| Bartosz wypadł z łódki prosto do wody. Starając się trzymać głowę wysoko, ponad powierzchnią jeziora, zaczął panicznie machać rękami. Nie był zbyt dobrym pływakiem, nie miał czasu, by wziąć głęboki oddech i był kompletnie nieprzygotowany na znalezienie się w jeziorze.
Na szczęście wokół niego byli ryboludzie, którzy ruszyli mu z pomocą. Z ich asystą udało mu się dopłynąć do grabinki prowadzącej na pomostu. Wspiął się po niej, z ulgą witając fakt, iż nie grozi mu już nic. Niestety, miał na sobie mokre dżinsy i t-shirt. Wiedział, że wkrótce zacznie się trząść, ale nie chciał paradować w samej bieliźnie wśród obcych ludzi, tym bardziej, że – o ile się orientował – miał zostać przez nich oficjalnie przywitany.
Widząc starego kapłana, złożył obydwie ręce na poziomie torsu, niby do modlitwy, schylił głowę i tułów, w jego klasycznym geście przywitania się. Wyglądał trochę jak jakiś Azjata i po prawdzie, kiedy mieli zajęcia w szkole ze studentami z zagranicy, dziewczyna z Japonii początkowo myślała, że się z niej naśmiewa. Hm, czyżby to było jedno z jego dziwactw?
Nie był pewien, ale kobietę obok kapłana przywitał takim samym gestem.
Nie miał w sumie czasu na zbyt wiele poza tym, gdyż mniej więcej w tym czasie – znaczy, po tym, jak kapłan upadł na kolano, a potem został podniesiony – zaczęło lać i musieli wszyscy uciekać przed burzą. Bartosz z radością przywitał ofertę kapłana, by udali się do świątyni. To oznaczało schronienie przed deszczem, ciepło, a być może i ubrania na zmianę.
Nie rozglądał się zbytnio, gdy byli w drodze. Dzięki temu, że wbił wzrok w swoje buty – notabene również pełne wody – woda nie skapywała mu do oczu. Jedyny luksus, na który w tym momencie był w stanie sobie pozwolić. Szedł za innymi, nie wiedząc do końca gdzie jest ani co się z nim dzieje.
Na słowa jednego starca o wilkołakach zadrżał. Wilkołaki? Świetnie, jeszcze tego brakowało, po burzy i przemoczeniu. Na szczęście inni mieszkańcy wioski zdawali się traktować owe „wilkołaki” jako coś, co było zwykłą bajką i to poprawiło humor Bartoszowi. Przynajmniej likantropia to coś, co go ominie tego dziwnego i nie do końca udanego dnia.
W środku wieży, do której ich zaprowadzono, było troszkę lepiej niż na zewnątrz. Bartek dalej był mokry i było mu zimno, ale przynajmniej nie był ciągle zalewany deszczówką. Rozejrzał się ciekawie, a widząc aparaturę chemiczną, oczy mu zabłysnęły. Zawsze chciał być naukowcem, ale z różnych przyczyn mu nie wyszło. Kto wie, może w tym dziwnym i obcym świecie mógłby odebrać wykształcenie i poznać tajemnice wszechświata?
[Oczywiście, zawsze chciał być biologiem molekularnym, a chemię traktował nieco, hm, instrumentalnie, ale kto wie, może tutejsi znają i biologię na wysokim poziomie?]
Porady ojca Goćczy, aby najpierw pytali, a potem działali, wydały mu się bardzo rozsądne, ale to dobrze, że zostało to powiedziane głośno. Podejrzewał, że między Ziemią a tym światem istniało dużo różnic, historycznych, kulturowych, językowych, istniała tu magia… miał nadzieję, że jego mieszkańcy będą wyrozumiali, jeśli popełni parę błędów, ale fakt, sam powinien dać z siebie dużo, by ich nie popełnić w pierwszej kolejności.
Następnie kapłan – imieniem Fydlon – przemówił. Bartosz słuchał uważnie tego, co miał do powiedzenia.
- Szanowny Panie – zaczął, nie do końca pewien, czy powinien do niego mówić „ojcze” lub „proszę księdza”- W naszym świecie istnieją tylko ludzie. Mamy ludzi o jasnej skórze, żółtej lub czarnej, mieszkających na różnych kontynentach, ale wszyscy są naukowo rzecz ujmując jednym gatunkiem i mogą się rozmnażać między sobą. Co do Boskich Słupów, ym… – zawahał się – Mamy budowle, które sięgają niebios, mogą w nich mieszkać lub pracować ludzie, ale nie są zbyt powszechne w regionie, z którego pochodzimy, choć są znane w świecie. Nie wiem czy o to chodzi? Jaką rolę pełnią te Słupy w tym świecie i czemu są takie ważne? Czyżby… pełniły jakąś rolę religijną? Jeśli tak, to niestety nie znamy owych Słupów. Przepraszam, dopiero tu trafiliśmy i nie do końca wiemy, jak się sprawy mają w tym świecie. – dokończył nieco niezgrabnie. - Ah, zapomniałem się przedstawić, przepraszam. Nazywam się Bartosz. – mężczyzna dodał szybko – Bardzo nam miło, że przygotowano dla nas poczęstunek. Czy jednak… moglibyśmy prosić o jakąś ciepłą odzież na zmianę? Część z nas wpadła do wody i jesteśmy całkowicie przemoczeni, burza także zrobiła swoje. |