Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2020, 23:40   #50
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Narastający pod sufitem harmider ustępował, cichł i znikał w oddali równie gwałtownie jak nadszedł. Obudzili mieszkańców czeluści. Człowiek niegdyś dumnie wieńczońcy łańcuch pokarmowy, dziś musiał wydzierać przestrzeń życiową groteskowej hordzie. Stawał się obcy we własnym świecie, w domu który sam zbudował. Ten należał teraz do powykręcanych tworów nowej ery.

Wolałbym, żeby to oni do nas, gdy fala przyjdzie z kilku stron, stracę swoje atuty – Baron miał pewne obawy. Machał przed sobą, rozwiewając dym, wątpliwości, poprawiając widoczność. Przebiegł wzrokiem po osmalonych ścianach, żarzących się czerwienią poszarpanych krawędziach dziury w wentylacji i stosie skwierczących ciał, które z niej wypadły.

Szlaaag, na czym one się wypasły, dorwały 500 letnie zapasy, czy wyżarły wszystkie kable? – zaklął pod nosem. – Kanibalizm, kanibalizmem, nic nie jest perpetuum mobile. Słodki powrót do domu, co Karl? – zwrócił się do azylantów. – Obawiam się, że po naszej deratyzacji niewiele z niego zostanie. Dobrą metodą może okazać się wysadzenie reaktora – czarny humor dziś go nie opuszczał, ale to naprawdę mogła okazać się jedyna skuteczna metoda. W dymie unoszącym się nad posadzką dostrzegał nieprzyjemne kształty. Ignorował je, zrzucał na karb pobudzonej wyobraźni.

[MEDIA]https://media1.tenor.com/images/4dee5f80fdf0eb00d33c5e083ca66668/tenor.gif[/MEDIA]

Bez przesady – Colt wciąż pozostawał optymistą i być może miał racje. Nie mogło gnieździć się ich tu w końcu aż „tak” wiele. Spoglądał ze szczytu mięsistej konstrukcji wysportowanego cielska i niósł tym swoim spojrzeniem coś uspokajającego. Można było się poczuć jak przy starszym bracie, co wpierdoli każdemu kto podniesie rękę. Truposz nigdy takiego nie miał. Zastępował mu go szybkowar wypełniony gwoździami i improwizowanym ładunkiem.

Wydaje mi się, że twój miotacz i kilka innych pomysłów może oczyścić azyl na tyle aby był zdatny do tymczasowego zamieszkania – dodał wojownik. – Gdyby jednak było inaczej będzie trzeba zająć się kawalerią, która lada chwila zbierze się na zewnątrz. – pokiwał głową. – Póki co jednak zajmijmy się obecnym problemem. To co, idziemy czy czekamy na kolejną falę gdyby ta miała nadejść?

Bożydar nie bał się chociaż czuł niepokój spowodowany nieświadomością losu jego brata i siostry. Nożownik miał nadzieję, że nic im nie było i tak samo jak on martwili się o niego. Spróbowaliby nie…

Kawaleria, kawaleria… a nie moglibyście wezwać swojej? – Truposz przeniósł wzrok na górującego nad nim żołnierza, choć gdyby wliczyć cylinder można by uznać, że jest nawet remis. Czy Karl nie zamknie im drzwi przed nosem na widok pana nie–potrafię–przewidzieć–w–ilu–jeszcze miejscach–dobra–wola–azylanta–może–kopn ąć–mnie–w–dupę? Na tak małym metrażu to było mocno prawdopodobne. Wystarczy, że rozgryzie jak włączyć systemy komory, a te powinny uruchamiać się w sposób, że byle spanikowany gość po ciemku jest w stanie to zrobić. Samedi machnął ręką po raz ostatni.

Niech będzie, wyjdźmy im naprzeciw – zdecydował z ociąganiem. – A te całe wsparcie… mogliby zająć się przy okazji Łupieżcami co to po okolicznych drogach tyłki wytrząsają? Tylu bandytów w jednym miejscu i nawet nie trzeba wchodzić do żadnych ciemnych dziur żeby ich wyciągąć. Co faktem, byłoby mokrym snem twojego brata, wymacać sobie i ostro się wbić. Trzymając się konwencji, mam bardziej delikatny sposób. Wibrujący automat, na którym dużo ludzi chce usiąść. Nie moja bajka, ale na szczęście jest taki dominujący w długim płaszczu, co pewnie się zna. Mógłby go włączyć, przetestować i mi powiedzieć co w nim wspaniałego.

Baron wykrzywił się w uśmiechu. Dealerem bywał, pimpem nigdy, ale gdy pojawiła się perspektywa uszczęśliwienia tylu ludzi na raz, nie mógł sobie odmówić.

Nie wiem co słyszałeś o Alternatywie, ale zwykle nie możemy liczyć na kawalerię. – odparł z nieciekawą miną żołnierz. – Pewnie jakby niektórzy wiedzieli jak “niewiele” robię obecnie to miałbym dodatkową robotę czy dwie. – uśmiechnął się Colt. – Jak się uwiniemy z pomocą Nadziei to postaram się zapolować na tutejszych bandytów aby nie czuli się zbyt pewnie. – wojownik spojrzał na Karla, Villanove i pozostałych po czym znowu wrócił do Truposza. – Mój brat ma specyficzne gusta jeżeli chodzi o przyjemności. Ja pod tym względem jestem raczej staromodny i bandytom daję to na co zasłużyli bez zbędnego pastwienia się czy poufałości. – zaśmiał się Colt. – Chociaż czasem mój automat też się przydaje to wolę ich oprawić nożem czy poskładać jak origami wręcz. To bardziej boli i daje chwilę czy dwie na zastanowienie się nad plusami i minusami swojej profesji… – nożownik ruszył powoli w kierunku, który uznał za drogę ku stęsknionemu rodzeństwu. – Długo tak z Caroline podróżujecie? Na pierwszy rzut oka nie wyglądacie na zżytych.

Niepokój Colta zniknął kiedy otrzymał sygnał SOS na trzeszczącym z lekka radiu. Dało się też słyszeć głos Boguchwała. Wyglądało na to, że Chwał, Miła i pozostali azylanci potrzebowali wsparcia. Z pewnością nie byli oni tak zaradni jak technik i maszyna bojowa Alternatywy. Oby tylko nikomu nie przyszło do głowy zgrywać bohatera. To była jego fucha!

Żołnierz chyba nie do końca zrozumiał metaforę, ale Truposz wcale mu się nie dziwił, przesadził z liryką. Przeklęty robot z Tahoe. Trzeba było się spieszyć, dodatkowe kilogramy w futerale ciążyły, a wciąż nie wiedział po co je nosi? Po co uruchomiono wojska zmechanizowane do ich przejęcia? Współczynnik śmiertelność wśród obecnych w Azylu niebezpiecznie wzrastał. Za kilka minut nawet mogło nie być kogo zapytać, albo sam się wykrwawi nie wiedząc zupełnie „dlaczego?”. To by bardziej mu urągało, niż sama śmierć w zębach tych powykręcanych kurwi.

Trudno zżyć się z żywiołem. Ona jest jak wiatr, radość odnajduje w nieustannym wznoszeniu – odpowiedział, budząc w sobie trupa poety. – Ciężko za nią nadążyć, ale sprawia, że ogień płonie silniej, mocniej.
Zdał sobię sprawę, że wcale nie martwi się o Ritę. Nie dlatego, że był bezdusznym socjopatą. Po prostu… nie da się złapać wiatru.

Truposz i Bożydar nagle usłyszeli dochodzące z głębi korytarza odgłosy rzezi. Nie mieli wątpliwości, że tam umierają ludzie i to w jakiś potworny sposób. Po chwili pierwsi osadnicy wybiegli zza zakrętu uciekając w kierunku komory, w której już siedział Karl i trzech pozostałych Azylantów.

Niech wpadną do komory, a później usmażysz co zostanie? – zapytał Colt nie będąc pewien ile zostało Truposzowi paliwa.

Baron już miał odpowiedzieć, gdy instynktownie przywarł do ściany, nie chcąc zostać zdeptanym przez rozpędzony tłum. Prześlizgiwał się bokiem, mijany przez galerię twarzy wykrzywionych strachem. Pokaz slajdów w stroboskopie migającej lampy światła awaryjnego. Z rękami wyciągniętymi w przód w stronę miejsca zbawienia. Wykręcający za siebie szyje, sprawdzając, czy bliscy wciąż są za nimi. Wrota komory niczym bramy niebios i piekielne pomioty wyrywające zboże dojrzałe do ścięcia. Jak macki Czerni sięgające tego świata. Pożerające dusze i więżące je po kres czasów. Wiecznie głodna i nienasycona. Jak miał z nią walczyć, jak miał z nią wygrać? Można było tylko uciekać. Ukryć się, uciekać.

[MEDIA]https://offscreen.com/images/made/images/articles/_resized/MarkHain-cthulhu-banner-crop_1000_420_90_c1.jpg[/MEDIA]

Nigdy mnie nie dopadniesz! – Samedi krzyczał zza ściany ognia. Źrenice miał tak szeroko otwarte, że tęczówki całkiem schowały się w jego oczach. W głowie słyszał jedynie dudnienie przyspieszonego bicia serca, rozchodzącego się echem po całym ciele. Trzepoczącego, jak skrzydła uwięzionego ptaka, na chwilę przed spotkaniem z drapieżnikiem. Zawsze spokojny i opanowany, teraz śmiał się obłąkańczo, jakby śnił swój największy koszmar. Spoconymi, drżącymi rękami ściskając dyszę miotacza płomieni, niczym różyczkę chroniącą przed złymi mocami, wyzwalał niszczycielski podmuch.

Nawet tu po mnie przyszłaś, nawet tu?! – razem z Vanhoosem stanowili mocny wabik, ale żeby aż przebiła Zasłonę. Nie mógł uwierzyć, ale co "jeśli"? – Hahahaha! – Samedi nie godził się z przeciągnięciem na drugą stronę.

[MEDIA]https://nerdist.com/wp-content/uploads/2019/01/Bird-Box-Drawings-2-1024x565.jpg[/MEDIA]

Colt stał obok obsługującego miotacz towarzysza. Wyposażony był w broń białą mając na celu wybijać wszystkie gryzonie, którym jakimś cudem udałoby się uciec spod stożka płomieni. Truposz najwyraźniej też miał na karku koszmary przeszłości. Kto ich nie miał? Bożydar do niedawna też gadał do siebie, pił ile wlezie i poznawał bliżej spore ilości niewiast - przynajmniej tak chciał myśleć o tych “osobach”. Jak się okazało czas wcale nie zmniejszył bólu tylko uczył się do niego przyzwyczajać.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 11-09-2020 o 11:12.
Cai jest offline