Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2020, 03:23   #213
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Zaraz, zaraz… W środę? W środę rano? - nagle Jess coś chyba skojarzył. Bo podniósł się na łokieć i spojrzał na leżącą obok kobietę przykrytą drugą nagą kobieta. - To wy byłyście na tej kamerze? - zapytał wskazując na nie obie. Italiano też zbystrzał i czekał wyczekująco na tą odpowiedź gdy zorientował się z kim mogą mieć do czynienia.

- No tak - Mazzi przytaknęła lekko zakłopotana, drapiąc nosem po barku Wilmy - Wpadłyśmy z ciastem… i tak jakoś wyszło - prychnęła krótko - Oj stęskniłyśmy się, od weekendu go nie widziałyśmy, on nas też. Zawsze się zmywa przed świtem i tyle, ledwo wróciliśmy z Honolulu, zdążyliśmy się położyć.. my z Eve usnęłyśmy, a on zniknął. Nawet nie poczułyśmy że wstaje, ale nie dziwne. Miałyśmy bardzo aktywną niedzielę, szczególnie końcówkę. Poza tym strasznie tandetne macie ławeczki w tej poczekalni.- zaśmiała się nagle wyjątkowo kosmato.

- No. Nam to mogliby w końcu postawić kanapy. - Italiano pokiwał głową i uśmiechnął się w końcu dając sobie już spokój z tamtą wpadką kapitana w ostatnią środę.

- Nic się nie stało. Może by i stało. Ale zaraz mieliśmy to wezwanie na mieście. Do was. Poszło wzorowo to takie duperele jak tam w poczekalni mieliście to głupota. - Jess poparł kumpla na znak, że nie ma się czym przejmować. Zwłaszcza po takiej akcji jaką właśnie celebrowali.

- Ale niezłe z was aparatki, odstawić taki numer. - zaśmiał się Andreas jakby mimo wszystko był pod wrażeniem za tamten psikus z ostatniej środy.

Połechtane ego saper przeciągnęło się leniwie, grzane promieniami męskiej uwagi. Rzeczywiście nie wychodziło tak źle, ciągle coś się działo i na nudę w cywilu nie szło narzekać.
- Trzeba sobie zagospodarować czas na rencie, na szczęście mój blond opiekun bardzo wyrozumiały i wspierający na każdej płaszczyźnie i pod każdym kątem - dziewczyna parsknęła, posyłając towarzystwu wesołe oczko - Tak słyszałam, że nie umiemy na tyłkach usiedzieć i wiecznie knujemy po kątach, jak to baby… poza tym daj spokój - fuknęła trochę ostrzej, łypiąc na Italiano spode łba - Mam wam przypomnieć kto wywinął numer dnia w tamtą środę? Gdybyśmy wiedziały, że na pomoc przybędzie ekipa takich misiaków, już dawno byśmy wpadły w tarapaty, byle was poznać. Dać się uratować i móc z wdzięczności przebierać nóżkami - zmieniła pozycję, żeby móc mocniej przycisnąć do siebie dwójkę Boltów. Zrobiło się błogo, sympatycznie. Kątem oka sierżant łowiła postepujące zabawy i integracje, z satysfakcją odnotowując, że tym razem nikt nie zamula w samotności. Z rozbawieniem wyłapała sylwetkę blondynki z charakterystycznym kędziorkiem gdzieś w okolicy kolan łaskawej pani, siedzącej na krześle niczym na tronie i przyglądającej jak Madi szykuje się do desantu na tyły fotograf. Gdzieś parę metrów dalej, w jacuzzi, Mayers z Cichym, Garbo i Cesem byli pojeni drinkami przez wianuszek dziewczyn metodą dzióbek-w-dziobek. Mazzi mogła więc się odprężyć, korzystając z przecudnego uroku chwili.
- Z pewnością mieliście masę innych propozycji na spędzenie przepustki, tym bardziej cieszę sie, że tu jesteście, chłopcy - dorzuciła w nagłym przypływie wzruszenia całując obu partnerów czule - Dziękuję, nie chcę nawet myśleć co by było, gdybyście się nie pojawili - zrobiła krótką przerwę, zwracajac się do drugiej bękarcicy. - Uratowali nas, Eve, Val, Jamie i mnie. W środę grupa łapsów przydybała nas przy starych łaźniach miejskich. Złapali, związali i chcieli wywieźć do burdelu… tym się zajmowali. Łapali kobiety żeby je zamęczyć gdzieś w obskurnej piwnicy - wzdrygnęła się wyraźnie - Myślałyśmy że to koniec, robiło sie coraz ciemniej, czas uciekał. Mogli się nocą wymknąć. Spakują nas, wywiozą z miasta i nikt nie będzie wiedział gdzie jesteśmy, ani co się stało… nie zostanie choćby najmniejszy ślad - westchnęła, uderzając naraz w weselszy ton, przy okazji potrząsajac lekko trzymanymi żołnierzami - A wtedy pojawili się oni, och Willy. Szkoda że ich nie widziałaś w akcji! błyskawicznie zlikwidowali porywaczy, nas wyciągnęli z gruzów i bezpiecznie odstawili na zabezpieczony teren, całą czwórkę. Opatrzyli, postawili na nogi… i byli tacy kochani, że dali się zaprosić na dziś. Gdyby nie oni nie spotkałybyśmy się ponownie w Mason.

- Oh no to chłopcy ja wam też muszę podziękować. Że mi uratowaliście moją Rybkę i całą resztę tych uroczych dziewczyn. - brwi wierzchniej bękarcicy uniosły się nieco do góry gdy usłyszała o tej relacji z akcji z ostatniej środy. Nachyliła się najpierw nad jednym ramieniem Lamii a potem nad kolejnym by z tej wdzięczności pocałować jednego a potem drugiego. Chłopcy też nie pozostali beznamiętni na takie wyrazy wdzięczności.

- Jej to jakbyśmy wiedzieli, że chodzi o takie kociaki i takie imprezy to byśmy przyjeżdżali jeszcze chętniej na takie akcje. - Italiano się roześmiał. Oparł się na boku i dłonią zaczał przesuwać to po plecach i boku Wilmy albo po boku i piersiach Lamii.

- A to nie wiedzieliście? Że to one? - Wilma popatrzyła na niego zafascynowana tą relacją.

- Nie. Wiedzieliśmy, że chodzi o odbicie zakładników z jakiejś dziury. Prawdopodobnie jakieś kobiety ale pewności nie było. Mieliśmy odbić zakładników. - Andreas pokręcił głową na znak, że właściwie do końca nie znali tożsamości zakładniczek a nawet ich płci.

- Ale cholera ja was mogę odbijać co tydzień. A potem tak to świętować. - Jessie zaśmiał się swobodnie wskazując gestem na to całą kłębowisko nagich ciał gdzie dzielni komandosi i wdzięczne, radosne dziewczęta pląsały ze sobą nawzajem. Potem jego uwagę przykuł Madi bo ciemnowłosa masażystka ciut za bardzo podniosła głos więc dało się usłyszeć także i tutaj.

- No i tak się właśnie zapina w kuper! Bierzesz, wsadzasz i jedziesz! - mówiąc do z pełnym przekonaniem i zaangażowaniem zademonstrowała tą metodę na wypiętych wdziękach miejskiej fotograf. Eve zaprzestała swojego wdzięczenia się wokół ud ich królowej gdy zajęczała cichutko. Ale królowa szybko skierowała ją na właściwy porządek rzeczy łapiąc ją za te blond włosy i prawie wbijając jej twarz w swoje podbrzusze władczym gestem.

- No widzę. A teraz mogę ja spróbować? - Denis widząc tą demonstrację na konkretnym przykładzie pokiwał głową na znak, że widzi ale też by chciał spróbować. Z tej odległości jego blizna na twarzy była prawie niewidoczna.

- A tak byś chciał już teraz? - Madi widocznie była w swoim żywiole którego pewnie szkoda jej było przerywać, nawet podczas szkolenia.

- No mogę jeszcze chwilę poczekać. - zaśmiał się rozbawiony łącznościowiec za co został nagrodzony całusem od masażystki.

- Ona naprawdę ją zapina? - Jessie widząc tą scenkę zapytał z zafascynowaniem i niedowierzaniem jednocześnie.

- Chyba tak. Tak wygląda. - kolega zmrużył oczy no ale z tej odległości i pod tym kątem nie było widać wszystkich detali.

- Ale z was aparatki. - powtórzył Werden znów śmiejąc się cicho na to jakie niesamowite kociaki im się tutaj trafiły na tej imprezie dzięki tamtej środowej akcji. Widok jak ich koledzy są pojeni metodą usta - usta też był bardzo budujący i przyjemny nawet do samego oglądania. Laura właśnie usiadła Krótkiemu na kolanach i chyba jak najbardziej poważnie coś mu pewnie tłumaczyła z tym drinkami w kolorowych kubeczkach bo demonstrowała mu jeden kubeczek coś tłumacząc, potem kolejny trzymany w drugiej dłoni i jeszcze palcem pokazywała na dwa kolejne które trzymała stojąca obok Crystal. Chyba musiał być jakiś myk bo Meyers miał dość zafrapowaną minę jakby miał wybrać tą jedną właściwą opcję wśród wielu podobnych. Cichy i reszta chyba nie bardzo mogli mu pomóc bo mieli podobnie skonfundowane miny do niego gdy tak słuchali nawijania mlecznej czekoladki z drobnymi warkoczykami.

- Kosmiczne Kociaki - saper poprawiła żołnierza, ściągając usta w dzióbek i też popatrzyła na masażystkę - Madi ma talent do podobnych zabaw. Mówię wam, mało który facet jest w stanie jej dorównać jeśli już cię złapie i przydybie od odpowiedniej strony… a potem następnego dnia chodzisz jak kowboj, ale cholera! Z nią zawsze warto! - pokiwała głową, marszcząc w pewnej chwili brwi, aby uśmiechnąć się tajemniczo. Wychyliła się, szepcząc krótko Wilmie do ucha i już się wyplątywała z nadmiaru kończyn.
- Zaraz wrócę… mam pomysł - rzuciła przez ramię, szybko truchtając przez salę i tylko buźka jej chodziła na boki, w poszukiwaniu odpowiedniego celu. Ten znalazł się szybko, podpięty pod barek z alkoholem, Karen i dwie kumpele z lodziarni, bajerujące ją aż się komandos rumieniła.
- Ej foczki - z impetem władowała się między Meg i Kim, biorąc je pod boki i przyciskajac do siebie - Dacie się porwać na mały sparing? Jest plan… - zabujała brwiami, szybko wykładając co jej leżało na sercu i czekała na reakcję.

Wilma pożegnała swoją kumpelę całusem i dając jej zielone światło na taką inicjatywę pod warunkiem, że też będzie w niej uczestniczyć. Więc gdy Lamia doskoczyła do dziewczyn przy stoliku mogła działać z czystym sumieniem, że jej kumpela z wojska popiera ją w pełni. Parka kurierek poznana ostatnio w “Krakienie” przyjęła ją do siebie całkiem chętnie. Z wprawą ją obramowały zgrabnie wpasowując ją w środek między siebie.

- O a jaki sparing? - zapytała Meg z przyjemnym zaciekawieniem w głosie i spojrzeniu. Kim też wydawała się zaintrygowana czekając aż gospodyni wieczoru bardziej rozwinie swoją myśl. Ciemnowłosa Karen stała z plastikową szklanką w dłoni i też wydawała się z zaciekawieniem śledzić przebieg tych negocjacji.

- Wy dwie na nas dwie - pokazała pomacała dziewczyny po piersiach, a potem głową wskazała Wilmę i parkę Boltów - Na nich dwóch. Który duet szybciej spuści swojego żołnierzyka, ten wygrywa. Przegrany duet zajmuje się wygranym… a panowie mogą popatrzeć, jeśli maja ochotę. - zaśmiała się - Pożyczymy sprzet od Madi, albo co tam! Ją też zaprosimy. Chodźcie, będzie zabawnie.

- O! Super! - jeszcze zanim Lamia skończyła mówić to po minach dziewczyn było widać, że pomysł im przypadł do serca. Już się uśmiechały i kiwały głowami. A gdy ta tylko skończyła mówić obie wykrzyczały radośnie swoją aprobatę. Po czym jeszcze przez chwilę panował chaos kto ma ściągnąć co i kogo nim się towarzystwo rozproszyło. Na Lamię spadło zawiadomienie masażystki o tej nowej zabawie. Zastała ją w tym samym miejscu co widziała ją z materaca. Tylko teraz sekundowała Denisowi który ją zastąpił przy penetracji kuperka krótkowłosej blondynki.

- Wchodzę w to. - zaśmiała się masażystka kosmato gdy tylko usłyszała w czym rzecz. Przy okazji Betty pozwoliła sobie na ciepły uśmiech do swojej faworyty i nawet w takim roznegliżowanym stanie, na zwykłym krześle potrafiła zachować swój królewski majestat.

- Postaraj się gołąbeczko. Nasza Księżniczka na ciebie patrzy. - Eve właśnie sapała i jęczała pod naporem Denisa który brał ją od tyłu więc jedyna z tej gromadki nie zauważyła przybycia Lamii. Teraz zaś spojrzała najpierw na okularnicę której właśnie całowała stopy po czym odwróciła się do swojej dziewczyny i mimo stopy w buzi uśmiechnęła się do niej i pomachała wesoło rączką.

- Dobra to ty już wiesz co i jak no to działaj. - Madi widząc, że jej rola instruktażowa dobiegła w tym zestawie do końca całkiem chętnie ruszyła z Lamią pod pachą. Na odchodne jeszcze trzepiąc pracujący tyłek łącznościowca. - Ale ma fajny ten tyłek. Zapinałabym. Tak samo jak ten Steve’a. Oj jego też bym chętnie zapięła. - masażystka towarzyskim tonem pozwoliła sobie na wymianę swoich uwag o erotycznych fantazjach jakie miała na temat męskich atrybutów z jakimi miały tu do czynienia.

- A właściwie to co jest grane? - zapytał Werden widząc, że jak dotąd Wilma im dotrzymywała towarzystwa to teraz jakoś tak po kawałku zaczęło docierać do nich coraz więcej dziewczyn.

- Musicie nam pomóc - Lamia przybrała tragiczną minę, patrząc na pozostałe dziewczyny, po czym cztery z nich opadły synchronicznie na kolana. Przy Andreasie klęknęły kurierki, a przy Jessiem bękarcice. Popatrzyły na siebie, porozumiewając bez słów i cztery głowy przytaknęły niemo.
- Widzicie… - saper oparła się dłońmi o lewe udo żołnierza, Wilma o prawe - Założyłyśmy się z foczkami, a zakład rzecz święta. Tyle, że same sobie nie poradzimy - westchnęła, a w miarę jak mówiła razem z kumpelą rozchylały męskie uda. Ich dłonie też z kolan rozpoczęły powolną wędrówkę do góry - Potrzebujemy was, waszej uwagi… - mruczała w najlepsze, pochylajac się coraz niżej i gapiła się Werdenowi w oczy - Założyłyśmy się która dwójka ma sprawniejsze języki… no dobra, nie tylko języki… ale i usta, policzki… gardła - dodała, całując skórę na udzie, dwie dłonie od bioder - Żeby nie było za prosto Maddi będzie nas rozpraszać swoją zabaweczką… dupka po dupce - dokończyła, przejeżdżając językiem po wcześniej pocałowanym miejscu.

- O, to będzie i w dupkę? - różowowłosa Pinky tego dodatku się chyba nie spodziewała. Ale stojąca obok Madi z przypiętą zabaweczką która sterczała bojowo do góry wymownie wskazywała, że masażystka nie będzie tylko widzem.

- Tak jest. Nie bój się jestem profesjonalistką. - ciemnowłosa z uciętym krawatem wciąż wiszącym między jej jędrnymi piersiami roześmiała się wesoło. Sądząc po śmiechu i spojrzeniu już nie mogła się doczekać aż ta zabawa się zacznie.

- Bo zwykle jak jesteśmy same to Meg mnie tak zapina. - czarnowłosa Kim pozwoliła sobie na wesołe i beztroskie wyjaśnienie lekkiego zdziwienia swojej kumpeli. Po czym całe towarzystwo się roześmiało.

- Dobra, to mnie to pasuje, jestem za i w ogóle. - Andreas co w tej chwili był całkiem pogodnie uśmiechniętym brunetem też nie mógł się już doczekać startu tej zabawy. Kumpel zresztą też się już niecierpliwił widząc te śliczne pyszczki gotowe do rozpoczęcia rywalizacji.

- No to jeszcze by mi tu było wszystko fair play. Na początek niech obie strony dadzą sobie buzi na zgodę. - Madi przyjęła na siebie rolę sekundantki i stanęła pomiędzy dwoma duetami zawodniczek kazać im przestrzegać zasad.

- Pewnie! Chodźcie no tu. - Wilma przyjęła to zadanie bez chwili wahania i nachyliła się do dziewczyn z konkurencyjnego duetu aby spełnić żądanie sędziny.

Zajęła się Meg, podczas gdy Lamia pocałowała czule Kim, po czym się wymieniły, badając językami czy ich przeciwniczki nie schowały w buziach niedozwolonych drobiazgów. Następnie obie drużyny też się pocałowały, w ramach życzeń powodzenia, na końcu zaś wszystkie zawodniczki pocałowała sędzina, aby było sprawiedliwie.

- To jeszcze misiaki, aby sie nie czuli pominięci - saper zaśmiała się, wypryskując do przodu, gdzie zaatakowała ustami Italiano i równie żywo powtórzyła to z jego kumplem.

- No właśnie! - przytaknął Jessie chociaż od samego oglądania z bliska jak się nawzajem całuje grupka ślicznotek tuż nad własnym przyrodzeniem też musiała działać na nich obu bardzo pobudzająco. Więc jak jeszcze doszło do osobistej wymiany językowej to chociaż trwało to dłuższą chwilę nim każdy z zawodników został wycałowany przez każdą z zawodniczek no to było warto bo temperatura u wszystkich bardzo sobie ten etap chwalili.

- No to jeszcze buzi dla sędziego. - zażądała sędzina wskazując na swoją przypiętą zabaweczkę co znów wywołało falę śmiechów i wesołych dowcipów gdy każda z czterech zawodniczek składała swoje usta na zabaweczce jaka wkrótca miała je penetrować od tyłu.

- No dobrze! Starczy tych śmichów i chichów! - w końcu Madi czuła się usatysfakcjonowana tymi zabiegami wstępnymi bo dała sygnał gotowości bo zajęła swoją władczą pozycję rozdzielając sobą oba zespoły.

- Zasady są proste! Ci co uzyskają pierwszy spust wygrywają! To ma być spust a nie jakieś nędzne parę kropelek jasne!? - Madi zawołała gromko i surowo zupełnie jakby ćwiczyła na rolę sierżanta. Chociaż trochę srogi efekt psuło podniecenie jakie dało się dostrzec w spojrzeniu i głosie.

- Ta je! - bolci krzyknęli prawie jednocześnie jak na zgrany zespół przystało. Dziewczyny też dorzuciły coś od siebie. I cała szóstka aż się nie mogła doczekać by zacząć te zawody. Z bliska Wilma jeszcze szybko pocałowała usta Lamii a Werdenowi co był ich partnerem puściła całusa przez długość ciała.

- No to start! - krzyknęła masażystka i z góry obserwowała jak dwa duety dziewczyn rzuciły się do męskich głowni aby je doprowadzić do jak najszybszego finału.

Bękarcice wymieniły szybie spojrzenia i razem dopadły do bioder Werdena, biorąc się za zabawę od wspólnego pocałowania czerwonej, nabrzmiałej główki.
- Wydawał się mniejszy - saper puściła mężczyźnie oczko, nim nie złapała Willy za włosy i nie nadziała jej ust na sterczący drąg. Dziewczyna nie potrzebowała żadnej zachęty, zaraz śmiało zaczęła połykać go aż do połowy, bo od połowy działała już Mazzi, pieszcząc językiem boki trzonu, a dłonią ugniatając torbę pod spodem. Obie patrzyły przy tym kochankowi głęboko w oczy. Szło pięknie i tylko czasem, niespodziewanie, gdzieś od tyłu rytm zaburzała Maddi, pakując się energicznie w tak ładnie wyeksponowane kuperki, co zwykle wieńczył głośny jęk tej, na którą wypadło. Jęk tym głośniejszy i bardziej wymowny, że dodatkowo miał podziałać na partnerów.
- Nogi szerzej - sierżant sapnęła, napierając na uda Bolta, a bękarcica obok chyba wyczuła o co chodzi, bo przejęła pakowanie Jessiego aż po migdałki, podczas gdy jej przyjaciółka zeszła językiem niżej, ssąc jądra i zjeżdżając niżej, aby językiem kreślić małe kółka przy męskim tylnym wyjściu.

Obaj panowie reagowali bardzo podobnie na zabiegi swoich zespołów. Sapali i jęczeli, oddychali coraz szybciej, co chwila podnosili głowę do góry by spojrzeć w swój dół to znów głowa uciekała im gdzieś na dół. A to jak bardzo przeżywają tą przygodę to każda z dziewczyn czuła w swoich ustach, gardłach i policzkach. Akurat jak Lamia tak sprawnie oddała pałeczkę Wilmie zaraz potem poczuła, że Madison znalazła się tuż za nią.

- A! Dawno mnie tu nie było! A chyba byłyśmy na to umówione od dawna! - masażystka zaśmiała się drapieżnie i trzepnęła jej wypięty tyłek aż pewnie zostal czerwony ślad po tym uderzeniu. Sądząc po chrypce w jej głosie to musiała być już nakręcona na całego. I rzeczywiście nie zwlekała tylko władowała się w swoje ulubione miejsce. I zaraz potem Mazzi poczuła jak ta druga wybija całkiem raźny rytm jakiego pewnie nie powstydziłby się niejden mężczyzna. Stanowoczo unieruchamiała jej biodra trzymając ją mocno i tylko raz za razem dało się słyszeć i odczuć jak jej biodra zderzają się z wypiętymi pośladkami saper. Aż Wilma na chwilę przerwała swoją robotę by spojrzeć na ich tył.

- O rany… szacun… - mruknęła będąc pod wrażeniem tych wyczynów jednej i drugiej koleżanki. Ale zaraz wróciła do swojej działki by pomieścić w ustach a nawet gardle sterczącą rękojeść jaka już błyszczała się i pieniła od nadmiaru płynów ustrojowych. Ale i obok dziewczyny z Det nie próżnowały przy swoim Italiano. Czasem któraś z nich zerkała w bok na to jak idzie sąsiadom i wydawało się, że obie strony są zaangażowane w tą rywalizacje na całego. Na razie jakoś trudno było zgadnąć która z nich będzie zwycięska.

Powracało pytanie jak w takim małym ciele masażystki kryje się tyle krzepy tak hojnie wykorzystywanej teraz przy saperskich tyłach. Wpierw jej pojawienie Lamia przywitała wesoły uśmiechem, ten jednak szybko zmienił się w coraz szybsze sapanie i pojękiwanie, w miarę jak dziewczyna za jej plecami nabierała rozpędu.
Trzeba było mocno zacisnąć zęby, aby nie zapomnieć co jest clue wyzwania. Podrygując i co chwilę zderzając się nosem z Werdenem, sierżant podjęła pracę, stosując manewr trenowany na Tygrysku. Nie przerywając zabawy sakiewką, lizała szybkimi ruchami teren do końca worka po właz między pośladkami i na tym ostatnim się skupiła ostatecznie, atakując językiem wpierw delikatnie, lecz z każdą chwilą coraz śmielej pokonując opór.

W końcu już można było stracić rachubę kto jęczy, kiedy albo najgłośniej. Oba zespoły łącznie z zapracowaną sędziną jęczały i podrygiwały w napędzającym się nawzajem rytmie. Ale wydawało się, że manewry jakie uskutecznia Mazzi działają na Jessiego równie skutecznie jak to wcześniej sprawdzała na swoim Tygrysku. Bo na słuch to wydawało się, ze jego jęki weszły ja jakiś wyższy poziom.

- No! Trzymaj się! Jeszcze tu wrócę! Aha i przypomnij mi, że mam jeszcze przewiercić taką jedną blondi za to wczorajsze dziaranie. - zasapana masażystka pożegnała się trzepnięciem w wypięty pośladek kumpeli i do kompletu pocałowała go czule zaraz potem.

- A! Co my tu mamy? Dawno nikt ci tylnego wejścia nie kontrolował prawda? - zapytała sędzina zatrzymując się za kuperkiem Pinky. Ta odwróciła się do niej jęcząc krótko gdy masażystka też zaczęła swój wkład od trzaśnięcia ją w wypięte wdzięki.

- Oj to prawda, prawda! Sprawdź czy jej tam nic nie zarosło! - zaśmiała się ciemnowłosa Kim też na chwilę przerywając swoje rękodzieło by spojrzeć co Madi wyczynia z jej kumpelą. A ta się w nią władowała dokładnie tak samo jak przed chwilą we wdzięki zawodniczek sąsiedniego zespołu.

Bękarcice zyskały swoją szansę, nikt ich nie rozpraszał i mogły w pełni skupić się na zawodach. We dwie zgrywały swoje działania, zerkając na odruchy partnera i to jak reaguje na poszczególne pieszczoty. Ich ruchy nabrały szybszego tempa, stały się synchroniczne i zaborcze, jakby w tym szalonym tańcu chciały dorównać wysiłkiem czarnowłosej masażystce.

Zabawa nabierała coraz żwawszego tempa. Sedzina zdążyła zmienić wypięty kuperek z Meg na ten należący do jej kumpeli co ta przyjęła bardzo dźwięcznie i wdzięcznie. A i panowie zdradzali objawy zbliżania się do finału i dali się ponieść tej rywalizacji zachęcając swoje partnerki do zwiększenia efektywności. I wreszcie ten finał nadszedł. Tak jak się na to zanosiło od paru chwil. Obu bękarcicom udało się Jessego doprowadzić do szczytu parę chwil przedtem gdy ta sztuka udała się dziewczynom z Det wobec Italiano. Werdena wygięło w łuk nieco wcześniej niż jego kolegę. Ale tuż po żaden nie wyglądał na przegranego.

- Oj dziewczyny, tak naprawdę my wygraliśmy ten lamus to zawsze ma szybki spust no taki krótkodystansowiec. - Andreas próbował jakoś pocieszyć swoje partnerki i umniejszyć zasługi kolegi ze zwycięskiego trio.

- Dla mnie liczy się sztuka. - roześmiał się Jessie ściskając się ze swoimi dziewczynami. Ostatnie słowo miała ciemnowłosa sędzina.

- Słowo się rzekło! Mamy zwycięzców tam gdzie był pierwszy spust! Więc nagroda za najszybszy spust i najszybsze obciąganie wpada w te oto łapki! - Madi ogłosiła zwycięstwo szybszego teamu unosząc po kolei ich ręce do góry.

- Hmm… To co tam miało być dalej? - zapytała Pinky zerkając z ukosa na dziewczyny ze zwycięskiego zespołu i też coś nie wyglądała na zbyt przejętą przegraną.

Dalej, jak się okazało przegrany zespół zajął się bardzo pilnie i dokładnie zespołem wygranym, a w owym zbożnym dziele pomagała sama sędzina. Kotłowały się w piątkę praktycznie krok od dwóch mężczyzn, będących praktycznie w pierwszy rzędzie loży dla vipów. Patrzyli co się dzieje jak na najlepszy film, ale mieli dość taktu by poczekać, aż dziewczyny skończy i dopiero wpaść między nie, robiąc im repetę z całego kursu ratownictwa, który im tak wdzięcznie wykładały kwadrans wcześniej.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pa5YJRcfCfM[/MEDIA]

Nie minęło wiele czasu, ot tyle by spić ze dwa drinki i chwilę odpocząć, pozwalając płucom wrócić do normalnego tempa pobierania tlenu, a głowa Mazzi znów zaczęła chodzić dookoła, z wyrazem typowej kociej mordy, jak zwykle, kiedy coś kombinowała. Wokoło ludzie leżeli, siedzieli i opierali się o siebie, prowadząc ciche i mniej ciche rozmowy, sącząc drinki, śmiejąc się, albo żartując. Paru ludzi po prostu siedziało opartych o siebie, chłonąc własne ciepło, obecność oraz spokój po dopiero co zakończonym etapie zabawy.
- Poczekaj chwilę kochanie - saper mruknęła Wilmie do ucha, całujac w skroń zanim nie wyplątała się z jej objęć i nie zaczęła przechodzenia przez górkę splecionych ze sobą ciał. Lawirowała między współbiesiadnikami, aż do chwili, gdy w ulgą nie przyklapnęła przy miejskiej lodziarze i Karen, w towarzystwie kumpeli tej pierwszej. Na leżaku obok przewalała się para kurierek z Det, wygladających jakby na moment przysnęły, jednak gdy wyczuły ruch ich oczy się otworzyły.
- Jedziemy dalej z koksem - Lamia szepnęła konspiracyjnie, a oczy jej świeciły uciechą. Szybko wyłożyła następny punkt programu dziewczynom, starając się w miarę zachować konspirację, choć entuzjazm roznosił ją od środka.

W miarę jak Lamia przedstawiała im kolejny punkt programu wśród jej koleżanek, kumpel i przyjaciółek panowało coraz większe poruszenie. Całkiem szybko robiły wesołe oczka, śmiechy, żarty, piski, podnosiły się do pionu otaczając ją coraz żwawszym i głośniejszym półkolem. No aż wreszcie gdy panowała powszechna radość, miłość i zgoda można było zaczynać.

- Ciekawe kto wygra. - zastanawiała się Hale patrząc na nagie ciała zawodników rozsianych po całej przestrzeni basenu. W różnych pozycjach i kompozycjach więc trochę trudno było ocenić kogo na co stać.

- Może Dingo? On wygląda na niezłego w te klocki. - Kim wskazała na Indianina który w takich dyscyplinach faktycznie mógł być faworytem. Chociaż nawet Lamia nie widziała ich w bezpośredniej akcji między sobą.

- Mógłby dołożyć Donowi. Należy mu się. - Jamie jak zwykle skorzystała z okazji by wsadzić szpilę porucznikowi tego plutonu nawet gdy ten nie słyszał.

- A Karen? Też będzie startować? W końcu jest od nich. - Kara co przyjechała razem z Jamie wskazała wzrokiem na jedyną kobietę w oddziale komandosów jaka dzisiaj była z nimi. Widocznie nie była pewna jak traktować ją w tej dyscyplinie.

- O jeszcze czego. Też chcę mieć jakieś widowisko i poczuć się jak rozwydrzona fanka męskich torsów. Będę wrzeszczeć i piszczeć razem z wami. - operatorka broni precyzyjnej wcale się nie obraziła za takie pytania a nawet okazała się goracą zwolenniczką takiej rozgrywki. Co zresztą wywołało śmiechy pozostałych dziewczyn.

- A myślisz, że się zgodzą? - Pinky zapytała ją z zaciekawieniem chyba mając za złe panom jeśli by odmówili im tej drobnej przyjemności.

- Za tyle foczek w czekoladzie co się będą wokół mnie kręcić ja bym się biła jak berserker. - zaśmiała się Karen wesoło. - Ale myślę, że nas nie zawiodą. - dodała spokojniej uspokajając ewentualne obawy.

- Spróbowaliby… poza tym co to za facet, który nie skorzysta z okazji, aby się popisać mułami i sprawnością? - saper zaśmiała się cicho, biorąc za ręce Kim i jej kumpelę. Wstały razem, a brunetka przyciągnęła je do nagich boków - Szczególnie gdy w grę wchodzi piszczący, mokry i bardzo gorący kobiecy doping? - uniosła brew i mrugnęła do komandoski - Chodź, Jamie ty też. W kupie siła, drogie panie. Podbijemy im oczy argumentami - parsknęła nachylając się żeby cmoknąć krótko różowowłosą kurierkę w pierś.

Przeszły wspólnie te parę rozchichranych, ćwierkajacych kroków, stając mniej więcej przed rozwaloną na płasko grupą docelową.
- I jak tam panowie, nie nudzicie się mamy nadzieję - zaczęła wesoło, mocniej ściskając kociaki pod bokami - Noc jeszcze młoda, a my… przygotowałyśmy jeszcze parę niespodzianek - powachlowała rzęsami na samców, patrząc krótko każdemu w twarz i uśmiechając się zalotnie - Pewnie wiecie że nasza Jamie pracuje w lodziarni koło ratusza. - pokazała ruchem brody na brunetkę o latynoskiej urodzie - Była taka kochana, żeby przynieść dziś ze sobą odrobinę tamtejszych słodkości. Stąd ogłaszamy konkurs - podniosła odrobinę głos - Dla męskiej części imprezy. Dla takich dzielnych, świetnie wyszkolonych i sprawnych chłopaków to będzie niczym igraszka - pokiwała krótko głową, przechodząc do dalszej części, a ruch głowy wskazał basen z kisielem przy ścianie - Konkurs zapasów! Ten z was który zwycięży dostanie deser z czekolady i słodkości od Jamie! - uśmiech się jej poszerzył, rzęsy zafurkotały w powietrzu - I tu zależy… czy będzie chcieli, abyśmy zwycięzców wysmarowały czekoladą, a potem dokładnie wyczyściły, czy wolicie abyśmy to my zmieniły się w słodkie desery tylko dla was… więc co chłopcy, zrobicie dziewczynom tę przyjemność i dacie popiszczeć do waszych umięśnionych klat w akcji?

Lamia niczym admiralski okręt była oflankowana przez inne okręty tej swojej kobiecej floty. Co juz swoja mobilizacją przykuwało uwagę jak całkiem spora grupka kociaków skoncentrowała się wokół niej co sugerowało, że coś się dzieje. No a jak jeszcze ogłosiła swój konkurs to już w ogóle zrobił się harmider. Zwłaszcza jak dziewczyny znały swoje rzemiosło i by potwierdzić jakość ogłoszenia to prężyły swoje kocie wdzięki albo pomagały swoim koleżankom prężyć te wdzięki. No a jeszcze Karen dorzuciła swoje trzy grosze.

- Tylko mi nie naróbcie siary chłopaki. Obiecałam dziewczynom, że nie nawalicie i można na was liczyć z tym show. - krótkowłosa strzelec wyborowa pokazała palcem paru najbliższych kolegów by dać znać, że tym razem solidaryzuje się bardziej z płcią piękną niż z innymi boltami. Do tego jeszcze te z dziewczyn co dopiero teraz zorientowały się o co chodzi też szybko dołączyły do grupki Lamii wzmagając swój aplauz dla tego pomysłu.

- O tak, tak, świetny pomysł! No chłopaki no! Prosimy! - piszczały tyleż radośnie co prosząco. Zresztą chyba nawet nie było to niezbędne bo panowie po kolei podnosili się ze swoich miejsc dając znać okrzykami czy gromkimi minami, że są gotowi do takich zawodów.

- I to się nazywa duch! - saper śmiała się razem z pozostałymi dziewczynami, prawie zacierajac ręce z uciechy. Zapowiadało się widowisko pierwszej klasy, kto mógł się pochwalić, że dla niego oddział Boltów smaruje klaty kisielem, aby samice dostały amoku?
- Gwiazdka przyszła wcześniej, o ja pierdolę - wyrwało się jej, razem z dźwięcznym śmiechem. Jako okręt flagowy szła pierwsza, poniekąd prowadząc rozwrzeszczany, lejący endorfinami na lewo i prawo pochód prosto do celu.
- Tygrysku, pożycz sikora - rzuciła swojemu Boltowi prosząco - W razie remisu będą dwie minuty na rundę… i dalej już zobaczymy.

- Chłopcy się będą napieprzać! - nawet nie było wiadomo która z dziewczyn pierwsza zaczęła się drzeć ale nie miało to większego znaczenia. Wiadomość rozlała się po pomieszczeniu błękitnego basenu jak woda z tego basenu podczas wcześniejszych harców. Więc przy gumowym baseniku z kisielem zrobiło się dość szybko całkiem gwarno i głośno. I sympatycznie gdy Steve pokierował ruchem swoich chłopaków tak by ściągnęli ile się da krzeseł dla damskiej części widowni. Tych nie starczyło dla wszystkich dziewczyn ale chyba tym też się nikt nie przejmował. Emocje i ekscytacja były tak silne, że poderwały widownię na równe nogi. Dziewczyny krzyczały, gwizdały, śmiały się i dopingowały zawodników. I to niezależnie od tego kto akurat z kim się zmagał i jaki był wynik walki. Dla takiej widowni i takiego aplauzu panowie dali z siebie wszystko. Naprawdę się nie oszczędzali. Podobnie jak panie przy aplauzie. Rumieńców jeszcze dodawał fakt, że jedna i druga strona była już na tym etapie prawie pozbawiona ubrań i mokra od wcześniejszych aktywności.

A gdyby ktoś przyszedł na tą imprezę nie wiedząc z kim ma do czynienia to może mógłby uznać te młode byczki za jakichś turystów czy choćby zwykłych szwejów na przepustce. Tacy co mieli fart integrować się w ten niedzielny wieczór z prawie dwukrotną przewagą roznegliżowanych kociaków. No ale już pierwsza walka tych nagich gladiatorów pokazała, że na pewno nie robią tego po raz pierwszy i mają w tym niemałą wprawę.

Czy sprawiła to kobieca widownia, aplauz i panowie chcieli się pokazać od najlepszej strony czy zwykła ambicja i chęć rywalizacji to nie było pewne. Może coś z tego a może każdy z tych czynników dołożył swoją cegiełkę do widowiska. Ale już pierwsza walka Cichego z Jessem pokazała jakiej klasy są to zawodnicy. Z wyglądu każdy z nich miał całkiem zwartą, męską sylwetkę chociaż na giganta i mocarza mógł nie wyglądać. A jednak w te wytrenowane ciała były kryły nadspodziewany zapas mocy. Obaj koledzy rzucili się na siebie jak ostrza sprężynowca wyrzucane ukrytym w rączce mechanizmem. Zwarli się ze sobą i z miejsca widać było, że nie jest to bezwładne okładanie się pięściami amatorów. Z miejsca też dał o sobie znak trzeci zawodnik który potem objawiał się w każdej kolejnej walce. Kisiel. Śliska masa zdecydowanie przeszkadzała i wprowadzała nieprzewidywalny czynnik który potrafił zmienić wynik walki. Dłonie miały problem z chwyceniem przeciwnika, ślizgały się po torsach i nadgarstkach, nogi czy kolana uciekały powodując, że niewielki balans ciałem mógł się zmienić w niekontrolowany upadek. Ale nic to! Wydawało się, że ta śliska przeszkoda w niczym nie ujmuje zażartości każdego z zawodników. To było widać i czuć w każdym ruchu każdej walki. I to wyczuwała też widownia nie oszczędzając się przy skandowaniu co tylko im przyszło do głowy. A żadna walka nie była przesądzona póki się nie skończyła. Żaden z zawodników nie czuł się gorszy czy pokonany póki nie poddał walki.

Nawet Dingo który zdawał się być faworytem w takich starciach też miał nie lada trudności od pierwszej walki jaką nomen omen stoczył z Donem. I niespodziewanie była to walka pełna niespodzianek. Zwłaszcza dla kogoś kto pierwszy raz oglądał zapasy boltów. Wydawało się, że Indianin po prostu rozsmaruje Dona jak pewnie i każdego innego przeciwnika. Zwłaszcza Jamie wcale nie ukrywała kto jest jej faworytem w tej walce. A jednak nie była to takie jednostronne starcie.

Mimo, że Don wydawał się być urodzonym pozerem co to go było słychać na długo niż widać a Dingo wydawał się wymarzonym materiałem na krwiożerczego berserkera to jednak młody porucznik okazał się całkiem sprawny w tych zapasach. Sprytnie unikał ciosów swojego przeciwnika a nawet jak temu udało się go złapać to wtrącał się kisiel. I chwyt jaki powinien zdławić i zdusić przeciwnika w parę chwil nie można było dokończyć albo Darko odpychał go od siebie. Niemniej w końcu ostatecznie do fan maczet wreszcie zmęczył przeciwnika. A jednak opór i zażartość porucznika, jego bezczelny uśmiech i równie bezczelne odzywki zaskarbiły mu sporo satysfakcji wśród publiczności. Oczywiście poza Jamie która nadal była mu nieprzejednana.

W szranki stanął te dowódca całej tej bandy. I na początku trafił Mike’a co to chyba był saperem i operatorem broni ciężkiej. I wydawało się, że podwładny wykończy swojego dowódcę. Eve z wrażenia zaciskała pięści i darła się jak opętana by jakoś odwrócić tą sytuację. Ale ta wydawała się bardzo kiepska dla Krótkiego. Wylądował na plecach a blondynowi udało się mu wejść na brzuch. Więc zajął zdecydowanie korzystniejszą pozycję i Krótki desperacko się bronił przed założeniem chwytu na szyję który już mógł być dla niego ostatnim. Ale w pewnym momencie gdy wydawało się, że Mike wreszcie mu założy ten chwyt musiał się nad nim pochylić. Wtedy w ten moment nieuwagi Steve trzasnął go pięścią w bok głowy, prosto w skroń. Blondynem na chwilę zatrzęsło. Ale miał wprawę, więc przerwał atak i zasłonił się przed kolejnym. Ale kolejnego nie było. Krótki wierzgnął całym ciałem i w połączeniu z kisłem jaki ich łączył i dzielił sprawiło, że Mike stracił równowagę i poleciał jak długi. Krótki nie tracił nawet czasu by wstać. Odwrócił się nogami wypchnął przeciwnika z basenu co oznaczało koniec walki i jego zwycięstwo.

No ale w kolejnej walce Krótki trafił na Dingo który go wyeliminował z dalszych rozgrywek. Obaj byli już nieźle zmachani po wcześniejszych walkach Krótki miał czas by złapać oddech jak Rick zmagał się z Denisem i potem gdy Dingo wywalił z basenu Italiano. Steve nawet pytał Indianina czy chce odpocząć po tej walce. Ale ten był pewny siebie i nie chciał przerwy. Dlatego walka znów była wyrównana do czasu aż Dingo założył Krótkiemu dźwignię na ramię przyszpilając go do krawędzi basenu. Krótki walczył do końca by się wyzwolić czy wyślizgać z tej matni. Z dobre pół minuty trwała ta kryzysowa sytuacja i na przemian Krótki milimetr po milimetrze wyślizgiwał swoje ramię z nacisku a Dingo milimetr po milimetrze korygował chwyt. Do końca nie było wiadomo kto z nich osiągnie sukces. Aż wreszcie kapitan poddał walkę odklepując ją o fragment basenu.

No i wreszcie była finałowa walka. Gdzie Dingo zmierzył się z Anthonym “Tonym” Millerem. Każdemu z nich udało się wyeliminować przeciwników we wcześniejszych walkach. I trudno było powiedzieć który z nich może wygrać. Nawet Karen i już wyeliminowani bolci mieli podzielone zdania. Co tylko podsycało gorączkę oczekiwania na finałową walkę. Dingo wydawał się może ciut niższy ale jakoś tak optycznie był bardziej nabity. No i tryskał tą swoją testosteronową dzikością. Zaś Tony co to na co dzień był operatorem broni ciężkiej był kolejnym blondynem w oddziale. I spoglądał na przeciwnika czujnie ale bez lęku. Wreszcie Cesar co wziął na siebie obowiązki sekundanta, sędziego i komentatora walk dał sygnał do rozpoczęcia i obaj zapaśnicy zaczęli się okrążać po śliskiej nawierzchni basenu.

Tony pierwszy zaatakował ale albo coś kiepsko obliczył albo znów wtrącił się kisiel. Skończyło się na tym, że upadł na kolana ale nie zwolnił chwytu. Indianin chciał wykorzystać tą przewagę wysokości i skończyło się dokładnie tak samo. Poślizgnął się i też upadł na kolana więc poziom się wyrównał. Zdając sobie sprawę, ze stawki obaj zawodnicy okazywali niespodziewany poziom waleczności i finezji. Kibicowali im wszyscy, łącznie z ich kolegami i koleżanką. Na przemian to jeden zdawał się zyskiwać przewagę to drugi. Raz Dingo udało się wyjść na plecy przeciwnika, już mu zakładał duszenie na szyję i unieruchamiał nogi swoimi co miało zakończyć walkę a zraz potem był przyciśnięty do podłogi basenu i wydawało się, że to Tony wyeliminuje go tak samo jak on niedawno zrobił to z Krótkim. Koniec końców to właśnie operator broni ciężkiej był o ten jeden oddech wytrwalszy, o ten łut szczęścia bardziej fartowny i ułamek sekundy szybszy. Wreszcie to jego Cesar ogłosił zwycięzcą biorąc w górę jego prawicę. A pierwszym gratulującym zwycięzca był właśnie Dingo. Zaś publiczność wreszcie mogła dać upust swoim emocjom tak podgrzanym przez wcześniejsze jak i finałową walkę.

W pomieszczeniu rozległ się gromki pisk, wrzaski i aplauz zwłaszcza tej damskiej części, oglądającej całe zawody z wypiekami na twarzach. Teraz, gdy ogłoszono wyniki zmieniły się w jeden, wielki wir entuzjazmu, skacząc, obejmując i wdzięcząc się do każdego, dzielnego zawodnika. Zaraz zziajanych i śliskich od przeźroczystego gluta żołnierzy obramowały wdzięczne, rozentuzjazmowane, miękkie ciała o kuszących kształtach, patrzące na nich niczym na zagubione cuda starożytnego świata.
- Byliście niesamowici! Ale numer, cholera nikt by nie uwierzył, gdybym mu powiedziała! - Mazzi darła się razem z babskim tłumem, skacząc wokół zawodników i ciesząc się jak mała dziewczynka. Wyglądała podobnie do reszty dopingujących: błyszczące oczy, zaróżowione policzki, co chwila skubana zębami dolna warga i czysta radość, wymieszana z zachwytem wylewająca się z całej sylwetki.

- Brawa dla zwycięzcy! - krzyknęła, wreszcie przebijając się do Tony’ego i ze śmiechem rzuciła mu się na szyję - Ale, ale! - popatrzyła przy tym po zebranych, szczerząc się po wariacku - Za taki pokaz każdy z was zasłużył na nagrodę! Byłybyśmy niewdzięczne, zostawiając was, naszych dzielnych wojowników, na pastwę zimna i zastygającego kisielu! - odczepiła się od Millera ignorując fakt, że cały bok i tors ma w rożowawym glucie.
- Co to ma być?! Wojsko czy burdel?! - szczeknęła nagle ostrym tonem sierżanta musztry, prostując plecy aby z dołu gromić chłopaków wzrokiem - Zmyć mi to natychmiast! - klasnęła w dłonie - Oddział sanitarny! Zabrać tych brudasów pod prysznice i porządnie umyć! Drużyna zaopatrzeniowa - tu łypnęła na Jamie i Karę - Przygotować materiały do szkolenia bojowego z zakresu topografii terenu! - chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz nie dała rady utrzymać poważnej maski na gębie, więc tylko roześmiała się, trzepiąc Tony’ego w tyłek - Marsz do węzła sanitarnego, ale już! - popatrzyła przez tłum na swojego Bolta rozognionym spojrzeniem, wyciągając do niego dłoń, a drugą trzymając dłoń zwycięzcy.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline