Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2020, 03:57   #218
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Przy takiej przewadze przeciwnika, nie tylko liczebnej, ale i gabarytowej, przez chwilę dało się poczuć niepewnie. Każdy z nacierający i zacieśniajacych krąg żołnierzy przewyższał kobiety w środku zarówno wzrostem jak i masą, o sile nie wspominając. Przez mgnienie oka Mazzi straciła pewność siebie, mając gdzieś z tyłu głowy, że mogą zrobić jej krzywdę przez przypadek, spojrzenie na szybko uciekło do kotłującego się z dredziarą Tygryska. Dwa oddechy zajęło wyrzucenie z myśli niepokoju, który zastąpiło rosnące podniecenie. Czy patrząc wtedy na Crystal obrabianą przez pięciu pingwinów Olgi nie chciała być na jej miejscu?
- Jakie jest twoje życzenie? - spytała wielkoluda, stając na palcach, aby go pocałować, zanim nie mrugnęła, opadając na kolana przez co wrażenie osaczania nasiliło się. Tylko nie były to złe twarze, każda się uśmiechała i nikt nie wyglądał jakby zaraz miał jej ożenić kosę.
- Może coś takiego? - rzuciła drugim pytaniem, zbliżając twarz do jego przyrodzenia i polizała sam czubek. Gdzieś z boku wymacała Dingo, łapiac go za maczetę i ściskając delikatnie, zanim nie zaczęła ruchów dłoni w górę i w dół.

- O tak, jak najbardziej. - mruknął stojący nad nią komandos. Dingo też bez oporów dał się doholować i stanął nad klęczącą czarnulką pozwalając jej działać.

- Zawsze wiedziałem, że jesteś bardzo mądra. - powiedział ufnie Indianin uśmiechając się swoim oszczędnym, indiańskim uśmiechem.

- To nie tak! Masz jej powiedzieć co chcesz! Jak ma ci zrobić! Jak w burdelu! - gdzieś obok dotarł do nich rozbawiony śmiech Karen. Leżała właśnie na plecach z gościnnie rozłożonymi udami a burza długich, ciemnych włosów przykrywała jej brzuch. Widocznie Jamie właśnie przechodziła etap od zabaw piersiami ulubionej komandoski do tych poniżej pasa.

- Aaa… jak w burdelu? - brwi Indianina powędrowały do góry w geście zrozumienia. Zastanawiał się chwilę szukając natchnienia gdzieś w suficie. I w końcu wrócił spojrzeniem do klęczącej przed nim kobiety. - Ujeżdżaj mnie. Jak mustanga. - powiedział w końcu na głos swoje życzenie.

- To chodź do mnie - sierżant uśmiechnęła się ciepło do niego, ruchem dłoni robiąc przyzywajacy gest i szybko doprecyzowała, aby biedak się nie zagubił - Połóż się na plecach… a ty - łypnęła wesoło na tego którego przyrodzenie miała koło twarzy i na razie pobudzała je ręką - Ty też chodź, bliżej. - puściła mu oko, wsuwając w usta jego przyrodzenie i czekając aż Indianin wykona swoją część zadania, aby mogła spełnić pierwsze życzenie.

Gdy już Dingo załapał co jest grane okazał znacznie większą sprawność i lotność umysłu. Położył się na materacach i złapał za dłoń kobiety by ją nakierować we właściwe miejsce. Po chwili sadowienia się na jego biodrach Lamia mogła poczuć go w sobie. A ledwo się tam zagościła to już Denise zbliżył się do niej aby dać zajęcie jej ustom i rączkom.

Ale mieli towarzystwo. Po jednej stronie widziała błogi uśmiech leżącej na plecach Karen której Jamie z pełnym zaangażowaniem okazywała swoją atencję. Pracowała pyszczkiem i paluszkami aby sprawić najładniejszej z boltów jak największą przyjemność. Obie mruczały i sapały z zadowolenia.

Z drugiej strony Lamii znajdowała się Eve. Blondynka klęczała pomiędzy dwoma zawodnikami i zaliczała ich w swój ulubiony sposób i jej talent językowy mógł objawić się w pełni. Ponieważ buzię miała zajętą to akurat gdy jej dziewczyna na nią spojrzała to puściła jej swoje firmowe oczko na znak, że zabawa jest przednia.

Zaś z przodu, trochę po skosie widziała jak jasne dredy kelnerki z “41” podrygują raz za razem gdy Steve ją brał od tyłu. W pewnym momencie zorientowała się, że patrzą na siebie więc uśmiechnęła się do niej. Ale i w tym momencie Mazzi poczuła jak dochodzi jej dodatkowy zawodnik. Rick jak się przekonała odwracając się do niego. Pozostała dwójka jak na zgrany zespół przystało zwolniła na chwilę by kolega mógł się wpasować na spokojnie. A gdy to uczynił to galopada wznowiła się na nowo. Trzy męskie ciała skoncentrowane wokół jednego kobiecego zaczęły ją pompować każde z innej strony ale ku wspólnej i wzajemnej przyjemności. A zabawa na materacach zaczęła rozkręcać się na dobre przy głośnym wtórze i aplauzie damskiej części widowni. Dziewczyny skoncentrowane wokół materaców krzyczały coś, doradzały, dopingowały i zachęcały zawodników i zawodniczki do tych figli.

Lamia słyszała je tylko, gdyż perspektywę wypełniał jej widok osaczających ją żołnierzy… tak od pasa w dół, ale nie widok grał pierwsze skrzypce. Dziękując w myślach za wcześniejsze zabawy Tygryska przez które jej tyłek był porządnie rozjechany, przyjęła w siebie dodatkowego pasażera bez żadnego zgrzytu zębów, choć tamten jedynie symbolicznie splunął na sprzęt, nim wpakował się w nią i razem z kumplami nie zaczął doprowadzać kochanki na skraj zawału. Zachłysnęła się gwałtownie powietrzem wciągając je głęboko do płuc i ułamek sekundy później wypuściła z głośnym jękiem, tłumionym przez zatkane usta. Ruch każdego z nich odczuwała bardzo wyraźnie, jak trą w jej wnętrzu, a jej brakuje oddechu i to nie przez tego z przodu.

Z perspektywy kobiety osaczonej przez trzech mężczyzn wszystko zdawało się podrygiwać, podskakiwać i w ogóle być w ruchu. Własne włosy i piersi, pośladki uderzane przez biodra Ricka, jej własne biodra i uda zderzające się z biodrami leżącego na wznak Indianina no i jeszcze jakby było mało to ten brzuch i podbrzusze Denisa jakie miała tuż przed sobą też nie było nieruchome. Wszystko i wszyscy zdawali się bujać. I przed jej oczami i tam w środku. Tam na dole chłopaki działali całkiem sprawnie, każdy z nich trzymając ją w pewnym chwycie chociaż w innych miejscach. Denis też mocno dzierżył jej głowę pomagając jej nadać odpowiedni rytm a swoją sondą sprawdzając zawasrtość jej ust, gardła i języka. Aż wydawało się, że we trzech ją zaduszą, wypełnią po brzegi i rozerwą na kawałki. A jeszcze gdzieś tam ledwo rejestrowała pojedyncze dźwięki i obrazy pozostałych zestawów sąsiadów i sąsiadek tego integracyjnego podziękowania i okazywania wdzięczności za ratunek.

Całe szaleństwo spazmów i dzikiego dotyku przerwał Dingo, zaciskając mocno dłonie na piersiach kochanki, a potem jego ciało przeszła fala skurczy, zaś kobieta poczuła jak w jej wnętrzu Indianin pęcznieje i zaraz zalewa ją, przy akompaniamencie głośnego stękania, a gdy znieruchomiał przez moment sierżant miała nadzieję na chwilę oddechu, lecz Ricky widząc co się święci, przechylił się do tyłu, lądując plecami na podłodze, bynajmniej nie pozwalając sobie na opuszczenie gorącego, falujacego kobiecego wnętrza. Ułożył dziewczynę na swojej klacie, przyciskając chwytem ramienia za gardło i dalej w najlepsze wznowił zabawę, sapiąc jej coraz głośniej do ucha. Miejsce Dingo zajął Garbo, klękając przed rozłożoną na kumplu kobietą i ze śmiechem chwycił jej łydki, rozchylając szeroko na boki, zanim nie wbił się w nią z impetem, korzystając z wilgoci pozostawionej przez Indianina.
Lamię wygięło, z piersi wydarło się rozedrgane, głośne “oooch”, aby zmienić się w przeciagły jęk aprobaty.
- Mocniej… tylko na tyle was stać?! - Dopingowała ich do większego wysiłku, kiedy w jej ustach niespodziewanie wylądował organ Cichego. Gorący i twardy, torował sobie drogę w ich głąb nie zważając na fakt, że saper problem ze złapaniem choćby jednego haustu powietrza i jęczała coraz głośniej, posuwana z drugiej strony mocnymi, rytmicznymi wbiciami na dwie szpice.

Cichy w jej ustach dość mocno dał jej się we znaki skutecznie uciszając kobietę. Zwłaszcza jak działał na jej gardło od środka a dłoń Ricka od zewnątrz. Wyszkolony kierowca - mechanik który wciąż tak zawzięcie ją pompował niczym tłok silnika podczas dynamicznej jazdy dzielił tą ograniczoną przestrzeń razem z łącznościowcem. Obaj pracowali bez wytchnienia aż wreszcie Ricky po krótkich spazmach zostawił w Lamii coś co do tej pory krył w sobie. Zajęczał z ulgi i spełnienia wychodząc z niej wreszcie a na pożegnanie sprzedając jej siarczystego klapsa.

Pozostali zawodnicy skorzystali z okazji i nieco zmienili ich mały układ. Ich partnerka wylądowała na czworakach pomiędzy nimi. Z czego Cichy nadal okupował jej usta aż po same gardło a Denis zajął się kontynuowaniem spuścizny swoich poprzedników.

Mazzi ledwo zarejestrowała co się dzieje za jej plecami. W jednej chwili poczuła gorącą w trzewiach, potem nagłą pustkę i już ją wypełniono. Przed oczami mieniły się jej różne, dziwne kształty, miała problem z odzyskaniem ostrości wzroku, a oddech nie chciał się uspokoić mimo usilnych prób złapania krótkiego oddechu, między sztychami Cichego.
- Mmmm! – Napięcie w podbrzuszu jest coraz większe, a tempo wbić wzrasta. W kręgu rozlegają się jęki panów, mieszające się z bękarcim zduszonym wyciem, odgłosem zderzających się pośladków z udami a także pośladków z biodrami oraz mlaskaniem i ślizganiem się penisa w wydatnych ustach.

- Wolne? - udało jej się zarejestrować kogoś nowego. I to nawet poznała po głosie niedawnego współzawodnika z ich trio jakie miały z Wilmą w trakcie konkursu na szybki spust.

- Jasne. Ładuj się jak dasz radę. - Denis zaprosił kolegę. Ale jednak nie było to takie proste. W końcu znów musieli się nieco przemeblować i łącznościowiec z blizną na twarzy wylądował tam gdzie zaczynał Dingo. Lamia miała go teraz już z trzeciej strony. Za to Jessie władował się w nią od tyłu a Cichy dalej dawał zajęcie jej twarzy i ustom. Gdy tylko odzyskali wspólny rytm galopada zaczęła się od nowa. Znów Lamia mogła poczuć pełnię zaangażowania na trzy etaty jednocześnie a panowie młócili ją bez chwili przerwy mrucząc przy tym jęcząc i mamrocząc coś w półświadomym rytmie.

Mazzi raz po raz trzęsła się w spazmach orgazmu. To co teraz wyprawiali można by bez zająkniecia nazwać doskonałą synchronizacją. Mężczyźni zapychali wszystkie dziurki starszej sierżant, ta zaś poddała się całkowicie ich woli. Oni zmieniali się systematycznie i sprawnie, ona zaś stymulowała dłońmi tych, którzy mieli przerwę. Jeden z kochanków, penetrujących akurat jej tyłek, napiął wszystkie mięśnie, i wbił się mocno w kobietę, przytrzymując jak w imadle jej biodra. Lamia jęknęła i wypuściła z ust kutasa którego akurat przyszło jej ssać, co spotkało się najwyraźniej z dezaprobatą Cichego, bo złapał ją za włosy i nabił na siebie ponownie. W tym czasie Jessie najwyraźniej skończył pompować swe nasienie, bo pożegnał się z saper z użyciem potężnego klapsa, od którego ją zatchnęło. Jego miejsce natychmiast zajął kolejny ze stojących obok mężczyzn, ten z blizną. Pracował lędźwiami w szybkim tempie, dążąc do własnego spełnienia. Już po kilkunastu ruchach ze stękiem wypuścił spermę wewnątrz kochanki, a jej nadmiar spłynął mu po biodrach i jej udach, spadając na rozłożone materace i biodra Denisa. Przeciągły jęk Mazzi przeszył powietrze, gdy wychodzący z niej Mike ugryzł jej pośladek, po czym odsunął się, robiąc miejsce dla kolejnego Bolta. Nim ten jednak klęknął, sytuacja na samym dole układu uległa zmianie. Garbo od dłuższego czasu znajdował się pod brunetką, rżnąc ją w szybkim tempie. Mniejsze ciało podskakiwało lekko w rytmie jego ruchów, wykonczończone kolejnymi falami spełnienia szarpiącymi wnętrzności i pół ślepe od nadmiaru rozkoszy. Jednocześnie jej usta wciąż zajmował Cichy, który najwyraźniej nigdzie się nie spieszył. Żylasty penis raz po raz wbijał się w usta kobiety, jądra mężczyzny uderzały zaś z mlaskiem o mokry podbródek.

W końcu i Cichy doszedł do szczytu. A potem to wszystkie obrazy już zdawały się mieszać. Kto, z kim, w jakiej kolejności. Te wszystkie twarze, torsy, przyrodzenia, zmiany pozycji i kompozycji. Raz leżała na plecach, raz klęczała przed kimś albo była na czworakach pomiędzy kimś. Dopiero jak już wszystko się zdawało rozpływać w tym przyjemnym wycieńczeniu uświadomiła sobie, że ten ostatni to był znów Steve. W końcu skończyła więc z nim. Czy to może on skończył w niej. Popatrzył na nią gdy tak leżeli obok siebie i coś do niej mówił. Nawet już nie kojarzyła co za bardzo ale brzmiało uspokajająco i przyjaźnie.

Zanim senna błogość ogarnęła ją całkowicie to poczuła, że jest niesiona. Steve kierował się ku prysznicom. I już pod tą parującą, czystą wodą zaczęła ogarniać rzeczywistość bardziej. Obok był Steve i Eve. Przy sąsiednim prysznicu Val, Jamie i Karen. Wszyscy wydawali się podobnie wymęczeni ale też i dzieliło ich wspólne przeżycie tej przygody a teraz pod tym gorącym prysznicem odzyskiwali wigor. A wraz z nim na gorąco znów przeżywać tą wspólną przygodę w jakiej uratowane odwdzięczyły się ratującym osobiście.

Głosy gubiły się w szumie, z początku Mazzi brała go za wodę, lecz nawet gdy skończyli się myć i znów Mayers pomógł jej przedostać się do leżaków pod basenem, wciąż to słyszała - biały szum w uszach. Uśmiechała się słabo, dając się myć, przestawiać i układać na leżaku, zbyt wykończona aby samej przejść więcej niż trzy kroki. Odnotowała, że obok ma Mayersa, była też Eve i to ona wcisnęła jej do ręki kubek z drinkiem. Pierwszy łyk wywołał ból w opuchniętym gardle, gdzieś po drodze rozcięła zębami wnętrze policzka. Drugi łyk przyjął się już lepiej, po czwartym odważyła się odezwać.
- Nie co tydzień… - powiedziała cicho, sufitując na leżaku- Nie ratujcie nas co tydzień…. ale raz na miesiąc… to będzie okey…

- No tak. Co tydzień to byśmy mogli nie zdzierżyć zbyt długo. To praca na cały etat czy nawet dwa. A my tu tylko zwykłe chłopaki jesteśmy. - zaśmiał się skromnie mężczyzna sadowiąc się na swoim leżaku. I może trochę przesadnie stękając przy każdym ruchu dla podkreślenia swojej kruchości i delikatności. Co bardzo rozbawiło ich blondynkę.

- No tak, szkoda by było jakbyście nam pękli albo pousychali. Do kogo byśmy wtedy tak wzdychały i robiły te wszystkie ochy i achy. - zaśmiała się Eve idąc dalej tym samym kursem w tej rozmowie.

- Albo łaziły na tych niewygodnych obcasach - saper dorzuciła swoje trzy gamble, przymykając oczy. Najchętniej poszłaby spać, ale jeszcze nie nadszedł czas na odpoczynek. Nie wypadało, aby gospodarz zezgonował pierwszy. Przydałyby się prochy, albo kolejna kawa, lub chociaż kwadrans regeneracyjnej drzemki.
- Niezła bajera kochanie, prawie łyknęłam - parsknęła, uchylając powieki lewego oka i popatrzyła na swojego żołnierzyka - Gdybyście byli zwykłymi chłopakami, nie siedzielibyśmy tu. Zwykli ludzie są nudni. Przy was nie idzie narzekać na nudę. Poza tym zwykłe chłopaki nie mają takiej opinii na mieście - znowu parsknęła - Oj nasłuchałyśmy sie.

- Taa? A co? - Steve nawet wydawał się zaciekawiony co tam na mieście o boltach gadją jak boltów nie ma w pobliżu.

Saper przekręciła się z pleców na bok, podkładając pod głowę zgięte ramię. Na inne aktywności na razie zabrakło siły. Ruch ten pozwolił jej też na zamarudzenie z odpowiedzią i ułożenie plotek w wersję, która nie obrazi żadnego trepa, na imprezie wyprawianej na ich cześć.
- Obrastacie legendami i mitami, jak stary Szczur śmieciami. Chodząca śmierć, bo jeńcy i Thunderbolts to dwie proste równoległe… które nigdy się nie spotykają. Groźni, niebezpieczni… czy to przepustka, czy misja. Podziwiają was i boją się. W najłagodniejszej wersji nazywają wariatami. Ale to ludzie. Zwykli, normalni ludzie. Oni nie rozumieją. Normalny człowiek nie może, nie potrafi zrozumieć tego rodzaju więzi i synergii, które powstają tylko wtedy, gdy ludzie razem ryzykują życie.- podjęła temat, otwierając drugie oko, po czym prychnęła, machając zbywająco ręką. Byli oddziałem do zadań specjalnych. Mieli być karni, precyzyjni, skuteczni i tacy właśnie byli.
- Za to każdy z mundurem na grzbiecie was po prostu podziwia i staje im gul, gdy podbijają z bajerą i nagle się okazuje że taka foczka ma już chłopaka z Boltów - zaśmiała się nagle wyjątkowo wesoło i kosmato - Och, niejedna dupka pękła gdy się okazało, że jakiś bękart buja się z taką elitą - pokazała Mayersowi język - Mówiłam, że byli współlkatorzy z Domu Weterana mnie przez was nienawidzili, nie? - rozłożyła ręce, robiąc niewinną minę - Dlatego jebać ich. Maczetami. A was jebać… - zamrugała, a uśmiech się jej poszerzył - Tradycyjnie, z miłością i tym wszystkim, na co zasługujecie jak mało kto w tym zjebanym mieście.

- No popatrz popatrz… Co to się człowiek czasem może o sobie dowiedzieć… - Mayers zaśmiał się słysząc takie rewelacje o jednostce do jakiej należał. Ale widocznie musiało mu sprawić przyjemność to co słyszał.

- No. Teraz powinno być tego jeszcze więcej. Bo będzie artykuł w jutrzejszej gazecie o tej akcji w ostatnią środę. - Eve dołożyła swoją cegiełkę do tego co mówiła jej partnerka co dodatkowo rozbawiło rozleniwionego kapitana tej specjalnej jednostki.

- Dalej tak pójdzie, a będziemy się musiały przebijać przez korowody fangirli piszczących wam pod płotem jednostki. Cholera… jednak trzeba będzie znów wskoczyć w desanty - Mazzi dorzuciła swoje bękarcie trzy gamble, uśmiechając się pod nosem - Z drugiej strony to ułatwi ci wygranie naszego zakładu, Tygrysku. Może rzeczywiście pobijesz mnie na solo w tym podrywie na przestrzeni tygodnia.

- Oj ja to nie wiem czy was ktokolwiek może pobić na tym polu. Jak dorówna to już będzie niezły wyczyn. - roześmiał się Steve rozbawiony takim porównaniem i w ogóle pomysłem.

- Lamia nie bój się. Jakby jakieś wredne babsztyle się trafiły to weźmiemy Di. Ona jest z gangu to na pewno umie się bić. Albo Karen. Ona chyba też by była po naszej stronie. A jak jakieś fajne by były te fanki to może byśmy się jakoś z nimi dogadały? - Eve za to swobodnie rozwinęła temat jaki zaczęła Lamia. Paplała wesoło snując te leniwe rozważania co tylko jeszcze bardziej rozbawiało ich oficera boltów jak tak obie kreowały obrazek wojskowej bazy obleganej przez rzesze napalonych fanek.

- Oczywiście że weźmiemy Di - saper w lot podłapała pomysł - Przecież jest z oddziału, musi być z nami. Willy też da radę wziąć jakąś na buty, bo obawiam się, że Karen jako Bolt również będzie miała ogonek fanek… i wtedy na scenę wkroczymy my - pokazała na pierś blondynki a potem na swoją - Te najlepsze zbajerujemy i zgarniemy do testowania, a jak się któraś nada, wtedy mooooooże… przedstawimy ją Tygryskowi i chłopakom. Widzisz jak bardzo was kochamy? - ćwierknęła swojemu Boltowi z uczuciem - Zostaniemy waszymi wstępnymi selekcjonerami, aby się żadna trefna foczka nie trafiła. Same certyfikowane.

- Brzmi zacnie. - Steve wyglądał na wręcz zachwyconego taką wizją. Pokiwał dumnie głową jakby już widział ten tort na stole co go wkrótce skonsumują ku wspólnej radości.

- Hmm… Lamia… A wiesz co? - niespodziewanie chociaż Eve się też roześmiała na taki obrazek i pomysły Lamii to na chwilę zamilkła z zastanowieniem wymalowanym na twarzy. - A wiesz, że to chyba byłby niezły scenariusz na film akcji? Tak mi się wydaje. Takie napalone sexy zombiaki co chcą się pruć jak leci tylko prawdziwe dziewczyny muszą zrobić jakąś selekcję. Albo coś takiego. Albo po prostu jakieś fanki. Co myślisz? - spojrzała patrząc pół żartem a pół serio na swoją ulubioną panią reżyser takich filmów akcji.

- Noc żywych Suk? - saper podrzuciła wesoło i zaśmiała się, odchylając głowę do tyłu - Napalone zombie foczki które zamiast mózgu szukają kutasów… i tu pojawiają się dzielne raiderki z zabaweczkami a’la Maddi i robią z nimi porządek… - zawiesiła głos, patrząc na towarzystwo.

- Ooo! “Noc żywych suk”! Lamia! Jesteś genialna! Zawsze mówiłam, że wymyślasz genialne scenariusze! - sądząc po reakcji fotoreporter z lokalnej gazety to z miejsca zapaliła się do tego pomysłu jakby z samego rana mogła przystąpić do jego realizacji. Na dowód tego blondyna ucałowała i uściskała swoją ulubioną panią reżyser.

- “Noc żywych suk”? Kurde… Dobre… Mocne… Nieźle się zapowiada… Obejrzałbym coś takiego. A jak wy się za to zabierzecie to na pewno wyjdzie świetnie. - Steve zareagował w nieco bardziej stonowany sposób ale też wydawał mu się podobać tak tytuł jak i zarys scenariusza.

- A wiesz? Chyba wiem gdzie można by to nakręcić. Taka stara szkoła z internatem jest. Brama wciąż stoi. Można by udawać, że to jakaś baza. Zresztą! Na takie postapo to jest tu sporo pustych budynków, coś się znajdzie! - Eve trajkotała szybko, wesoło i nieco chaotycznie jak zawsze gdy się czymś rozochociła. A tym scenariuszem i pomysłem na nowy film to widocznie właśnie tak było gdy z entuzjazmem mówiła co i jak można by rozegrać.

Mazzi też wydawała się zapalona do pomysłu, bo zmieniła pozycję, siadając zamiast leżeć. Gryzła przez moment dolną wargę i w końcu odetchnęła.
- Ogarniemy, do zrobienia. Tylko tym razem przed kręceniem wpadniemy do Olgi - popatrzyła poważnie na Kociaczka - Mamy przecież ugadanego jednego z jej pingwinków na kręcenie. Trzeba z tego skorzystać… po coś z nią w końcu negocjowały ten punkt. Lepiej móc się zająć planem, a nie patrzeniem za plecy - uśmiechnęła się, głaszcząc dziewczynę po policzku - Poza tym Tygrysek też ma dobry pomysł na film. Biedna podróżniczka zagubiona na Pustkowiach i jej zepsuty samochód. Na ten duet wpada szczęśliwie grupa dzielnych wojaków patrolujących teren… - zabujała wesoło brwiami - Zresztą skoro już tu jesteśmy możemy spytać chłopaków czy mają ochotę nakręcić “Mary Sue 1.5”.

Eve na chwilę zdominowała ich towarzystwo całą serią zachwyconych “Ooo!”. Wyglądało na to, że każdy kolejny pomysł coraz bardziej trafia jej do przekonania. Spojrzała zaskoczona na Krótki który miał mieć jakiś pomysł na film co się do tej pory nie pochwalił a ten pokiwał głową z rozbawionym uśmiechem. W końcu gdy blodnynka się odpowietrzyła to zaczęła od tego jak zazwyczaj komentowała pomysły swojej ulubionej reżyser.

- Lamia! jesteś genialna! - ogłosiła wszem i wobec obdarzając ją kolejnym całusem i przytulasem. - I “Mary Sue 1,5”! No tak! Mieliśmy dokończyć! A w tej szkole to też jest szatnia! Ale to nie wiem czy by się dało zgrać… Bo chłopaki to pewnie w weekend jak już a jak my same to mogłybyśmy i w tygodniu zagrać… Ale to się pomyśli! - Eve nawet jak dostrzegała pewne trudności to szybko mówiła tak jakby wszystko było do pokonania. Zwłaszcza w takiej ekipie. I aż się nie mogła doczekać tego kręcenia i planu filmowego.

- A Olga tak. Obiecała kogoś nam dać. To trzeba by do niej podjechać i dać znać. Może by nam zrobiła osobistą przy okazji? Nie miałabym nic przeciwko. Absolutnie nic. Ale nawet jak nie to racja, przydałby się jakiś chłopak od niej. Albo dwóch. Czułabym się pewniej jakby ktoś nas pilnował. - blondynka mówiła szybko i bardzo żywo przy tym gestykulując i potrząsając głową ale tak mówiła jakby wszystko było do ogarnięcia w ciągu paru nadchodzących dni.

- A z tymi chłopakami to chcecie gadać teraz? Mogę ich wezwać. - Steve uśmiechał się widząc i słysząc ten zapał jaki obie jego partnerki prezentowały mówiąc o swojej pasji i celu strategicznym. To co mógł to chociaż trochę starał się im pomóc kiwając brodą na rozsypane po sali towarzystwo które w sporej mierze mu podlegało.

- Tak! - Lamia chwyciła go za rękę, drugą chwytając Eve, a Eve chwyciła Mayersa i obie patrzyły na niego jak para ufnych psiaków - Prosimy Tygrysku, możesz ich zawołać? Na chwilę, nie zajmiemy im dużo czasu, jeszcze się wybawią i… dziękujemy - synchronicznie rzuciły się chłopakowi na szyję, całując po policzkach.

- Jasne… pewnie… nie ma sprawy… to których chcecie? - Steve zaśmiał się obejmując je obie i przytulając do siebie. Widocznie musiało mu być bardzo przyjemnie od tej wdzięcznej, kobiecej adoracji. I był gotów spełnić ich prośbę tylko chciał wiedzieć kogo ma zawołać ze swojej ekipy.

Mazzi otworzyła usta i nabrała powietrza, aby wskazać znany zespół, ale zamarła tak, łypiąc na Kociaczka i klapnęła szczękami.
- Bierzemy chłopaków, no nie? - popatrzyła na blondi - Naszych chłopaków… - dodała powoli, a główka jej uciekła na salę pełną potencjalnych partnerów do filmu.
- Chyba, że by któryś inny chciał, nie wiem - wzruszyła ramionami i nagle się rozpromieniła gdy do głowy wpadł jej inny pomysł - Do Mary Sue 1.5 mieli iść Donnie, Dingo i Cichy, ale przecież Mary Sue może się pruć nie tylko w szatni. - wskazała głową na salę - Zagadajmy najpierw z naszymi chłopakami, a potem się spytamy reszty, czy by nie chcieli może kiedyś z nami zagrać w prywatnym filmie? Na przykład Mary Sue… - zamyśliła się, odruchowo sięgając po papierosa i patrzyła koso na blondynkę - Mary Sue kradła w sklepie, złapała ją ochrona. Wzięli ją do biura… i tam porządnie spałowali, aby zapamiętała na przyszłość, żeby takich rzeczy nie robić. Widzisz się w czymś takim, Kociaczku?

W miarę jak Lamia opowiadała o kolejnych punktach i rozwinięciach tego scenariusza głównej odtwórczyni roli Mary Sue oczka i usta promieniały coraz większą radością a główka kiwała się z coraz większą aprobatą dla takich nowych meandrów scenariusza. Zupełnie jakby ciemnowłosa udowadniała nie tylko blondynce dlaczego jest jej ulubioną panią reżyser. Aż doszła do tego pałowania.

- Eee… spałowali? - oczka reporterki trochę zamrugały niepewnie jakby niepewna czy dobrze usłyszała albo zrozumiała. - Ale tak dosłownie? Znaczy pobili? No na jakieś klapsy, nawet z liścia coś no to czemu nie, nawet lubię… Ale spałować? - Eve zgłosiła pewne zastrzeżenie do tego scenariusza. Bo całą resztę to łyknęła bez zająknięcia jakby mogła taki scenariusz kręcić od ręki.

- Oj chyba nie. To pewnie chodzi o bolcowanie w każdy możliwy sposób. - wtrącił się Steve aby uspokoić ich ulubioną blondynkę.

- Aaa! Naprawdę? To o takie pałowanie chodzi? No jak tak to pewnie! Zwłaszcza z takimi fajnymi chłopakami oni są bardzo zabawni i w ogóle super. - blondynce wyraźnie ulżyło i znów zaczęła się uśmiechać jakby dać się brutalnie wybolcować w jakimś zapuszczonym biurze takim fajnym i miłym chłopakom to była czysta przyjemność.

- To co? Cichy, Dingo i Donnie? - zapytał Steve zerkając jeszcze na panią reżyser co tu miała głos decydujący w tych produkcjach.

Widząc rozterki partnerki, Lamia przyciągnęła ją do siebie i mocno przytuliła, głaszcząc po włosach i całując po boku głowy.
- Dokładnie kochanie, o takie pałowanie chodzi jak powiedział Tygrysek… przecież bym nie pozwoliła, aby ci krzywdę zrobili… oj Eve, no - mruczała przy tym uspokajająco, aż nie podniosła spojrzenia na ostatniego z ich trio - Tak kochanie, tych trzech łobuzów.

- No tak, przepraszam, bo ja tylko blondynka jestem i tak głupio mi się skojarzyło. - Eve szybko przeprosiła i nawet trochę się zarumieniła zawstydzona, że tak mogła pomylić słów znaczenie. I aby udobruchać swoją dziewczynę a przy okazji też mocno ją przytuliła do siebie. - No to na takie pałowanie to oczywiście, że się zgadzam! Każde jakie tylko sobie wymyślisz! - już by całkiem udobruchać partnerkę zawczasu zgodziła się na takie dodatki do scenariusza. - A jakby się dało to ja myślę, że Mary Sue świetnie by pasowała do jakiegoś bardzo brudnego kibla. - rzuciła konspiracyjnym szeptem do jej ucha skoro już była rozmowa o kontynuacji ich wspólnego filmu.

- Cichy! Don! Dingo! Do mnie! - już się robiło tak miło i romantycznie i chociaż Steve poczekał moment aż skończą sobie szeptać i się przytulać to jednak prawie w jednym momencie znów można było się poczuć jak na placu apelowym koszar. Krótkie, wojskowe rozkazy wyszczekane mocnym zdecydowanym głosem. Aż jedyna cywil w ich grupce drgnęła nie spodziewając się chyba czegoś takiego. A i nawet na takiej imprezie nie czekali zbyt długo na reakcję.

- Co jest Krótki? - nie mieli stopera by mierzyć czas w jakim trzech roznegliżowanych byczków ptrzytrychtało do swojego równie roznegliżowanego dowódcy ale to był bardzo krótki czas reakcji. Stanęła cała trójka trochę nie bardzo wiedząc czego się spodziewać po tym nagłym wezwaniu. Ale już jakby w połowie wybudzeni z tego letargu i przyjemnej otoczki jaka ich otaczała odkąd znaleźli się w tym pomieszczeniu. Zresztą i pozostali bolci chociaż zostali na swoich miejscach to też czujnie spoglądali na nich czy nie zanosi się na coś poważniejszego.

- Dziewczyny do was sprawę mają. - tymczasem Krótki jakby wcale tego nie zauważał i prawie słodkim głosem wskazał na swoje dwie partnerki jakie siedziały na obu zestawach kapitańskich ud. Eve chyba na osłodę pomachała do nich wesoło rączką posyłając im swój promienny uśmiech by aż tak się nie spinali po tym nagłym wezwaniu.

- Ta? A co jest? - Don jak zwykle okazał się najbardziej elokwentny i wyrywny z całego zestawu boltów. I teraz przeniósł spojrzenie z dowódcy na obie jego dziewczyny. Tak samo zresztą jak i pozostała dwójka.

Kapitańskie foczki za to zachichotały, szepcząc coś do siebie i łypiąc na trzech komandosów, to znów coś szepcząc, aż wróciły do ozdabiania piersi swojego oficera i dodawania mu lansu na rewirze, tuląc się do niego wdzięcznie.
- Prośbę mamy - Mazzi zatrzepotała rzęsami - Pamiętacie ten filmik który Eve nagrała z wami wtedy w niedzielę? Ten pierwszy - dorzuciła wyjaśnienie, wychylając się aby oprzeć policzek o czoło blondynki - Mamy taki mały, prywatny projekcik z Kociaczkiem i sobie pomyślałyśmy, że bylibyście do niego idealni. Sceneria w starej szatni z odpowiednio brudnymi toaletami - dorzuciła szybki uśmieszek - Wasza trójka na tę oto ślicznotkę - polizała fotograf po skroni, patrząc saniemu prosto w oczy - W każdej możliwej pozycji. Wchodzicie w nią… znaczy w to?

- Filmik? Aaa… Tam na piętrze! Noo! Tak… Jaki filmik? O! Jeszcze jeden!? Jaki filmik? No wtedy co poszliśmy z Eve na piętro a Krótki i Lamia zostali tutaj. Znaczy na dole. Co jak Eve robiła nam loda tam w pokoju na górze. A! Wtedy! No! To co z tym filmikiem? Rany Dingo… - w pierwszej chwili chłopcy już całkiem mocno zmęczeni na tym etapie imprezy mieli troszkę kłopotów ze skojarzeniem o co dziewczynom kapitana chodzi. Zwłaszcza Indianin miał zauważalne kłopoty najpierw z kojarzeniem faktów co były a potem z tym co teraz chodziło. Ale Cichy i Don dość szybko naprowadzili kolegę na właściwy trop. Oczywiście znów Darko okazał się najaktywniejszy. A w międzyczasie Lamia zaliczyła zachwycone spojrzenie od krótkowłosej blondynki gdy wspomniała o scence w brudnych toaletach.

- To chcecie nagrać jeszcze jeden!? Z nami!? No pewnie, że w to wchodzimy! - Darko zgodził się gdy już tylko skończyli z Cichym wyjaśniać Dingo o co tutaj chodzi z tymi filmami co były i co dopiero miały być.

- To cudownie! Na pewno Lamia wymyśli jakiś kozacki scenariusz! - Eve roześmiała się wesoło i z ulgą, że tak ładnie zapowiadała się ta produkcja i kontynuacja już częściowo nagranego ze Steve’m filmu. Tak bardzo, że aż klasnęła w rączki z tej uciechy.

- Dobra to kiedy nagrywamy ten filmik? Ja to mam wolne tylko w weekendy. Sami wiecie, tyle obowiązków, sława, fanki no tylko w weekendy mam trochę czasu. - Donnie zaczął płynnie błaznować jak to miał w zwyczaju aż Cichy pokręcił głową, zresztą Steve trzymający blondynę i czarnulę przy sobie także.

- W ten weekend co teraz będzie to może być trochę trudne. - Mayers spojrzał na swoje dziewczyny, zwłaszcza na Lamię jaka bardziej była wtajemniczona w plany na nadchodzący weekend.

- W następny wpadają chłopaki z Mason - ta dopowiedziała kolejną przeszkodę, ale dość szybko machnęła ręką - Ale jakoś rano w sobotę możemy się ustawić. Zostawimy ich z Willy na te kilka godzin, nic się kurwiom nie stanie. Schleje się ich w piatek, to akurat będą odsypiać i jak dobrze pójdzie, wstaną na obiad, akurat jak skończymy… bo po wszystkim oczywiście wpadanie na obiad do nas, co? - rzuciła pytaniem i zaraz się zaśmiała - Rrrany, przez chwilę myślałam, że się nie zgodzicie i nas zostawicie na lodzie. Tym razem tym zimnym. Dzieki chłopaki, jesteście naprawdę kochani - dodała, parskając.

- Ej! Co byśmy mieli się nie zgodzić! - zawołał Donnie ciesząc się na taki numer conajmniej tak samo jak odwtórczyni głównej roli kobiecej i pani reżyser.

- A potem jeszcze obiad? - Dingo zapytał jakby mielił te wszystkie informacje trochę wolniej niż koledzy.

- No tak, no bo trochę to kręcenie trwa. A jak od rana no to pewnie trochę zgłodniejemy do południa no to już przecież nie zostawimy was z kwitkiem. Lamia dobrze mówi z tym obiadem. No chyba dacie się zaprosić? - Eve szybko poparła swoją dziewczynę opierając jedna dłoń na jej ramieniu a kolejną tłumacząc Indianinowi i jego kandydatom na obsadę ról męskich w tym filmiku.

- Hej… To jak mamy się spotkać razem… To może razem nagramy ten filmik? Znaczy jakby ktoś od nich chciał. No i tak się dało w tym filmie. - Cichy wzruszył ramionami i niepewnie rzucił swoją propozycję zerkając na siedzącą na kanapie grupkę i swoich stojących kolegów. Ci jednak nie bardzo wiedzieli jak to ma być rozegrane w tym filmie więc w końcu spojrzeli na żeńską część tej produkcji.

- Ooo… - Eve też wydawała się zaskoczona takim rozwinięciem Cichego tego pomysłu. Bo koniec końców też zerknęła na Lamię pytająco czy taki numer by przeszedł. - Ja powiem tyle, że z tej Mary Sue to taka puszczalska, że nie wiadomo z kim ona się tam właściwie pruje… - rzuciła ostrożnym tonem niepewna jak pani reżyser widzi taką zmianę w scenariuszu ale była się gotowa dostosować do tego scenariusza jaki by on nie był.

Reżyser za to zadumała się, pukając palcem wskazującym w brodę.
- Dużo jak na jedną Mary Sue - popatrzyła na Kociaczka, potem na Tygryska i znów na Kociaczka - Może gdyby miała równie puszczalską koleżankę, wtedy byłyby dwie i nie wyszłoby aż tak wyczerpująco - mówiła powoli, równie powoli kiwając głową - Ja niestety stoję za kamerą, ale Crys ma talent do takich zabaw i je lubi, a przez kolor włosów byłaby dobrym kontrastem - pogłaskała jasne pukle czule - Zresztą kurwa… wtedy i bękarty byśmy zawinęli, no i Willy. Przecież jej samej nie zostawimy, nikt nie poczuje się zbywany i odstawiany na dalszy tor… co wy na to? - dodała swój pomysł.

- Crys? A która to? - Cichy zapytał niepewny o kogo chodzi gdy tak cała trupa męskich aktorów chwilę dumała nad słowami pani reżyser.

- Tamta z czarnymi włosami i cyckami jak marzenie! - Eve bez wahania wskazała właściwą koleżankę jaka właśnie coś śmieszkowała z koleżankami.

- Tamta? Fajna. - Don i chłopaki zerknęli w tamtym kierunku i jednym spojrzeniem oszacowali zgodnie uroki przyszłej partnerki filmowej.

- To zgadzacie się? - Krótki na wszelki wypadek zapytał jeszcze swoich podwładnych.

- Pewnie! Lepiej pruć dwie foczki niż jedną! - Donnie zawołał radośnie i bezczelnie na znak, że nie ma nic przeciwko takiej zmianie scenariusza.

- No to chyba jeszcze trzeba by Crys zawołać i zapytać czy się zgadza. - podekscytowana aktorka oplotła ramionami szyję swojej ulubionej rezyser jakby już nie mogła się doczekać tego wszystkiego.

- Crys! Ej Crys! - saper od razu przeszła do dzieła, wołając czarnulkę i machając do niej ręką. Z blond foczką przyklejoną do boku patrzyła jak kelnerka unosi głowę, robi trochę zdziwioną minę po czym wstaje i przechodzi przez salę, lądując obok chłopaków.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline