Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2020, 19:42   #105
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dzięki MG za scenkę

Wywalanie dziur w ścianach konstrukcyjnych kolonii było dla Jacoba niczym mokry sen. Każdy z jego oddziału wiedział, że technik był zapalonym człowiekiem demolką i bez dodatkowych zaproszeń, nawet bez obu rąk, byłby w stanie pomóc w wysadzaniu wszystkiego co wskażą dowódcy. Może miałby jakieś skrupuły gdyby istniało większe ryzyko czyjejś śmierci, ale póki mogli zrobić wszystko właściwie to był zapalony do roboty jak nikt inny.

Samo wysadzanie czy ostrzał były precyzyjne jak diabli. Kwestią czasu było pojawienie się towarzystwa, które nie miało szans ze zmasowanym ogniem Marines. Amunicja i kilka sztuk Sentry były na wagę złota. Szanse na przeżycie chociaż części żołnierzy rosły co wcale nie satysfakcjonowało kogoś tak ambitnego jak JJ. Oni przybyli tam z misją ratunkową, a nie z nadzieją na przeżycie w jak najmniej okrojonym składzie.

Zastrzyki zafundowane z rozkazu porucznika Wellievera nie były dla technika powodem do narzekania. Dodatkowa porcja adrenaliny mogła okazać się przydatna po tylu godzinach operowania, otrzymaniu nieplanowanych porcji kwasu i niemal ciągłej czujności wymieszanej z ciężką pracą umysłową. Jacob nie był prostym żołnierzykiem, którego zadaniem było wymierzenie końca grzmiącego kija w odpowiednim kierunku. Był pierdolonym specjalistą, których na tamtej misji było jak na lekarstwo. Potrafił zrobić użytek z narzędzi, których zastosowania nie znała większość Marines. Nie żeby prości żołnierze – jak Salas czy Kovalski – nie byli tam cholernie potrzebni...



- Cześć Jessy. - odpowiedział JJ spoglądając na zasilany baterią automat. - Ostatnio nieco oberwałem, ale akurat to zadanie nie powinno mnie przerosnąć. - dodał z uśmiechem technik sięgając po karabin blondynki.

Po zabezpieczeniu broni, wyciągnięciu magazynka i opróżnieniu komory Kapral Jones zerknął na ilość naboi w magu. Mało kto pakował tam więcej niż 95 sztuk, ale zdarzały się rozmarzone wyjątki, którym dopakowanie ammo na maksa się udawało.

- Poza zacięciem co słychać? Dobrze się bawicie w kolonii? - próbował zagaić szatyn.

- Taaa, bawimy się cudownie, i wszystko jest cacy - Odparła z sarkazmem dziewczyna - A kąpiele w kwasie, to główna atrakcja? - Spojrzała na JJ mrużąc oczka.

- Wypadek przy pracy, moja droga. - rzucił JJ z lekkim uśmiechem. - Powiedzmy, że wzbogaciłem się o nowe doświadczenie i mam możliwość wymienić łapsko na coś wypełnione syntetyką, z wbudowanym zegarkiem i śrubokrętem. - zaśmiał się technik.

- Przynajmniej jako tako jeszcze tą rękę masz… wielu nie miało tyle szczęścia. A otwieracz do piwa też będziesz miał? Kurde, napiłabym się… - Powiedziała cicho Jessy.

- Niestety to nie byle pierdoła. - powiedział JJ po wstępnych oględzinach automatu. - Muszę rozłożyć karabin i poszukać głębiej. - dodał zabierając się od razu do rzeczy. - Uciekając… To znaczy “taktycznie się wycofując” zostawiliśmy moje narzędzia dla techników Xeno dlatego będziesz miała przyjemność obserwować pierwsze na świecie rozłożenie M41 z wykorzystaniem wyłącznie śrubokrętu. Do tego jedną ręką. - zaśmiał się Jacob. - Pewnie słyszałaś różne historie o moich niesamowitych umiejętnościach, ale to będzie wyczyn. O ile się uda. - puścił jej oko Jones. - Mimo iż jestem typem imprezowicza to raczej nie piję na służbie. Od tego mamy Salasa. - uśmiechnął się Marine rozbierając ostrożnie karabin. Pin po pinie, sprężyna po sprężynie, kawałek po kawałeczku.


- Emmm… to może się zamienimy karabinami, zanim go nie naprawisz? Bo muszę wracać na posterunek… - Dziewczyna krzywo się uśmiechnęła.

- Już chcesz mnie opuścić? - posmutniał technik. - Normalnie bym się zgodził, ale wolałbym nie być w skórze gościa, który by tak zrobił, a później nie naprawił twojego karabinu. Żołnierz bez broni, na takiej misji jak ta… - pokiwał głową niezadowolony JJ. - To nie będę ja. Sorry. Jak chcesz możesz poczekać albo zabrać automat w… - Jacob omiótł spojrzeniem rozebraną broń. - … kilkunastu kawałkach. Pewnie mówili Ci, że JJ jest spoko, ale ostatnio grubo oberwałem, łapy praktycznie już nie mam, kilku kompanów straciłem, ale to pewnie dla nikogo tutaj nie nowość. Wolałbym mieć przy sobie swoją giwerę w chwili zagrożenia. - Jones cały czas pracował nad karabinem starając się naprawić go jak najszybciej. - Że też giwery zawsze muszą padać na misji, nigdy na strzelnicy czy w magazynie.

- No dobra, to poczekam - Jessy wzruszyła ramionami, i usiadła gdzieś z boku. Wyciągnęła z kieszeni baton energetyczny, po czym zaczęła go jeść.

- Słuchaj JJ, jesteś bliżej…"koryta"... - Uśmiechnęła się nieco perfidnie, po czym ruchem palców jednej ręki zrobiła gest cudzysłowia -...nie wiesz czasem co dalej? Co planują dowódcy? Bo nam na pierwszej linii to kurde nic nie gadają…

- W zasadzie nie wiem jakie są plany dowództwa. - powiedział Jacob nie odrywając rąk od pracy. - Od czasu oblania kwasem jakoś mniej we mnie niezdrowej ciekawości, a więcej instynktu przetrwania. - dodał technik. - Nie wiesz czy ktoś od was nie ma pakietu narzędzi na zbyciu? W moich rękach bardziej przydadzą się korpusowi niż zalegając samopas w czyimś plecaku. - uśmiechnął się Jacob.

- Spytam naszego technika… jak go znajdę - Odpowiedziała dziewczyna -Może ma jakieś zapasowe…

- Byłoby miło z waszej strony. - uśmiechnął się Jones. - Szacuję, że karabin będzie gotowy niebawem. Do tego czasu może opowiesz mi coś o sobie? Ja poza byciem tutaj rusznikarzem, hake… specjalistą od komputerów i saperem lubię czytać książki o psychologii, skręcać własne roboty, ale też wychodzić na wystawy sztuki czy koncerty.

- Ummm… - Jessy jakoś tak zabrakło języka w gębie. Wpatrywała się w JJ z minimalnie uniesionymi brewkami, i podrapała jakoś tak dziwnie po ramieniu. - No...ok… - W końcu powiedziała.

Technik nie poruszał już tematów niezawodowych widząc, że dziewczyna nie miała na to ochoty. Zajął się bronią co chwila rzucając jakieś komentarze pod kątem konstrukcji automatu. Kilka minut później karabin był już składany, a JJ nie posmutniał ani trochę. Nie wiedział ile jeszcze Bóg da mu pożyć dlatego lepiej było nie mitrężyć czasu na narzekania i żale.
 
Lechu jest offline