Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2020, 14:09   #47
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Starsza Kapral z niedowierzaniem przyglądała się procesji starców i niemowląt wewnątrz bunkra. Nie po to wlała w Damona jeden z dwóch ostatnich biostymulantów, którymi dysponowali, żeby przedszkole cały czas za nią lazło. Były przecież w Azylu bezpieczne miejsca, których nie dotyczył problem braku sprawnej wentylacji wewnątrz budynku. Mimo to burmistrz, niczym król szczurów, postanowił ciągnąć za sobą stado aż na samo dno i to nie tylko schronu. Dysząca kupa przesiąkniętych znajomym smrodem ciał była lepsza, niż pozostawienie kogokolwiek na pastwę nieznanego losu. Tak sobie to zapewne tłumaczył.

Zaś Bogumiła, w danej chwili, miała ochotę, jak Rita, rzucić wszystko w cholerę i ruszyć przed siebie. Nie była nią. Nie zrobiła tego. Pozostała na posterunku, ubezpieczając pochód astmatycznych biczowników w sprawie ochrony każdej iskry poczętego życia. Uzbrojona w przeładowanego kałacha, latarkę czołową, broń boczną i zapas flar dokładnie sprawdzała każdy kawałek korytarza, potrząsając drobiazgowo niezidentyfikowane obszary, w których mogło czaić się zagrożenie. Jednym z nich był właz kratki wentylacyjnej przegryziony prawie całkowicie przez chuj-wie-co i chuj-wie-kiedy. Nie miała jednak sposobności Wszechwiedzącego wywołać do odpowiedzi, bo skomlał wyzwiska i groźby śmierci krocząc skrępowanym i zakneblowanym tuż za jej plecami. W efekcie skorzystała z pomocy Johna, który użyczył jej jeszcze dwóch metrów swojego wzrostu, by sięgnęła do umiejscowionego cztery metry nad ziemią szybu, którego konstrukcja zaczęła wpadać w rezonans. W środku przestrzeni mieszczącej przyzwoitej wielkości humanoida coś było i walczyło, o to żeby się wydostać. Kłębiące się w snopie światła cienie w niczym nie przypominały człowieka. Miały na to zdecydowanie za dużo pazurów i zębów.




Za dużo było też widowni żeby móc prowadzić swobodną walkę na w miarę korzystnych dla wojskowych z AdA warunkach. Z jednej strony, zawsze można było zmniejszyć liczebność problemów zaczynając walkę natychmiast. W tym miejscu i dokładnie tak jak było… Z drugiej strony, można też było tak jak Coltówna odpalić flarę z podręcznej torby i rzucić nią wewnątrz szybu - w kierunku przesuwających się cieni. Powinno to zostawić azylantom czas na ukrycie się za zablokowanymi metalowymi grodziami kwater. Co prawda w codziennych pomieszczeniach ze wspólnym systemem wentylacyjnym również mogły się lęgnąć stada zmutowanych gryzoni, ale będzie można to łatwo i szybko ocenić po ilości odchodów i szkieletów na odgrodzonej od obecnej lokalizacji posadzce. W efekcie na holu zostaliby ludzie do tego przygotowani i Vanhoose, który po raz kolejny próbował szerzyć panikę i zasiać ziarno niepewności pośród towarzyszących im ludzi. Nawet najbardziej zmutowane szczury z jakimi mieli kiedykolwiek do czynienia nie przekraczały wielkością średniej wielkości psa. Jedyna ich przewaga była w liczbie i być może kontakcie z pełznącą anomalią wystarczyło więc…. zrobić sobie miejsce i wycelować broń w ciemność.




A ciemność nadeszła i to nieprzebraną falą, której skali Bogumiła nie mogła się nawet spodziewać. Kłębowisko zdeformowanych szczurzych mutantów wybiegło zza zakrętu szybu, od razu zmiażdżone przez falę potworów napierających z tyłu. Szczury zauważyły płonącą flarę, próbowały w panice się wycofywać, przez co fala na moment spowolniła. Była to ostatnia szansa żeby zacząć uciekać, choć dla Żylety stało się jasne, że większość ludzi nie ma szans przetrwać tej potworności.

“Nie będą ginąć na mojej wachcie” - przebijało się przez myśli Coltówny, gdy przytłaczające fakty zaczęły wwierać się w jej świadomość. Ogrom masy zmutowanych ciał był druzgocący, ale na drodze do niewinnych ofiar stały mu jeszcze dwa uzbrojone w ciężkie pancerze maszyny do zabijania i jebane cztery flary. Bogumiła mocno klepnęła Johna w hełm tuż przed zeskoczeniem w dół z jego ramion i wydała w uniwersalnych gestach sygnał do pełnej gotowości bojowej i odwrotu. Do Boguchwała mignęła trzy hasła:

“Do schronu!”

“Biegiem!”

“Już!”


Następnie rozcięła więzy na nogach Vanhoose. Podsumowanie zmarnowanego czasu nie wyglądało zbyt imponująco: 15 sekund straty na wydanie rozkazów, 5 sekund na uruchomienie krótkofalówki i wybicie SOS na częstotliwości umówionej z drugim bratem oraz 3 sekundy na uwolnienie kanibala i ponowne przygotowanie się do walki.

W tym czasie padły na głos jej własne, choć nie wypowiedziane słowa. Mimo mocy jaką w pokazanie małomiasteczkowym zagrożenia włożyła wojskowa, nie ruszyli biegiem. Tym bardziej mundurowa nie miała innej opcji niż majestatycznie kroczyć na końcu pielgrzymki zasłaniając własnym ciałem i ścianą ognia uciekających ludzi. W tak małej, zamkniętej przestrzeni i na tak niewielkich, kruchych ciałkach gryzoni kule kalibru 7,62 powinny były zostawiać sito do trzeciego szeregu włącznie i tak było... Pierwsze sztuki, które rzuciły się do szaleńczego ataku padły rozerwane przez kule lecz szczurów było zbyt dużo a magazynek zbyt mały by zatrzymać je wszystkie. Kolejne mutanty niczym żywa masa wylewały się przez otwór w szybie. Sam ten jazgot, ich zwierzęcy pisk mógł odebrać zdrowe zmysły. Żyleta przyśpieszyła kroku, cały czas próbując chronić ludzi. O ile ona sama poruszała się sprawnie, tak niektórzy zostali w tyle. Przepychanka z przeważającą hordą gryzoni zdawała się przegrana. Bogumiła ściskała w szaleńczej walce z wiatrakami zdobycznego kałasza, co chwilę przeliczając amunicję - zostało 15 kul w magazynku Ak-47, w Mimie 10 i w pistolecie 3. Sytuacja wydawała się opłakana… i to z każdym krokiem coraz bardziej. Miła cofając się i natrafiła na powalonego technika. Bez skrupułów odpaliła i rzuciła przed siebie flarę, by rozgonić kłębowisko przy bracie.




Zostały jej zaledwie trzy straszaki, ale musiała dać Chwałowi chwilę na podniesienie się z posadzki zalanej krwią rannych, których już uratować się nie dało. Czas pozostały jej do kolejnego szturmu nieprzebranej rzeszy małych agresorów skrzętnie wykorzystała na wypięcie maga z amunicją do kałacha po Johnie i dobiciu wijącej się w agonii dziewczyny z broni bocznej. Nic więcej nie dało się zrobić. Ani zatrzymać kanibala, ani zawlec Johna na bok, ani wybebeszyć szczurów. Adrenalina uderzała jej do głowy, pompując nową siłę w zastałe na moment mięśnie. Przez wezbraną nad młodą matką litość jej pogoń za peletonem przerażonych mieszkańców Nowej Nadziei opóźniła się o kolejne kilka sekund zabierając cenne miejsce do użycia broni długiej. Uderzała więc na oślep kolbą karabinu cofając się systematycznie równym tempem w głąb korytarza, walcząc o każdy metr przestrzeni.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 11-09-2020 o 07:27.
rudaad jest offline