Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2020, 03:54   #217
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Lamia odpowiedziała energicznym kiwaniem głową, zagryzając dolna wargę, gdy wzrok jej uciekł do Hiszpana. Wyglądał nieźle, naprawdę było na co poparzyć, a mając w pamięci to jak tańczył, w dole brzucha z automatu rodziły się pierwsze ogniste motylki.
- Myślisz Tygrysku, że się zgodzi? A jak nie lubi brunetek, albo weteranów… albo co gorsza miksu dwóch powyższych? - spytała chłopaka, nie odrywając wzroku od drugiego kapitana i gapiła się na niego wcale tego nie kryjąc. Poruszyła się też niespokojnie na boltowych kolanach, jakby coś ją tam uwierało, albo już czuła ich obu wewnątrz siebie.
- Hej Ces, lubisz brunetki? - spytała nagle, skubiąc zębami dolną wargę.

- Brunetki? Brunetki są spoko. - oficer rozwalony na leżaku chyba nie spodziewał się takiego pytania ale szybko odpowiedział z uśmiechem. Wzniósł plastikowe szkło do góry i upił za te brunetki.

- To się świetnie składa Ces. Bo taka jedna sprawa jest. - Krótki wstał i złapał za dłoń Lamii pociągając ją za sobą i zmuszając by wstała z kolan Cichego. Oboje przeszli na sąsiedni leżak tylko, że Steve usiadł w poprzek leżaka tak by być twarzą do swojego kolegi. A dla partnerki zostawił miejsce obok.

- Nie podżyruję wam hipoteki. - mruknął Hiszpan jak najbardziej poważnie. Ale było to tak nonsensowne jak wyjęte z jakiegoś starego filmu, że Mayersoiw zostało tylko roześmiać się z rozbawienia.

- Oh my nie w tej sprawie. Pomyśleliśmy, że moglibyśmy poznać się lepiej. Razem. Lamia jest strasznie tobą zainteresowana. I tak właśnie pomyśleliśmy czy byś nie miał ochotę na wspólną kanapkę. - Steve zgrabnie wyłuszczył w czym jest sprawa tak lekko jakby się umawiali kto ma kogo odwozić po imprezie czy coś równie trywialnego. Na koniec po kolei wskazał na te trzy poszczególne części składowe tej potencjalnej kanapki.

- Oo… Naprawdę? I Lamia jest tym tak zainteresowana? - Cesar pokiwał głową, upił łyk ze szklanki i spojrzał z zaciekawieniem na kapitanową jakby chciał się upewnić, że mówią o tym samym i ona sama też jest za taką kanapką.

Ta pokiwała energicznie głową, nie odrywając roziskrzonego wzroku od nowego celu. Oblizała bezwiednie wargi, odgarniając za ucho kosmyk mokrych włosów. Próbowała zachować spokój, lecz i tak zaczynała lekko drżeć z niecierpliwości i podniecenia. Co jak co, ale kanapka Boltów z Bękartem w środku zawsze była idealnym posiłkiem.
- To ten śródziemnomorski czar - klapnęła na leżaku po drugiej stronie Steve’a i nachyliła się nad półleżącym mężczyzną, ściszając głos do nosowego szeptu - Nie daj się prosić Ces… nie wypada odmawiać damie w potrzebie… jeśli jest się prawdziwym dżentelmenem - ujęła go za dłoń, kładąc na swojej piersi, choć wciąż patrzyła mu w oczy. Na oślep wymacała łapę Krótkiego przykładając ją do drugiej, pokrytej gęsią skórką piersi.

- No cóż… skoro to sprawa między damami i dżentelmenami… no to rzeczywiście nie wypada odmówić. - Cesar odpowiedział znów całkiem poważnie. Zupełnie jakby chodziło o jakieś niewiadomo jakie zawiłe etykiety. A i chętnie zbadał dłonią pierś na jaką skierowała go właścicielka. Pouciskał ją, sprawdził sprężystość i jędrność i widocznie wynik tej próby wyszedł mu pozytywnie. Zresztą drugi partner też postępował podobnie z drugą piersią partnerki.

- To może skoczymy sobie na pięterko? - zaproponował Steve wskazując na jakąś sofę która zdawała się stabilniejszą platformą niż chybotliwy leżak.

- Pewnie. - Cesar też się podniósł i cała trójka wstała ale gdzieś w tą chwilę zza szafek wróciła krótkowłosa blondynka z aparatem w ręku.

- Mam! Już jestem! O. Idziecie już? - zawołała reporterka i zdziwiła się trochę widząc, że jej ulubiony duet nieco zmienia pozycję od czasu jacuzzi.

Skupienie uwagi na czymś poza dwójką mężczyzn przychodziło Lamii z największym trudem. Ledwo się podnieśli wzięła ich obu za ręce, skacząc zamglonymi z podniecenia oczami od jednej twarzy do drugiej… a tu pojawiła się trzecia.
- Idziemy… niedaleko - mruknęła niskim, nosowym głosem i zatrzymała się w pół kroku, puszczając męskie dłonie. Obróciła się do blondi, oblizując powoli wargi.
- Kociaczku… - chrypnęła, łapiąc ją za ramiona i przyciągając do siebie - Chcesz zadanie dla małej, brudnej dziwki?

- O! Naprawdę? A jaką! Znaczy pewnie, że chcę! Ale co mam robić? A te zdjęcia? - sytuacja troszkę chyba rozwijała się zbyt szybko dla blondynki a może to ona szybciej mówiła niż ogarniała tą sytuację bo w jednej chwili jej twarz zdążyła się zdziwić, ucieszyć i zastanowić co z tym aparatem z jakim wróciła. Panowie zaś dali im chyba czas by Lamia wprowadziła Eve w szczegóły bo zostawili je trochę z tyłu i sobie wesoło dyskutowali ze szklaneczkami w rękach na tej kanapie co była ich celem.

- Zdjęcia na początek będą świetne… super pomysł - brunetka nawijała nerwowo, łypiąc za plecy na dwóch oficerów i ciągnęła blondi w tamtym kierunku - Zrobisz nam parę zdjęć, a potem dołączysz pyszczkiem? Tygrysek i Ces zgodzili się na kanapkę - dokończyła zaaferowana czując jak nagle pali buraka, ale nie czuła się z tym źle.

- Ooo! Naprawdę? Jej ten nasz Steve jest taki kochany! - oczka blondynki zrobiły się ogromne gdy zrozumiała o co chodzi i zaraz rozpłynęła się w zachwycie nad dobrodusznością i wyrozumiałością ich chłopaka. - I ty też jesteś kochana, że o mnie pomyślałaś! Będzie to dla mnie zaszczytem służyć wam jako nadworna dziwka! - fotograf lekko dygnęła przez Księżniczką jak na dobrze wychowaną dwórkę przystało w pełni akceptując taki pomysł.

- A te zdjęcia to chyba teraz co? Bo potem to chyba będziemy troszkę zajęci. - nieco uniosła do góry trzymany aparat by zapytać o to kiedy i jakie ma te zdjęcia zrobić.

Pytanie, kolejne pytanie. Mazzi ledwo dała radę się skupić.
- Jedno, dwa… może ustaw gdzieś aparat żeby się nagrywało… i chodź już - burknęła, ciągnąc ją aż poczuła na tyle łydek dotyk ciepłej skóry kolan któregoś z oficerów. Wtedy też odwróciła się do nich frontem, pożerając wzrokiem wpierw Tygryska, a potem Cesa i znów Tygryska. Schyliła się, całując go czule, jednocześnie pieszcząc dłońmi policzki, skronie i zaplątując palce we włosy. Jednocześnie powoli zniżała się, aby usiąść Hiszpanowi na kolanach i móc wodzić drugą dłonią po jego torsie i brzuchu, badając wrażliwymi opuszkami drgające pod skórą mięśnie.

Obaj byli całkiem chętni na trzecią osobę na tej sofie. Zwłaszcza jak okazała się tak pojętna i ponętna. Steve przyjął ją delikatnym pocałunkiem i obejmując ją. Ale gorączka podniecenia już go trawiła całkiem wyraźnie więc pocałunek szybko stał się mocniejszy, bardziej zdecydownay i zachłanny. Hiszpan na razie za bardzo się nie wtrącał pozostając przy roli obserwatora ale pozwalał się badać kobiecej dłoni. Gdzieś przy jego biodrach wylądowała twarz z charakterystycznym blond kędziorkiem aby przygotować go do wspólnej galopady na dwa ogiery. Eve odsunęła się widząc, że Lamia ma zamiar usadowić się teraz drugiemu z oficerów na kolanach. A gdy to zrobiła to Hiszpan pozwolił sobie odwzajemnić zainteresowanie ciałem partnerki. Jego dłoń zaczęła od dotyku jej twarzy, ust po czym przez szyję zjechała niżej, na pierś, i drugą i w końcu jeszcze niżej.

Znaleźli się twarzą w twarz, wystarczyło przerzucić udo nad ciemniejszymi biodrami i ugościć się na nich, pocierając mokrym pęknięciem o wyprężone przyrodzenie powoli, drażniąco. Saper lgnęła do jego rąk, tuląc się do nich i mrucząc cicho. Sama przeniosła uwagę obu dłoni na ciało pod spodem.
- Miło cię poznać Ces - szepnęła mu w usta, nachylając się do przodu i spoglądając w praktycznie czarne oczy, uniosła odrobinę biodra, kończąc posuwisty ruch nabiciem się wpierw na sterczącą główkę. Zamarła tak, zaciskajac pulsująco mięśnie wokół intruza, co dodatkowo go stymulowało. Szybko jednak straciła cierpliwość i opadła, aż pod pośladkami poczuła obce uda.

Przez chwilę byli niczym para doświadczonych kochanków. Co to może poznaje się pierwszy raz i bada swoje tajemnice i możliwości ale dzięki swojemu doświadczeniu świetnie odnajdują się każde w swojej roli. Cesar objął ją i zaczął całować. Całkiem prędko, gorąco i zachłannie. Zaś jego dłonie gdy zwolniły uchwyt wokół głowy znów zaczęły bawić się jej piersiami. Ale rosnące podniecenie sprawiło, że Hiszpan nie mógł tak po prostu siedzieć w bezruchu. Złapał swoją partnerkę za biodra i zaczęli rodeo.

Druga para z początku im kibicowała ale blond główka szybko zaczęła przygotowywać ich ogiera do tej wspólnej jazdy. Jasna główka poruszała się rytmicznie w górę i w dół podobnie jak Lamia podskakiwała na swoim partnerze. A gdy jej partnerzy uznali, że czas jest odpowiedni to wyszli na jej tyły. Czuła jak tam usta i języczek Eve robi co może by nawilżyć materiał odpowiednio a cała trójka na chwilę znieruchomiała by Steve mógł się podłączyć do tej zabawy. I chwilę potem wznowili ten rytm rozpędzając się powoli i wchodząc na coraz wyższe obroty. Ale już we trójkę.

Historia zatoczyła koło, wyczekiwany przez cały tydzień moment wreszcie nadszedł. Lamia poczuła główkę penisa, twardą jak skała, napierającą na wejście od tyłu. Rozluźniła mięśnie, powoli wpuszczając partnera do środka. Mayers powoli zapuszczał się coraz głębiej, tak jak poprzednio nie spiesząc się nigdzie. Zagłębiał się coraz bardziej w jej tyłku, a ona wyczuwała każdą wypukłość na jego powierzchni. W końcu poczuła jądra, uderzające o jej przemoczone lędźwia. Wypuściła powietrze z płuc, przygotowując się na pchnięcie, które nadeszło już po chwili. Rękoma rozszerzyła pośladki, chcąc jeszcze bardziej pogłębić rozkoszną penetrację. Od drugiej strony Cesar też się poruszył niecierpliwie, obaj postanowili najwyraźniej wykorzystać okazję do granic możliwości, bo po pierwszych pchnięciu następne były szybkie i potężne.
Saper nie zagryzała już elegancko dolnej wargi. Wyła wniebogłosy, wypełniana dokładnie przez dwóch kochanków. Ledwie słyszała ich jęki, skupiając się całą siłą woli na tym aby za szybko nie odpłynąć, choć oczy coraz częściej wywracały się jej w głąb czaszki, gdy podtrzymywana dwoma parami silnych rąk wskakiwała na szczyt prawie jakby ją tam katapultowali.

Para kochanków chaotycznie błądziła czasem po ciele wspólnej kochanki. Po plecach, biodrach, bokach, piersiach czy twarzy. Chcieli się nią nasycić tak samo jak wspólną wymianą przyjemności. I dawaniem, braniem i dzieleniem się nią. Trzy oddzielne elementy połączone w jednym celu, w jeden mechanizm. Taki z żywego ciała, grących oddechów, jęków, sapnięć i skrzypieniem kanapy na jakiej się znajdowali. Wydawało się, że obaj partnerzy jak na wyścigi konkurują ze sobą pod względem tempa penetracji. Jakby chcieli dojść do punktu kulminacyjnego jak najprędzej. W pewnym momencie albo hiszpański oficer się osunął plecami na sofę a może to był celowy manewr. Grunt, że rozłożyli się całą trójką na całą długość kanapy i Lamia nadal była pomiędzy nimi chociaż już bardziej w poziomie niż pionie. Aż wreszcie zaczęło się zbliżać nieuchronne rozwiązanie. Co dało się poznać po tych zdyszanych i spoconych ciałach jakie podrygiwały na tej skrzypiącej kanapie wprawiając w ruch i ją i siebie nawzajem.

Było kompletnie inaczej niż z Donem, a jednocześnie bardzo podobnie. Ciężko było nazwać wychwyconą różnicę, zresztą nikt nie miał do tego głowy, a szczególnie Mazzi, zamknięta w klatkę oficerów, z których każdy brał z niej co sobie żywnie upodobał. Każde zderzenie z ich biodrami kwitował głośny, niekontrolowany skowyt, oczy uciekły jej już dawno gdzieś w głąb czaszki. Brak powietrza, mięśnie wyrwane spod kontroli i dziki amok, gdy dłonie o pomalowanych paznokciach darły to, co miały przed sobą.

Hiszpan okazał się gorącym, namiętnym i pełnym pary kochankiem. Zupełnie jakby spełniał te wszystkie stereotypy o południowcach w swojej osobie. Był żywiołowy i razem ze Stevem świetnie się uzupełniali. Jednocześnie byli bezkompromisowi tak wobec siebie jak i wspólnej partnerki. Dla siebie nawzajem też byli zarówno konkurentami w wojnie o przestrzeń i atencję jak i partnerami. Wreszcie też wspólnie dzieląc tą przyjemność najpierw jeden a potem drugi doszedł do momentu szczytowego. Tym razem zarówno jeden jak i drugi szczytował na zewnątrz swojej partnerki. Cesar na jej froncie a Steve na plecach. Po czym Mayers gestem przywołał ich blondynkę by posprzątała po tej zabawie a on sam zmęczony i zdyszany opadł obok swojego kolegi obserwując jak Eve swoim sprytnym pyszczkiem i paluszkami czyści zdyszaną Lamię.

Zaczęła od pleców, myjąc to, co ich wspólny chłopak nasyfił. Do tej pracy potrzebowała pomocy Cesa, a raczej jego rąk, które przytrzymywały skołowaną sierżant w pionie. Ta przez parę minut wydawała się nie kojarzyć gdzie się znajduje, ani co się dzieje. Wodziła błędnym wzrokiem od jednego kochanka do drugiego, próbując coś powiedzieć, niestety zadyszka skutecznie jej to uniemożliwiała. Wreszcie wylądowała plecami na męskich udach, głowę trzymając na Mayersie, a uda na jego kumplu. Zrobiło się cudownie błogo, gdy tak dało się leżeć i głaskać blond głowę skrupulatnie sprzątającą front, oraz dotykać dwóch mężczyzn górujących nad całą sceną.
- Subway… catering. Zrobilibyście furorę - mruknęła sennie, uśmiechając się na przemian do twarzy na górze - Było cudownie… jesteście cudowni. Musimy to kiedyś powtórzyć.

- Jak dla mnie brzmiało to jak zaproszenie. - Cesar poklepał leżące na jego udach kobiece uda i tak zdyszany co szczęśliwy spojrzał na siedzącego obok kolegę.

- Mhm. Możemy się umówić. - jego kolega zaś miał typowy dla siebie stan “tuż po” gdy to posługiwał się głównie monosylabami i generalnie raczej nie sprawiał wrażenia bystrzaka.

- O tak, jak tak będzie w węższym gronie to będzie można się bardziej skupić na sobie. - zaśmiała się blondynka klęcząc gdzieś przy kolanach swojego bolta i czule głaszcząc twarz i włosy swojej dziewczyny śmiejąc się do niej i do niego.

- Za tydzień uderzamy rodzinnie na wycieczkę - w porę brunetka ugryzła się w język, nie chcąc psuć Eve niespodzianki. Pogłaskała ją po policzku i kontynuowała - Za dwa zwijają się do Sioux moi kumple z oddziału i trzeba kurwi ugościć… - westchnęła, markotniejąc na moment. Ten grafik weekendów robił się napięty, jeśli część towarzystwa mogła balować tylko w soboty i niedziele - Chyba żebyśmy z Kociaczkiem wpadły do was jakoś do jednostki. W konkretny umówiony dzień, gdy wam dadzą trochę luzu i więcej niż pół godziny. Można i po nocy, wtedy mniejsza szansa na przypał - łypnęła na Tygryska - A ta zapadnięta kanapa naprawde nie jest taka zła. - na koniec puściła Hiszpanowi oko.

- Oj to ostrożnie. Wiesz Krótki, że Gruby zagiął na ciebie parol. - Cesar pokiwał głową gdy zwrócił się do swojego małomównego w tej chwili kolegi. Myers zaś skinął niechętnie głową na znak, że ma to na uwadze chociaż chyba nie była to najprzyjemniejsza rzecz o jakiej chciałby myśleć i rozmawiać.

- Pomyślę. Może urządzę kotom jakieś nocne ćwiczenia w terenie. To coś się uda. To najwyżej jak się uda to poślę do was posłańca. Jak nie przyślę, to znaczy, że się nie udało. - Steve pozwolił sobie na nieco dłuższą wypowiedź ale nadal miał umysł i język w takim stanie jakby poruszały się w melasie.

- Na pewno coś wymyślisz. A jak się nie uda to najwyżej kiedy indziej. My poczekamy. - Eve szybko zapewniła ze swojej strony o zrozumieniu i gotowości do współpracy. - A kto to jest Gruby? - zapytała chwilę po tym z zarówno kobiecą jak i reporterską ciekawością.

- Ojj to… taki jeden… szkoda gadać… - tym razem obaj kapitanowie na kanapie zareagowali zaskakująco zgodnie i jakby odganiali natrętne muchy zerkając jeden na drugiego. Eve zerknęła więc na Lamię jakby zastanawiała się czy drążyć temat czy dać chłopakom spokój.

Saper zmarszczyła czujnie brwi. Łypnęła na chłopaków pytająco, lecz odpuściła. Temat wyglądał na śmierdzący, a to nie był czas na grzebanie w szambie.
- Skołujemy furgonetkę, od kogoś pożyczymy czy nawet kupimy bo i tak się przyda do wożenia sprzętu, foczek… - machnęła ręką, uderzając w wesoły ton - Wrzucimy materac, koce, butle z wodą do mycia i coś do żarcia. Podjedziemy po was, choćby i kurwa w dzień. Wpakujemy na pakę, odjedziemy kawałek i tam na spokojnie się zintegrujemy. - pogłaskała mężczyzn po piersiach - Bez kamer, bez świadków i zbędnego napinania. Żadnych przypałów, a skoro macie widzenie… da się chłopakom ze stróżówki flaszkę i powiedzą że łaziliśmy po parkingu albo na inny spacer. - zaśmiała się - Są też krótkofalówki. Znacie używane w bazie częstotliwości, ustawi się ją na inną i można pogadać - popatrzyła na Mayersa - Nawet jeśli nie dadzą ci wychodnego.

- O, tak, właśnie tak, coś takiego… No… Coś się pomyśli. Mówię, czekajcie na posłańca, to mu przekażę co i jak. A jak się nie uda no to trudno. Umówimy się na kiedy indziej. - Krótki pokiwał głową i wskazał na leżącą mu na kolanach Lamię na znak, że widocznie rozumują podobnym torem i jak się nad tym zakręcić to może coś się uda zakręcić. Ale w tej chwili to mu się ciężko myślało o tak koronkowej robocie i jeszcze nie do końca ukształtowanym grafiku na nadchodzące dni.

- Hej Ces - brunetka drgnęła, zwracając się do drugiego oficera, obdarzając go czarującym uśmiechem - Co za porucznik z którym mieszka Tygrysek? Ładna jakaś?

- To ty tam w pokoju kitrasz jakąś ładną porucznik? I się nie pochwaliłeś? Nie podzieliłeś? Ty hultaju! Jak mogłeś mi to zrobić! Swojemu najlepszemu koledze w jednostce! - Cesar całkiem udanie wszedł w ton oburzenia. Pod koniec to już wszedł w ton jaki tradycyjnie był kojarzony z jakimiś dawnymi emo albo gejami. Zrobił nawet obrażoną minkę i pacnął w ramię kolegi by pokazać jak bardzo jest nim zawiedziony i obrażony. Tak mu to zgrabnie wyszło, że Eve i sam winowajca roześmiali się z miejsca.

- Dziewczyny myślą, że mam w pokoju jakąś ślicznotkę i nie chcę się przyznać. - rozbawiony Krótki wskazał palcem na dwie leżące albo klęczące przy nim kobiety.

- No jak ma to przede mną też się nie chce przyznać. Same widzicie jaki hultaj z niego. - Hiszpan już normalniejszym tonem wskazał na siedzącego obok kumpla na znak, że też miałby mu za złe gdyby kitrał dla siebie jakąś ładną panią porucznik.

- Mieszkam z Martinem. Ale on jest… - Steve w końcu zdradził imię współlokatora widząc jaki wyszedł z tego ambaras. Nawet jeśli w żartach. Spojrzał jednak na kolegę jakby szukał odpowiedniego określenia na tego Martina.

- Nie dzisiejszy. Okulary, komputery, jakiś dziwny żargon i w ogóle co dzień jest jakiś wczorajszy. Ale od komputerów i innych takich to trudno w bazie o kogoś lepszego. - hiszpański oficer szybko pomógł rzucić parę słów które mogły chociaż z grubsza określić współlokatora Mayersa.

- To… to nie ma żadnej ładnej porucznik w twoim pokoju? - Lamia zamrugała, a jej mina się zmieniła. Wyglądała na zawiedzioną, gdy staczała się na podłogę aby objąć blondynkę ramieniem i we dwie przyglądały się swojemu chłopakowi i jego kumplowi.
- Żadnej fajnej foczki do której możesz się nocą przytulić w tych okropnych, zimnych koszarach? - dopytała, po czym westchnęła ze smutkiem - Eve siad! - naraz szczeknęła rozkazującym tonem, klepiąc kolano Mayersa. Sama za to przeniosła się na kolana Hiszpana.
- Przyda ci się ten termofor i dodatkowe koce… no i zdjęcia. - pstryknęła palcami - Kociaczku, odnotuj aby w trybie specjalnym wydrukować foty na gazetkę i… - zacięła się, wzruszając trochę bezradnie ramionami, gdy łypnęła na Cesara - Nie żebyśmy były zazdrosne, że jakaś lambadziara ma naszego Tygryska dla siebie częściej, niż my z Kociaczkiem… a ten Martin, myślicie że by miał ochotę zamienić dwa słowa? Tylko słowa - zastrzegła, poważnie spoglądając na swojego partnera - Mam jeden problem i przydałaby się konsultacja, ale nic pilnego - machnęła ręką, wracając do pogody ducha - Chyba że tą porucznik chowasz pod łóżkiem…

- O rany… - hiszpański oficer był tak zaskoczony jak i pod wrażeniem widząc jak krótkowłosa blondynka karnie wykonuje polecenie tej ciemnowłosej. A Eve chociaż w pierwszej chwili podskoczyła zaskoczona to zaraz bez wahania jednak wykonała jej polecenie. Chociaż może za bardzo dosłownie. Bo usiadła nagle prosto przed całą trójką okupujacą kanapę jakby była w pełnej gotowości by im służyć.

- Aha tutaj… - rzekła po chwili gdy zauważyła jak Lamia zwalnia kolana ich chłopaka i przesiada się do kolegi tak by ona mogła się rozgościć na czyichś kolanach.

- Widzę, że krótko ją trzymasz. - zaśmiał się Hiszpan gdy już nieco ochłonął zwracając się do tej która usiadła mu na kolanach.

- O tak, Lamia jest wspaniała! - Eve jak zwykle nie omieszkała się pochwalić atutami swojej dziewczyny. - Bo my mamy z Lamią bardzo partnerski układ. Ona wydaje mi polecenia a ja wykonuję jej polecenia. - blodnynka zaśmiała się wesoło tłumacząc kolejnej osobie kolejne zawiłości ich niecodziennego układu.

- No to u nas w koszarach to chyba by było trudno o jakieś dziewczyny co by mogły wam dorównać. - zaśmiał się teraz Cesar nie przestając kręcić głową.

- To fakt. My i tak mamy fart, że do nas Karen trafiła. Wszyscy nam jej zazdroszczą. Bo większość bazy to same brzydale. - Steve zgodził się z opinią kolegi i pokiwał głową na znak, że z ładnymi dziewczynami za murami koszar to wcale się nie przelewa.

- Oj tak, Karen jest bardzo fotogeniczna. A innych naprawdę nie macie? - blondynka uparcie drążyła temat zerkając to na swojego bolta to na bolta swojej dziewczyny.

- Może… W biurze magazynów jest jedna całkiem fajna… I na warsztacie też… - jak tak Cesar trochę się zastanowił to widocznie jednak jakieś ciekawe z wyglądu dziewczyny w mundurach może i by się znalazły. Steve pokiwał wolno głową na znak, że chyba wie o kim mowa i może się zgodzić z kolegą.

- A z tym Martinem to tak na poważnie? Masz coś do pogadania? - Mayers wrócił jednak do tego o czym wspomniała Lamia chyba nie bardzo wiedząc czy na poważnie pyta o kontakt z jego współlokatorem czy tylko tak z ciekawości i towarzysko.

- Wszyscy zazdroszczą wam Karen? - Spytała Lamia, rozsiadając się wygodnie na nowym krześle. Objęła męski kark ramieniem, wdzięcznie przylegając do oddychającej powoli piersi - W takim razie nie dziwota, że na wieść o relokacji jej do nas na wolnym dostają zatwardzenia… nawet ci tutaj - parsknęła, wychylając się, aby móc pogłaskać blondynkę po policzku - A tę mała brudną dziwkę trzeba trzymać krótko, inaczej pójdzie i się jeszcze zgubi… a gdzie ja bym taką drugą, cudowną ślicznotkę znalazła - zamruczała, wychylając się jeszcze mocniej, by pocałować blondi czule w usta.
- Tak, na poważnie z tym Martinem - dorzuciła, gdy się od niej oderwała i przyciągnęła do siebie chłopaka za brodę - Chcę go o coś spytać, takie tam inżynieryjne pierdoły, nie zawracaj sobie tej przystojnej główki jakimiś durnymi domysłami. Tylko robota - zakończyła jego też całujac.

- Mhm. No dobrze. Spróbuję was jakoś umówić. - Steve zmrużył nieco powieki i wolno skinął głową na znak, że takie spotkanie chyba powinno być do zrealizowania chociaż w tej chwili to chyba jeszcze nie wiedział jak i gdzie. Ale wpisał to gdzieś w swój mentalny grafik rzeczy do zrobienia. Ale spojrzał w bok bo nie dało się nie słysząc jak ich blondyna, podekscytowana i zachwycona takimi komplementami jakie usłyszała od swojej dziewczyny aż tryska podekscytowaniem, radością, dumą i podnieceniem. I właśnie opowiadała Cesarowi o Lamii jakby Lamia była jakąś Supergirl i miała supermoce.

- A wiesz jak Lamia umie prowadzać na smyczy!? A jakie zapina! No i jakie ma scenariusze! Nie tylko przed kamerą! No ja mogę się na jej scenariusze i pomysły zgadzać w ciemno bo zawsze są zajebiste! - Eve radośnie wtajemniczała hiszpańskiego oficera z jaką cudowną dziewczyną ma fart chodzić i nawet jak się tego słuchało to robiło to całkiem ciekawe wrażenie. No w każdym razie Hiszpan kiwał głową, zerkał na nie obie z zainteresowaniem no i jeszcze na Krótkiego ale ten też poważnie kiwał głową na znak, że wszystko się zgadza to co mówi blondi.

- No a Karen też jest bardzo miła. Wczoraj pojechała ze mną tam co nas porwali. Bo sama to bym się bała tam wrócić. No i zgodziła się na wywiad. No i była ze mną cały dzień jak was nie było. A ten wywiad to będziecie mogli przeczytać jutro w gazecie przeczytać. Przywożą wam do jednostki jakies gazety? Bo mogę wam zatrzymać kilka jeśli chcecie. skoro już tak Eve nawijała o dziewczynach to widać było, że co prawda Karen bardzo lubi, zwłaszcza po tym samotnym weekendzie ale i tak pani strzelec wyborowa nie ma startu w jej oczach do Lamii. Spojrzała wzrokiem przez salę i odnalazła krótkowłosego, najładniejszego bolta otoczoną przez Jamie i Karę.

- O tak, chłopcom na pewno nie było dzisiaj łatwo z tym monopolem na Karen i jej lodziary. - zaśmiał się cicho Cesar widząc jak Kara coś chichra się wesoło z Karen masując jej ramiona a Jamie w tym uczestniczy dbając o wygodę jej stóp. Wyglądały na całkiem nieźle dobrane trio wdzięcznych foczek i swojej ulubionej i najładniejszej pani komandos.

Mazzi również spojrzała w tamtym kierunku i wyszczerzyła się wesoło, wychylając tułów poza kanapę, aż nie zgarnęła z podłogi aparatu zostawionego przez blondynkę.
- Biedne misiaki… ale przyznam, że są bardzo dzielni. Nikt się nie wpierdala tam, gdzie nie trzeba. Myślałam, że jak popiją któryś zacznie startować z łapami, choćby Donnie… a tu proszę. Naprawdę, jestem pod olbrzymim wrażeniem - mruknęła, przystawiając gambel do twarzy. Chwile łapała ostrość, do momentu gdy w powietrzu nie rozległ się suchy trzask migawki, a w obiektywie uwieczniono trzy śmiejące się kociaki.
- Zobaczymy po wszystkim jak się im dziś imprezowało - saper przeniosła oko aparatu na swoją parę i im również zrobiła zdjęcie, skupiając uwagę na twarzach i górnych częściach ramion. - A wy usłyszycie jutro, kto co miał do kogo i czy chcą repetę. - migawka skrzeknęła ponownie - Kiedyś. Wkurwię się, jeśli spotkamy któregoś na mieście i luj będzie udawał że nas nie zna.

- No myślę. Trochę im to tłumaczyłem przed imprezą. Jak jeszcze trzeźwi byli. - Steve rzucił skromnie z niewinną miną wyjaśniając skąd ta abstynencja zainteresowania względem Jamie no i pośrednio Karen u jego chłopców.

- O tak, trochę słyszałem. Byłeś bardzo przekonywujący. - Cesar zaśmiał się cicho i krótko ale zabrzmiało jakby drugi z kapitanów przed spotkaniem opowiadał nie wiadomo co, że taki posłuch nawet po pijaku i na takiej imprezie miał.

- Teraz to raczej bym się obawiał, że wy i wasze koleżanki to się od nich nie opędzicie przy każdym weekendzie. - Mayers machnął reką, że nie ma o czym mówić i raczej nie obawiał się, że ktoś z jego oddziału nie będzie chciał się przyznać do takiej imprezy.

- Taaak? Myślicie że nas polubili? - Mazzi zatrzepotała rzęsami na swojego żołnierzyka. Tego drugiego leniwie drapała po włosach - To świetnie! Przecież i tak tu balujecie, więc jak tak dobrze chłopaki zapamiętają tę imprezę, to Sonia, Anita i Mel będą miały większe napiwki! - zaśmiała się wesoło i aż westchnęła, przykładając dłoń do piersi w geście absolutnego wzruszenia.
- Ces… a co takiego słyszałeś? - spytała konspiracyjnie drugiego oficera, choć maślany wzrok wlepiała w tego pierwszego - Powiedz proszę, bo on zawsze zbywa… że niby nic i w ogóle…

- Oj nic takiego, nie ma o czym gadać. - Krótki machnął znów ręką jakby nie było warto o tym wspominać. Ale Eve wyczuwając sytuację szybko poszła w sukurs Lamii.

- Oj tak, powiedz nam Ces! Bo on to nam nic nie mówi co się u was dzieje! A to chyba nie jest jakaś wojskowa tajemnica? - poprosiła ładnie nieco skarżąc się na ich chłopaka co to trzyma te wojskowe sprawy dla siebie.

- Właściwie to nic takiego. Ot, że Jamie jest niedotykalska. Poza Karen. I jak któryś o tym zapomni to mu Krótki przypomni osobiście. Ale lepiej by mu ktoś z kolegów przypomniał o tym wcześniej. - Cesar powiedział z rozbawionym uśmiechem. Trochę nie bardzo było wiadomo czy dokładnie Mayers coś takiego powiedział przed spotkaniem ale chyba miało podobny wydźwięk bo ten w końcu skinął twierdząco głową.

- No jakoś tak to szło. Prosiłyście mnie przed imprezą o to no to im to przekazałem. - rzekł skromnie ich kapitan znów machając ręką na znak, że nie ma o czym mówić. Jego skromność została zapiszczana i zawzdychana, gdy nagle dwie foczki rzuciły mu się na szyję, dziękując bohaterowi za uratowenie tego dnia i nie tylko tego.




Jeśli coś się komuś obiecało, należało słowa dotrzymać. Na tym polegało bycie odpowiedzialnym, wartym zaufania i poszanowania człowiekiem. Impreza toczyła się już siła własnego rozpędu, stanowiąc przykład perpetuum mobile, napędzającego się samoistnie bez konieczności wprawiania jego elementów w ruch - tego było aż za wiele i to w każdym kącie sali basenu. Poza tym saper już wyraźnie czuła w kościach kopytkowanie od punktu do punktu i zabawę w wodzireja, integrującego towarzystwo ze sobą nawzajem. Nie żeby nie wyciagała z tego masy radochy i przyjemności, jednak parę bardzo aktywnie spędzonych godzin kładło się cieniem na jej barkach. Dlatego przed następnym punktem programu zrobiła dłuższy przystanek przy barku, popijając shoty mocną, czarną kawą, aż poczuła mrowienie w policzkach. Dopiero wtedy odbiła się od stołu rozpoczynając kolejny obchód. Wpierw dorwała Eve, wyciągając ją z jacuzzi, Val musiała wyrwać prawie siłą od Maddi jednak dała radę. Na koniec we trzy złapały Jamie, ją również odciągając na bok. Szybko wymieniły parę zdań i ustaleń, choć wszystkie cztery uśmiechały się odrobinę nerwowo, gdy na sam koniec stadnie podleciały do Soni i Mel, im również wyłuszczając problem i w czym potrzebują pomocy kelnerek. Nastała chwila zamieszania, dziewczyny z obsługi zaczęły się kręcić gdzieś przy ścianach, wyciagając koce i przenosząc materace, a grupka uratowanych w zeszłą środę dziewczyn stanęła mniej więcej na środku sali.
- Dobra… zaczynamy - saper wzięła głęboki wdech, a potem podniosła dłoń do ust, gwiżdżąc krótko, po czym pomachała towarzystwu rączką - Ej misiaki i foczki, możemy prosić o chwilę uwagi?

Zebranie towarzystwa trochę trwało. Chociaż to jak kelnerki uwijały się ściągając materace i resztę gadżetów na środek sali to przykuwało uwagę. Kobiety i mężczyźni ciekawie zerkali na ich poczynania zastanawiając się w myślach i na głos co się teraz będzie działo. Więc gdy główna organizatorka do tego gwizdnęła na nich i ogłosiła swoje orędzie to ludzie z zaciekawieniem zaczęli podchodzić bliżej czekając z niecierpliwością na ten następny punkt programu. Na samym czele szła Betty i Steve co niejako już samo w sobie ciążyło uwagą tak u żeńskiej jak i męskiej części publiczności. W końcu więc pstrokate, mokre i podchmielone towarzystwo zebrało się wokół Lamii i jej kilku przyjaciółek jakie parę dni temu oddział specjalsów wybawił z opresji.

- Wszyscy wiemy dlaczego się tu zebraliśmy - saper zaczęła poważnym tonem, rozglądajac się po zgromadzonych. Każdemu z wybawców poświęcała dłuższe spojrzenie, nim przeskakiwała na kolejną twarz.
- A przede wszystkim dzięki komu możemy się tu spotkać w pełnym składzie. Gdyby nie misiaki, nie byłoby nas tutaj… a obiecałyśmy, że się wam odwdzięczymy i odpowiednio podziękujemy, prawda? - Mówiła z werwą, wdzięcznością i wreszcie uśmiechem. - Zrobiła krok do przodu, obok niej to samo zrobiły pozostałe dziewczyny, śląc żołnierzom zachęcające uśmiechy i wyciągając do nich ręce.
- Dlatego dziś, teraz, jesteśmy waszymi złotymi rybkami. Takimi, które spełniają życzenia - dodała, podchodząc do stojącego najbliżej Denisa i przyłożyła dłoń do jego policzka. Po bokach Val i Eve też znalazły sobie cele, ciągnąc je za ręce do kupy kocy i materacy za plecami. To samo Mazzi robiła z wielkim blondynem - Każde, najbardziej mokre, skryte i brudne życzenia - wygięła się, drugą dłonią łapiąc dłoń Steve’a i puściła mu oko. Zmieniła łapane obiekty z męskich dłoni na przyrodzenia i za nie zaczęła ciągnąć do siebie przyszłych kochanków - To co chłopcy, macie ochotę na trzy złote rybki podane na srebrnej tacy? Oczywiście Karen jako ta najładniejsza dostaje swoją brankę na wyłączność - ruchem głowy pokazała Jamie i posłała jej całusa - Tak wiemy, życie jest niesprawiedliwe, ale obiecujemy, że we trzy wam tę nierówność klasową wynagrodzimy!

- Ale dlaczego Karen ma mieć tylko jedną rybkę dla siebie? - zapytał trochę w żartach Ricky wskazując na krótkowłosą koleżankę z oddziału i lodziarę jaka już zdążyła do niej podejśc z bardzo przyjemnym uśmiechem. Zresztą Karen zrewanżowała się jej tym samym.

- Bo Jamie jest tylko dla Karen. - wtrącił się Steve mówiąc tym swoim spokojnym i pogodnym głosem i to tak jakby tylko przypominał coś co było mówione wcześniej.

- Jasne. Tylko pytałem. - Ricky uniósł dłonie w geście pokoju i pojednania a Karen i Jamie uśmiechnęły się wdzięcznie do swojego protektora. Ale i tak bolci zdawali się być zaskoczeni tym co Lamia ogłosiła. Zwłaszcza jak tak razem z koleżankami zaczęła ich wspólnie ciągnąć w stronę rozłożonych właśnie przez kelnerki materaców. Te zalotne dziewczęce uśmiechy dotyk tu i tam bardzo skutecznie przykuły ich uwagę. I dość szybko trzy wyratowane w środę ślicznotki zostały otoczone przez przeważającą liczbę mężczyzn.

- Noo too… - Denis zaczął sunąć dłońmi po brzuchu i boku Lamii ale chyba bezpośrednia obecność dowódcy trochę go krępowała.

- Mamy wam pokazać jak to się robi? - zawołała do nich Karen śmiejąc się wesoło gdy już Jamie się zawiesiła na niej całkiem bez skrępowania. Ona też ją objęła i obie zaczęły się całować aż gdzieś którejś noga uwięzła między materacami i obie poleciały na te materace śmiejąc się wesoło. Zwłaszcza, że Jamie wylądowała na opeatorce broni precyzyjnej i od ręki zaczęła wyrażać swoją wdzięczność za ratunek.

- Pomogę wam. - uśmiechnął się Krótki i podszedł do Lamii. Pocałował ją w usta obejmując jej głowę a gdy skończył nakierował ją na kolegę co stał obok. Sam podszedł do Eve którą rozegrał podobnie by na końcu skończyć z Val z którą wreszcie oboje grzmotnęli na materace. No i to chyba wśród panów rozwiało wszelkie wątpliwości bo wokół dziewczyn zrobiło się znacznie gęściej i weselej.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline