Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2020, 04:06   #220
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Pewnie! Nie wiem po co była ta gadka o tych stopniach. - specjalistka od elektroniki wzruszyła nagimi ramionami i upiła łyka ze swojego kubeczka a Eve jej zawtórowała.

- To za imprezę! Za spotkanie! I za Lamię! - skoro plastikowe szkło powędrowało do góry to fotograf skorzystała z okazji by wznieść toast. Wilma go podchwyciła, pokiwała głową i upiła kolejny łyk. Po czym obie jeszcze się uśmiechając do siebie zamilkły nie bardzo wiedząc jak dalej pociągnąć tą rozmowę. Zwłaszcza jak padło imię tej trzeciej.

- To wy… chodzicie ze sobą? - po chwili wahania Wilma postanowiła zapytać wprost. No już to niby jej Rybka wszystko tłumaczyła no ale wtedy to jakoś tak chyba do niej nie do końca dotarło. A teraz… A teraz czuła się trochę przytłoczona. Tyle nowych twarzy. I ciał. I chyba wszyscy lub prawie wszyscy się znali. No ale dla niej najważniejsza była to co właśnie gadała z tą Indianką i tą ciemnowłosą z uciętym krawatem na szyi.


- Tak. No i ze Steve’m. - Eve sama nie była pewna dlaczego ale czuła się jakoś winna. Odpowiedziała po chwili. Wyglądało na to, że ta rozmowa będzie tak trudna jak się spodziewała przy szykowaniu drinków. Sama nie wiedziała co odpowiedzieć. Chociaż przecież wszystko było jasne. Odkąd ze dwa czy trzy tygodnie temu pewnego weekendu ustalili tak we trójkę, że będą ze sobą chodzić, być i w ogóle.

- Aha. - kapral umilkła także. Pokiwała głową i wpatrywała się w swoją szklankę. Właściwie to dlaczego była zaskoczona? I skąd ten gul w gardle? Przecież coś takiego Rybka mówiła w Madison i po drodze. Steve też. Przynajmniej nie zaprzeczał. No a teraz Eve. Wszystko się zgadzało. A jednak coś ją tam żarło od środka.

- A wy? - fotograf też czuła się nieswojo. Widziała jak ta druga ścisnęła usta i zaczęła się bawić swoim kubeczkiem obracając go w lewo a potem w prawo. Miała dziwne wrażenie, że wyczuwa złość i rozgoryczenie tej drugiej. Nawet przyszedł jej do głowy powód który wcześniej aż bała się wyciągać na światło dzienne swoich przypuszczeń. Pływał sobie w mroku ledwo uformowanych myśli odpychany za każdym razem gdy próbował się dobić do brzegu świadomości. Ale był i wracał. Teraz pod wpływem impulsu odważyła się zapytać zamiast żyć w niepewności.

- Jakie to teraz ma znaczenie? - Wilson po chwili tłuczenia się z myślami i wspomnieniami w końcu wzruszyła ramionami. Wypiła większy łyk i głośno odstawiła szklankę. Szkoda, że takie słabe. Potrzebowała czegoś mocniejszego.

- Wilma… - Eve poczuła jak jej rośnie jakiś gul w gardle. Nie chciała tego! I właśnie tego się obawiała odkąd Lamia wspomniała o swojej kumpeli z wojska. Ale jeszcze łudziła się, że to tylko taka kumpela ale koleżanka. A tu jednak… No ale… W końcu wstała, obeszła stolik i usiadła na miejscu obok tej koleżanki Lamii z wojska.

- Daj mi spokój. - mruknęła kapral odwracając wzrok. Czuła, że jeszcze chwila i się rozklei. A nie chciała! Zwłaszcza przy niej. I przy Rybce też nie. Najlepiej przy nikim. A ta się jeszcze dosiadła!

- Nie wiedziałam. Lamia mi powiedziała, że byłyście razem na Froncie. W tej samej jednostce. Ale ona niewiele pamięta. Prawie nic. Dopiero teraz sobie przypomina. Niedawno wyszła ze szpitala. - Eve zaczęła tłumaczyć cichymi, krótkimi zdaniami. Czuła, że tamta ma kryzys. A nie chciała by coś się schrzaniło bardziej niż do tej pory udawało jej się to schrzanić pierwszorzędnie.

- No wiem… Mówiła mi… Widziałam w Madison… Nic nie pamięta… Nic… Mnie też nie… Nawet nie wiedziałam, że przeżyła. Zabrali ją w jedno miejsca nas w drugie. Potem się już nie widziałyśmy. Miała jechać transportem. Potem podjazd blaszaków rozniósł ten transport. Nikt nie przeżył. A jak wróciłam to nie przyszły żadne papiery, że ona jednak przeżyła. Nie wiedziałam… - wojskowa była zła na siebie, że nie może utrzymać nerwów na wodzy i zaczyna się rozklejać. Oparła twarz o swoją dłoń a łokieć o stół by nie patrzeć na nic ani nikogo. Ale się pochrzaniło! Ale przecież jak ją wtedy zabierali w ten letni skwar na zakrwawionych noszach to wydawało się, że nie dożyje transportu do punktu opatrunkowego. A potem blaszaki rozwaliły konwój jakim miała wyjechać z frontu. A gdy się już uspokoiło to postanowiła się przenieść. Nie chciała pamiętać. Chciała zapomnieć. Zacząć od nowa. Zamknąć tamten diabelski rozdział. Skoro i tak z dawnej ekipy nikt właściwie nie został. Ci na których jej zależało można było policzyć na palcach jednej ręki. I nie było wśród nich tej najważniejszej. Więc nie. Nie chciała tam już być, patrzeć na te prycze, prysznice, korytarze, stoły jakie wcześniej z nimi dzieliła. Z tymi co już nie było. I z nią. Więc praca w transporcie była jej na rękę. Zwłaszcza, że frontowego weterana z doświadczeniem przyjęli od ręki i to z otwartymi ramionami. Aż tu niespodziewanie w radio odezwał się głos zza grobu…

- To chodziłyście ze sobą. A ja wam się wpieprzyłam. - fotograf czuła się nieswojo. Ale to co mówiła Wilma, to jak mówiła, czego nie mówiła, jak dusiła w sobie spazm płaczu aż nadto jej powiedziały jak to musiało wyglądać z jej strony. Czuła się wrednie. Jakby weszła komuś w paradę i to rozpychając się łokciami. A przecież tak nie było! Skąd miała wiedzieć, że ta fotogeniczna laska na parkiecie ma już jakąś laskę?! Cholera! Nawet sama Lamia nie wiedziała, że ma już kogoś! No a jednak jak czuła pod dłonią drgające plecy nagiej kapral to jednak miała.

- Ładnie razem wyglądacie. Jak z obrazka. Ile to już jesteście razem? - Wilson próbowała wziąć się w garść. Zamrugała oczami i miała nadzieję, że ukradkiem otarła te oczy kantem dłoni. W końcu coś mogło jej wpaść do oka no nie? Jakoś chciała zmienić temat. A może nie? Jakoś mimo wszystko interesowało ją wszystko co miało związek z Rybką. Ale chciała chociaż przerzucić piłeczkę na tą drugą połowę.

- No to tak… - fotograf nie bardzo wiedziała co zrobić i powiedzieć. Siedziała obok i pocieszała ex swojej dziewczyny czując jak ją dławi gula żółci w gardle. Paranoja jakaś. Po chwili wahania postanowiła pociągnąć ten nowy wątek licząc, że jakoś wybrnął z tego bagna. Ale na poważnie zaczęła się zastanawiać. Kiedy to się zaczęło?

- Nie jestem pewna jak liczyć… Ale pierwszy raz to się spotkałyśmy chyba ze 2 tygodnie temu. Na koncercie w starym kinie. Chociaż wtedy to chyba jeszcze nie chodziłyśmy ze sobą. - fotograf mówiła powoli gdy tak w myślach dodawała kolejne dni, spotkania i okoliczności. Aż się sama zdziwiła, że to tyle czasu minęło. Niby pół miesiąca a tyle się działo przez ten czas, że te pół miesiąca wydawało się odległe jak z pół roku co najmniej.

- 2 tygodnie? No to szybko wam poszło. A jak się spotkałyście? - Wilma sama nie wiedziała po co drąży ten temat. By się bardziej umartwiać? Rozsądne byłoby chyba by wstać, wyjść i wrócić do zamykania rozdziału. Ale jakoś nie potrafiła się do tego zmusić. Może nie wszystko stracone? Przecież Rybka przyjechała do Madison. Bez Eve. I w Madison z chłopakami też bawili się świetnie. Jak za dawnych czasów. Jakby żadnej Eve nie było. Może więc da się jeszcze jakoś to odkręcić? No a poza tym zwyczajnie była ciekawa jak się koleżanka z wojska wplątała w to wszystko, że teraz była królową balu na półtorej plutonu gości.

- To było na koncercie Rude Boy’a. Lamia go zna osobiście no i przyjechała na jego koncert. A ja też go lubię no i wpadłam tam mając chcicę na jakąś przygodę. No aż zobaczyłam tą przygodę na parkiecie. Ależ ona świetnie tańczy! Jak się rusza! - na twarzy blondynki znów wykwitł uśmiech gdy wróciła wspomnieniami to weekendu z połowy września gdy wówczas ujrzała na parkiecie taką, jedną roztańczoną ciemnowłosą.

- O tak, to prawda. - Wilma niespodziewanie też się roześmiała. Z tym akurat mogła się zgodzić. Też miała na ten temat całkiem przyjemne wspomnienia. Zwykle na jakichś przepustkach.

- No! Świetna jest! Nawet parę dni temu jak znów ją zobaczyłam na parkiecie to tak mnie nagle chcica wzięła, że ją zaciągnęłam do kibla! No a przy okazji poznałyśmy Kim i Meg. Zajęłyśmy im miejsce! Też po to przyszły do kibla! - Eve roześmiała się radośnie do swoich wspomnień. Przy okazji wskazała Wilmie dwie koleżanki o jakich mówiła. Jedną w krótkich różowych włosach i drugą w dłuższych i prawie czarnych. Też tu dzisiaj były. Kapral spojrzała w tym kierunku i pokiwała głową, że je widzi ale czeka na ciąg dalszy opowieści.

- No ale wtedy to udało mi się ją zaciągnąć na drinka a potem do mnie. I było świetnie! - fotograf nie bardzo chciała się rozdrabniać w szczegółach ani wspominać epizodu z Olgą jaka właściwie ustawiła ich spotkanie na tym parkiecie. Właściwie to już złość na to jej przeszła i doszła do wniosku, że Oldze powinna za to podziękować. Chociaż wtedy to gdy to wyszło na jaw to gul jej strzelił jak cholera.

- O tak, z nią zawsze jest świetnie. - Wilma też się uśmiechnęła. Widocznie w tym Rybka się nie zmieniła. I obie miały o niej podobną jakość wspomnień.

- No! Ja myślałam, jak ją zaciągnęłam do siebie, że się bzykniemy i będzie fajnie. Ale było jeszcze lepiej! Nagrałyśmy film! “Mary Sue”! Nasz pierwszy wspólny film! No mówię ci Wil z ręką na sercu Lamia to nie była pierwsza dziewczyna jaką zaciągnęłam do siebie by się z nią poznać lepiej. Ale do cholery to była pierwsza dziewczyna z jaką zrobiłam film. Tak samo wyszło! Spontanicznie! I to jeszcze Lamia była za kamerą! Bo tak to zawsze ja nagrywałam i robiłam fotki no to nie mogłam występować. O tak, chyba wtedy się w niej zabujałam na amen… No ale wtedy to chyba mimo wszystko nie bardzo można powiedzieć, że chodziłyśmy ze sobą. - fotograf z werwą i ożywieniem opowiadała jak to wyglądało ich pierwsze spotkanie z Lamią. Z tych emocji to aż podskakiwała na krześle gdy wciąż roznosiła ją tamta energia i entuzjazm.

- Nie? - Wilson czuła tą pozytywną energię jaką nawet teraz okazywała blondynka. Ale trochę ją zdziwiło, że ten początek znajomości to jednak nie musi być początkiem związku. To kiedy zaczęły? 2 tygodnie to wcale nie tak długo. A to by były razem jeszcze krócej niż 2 tygodnie?

- No chyba raczej nie. Potem wróciłyśmy na koncert. Lamia poznała mnie z dziewczynami. I nagrałyśmy filmik w kiblu! Było świetnie! No a potem… Ale to już w tygodniu było. Lamia do mnie wpadła, że potrzebuje jechać do Madison. No to pojechałyśmy. Ale grad nas złapał a ze mnie jest dupa a nie kierowca. Więc się schowałyśmy na takiej pustej stacji benzynowej. A jak dalej padało to jakoś tak nagrałyśmy nowy filmik. “Das i Kitty”. Ale chyba wtedy też jeszcze nie chodziłyśmy ze sobą… Chyba nie… - fotograf zmrużyła oczy i szukała natchnienia w suficie nad basenem. Przygryzła nawet swoją wargę by pomóc sobie w tych rachunkach i porządkowaniu wspomnień. Im było bliżej do dnia dzisiejszego tym mniej wyraźna robiła się granica kiedy już można było powiedzieć, że były ze sobą a kiedy jeszcze nie. Jakoś tak samo to wyszło. Krok po kroku. Kawałek po kawałku. Spotkanie po spotkaniu i filmik po filmiku.

- Byłyście w Mason? - Wilson zapytała ale ujrzała potwierdzający ruch głową. - To kiedy właściwie zaczęłyście chodzić ze sobą? - im więcej słyszała tym bardziej odbiegało to od standardu. Chociaż ciekawie się tego słuchało.

- No chyba po tym jak Lamia zaczęła chodzić ze Steve’m. Bo to chyba w ostatni weekend było. Bo on może tylko w weekendy. Dlatego w tygodniu pojechałyśmy do niego. - fotograf zmrużyła oczy jeszcze bardziej gdy we wspomnieniach doszła do zdarzeń sprzed tygodnia. To chyba jakoś tak było.

- Co? - teraz i Wilma zmrużyła oczy gubiąc się do reszty w tej chaotycznej odpowiedzi. Eve zaczęła chodzić z Rybką bo Rybka zaczęła chodzić ze Steve’m? I to jak ten nie może w weekendy to pojechały… Nie no to jakaś bzdura…

- No bo Lamia poznała Steve’a wcześniej. I jak wracałyśmy od Tashy, po jej występie, no to Lamia wpadła na pomysł by go odwiedzić. W koszarach. A oni stacjonują w Wild Water. To trochę za miastem. - blondynka się nie bardzo przejęła taką reakcją ale szybko zaczęła dokładniej tłumaczyć co i jak to było.

- Wiem gdzie to jest. - mruknęła kapral. Co jak co ale na rozkładzie lokalnych koszar, baz i garnizonów to się troszkę znała. Eve skinęła głową i ciągnęłą dalej tą opowieść.

- No właśnie. No to ja im mówię, że tak za darmo to nie ma. I jak mam ją zawieźć, bo głównie Lamia chciała, no to chcę coś w zamian. No to Lamia się pyta co. No to chciałam by przyjechała do mnie w weekend i żebym mogła być jej dziwką do rana. No i na szczęście się zgodziła no to się ucieszyłam i na spokojnie pojechałyśmy do tych koszar. - Anderson szybko i z zapałem opowiedziała tą część historii zbliżając się do finalnego weekendu. No ale znów coś rozmówczyni się nie zgadzało bo potrząchnęła swoją burzą włosów i ją zastopowała.

- Poczekaj… Powiedziałaś, że jak ją zawieziesz do koszar to w weekend będziesz jej dziwką? - coś tutaj Wilmie mocno się nie zgadzało. Nie powinno być na odwrót? Albo Eve coś pokręciła albo coś jej tutaj ściemniała. Ale widząc jak blond główka uśmiecha się radośnie i z entuzjazmem kiwa głową na razie darowała sobie to dzielenie włosa na czworo. Machnęła ręką by opowiadała dalej.

- No właśnie. I jak w weekend do mnie przyjechali no to już byli razem. Bo wtedy w środku tygodnia no to chyba jeszcze nie. No i mi się tak smutno trochę zrobiło. Bałam się, że mi Steve odbije Lamię. Chociaż no właściwie chyba nie chodziłyśmy razem jeszcze. No ale tak cudnie było wtedy w nocy we trójkę, że ich poprosiłam czy mogę być ich dziwką. Znaczy chodzić z nimi na spółę. No i się zgodzili! - fotograf z radości klasnęła w rączki jakby Pana Boga za nogi złapała z tym chodzeniem. Ale aż do tej pory uważała się za największą farciarę w tym mieście, że mogła z nimi chodzić i w ogóle.

- No tak… Coś słyszałam o tej dziwce… - brzmiało dziwnie. Mało standardowo. Jakby Eve coś na poważnie pomieszała albo nie mówiła poważnie. Chociaż na ile mogła poznać siedząc tuż obok niej to się szczerzyła jak głupia. Może Rybkę zapytać? Albo Steve’a? Ciekawe czy powiedzieliby coś podobnego.

- No! A teraz to już tak na stałe dostałam tą robotę! Lamia mi ją załatwiła! - fotograf dorzuciła wisienkę na torcie swojego szczęścia i radości. Wilma pokiwała głową i też się uśmiechnęła. No tak, zdecydowanie nie brzmiało to jak standard. Wyglądało jakby Rybka trafiła dokładnie w swoje klimaty.

- A jak ty jesteś ich dziwką to oni kim są? - kapral znów nie wiedząc dlaczego ale nie mogła się oprzeć by nie pociągnąć tego tematu. W jakiś sposób ją to fascynowało.

- No Lamia jest naszą Księżniczką. Betty ją tak nazwała i tak zostało. Pasuje jej. No a Steve to taki nasz rycerz w lśniącej zbroi. Zawsze nas broni, wybawia z opresji i w ogóle pozwala się do siebie przyklejać i możemy z nim chodzić jak takie dwa kwiatki w mundurze. - z tym fotograf też nie bardzo miała kłopot by porozdzielać role w ich trójkątnym związku. Wskazała na ich oboje po drugiej stronie sali jakby tłumaczyła kto jest kto w tym związku i taki podział ról wydawał jej się idealny.

- No tak słyszałam. - Wilma znów pokiwała głową. Na razie zbyt wiele nie słyszała ale wystarczająco by słyszeć jak to Thunderbolts odbili zakładniczki. A na ile w Mason poznała Steve’a to nie dziwiła się, że dziewczyny na niego lecą. I to pewnie nie tylko Rybka i Eve. Poza tym wczoraj i dzisiaj naprawdę wydawał się w porządku. A niby kapitan. A coś się wcale nie woził jak kapitan.

- A wy? Jak się poznałyście? - blondynka sięgnęła przez stół po pozostawiony tam drink i siadła z nim obok rozmówczyni. Skoro Wilma się dowiedziała jak to jest z nią i Lamią to chyba mogła powiedzieć jak to było z nimi? Pytanie na tyle zaskoczyło wojskową, że teraz ona musiała zebrać myśli by pogrzebać w pamięci jak to było ten pierwszy raz.

- Chyba na placu apelowym. Chociaż ja jej z wtedy nie pamiętam. - zapytana podjęła temat po tej chwili zastanowienia. Teraz brwi blondyny powrowały do góry gdy coś jej się nie zgadzało w tej wypowiedzi.

- No to jak się spotkałyście jak tego nie pamiętasz? - reporterka zapytała ze zdziwieniem w głosie i spojrzeniu.

- Oj bo była kotem. Jedną z pięciu ciężarówek kotów. Wszyscy na zielono, ogolone łby, każdy z tym samym pakunkiem. No to tak przeszli obok nas. Ona mówiła potem, że mnie widziała. Ale też dlatego, że byłam jedyną laską w naszej grupce. A ja ją może i widziałam ale w tym tłumie to mi musiała mignąć razem z innymi. - Wilma bez żenady przyznała, że taki big love przy tym pierwszym spotkaniu to wcale nie był. Ot, w ramach reorganizacji jednostki przyszły nowe uzupełnienia. I szeregowa Lamia Mazzi była jedną z nich. Wtedy jeszcze jedną z wielu.

- No to tak dokładniej? Jak się poznałyście? - blondynka przyjęła to do wiadomości i dała znać, że rozumie i prosi by wojskowa opowiadała dalej.

- No tak dokładniej to dopiero jak ją przydzielili do naszego plutonu. Dziewczyn u nas zawsze było mało. Jak się trafi jedna na pluton to dobrze. W naszym byłam ja więc jak nam z resztą chłopaków dorzucili aż dwie nowe no to wszyscy byliśmy zdziwieni. Szeregowa Linda Lee i szeregowa Lamia Mazzi. No i jak ja byłam jedyną dziewczyną w plutonie no to nowe trafiły pod moje skrzydła. - Wilson uśmiechnęła się do tamtych wydarzeń. Gdy jeszcze była młoda nie tylko ciałem. I do tamtego pokoju w koszarach weszły dwie nowe świeżynki pytając o starszą szeregową Wilson. Jakie dwa słodziaki! Aż nawet teraz ją brało rozczulenie na tamten widok.

- No ale Linda to taka trochę staroświecka była. Taka grzeczna dziewczynka. Przynajmniej na początku. Trochę sztywna. No ale z Lamią to od razu poczułyśmy, że nadajemy na tych samych falach. Potem była ta heca z damskimi prysznicami. Chciałam zaciągnąć je obie do chłopaków no ale Linda się chyba wstydziła. Za to Lamia kompletnie! Więc wpadłyśmy obie pod prysznic, całkiem nago, i ze skargą do Starego, że chcemy babskie prysznice a nie czekać aż się chłopcy skończą pluskać. - zaśmiała się jeszcze weselej. Nawet wczoraj jak to opowiadali razem po raz kolejny to wyglądało, że to kultowy numer w ich kompanii wyszedł bo wszyscy go wspominali ze śmiechem i rozrzewnieniem.

- No a potem były te prysznice. Bo kabinę nam zrobili ale tylko jedną. I na przepustkach też balowałyśmy razem. Żadna z nas się nie oszczędzała. O rany! Pamiętam jak raz poszłyśmy z chłopakami do burdelu! Ojej tak mi ich szkoda było! - mówiła wciąż się uśmiechając ale jak doszła do tamtej wizyty w burdelu to nie wytrzymała i roześmiała się na całego. No a jak Eve nie wiedziała o co chodzi to kapral jej streściła jak to wtedy było w tym burdelu.


---


- No ja pierdolę… Ja pierdolę jaki syf… Nosz kurwa no… - jeden z mundurowych siedział przy okrągłym, odrapanym stoliku i wściekał się co niemiara. Rzucił kolejną kartę na stół ale gra się nie kleiła. Ani jemu ani kolegom. Koledzy też mieli mocno niewyraźne miny. Nie było się co dziwić. Nie po to idzie się na przepustce do burdelu aby grać w karty.

- No sam chciałeś. To był twój pomysł. - z sierżantem było lepiej nie zaczynać gdy był tak wkurzony. Zwłaszcza jak wszyscy byli niżsi rangą od niego. No ale byli z tej samej kompanii i plutonu to tak na przepustce to raczej byli jak koledzy. Ta ranga miała minimalne znaczenie.

- Nie wkurzaj mnie bardziej. - warknął sierżant wskazując pechowca oskarżycielskim palcem i spojrzeniem.

- No jest jeszcze ta stara. - rzucił pojednawczo kolega. No i miał rację. Była jeszcze ta stara dziwka no ale bez przesady. Byli zdecydowanie za mało napruci by coś z nią próbować. Nawet jakby za darmo było. A jakby się już napruli na tyle aby spróbować to by pewnie nic z tego nie wyszło bo byli napruci. Chociaż braku laku…

- Kijem bym jej nie dotknął. - burknął sierżant i ze złością trzepnął kolegę by nie tamował ruchu bo się zagapił na górę schodów gdzie mieli zamiar złożyć wizytę. Przynajmniej jak tu przyjechali.

- Tam jest jeszcze jakaś kura. - kapral chyba coś ważył dziś swój los gdy wskazał na człapiącą za oknem kurę. Ale mimo wszystko miał żal do sierżanta za ten “szlachetny” pomysł na jaki wpadł na początku wizyty.

- Co? Jaka kura? - sierżant podniósł wzrok nie bardzo wiedząc o czym kolega mówi z tą kurą. Chyba nie był aż tak głupi aby…

- O tamtą. Ta co tam chodzi. Ta czerwona. Wiesz jak mocno ci się chce to mógłbyś ją sobie złapać a potem… - kapral wydawał się odporny na to ostrzegawcze spojrzenie. A może po prostu był tak wściekły na kolegę jak ten sam na siebie. Więc bez zmrużenia okiem zaczął pokazywać i tłumaczyć o jaka kurę chodzi i co sierżant może sobie z nią zrobić skoro ma takie mocne stężenie potrzeb.

- Zamknij się! Cholera zamknij się! Do jasnej cholery! Jesteśmy na przepustce! W burdelu! A siedzimy i rżniemy w karty zamiast dziwki! Cholera! Przecież do tego nawet nie można się przyznać! Co powiemy reszcie?! Że byliśmy w burdelu i żaden nawet nie zamoczył?! - sierżant wstał i krzycząc wywalił swoją złość i frustrację. Żałość tej tragedii poruszyła go do głębi. Zresztą resztę chłopaków też. Żaden nie protestował. Wszyscy się z nim zgadzali, że to totalna sromota i porażka.

- Mówiłem aby nie brać dziewczyn do burdelu. - burknął cekaemista gdy sierżant urwał swoje krzyki by upić ciepłego piwa ze szklanki.

- No ale jak nie brać? Przecież Wilma i Lamia są w porządku. I też dostały przepustkę. Miały zostać same? Pojechać bez nich? Wysadzić i kazać im spadać? No chłopaki no… - kapral popatrzył na swoich kumpli. No tak. Taki był plan. Tak to się zaczęło. I dlatego no jakoś tak wyszło, że zabrali dziewczyny ze sobą no a jak wyszło, że jadą do burdelu no to jakoś głupio było je spławiać. Właściwie to samo w sobie jeszcze nie robiło tragedii. Dziewczyny były spoko. A nawet bardzo fajne. No i pewnie dlatego sierżantowi odwaliło ledwo weszli do burdelu i zaczęły się schody.

- To przez ciebie! To był twój pomysł! - drugi kapral co to radził koledze jak może mu ulżyć ta czerwona kura nie zdzierżył i rzucił jawne oskarżenie celując palcem i złością w sierżanta.

- No co?! Skąd miałem wiedzieć?! Jakie miały szansę?! - no niewielkie. Tak na oko to chyba dwie na sześć. Bo przyszli w szóstkę z czego dwie dziewczyny. A się okazało, że jak nie liczyć próchna no to jest tylko jedna dziewczynka wolna. Reszta zajęta albo wyjechały czy co. No i do cholery jedna na ich czwórkę. No ale dziewczyny zaczęły jęczeć, że też mają prawo no i sierżant zmiękł. Ciągnęli losy. Wiedzieli, że ta młoda i fajna dziwka zgodzi się na trójkącik no ale nie więcej. Więc dwóch farciarzy mogło mieć radochę. No a jakby jeszcze trafiło do kompletu na jedną z ich dziewczyn no to miodzio. Trójkącik z dwiema fajnymi laskami! Bo nie zapowiadało się by były szanse na drugi numerek, musieli już niedługo wracać.

- A myślałem, że ta Wilma to taka fajna dziewczyna. A tu zobaczcie jaka z niej wredna małpa. - westchnął cekaemista opierając oba łokcie na stół. No tak. Jakoś wszyscy chyba myśleli, że ktoś z nich wyciągnie odpowiedni los. I mieli dżentelmeński deal, że farciarz dobierze sobie kogoś do pary. Ale chyba nikt nie brał pod uwagę, że farciarski los wyciągnie Wilma. I dobierze sobie do pary Lamię. A zaraz potem trzy roześmiane foczki zniknęły na schodach prowadzących do pokojów na górze zostawiając czwórkę osłupiałych mężczyzn.

- Tak się nie robi, tak się kurwa nie robi… Nigdy więcej nie zabieramy dziewczyn do burdelu… - jęknął z żalem drugi z kaprali nie mogąc pogodzić się z takim zakończeniem przepustki. Co za żenada. Sierżant miał rację. Naprawdę aż głupio było w kompani komuś o tym powiedzieć bo to po prostu obciach. Dojechać do burdelu i nie zamoczyć bo laski zgarnęły jedyną ładną dziwkę w okolicy.


---


- Ojej! Naprawdę ich tak zostawiłyście? - Eve zrobiła szerokie oczy. Aż nie wiedziała czy powinna się roześmiać czy nie. Dowcip był przedni! Ale tamtych chłopaków to nawet tu i teraz było jej szkoda.

- No! Ale nie bój się. Poszłyśmy z Pam na górę i ją trochę urobiłyśmy. Pogadałyśmy, że jak my we dwie będziemy jak jej koleżanki, też się zajmiemy chłopakami no to na nią już będzie standard, jeden, góra dwóch. No i jak zeszłyśmy znów na dół zaprosić ich na górę no to mówię ci. Święta przyszły wcześniej w tamtym roku a Mikołaj ma kurewsko seksowne śnieżynki! - Wilma rechotała się na całego. O tak, udał im się wtedy ten numer w tym burdelu. Ale mieli miny! Najpierw jak ich zostawiały to aż musiała na nich nie patrzeć. Lamię też żarły wyrzuty sumienia. No ale już na górze jak powiedziała dziewczynom jaki ma plan to Rybka od razu załapała o co chodzi. Pam jeszcze trochę musiały potłumaczyć ale okazało się, że nie chciała obsługiwać sama całego stada. Więc jak z dziewczynami to już mogła pójść na czterech. No a potem jak zeszły na dół! Szkoda, że nikt nie miał aparatu. Ale mieli miny!

- Nie no nie mogłyśmy być wredne dla naszych chłopaków. Zawsze nas oszczędzali. Niby miałyśmy takie same prawa i obowiązki jak oni. Ale jak się dało to nas oszczędzali. Na przykład jak zajmowaliśmy nowe kwatery to porucznik zawsze dawał nam pierwszeństwo wyboru. Albo na stołówce jak się tylko ładnie uśmiechnęłyśmy to się mogłyśmy dosiąść do każdego stolika albo dostawałyśmy tą łyżkę więcej porcji jeśli było z czego. Albo jak braliśmy słoneczne prysznice. - mimo, że tego głośno się nie mówiło to jakoś podskórnie te ich frontowe chłopaki jak mogli to starali się im pomóc i ulżyć. Nawet jeśli oficjalnie nic takiego nie miało miejsca i panowało to równouprawnienie. Pewnie, że nie było samych plusów. Ale teraz wolała mówić o plusach.

- Słonecznie prysznice? Opalałyście się tam? - reporterka zmarszczyła brwi na znak, że nie bardzo wie o czym mowa z tym ostatnim elementem.

- Nie. - zaśmiała się wojskowa nie chcąc już tłumaczyć jak to było z tym frontowym opalaniem. Przynajmniej w lato. Twarz, szyja, kark, dłonie pewnie. A reszta pod mundurem to bladzi jak anemicy z piwnicy. - Słoneczny prysznic. Bierzesz plastikową torbę albo butelkę i napełniasz wodą. Nawet zimną. I wystawiasz na Słońce. Jak jest lato to się woda nagrzewa tak, że jest ciepła w dotyku. Potem wieszasz tą torbę czy butelkę na odwrót no i jak porobisz małe dziurki no to masz prysznic. Jak nie masz czasu albo miejsca by rozpalać ogień i nagrzać wody no to taki prysznic lepszy niż zimna woda. No i z Rybką często brałyśmy takie prysznice razem. Przyjemne i pożyteczne w jednym. - frontowy weteran wyjaśnił reporterce jak to było z tymi frontowymi prysznicami na słoneczku. I znów pominęła takie momenty gdy dostaw wody nie było nawet do picia.

- A dlaczego mówiliście na nią Rybka? - Eve zapytała ciekawa tej całkiem dla siebie nieznanej strony Lamii. Nie była nawet pewna czy sama Lamia zna się od tej strony skoro ma takie dziury w pamięci.

- Bo jak w tej bajce o złotej rybce. Powiesz życzenie i się spełni. No i Lamia tak miała. Coś się wywiedziała, że ktoś czeka na list z domu to powęszyła i okazało się, że list gdzieś tam się zawieruszył ale znalazł. Taki jeden uczył się korespondencyjnie i przyszła dla niego paczka. A ona akurat miała przepustkę ale no nie tam. To nadłożyła drogi i mu pojechała i przywiozła tą paczkę. Albo kolega chciał się spotkać z dziewczyną i chciał się zamienić na przepustki no to też się zamieniła by mógł pojechać. No i taka nasza złota rybka z niej. Zawsze dbała o innych więcej niż o siebie. - Wilma uśmiechając się w zamyśleniu do swoich wspomnień druchowo namierzyła wzrokiem Rybkę. No tak to jakoś szło, że nie szło nie lubić tej ich złotej rybki. Blondynka siedząca z nią ramię w ramię też powędrowała za nią spojrzeniem. Upiła łyk ze swojego kubeczka i zgodziła się z nią w milczeniu.

- Długo, ze sobą byłyście? - po chwili ciszy Eve nie patrząc na sąsiadkę zadała nowe pytanie. Wojskowa wzięła powoli wdech i równie powoli odetchnęła. No teraz jak się wygadały to jakoś lżej się o tym rozmawiało. A nawet patrzyło w przyszłość.

- Zależy jak liczyć. - kapral uśmiechnęła się niezbyt wesołym uśmiechem. W końcu dopiero co Eve mówiła, że sama ma kłopot z tym liczeniem a przecież miała o wiele krótszy czas tego stażu. Blondynka zrozumiała aluzję, uśmiechnęła się do niej i stuknęła plastikowym szkłem. Ale Wilma naprawdę nie wiedziała jak liczyć. Tam, wtedy, z Rybką i resztą… Tam było inaczej. Człowiek rano nie wiedział czy dożyje obiadu. A nawet jak było spokojniej to coś w perspektywie następnego tygodnia było odległą perspektywą. Miesiąc na froncie no to była jak następna pora roku a następna pora roku jak rok. To był inny świat niż tutaj. Inne miary czasu, odległości, strachu, serdeczności. Inne życie. Jak tu porównać te tutejsze “bycie” czy “chodzenie”?

- Nie zaobrączkowałam ją jeśli o to pytasz. - przyznała w końcu po tych znów niezbyt wesołych rozmyślaniach. - Tam nie jest zbyt dobre miejsce by snuć plany i robić związki. - dodała tonem wyjaśnienia nie pewna czy dla kogoś kto tam nie był jest to tak oczywiste jak dla niej.

- A jakbyś mogła to byś to zrobiła? - Eve po zastanowieniu dalej pociągnęła ten temat. Nie była pewna czy chce usłyszeć odpowiedź. I co z nią zrobi jak usłyszy.

- Wtedy? Nie. Raczej nie. To przynosi pecha. I bardziej boli jak kogoś stracisz. A tam co chwilę kogoś tracisz. - mimo wszystko weteran nie mogła powiedzieć inaczej. Tak wtedy żyła. Wszyscy tam chyba tak żyli. Pewnie dlatego między nią a Rybką wyszło tak jak wyszło. I teraz chodziła z Eve a nie z nią. Reporterka pokiwała głową, że rozumie. I znów zawahała się czy dalej ciągnąć ten temat i usłyszeć tą odpowiedź jakiej się obawiała.

- A teraz? - w końcu jednak mimo obaw zapytała. Chociaż nie odważyła się spojrzeć na tą drugą. Tylko leniwie przesuwała palcami skubiąc brzeg swojego plastikowego kubeczka.

- A teraz to ona chodzi z tobą. Z wami. Więc psu na budę takie rozważania. - westchnęła Wilma wzruszając ramionami i znów wypiła duży łyk ze swojego kubeczka prawie go osuszając. A Eve znów poczuła się nie na miejscu. Jak jakiś intruz. Zastanawiała się jak z tego wybrnąć.

- Ale Lamia nadal cię bardzo lubi. No zobacz, ledwo przyjechałaś i zrobiła ci miejsce. Możesz zamieszkać z nami. Wybrać własny pokój. No tylko z tym trochę potrwa bo dopiero wpadłyśmy na ten pomysł to jeszcze nic nie jest gotowe. Będziesz mogła mieszkać jak u siebie. A nie w jakichś koszarach. - blondynie wcale nie było to mówić tak lekko. Co by nie mówić obawiała się Wilmy. Tego, że jak Lamia się połapie co i jak to znów będą razem. Przecież ewidentnie miała słabość do wojskowych mundurów. No a jak jeszcze wyjdzie, że Wilma to jej ex… I to nawet tak nie do końca ex. W końcu wyglądało, że po lecie nie wiedziały o sobie. To tak jakby trochę były nadal ze sobą. Nie zerwały ze sobą ani nic takiego. Ot, Lamia nie była tego świadoma jak ją poznała. Ale teraz sobie przypomni. Mniej lub więcej. Nawet jak teraz tego nie pamiętała to i tak zaprosiła Wilmę do domu. Tylko czekać aż taka jedna blondynka zostanie “tylko koleżanką” i wspólniczką w interesach. Nawet aparycję i figurę też miała bardzo fotogeniczną. Elegancko się prezentowała w mundurze a bez jeszcze lepiej.

- A Rybka? I ty? I Steve? - Wilma pokręciła głową i prychnęła cicho nieco ironicznie. Pięknie brzmiało. Ale chyba by ją szlag trafił jakby miała przez szybkę oglądać szczęście Rybki nie mogąc samemu z tego skorzystać. To już wolała wrócić do etapu zamykania rozdziału. Zresztą Rybka, jak zawsze, miała świetny gust. Ta Eve to była pierwszorzędna szpryca. Buzia, cycki, talia, nóżki… Steve też. Kapitan. Do tego specjals a nie żaden figurant z zaplecza. I zabawny i przystojny. Po cholerę im ma się pętać po kątach jakaś kapralina?

- I Karen. Karen ma jeszcze mieszkać z nami. - Eve dorzuciła żartobliwie do tej litanii wojskowych jacy już u nich mieszkali albo mieli zamieszkać. Chociaż na razie to dalej mieli tylko sypialnie i mieszkanie.

- Ale ja na poważnie pytam. Jak to sobie wyobrażasz? - Wilma kiwnęła głową raz trochę w lewo, raz w prawo na znak, że nie o Karen teraz pyta i nie ona jest sednem tej sprawy. Blondynka wymownie westchnęła. Trochę miała nadzieję, że jakoś się wymiga tym żartem. A tak to dopiła swój kubeczek i trochę nim poprzewracała z góry na dół. I z dołu na górę. Nie znalazła żadnego rozwiązania zgodnego z własnym sumieniem. Poza jednym.

- A ze mną chciałabyś chodzić? - niespodziewanie reporter zadała włąsne pytanie i spojrzała w bok na ciemnowłosą sąsiadkę.

- Co? - Wilma zmarszczyła brwi nie bardzo wiedząc do Eve strzeliło do głowy z takim pytaniem.

- No ja. Ty i ja. Czy jakoś to widzisz? Chciałabyś ze mną chodzić? - fotograf spokojnie ciągnęła temat dalej mówiąc lekko jakby chodziło o coś luźnego. Ale nie wiedziała jak to inaczej ubrać w słowa.

- Co to ma do rzeczy? - kapral pokręciła głową zjeżdząjąc spojrzeniem nieco w dół po sylwetce siedzącej obok kobiety. A, że obie były bez ubrania to widoku nic nie przysłaniało.

- Pytam bo zakładam, że z chodzeniem z Lamią czy Stevem nie miałabyś zbyt wielkiego problemu. No ale nie wiem co ze mną. - Anderson wyłuszczyła dlaczego drąży ten detal. Wskazała palcem na większą część ich osobowego trójkąta jaki bawił się po drugiej stronie sali.

- No ale jak? Z tobą? I z nimi? - Wilma zamrugała oczami dla pewności też wskazując palcem na ten duet o jakim mówili. Na wypadek gdyby Eve się pomyliła i mówiła jednak o kimś innym.

- Mhm. Przypuszczam, że każda z nas chciałaby mieć Lamię dla siebie. No ale jak nie chcemy się truć i łamać sobie serc więcej niż do tej pory to chyba możemy spróbować razem. O łomocie nie mówię bo pewnie byś mnie wgniotła w podłogę i się nawet nie spociła. Więc tak to widzę. - krótkowłosa blondynka popatrzyła na ciemnowłosą rozkładając rączki w geście bezradności. Nie miała innego pomysłu jakby te wszystkie wątki i związki połączyć razem. A skoro Wilma i tak miała z nimi mieszkać to co im szkodzi spróbować? Obawiała się takiego rozwiązania. Ale obawiała się też zostawić bieg swojemu losowi.

- Ale jak? Przecież wy jesteście razem. We trójkę. No to jak jeszcze ja? - saper zamrugała oczami i nieco pokręciła głową jakby coś jej się tu nie do końca zgadzało. Chociaż legalny trójkąt gdzie wszyscy żyją w zgodzie i symbiozie to trochę trudno było nazwać sztampowym.

- O rany wielka mi rzecz! Pfff! Mamy trójkąt no to się zrobi czworokąt. Masz z tym jakiś problem laska? - Eve dzielnie próbowała uderzyć w żartobliwy ton. A wątpliwości jakie okazywała Wilma wcale jej nie pomagały. Sama też ich miała od cholery.

- Nie… Nie mam z tym problemu laska… - Wilson roześmiała się niespodziewanie. Ten pomysł wydawał się poroniony! Szalony! Bez sensu! I szans na realizację. Ale czy nie była właśnie w samym środku orgii na jaką przybyli ludzie jakich Rybka skołowała w tydzień czy dwa? Czy to brzmiało sensownie? Za cholerę. A jednak działo się. I to na jej oczach i sama brała w tym udział. I było świetnie! Więc się w końcu roześmiała.

- Cudownie! To co? Buzi na zgodę i dobry początek? - blondynka klasnęła w dłonie jakby brunetka obiecała jej właśnie tort czy inny prezent. Uniosła brwi i popatrzyła wyczekująco na tą co miała właśnie zostać jej nową dziewczyną.

- Pewnie! - Wilma nie mogła przestać się śmiać ale w końcu opanowała się na tyle by zbliżyć się do twarzy sąsiadki i ją pocałować. Najpierw ostrożnie usta w usta ale stopniowo przeszły to szerszej wymiany językowej. Aż się w końcu objęły i jeszcze raz pocałowały tym razem w policzek.

- No ale nie wiem czy ci Steve albo Lamia mówiła… - zaczęła blondynka mówiąc gdzieś do włosów obejmowanej kobiety. - U nas w związku panują pewne zasady. - ciągnęła dalej i nie widziała jak brunetka otworzyła oczy i zmrużyła brwi jakby ten piękny moment miał się właśnie skończyć.

- Zasady? - zapytała niepewna o czym blondynka mówi. Ta więc odsunęła się trochę by znów mogły sobie patrzeć w twarz.

- Właściwie to role. No wiesz. Lamia jest księżniczką, Steve rycerzem a ja dziwką. I to raczej zajęte role. Więc dobrze jakbyś sobie jakąś znalazła własną. - Eve pokiwała głową i wyglądała jakby mówiła jak najbardziej poważnie o najpoważniejszej sprawie na świecie.

- No chyba jakoś coś sobie znajdę. I dla mnie oni też mają być księżniczką i rycerzem? - rozmowa znów schodziła na trochę absurdalne tony. Ale Eve wydawała się nie żartować. Chyba. Jednak Wilma kompletnie nie była przygotowana na takie rozważania.

- No raczej tak. Ale to już możemy z nimi pogadać. - reporterka szybko potwierdziłą ruchem głowy i słowami zerkając znów na drugą połowę planowanego czworokąta.

- A ty? Będziesz dla mnie dziwką? - brwi brunetki trochę powędrowały do góry jakby miała największe wątpliwości właśnie pod tym względem.

- Oczywiście. Jestem dziwką dla każdego z kim chodzę. Więc dla Lamii i Steve’a no to dla ciebie też. Uwielbiam tą robotę. No chyba, że mnie nie chcesz i nie chcesz ze mną chodzić. No to szkoda. Bo ja bym chciała z tobą chodzić. - fotograf mówiła prosto i spokojnie, bez zawachania jakby na tym etapie już zrobiło się wszystko proste i klarowne.

- A jako dziwka to co robisz? - Wilma z zafascynowaniem toczyła tą dyskusję. Była tak absurdalna, że aż pociągająca. Wciąż nie mogła się zdecydować czy Eve jej przypadkiem nie bajeruje albo żartów sobie nie stroi. Chociaż brzmiała bardzo przekonywująco.

- Wszystko! Z Lamią mamy bardzo prosty, partnerski układ. Ona wydaje polecenia a ja je wykonuję. I ze Steve’m też to się sprawdza. No to mam nadzieję, że z tobą też. - blondynka musiała przyznać, że jak tak sobie gawędzą o takich przyjemnych głupotkach no to jakoś lżej. Chociaż wcale nie żartowała. I miała nadzieję, że jeśli Wilma do nich dojdzie to będzie tak samo gitnie jak z Lamią i Steve’m. Albo z Karen.

- No brzmi nieźle. - w końcu kapral postanowiła dać za wygraną i pójść blondynie na rękę. Jeśli miał być w tym jakiś haczyk to najwyżej znajdzie go później.

- Jest świetnie! No Steve to jest tylko na weekendy no to trudno go złapać. Zaraz wyjedzie. No ale ty chyba jeszcze trochę z nami będziesz co? No to jakbyśmy były we trzy, z Lamią, no to ci wszystko pokażemy co i jak. - blondyna mówiła gładko i wesoło jakby załatwiły już wszystkie formalności i teraz przyszła pora na deser.

- No dobrze. - brunetka też się uśmiechnęła kręcąc trochę z niedowierzania głową. Ale postanowiła chwycić okazję za rogi skoro sama się podkładała.

- Super! To chodź. Trzeba się ich zapytać czy zgodzą się na nową dziewczynę w naszym związku. - fotograf też się roześmiała i wstała od stołu ciągnąc za sobą brunetkę w kierunku pozostałej dwójki.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline