Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2020, 22:19   #49
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dzięki MG i Caiowi za scenkę

Bożydar nie był pewien czy zamykanie Karla zupełnie samopas było dobrym pomysłem. Co prawda nie był specjalistą od technologii jednak azylanci dopiero wrócili do dawnego domu i nie mieli pewności, że wszystkie systemy azylu były sprawne. Karl z pewnością nie zasłużył aby się udusić czy wyjałowić z powodu nadmiaru promieniowania. Colt póki co podziwiał wejście do komory, która wyglądała jak bezpieczne schronienie dla dobrych dwóch tuzinów ludzi. Prycze były więcej niż zadowalające dla wojownika, który większość życia spędził na twardej ziemi, nie rzadko w chłodzie i bez ochrony pancernych ścian, a co dopiero grubych, zbrojonych wrót.

Podziwiając przez moment terminal sterowania Bożydar słuchał zapytania Karla na które niemo – niczym kochana siostra – pokiwał przecząco głową. Niestety gladiator, nożownik, rewolwerowiec i szturmowiec nie mógł znać się na technice, bo zostałby uznany za absolutne wynaturzenie i pokrojony w jakimś podziemnym laboratorium. Nie żeby w przeszłości jakiś chory psychicznie naukowiec nie chciał sprawdzić jego nadnaturalnie szybkiej regeneracji powysiłkowej i łatwego nabierania masy mięśniowej.

Pojawienie się Truposza nie zwiastowało nic niepokojącego. Dar nawet polubił gościa, bo w przeciwieństwo do wielu nie owijał w bawełnę i miał całkiem rozsądne podejście do kilku spraw. Co dziwne przeplatało się to ze zrozumiałym, ale niecodziennie dziwnym paplaniem na granicy wymiaru życia, nad którym wojownik nigdy się nie zastanawiał. Z rozmyślań nożownika wyrwał cichy, ale szybko przybierający na intensywności szum. Po pewnym czasie dołączyły cichutkie piski, które po kilku sekundach stały się przeraźliwie denerwujące.

Napór małych, paskudnych stworzeń na kratkę wentylacyjną wysoko nad głowami mężczyzn nie zwiastował nic dobrego. Masa krwistych ślepi, chluszczących blachę szponów i przewalających się łysych, niewielkich ciał. Dar zaklął cicho chociaż Luis i pozostali zareagowali o wiele gorzej. Sparaliżowani faceci nie mogli się ruszyć. Początkowo nie pomagały nawoływania Karla, który jednak nie ratował swego tyłka kosztem bezpieczeństwa pozostałych. Być może burmistrz miał zatem rację, że Karl nie był wcale takim jakiego w nim widział Chwał?

- Ja tam nie lubię wiać jako pierwszy. - rzucił Colt popędzając tym samym pozostałych. - Moja reputacja nieustraszonego twardziela mogłaby przez to ucierpieć. - wskazał ręką na wrota, za którymi czekał Karl.

Samedi z ulgą zamocował do twarzy maskę. Krawędziami przylegała ściśle do skóry, obejmując usta i nos, a jej przezroczysty materiał z każdym przyjemnym oddechem to zapadał się lekko, to pokrywał od środka parą. Zaciągnął się czystym powietrzem z butli, niczym Euforią najwyższego sortu. Drugą przekazał Coltowi, ogień spopielał i oczyszczał, ale wypalał też tlen.

- Tu Truposz… - kapelusznik wymacał jedną ręką przycisk nadawania krótkofalówki, drugą operował dyszą miotacza, kierując ją w stronę wylotu wentylacji. – Bronimy się przy komorze ratunkowej.

Obawiał się, że jak ukryją się w środku, grube ściany już nie pozwolą na dalszą komunikację. Ostatnia wiadomość. Zalał sufit morzem płomieni, momentalnie podnosząc temperaturę w całym korytarzu.

- Co chcesz im zrobić, zahipnotyzować grą na flecie? – krzykiem przebił szum ciśnienia wyrzucanego czynnika. Przemieszczając się w tył, nie przestawał przygrzewać wrót piszczącej, piekielnej hordy. Gorąca mieszanka, skapywała ze stropu na podłogę tworząc punktowe płonące kałuże. Wolał nie mieć nikogo przed sobą.

– Lepiej zatłucz to co nam się przeciśnie przez szczelinę w grodzi, a jak ścierwa zgromadzi się zbyt dużo, użyj tego. – wskazał na granat przy swoim pasie. Komora była pułapką, ale też dobrym miejscem do walki. Caleb mógł wystawić dyszę przez lekko uchylone drzwi, jak komuch kaema w otworze strzelniczym bunkra i jechać z mutantami do wyczerpania zbiornika. A potem drugiego.

- Dzięki. - powiedział Bożydar przyjmując maskę od Truposza. W jego jednej ręce wylądował nóż, a w drugiej kastet z pięcioma metalowymi kolcami. Wojownik wycofał się ostrożnie dając czas na to samo pozostałym. Gdyby jakiś szkodnik przecisnął się pod ostrzałem towarzysza miał zamiar go ukatrupić. - Mimo iż jeden szczur nie wygląda groźnie to cała horda może nam narobić problemów. - rzucił mało wyraźnie z założoną na twarz maską tlenową.


Jeśli to przeżyją będą dziękowali za dzień, w którym spotkali Truposza. Miotacz ognia wydawał się jedyną sensowną i skuteczną bronią przeciwko hordzie. Trudno było stwierdzić ile osobników zdążył spalić Samedi, w końcu jednak krwiożercze stwory odpuściły i pobiegły szybem wentylacyjnym dalej, w głąb korytarza. Po reszcie pozostały poczerniałe kości i ohydny smród spalonego mięsa.

- Nieźle ich przysmażyłeś. - skwitował Bożydar patrząc na truchełka gryzoni. - Może zbierajmy się aby pomóc pozostałym? Obawiam się, że nie każdy mógł mieć tyle szczęścia co my. Znaczy gościa z miotaczem ognia na podorędziu…
 
Lechu jest offline