Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2020, 03:04   #212
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=JqYYEcNFoPM[/MEDIA]

Pierwsze lody przełamano z hukiem, którego echo odbijało się zapewne gdzieś od ścian poza salą błękitnego basenu i byłoby słyszalne, gdyby nie zagłuszała go pulsująca basem muzyka, wesołe ludzkie pokrzykiwania oraz głośne rechoty. Po wstępnym obwąchaniu, pierwszych mniej lub bardziej dogłębnych rozpoznaniach, przyszła pora na męskie przechwałki lejące się równolegle do strużek najróżniejszej maści alkoholi. Komandosi gadali, wrzeszczeli na siebie, zaś otaczające ich roznegliżowane dziewczyny chłonęły przedstawienie z odpowiednią dozą zachwytu i rozbawienia. Jedną z nich definitywnie była i Mazzi, lawirująca między siedzącymi, albo rozwalonymi sylwetkami, otoczonymi wianuszkami gładszych, powabniejszych oraz zdecydowanie mniejszych sylwetek. Słuchanie owej podszytej testosteronem paplaniny łapało saper za serce: żywi, bezczelni, tak znajomi i obcy jednocześnie. Przysiadając co parę kroków to przy jednym, to przy drugim nie umiała pozbyć się z głowy natrętnej myśli - jednak nie pomyślała o kluczowym problemie.
Powinna była przewidzieć prosty fakt, przyjąć do wiadomości zawczasu, aby nie dać na sam koniec plamy.

Wzdychając w duchu, zżymała się na siebie, za nieprzygotowanie kompletu paczek z prowiantem na rano. Powinna, cholera, przewidzieć…
“Puszczą mnie te miski z torbami” - pomyślała, śmiejąc się z jednego z niezliczonych bzdurnych dowcipów Dona, lecz humor jej siadł momentalnie.
- Eh - mruknęła pod nosem, wstając na proste nogi prz okazji klepiąc Dingo po ramieniu, bo obok niego przycupnęła. Od dłuższej chwili łowiła kątem oka samotną sylwetkę stojącą w oddaleniu od głównego epicentrum zabaw towarzyskich. Jeśli zaś dobrze kojarzyła, Ricky - koleś od kółek i ich naprawy, coś nie wyglądał na zainteresowanego wspólną integracją, choćby na poziomie jego kumpli. Fakt ów należało zmienić przed kolejną fazą pokazów dziękczynnych. W końcu, do diabła, to oni mieli się dziś dobrze bawić.
- Ziemia do Ricka, odbiór - mruknęła pogodnie, zachodząc gościa od tyłu i jak gdyby nigdy nic przełożyła ramiona pod jego pachami żeby móc objąć za klatkę piersiową na wysokości żeber. Zaraz przykleiła się torsem do jego pleców, kładąc brodę na lewym ramieniu, aby móc się nań gapić z bassecią uwagą w ciemnoniebieskich oczach - Musisz mi przypomnieć, żebym ci walnęła fotę - powachlowała rzęsami i dodała cicho - W porządku? Potrzebujesz czegoś skarbie? A może zgubiłeś coś, hm? - łypnęła wymownie na wodę w basenie - Ewentalnie… przyznaj się. Też się zastanawiasz czy da radę utopić Donniego.

- Darko? - mężczyzna odruchowo odwrócił się zerkając kto go tak sprytnie zaszedł od tyłu i położył swoją dłoń na dłoni kobiety jaka wylądowała na jego ramieniu. Po czym spojrzał na ich drużynowego sani co to brylował właśnie w jacuzzi. Widocznie coś musiał opowiadać bo otaczające go towarzystwo rechotało właśnie w najlepsze.
- O tak, jego powinno się topić ze dwa razy dziennie. - Rick zgodził się kiwając swoją wygoloną prawie na zero głową i nawet się roześmiał z własnego żartu. - A co? Ciebie też wkurza? - zapytał chytrze przekrzywiając głowę na ile się dało by móc zerknąć na twarz opartą na swoim barku przez co obie twarze znalazły się całkiem blisko siebie.

- Topić w ciepłym mleku, coby się nie przeziębił… - była sierżant pokiwała smutno główką, wydymając usta w niemniej tragiczny dzióbek - Przeziębiony byłby jeszcze gorszy do zniesienia. Nie ma nic gorszego niż przeziębiony narcyz - zmrużyła nagle jedno oko, przyglądając się kolesiowi czujnie. Wygięła też kark, by lepiej się przyjrzeć i złapać odpowiednią perspektywę, przez co prawie musnęli się ustami - Wiesz Ricky… wyglądasz mi na foczka w opresji…

- Doprawdy? A co cię skłoniło do takiego pomysłu? - że tak stać za sobą było trochę karkołomne to Ricky przesunął się tak, że teraz stali frontem do siebie. A, że oboje byli na bosaka to on był zdecydowanie wyższy i masywniejszy od niej. - A to z narcyzem w mleku dobre. Pasuje do niego jak ulał. Nawet nie wiesz jaki jest nieznośny jak dostanie od jakiejś kosza. Normalnie skrzywdzona primadonna. - zaśmiał się wesoło znów zerkając w stronę pełnego jacuzzi i gwiazdy tamtejszej sceny.

Na ostatnie stwierdzenie Mazzi przybrała jedynie minę “no co ty nie powiesz”, wznosząc na moment oczy ku szklanemu sufitowi, jakby go brała na świadka wspólnej niedoli. Rozłożyła przy tym odrobinę ręce, przybierając klasyczną pozę niemożności reakcji na pokrzywione ścieżki jakimi podążał człowieczy los.
- Dobrze, że ty nie wydajesz się baleriną - mruknęła, pochylając głowę, aby lekko się skłonić i tylko przesunęła lekko jedną stopę do tyłu.
- Mam nadzieję - dodała, wybijając się nagle do przodu, a pochylonym czerepem przyładowała mężczyźnie w sam środek piersi. Był większy, cięższy i sprawniejszy od frontowego kaleki, należało użyć sposobu.

Ricky chyba się nie spodziewał takiego podstępu i to prosto od frontu od nagiej, drobniejszej kobiety co to trudno byłoby jej ukryć jakąś broń czy narzędzie ataku. Próbował się jeszcze złapać powietrza ale nic mu to nie dało i gruchnął plecami o taflę wody wzburzając na tyle duży plusk i fale, że sporo głów odwróciło się w stronę basenu.

- Człowiek za burtą! - krzyk Lamii jeszcze bardziej poderwał towarzystwo. Zwłaszcza jak ona niczym wzorowa ratowniczka zaraz też wskoczyła do basenu aby ratować biednego topielca. To już do reszty wzburzyło ludzką nagą i mokrą falę ściągając ją w pobliże basenu. Mężczyźni i kobiety podeszli, podbiegli albo chociaż odwrócili się w stronę kotłującej się w wodzie pary.

- Lamia! Pomóc ci?! - zawołała wesoło Madi co była jedną z tych osób co podeszły najbliżej i najszybciej do krawędzi basenu.

- Dawaj! Ale w zwolnionym tempie jak Hasselhoff! - z basenu dobiegł wesoły krzyk saper. W głowie słyszała dżingiel z serialu o ratownikach. Biegali po słonecznej plaży w czerwonych wdziankach i była tam zajebista blondi, której imienia nie potrafiła sobie teraz przypomnieć. W końcu szło o ludzkie życie, prawda?
Nagle Mazzi wybuchła głośnym śmiechem, podpływając do komandosa w potrzebie i zanurkowała, przepływając przy nim aż nie wynurzyła mu się za plecami, machając dłonią na laskę w krawacie. Drugą bez skrępowania zaczęła badanie poszkodowanego. Zaczęła od brzucha, aby sprawdzić czy oddycha i powoli schodziła dotykiem w dół.

Komandos jak na topielca wyglądał całkiem nieźle. Dość bystro oglądał krążącą wokół niego piranię ale zachował zimną krew i nie panikował. Nawet jak druga wskoczyła również do basenu i sprawnie dopłynęła do pierwszej dwójki. Zaś na brzegu robiło się coraz większe zbiorowisko co przyszło oglądać to niespodziewane widowisko. Ktoś pytał co się dzieje, ktoś dopingował akcję ratowniczą czy udzielał dobrych albo złośliwych rad.

- A tak właściwie to co ty robisz? - zapytał Ricky z zaciekawieniem obserwując poczynania Lamii i jej rąk na swoim brzuchu i reszcie torsu. Ale zanim ta zdążyła odpowiedzieć dopłynęła do nich druga ratowniczka biorąc go z drugiej flanki.

- I jak stan poszkodowanego? - zapytała masażystka ocierając sobie dłońmi twarz by spojrzeć z wesołym uśmieszkiem i na nią i na niego. Zaś kierowca komandosów zerkał z coraz większym zainteresowaniem na nie obie i ich zainteresowanie swoją osobą.

Jego spokój najwidoczniej uratował mu życie. Żadna zębata, paskudna ryba go nie pogryzła, zachował wszystkie członki na swoim miejscu. Tylko gdzieś z przodu mógł poczuć tym razem komplet rąk, sumiennie badających detale brzucha, bioder i ud.
- Tracimy go siostro! - Mazzi w tym czasie odpowiedziała drugiej brunetce, przybierając tragiczny ton głosu - Szybko, trzeba przeprowadzić reanimację!

- Naprawdę? A to nie powinniśmy wyjść na brzeg? - krótko ostrzyżony Thunderbolt z coraz większym zainteresowaniem śledził zabiegi obu ratowniczek. Zresztą tak samo jak i widownia jaka kibicowała im coraz głośniej i goręcej z brzegu. I z aplauzem przyjęła odpowiedź pierwszej z ratowniczek która z troski o dobro poszkodowanego zaczęła reanimację usta - usta nie czekając aż dotrą do brzegu. A druga im cały czas dzielnie asystowała gotowa zmienić koleżankę gdyby tylko tej zabrakło tchu. Co już widownia przywitała oklaskami i gwizdami zachęty. Zaś Ricky okazał się całkiem pojętnym i wdzięcznym pacjentem do ratowania. Bardzo chętnie i umiejętnie uczestniczył w tej wymianie tlenowej pomiędzy ustami nie stawiając przy tym oporu w holowaniu się do miejsca przeznaczenia.

Trójkąt dwóch ratowniczek i nieostrożnego pływaka powoli zmierzał ku brzegowi, Maddi zmieniła Lamię, której od tego ratowania zaczęło ostro brakować powietrza. Skupiła się na holowaniu celu, a woda w swej łaskawości pomagała w owym zbożnym dziele siłą wyporu, przez co całe przedsięwzięcie stało się zarówno przyjemne jak i zabawne.
- Ty rób wdechy, ja uciski! - ciągnęła dalej odcinek słonecznego patrolu, tylko jej ręka zamiast na klatkę piersiową poszkodowanego, naciskała pulsująco na ciało pod krótkimi szortami.
- Nigdy nie pamiętam… gdzie to ma być - mruknęła mężczyźnie do ucha - Góra czy dół.

Holowany mężczyzna mruknął coś niezbyt wyraźnie. Może dlatego, że Madi z pełnym zaangażowaniem zastąpiła Lamię w tej wymianie powietrza w górnych drogach oddechowych. A przez to, że oboje byli zajęci sobą to Mazzi zyskała pełną swobodę operacyjną przy szortach holowanego. I jak czuła przez te szorty to chyba znajdował się tam jakiś zesztywniały mięsień który wymagał natychmiastowego rozmasowania.

Właśnie już operacja zaczęła rokować na pozytywne zaholowanie do brzegu gdy wystąpiły niespodziewane komplikacje. - Członek za burtą! - krzyknął ktoś z brzegu i prawie od razu parę krokó dalej jakieś ciało uderzyło w rozkołysaną taflę wody. Tej nagłej akcji zawtórowała salwa śmiechu tak samo jak akurat tuż przy brzegu pierwszą trójkę przywitała przyjemnie uśmiechnięta twarz radośnie obserwująca ten pokaz ratownictwa wodnego.

Sam widok ślicznego, rozbawionego pyszczka z zadziornym blond lokiem na czole, przyprawił saper na gębie wyszczerz szeroki aż po ósemki.
- Kociaczku… pomóż siostrze Maddi z poszkodowanym - zarządziła, wychylając się aby cmoknąć swoją dziewczynę na zachętę - Trzeba biedakowi przeprowadzić ROO, ze stresu dostał skurczu… chyba tylko twoje magiczne ręce mogą uratować mu życie - łypnęła na masażystkę wymownie, zanim nie wyprostowała pleców, odkrzykując do tej co wrzeszczała o członkach za burtą.
- Kapralu potrzebne wsparcie! - machnęła na Willy ręką, posyłając jej również szeroki uśmiech, a potem zanurkowała ledwo Italiano skończył prychać i ocierać wodę z twarzy. Tym razem pirania opłynęła ofiarę, lecz na tym nie poprzestała. Trzymając się jego bioder wpierw skubnęła zębami skórę na udzie, później skubnęła kawałek drugiego sapera z okolicy żeber, aż zatopiła kły w materiale kąpielówek, ściągając się w dół.

- ROO? - zanim jeszcze Mazzi zdołała przejąć pałeczkę Rick zdążył zapytać trochę niepewny co ten tajemniczy skrót miał oznaczać. Ale Eve całkiem zgrabnie zastąpiła ustępującą partnerkę.

- Nic się nie bój. Wszystkim się zajmiemy. - obiecała krótkowłosa blondynka z zapałem przystępując do akcji ratowniczej. I jak Lamia ich zostawiała to fotograf troskliwie zbliżała swoją uwagę do miejsca po kąpielówkach jakie w spadku ta jej zostawiła.

Na Wilson jak się okazało też można było liczyć.
- Już! Rybka już lecę! - rudowłosa krzyknęła do niej wesoło i rzeczywiście rzuciła się bohaterskim szczupakiem do wody i parę machnięć nóg i ramion już była przy kolejnej dwójce. Otrząsnęła się z wody by sprawniej zorientować się z czym mają do czynienia. A Italiano całkiem zgrabnie orientował się w sytuacji.

- O, tak, właśnie tak, tam coś się dostało myślę, że powinnyście tam zajrzeć. No i duszności. Czuję, że mam trudności z oddychaniem. - przemawiał na zmianę to do jednej to do drugiej by je przekonać jak bardzo jest niezbędna ich fachowa pomoc.

Mazzi wynurzyła się do połowy torsu, podpływając do Wilson ubezpieczającej kolejnego tonącego.
- Siostro pamiętasz ten początek? - mruknęła pogodnie, niskim i chrypiącym głosem, patrząc na wspólniczkę - Dwie Bękarcice przydybały wspólnie pewnego siebie żołnierzyka… - wskazała brodą Bolta, praktycznie biorąc go z drugą kobietą w sam środek, gdzie jedna dociskała się do niego od torsu, a druga od strony pleców. Dwie pary dłoni synchronicznie zaczęły sprawdzać stan pacjenta, ze specjalnym uwzględnieniem partii pod wodą. Tymczasem dla złapania odpowiedniego rytmu ratowniczki postanowiły przećwiczyć udzielanie pierwszej pomocy tlenowej na sobie. Całowały się z pasją i głodem, tuż obok policzka wziętego w dwa ognie żołnierza nie zapominając, aby trzymać go dotykiem w odpowiednim napięciu.

- O tak, tak, właśnie tak, czuję, że jest mi lepiej i zaczyna mi się poprawiać… - mamrotał zachwycony. Wydawało się, że zaraz zapowietrzy się od tej podwójnej radości. Raz, że obie ratowniczki tak dzielnie masowały mu pod wodą to co najważniejsze a dwa jeszcze tak cudownie ćwiczyły te sztuczne oddychanie ze sobą i to tuż przed jego twarzą. W pewnym momencie Wilma przestała się całować z Lamią i mrugnęła do niej oczkiem chociaż Andreas pewnie nie mógł tego wychwycić zaabsorbowany czym innym.

- Już ci lepiej? No to cudownie. To my skończyłyśmy, chodź Rybka idziemy. - Wilson żartowała co Lamia poznała od razu. Nawet jak ta siliła się na chłodny i profesjonalny ton. Nawet jak wzięła dłoń kumpeli i pociągnęła ją by dać znać, że czas spadać. Co podziałało na ich partnera jak zimny prysznic.

- Nie! No co wy! Pogorszyło mi się właśnie! Mam zapaść! - zawołał z przekonaniem mokry brunet nie mając zamiaru pozwolić by te dwa mokre i zdolne cuda tak po prostu sobie poszły.

- Naprawdę? Co myślisz Rybka? - Wilma dała się zastopować chociaż na chwilę i z namysłem spojrzała na swoją partnerkę w tym wodnym rzemiośle.

- Nie myślę, jestem podoficerem - saper odpowiedziała cięzkim tonem, bardziej niż chętnie przyklejając się do kumpeli. Zarzuciła jej jedno ramię na szyję, wydymając usta w smutny dzióbek - Ale zimno mi...cała zmarzłam, no zobacz - dodała tonem skargi, chwytając Wilmę za rękę i położyła na swojej piersi. Trzy kroki przed boltowym hakerem. Bawiła się też włosami rudzielca, przeczesując je powoli mokre pasmo, po mokrym paśmie, aż odsłoniła się szyja do której była sierżant przywarła ustami.

- Oj no faktycznie jak zmarzłaś bidulko. - Wilma zrobiła równie przejętą minę co jej bękarcia kumpela. Z troską przytuliła jej dłoń do swoich mokrych i całkiem przyjemnych w dotyku piersi.

- Czy teraz jest cieplej? - zapytała cicho aksamitnym głosem gdy dla ogrzania tych zmarzniętych palców wsadziła je sobie w usta. I tak chwilę troskliwie je ogrzewała własnymi ustami.

- Właściwie to wiecie dziewczyny jak coś wam zmarzło to ja was mogę rozgrzać. - widząc, że coraz bardziej obie ratowniczki są zajętę sobą ratowany mężczyzna stanął obok nich gotów zrewanżować się za tą wcześniejszą pomoc.

- No może, może… Bo wiesz Rybka jak ci to nie wystarcza do ogrzania to ja mam jeszcze jedno, bardzo gorące miejsce gdzie możesz spróbować się ogrzać. - wyszeptała druga bękarcica kierując dłoń Lamii na swoje piersi a potem jeszcze niżej wzdłuż mokrego brzucha.

- Dziewczyny! Pomóc wam!? - usłyszały wesoły głos z brzegu basenu. Widzowie widocznie z coraz większą werwą obserwowali te widowisko i coraz więcej dołączało tak do roli ratujących jak i ratowanych.

W tym czasie saper przeszła z pozy tragicznie zamarzajacego basseta, na basseta któremu ktoś w mroźną grudniową noc uchylił drzwi do wnętrza przytulnego, ciepłego domu.
Z fascynacją przyglądała się swoim palcom w okolicach ust Wilson, jednocześnie dając się prowadzić w te rejony pod nową, mające zdecydowanie wyższą temperaturę od okolicy. Wpierw zatoczyła palcami niewielkie kółko wokół dolnych warg, aby wreszcie wsunąć się między nie, celem ogrzania oczywiście.
- O tak, tak… ty wiesz jak najlepiej mnie kryć, Willy - dodała mruczącym głosem, przymykając oczy, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech i rósł on w miarę jak dłoń znajdowała się coraz głębiej w ciepłym ciele. Chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz gdzieś z tyłu zaatakowała fala wody, wyrzuconej w powietrze przez nowego potrzebujacego.Po głosie poznała Jessiego, w pamięci miała jego widok gdy rozwalony na leżaku dawał się obejmować dwóm kelnerkom. Teraz z głośnym chlupotem zbliżał się gdzieś za plecami. Był jeszcze daleko, poprzedni poszkodowany znajdował się bliżej - po niego też Mazzi sięgnęła, chwytając za dłoń i razem wrócili dotykiem między uda drugiej bękarcicy, obejmowanej czule przez tę pierwszą.
- Też wyglądasz na zmarzniętą - padł teatralny szept, ciemnowłosa głowa odwróciła się wyczekująco do Italiano.

- Oj tak chętnie bym cię pokryła… Albo dała ci się pokryć… - z nadmiaru emocji nawet jak usta Wilson zbliżyły się do ucha kumpeli z okopów to dało się słyszeć jak zgrzyta zębami by pomóc sobie w opanowaniu tej rosnącej fali podniecenia. No ale nie były tutaj same a panowie którzy się przy nich znaleźli.

- I takie jesteście biedne i zmarznięte? - zapytał Italiano bardzo chętnie niosąc pomoc. Zwłaszcza między udami dzielnych ratowniczek. Lamia wyczuła jak tam jej pomaga w we wzajemnym rozgrzewaniu. Nawet jeśli Wilma reagowała na jej zabiegi jak kotka na rozpalonym dachu. Zupełnie jakby sierżant w stanie spoczynku trafiła w samo sedno. Zaś od tyłu dotarł do nich krótkoostrzyżony łącznościowiec. Widząc co się dzieje zajął się tylnymi wdziękami ratowniczek. Lamia czuła jego dłonie. Jak się przesuwają od przywitalnego dotyku na ramionach w dół. Po jej bokach, plecach, pośladkach i wreszcie jak zjeżdżają na sam dół, dokładnie tam gdzie Wilma gościła jej własne, zmarznięte palce. Do tego dość szybko straciła rachubę z kim się całuje. Bo na przemian to były miękkie usta Wilmy, wargi Werdena z drobnym wąsikiem czy Italiano ze szczeciniastym zarostem. Dość szybko cała czwórka zgrała się w całkiem zgrabny duet.

W podobnych sytuacjach szło boleśnie odczuć posiadanie jedynie pary rąk, przez co wpadały one w amok, chcąc dotykać wszystkich wokoło jednocześnie. W przypadku Lamii i tak jej uwaga skupiała się w większości na drugiej kobiecie, ale dotyku na własnym ciele nie szło zignorować. Z każdą mijajaca sekundą stawał się on coraz bardziej natarczywy i odważny, przechodząc z delikatnego głaskania do mocnych uścisków. Jeden z nich przycisnął bękarcie biodra do bioder z tyłu przez co dało się poczuć obijające się o pośladki przyrodzenie. Z przodu za to Wilma tak pięknie i wdzięcznie się wiła, po prostu nie szło oderwać od niej oczu, rąk i ust. Te ostatnie miały jednak konkurencję, więc wyrywano je sobie, podając niczym piłeczkę w tenisowym meczu.
- Oddział… - Lamii udało się wysapać między pocałunkami, na chwilę odchylając głowę w bok - Desant… na brzeg. Natychmiast.

- Ta je! - panowie krzyknęli prawie jednocześnie. I zabrali się za tą relokację z taką werwą, że aż udało im się zaskoczyć Wilmę która dopiero co miała wszystkich przy sobie i w sobie a tu nagle przedzierała się za dwoma byczkami w stronę brzegu.

- Co wy robicie?! Gdzie mnie ciągniecie?! Puśćcie mnie natychmiast! - krzyczała po drodze chociaż brzmiało w tym więcej rozbawienia i podniecenia niż stanowczości. Zresztą po paru krokach i tak dotarli do brzegu. Tam jeden wyskoczył sprawnie na brzeg po czym wspólnie pomogli najpierw jednej a potem drugiej partnerce wydostać się na brzeg. Wreszcie cała ociekająca wodą czwórka znalazła się znów na krawędzi basenu. A w międzyczasie sam basen i okolice zamienił się w istne wodno - lądowe pole bitwy obu nagich płci. Wszystko zdawało się krzyczeć, jęczeć, chlapać i pluskać.

- Tam jest wolne! - Jessie dojrzał jakieś miejsce, nawet nie bardzo było wiadomo jakie i pociągnął Lamię za sobą. A za nim ruszył Andreas z Wilmą. Okazało się, że dotarli do nadmuchiwanego pontonu czy materaca. Grunt, że było całkiem miękko i pojemnie by zmieścić całą czwórkę. Tam najpierw jedna a potem druga pani wylądowała na plecach obok siebie. Wilma natychmiast skorzystała z okazji by jej usta zajęły się ustami swojej kumpeli. Całowała się chciwie i długo jakby nie robiła tego od nie wiadomo jak dawna. Tak ją to zaabsorbowało, że przerwała cichym jękiem gdy pomocny kolega władował się prosto między jej uda. To na chwilę przykuło jej uwagę gdy zaraz po tym pierwszym wejściu zaczęło się całkiem żwawe pieprzenie.

Lamia zresztą tylko chwilę dłużej mogła się cieszyć rolą swobodnego widza bo zaraz podzieliłą jej los. Drugi z boltów rozochocony wcześniejszymi zabawami i manewrami w wodzie też szybko zabrał się za jej penetrację. Teraz właśnie miała jego w sobie. Ale jednak Wilma o niej nie zapomniała.

- Chodź tu do mnie Rybka… - wyjęczała prosząco na wpół po omacku szukając jej twarzy i ust by znów ich posmakować gdy tylko się dało. Co było trochę karkołomne gdyż obie podlegały oddzielnym rytmom swoich kochanków ale bękarcicom zdawało się to nie przeszkadzać.

Całowały się, pieściły dłońmi po twarzach i piersiach. Wychodziło chaotycznie, desperacko, kiedy każdy z kochanków nadawał inny rytm, wprawiajac w podrygiwania ciała przed sobą. Mazzi gdzieś na granicy rejestracji zmysłów ogarniała, że między nogami zakotwiczył się jej Italiano, łapiąc za kostki i trzymając mocno aby mu się nie wywinęła, chociaz nie zamierzała. Patrząc Wilmie głęboko w oczy miała wrażenie, że w nich tonie, a całość sceny przechodzi gdzieś obok. Liczyła się twarz tuż obok i znajome ciało z flamingiem wytatuowanym na biodrze, teraz ściskanym mocnym chwytem przez Jessiego. Saper za to miała pewność, że już kiedyś lądowały w podobym zestawieniu - ona i Wilson. Ich ręce działały wedle znanego schematu i mimo sita zamiast wspomnień, odruchy Lamii pozostały. Palce, usta, włosy, oczy - wszystko wymieszane w jednym, szalonym kalejdoskopie, potrząsanym przez kochanków gdzieś w oddali. Ich poczynania nie zostawały niedoceniane, kobiece piersi oddychały coraz szybciej i płycej, ciche z początku jęki nabierały mocy, do delikatnych rąk na piersi dołączyły te większe, męskie, a one nie umiały oderwać się od siebie, sapiac i pojękując sobie prosto w usta.

- Oh, Rybka… - Wilma jęknęła z półprzytomnym przejęciem. Po raz któryś z kolei. Jak tak obie podrygiwały na tym skrzypiącym materacu gdy dwa bolty bolcowały je zapamiętale. Ale za którymś razem Wilson tak poniosło, że się przekręciła tak bardzo, że właściwie wylądowała na Lamii. Teraz mogły się całować o wiele swobodniej. I leżąca bękarcia miała nad sobą to twarz to piersi drugiej bękarcicy. A zaraz potem panowie też mieli ochotę na zmiany.

- Zmiana sztafety? - zapytał jeden zerkając na drugiego.

- Dawaj. - zgodził się raźno Italiano po czym wyszedł z Lamii, trochę się obaj pokręcili i zaraz uzupełnili stany osobowe pomędzy udami partnerek. Teraz Mazzi miała przed sobą front Jessego a Andreas zajął się wypiętymi wdziękami jej kumpeli. I chwilę potem druga faza tej operacji została wznowiona znów przy akompaniamencie trzeszczącego materaca, sapnięć i stęknięć całej czwórki.

Zgodny rytm nie trwał długo, bękarcice też zaczęły własne przemeblowanie.
- Chodź do mnie - saper wystękała, odrywając się od ust i piersi rudzielca. Rękoma na oślep chwyciła ją za boki, wciągając na siebie w pośpiechu, a jej wargi i język znaczyły mokrą ścieżkę od mostka aż do podbrzusza.
- O tak… właśnie tak… - mrucząc z zachwytem, brunetka wgryzła się w zwieńczenie ud tuż nad swoja twarzą, atakując je zarówno ustami, jak i palcami. Pod czaszką coraz głośniej przetaczało się dudnienie krwi, zagłuszające resztę bodźców otoczenia, a także zdrowy rozsądek. Trzęsąc się w rozgorączkowaniu smakowała partnerkę, prawie na wyciągnięcie ręki mając kolejny fragment układanki z przeszłości. Był tam, za mikroskopijnie cienką zasłoną. Tak blisko, że prawie dało się go złapać w dłonie. Nie były jednak same… ciężko szło o tym pamiętać. Głowa starszej sierżant odchyliła się, dotykiem języka pieszcząc przyrodzenie Bolta, tak zapamiętale pracującego gdzieś powyżej. Miał jej głowę między swoimi udami, czasem czuła jak ociera się mokrą skórą o trawione gorączką skronie. Drugiego mężczyznę ścisnęła na zachętę nogami.

Partnerzy Lamii w tych mokrych sportach na mokrym materacu okazali się nadzwyczaj pojętni i skorzy do współpracy. Leżąca na plecach saper wydawała się mieć gości z każdej dostępnej strony. Nad sobą ciekawy widok podbrzusza i ud najlepszej kumpeli z wojska w klasycznej pozycji 69. I to ten widok był w zasięgu jej ręki z czego obie chętnie korzystały. Wilma też rekompensowała kumpeli te zabiegi wdzięcznymi odgłosami przyjemności i sama też manewrowała na jej podbrzuszu na ile jej pozwalał osprzęt Jessiego. Ten zaś nieustępliwie pompował to krocze Lamii to usta jej kumpeli. Z czego cała trójka zdawała się czerpać niemałą frajdę.

Za to z drugiego krańca tego zestawu sytuacja była odwrotna. Tutaj Lamia mogła zaspokajać swoje i czyjeś potrzeby za pomocą rąk i ust. I miała widok bliżej niż z pierwszego rzędu jak Italiano pompuje jej kumpelę. Od czasu do czasu dając zajęcie jej ustom.
Wszystkie te elementy napędzały się nawzajem czerpiąc i serwując przyjemność. Aż wreszcie wśród jęków i spazmów po kolei zaczęli dochodzić do finału tych wodnych sportów na mokrym materacu. Ku wtórze jęków ulgi i uwalnianych przyjemności.

Leżąc na samym dole saper ciężko się oddychało, ale kończyny nie chciały słuchać, rozleniwione obezwładniającym szczęściem spełniania. Dyszała chrapliwie, uśmiechając w eter i dopiero po paru długich chwilach poczuła jak Willy się z niej stacza, a chłopaki padają gdzieś obok.
- Akcja ratunkowa udana - Mazzi mruknęła średnio przytomnie, układając się w połowie na Italiano, a w połowie wciągając na siebie rudzielca, aby móc ją pocałować. Z ich drugiego boku ułożył się Jessie, obejmując kobiety w pasie, więc całą czwórką znów się ze sobą splątali, chociaż tym razem statycznie i w ciszy.
- Zasłużyłyśmy na nagrodę, nie sądzisz? - pogodne mruknięcie Lamii załaskotało ucho i szyję Wilson - Za to ratowanie z narażeniem własnego życia i zdrowia rzyci? - pocałowała ją delikatnie w policzek - Ale przyznaj, misiaki sympatyczne, no nie? A jakie zdolne… - nie zapomniała też połechtać męskiego ego.

- Akcję ratunkową? Jaką kućwa akcję ratunkową? - wymamrotał Jessie trochę sennie. Rozwalił się na plecach ciesząc dotykiem swojej dłoni oba kobiece ciała tuż obok.

- No akcję ratunkową… Przecież one były tymi… no… ratowniczkami… - wymamrotał jego kolega też mocno zasapany. Machał palcem w górze, w kierunku sufitu jakby to mu miało przypomnieć mu te prapoczątki tek akcji gdzieś całe kilometry stąd w odległym basenie.

- Oj chłopcy, bardzo ładnie się was ratowało. - Wilma roześmiała się wesoło całując jednego a potem drugiego w policzek. - No zwłaszcza z taką pierwszorzędną ratowniczką! - powiedziała wpatrując się w czułością w swoją partnerkę i ją też całując. Tylko w usta.

- No… Było w pytę… - mruknął Werden kiwając głową na zgodę i ciesząc się tą chwilą radości i tak wdzięcznym i uroczym sąsiedztwem.

- Rzeczywiście, Karen nie bujała - Mazzi parsknęła, układając się wygodnie z bękarcicą na piersi - Jesteście w porządku, zdolni, sympatyczni… po prostu misiaki. Trzeba to będzie powtórzyć. - powiedziała i zaraz zamknęła gębę. Zrobiło się jej ciepło na sercu, westchnęła rozczulona patrząc na przyjaciółkę i ujęła jej dłoń, przykładając do swoich ust.
- Willy, kochanie… z tobą nawet do piekła i karceru. Albo choćby znowu do Kotła. Byle byś była przy mnie, reszta to pierdoły - wymruczała, patrząc jej prosto w oczy i składając delikatny pocałunek.

- Oj Rybka… - Wilma pozwoliła sobie poleżeć piersią w pierś na swojej kumpeli. I te wyznania i czułości zaraz po wspólnej integracji z dwoma boltami widocznie ją rozczuliły. Bo się wpatyrwała w zachwycie roziskrzonym spojrzeniem na twarz jaka była tuż pod nią.

- No. Też jesteście w pytę laski. - Jesse zgodził się z opinia koleżanek i kolegi kiwając do tego swoją krótkoostrzyżoną głową.

- I ratowniczki. Ratowniczki też w pytę. - dodał od siebie Italiano wciąż pamiętając jak to się wszystko zaczęło gdzieś tam w basenie i niesieniu pomocy.

- Ratowniczki… - Lamia powtórzyła, sufitując z Willy przytuloną do piersi. Gonitwa myśli zmieniła się w powolny spacerek, jakikolwiek mrok odsunął się poza teren klubu. Było… tak cholernie dobrze.
- Ratowniczki - powtórzyła, kiwając głową bardzo powoli - O tak, ratowniczki zawsze dobrze wyglądają… chyba mam pomysł na nowy scenariusz - naraz wyszczerzyła się, w spojrzenie wróciła bezczelna nuta - The Whorebay Patrol, foczki biegajace po plaży w bikini i ratujące inne foczki. Dałoby się z tego nawet ukłuć całą serię - zaczęła nawijać coraz szybciej - Wszyscy lubią oglądać foczki zabawiajace się z innymi foczkami, nie? A jakby dołożyć do tego odpowiednie zabawki, może kawałek liny do wiazania. Zacząć od klasycznego usta-usta, zmieniającego się w 69 i dalej iść nawet w fetyszyzm. Stopy, włosy… zbliżenia na języki pracujące między udami… wszystko mokre od wody, ziarenka pasku na skórze. Defibrylacja palcami, rimming… o tak - pokiwała mądrze głową. Musiała pogadać z Kociaczkiem. Zerknęła w bok na Italiano - Miśki, a wy co najbardziej lubicie oglądać gdy laski wyprawiają?

Chłopaki wydawali się troszkę senni i niemrawi. Ale temat potencjalnego scenariusza jakoś ich ożywił. Z początku trochę niewyraźnie, samymi pomrukiem i pokazywaniem uniesionymi kciukami dawali znak, że w miarę jak pani reżyser rozwija szkic swojego pomysłu to są coraz bardziej na tak. Wilma też zaczęła się uśmiechać i kiwała głową z niedowierzania i aprobaty.

- I jeszcze jakieś przypadkowe numerki. No tak, że coś laska z laską tak bez planu i nagle się spotykają i zaczynają się lizać i w ogóle seksić gdzieś w ogóle bez planu i spontan. - mruknął leniwie Werden trochę machając do tego rękami nie wiadomo za czym i po co a jednak jakoś łatwiej było mu widocznie tak to zwizualizować.

- I lesbijski gangbang. Wszystkie na jedną. - Italiano dorzucił swoją fantazję jaką miał co do takiego projektu z samymi aktorkami w odważnych pozach i scenach.

- A gangbang to od ilu osób się zaczyna? - Wilma z zainteresowaniem podłapała ten wątek. I cała trójka jaka flankowała panią reżyser z każdej strony zaczęła snuć swoje rozważania. Klarowność kończyła się gdzieś przy trzech osobach. No bo trzy to trójkąt. Ale czy cztery to już można kwalifikować jak gangbang czy nie no to się zaczynało pole do spekulacji. *

- Wbrew pozorom to nie takie oczywiste - odpowiedź Lamii przyszła po dłuższej chwili, poświęconej na zapamiętywanie kto tam co chciał zobaczyć. Wywiad środowiskowy ważna rzecz, badanie rynku, potrzeb, podstawą dobrze wyważonego biznesu.
- Ogólnie gangbang jest wtedy, gdy jedną osobę posuwa co najmniej trójka ludzi. Naraz, po kolei, nieważne. Istotne, aby pieprzyli tylko tą jedną. Wtedy mamy gangbang, a nie seks grupowy - wykładała zagadnienie sennym tonem, głaszcząc drugą bękarcicę po plecach - Przykładowo trzech facetów na jedną laskę to już gangbang. Istnieje także pojęcie odwróconego gangbangu… coś takiego jak Tygrysek miał w piątek: on jeden na mnie, Eve i Karen. - pokiwała mądrze głową, odrywając ręce od kobiety, by po drobnym przemeblowaniu, objąc obu mężczyzn.
- To chcecie przypadkowe numerki i laskowy gangbang - powachlowała rzęsami to na jednego, to na drugiego - Załatwione...ach, - drgnęła i parsknęła, wzruszajac ramionami - Nie wiem czy Tygrysek wam mówił, ale otwieramy studio filmów akcji - zrobiła krótką przerwę i dodała radośnie - Takich własnie jak The Whorebay Patrol.

- Tygrysek? - Jess nie do końca chyba wiedział o kim mówi jedna z tych fajnych ratowniczek.

- Steve. Ten od hawajskich koszul. - Wilma pomogła mu doprecyzować o kogo chodzi.

- Aaa! Krótki! To on jest Tygrysek? - Werdenowi brwi uniosły się do góry gdy załapał o kogo chodzi i trochę się zdziwił jaką prywatnie Krótki ma ksywę u dziewczyn.

- Ale z tym gangbangiem no to jak mówisz. Dokładnie tak. No jak tam trzy laski czy tam więcej będzie obrabiać jedną no to właśnie o takie coś chodzi. - Italiano za to bardziej był zainteresowany tym ważnym zagadnieniem jakie właśnie omawiali a nie jakie jeszcze ksywy nosi szef.

- A to czekaj… To krótki obrabiał was we trzy? Ciebie, Eve… - Jess wrócił za to do życia prywatnego Krótkiego i gdy mówił o Eve trochę zmrużył oczy ale Wilma znów mu pomogła wskazując gestem właściwą blondynkę jaka została gdzieś przy basenie. - Aha… I jeszcze Karen? - w końcu spojrzał w bok na Lamię jakby sprawdzał czy dobrze to wszystko powiązał.

- Tak, w piątek po pracy - odpowiedziała wesoło - Znaczy my obrabiałyśmy jego, w końcu po ciężkim tygodniu orki należało mu się aby to nim ktoś się zajął, prawda? - dorzuciła równie pogodnie, uśmiechając się ciepło poprzez salę do barczystej sylwetki otoczonej dziewczynami gdzieś po drugiej stronie basenu - Bo mieszkamy razem - podjęła, przenosząc wzrok na Jessiego - Willy, Steve i Karen byli tacy kochani, że zgodzili się na pomysł, abyśmy wspólnie zamieszkali. Więc teraz razem mieszkamy i razem żyjemy. Jak rodzina - mówiąc to czuła fizyczne ciepło gdzieś wewnątrz klatki piersiowej - Tygrysek jest naszym bohaterem, wiecie że uratował kotka z wypadku? Biedactwo wpadło do rzeki, a on po niego wskoczył i przywiózł do nas. Jest taki dzielny, dobry człowiek… a jak wygląda w pełnej gali! Pająki zabija i jeszcze lubi offroad. Nie da się go nie kochać - zaszczebiotała się w najlepsze, a cycki jej urosły z dumy o dwa rozmiary. Zmarkotniała jednak nagle - A my mu z Kociaczkiem narobiłyśmy w środę problemów… z tą kamerą w sali odwiedzin i w ogóle, no ale - machnęła ręką, wracając do pogody ducha - Mówił, że rozeszło się po kościach, to dobrze.

- Kotka? - cała trójka a zwłaszcza panowie trochę na chwilę zamilkli jak tak usłyszeli ten pean pochwalny na temat Krótkiego.

- No. Taki trochę biały. Ogon, miauczy no i straszny słodziak. Widziałam go dzisiaj przez chwilę. - druga z bękarcic, ta leżąca na tej pierwszej znów uprzejmie doprecyzowała potrzebne detale przy okazji dłońmi wskazując na rozmiary niewielkiej, kociek kulki słodkości.

- I Karen też z wami mieszka? - Italiano na wszelki wypadek jeszcze dopytał się o koleżankę z oddziału.

- Chyba tak. Była przez weekend z Eve gdy my pojechaliśmy do Mason. - rudzielec leżący na czarnulce tutaj już nie okazywała takiej pewności jak przy wcześniejszych pytaniach i odpowiedziach ale jednak znów starała się pomóc.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline