił się mocno w kobietę, przytrzymując jak w imadle jej biodra. Lamia jęknęła i wypuściła z ust kutasa którego akurat przyszło jej ssać, co spotkało się najwyraźniej z dezaprobatą Cichego, bo złapał ją za włosy i nabił na siebie ponownie. W tym czasie Jessie najwyraźniej skończył pompować swe nasienie, bo pożegnał się z saper z użyciem potężnego klapsa, od którego ją zatchnęło. Jego miejsce natychmiast zajął kolejny ze stojących obok mężczyzn, ten z blizną. Pracował lędźwiami w szybkim tempie, dążąc do własnego spełnienia. Już po kilkunastu ruchach ze stękiem wypuścił spermę wewnątrz kochanki, a jej nadmiar spłynął mu po biodrach i jej udach, spadając na rozłożone materace i biodra Denisa. Przeciągły jęk Mazzi przeszył powietrze, gdy wychodzący z niej Mike ugryzł jej pośladek, po czym odsunął się, robiąc miejsce dla kolejnego Bolta. Nim ten jednak klęknął, sytuacja na samym dole układu uległa zmianie. Garbo od dłuższego czasu znajdował się pod brunetką, rżnąc ją w szybkim tempie. Mniejsze ciało podskakiwało lekko w rytmie jego ruchów, wykonczończone kolejnymi falami spełnienia szarpiącymi wnętrzności i pół ślepe od nadmiaru rozkoszy. Jednocześnie jej usta wciąż zajmował Cichy, który najwyraźniej nigdzie się nie spieszył. Żylasty penis raz po raz wbijał się w usta kobiety, jądra mężczyzny uderzały zaś z mlaskiem o mokry podbródek.

W końcu i Cichy doszedł do szczytu. A potem to wszystkie obrazy już zdawały się mieszać. Kto, z kim, w jakiej kolejności. Te wszystkie twarze, torsy, przyrodzenia, zmiany pozycji i kompozycji. Raz leżała na plecach, raz klęczała przed kimś albo była na czworakach pomiędzy kimś. Dopiero jak już wszystko się zdawało rozpływać w tym przyjemnym wycieńczeniu uświadomiła sobie, że ten ostatni to był znów Steve. W końcu skończyła więc z nim. Czy to może on skończył w niej. Popatrzył na nią gdy tak leżeli obok siebie i coś do niej mówił. Nawet już nie kojarzyła co za bardzo ale brzmiało uspokajająco i przyjaźnie.

Zanim senna błogość ogarnęła ją całkowicie to poczuła, że jest niesiona. Steve kierował się ku prysznicom. I już pod tą parującą, czystą wodą zaczęła ogarniać rzeczywistość bardziej. Obok był Steve i Eve. Przy sąsiednim prysznicu Val, Jamie i Karen. Wszyscy wydawali się podobnie wymęczeni ale też i dzieliło ich wspólne przeżycie tej przygody a teraz pod tym gorącym prysznicem odzyskiwali wigor. A wraz z nim na gorąco znów przeżywać tą wspólną przygodę w jakiej uratowane odwdzięczyły się ratującym osobiście.

Głosy gubiły się w szumie, z początku Mazzi brała go za wodę, lecz nawet gdy skończyli się myć i znów Mayers pomógł jej przedostać się do leżaków pod basenem, wciąż to słyszała - biały szum w uszach. Uśmiechała się słabo, dając się myć, przestawiać i układać na leżaku, zbyt wykończona aby samej przejść więcej niż trzy kroki. Odnotowała, że obok ma Mayersa, była też Eve i to ona wcisnęła jej do ręki kubek z drinkiem. Pierwszy łyk wywołał ból w opuchniętym gardle, gdzieś po drodze rozcięła zębami wnętrze policzka. Drugi łyk przyjął się już lepiej, po czwartym odważyła się odezwać.
- Nie co tydzień… - powiedziała cicho, sufitując na leżaku- Nie ratujcie nas co tydzień…. ale raz na miesiąc… to będzie okey…

- No tak. Co tydzień to byśmy mogli nie zdzierżyć zbyt długo. To praca na cały etat czy nawet dwa. A my tu tylko zwykłe chłopaki jesteśmy. - zaśmiał się skromnie mężczyzna sadowiąc się na swoim leżaku. I może trochę przesadnie stękając przy każdym ruchu dla podkreślenia swojej kruchości i delikatności. Co bardzo rozbawiło ich blondynkę.

- No tak, szkoda by było jakbyście nam pękli albo pousychali. Do kogo byśmy wtedy tak wzdychały i robiły te wszystkie ochy i achy. - zaśmiała się Eve idąc dalej tym samym kursem w tej rozmowie.

- Albo łaziły na tych niewygodnych obcasach - saper dorzuciła swoje trzy gamble, przymykając oczy. Najchętniej poszłaby spać, ale jeszcze nie nadszedł czas na odpoczynek. Nie wypadało, aby gospodarz zezgonował pierwszy. Przydałyby się prochy, albo kolejna kawa, lub chociaż kwadrans regeneracyjnej drzemki.
- Niezła bajera kochanie, prawie łyknęłam - parsknęła, uchylając powieki lewego oka i popatrzyła na swojego żołnierzyka - Gdybyście byli zwykłymi chłopakami, nie siedzielibyśmy tu. Zwykli ludzie są nudni. Przy was nie idzie narzekać na nudę. Poza tym zwykłe chłopaki nie mają takiej opinii na mieście - znowu parsknęła - Oj nasłuchałyśmy sie.

- Taa? A co? - Steve nawet wydawał się zaciekawiony co tam na mieście o boltach gadją jak boltów nie ma w pobliżu.

Saper przekręciła się z pleców na bok, podkładając pod głowę zgięte ramię. Na inne aktywności na razie zabrakło siły. Ruch ten pozwolił jej też na zamarudzenie z odpowiedzią i ułożenie plotek w wersję, która nie obrazi żadnego trepa, na imprezie wyprawianej na ich cześć.
- Obrastacie legendami i mitami, jak stary Szczur śmieciami. Chodząca śmierć, bo jeńcy i Thunderbolts to dwie proste równoległe… które nigdy się nie spotykają. Groźni, niebezpieczni… czy to przepustka, czy misja. Podziwiają was i boją się. W najłagodniejszej wersji nazywają wariatami. Ale to ludzie. Zwykli, normalni ludzie. Oni nie rozumieją. Normalny człowiek nie może, nie potrafi zrozumieć tego rodzaju więzi i synergii, które powstają tylko wtedy, gdy ludzie razem ryzykują życie.- podjęła temat, otwierając drugie oko, po czym prychnęła, machając zbywająco ręką. Byli oddziałem do zadań specjalnych. Mieli być karni, precyzyjni, skuteczni i tacy właśnie byli.
- Za to każdy z mundurem na grzbiecie was po prostu podziwia i staje im gul, gdy podbijają z bajerą i nagle się okazuje że taka foczka ma już chłopaka z Boltów - zaśmiała się nagle wyjątkowo wesoło i kosmato - Och, niejedna dupka pękła gdy się okazało, że jakiś bękart buja się z taką elitą - pokazała Mayersowi język - Mówiłam, że byli współlkatorzy z Domu Weterana mnie przez was nienawidzili, nie? - rozłożyła ręce, robiąc niewinną minę - Dlatego jebać ich. Maczetami. A was jebać… - zamrugała, a uśmiech się jej poszerzył - Tradycyjnie, z miłością i tym wszystkim, na co zasługujecie jak mało kto w tym zjebanym mieście.

- No popatrz popatrz… Co to się człowiek czasem może o sobie dowiedzieć… - Mayers zaśmiał się słysząc takie rewelacje o jednostce do jakiej należał. Ale widocznie musiało mu sprawić przyjemność to co słyszał.

- No. Teraz powinno być tego jeszcze więcej. Bo będzie artykuł w jutrzejszej gazecie o tej akcji w ostatnią środę. - Eve dołożyła swoją cegiełkę do tego co mówiła jej partnerka co dodatkowo rozbawiło rozleniwionego kapitana tej specjalnej jednostki.

- Dalej tak pójdzie, a będziemy się musiały przebijać przez korowody fangirli piszczących wam pod płotem jednostki. Cholera… jednak trzeba będzie znów wskoczyć w desanty - Mazzi dorzuciła swoje bękarcie trzy gamble, uśmiechając się pod nosem - Z drugiej strony to ułatwi ci wygranie naszego zakładu, Tygrysku. Może rzeczywiście pobijesz mnie na solo w tym podrywie na przestrzeni tygodnia.

- Oj ja to nie wiem czy was ktokolwiek może pobić na tym polu. Jak dorówna to już będzie niezły wyczyn. - roześmiał się Steve rozbawiony takim porównaniem i w ogóle pomysłem.

- Lamia nie bój się. Jakby jakieś wredne babsztyle się trafiły to weźmiemy Di. Ona jest z gangu to na pewno umie się bić. Albo Karen. Ona chyba też by była po naszej stronie. A jak jakieś fajne by były te fanki to może byśmy się jakoś z nimi dogadały? - Eve za to swobodnie rozwinęła temat jaki zaczęła Lamia. Paplała wesoło snując te leniwe rozważania co tylko jeszcze bardziej rozbawiało ich oficera boltów jak tak obie kreowały obrazek wojskowej bazy obleganej przez rzesze napalonych fanek.

- Oczywiście że weźmiemy Di - saper w lot podłapała pomysł - Przecież jest z oddziału, musi być z nami. Willy też da radę wziąć jakąś na buty, bo obawiam się, że Karen jako Bolt również będzie miała ogonek fanek… i wtedy na scenę wkroczymy my - pokazała na pierś blondynki a potem na swoją - Te najlepsze zbajerujemy i zgarniemy do testowania, a jak się któraś nada, wtedy mooooooże… przedstawimy ją Tygryskowi i chłopakom. Widzisz jak bardzo was kochamy? - ćwierknęła swojemu Boltowi z uczuciem - Zostaniemy waszymi wstępnymi selekcjonerami, aby się żadna trefna foczka nie trafiła. Same certyfikowane.

- Brzmi zacnie. - Steve wyglądał na wręcz zachwyconego taką wizją. Pokiwał dumnie głową jakby już widział ten tort na stole co go wkrótce skonsumują ku wspólnej radości.

- Hmm… Lamia… A wiesz co? - niespodziewanie chociaż Eve się też roześmiała na taki obrazek i pomysły Lamii to na chwilę zamilkła z zastanowieniem wymalowanym na twarzy. - A wiesz, że to chyba byłby niezły scenariusz na film akcji? Tak mi się wydaje. Takie napalone sexy zombiaki co chcą się pruć jak leci tylko prawdziwe dziewczyny muszą zrobić jakąś selekcję. Albo coś takiego. Albo po prostu jakieś fanki. Co myślisz? - spojrzała patrząc pół żartem a pół serio na swoją ulubioną panią reżyser takich filmów akcji.

- Noc żywych Suk? - saper podrzuciła wesoło i zaśmiała się, odchylając głowę do tyłu - Napalone zombie foczki które zamiast mózgu szukają kutasów… i tu pojawiają się dzielne raiderki z zabaweczkami a’la Maddi i robią z nimi porządek… - zawiesiła głos, patrząc na towarzystwo.

- Ooo! “Noc żywych suk”! Lamia! Jesteś genialna! Zawsze mówiłam, że wymyślasz genialne scenariusze! - sądząc po reakcji fotoreporter z lokalnej gazety to z miejsca zapaliła się do tego pomysłu jakby z samego rana mogła przystąpić do jego realizacji. Na dowód tego blondyna ucałowała i uściskała swoją ulubioną panią reżyser.

- “Noc żywych suk”? Kurde… Dobre… Mocne… Nieźle się zapowiada… Obejrzałbym coś takiego. A jak wy się za to zabierzecie to na pewno wyjdzie świetnie. - Steve zareagował w nieco bardziej stonowany sposób ale też wydawał mu się podobać tak tytuł jak i zarys scenariusza.

- A wiesz? Chyba wiem gdzie można by to nakręcić. Taka stara szkoła z internatem jest. Brama wciąż stoi. Można by udawać, że to jakaś baza. Zresztą! Na takie postapo to jest tu sporo pustych budynków, coś się znajdzie! - Eve trajkotała szybko, wesoło i nieco chaotycznie jak zawsze gdy się czymś rozochociła. A tym scenariuszem i pomysłem na nowy film to widocznie właśnie tak było gdy z entuzjazmem mówiła co i jak można by rozegrać.

Mazzi też wydawała się zapalona do pomysłu, bo zmieniła pozycję, siadając zamiast leżeć. Gryzła przez moment dolną wargę i w końcu odetchnęła.
- Ogarniemy, do zrobienia. Tylko tym razem przed kręceniem wpadniemy do Olgi - popatrzyła poważnie na Kociaczka - Mamy przecież ugadanego jednego z jej pingwinków na kręcenie. Trzeba z tego skorzystać… po coś z nią w końcu negocjowały ten punkt. Lepiej móc się zająć planem, a nie patrzeniem za plecy - uśmiechnęła się, głaszcząc dziewczynę po policzku - Poza tym Tygrysek też ma dobry pomysł na film. Biedna podróżniczka zagubiona na Pustkowiach i jej zepsuty samochód. Na ten duet wpada szczęśliwie grupa dzielnych wojaków patrolujących teren… - zabujała wesoło brwiami - Zresztą skoro już tu jesteśmy możemy spytać chłopaków czy mają ochotę nakręcić “Mary Sue 1.5”.

Eve na chwilę zdominowała ich towarzystwo całą serią zachwyconych “Ooo!”. Wyglądało na to, że każdy kolejny pomysł coraz bardziej trafia jej do przekonania. Spojrzała zaskoczona na Krótki który miał mieć jakiś pomysł na film co się do tej pory nie pochwalił a ten pokiwał głową z rozbawionym uśmiechem. W końcu gdy blodnynka się odpowietrzyła to zaczęła od tego jak zazwyczaj komentowała pomysły swojej ulubionej reżyser.

- Lamia! jesteś genialna! - ogłosiła wszem i wobec obdarzając ją kolejnym całusem i przytulasem. - I “Mary Sue 1,5”! No tak! Mieliśmy dokończyć! A w tej szkole to też jest szatnia! Ale to nie wiem czy by się dało zgrać… Bo chłopaki to pewnie w weekend jak już a jak my same to mogłybyśmy i w tygodniu zagrać… Ale to się pomyśli! - Eve nawet jak dostrzegała pewne trudności to szybko mówiła tak jakby wszystko było do pokonania. Zwłaszcza w takiej ekipie. I aż się nie mogła doczekać tego kręcenia i planu filmowego.

- A Olga tak. Obiecała kogoś nam dać. To trzeba by do niej podjechać i dać znać. Może by nam zrobiła osobistą przy okazji? Nie miałabym nic przeciwko. Absolutnie nic. Ale nawet jak nie to racja, przydałby się jakiś chłopak od niej. Albo dwóch. Czułabym się pewniej jakby ktoś nas pilnował. - blondynka mówiła szybko i bardzo żywo przy tym gestykulując i potrząsając głową ale tak mówiła jakby wszystko było do ogarnięcia w ciągu paru nadchodzących dni.

- A z tymi chłopakami to chcecie gadać teraz? Mogę ich wezwać. - Steve uśmiechał się widząc i słysząc ten zapał jaki obie jego partnerki prezentowały mówiąc o swojej pasji i celu strategicznym. To co mógł to chociaż trochę starał się im pomóc kiwając brodą na rozsypane po sali towarzystwo które w sporej mierze mu podlegało.

- Tak! - Lamia chwyciła go za rękę, drugą chwytając Eve, a Eve chwyciła Mayersa i obie patrzyły na niego jak para ufnych psiaków - Prosimy Tygrysku, możesz ich zawołać? Na chwilę, nie zajmiemy im dużo czasu, jeszcze się wybawią i… dziękujemy - synchronicznie rzuciły się chłopakowi na szyję, całując po policzkach.

- Jasne… pewnie… nie ma sprawy… to których chcecie? - Steve zaśmiał się obejmując je obie i przytulając do siebie. Widocznie musiało mu być bardzo przyjemnie od tej wdzięcznej, kobiecej adoracji. I był gotów spełnić ich prośbę tylko chciał wiedzieć kogo ma zawołać ze swojej ekipy.

Mazzi otworzyła usta i nabrała powietrza, aby wskazać znany zespół, ale zamarła tak, łypiąc na Kociaczka i klapnęła szczękami.
- Bierzemy chłopaków, no nie? - popatrzyła na blondi - Naszych chłopaków… - dodała powoli, a główka jej uciekła na salę pełną potencjalnych partnerów do filmu.
- Chyba, że by któryś inny chciał, nie wiem - wzruszyła ramionami i nagle się rozpromieniła gdy do głowy wpadł jej inny pomysł - Do Mary Sue 1.5 mieli iść Donnie, Dingo i Cichy, ale przecież Mary Sue może się pruć nie tylko w szatni. - wskazała głową na salę - Zagadajmy najpierw z naszymi chłopakami, a potem się spytamy reszty, czy by nie chcieli może kiedyś z nami zagrać w prywatnym filmie? Na przykład Mary Sue… - zamyśliła się, odruchowo sięgając po papierosa i patrzyła koso na blondynkę - Mary Sue kradła w sklepie, złapała ją ochrona. Wzięli ją do biura… i tam porządnie spałowali, aby zapamiętała na przyszłość, żeby takich rzeczy nie robić. Widzisz się w czymś takim, Kociaczku?

W miarę jak Lamia opowiadała o kolejnych punktach i rozwinięciach tego scenariusza głównej odtwórczyni roli Mary Sue oczka i usta promieniały coraz większą radością a główka kiwała się z coraz większą aprobatą dla takich nowych meandrów scenariusza. Zupełnie jakby ciemnowłosa udowadniała nie tylko blondynce dlaczego jest jej ulubioną panią reżyser. Aż doszła do tego pałowania.

- Eee… spałowali? - oczka reporterki trochę zamrugały niepewnie jakby niepewna czy dobrze usłyszała albo zrozumiała. - Ale tak dosłownie? Znaczy pobili? No na jakieś klapsy, nawet z liścia coś no to czemu nie, nawet lubię… Ale spałować? - Eve zgłosiła pewne zastrzeżenie do tego scenariusza. Bo całą resztę to łyknęła bez zająknięcia jakby mogła taki scenariusz kręcić od ręki.

- Oj chyba nie. To pewnie chodzi o bolcowanie w każdy możliwy sposób. - wtrącił się Steve aby uspokoić ich ulubioną blondynkę.

- Aaa! Naprawdę? To o takie pałowanie chodzi? No jak tak to pewnie! Zwłaszcza z takimi fajnymi chłopakami oni są bardzo zabawni i w ogóle super. - blondynce wyraźnie ulżyło i znów zaczęła się uśmiechać jakby dać się brutalnie wybolcować w jakimś zapuszczonym biurze takim fajnym i miłym chłopakom to była czysta przyjemność.

- To co? Cichy, Dingo i Donnie? - zapytał Steve zerkając jeszcze na panią reżyser co tu miała głos decydujący w tych produkcjach.

Widząc rozterki partnerki, Lamia przyciągnęła ją do siebie i mocno przytuliła, głaszcząc po włosach i całując po boku głowy.
- Dokładnie kochanie, o takie pałowanie chodzi jak powiedział Tygrysek… przecież bym nie pozwoliła, aby ci krzywdę zrobili… oj Eve, no - mruczała przy tym uspokajająco, aż nie podniosła spojrzenia na ostatniego z ich trio - Tak kochanie, tych trzech łobuzów.

- No tak, przepraszam, bo ja tylko blondynka jestem i tak głupio mi się skojarzyło. - Eve szybko przeprosiła i nawet trochę się zarumieniła zawstydzona, że tak mogła pomylić słów znaczenie. I aby udobruchać swoją dziewczynę a przy okazji też mocno ją przytuliła do siebie. - No to na takie pałowanie to oczywiście, że się zgadzam! Każde jakie tylko sobie wymyślisz! - już by całkiem udobruchać partnerkę zawczasu zgodziła się na takie dodatki do scenariusza. - A jakby się dało to ja myślę, że Mary Sue świetnie by pasowała do jakiegoś bardzo brudnego kibla. - rzuciła konspiracyjnym szeptem do jej ucha skoro już była rozmowa o kontynuacji ich wspólnego filmu.

- Cichy! Don! Dingo! Do mnie! - już się robiło tak miło i romantycznie i chociaż Steve poczekał moment aż skończą sobie szeptać i się przytulać to jednak prawie w jednym momencie znów można było się poczuć jak na placu apelowym koszar. Krótkie, wojskowe rozkazy wyszczekane mocnym zdecydowanym głosem. Aż jedyna cywil w ich grupce drgnęła nie spodziewając się chyba czegoś takiego. A i nawet na takiej imprezie nie czekali zbyt długo na reakcję.

- Co jest Krótki? - nie mieli stopera by mierzyć czas w jakim trzech roznegliżowanych byczków ptrzytrychtało do swojego równie roznegliżowanego dowódcy ale to był bardzo krótki czas reakcji. Stanęła cała trójka trochę nie bardzo wiedząc czego się spodziewać po tym nagłym wezwaniu. Ale już jakby w połowie wybudzeni z tego letargu i przyjemnej otoczki jaka ich otaczała odkąd znaleźli się w tym pomieszczeniu. Zresztą i pozostali bolci chociaż zostali na swoich miejscach to też czujnie spoglądali na nich czy nie zanosi się na coś poważniejszego.

- Dziewczyny do was sprawę mają. - tymczasem Krótki jakby wcale tego nie zauważał i prawie słodkim głosem wskazał na swoje dwie partnerki jakie siedziały na obu zestawach kapitańskich ud. Eve chyba na osłodę pomachała do nich wesoło rączką posyłając im swój promienny uśmiech by aż tak się nie spinali po tym nagłym wezwaniu.

- Ta? A co jest? - Don jak zwykle okazał się najbardziej elokwentny i wyrywny z całego zestawu boltów. I teraz przeniósł spojrzenie z dowódcy na obie jego dziewczyny. Tak samo zresztą jak i pozostała dwójka.

Kapitańskie foczki za to zachichotały, szepcząc coś do siebie i łypiąc na trzech komandosów, to znów coś szepcząc, aż wróciły do ozdabiania piersi swojego oficera i dodawania mu lansu na rewirze, tuląc się do niego wdzięcznie.
- Prośbę mamy - Mazzi zatrzepotała rzęsami - Pamiętacie ten filmik który Eve nagrała z wami wtedy w niedzielę? Ten pierwszy - dorzuciła wyjaśnienie, wychylając się aby oprzeć policzek o czoło blondynki - Mamy taki mały, prywatny projekcik z Kociaczkiem i sobie pomyślałyśmy, że bylibyście do niego idealni. Sceneria w starej szatni z odpowiednio brudnymi toaletami - dorzuciła szybki uśmieszek - Wasza trójka na tę oto ślicznotkę - polizała fotograf po skroni, patrząc saniemu prosto w oczy - W każdej możliwej pozycji. Wchodzicie w nią… znaczy w to?

- Filmik? Aaa… Tam na piętrze! Noo! Tak… Jaki filmik? O! Jeszcze jeden!? Jaki filmik? No wtedy co poszliśmy z Eve na piętro a Krótki i Lamia zostali tutaj. Znaczy na dole. Co jak Eve robiła nam loda tam w pokoju na górze. A! Wtedy! No! To co z tym filmikiem? Rany Dingo… - w pierwszej chwili chłopcy już całkiem mocno zmęczeni na tym etapie imprezy mieli troszkę kłopotów ze skojarzeniem o co dziewczynom kapitana chodzi. Zwłaszcza Indianin miał zauważalne kłopoty najpierw z kojarzeniem faktów co były a potem z tym co teraz chodziło. Ale Cichy i Don dość szybko naprowadzili kolegę na właściwy trop. Oczywiście znów Darko okazał się najaktywniejszy. A w międzyczasie Lamia zaliczyła zachwycone spojrzenie od krótkowłosej blondynki gdy wspomniała o scence w brudnych toaletach.

- To chcecie nagrać jeszcze jeden!? Z nami!? No pewnie, że w to wchodzimy! - Darko zgodził się gdy już tylko skończyli z Cichym wyjaśniać Dingo o co tutaj chodzi z tymi filmami co były i co dopiero miały być.

- To cudownie! Na pewno Lamia wymyśli jakiś kozacki scenariusz! - Eve roześmiała się wesoło i z ulgą, że tak ładnie zapowiadała się ta produkcja i kontynuacja już częściowo nagranego ze Steve’m filmu. Tak bardzo, że aż klasnęła w rączki z tej uciechy.

- Dobra to kiedy nagrywamy ten filmik? Ja to mam wolne tylko w weekendy. Sami wiecie, tyle obowiązków, sława, fanki no tylko w weekendy mam trochę czasu. - Donnie zaczął płynnie błaznować jak to miał w zwyczaju aż Cichy pokręcił głową, zresztą Steve trzymający blondynę i czarnulę przy sobie także.

- W ten weekend co teraz będzie to może być trochę trudne. - Mayers spojrzał na swoje dziewczyny, zwłaszcza na Lamię jaka bardziej była wtajemniczona w plany na nadchodzący weekend.

- W następny wpadają chłopaki z Mason - ta dopowiedziała kolejną przeszkodę, ale dość szybko machnęła ręką - Ale jakoś rano w sobotę możemy się ustawić. Zostawimy ich z Willy na te kilka godzin, nic się kurwiom nie stanie. Schleje się ich w piatek, to akurat będą odsypiać i jak dobrze pójdzie, wstaną na obiad, akurat jak skończymy… bo po wszystkim oczywiście wpadanie na obiad do nas, co? - rzuciła pytaniem i zaraz się zaśmiała - Rrrany, przez chwilę myślałam, że się nie zgodzicie i nas zostawicie na lodzie. Tym razem tym zimnym. Dzieki chłopaki, jesteście naprawdę kochani - dodała, parskając.

- Ej! Co byśmy mieli się nie zgodzić! - zawołał Donnie ciesząc się na taki numer conajmniej tak samo jak odwtórczyni głównej roli kobiecej i pani reżyser.

- A potem jeszcze obiad? - Dingo zapytał jakby mielił te wszystkie informacje trochę wolniej niż koledzy.

- No tak, no bo trochę to kręcenie trwa. A jak od rana no to pewnie trochę zgłodniejemy do południa no to już przecież nie zostawimy was z kwitkiem. Lamia dobrze mówi z tym obiadem. No chyba dacie się zaprosić? - Eve szybko poparła swoją dziewczynę opierając jedna dłoń na jej ramieniu a kolejną tłumacząc Indianinowi i jego kandydatom na obsadę ról męskich w tym filmiku.

- Hej… To jak mamy się spotkać razem… To może razem nagramy ten filmik? Znaczy jakby ktoś od nich chciał. No i tak się dało w tym filmie. - Cichy wzruszył ramionami i niepewnie rzucił swoją propozycję zerkając na siedzącą na kanapie grupkę i swoich stojących kolegów. Ci jednak nie bardzo wiedzieli jak to ma być rozegrane w tym filmie więc w końcu spojrzeli na żeńską część tej produkcji.

- Ooo… - Eve też wydawała się zaskoczona takim rozwinięciem Cichego tego pomysłu. Bo koniec końców też zerknęła na Lamię pytająco czy taki numer by przeszedł. - Ja powiem tyle, że z tej Mary Sue to taka puszczalska, że nie wiadomo z kim ona się tam właściwie pruje… - rzuciła ostrożnym tonem niepewna jak pani reżyser widzi taką zmianę w scenariuszu ale była się gotowa dostosować do tego scenariusza jaki by on nie był.

Reżyser za to zadumała się, pukając palcem wskazującym w brodę.
- Dużo jak na jedną Mary Sue - popatrzyła na Kociaczka, potem na Tygryska i znów na Kociaczka - Może gdyby miała równie puszczalską koleżankę, wtedy byłyby dwie i nie wyszłoby aż tak wyczerpująco - mówiła powoli, równie powoli kiwając głową - Ja niestety stoję za kamerą, ale Crys ma talent do takich zabaw i je lubi, a przez kolor włosów byłaby dobrym kontrastem - pogłaskała jasne pukle czule - Zresztą kurwa… wtedy i bękarty byśmy zawinęli, no i Willy. Przecież jej samej nie zostawimy, nikt nie poczuje się zbywany i odstawiany na dalszy tor… co wy na to? - dodała swój pomysł.

- Crys? A która to? - Cichy zapytał niepewny o kogo chodzi gdy tak cała trupa męskich aktorów chwilę dumała nad słowami pani reżyser.

- Tamta z czarnymi włosami i cyckami jak marzenie! - Eve bez wahania wskazała właściwą koleżankę jaka właśnie coś śmieszkowała z koleżankami.

- Tamta? Fajna. - Don i chłopaki zerknęli w tamtym kierunku i jednym spojrzeniem oszacowali zgodnie uroki przyszłej partnerki filmowej.

- To zgadzacie się? - Krótki na wszelki wypadek zapytał jeszcze swoich podwładnych.

- Pewnie! Lepiej pruć dwie foczki niż jedną! - Donnie zawołał radośnie i bezczelnie na znak, że nie ma nic przeciwko takiej zmianie scenariusza.

- No to chyba jeszcze trzeba by Crys zawołać i zapytać czy się zgadza. - podekscytowana aktorka oplotła ramionami szyję swojej ulubionej rezyser jakby już nie mogła się doczekać tego wszystkiego.

- Crys! Ej Crys! - saper od razu przeszła do dzieła, wołając czarnulkę i machając do niej ręką. Z blond foczką przyklejoną do boku patrzyła jak kelnerka unosi głowę, robi trochę zdziwioną minę po czym wstaje i przechodzi przez salę, lądując obok chłopaków.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 08-09-2020, 04:03   #219
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Crys kochanie, jest sprawa - od razu czarnula dostała uśmiechem sierżant, a Eve wciągnęła do niej rękę, ciągnąc ją na swoje kolana. - Pamiętasz te filmiki które oglądałysmy u Betty przed audiencją? Chcemy nagrać podobny, ale na użytek własny. Taka rodzinna, prywatna produkcja. Widziałaś ile z tym radochy i tak sobie z Kociaczkiem pomyślałyśmy, że super byłoby się pobawić tak z chłopakami i tobą. Masz buźkę i cycki jak mokre marzenie, od dupki nie potrafię oderwać wzroku gdy stajesz tyłem. Super byłoby cię mieć na taśmie, miałybyśmy niezła pamiątkę. Pytanie czy byś chciała się zabawić z nami jak z chłopakami Olgi wtedy w czerwonym pokoju. Eve już się nie może doczekać, ale chciałaby abyś była z nią, bo potrzebujemy drugiej seksownej foczki do scenariusza.

- Oh… - wydawało się, że barmanka ze starego kina jest nieco zaskoczona i przytłoczona taką ilością faktów jak i samą propozycją. Kiwała głową na znak, że kojarzy o jakie filmiki oglądane u Betty chodzi. I troszkę uśmiechnęła się nerwowo jak Lamia wspomniała o ich spotkaniu w czerwonym pokoju w podziemiach tego lokalu. Eve zaś niemo dopingowała ją biorąc w rączki jej rączki i uśmiechając się do niej zachęcająco.

- Taki filmik jak u Betty? A co bym miała robić na takim filmiku? I wy też tam będziecie? - Crys w końcu popatrzyła właśnie najbardziej na obie kobiety jakby do nich z całej tej grupki miała największe zaufanie.

- No tak, Lamia będzie wymyślać scenariusz i trzymać kamerę. Ja i chłopaki będziemy przed kamerą. No i ty jeśli się zgodzisz. Ja będę Mary Sue co się puszcza jak popadnie no a ty moją koleżanką. - Eve na szybko streściła jak to by miało wyglądać co do tej pory ledwo co przed chwilą ustaliły.

- Dostaniecie szkolne mundurki, chłopakom też się coś wymyśli - saper przytuliła ją pokrzepiająco i pocałowała w policzek - Poza tym weź, w życiu nie widziałam kogoś, kto byłby do tego stworzony… tak mocno jak ty. Cholera, aż mi się mokro robi jak pomyślę o tobie w akcji. Żałowałam, że nie miałam kamery - westchnęła rozmarzona, odgarniając dziewczynie czarny lok z policzka - Nie wiem… jeśli tam bedziesz, ech cholera. - jęknęła rozdzierajaco i równie rozdzierająco westchnęła - Nie wiem jak wytrzymam za tą kamerą, nie daj się prosić Crys. Serio, zabiłabym aby znów móc zobaczyć cię w akcji… żeby podołać tym odkarmionym bykom trzeba mieć nie lada umiejętności. - zbliżyła twarz do jej ucha i wyszeptała, obracając twarz wpierw na stojącą nieopodal trójkę, a potem na pozostałych w dalszej części sali - Pomyśl… jak każdy z nich po kolei łapie cię za szyję i przygniata do ziemi, a potem wchodzi w ciebie aż po kule i rżnie póki ci się przed oczami nie zrobi czarno… a potem kolejny - jej ręka z twarzy przeszła na szyję kelnerki i niżej, tam gdzie pierś - I kolejny… pieprzą cię nie bacząc na sprzeciw. Robią z twoim tyłkiem co chcą i nie tylko z nim… jeden, albo i dwóch naraz. Biorą z każdej strony, zgniatajac między sobą. Wypełniają aż do granic - dłoń zjechała niżej, po brzuchu, aż między nogi.

- Oh… - czarnowłosa barmanka znów na chwilę zaniemówiła jakby przytłoczona tym co pani reżyser mówiła na głos. I szeptem do ucha. I chociaż pod jej krótką spódniczką reszta mogła co najwyżej widzieć jak dłoń pani reżyser wjeżdża między uda kandydatki na odtwórczynię drugiej roli kobiecej to ona sama miała duże precyzyjniejszy odbiór bodźców. Słyszała jak oddech czarnowłosej przyspiesza, zwłaszcza gdy tak zaczęła jej szeptać do ucha a uda nieco chętniej się rozsuwają by przywitać jej dłoń. A u ich zwieńczenia czekało coś przyjemnie ciepłego i wilgotnego gdy widocznie barmanka albo przyszła bez bielizny, albo jej nie odnalazła albo poświęciła na pożegnalny prezent. Właściwie to ciało Crystal dość jasno zdradzało ją, że takie zabawy nie są jej ani obce ani wstrętne.

- No dobrze. Takie coś mogę zagrać. Tylko mogę mieć trochę kłopotów jak trzeba będzie zapamiętać tekst. - sapnęła cicho Crystal uśmiechając się najpierw do Lamii, potem odwracając głowę do Eve a wreszcie do trzech czekających aktorów. Co wszyscy powitali z radością, panowie okrzykami a druga z aktorek przywitała tą decyzję przytulańcem i całusem w policzek.

- Dzięki Crys! Poratowałaś nas! - cieszyła się wtulona w nią blondynka a przy okazji puściła swojej dziewczynie swoje firmowe oczki i kciuk uniesiony w górę.

- O tekst się nie bój, nie na tekście się będziemy skupiać, ale na zabawie - Mazzi szybko ją uspokoiła, ciesząc się całą gębą. Tak oto mieli idealny duet na zabawy w Mary Sue i jej brudne, perwersyjne przygody.
- Tooo… - znów zaczęła mruczeć czarnuli do ucha, pokazując ruchem brody na salę - Na którego jeszcze masz ochotę w sobotę rano?

- Oh… Jeszcze kogoś? - zapytała zdziwiona czarnulka. Zresztą jej blondwłosa koleżanka też wyraziła zdziwienie tylko, że miną.

- Oczywiście! No co to jest tylko ich trzech na dwie takie super laski jak my! - Eve może i była zaskoczona ale nie była jej obca sztuka improwizacji. Więc szybko rozpostarła dłonią na resztę sali jakby nowa koleżanka z branży mogła sobie wybierać kolegów do woli.

- No to nie wiem… Może Tony? Może być? Ale może być ktoś inny. - Crys wskazała na zwycięzcę męskich zapasów ale szybko wycofała się z tego jakby nie chciała popsuć planów na film więc zerknęła niepewnie na obie koleżanki.

- O tak, Tony jest niezły. Naprawdę zdolny chłopak i do tego blondynek… i gada mniej niż taki jeden pseudo oficer, rzeźnik i konował w jednym - saper szybko podjęła wątek, uśmiechając się uspokajająco do kelnerki - Czyli jedziemy z Tonym… a Ricky? - przekierowała uwagę dziewczyn na drugiego boltowego kierowcę, żłopiącego piwo z butelki i gadającego coś z laskami z Det.

- Ricky? - Crys spojrzała niepewnie chyba trochę nie bardzo wiedząc o którego z boltów chodzi. Ale Eve wskazała jej go palce. - O… Całkiem fajny… Może być… - czarnulka już poczuła się pewniej bo zaczęła się uśmiechać całkiem sympatycznie jak tak sobie siedziała wtulona w panią reżyser i koleżankę z planu. Ale koledzy z planu zaczęli zgłaszać pewne obiekcje.

- Chwila, chwila, my tu jeszcze jesteśmy! Nie potrzeba nam tu jakichś lamusów! Sami sobie z wami damy radę! - Don widocznie poczuł się nieco pominięty, urażony i w ogóle zepchnięty na boczny tor jak przecież powinien grać główną rolę. I niespodziewanie wtrącił się pewien kapitan.

- Tony! Ricky! Donnie ma was za lamusów! - zawołał w tłum ledwo Darko zdążył zgłosić swoje obiekcje. A dziewczęta z przyszłego planu zachichotały radośnie wesoło obserwując zmieszanie zaskoczonego takim obrotem spraw porucznika.

- Taa? Masz nas za lamusów kolego? - Tony widocznie nie był na tyle wstawiony aby nie usłyszeć zawołania dowódcy. Bo podszedł do ich grupki z dość zaczepnym wyrazem twarzy i takimż tonem.

- No. Masz okazję to jeszcze odszczekać. - Ricki też podszedł do nich i chociaż mniej zaczepnie to jednak mówił do sanitariusza dość ironicznym tonem.

- Nie no Krótki jak zwykle wszystko pokręcił. Wiecie jaki on jest. A nie możemy wziąć na przykład Karen? - porucznik próbował zbagatelizować sprawę jakby Krótki co chwila zaliczał jakąś wtopę i tak było po raz kolejny. A gdy pytał o koleżankę z oddziału to znów spojrzał na siedzące na kapitańskich kolanach dziewczyny.

- Wziąć Karen? Gdzie? - zdziwił się Ricki trochę chyba zaciekawiony o co właściwie tu chodzi. Tony też trochę odpuścił skoro nie bardzo było wiadomo o co chodzi.

Mazzi machnęła łapką i z uśmiechem małego niewiniątka, popatrzyła na dwóch nowoprzybyłych jakby ich chciała uspokoić.
- Och, nic takiego się nie dzieje - powiedziała i zaraz z tym samym wyrazem pyszczka wkopała saniego, a brewka jej nawet nie zadrżała - Bo widzicie, będziemy kręcić filmik w następną sobotę i Donnie stwierdził, że sobie nie poradzicie z tymi tutaj ślicznotkami - pocałowała każdą z dziewczyn w policzek - I z pewnością on by sam dał radę, więc… - trochę rozłożyła ramiona. - Nie wiem nawet czy byście się chcieli z nami zabawić w kręcenie pornosa na użytek domowy. Taka… - udała że szuka odpowiedniego słowa, a szukała go podejrzanie blisko ust Eve, liżąc ją po policzku. - Rodzinna produkcja, w klimatach dzisiejszej imprezy.

- I ty to chciałeś wszystko skitrać dla siebie? - Tony na chwilę wrócił do wkurzonego tonu jakim obdarzył ich porucznika.

- Jak zwykle. Wiecie jaki on jest. - zanim Darko zdążył coś odpowiedzieć to Ricky zdążył powtórzyć prawie to samo co on sam przed chwilą powiedział. Na co sani wymownie przewrócił oczami ale nie zamierzał się wycofywać.

- No oczywiście, że bym dał radę. Co to jest dla mnie trzy laski na raz? - Donnie znów tryskał pewnością siebie i machnął ręką jakby to nie był dla niego żaden wyczyn.

- Znaczy dwie bo Lamia będzie kręcić to my z Crys będziemy jako aktorki. - Eve szybko nieco skorygowała wypowiedź kolegi co się tak ubiegał o główną rolę męską w tej omawianej produkcji.

- No właśnie. Sami widzicie, że potrzebujemy trzeciej laski czyli Karen. - Donnie gładko jednak przebił jej argument i złożył ramiona na piersi jakby to co powiedział było tak oczywiste, że nie trzeba tego dalej rozwijać.

- Ale nie! Bo tam ma być scena, że Mary Sue, znaczy ja, ma mieć relacje z trzema kolegami na raz. No i jeszcze Crys będzie moją brudną koleżanką. Znaczy nie, żeby Mary Sue była jakaś czysta. - Eve pokręciła znów głową i chyba jej zależało by przedstawić myśl jaka przyświecała tej produkcji i omawianej scenie.

- A to ja też będę miała trzech na raz? - Crys zapytała z zaciekawieniem zerkając najpierw na nią a potem na panią reżyser u jakiej wciąż siedziała na kolanach. I sądząc po minie to wcale nie była niechętna na taką scenę.

- Nie no jak na was dwie i trzech to potrzebujemy jeszcze jednego. - Cichy nieco zmarszczył brwi jak tak zaczął liczyć jak to by ten układ miał wyglądać.

- A jak z Karen to jeszcze trzech kolejnych. - szybko dorzucił Darko nadal nie wychodząc z tonu oczywistej oczywistości.

- Co Karen? Jeszcze nie wyszłam a już mnie obgadujecie? - Karen chyba zwabiło to wspominanie jej imienia bo w końcu i ona podeszła bliżej. Zresztą coraz więcej osób spoglądało z zaciekawieniem w stronę kanapy.

- Oni nie wierzą, że dasz radę obrobić trzech facetów na raz. Ja cię broniłem ale wiesz jacy oni są. - Donnie pierwszy gładko wprowadził koleżankę w tryb rozmowy wskazując na winne towarzystwo co nie dowierzało w jej umiejętności a on był tym jedynym sprawiedliwym który bronił jej honoru. Karen chyba jednak nie od wczoraj go znała bo spojrzała na to towarzystwo licząc chyba na jakieś alternatywne wyjaśnienia.

- Będziemy w przyszłą sobotę kręciły film.- Mazzi poczuła się do odpowiedzi, wzruszając trochę ramionami - Chcesz wystąpić w kolejnym odcinku Mary Sue? Tym razem zabawy w szatni, trzech facetów na jedną laskę. Grają Eve i Crys, ale i dla ciebie znajdę scenariusz z pomysłem, jeśli masz ochotę pokazać temu leszczowi - tu pokazała saniego lekceważącym ruchem dłoni - Że trzech facetów zjadasz jako przystawkę przed obiadem.

W pierwszej chwili Karen zaśmiała się wesoło i beztrosko chyba sądząc, że Lamia żartuje. Dopiero chwilę potem się zreflektowała jak zobaczyła, że towarzystwo coś nie bardzo podłapało żart i tak jakby czeka z zaciekawieniem na jej odpowiedź.

- Nie no co wy… To tak na poważnie? - potrząsnęła nieco swoją krótko obciętą, czarną grzywką patrząc i na kolegów i na koleżanki. Ci pokiwali głowami ale wbrew temu co zazwyczaj opowiadał Donie operatorka broni precyzyjnej w końcu zapytała do kogoś kto w jej oczach pewnie miał jakiś autorytet. - Krótki? To tak na poważnie? - zapytała swojego dowódcę.

- Tak. Fajnie jakbyś zagrała. Dziewczyny tak umieją ustawić kamery, że może nie widać twarzy albo jak wolisz to możesz być w kominiarce czy co. Albo nawet być za kamerą to też by nam pomogło. - Krótki próbował się wychylić zza trzech dziewczyn jakie siedziały mu na kolanach albo tuż obok by spojrzeć na swoją podwładną.

- No jak Steve mówi Karen no ale masz taką ładną twarz i zgrabną, fotogeniczną figurę, że naprawdę szkoda zasłaniać! No i to film na prywatny użytek. Taki jak dla nas. Słowo! - Eve szybko poparła udział najładniejszego bolta w ich szykowanej produkcji. Karen zastanawiała się chwilę w końcu popatrzyła na nich nieco ironicznie.

- A ty Krótki będziesz grał w tym filmie? - zapytała dowódcę jakby od tego zależała jej zgoda lub nie na udział w tym filmie.

- Ja już tam mam swój wkład w ten film. Pierwszą scenkę nakręciliśmy we trójkę. Z Mary Sue i panią profesor. - odpowiedź Krótkiego chyba zaskoczyła nie tylko Karen ale i resztę podwładnych. Bo popatrzyli zaskoczeni na niego i na siebie nawzajem.

- Oj tak, ta pani profesor jest taka sexy! - Eve skorzystała z okazji by spojrzeć wprost na odtwórczynię owej pani profesor i nie mogło być wątpliwości kto w tych produkcjach jest jej ulubioną postacią.

- Chwila! To ty już grasz w tym filmie?! - Donnie zajęczał jakby po raz kolejny po kanciarsku i oszukując Krótki zgarnął mu pierwsze miejsce na podium.

- A co tam. Jak Krótki w tym gra to ja też mogę. Ale jak to wyjdzie na koszarach albo na ulicy to wam łeb odstrzelę. - zaśmiała się Karen jakby rozbawiona wybuchem porucznika stojącego obok i na przekór wszystkiemu zgodziła się wziąć w tym szaleństwie udział.

Decyzja zapadła, saper mogła dyskretnie wypuścić powietrze i udawać, że wcale go nie wstrzymywała. Cmoknęła przy tym czule Kociaczka, a Crys mocniej przytuliła. Posłała też buziaka Karen.
- Świetnie, wyjdzie ekstra, zobaczycie - zaśmiała się pogodnie i zaraz się skrzywiła - Dobra, to na chwilę obecną mamy trzy uczennice i ich pięciu kolegów. Jeśli mamy zachować stosunek 1:3 to potrzeba nam jeszcze czterech misiaków - łypnęła na strzelec wyborową chytrze - Jakieś propozycje?

- Hmm… - Karen pozwoliła sobie usiąść na oparciu sofy dzięki czemu znalazła się bliżej żeńskiej części personelu filmowego. I spokojnie zeskanowała pstrokaty tłumek kolegów jaki się przewijał pomiędzy stołami, kieliszkami a damskimi ramionami. - Kto mi tam ostatnio nie podpadł za bardzo… - zadumała się siostra wszystkich braci z premedytacją przedłużając tą chwilę i wywołując wesołe chochliki w oczach o obu aktorek.

- Może być Jessie? - zapytała zerkając w bok na reakcję żeńskiej części zespołu. Na wypadek gdyby koleżanki nie do końca wiedziały o kogo chodzi wskazała im na krótko obciętego bruneta w szortach. - A wam by któryś pasował do tej roli? - zapytała tonem kobiecej ciekawości.

- Jasne, Jessie jest w porządku. Zabawny i całkiem wygadany. Do tego sprawny… bez problemu wyniósł mnie z basenu. Kondycję też ma naprawdę niezłą. Nieźle nas z Willy przetyrali. On i Andreas - saper zaczęła ćwierkać, jakby obok nie stała zgraja samców przysłuchując się tej rozmowie uważnie. Dziewczyna patrzyła na komandoskę, albo którąś z pozostałych samic na sofie - Poza tym naprawdę przeuroczo się uśmiecha, kamera go polubi. Weźmy też Italiano… albo Denisa. Wszyscy trzej sprawiają, że masz się ochotę moczyć w nocy - pokiwała głową i nagle spojrzała na zebranie Boltów, skupiając uwagę na tych, którzy mieli grać - Zostaje jeszcze jeden. A wy, misiaki? Podoba wam się któryś kumpel? Goły tyłek którego chcielibyście zobaczyć?

- Tak. Twój. - Donnie wypalił bezczelnie i razem z bezczelnym uśmiechem. Tak bardzi, że i aktorzy i aktorki roześmiali się rubasznie na ten bezpośredni żarcik.

- Italiano i Denis są spoko. - oceniła Karen i wydawała się aprobować wybór pani reżyser.

- A może ktoś z tych twoich kolegów z Mason? Może ktoś z nich by chciał? - Eve zapytała swojej dziewczyny nie bardzo wiedząc kto właściwie ma przyjechać z tego Mason i czy by miał ochotę na takie tworzenie nowoczesnej sztuki.

Pytanie Eve zaskoczyło Lamię na tyle, by przerwać nabieranie powietrza na pocisk dla porucznika i tylko sapnęła, bo pomysł był genialny.
- Cholera, macie rację komandorze - pokiwała powoli głową, a jej gębę przeciął jasny, serdeczny uśmiech - Kogoś bym znalazła… o ile znowu czegoś nie odpierdoli i go nie wpakują po raz kolejny w karcer - wzniosła oczy ku sufitowi i westchnęła boleśnie - Donnie… rozumiem że w twoim wieku pamięć i wzrok szwankują, ale chyba całkiem niedawno sprawdzałeś, że nie jestem mężczyzną… a walić to - machnęła ręką i zwróciła się do Mayersa - Tyyygrysku, zawołasz ich? Andreasa, Denisa, Jessiego ? Zobaczymy… bo może będą mieli inne plany, albo się im nie podobamy? - powachowała tragicznie rzęsami na oficera.

- Oj nie przeginaj, prosisz się o manto… - Donie pogroził jej palcem na te dociniki i próbował zrobić groźną minę.

- Dobra, dobra, zobaczymy za dwa tygodnie jaki z ciebie kozak. - Karen wtrąciła się w te słowne przepychanki próbując je odepchnąć jak najdalej.

- Denis! Jess! Italiano! - tym razem Krótki zawołał tak samo jak poprzednio na pierwszą partię kandydatów na aktorów ale tym razem po krótkim gwizdnięciu. Ci trzej też zebrali się całkiem szybko więc większość męskiej części populacji gości znalazła się przy ich kanapie.

- No? - zapytał z zaciekawieniem Jess zerkając i na Krótkiego i na swoich kolegów. W końcu widać było, że od jakiegoś czasu coś tutaj knują.

- Chcecie grać w pornolu w którym rypiecie te trzy laski? - Don jak zwykle okazał się elokwencją i refleksem przechodząc z miejsca do sedna i wskazując na siedzące na kolanach albo kanapie koleżanki.

- O! Ten z plażą?! Super! Ale zaraz… Tam miały być same laski… - Jess i Italiano wymienili ze sobą rozjaśnione spojrzenia ale prawie od razu zorientowali się, że coś tu chyba jest nieco inaczej.

- Z plażą? Nie, no raczej nie, myślałyśmy o szatniach... Jak to same laski? - Eve jak zwykle próbowała wyjaśnić jaki jest zamysł scenariusza ale i ona coś podłapała, że coś tu się co nieco nie zgadza. Reszta też nie bardzo wiedziała o czym dwaj nowi w tym towarzystwie koledzy mówią.

- Nie, nie… The Bitchbay Patrol idzie na kiedy indziej. Pewnie jakoś równolegle do Nocy Żywych Suk - saper zaczęła tłumaczenia - Ale też chodzi nam o film akcji. W przyszłą sobotę numerek w starych szatniach. Karen, Eve i Crys… a na nie po trzech z was. Taka domowa produkcja, tylko do wglądu rodzinnego - szybko zastrzegła aby nie było niedopowiedzeń - Stwierdziłyśmy z dziewczynami, że takie dobre duperki chętnie byśmy zobaczyły w akcji na taśmie i później - powachlować rzęsami - Poza tym Donnie się upiera, że Karen da wam radę trzem. Pewnie chce się jakoś zasłonić kolegami, bo wiadomo jaki on jest - przewróciła oczami - Ale Karen i dziewczyny podejmują wyzwanie… a wy? - spytała i nie czekając na odpowiedź dorzuciła drugie pytanie, uśmiechając się czarująco - Pękacie czy dołączycie do zabawy?

No i zrobiła się wrzawa i zamieszanie. Bo ledwo szefowa produkcji Mazzixxx skończyła mówić a już każdy i każda mówił przez każdego. Trójka nowych aktorów rozpytywała się o te detale w filmie z szatniami, Donie dopingował Karen i przypominał, że zaręczył za jej możliwości, Karen droczyła się z nim, że możliwości może i ma ale jak na niego patrzy to nie wie czy by wolała nie nakręcić filmu z dziewczynami, Cichy chciał wiedzieć od Italiano o co chodzi z tym filmem na plaży co to mają być same kociaki bo zabrzmiało to bardzo obiecująco a Jess co jest grane z tymi żywymi sukami. Eve coś nawet chciała mu wytłumaczyć ale właściwie to chciała też coś od Lamii wiedzieć co ma się dziać na tej plaży zaś Crys czy by było dla niej miejsce w tych innych filmach zwłaszcza jakby były takie scenki jak Lamia jej na uszko szeptała bo z dziewczynami też by mogła kręcić takie numerki. Co z kolei zaciekawiło Eve co tam właśnie Lamia szeptała jej na uszko, że ją tak z miejsca wzięło i się zgodziła z miejsca. W końcu wszystkich uciszył krótki, ostry gwizd Mayersa. Wreszcie delikatnie ale stanowczo wstał przy okazji dbając by żadna z dziewczyn się nie potłukła no i jak wstał po tym gwiździe to się zrobiło znacznie ciszej i wszyscy czekali co dalej.

- Czyli kręcimy te szatnie w sobotę za tydzień. O 10 zbiórka na planie. Gdzie to ma być? - ogłosił krótko i jeszcze spojrzał na Eve co wcześniej mówiła, że ma jakiś pomysł na miejscówkę.

- To w starej szkole przy 4-ej alei. Tam jak się jedzie na bazar. Taka trochę ogrodzona jeszcze. - Eve poczuła się wyrwana do odpowiedzi i szybko doprecyzowała o jakim miejscu myślała.

- No to przy 4-ce o 10-ej. Jak coś się zmieni w planie to dam wam znać. Jak ktoś zmieni zdanie to też niech da znać. Jak nie to liczę, że będzie na miejscu i o czasie. Po zdjęciach jedziemy na wspólny obiad. Jeszcze zobaczymy gdzie. - kapitan dokończył te ustalenia i nagle nikt chyba nie miał więcej pytań, jakoś się wszyscy spacyfikowali i jednocześnie zdawali się zadowoleni z takich ustaleń.



Naga blondynka szła mijając inne nagie ciała. Impreza była na 102! Więc już trudno było trafić na kogoś choćby w bieliźnie. A i towarzystwo przypasowało sobie do gustu. Potworzyły się grupki, podgrupki, pary, duety, trójkąty… Aż przyjemnie było popatrzeć na tą gorącą i mokrą integrację. Mężczyźni i kobiety pili, śmiali się, żartowali, całowali czy uprawiali sporty wodne i około wodne. W końcu byli na basenie. Podeszła do szwedzkiego stołu, nalała sobie drinka i oparła się tyłkiem o ten stół pozwalając sobie podziwiać ten spektakl. Okiem zawodowego fotografa aż nie mogła nie zauważyć tylu scen do okazji. Może i lepiej, że nie łaziła z aparatem. Tylko by pstrykaniem denerwowała ludzi. No ale jak tak okiem zawodowego fotografa skanowała scenerię i modeli obu płci i w różnych akuratnych relacjach i kompozycjach dostrzegła jedną sylwetkę jaka siedziała przy jednym ze stołów.

- Eve! Eve! Musimy ci zrobić gangbang! - z zamyślenia wyrwał ją radosny głos koleżanek. Obie żwawo prawie dotruchtały do niej machając wesoło do niej rączkami i chichrając się niemiłosiernie jakby właśnie coś zmalowały albo zamierzały zmalować.

- Gangbang? Teraz? Tutaj? - Eve spojrzała na nie obie zaintrygowana pomysłem. Takie rozwiązanie akurat nie przyszło jej do jasno blond głowy. Ale widząc jak się Madi z Diane chichoczą domyślała się, że coś konkretnego chodzi im po głowie.

- Gangbang? Teraz? Tutaj? - niespodziewanie Madi też wydawała się zafrapowana. Spojrzała na ich indiańską ekspertkę. Akurat takie rozwiązanie nie przyszło jej do głowy no ale miała nadzieję, że gangerka będzie miała pojęcie jak się do tego odnieść.

- Gangbang? Teraz? Tutaj? - ale gangerka też zaskoczyło takie pytanie. Skonsternowana rozejrzała się po tym mokrym i przemieszanym towarzystwie. - Noo… No niby można… Ale to trzeba by chyba gdzieś pójść… - akurat motocyklistka pierwotnie nie myślała o tym by robić ten gangbang tu i teraz no ale ostatecznie…

- Pójść? Ale gdzie? Po co? I o co chodzi z tym gangbangiem? - fotograf widząc, że chyba coś namieszała dziewczynom w tym majstrowaniu figla zmarszczyla brwi i liczyła, że dowie się wreszcie o co chodzi. Skoro najwidoczniej miała mieć w tym jakiś udział.

- No bo jesteś nowa! Przecież mamy nasz gang no nie?! - Diane z miejsca się ożywiła wracając spojrzeniem do krótkowłosej blondynki.

- Właśnie! Kosmiczne Kociaki! A ty jesteś przecież nowa! - Madi też znów zaczęła tryskać entuzjazmem. Wcześniej już Di ją na tyle wprowadziła w sytuację, żeby wiedzieć, że pomysł jej się spodoba i jest jak najbardziej za.

- Dokładnie! A jak do gangu dochodzi ktoś nowy no to się mu albo jej robi jakieś próby! No i u nas może być gangbang! - skoro dyskusja wróciła na znajome rejony to motocyklsitce wróciła pełnia gangerskiej werwy. Szybko napełniła swoją szklankę i dla zwilżenia gardła z miejsca wypiła z połowę szczupłej szklanki. Więc Madi przejęła tą pałeczkę w dyskusji.

- O tak! Gangbang będzie w sam raz. Właściwie to i tak jak się spotykamy razem to nam zwykle orgie wychodzą. - ciemnowłosa masażystka została w samym uciętym krawacie do jakich miała taką słabość ale gładko tłumaczyła to co jej przed chwilą tłumaczyła Indianka.

- A to kto robi taki gangbang takie nowej kosmicznej kotce? - fotograf już zaczynała ogarniać o co chodzi dziewczynom. I nawet ciekawie to wyglądało. Ale nie była pewna czy dobrze zrozumiała wszystkie detale.

- No te co już są w gangu! I mają dziary! No właśnie, u nas taka prowizorka wyszła, właściwie to ten gangbang to powinien być przed dziaraniem bo dziary to już się na sam koniec robi jak ktoś już dostał się do gangu. - ciemnowłosa Diane raźno tłumaczyła jak to się zwykle odbywa. No teraz z tym zakładaniem gangu pomysł był genialny i popierała go od samego początku. Będzie należała do dwóch gangów jednocześnie! No ale taki spontan wyszedł, tak to szybko poszło, że nim zdążyła się zorientować wczoraj już Madi wydziarała Eve. No ale trudno. Co się odwlecze…

- A skąd wiadomo, że ktoś już jest w gangu? - fotograf delikatnie się uśmiechnęła i subtelnie upiła łyk ze swojej szklanki. Chyba zaczynała dostrzegać pewną lukę w tym planie dziewczyn. Skądinąd całkiem zgrabnym planie.

- No jak?! Prziecież wiadomo kto jest w gangu! Ma dziary, chusty, kurtki, motory i tak dalej! - Di aż na moment prychnęła na takie durne pytanie. Jak to skąd wiadomo kto jest w gangu?! Przecież wszyscy wiedzą kto jest w gangu nie?! Spojrzała na Eve która pogłaskała swój nowiutki tatuaż na boku szyi co jej wczoraj Madi zrobiła.

- Oohh… No tak… Dziary… - masażystka była nieco mniej zacietrzewiona niż gangerka a może szybciej zrozumiała tą niemą aluzję fotograf. No tak. Niezręcznie wyszło.

- No co? - Di spojrzała pytająco to na jedną to na drugą kumpelę co to przecież wszystkie miały być w Kosmicznych Kociakach.

- No przecież na razie to tylko Eve ma dziarę Kosmicznego Kociaka. To co? Sama ma nam robić ten gangbang? - Madi wskazała brodą na szyję blondynki a sama podeszła do stołu by nalać coś nowego także dla siebie.

- Nosz kurwa… - Di wpatrywała się w plamę czarnych kresek na boku szyi fotograf. Cholera! A tak ładnie szło! Przecież tak to się robiło! Jak ktoś nowy przychodził do bandy to się go sprawdzało. Albo ją. I ten gangbang jako chrzest czy materiał na Kosmicznego Kociaka jest dobry też pasował idealnie. Madi też się zgodziła, że to genialny pomysł. A na razie to pewnie w tym ich wewnętrznym kręgu gorących foczek raczej nie było się co martwić, że któraś nie przeszłaby takiego testu. A i byłby pretekst do spotkania i zabawy. No i nowej dziary! A potem jakby jakieś nowe dziewczyny chciały to by się już normalnie je testowało i w ogóle. No ale do cholery! Zawsze to tak działało to przyjmowanie do gangu ale zawsze był już jakiś gang. A jak tak miały zaczynać od zera, że jedyna laska jaka miała już gangerską dziarę to tak bez sprawdzania…

- Dziewczyny. - Eve widząc, że dyskusja utknęła w martwym punkcie uśmiechnęła się do obu kumpel i objęła jedną i drugą sama stając w środku między nimi. - Chyba wiecie, że ja z wami to na każdy gangbang i orgię albo skromny trójkącik to bardzo chętnie. I zapraszam serdecznie. - powiedziała pocierając swoim policzkiem o policzek jednego a potem drugiego kosmicznego kociaka. Im chyba też ulżyło widząc i czując taką reakcję. Zrewanżowały jej się biorąc przyciągając ją do siebie jeszcze bardziej. Aż się zrobiło tak osobiście, przyjemnie i blisko, że bliżej to już było tylko całowanie i pokrewne zabawy. I faktycznie blondynka pocałowała troskliwie najpierw jedne a potem drugie usta.

- Powiem wam co trzeba zrobić. Zapytajcie Lamię. Wiecie, że ona ma głowę na karku i zawsze wie co trzeba zrobić. - to mówiąc Eve sprytnie zdążyła namierzyć ich Księżniczkę i nakierować obie koleżanki by też mogły ją zlokalizować. - Di, jesteś naszym gangerskim ekspertem. A ty Madi przecież masz nas wszystkie dziarać. Jak coś zrobiłam nie tak z tą dziarą to postaram się wam wynagrodzić. A ten gangbang wygląda na świetny pomysł, ja jestem za. Ale może już nie dzisiaj co? Wiecie, że ta impreza to ma być dla chłopaków za to, że nas tak dzielnie ratowali nie? - fotograf mówiła ciepłym i obiecującym głosem. I całkiem szczerze. Wstępnie zaaprobowała ten pomysł a jak ze względów formalnych coś miałoby być nie tak no to Lamia na pewno będzie wiedziała jak z tego wybrnąć. Najwyżej potem o tym pogadają w domu jak to zorganizować.

- No tak! Lamia! Ona jest świetna w takie rozkminy! - Di się na nowo rozpaliła do pomysłu widząc jak ich lider gangu mogłaby rozwiązać te nieprzewidziane trudności. No i Eve też przyklasnęła temu pomysłowi.

- Dzięki Eve! Chodź Di, zapytamy Lamię! - Madi pociągnęła ze sobą indiańską kumpelę w stronę nagiej i mokrej liderki ich zakładanej właśnie bandy na pożegnanie jeszcze zdzielając pośladki blondyny. Ta zaś roześmiała się dźwięcznie i wesoło machając im jeszcze na pożegnanie i obserwując chwilę jak obie idą do jej dziewczyny i wpadają w nią znienacka prawie tak samo jak przed chwilą w nią. Ten “gangbang” to chyba słyszała aż tutaj. Lamia spojrzała na nią przez szerokość sali gdy Di i Madi wskazały ją gestem więc fotograf posłała im całusa i pokiwała swoją blond głową. I teraz widocznie dziewczyny Lamii nawijały to co przed chwilą jej. A ona sama zyskała chwilę czasu. I wzrok znów wrócił jej do niej. Do tej samotnej, kobiecej sylwetki jaka dopijała właśnie swojego drinka.

- Lamia! Lamia! Sprawa jest! - Di zamachała ręką by zwrócić uwagę Lamii jeszcze zanim do nich podeszła. Akurat sobie w spokoju łapała oddech leżąc na leżaku obok Steve’a. Przydała się chwila przerwy przy drinku bez jakichś większych aktywności fizycznych i umysłowych. Tylko sobie leżeć, sufitować i gadać o niczym i o wszystkim. Ale widocznie główna organizatorka tej imprezy nawet w takich chwili była komuś niezbędna. Dokładniej do Indiance i masażystce bo szły w ich stronę całkiem raźnym krokiem.

- Musimy zrobić Eve gangbang! - wypaliła gangerka gdy tylko się zatrzymała i usiadła na boku leżaka zajmowanego przez saper w stanie spoczynku.

- Teraz? - Steve co też obserwował przybycie obu dziewczyn nieco uniósł brew trochę chyba zaskoczony sprawą z jaką przyszły dziewczyny.

- No właśnie z tym mamy małą zagwostkę. - przyznała pracownica “Dragon Lady” z małym zakłopotaniem. Przez co kapitańska brew uniosła się jeszcze troszkę wyżej domagając się więcej wyjaśnień.

- No bo tak… - Diane szybko zaczęła tłumaczyć ten ambaras. Wychodziło na to, że tak na szybkiego poszedł ten pierwszy tatuaż Kosmicznego Kociaka no ale zabrały się za to z trochę odwrotnej kolejności. Bo najpierw powinna być próba czy ktoś, a raczej czy któraś z panien nadaje się do gangu Kosmicznych Kociaków no a potem dopiero jak przejdzie tą próbę no to by była w gangu i mogła sobie zrobić gangerski tatuaż. No a tu tak wyszło na chybcika i raczej na odwrót.

- No tylko taka sprawa jest, że zwykle to ten gangbang robią nowej te dziewczyny co już są w gangu. Te z gangerskimi dziarami. No ale jak na razie to dziarę ma tylko Eve. To jak my jej teraz zrobimy ten gangbang? Ona nam zrobi? Sama? Bez sensu. - gangerka wyjaśniła te zawiłości gangerskiej etykiety. Wyglądało na to, że jak tak zakłada się gang od zera no to te standardy nie są takie oczywiste i klarowne jak to zazwyczaj było w gangach z większymi tradycjami.

- No i gadałyśmy już z Eve i ona mówi, że się zgadza i wysłała nas do ciebie bo będziesz wiedziała co z tym zrobić. - Madison ubrana jedynie w swój ucięty krawat i przypiętą do bioder zabaweczką jeszcze dorzuciła wisienkę na torcie do tego co mówiła kumpela. Machnęła przy tym reką wskazując na jeden ze stołów przy jakim wspomniana blondynka gadała właśnie z drugą bękarcicą.

- Jak już nas będzie więcej to będzie wszystko jasne no ale na razie no to sama widzisz jak to wygląda. - motocyklistka pokiwała głową by dać znać, że im bardziej będą przypominać liczebnie i tradycyjnie klasyczny gang tym bardziej będzie wszystko zgodne z gangerskimi tradycjami.

Saper słuchała w milczeniu, czekając aż dziewczyny wyłożą do końca problem i westchnęła w duchu. Z pomiętej paczki przy leżaku wyjęła papierosa, odpaliła go, i zaciągając się dymem sufitowała niby bez celu, chociaż tak naprawdę myślała co z tym fantem zrobić. Niby dałoby się od ręki nadrobić małe fau pax, przy okazji robiąc wszystkim foczkom dobrze.
- Zróbmy tak - dmuchnęła dymem do góry, spuszczając wzrok na Indiankę - Skoro już poszła pierwsza dziara, wykorzystajmy okazję i potrenujmy jak to w przyszłości ma wyglądać. Wiadomo kto jest Kosmicznym Kociakiem chociaż jeszcze nieznaczonym - pokazała petem dwie kumpele, siebie, Val zabawiającą się z chłopakami gdzieś przy jacuzzi i Jamie ćwierkającą do Karen - Eve jako pierwsza z dziarą będzie brana na warsztat. Zagadam z Betty czy nam nie udostepni króla na tą okazję jakoś w tygodniu, potem skołujemy dyby już u nas. Każda z nas przeleci Kociaczka jakby była kotem przed obcinką na prawdziwego żołnierza. Dzięki temu nabierzemy wprawy, wypracujemy schemat działania i na przyszłość, kiedy dana foczka zechce dołączyć, będziemy już miały opracowany schemat działania… a wyznacznikiem ile dana kandydatka ma wytrzymać będzie właśnie E - zaciągnęła się ponownie. - Ona najlepiej odczuje granice i limity. Żebyśmy też w drugą stronę nie przeginały. Pytania?

- No właśnie. Bo wczoraj jak do was przyjechałyśmy i zaczęła z tym tatuażem no to jej zrobiłam. Dość prosty wzór to z pół godziny i da się zrobić. Wyszło trochę dłużej bo trochę gadałyśmy i w ogóle. Wiesz jak to jest jak się spotkamy gdzieś. - Madi odetchnęła z ulgą i trochę jakby zaczęła się tłumaczyć jak i dlaczego wyszło tak trochę na odwrót z tym dziaraniem szyi blond reporterki.

- Genialne! Blondi miała rację, że coś wymyślisz! - Di za to machnęła na te tłumaczenia ręką i uściskała ich szefową rodzącej się firmy produkującej filmy akcji a także gangu Kosmicznych Kociaków.

- A to na kiedy się umówimy? Ja bym chciała ale mam tylko wieczory wolne. I może nie jutro bo pewnie będę odsypiać. Cholera nie wiem jak jutro rano wstanę. Chyba będę musiała sztachnąć coś przed robotą. I gdzie? U was? U Betty? - masażystka też dała sobie spokój z rozmyślaniami nad tym co było i zaczęła myśleć o tym co będzie. I skoro miały ten temat testowania pierwszego Kosmicznego Kociaka to nawet się zapaliła do tego pomysłu.

- I masz rację Lamia, jak sprawdzimy na Eve co i jak to potem już będzie łatwiej. Cholera ciekawe kto będzie następny… - Di też wydawała się całkiem podekscytowana pomysłem Lamii i przyklasnęła mu obiema rękami.

- To od razu nagrajcie filmik instruktażowy. Tak na przyszłość. I na pamiątkę. - Steve mruknął leniwie ze swojego leżaka nieco wtrącając się do tej dyskusji.

- Środa wieczór? - Mazzi spytała po chwili - W poniedziałek zdychamy do popołudnia, potem lecimy po Tash i do “41”. Wtorek to dzień z Amy, idziemy na lody i do ZOO. Środa rano lecimy z Kociaczkiem do Tygryska, ale wieczór już mamy wolny.

- Środa wieczór? - dziewczyny popatrzyły na siebie pytająco. I po chwili obie stwierdziły, że im pasuje. Madi bo raczej już o tej porze wraca z roboty do domu a Di była zazwyczaj dyspozycyjna to jak akurat nie zalała z kimś pały czy inaczej nie znalazła sobie rozrywki to była gotowa do współpracy.

- A gdzie się umówimy? - skoro termin wstępnie pasował wszystkim zainteresowanym to jeszcze zostało ustalić miejsce.

- W “41” - odpowiedź saper wyszła automatycznie - Napijemy się, zgarniemy Val i zobaczymy. Jak Betty się zgodzi użyczyć dyb, pojedziemy do niej, a jeśli nie… to pojedziemy do nas, a my do tej pory ogarniemy dyby. Pasuje?

- A mogę na was poczekać u Betty? - Madi zmrużyła oczy gdy już mniej więcej miały sprawe omówioną i raczej wszystko jej pasowało. Ale Di sztrurchnęła ją łokciem w ramię.

- No weź! Tu chodzi o Kosmiczne Kociaki! O nas wszystkie! No nie bądź taka leniwa! - Indianka obsztorcowała koleżankę bo gdy chodziło o sprawy gangu wydawała się być mocno bezkompromisowa.

- No nie cwaniakuj, robisz co chcesz, wstajesz kiedy chcesz a ja będę od rana na nogach. Łatwiej mi wrócić do Betty po robocie. No ale dobra, postaram się przyjechać do 41. Ale jak przyjadę to zapnę twój gangerski tyłeczek. - masazystka pozwoliła sobie zaznaczyć tą “drobną” różnicę w grafikach między nimi dwoma. Ale ostatecznie jednak uległa tej perswazji i zgodziła się na taki wariant.

- No wiesz Madi nie sądzę by jakiś Kosmiczny Kociak ci odmówił zapinania. - Diane na osłode pocałowała usta masażystki i przytuliła się do niej jak na wdzięczną kotkę przystało.

- No to chyba macie deal. - Steve podsumował leniwie ze swojego leżaka. Dziewczyny zgodziły się i jeszcze spojrzały na ich prezesa firmy i zakładanej bandy.

- To co? To w środę wieczorem w “41”? Tak? Tobie zostawiamy tamte dwie. To kogo mamy zawiadomić? - Di pokiwała głową gotowa zacząć ustawiać to spotkanie z resztą dziewczyn zostawiając “te dwie” czyli Eve i Wilmę Lamii. Bo dziewczyny dalej ze sobą gadały przy stole chociaż teraz już siedziały obok siebie a nie jak na początku naprzeciwko. Eve przesiadła się do Wilmy więc teraz obie były widoczne od frontu chociaż bez detali.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=v8f8WQ85Qb0[/MEDIA]

Fotograf zawahała się ponownie. Tak samo jak przed chwilą nim dziewczyny jej nie przeszkodziły. Wahała się dłuższą chwilę. Podejść? Nie podejść? Zagadać? I o czym? Sama nie miała zbyt sprecyzowanych myśli ani planu. Ostatecznie uznała, że najwyżej poda jej drinka. Zdobiła dolewkę dla siebie, nalała nowej porcji do nowego kubeczka i z dwoma naczyniami ruszyła w stronę tej drugiej.

- Chwila spokoju co? - Eve uśmiechnęła się podchodząc do stołu i przykuwając uwagę ciemnowłosej. - Może drinka? - zaproponowała koleżance pokazując świeżo napełniony kubeczek.

- Zazwyczaj nie odmawiam nagim, mokrym blondynkom oferującym darmowego drinka. - Wilma uśmiechnęła się przyjmując podarunek. Była ciekawa czego ta mokra, naga blondynka chce. Chociaż o tej porze i stadium zaawansowania imprezy to chyba byłoby trudno znaleźć kogoś kto nie jest nagi i mokry.

- Można? - fotograf roześmiała się wesoło słysząc odpowiedź i zapytała wskazując na puste krzesło po drugiej stronie stołu. Gdy Wilma skinęła głową pozwoliła sobie usiąść.

- Zawsze tak to wygląda? - wojskowa specjalistka machnęła dłonią trzymającą pełny kubeczek w stronę rozbawionego towarzystwa. Stół stał trochę przy ścianie i na uboczu to był niezły punkt widokowy.

- Jak pytasz o ilość no to nie. Dzisiaj chyba mamy rekord. Większość chłopaków jest pierwszy raz. A z dziewczyn Lamia urządziła pełną mobilizację to chyba przyszły wszystkie. I jeszcze parę. Chciałyśmy się chłopakom odwdzięczyć za ten ratunek z tamtej rudery. Uratowali nas! No i chciałyśmy się im odwdzięczyć. Na klęcząco, na leżąco, na pieska… - fotograf odwróciła się w bok i do tyłu. Dla niej większość basenowej przestrzeni była za plecami więc nie miała takiego dobrego widoku jak Wilma. Zastanawiała się przez chwilę jak to może wyglądać dla kogoś kto pierwszy raz bierze udział w czymś takim. Chyba jak orgia. Ale cóż. W końcu taki był plan. A jego realizacja jak na razie wychodziła wybornie.

- Spore towarzystwo. Ale chyba trafiła się niezła ekipa. Właśnie mnie jeden bajerował, że mam mu zrobić laskę bo jest starszy stopniem. Jej… Przecież i tak bym mu zrobiła tą laskę. - Wilma roześmiała się na to świeże wspomnienie. Zaczęła szukać w tej kotłowaninie który to był taki elokwentny ale jak tak wszyscy byli w stroju Adama i to niekoniecznie twarzą do niej a często w dynamicznej pozycji to tak nie było to takie łatwe.

- A zrobiłaś mu tą laskę? - Eve nie oparła się ciekawości by nie zapytać o dalszy ciąg tego wątku. Kapral o brązowo - rudych włosach zarzuciła nimi śmiejąc się wesoło i odrzucajac tą rozpuszczoną grzywę do tyłu.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 08-09-2020 o 04:07.
Driada jest offline  
Stary 08-09-2020, 04:06   #220
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Pewnie! Nie wiem po co była ta gadka o tych stopniach. - specjalistka od elektroniki wzruszyła nagimi ramionami i upiła łyka ze swojego kubeczka a Eve jej zawtórowała.

- To za imprezę! Za spotkanie! I za Lamię! - skoro plastikowe szkło powędrowało do góry to fotograf skorzystała z okazji by wznieść toast. Wilma go podchwyciła, pokiwała głową i upiła kolejny łyk. Po czym obie jeszcze się uśmiechając do siebie zamilkły nie bardzo wiedząc jak dalej pociągnąć tą rozmowę. Zwłaszcza jak padło imię tej trzeciej.

- To wy… chodzicie ze sobą? - po chwili wahania Wilma postanowiła zapytać wprost. No już to niby jej Rybka wszystko tłumaczyła no ale wtedy to jakoś tak chyba do niej nie do końca dotarło. A teraz… A teraz czuła się trochę przytłoczona. Tyle nowych twarzy. I ciał. I chyba wszyscy lub prawie wszyscy się znali. No ale dla niej najważniejsza była to co właśnie gadała z tą Indianką i tą ciemnowłosą z uciętym krawatem na szyi.


- Tak. No i ze Steve’m. - Eve sama nie była pewna dlaczego ale czuła się jakoś winna. Odpowiedziała po chwili. Wyglądało na to, że ta rozmowa będzie tak trudna jak się spodziewała przy szykowaniu drinków. Sama nie wiedziała co odpowiedzieć. Chociaż przecież wszystko było jasne. Odkąd ze dwa czy trzy tygodnie temu pewnego weekendu ustalili tak we trójkę, że będą ze sobą chodzić, być i w ogóle.

- Aha. - kapral umilkła także. Pokiwała głową i wpatrywała się w swoją szklankę. Właściwie to dlaczego była zaskoczona? I skąd ten gul w gardle? Przecież coś takiego Rybka mówiła w Madison i po drodze. Steve też. Przynajmniej nie zaprzeczał. No a teraz Eve. Wszystko się zgadzało. A jednak coś ją tam żarło od środka.

- A wy? - fotograf też czuła się nieswojo. Widziała jak ta druga ścisnęła usta i zaczęła się bawić swoim kubeczkiem obracając go w lewo a potem w prawo. Miała dziwne wrażenie, że wyczuwa złość i rozgoryczenie tej drugiej. Nawet przyszedł jej do głowy powód który wcześniej aż bała się wyciągać na światło dzienne swoich przypuszczeń. Pływał sobie w mroku ledwo uformowanych myśli odpychany za każdym razem gdy próbował się dobić do brzegu świadomości. Ale był i wracał. Teraz pod wpływem impulsu odważyła się zapytać zamiast żyć w niepewności.

- Jakie to teraz ma znaczenie? - Wilson po chwili tłuczenia się z myślami i wspomnieniami w końcu wzruszyła ramionami. Wypiła większy łyk i głośno odstawiła szklankę. Szkoda, że takie słabe. Potrzebowała czegoś mocniejszego.

- Wilma… - Eve poczuła jak jej rośnie jakiś gul w gardle. Nie chciała tego! I właśnie tego się obawiała odkąd Lamia wspomniała o swojej kumpeli z wojska. Ale jeszcze łudziła się, że to tylko taka kumpela ale koleżanka. A tu jednak… No ale… W końcu wstała, obeszła stolik i usiadła na miejscu obok tej koleżanki Lamii z wojska.

- Daj mi spokój. - mruknęła kapral odwracając wzrok. Czuła, że jeszcze chwila i się rozklei. A nie chciała! Zwłaszcza przy niej. I przy Rybce też nie. Najlepiej przy nikim. A ta się jeszcze dosiadła!

- Nie wiedziałam. Lamia mi powiedziała, że byłyście razem na Froncie. W tej samej jednostce. Ale ona niewiele pamięta. Prawie nic. Dopiero teraz sobie przypomina. Niedawno wyszła ze szpitala. - Eve zaczęła tłumaczyć cichymi, krótkimi zdaniami. Czuła, że tamta ma kryzys. A nie chciała by coś się schrzaniło bardziej niż do tej pory udawało jej się to schrzanić pierwszorzędnie.

- No wiem… Mówiła mi… Widziałam w Madison… Nic nie pamięta… Nic… Mnie też nie… Nawet nie wiedziałam, że przeżyła. Zabrali ją w jedno miejsca nas w drugie. Potem się już nie widziałyśmy. Miała jechać transportem. Potem podjazd blaszaków rozniósł ten transport. Nikt nie przeżył. A jak wróciłam to nie przyszły żadne papiery, że ona jednak przeżyła. Nie wiedziałam… - wojskowa była zła na siebie, że nie może utrzymać nerwów na wodzy i zaczyna się rozklejać. Oparła twarz o swoją dłoń a łokieć o stół by nie patrzeć na nic ani nikogo. Ale się pochrzaniło! Ale przecież jak ją wtedy zabierali w ten letni skwar na zakrwawionych noszach to wydawało się, że nie dożyje transportu do punktu opatrunkowego. A potem blaszaki rozwaliły konwój jakim miała wyjechać z frontu. A gdy się już uspokoiło to postanowiła się przenieść. Nie chciała pamiętać. Chciała zapomnieć. Zacząć od nowa. Zamknąć tamten diabelski rozdział. Skoro i tak z dawnej ekipy nikt właściwie nie został. Ci na których jej zależało można było policzyć na palcach jednej ręki. I nie było wśród nich tej najważniejszej. Więc nie. Nie chciała tam już być, patrzeć na te prycze, prysznice, korytarze, stoły jakie wcześniej z nimi dzieliła. Z tymi co już nie było. I z nią. Więc praca w transporcie była jej na rękę. Zwłaszcza, że frontowego weterana z doświadczeniem przyjęli od ręki i to z otwartymi ramionami. Aż tu niespodziewanie w radio odezwał się głos zza grobu…

- To chodziłyście ze sobą. A ja wam się wpieprzyłam. - fotograf czuła się nieswojo. Ale to co mówiła Wilma, to jak mówiła, czego nie mówiła, jak dusiła w sobie spazm płaczu aż nadto jej powiedziały jak to musiało wyglądać z jej strony. Czuła się wrednie. Jakby weszła komuś w paradę i to rozpychając się łokciami. A przecież tak nie było! Skąd miała wiedzieć, że ta fotogeniczna laska na parkiecie ma już jakąś laskę?! Cholera! Nawet sama Lamia nie wiedziała, że ma już kogoś! No a jednak jak czuła pod dłonią drgające plecy nagiej kapral to jednak miała.

- Ładnie razem wyglądacie. Jak z obrazka. Ile to już jesteście razem? - Wilson próbowała wziąć się w garść. Zamrugała oczami i miała nadzieję, że ukradkiem otarła te oczy kantem dłoni. W końcu coś mogło jej wpaść do oka no nie? Jakoś chciała zmienić temat. A może nie? Jakoś mimo wszystko interesowało ją wszystko co miało związek z Rybką. Ale chciała chociaż przerzucić piłeczkę na tą drugą połowę.

- No to tak… - fotograf nie bardzo wiedziała co zrobić i powiedzieć. Siedziała obok i pocieszała ex swojej dziewczyny czując jak ją dławi gula żółci w gardle. Paranoja jakaś. Po chwili wahania postanowiła pociągnąć ten nowy wątek licząc, że jakoś wybrnął z tego bagna. Ale na poważnie zaczęła się zastanawiać. Kiedy to się zaczęło?

- Nie jestem pewna jak liczyć… Ale pierwszy raz to się spotkałyśmy chyba ze 2 tygodnie temu. Na koncercie w starym kinie. Chociaż wtedy to chyba jeszcze nie chodziłyśmy ze sobą. - fotograf mówiła powoli gdy tak w myślach dodawała kolejne dni, spotkania i okoliczności. Aż się sama zdziwiła, że to tyle czasu minęło. Niby pół miesiąca a tyle się działo przez ten czas, że te pół miesiąca wydawało się odległe jak z pół roku co najmniej.

- 2 tygodnie? No to szybko wam poszło. A jak się spotkałyście? - Wilma sama nie wiedziała po co drąży ten temat. By się bardziej umartwiać? Rozsądne byłoby chyba by wstać, wyjść i wrócić do zamykania rozdziału. Ale jakoś nie potrafiła się do tego zmusić. Może nie wszystko stracone? Przecież Rybka przyjechała do Madison. Bez Eve. I w Madison z chłopakami też bawili się świetnie. Jak za dawnych czasów. Jakby żadnej Eve nie było. Może więc da się jeszcze jakoś to odkręcić? No a poza tym zwyczajnie była ciekawa jak się koleżanka z wojska wplątała w to wszystko, że teraz była królową balu na półtorej plutonu gości.

- To było na koncercie Rude Boy’a. Lamia go zna osobiście no i przyjechała na jego koncert. A ja też go lubię no i wpadłam tam mając chcicę na jakąś przygodę. No aż zobaczyłam tą przygodę na parkiecie. Ależ ona świetnie tańczy! Jak się rusza! - na twarzy blondynki znów wykwitł uśmiech gdy wróciła wspomnieniami to weekendu z połowy września gdy wówczas ujrzała na parkiecie taką, jedną roztańczoną ciemnowłosą.

- O tak, to prawda. - Wilma niespodziewanie też się roześmiała. Z tym akurat mogła się zgodzić. Też miała na ten temat całkiem przyjemne wspomnienia. Zwykle na jakichś przepustkach.

- No! Świetna jest! Nawet parę dni temu jak znów ją zobaczyłam na parkiecie to tak mnie nagle chcica wzięła, że ją zaciągnęłam do kibla! No a przy okazji poznałyśmy Kim i Meg. Zajęłyśmy im miejsce! Też po to przyszły do kibla! - Eve roześmiała się radośnie do swoich wspomnień. Przy okazji wskazała Wilmie dwie koleżanki o jakich mówiła. Jedną w krótkich różowych włosach i drugą w dłuższych i prawie czarnych. Też tu dzisiaj były. Kapral spojrzała w tym kierunku i pokiwała głową, że je widzi ale czeka na ciąg dalszy opowieści.

- No ale wtedy to udało mi się ją zaciągnąć na drinka a potem do mnie. I było świetnie! - fotograf nie bardzo chciała się rozdrabniać w szczegółach ani wspominać epizodu z Olgą jaka właściwie ustawiła ich spotkanie na tym parkiecie. Właściwie to już złość na to jej przeszła i doszła do wniosku, że Oldze powinna za to podziękować. Chociaż wtedy to gdy to wyszło na jaw to gul jej strzelił jak cholera.

- O tak, z nią zawsze jest świetnie. - Wilma też się uśmiechnęła. Widocznie w tym Rybka się nie zmieniła. I obie miały o niej podobną jakość wspomnień.

- No! Ja myślałam, jak ją zaciągnęłam do siebie, że się bzykniemy i będzie fajnie. Ale było jeszcze lepiej! Nagrałyśmy film! “Mary Sue”! Nasz pierwszy wspólny film! No mówię ci Wil z ręką na sercu Lamia to nie była pierwsza dziewczyna jaką zaciągnęłam do siebie by się z nią poznać lepiej. Ale do cholery to była pierwsza dziewczyna z jaką zrobiłam film. Tak samo wyszło! Spontanicznie! I to jeszcze Lamia była za kamerą! Bo tak to zawsze ja nagrywałam i robiłam fotki no to nie mogłam występować. O tak, chyba wtedy się w niej zabujałam na amen… No ale wtedy to chyba mimo wszystko nie bardzo można powiedzieć, że chodziłyśmy ze sobą. - fotograf z werwą i ożywieniem opowiadała jak to wyglądało ich pierwsze spotkanie z Lamią. Z tych emocji to aż podskakiwała na krześle gdy wciąż roznosiła ją tamta energia i entuzjazm.

- Nie? - Wilson czuła tą pozytywną energię jaką nawet teraz okazywała blondynka. Ale trochę ją zdziwiło, że ten początek znajomości to jednak nie musi być początkiem związku. To kiedy zaczęły? 2 tygodnie to wcale nie tak długo. A to by były razem jeszcze krócej niż 2 tygodnie?

- No chyba raczej nie. Potem wróciłyśmy na koncert. Lamia poznała mnie z dziewczynami. I nagrałyśmy filmik w kiblu! Było świetnie! No a potem… Ale to już w tygodniu było. Lamia do mnie wpadła, że potrzebuje jechać do Madison. No to pojechałyśmy. Ale grad nas złapał a ze mnie jest dupa a nie kierowca. Więc się schowałyśmy na takiej pustej stacji benzynowej. A jak dalej padało to jakoś tak nagrałyśmy nowy filmik. “Das i Kitty”. Ale chyba wtedy też jeszcze nie chodziłyśmy ze sobą… Chyba nie… - fotograf zmrużyła oczy i szukała natchnienia w suficie nad basenem. Przygryzła nawet swoją wargę by pomóc sobie w tych rachunkach i porządkowaniu wspomnień. Im było bliżej do dnia dzisiejszego tym mniej wyraźna robiła się granica kiedy już można było powiedzieć, że były ze sobą a kiedy jeszcze nie. Jakoś tak samo to wyszło. Krok po kroku. Kawałek po kawałku. Spotkanie po spotkaniu i filmik po filmiku.

- Byłyście w Mason? - Wilson zapytała ale ujrzała potwierdzający ruch głową. - To kiedy właściwie zaczęłyście chodzić ze sobą? - im więcej słyszała tym bardziej odbiegało to od standardu. Chociaż ciekawie się tego słuchało.

- No chyba po tym jak Lamia zaczęła chodzić ze Steve’m. Bo to chyba w ostatni weekend było. Bo on może tylko w weekendy. Dlatego w tygodniu pojechałyśmy do niego. - fotograf zmrużyła oczy jeszcze bardziej gdy we wspomnieniach doszła do zdarzeń sprzed tygodnia. To chyba jakoś tak było.

- Co? - teraz i Wilma zmrużyła oczy gubiąc się do reszty w tej chaotycznej odpowiedzi. Eve zaczęła chodzić z Rybką bo Rybka zaczęła chodzić ze Steve’m? I to jak ten nie może w weekendy to pojechały… Nie no to jakaś bzdura…

- No bo Lamia poznała Steve’a wcześniej. I jak wracałyśmy od Tashy, po jej występie, no to Lamia wpadła na pomysł by go odwiedzić. W koszarach. A oni stacjonują w Wild Water. To trochę za miastem. - blondynka się nie bardzo przejęła taką reakcją ale szybko zaczęła dokładniej tłumaczyć co i jak to było.

- Wiem gdzie to jest. - mruknęła kapral. Co jak co ale na rozkładzie lokalnych koszar, baz i garnizonów to się troszkę znała. Eve skinęła głową i ciągnęłą dalej tą opowieść.

- No właśnie. No to ja im mówię, że tak za darmo to nie ma. I jak mam ją zawieźć, bo głównie Lamia chciała, no to chcę coś w zamian. No to Lamia się pyta co. No to chciałam by przyjechała do mnie w weekend i żebym mogła być jej dziwką do rana. No i na szczęście się zgodziła no to się ucieszyłam i na spokojnie pojechałyśmy do tych koszar. - Anderson szybko i z zapałem opowiedziała tą część historii zbliżając się do finalnego weekendu. No ale znów coś rozmówczyni się nie zgadzało bo potrząchnęła swoją burzą włosów i ją zastopowała.

- Poczekaj… Powiedziałaś, że jak ją zawieziesz do koszar to w weekend będziesz jej dziwką? - coś tutaj Wilmie mocno się nie zgadzało. Nie powinno być na odwrót? Albo Eve coś pokręciła albo coś jej tutaj ściemniała. Ale widząc jak blond główka uśmiecha się radośnie i z entuzjazmem kiwa głową na razie darowała sobie to dzielenie włosa na czworo. Machnęła ręką by opowiadała dalej.

- No właśnie. I jak w weekend do mnie przyjechali no to już byli razem. Bo wtedy w środku tygodnia no to chyba jeszcze nie. No i mi się tak smutno trochę zrobiło. Bałam się, że mi Steve odbije Lamię. Chociaż no właściwie chyba nie chodziłyśmy razem jeszcze. No ale tak cudnie było wtedy w nocy we trójkę, że ich poprosiłam czy mogę być ich dziwką. Znaczy chodzić z nimi na spółę. No i się zgodzili! - fotograf z radości klasnęła w rączki jakby Pana Boga za nogi złapała z tym chodzeniem. Ale aż do tej pory uważała się za największą farciarę w tym mieście, że mogła z nimi chodzić i w ogóle.

- No tak… Coś słyszałam o tej dziwce… - brzmiało dziwnie. Mało standardowo. Jakby Eve coś na poważnie pomieszała albo nie mówiła poważnie. Chociaż na ile mogła poznać siedząc tuż obok niej to się szczerzyła jak głupia. Może Rybkę zapytać? Albo Steve’a? Ciekawe czy powiedzieliby coś podobnego.

- No! A teraz to już tak na stałe dostałam tą robotę! Lamia mi ją załatwiła! - fotograf dorzuciła wisienkę na torcie swojego szczęścia i radości. Wilma pokiwała głową i też się uśmiechnęła. No tak, zdecydowanie nie brzmiało to jak standard. Wyglądało jakby Rybka trafiła dokładnie w swoje klimaty.

- A jak ty jesteś ich dziwką to oni kim są? - kapral znów nie wiedząc dlaczego ale nie mogła się oprzeć by nie pociągnąć tego tematu. W jakiś sposób ją to fascynowało.

- No Lamia jest naszą Księżniczką. Betty ją tak nazwała i tak zostało. Pasuje jej. No a Steve to taki nasz rycerz w lśniącej zbroi. Zawsze nas broni, wybawia z opresji i w ogóle pozwala się do siebie przyklejać i możemy z nim chodzić jak takie dwa kwiatki w mundurze. - z tym fotograf też nie bardzo miała kłopot by porozdzielać role w ich trójkątnym związku. Wskazała na ich oboje po drugiej stronie sali jakby tłumaczyła kto jest kto w tym związku i taki podział ról wydawał jej się idealny.

- No tak słyszałam. - Wilma znów pokiwała głową. Na razie zbyt wiele nie słyszała ale wystarczająco by słyszeć jak to Thunderbolts odbili zakładniczki. A na ile w Mason poznała Steve’a to nie dziwiła się, że dziewczyny na niego lecą. I to pewnie nie tylko Rybka i Eve. Poza tym wczoraj i dzisiaj naprawdę wydawał się w porządku. A niby kapitan. A coś się wcale nie woził jak kapitan.

- A wy? Jak się poznałyście? - blondynka sięgnęła przez stół po pozostawiony tam drink i siadła z nim obok rozmówczyni. Skoro Wilma się dowiedziała jak to jest z nią i Lamią to chyba mogła powiedzieć jak to było z nimi? Pytanie na tyle zaskoczyło wojskową, że teraz ona musiała zebrać myśli by pogrzebać w pamięci jak to było ten pierwszy raz.

- Chyba na placu apelowym. Chociaż ja jej z wtedy nie pamiętam. - zapytana podjęła temat po tej chwili zastanowienia. Teraz brwi blondyny powrowały do góry gdy coś jej się nie zgadzało w tej wypowiedzi.

- No to jak się spotkałyście jak tego nie pamiętasz? - reporterka zapytała ze zdziwieniem w głosie i spojrzeniu.

- Oj bo była kotem. Jedną z pięciu ciężarówek kotów. Wszyscy na zielono, ogolone łby, każdy z tym samym pakunkiem. No to tak przeszli obok nas. Ona mówiła potem, że mnie widziała. Ale też dlatego, że byłam jedyną laską w naszej grupce. A ja ją może i widziałam ale w tym tłumie to mi musiała mignąć razem z innymi. - Wilma bez żenady przyznała, że taki big love przy tym pierwszym spotkaniu to wcale nie był. Ot, w ramach reorganizacji jednostki przyszły nowe uzupełnienia. I szeregowa Lamia Mazzi była jedną z nich. Wtedy jeszcze jedną z wielu.

- No to tak dokładniej? Jak się poznałyście? - blondynka przyjęła to do wiadomości i dała znać, że rozumie i prosi by wojskowa opowiadała dalej.

- No tak dokładniej to dopiero jak ją przydzielili do naszego plutonu. Dziewczyn u nas zawsze było mało. Jak się trafi jedna na pluton to dobrze. W naszym byłam ja więc jak nam z resztą chłopaków dorzucili aż dwie nowe no to wszyscy byliśmy zdziwieni. Szeregowa Linda Lee i szeregowa Lamia Mazzi. No i jak ja byłam jedyną dziewczyną w plutonie no to nowe trafiły pod moje skrzydła. - Wilson uśmiechnęła się do tamtych wydarzeń. Gdy jeszcze była młoda nie tylko ciałem. I do tamtego pokoju w koszarach weszły dwie nowe świeżynki pytając o starszą szeregową Wilson. Jakie dwa słodziaki! Aż nawet teraz ją brało rozczulenie na tamten widok.

- No ale Linda to taka trochę staroświecka była. Taka grzeczna dziewczynka. Przynajmniej na początku. Trochę sztywna. No ale z Lamią to od razu poczułyśmy, że nadajemy na tych samych falach. Potem była ta heca z damskimi prysznicami. Chciałam zaciągnąć je obie do chłopaków no ale Linda się chyba wstydziła. Za to Lamia kompletnie! Więc wpadłyśmy obie pod prysznic, całkiem nago, i ze skargą do Starego, że chcemy babskie prysznice a nie czekać aż się chłopcy skończą pluskać. - zaśmiała się jeszcze weselej. Nawet wczoraj jak to opowiadali razem po raz kolejny to wyglądało, że to kultowy numer w ich kompanii wyszedł bo wszyscy go wspominali ze śmiechem i rozrzewnieniem.

- No a potem były te prysznice. Bo kabinę nam zrobili ale tylko jedną. I na przepustkach też balowałyśmy razem. Żadna z nas się nie oszczędzała. O rany! Pamiętam jak raz poszłyśmy z chłopakami do burdelu! Ojej tak mi ich szkoda było! - mówiła wciąż się uśmiechając ale jak doszła do tamtej wizyty w burdelu to nie wytrzymała i roześmiała się na całego. No a jak Eve nie wiedziała o co chodzi to kapral jej streściła jak to wtedy było w tym burdelu.


---


- No ja pierdolę… Ja pierdolę jaki syf… Nosz kurwa no… - jeden z mundurowych siedział przy okrągłym, odrapanym stoliku i wściekał się co niemiara. Rzucił kolejną kartę na stół ale gra się nie kleiła. Ani jemu ani kolegom. Koledzy też mieli mocno niewyraźne miny. Nie było się co dziwić. Nie po to idzie się na przepustce do burdelu aby grać w karty.

- No sam chciałeś. To był twój pomysł. - z sierżantem było lepiej nie zaczynać gdy był tak wkurzony. Zwłaszcza jak wszyscy byli niżsi rangą od niego. No ale byli z tej samej kompanii i plutonu to tak na przepustce to raczej byli jak koledzy. Ta ranga miała minimalne znaczenie.

- Nie wkurzaj mnie bardziej. - warknął sierżant wskazując pechowca oskarżycielskim palcem i spojrzeniem.

- No jest jeszcze ta stara. - rzucił pojednawczo kolega. No i miał rację. Była jeszcze ta stara dziwka no ale bez przesady. Byli zdecydowanie za mało napruci by coś z nią próbować. Nawet jakby za darmo było. A jakby się już napruli na tyle aby spróbować to by pewnie nic z tego nie wyszło bo byli napruci. Chociaż braku laku…

- Kijem bym jej nie dotknął. - burknął sierżant i ze złością trzepnął kolegę by nie tamował ruchu bo się zagapił na górę schodów gdzie mieli zamiar złożyć wizytę. Przynajmniej jak tu przyjechali.

- Tam jest jeszcze jakaś kura. - kapral chyba coś ważył dziś swój los gdy wskazał na człapiącą za oknem kurę. Ale mimo wszystko miał żal do sierżanta za ten “szlachetny” pomysł na jaki wpadł na początku wizyty.

- Co? Jaka kura? - sierżant podniósł wzrok nie bardzo wiedząc o czym kolega mówi z tą kurą. Chyba nie był aż tak głupi aby…

- O tamtą. Ta co tam chodzi. Ta czerwona. Wiesz jak mocno ci się chce to mógłbyś ją sobie złapać a potem… - kapral wydawał się odporny na to ostrzegawcze spojrzenie. A może po prostu był tak wściekły na kolegę jak ten sam na siebie. Więc bez zmrużenia okiem zaczął pokazywać i tłumaczyć o jaka kurę chodzi i co sierżant może sobie z nią zrobić skoro ma takie mocne stężenie potrzeb.

- Zamknij się! Cholera zamknij się! Do jasnej cholery! Jesteśmy na przepustce! W burdelu! A siedzimy i rżniemy w karty zamiast dziwki! Cholera! Przecież do tego nawet nie można się przyznać! Co powiemy reszcie?! Że byliśmy w burdelu i żaden nawet nie zamoczył?! - sierżant wstał i krzycząc wywalił swoją złość i frustrację. Żałość tej tragedii poruszyła go do głębi. Zresztą resztę chłopaków też. Żaden nie protestował. Wszyscy się z nim zgadzali, że to totalna sromota i porażka.

- Mówiłem aby nie brać dziewczyn do burdelu. - burknął cekaemista gdy sierżant urwał swoje krzyki by upić ciepłego piwa ze szklanki.

- No ale jak nie brać? Przecież Wilma i Lamia są w porządku. I też dostały przepustkę. Miały zostać same? Pojechać bez nich? Wysadzić i kazać im spadać? No chłopaki no… - kapral popatrzył na swoich kumpli. No tak. Taki był plan. Tak to się zaczęło. I dlatego no jakoś tak wyszło, że zabrali dziewczyny ze sobą no a jak wyszło, że jadą do burdelu no to jakoś głupio było je spławiać. Właściwie to samo w sobie jeszcze nie robiło tragedii. Dziewczyny były spoko. A nawet bardzo fajne. No i pewnie dlatego sierżantowi odwaliło ledwo weszli do burdelu i zaczęły się schody.

- To przez ciebie! To był twój pomysł! - drugi kapral co to radził koledze jak może mu ulżyć ta czerwona kura nie zdzierżył i rzucił jawne oskarżenie celując palcem i złością w sierżanta.

- No co?! Skąd miałem wiedzieć?! Jakie miały szansę?! - no niewielkie. Tak na oko to chyba dwie na sześć. Bo przyszli w szóstkę z czego dwie dziewczyny. A się okazało, że jak nie liczyć próchna no to jest tylko jedna dziewczynka wolna. Reszta zajęta albo wyjechały czy co. No i do cholery jedna na ich czwórkę. No ale dziewczyny zaczęły jęczeć, że też mają prawo no i sierżant zmiękł. Ciągnęli losy. Wiedzieli, że ta młoda i fajna dziwka zgodzi się na trójkącik no ale nie więcej. Więc dwóch farciarzy mogło mieć radochę. No a jakby jeszcze trafiło do kompletu na jedną z ich dziewczyn no to miodzio. Trójkącik z dwiema fajnymi laskami! Bo nie zapowiadało się by były szanse na drugi numerek, musieli już niedługo wracać.

- A myślałem, że ta Wilma to taka fajna dziewczyna. A tu zobaczcie jaka z niej wredna małpa. - westchnął cekaemista opierając oba łokcie na stół. No tak. Jakoś wszyscy chyba myśleli, że ktoś z nich wyciągnie odpowiedni los. I mieli dżentelmeński deal, że farciarz dobierze sobie kogoś do pary. Ale chyba nikt nie brał pod uwagę, że farciarski los wyciągnie Wilma. I dobierze sobie do pary Lamię. A zaraz potem trzy roześmiane foczki zniknęły na schodach prowadzących do pokojów na górze zostawiając czwórkę osłupiałych mężczyzn.

- Tak się nie robi, tak się kurwa nie robi… Nigdy więcej nie zabieramy dziewczyn do burdelu… - jęknął z żalem drugi z kaprali nie mogąc pogodzić się z takim zakończeniem przepustki. Co za żenada. Sierżant miał rację. Naprawdę aż głupio było w kompani komuś o tym powiedzieć bo to po prostu obciach. Dojechać do burdelu i nie zamoczyć bo laski zgarnęły jedyną ładną dziwkę w okolicy.


---


- Ojej! Naprawdę ich tak zostawiłyście? - Eve zrobiła szerokie oczy. Aż nie wiedziała czy powinna się roześmiać czy nie. Dowcip był przedni! Ale tamtych chłopaków to nawet tu i teraz było jej szkoda.

- No! Ale nie bój się. Poszłyśmy z Pam na górę i ją trochę urobiłyśmy. Pogadałyśmy, że jak my we dwie będziemy jak jej koleżanki, też się zajmiemy chłopakami no to na nią już będzie standard, jeden, góra dwóch. No i jak zeszłyśmy znów na dół zaprosić ich na górę no to mówię ci. Święta przyszły wcześniej w tamtym roku a Mikołaj ma kurewsko seksowne śnieżynki! - Wilma rechotała się na całego. O tak, udał im się wtedy ten numer w tym burdelu. Ale mieli miny! Najpierw jak ich zostawiały to aż musiała na nich nie patrzeć. Lamię też żarły wyrzuty sumienia. No ale już na górze jak powiedziała dziewczynom jaki ma plan to Rybka od razu załapała o co chodzi. Pam jeszcze trochę musiały potłumaczyć ale okazało się, że nie chciała obsługiwać sama całego stada. Więc jak z dziewczynami to już mogła pójść na czterech. No a potem jak zeszły na dół! Szkoda, że nikt nie miał aparatu. Ale mieli miny!

- Nie no nie mogłyśmy być wredne dla naszych chłopaków. Zawsze nas oszczędzali. Niby miałyśmy takie same prawa i obowiązki jak oni. Ale jak się dało to nas oszczędzali. Na przykład jak zajmowaliśmy nowe kwatery to porucznik zawsze dawał nam pierwszeństwo wyboru. Albo na stołówce jak się tylko ładnie uśmiechnęłyśmy to się mogłyśmy dosiąść do każdego stolika albo dostawałyśmy tą łyżkę więcej porcji jeśli było z czego. Albo jak braliśmy słoneczne prysznice. - mimo, że tego głośno się nie mówiło to jakoś podskórnie te ich frontowe chłopaki jak mogli to starali się im pomóc i ulżyć. Nawet jeśli oficjalnie nic takiego nie miało miejsca i panowało to równouprawnienie. Pewnie, że nie było samych plusów. Ale teraz wolała mówić o plusach.

- Słonecznie prysznice? Opalałyście się tam? - reporterka zmarszczyła brwi na znak, że nie bardzo wie o czym mowa z tym ostatnim elementem.

- Nie. - zaśmiała się wojskowa nie chcąc już tłumaczyć jak to było z tym frontowym opalaniem. Przynajmniej w lato. Twarz, szyja, kark, dłonie pewnie. A reszta pod mundurem to bladzi jak anemicy z piwnicy. - Słoneczny prysznic. Bierzesz plastikową torbę albo butelkę i napełniasz wodą. Nawet zimną. I wystawiasz na Słońce. Jak jest lato to się woda nagrzewa tak, że jest ciepła w dotyku. Potem wieszasz tą torbę czy butelkę na odwrót no i jak porobisz małe dziurki no to masz prysznic. Jak nie masz czasu albo miejsca by rozpalać ogień i nagrzać wody no to taki prysznic lepszy niż zimna woda. No i z Rybką często brałyśmy takie prysznice razem. Przyjemne i pożyteczne w jednym. - frontowy weteran wyjaśnił reporterce jak to było z tymi frontowymi prysznicami na słoneczku. I znów pominęła takie momenty gdy dostaw wody nie było nawet do picia.

- A dlaczego mówiliście na nią Rybka? - Eve zapytała ciekawa tej całkiem dla siebie nieznanej strony Lamii. Nie była nawet pewna czy sama Lamia zna się od tej strony skoro ma takie dziury w pamięci.

- Bo jak w tej bajce o złotej rybce. Powiesz życzenie i się spełni. No i Lamia tak miała. Coś się wywiedziała, że ktoś czeka na list z domu to powęszyła i okazało się, że list gdzieś tam się zawieruszył ale znalazł. Taki jeden uczył się korespondencyjnie i przyszła dla niego paczka. A ona akurat miała przepustkę ale no nie tam. To nadłożyła drogi i mu pojechała i przywiozła tą paczkę. Albo kolega chciał się spotkać z dziewczyną i chciał się zamienić na przepustki no to też się zamieniła by mógł pojechać. No i taka nasza złota rybka z niej. Zawsze dbała o innych więcej niż o siebie. - Wilma uśmiechając się w zamyśleniu do swoich wspomnień druchowo namierzyła wzrokiem Rybkę. No tak to jakoś szło, że nie szło nie lubić tej ich złotej rybki. Blondynka siedząca z nią ramię w ramię też powędrowała za nią spojrzeniem. Upiła łyk ze swojego kubeczka i zgodziła się z nią w milczeniu.

- Długo, ze sobą byłyście? - po chwili ciszy Eve nie patrząc na sąsiadkę zadała nowe pytanie. Wojskowa wzięła powoli wdech i równie powoli odetchnęła. No teraz jak się wygadały to jakoś lżej się o tym rozmawiało. A nawet patrzyło w przyszłość.

- Zależy jak liczyć. - kapral uśmiechnęła się niezbyt wesołym uśmiechem. W końcu dopiero co Eve mówiła, że sama ma kłopot z tym liczeniem a przecież miała o wiele krótszy czas tego stażu. Blondynka zrozumiała aluzję, uśmiechnęła się do niej i stuknęła plastikowym szkłem. Ale Wilma naprawdę nie wiedziała jak liczyć. Tam, wtedy, z Rybką i resztą… Tam było inaczej. Człowiek rano nie wiedział czy dożyje obiadu. A nawet jak było spokojniej to coś w perspektywie następnego tygodnia było odległą perspektywą. Miesiąc na froncie no to była jak następna pora roku a następna pora roku jak rok. To był inny świat niż tutaj. Inne miary czasu, odległości, strachu, serdeczności. Inne życie. Jak tu porównać te tutejsze “bycie” czy “chodzenie”?

- Nie zaobrączkowałam ją jeśli o to pytasz. - przyznała w końcu po tych znów niezbyt wesołych rozmyślaniach. - Tam nie jest zbyt dobre miejsce by snuć plany i robić związki. - dodała tonem wyjaśnienia nie pewna czy dla kogoś kto tam nie był jest to tak oczywiste jak dla niej.

- A jakbyś mogła to byś to zrobiła? - Eve po zastanowieniu dalej pociągnęła ten temat. Nie była pewna czy chce usłyszeć odpowiedź. I co z nią zrobi jak usłyszy.

- Wtedy? Nie. Raczej nie. To przynosi pecha. I bardziej boli jak kogoś stracisz. A tam co chwilę kogoś tracisz. - mimo wszystko weteran nie mogła powiedzieć inaczej. Tak wtedy żyła. Wszyscy tam chyba tak żyli. Pewnie dlatego między nią a Rybką wyszło tak jak wyszło. I teraz chodziła z Eve a nie z nią. Reporterka pokiwała głową, że rozumie. I znów zawahała się czy dalej ciągnąć ten temat i usłyszeć tą odpowiedź jakiej się obawiała.

- A teraz? - w końcu jednak mimo obaw zapytała. Chociaż nie odważyła się spojrzeć na tą drugą. Tylko leniwie przesuwała palcami skubiąc brzeg swojego plastikowego kubeczka.

- A teraz to ona chodzi z tobą. Z wami. Więc psu na budę takie rozważania. - westchnęła Wilma wzruszając ramionami i znów wypiła duży łyk ze swojego kubeczka prawie go osuszając. A Eve znów poczuła się nie na miejscu. Jak jakiś intruz. Zastanawiała się jak z tego wybrnąć.

- Ale Lamia nadal cię bardzo lubi. No zobacz, ledwo przyjechałaś i zrobiła ci miejsce. Możesz zamieszkać z nami. Wybrać własny pokój. No tylko z tym trochę potrwa bo dopiero wpadłyśmy na ten pomysł to jeszcze nic nie jest gotowe. Będziesz mogła mieszkać jak u siebie. A nie w jakichś koszarach. - blondynie wcale nie było to mówić tak lekko. Co by nie mówić obawiała się Wilmy. Tego, że jak Lamia się połapie co i jak to znów będą razem. Przecież ewidentnie miała słabość do wojskowych mundurów. No a jak jeszcze wyjdzie, że Wilma to jej ex… I to nawet tak nie do końca ex. W końcu wyglądało, że po lecie nie wiedziały o sobie. To tak jakby trochę były nadal ze sobą. Nie zerwały ze sobą ani nic takiego. Ot, Lamia nie była tego świadoma jak ją poznała. Ale teraz sobie przypomni. Mniej lub więcej. Nawet jak teraz tego nie pamiętała to i tak zaprosiła Wilmę do domu. Tylko czekać aż taka jedna blondynka zostanie “tylko koleżanką” i wspólniczką w interesach. Nawet aparycję i figurę też miała bardzo fotogeniczną. Elegancko się prezentowała w mundurze a bez jeszcze lepiej.

- A Rybka? I ty? I Steve? - Wilma pokręciła głową i prychnęła cicho nieco ironicznie. Pięknie brzmiało. Ale chyba by ją szlag trafił jakby miała przez szybkę oglądać szczęście Rybki nie mogąc samemu z tego skorzystać. To już wolała wrócić do etapu zamykania rozdziału. Zresztą Rybka, jak zawsze, miała świetny gust. Ta Eve to była pierwszorzędna szpryca. Buzia, cycki, talia, nóżki… Steve też. Kapitan. Do tego specjals a nie żaden figurant z zaplecza. I zabawny i przystojny. Po cholerę im ma się pętać po kątach jakaś kapralina?

- I Karen. Karen ma jeszcze mieszkać z nami. - Eve dorzuciła żartobliwie do tej litanii wojskowych jacy już u nich mieszkali albo mieli zamieszkać. Chociaż na razie to dalej mieli tylko sypialnie i mieszkanie.

- Ale ja na poważnie pytam. Jak to sobie wyobrażasz? - Wilma kiwnęła głową raz trochę w lewo, raz w prawo na znak, że nie o Karen teraz pyta i nie ona jest sednem tej sprawy. Blondynka wymownie westchnęła. Trochę miała nadzieję, że jakoś się wymiga tym żartem. A tak to dopiła swój kubeczek i trochę nim poprzewracała z góry na dół. I z dołu na górę. Nie znalazła żadnego rozwiązania zgodnego z własnym sumieniem. Poza jednym.

- A ze mną chciałabyś chodzić? - niespodziewanie reporter zadała włąsne pytanie i spojrzała w bok na ciemnowłosą sąsiadkę.

- Co? - Wilma zmarszczyła brwi nie bardzo wiedząc do Eve strzeliło do głowy z takim pytaniem.

- No ja. Ty i ja. Czy jakoś to widzisz? Chciałabyś ze mną chodzić? - fotograf spokojnie ciągnęła temat dalej mówiąc lekko jakby chodziło o coś luźnego. Ale nie wiedziała jak to inaczej ubrać w słowa.

- Co to ma do rzeczy? - kapral pokręciła głową zjeżdząjąc spojrzeniem nieco w dół po sylwetce siedzącej obok kobiety. A, że obie były bez ubrania to widoku nic nie przysłaniało.

- Pytam bo zakładam, że z chodzeniem z Lamią czy Stevem nie miałabyś zbyt wielkiego problemu. No ale nie wiem co ze mną. - Anderson wyłuszczyła dlaczego drąży ten detal. Wskazała palcem na większą część ich osobowego trójkąta jaki bawił się po drugiej stronie sali.

- No ale jak? Z tobą? I z nimi? - Wilma zamrugała oczami dla pewności też wskazując palcem na ten duet o jakim mówili. Na wypadek gdyby Eve się pomyliła i mówiła jednak o kimś innym.

- Mhm. Przypuszczam, że każda z nas chciałaby mieć Lamię dla siebie. No ale jak nie chcemy się truć i łamać sobie serc więcej niż do tej pory to chyba możemy spróbować razem. O łomocie nie mówię bo pewnie byś mnie wgniotła w podłogę i się nawet nie spociła. Więc tak to widzę. - krótkowłosa blondynka popatrzyła na ciemnowłosą rozkładając rączki w geście bezradności. Nie miała innego pomysłu jakby te wszystkie wątki i związki połączyć razem. A skoro Wilma i tak miała z nimi mieszkać to co im szkodzi spróbować? Obawiała się takiego rozwiązania. Ale obawiała się też zostawić bieg swojemu losowi.

- Ale jak? Przecież wy jesteście razem. We trójkę. No to jak jeszcze ja? - saper zamrugała oczami i nieco pokręciła głową jakby coś jej się tu nie do końca zgadzało. Chociaż legalny trójkąt gdzie wszyscy żyją w zgodzie i symbiozie to trochę trudno było nazwać sztampowym.

- O rany wielka mi rzecz! Pfff! Mamy trójkąt no to się zrobi czworokąt. Masz z tym jakiś problem laska? - Eve dzielnie próbowała uderzyć w żartobliwy ton. A wątpliwości jakie okazywała Wilma wcale jej nie pomagały. Sama też ich miała od cholery.

- Nie… Nie mam z tym problemu laska… - Wilson roześmiała się niespodziewanie. Ten pomysł wydawał się poroniony! Szalony! Bez sensu! I szans na realizację. Ale czy nie była właśnie w samym środku orgii na jaką przybyli ludzie jakich Rybka skołowała w tydzień czy dwa? Czy to brzmiało sensownie? Za cholerę. A jednak działo się. I to na jej oczach i sama brała w tym udział. I było świetnie! Więc się w końcu roześmiała.

- Cudownie! To co? Buzi na zgodę i dobry początek? - blondynka klasnęła w dłonie jakby brunetka obiecała jej właśnie tort czy inny prezent. Uniosła brwi i popatrzyła wyczekująco na tą co miała właśnie zostać jej nową dziewczyną.

- Pewnie! - Wilma nie mogła przestać się śmiać ale w końcu opanowała się na tyle by zbliżyć się do twarzy sąsiadki i ją pocałować. Najpierw ostrożnie usta w usta ale stopniowo przeszły to szerszej wymiany językowej. Aż się w końcu objęły i jeszcze raz pocałowały tym razem w policzek.

- No ale nie wiem czy ci Steve albo Lamia mówiła… - zaczęła blondynka mówiąc gdzieś do włosów obejmowanej kobiety. - U nas w związku panują pewne zasady. - ciągnęła dalej i nie widziała jak brunetka otworzyła oczy i zmrużyła brwi jakby ten piękny moment miał się właśnie skończyć.

- Zasady? - zapytała niepewna o czym blondynka mówi. Ta więc odsunęła się trochę by znów mogły sobie patrzeć w twarz.

- Właściwie to role. No wiesz. Lamia jest księżniczką, Steve rycerzem a ja dziwką. I to raczej zajęte role. Więc dobrze jakbyś sobie jakąś znalazła własną. - Eve pokiwała głową i wyglądała jakby mówiła jak najbardziej poważnie o najpoważniejszej sprawie na świecie.

- No chyba jakoś coś sobie znajdę. I dla mnie oni też mają być księżniczką i rycerzem? - rozmowa znów schodziła na trochę absurdalne tony. Ale Eve wydawała się nie żartować. Chyba. Jednak Wilma kompletnie nie była przygotowana na takie rozważania.

- No raczej tak. Ale to już możemy z nimi pogadać. - reporterka szybko potwierdziłą ruchem głowy i słowami zerkając znów na drugą połowę planowanego czworokąta.

- A ty? Będziesz dla mnie dziwką? - brwi brunetki trochę powędrowały do góry jakby miała największe wątpliwości właśnie pod tym względem.

- Oczywiście. Jestem dziwką dla każdego z kim chodzę. Więc dla Lamii i Steve’a no to dla ciebie też. Uwielbiam tą robotę. No chyba, że mnie nie chcesz i nie chcesz ze mną chodzić. No to szkoda. Bo ja bym chciała z tobą chodzić. - fotograf mówiła prosto i spokojnie, bez zawachania jakby na tym etapie już zrobiło się wszystko proste i klarowne.

- A jako dziwka to co robisz? - Wilma z zafascynowaniem toczyła tą dyskusję. Była tak absurdalna, że aż pociągająca. Wciąż nie mogła się zdecydować czy Eve jej przypadkiem nie bajeruje albo żartów sobie nie stroi. Chociaż brzmiała bardzo przekonywująco.

- Wszystko! Z Lamią mamy bardzo prosty, partnerski układ. Ona wydaje polecenia a ja je wykonuję. I ze Steve’m też to się sprawdza. No to mam nadzieję, że z tobą też. - blondynka musiała przyznać, że jak tak sobie gawędzą o takich przyjemnych głupotkach no to jakoś lżej. Chociaż wcale nie żartowała. I miała nadzieję, że jeśli Wilma do nich dojdzie to będzie tak samo gitnie jak z Lamią i Steve’m. Albo z Karen.

- No brzmi nieźle. - w końcu kapral postanowiła dać za wygraną i pójść blondynie na rękę. Jeśli miał być w tym jakiś haczyk to najwyżej znajdzie go później.

- Jest świetnie! No Steve to jest tylko na weekendy no to trudno go złapać. Zaraz wyjedzie. No ale ty chyba jeszcze trochę z nami będziesz co? No to jakbyśmy były we trzy, z Lamią, no to ci wszystko pokażemy co i jak. - blondyna mówiła gładko i wesoło jakby załatwiły już wszystkie formalności i teraz przyszła pora na deser.

- No dobrze. - brunetka też się uśmiechnęła kręcąc trochę z niedowierzania głową. Ale postanowiła chwycić okazję za rogi skoro sama się podkładała.

- Super! To chodź. Trzeba się ich zapytać czy zgodzą się na nową dziewczynę w naszym związku. - fotograf też się roześmiała i wstała od stołu ciągnąc za sobą brunetkę w kierunku pozostałej dwójki.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172