Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2020, 02:11   #74
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 - 2519.I.15; agnt (7/8); ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Bednarzy; karczma “3 baryłki”
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); ranek
Warunki: cisza, ciepło, jasno, gwar karczmy na zewnątrz jasno, powiew, pogodnie, b.mroźno



Sebastian



- Ale ty chłopie masz problemy z samego rana. - ich brodaty rozczochraniec sarknął przecierając dłonią swoją twarz. Na ile jego rozmówca zdążył go poznać to trudno było mu stwierdzić czy Aaron wygląda dobrze czy źle tego poranka. Jak na swój standard oczywiście. Wydawało się, że upadły magister sztuk tajemnych potrafi być przynajmniej na rauszu w prawie magiczny sposób. Nawet o tej dość wczesnej porze chociaż zastał go tam gdzie zwykł jeść śniadania to nie sprawiał wrażenia specjalisty od wiedzy tajemnej. Tylko bardzo zmęczonego życiem człowieka. Albo skacowanego. I co te śniadania to woli raczej pić niż jeść. Ale z całego zboru on wydawał się zarówno kimś o odpowiedniej wiedzy jak i względnie łatwo dostępny. Nie zawiódł też Sebastiana gdy ten wszedł dzisiaj rano do “3 baryłek” i powiódł spojrzeniem po gościach wyławiając właśnie jego kudłatą sylwetkę pochyloną nad jakimś kuflem.

Jak na tą porę roku poranek okazał się zaskakująco pogodny. Jakby Władca Zimy uciął sobie drzemkę i przestał zionąć lodem ze swych lodowych płuc. Mila też nie robiła większych kłopotów i dała się rano odprawić dzięki czemu młody cyrulik mógł swobodnie wyskoczyć na zaśnieżone miasto aby pozałatwiać swoje sprawy. Zaczynając od znalezienie Aarona. A potem przedstawieniu mu swojej sprawy. Ale brodacz wbrew mało zachęcającej aparycji i pierwszemu wrażeniu coś jednak wiedział na temat jaki interesował cyrulika.

- Kamień filozoficzny? No ta… jest coś takiego. - mruknął w końcu z wyraźną niechęcią. Chociaż Sebastian nie był do końca pewny czy to niechęć do wczesnej pory, tematu rozmowy, jego samego czy efekt jeszcze czegoś innego.

- Ma wiele nazw. Kamień filozoficzny, kamień przemian, uniwersalny kamień, kamień życia i śmierci… takie tam. Mieliśmy o tym na wykładach. Chociaż ja go nigdy nie widziałem. - brodacz zamyślił się jakby przeżarty alkoholem umysł próbował odtworzyć coś z czasów gdy był młodym, obiecującym uczniem kolegium.

- Właściwie to nie wiadomo do końca jak wygląda. Jedne opisy mówią, że jest przezroczysty inne, że matowy. Może być twardy albo miękki. Czasem jest jak jakiś glut, prawie płyn a czasem jak węgiel. Jedni mówią, że świeci w ciemnościach inni, że tylko odbija światło. Bo widzisz on się podobno zmienia. Co chwila albo raz na rok. Dlatego trudno go opisać. Tak nam to wykładowcy tłumaczyli. - mimo początkowej niechęci temat chyba w końcu “chwycił” i Aaron nawet się zaczynał rozkręcać gdy przypominał sobie dawne wykłady, prawie jak z innego życia.

- Co więcej on może zmieniać też materię naszego świata. Podobno czasem nawet czas. Wypaczać jak to oni mówią. Mówili, że jak weźmiesz dużą grudę gołą ręką to ci tam macki wyrosną czy co. Jak nie za pierwszym to za drugim razem ale w końcu jakoś cię zmieni. Dlatego jest taki niebezpieczny. I cenny. Wpływa też na Eter. Znaczy na czary. Podobno można łatwiej je robić. Ja nie wiem, nie próbowałem. - brodacz pokiwał głową jakby zgadzał się sam ze swoimi stwierdzeniami. Pokazał na swojej dłoni jakby mu nagle coś miało tam wyrosnąć jakby miał w niej taką grudę takiej dziwnej materii.

- Nikt nie wie skąd się wziął. Ale wszyscy wiedzą, że jest. I jest cenny. Zwłaszcza dla magistrów. I do różnych eksperymentów. W każdym razie jak ktoś wie co to jest i to ma to powinien mieć na tyle oleju w głowie by trzymać to w jakiejś grubej, ołowiowej skrzyni. Ołów powinien oddzielić ten kamień od reszty materii. - kudłacz pokazał gestem tak coś na oko grubości dwóch palców jak mówił o tej ołowiowej skrzyni w jakiej powinno się przechowywać ten kamień filozoficzny.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); ranek
Warunki: cisza, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, powiew, pogodnie, b.mroźno


Młodą wdowę zza okien powitał całkiem pogodny poranek. Zaletą jej pozycji społecznej było to, że sama mogła sobie regulować własny grafik czyli także wstawanie z łóżka. A własne łóżko wydawało się oazą ciepła i przyjemności. Bo za oknami chociaż była ładna pogoda i o dziwo nie wiało jakoś mocno to pewnie i tak było na tyle zimno, że bez zimowego ubrania nie było sensu wychodzić. No a jak gospodyni nie musiała się nigdzie śpieszyć to miała okazję powspominać wczorajszy dzień i poplanować dzisiejszy.

---


- Ojej wolałabym wrócić z tobą no ale już jutro mamy spotkanie. - Łasicy musiały bardzo spodobać się te niecne zabawy na świeżym powietrzu po spotkaniu z Czarnymi bo widać było, że rozstanie z ulubioną koleżanką z grupy jest jej bardzo nie na rękę. No ale jeszcze bardziej świecenie oczami przed Starszym i resztą następnego dnia.

- Ale jak mnie nie zamordują gdzieś po drodze albo nie zamknął w tych lochach to przyjdę wieczorem do ciebie! - rzuciła trochę frywolnie a trochę na poważnie. Ta myśl jakby wzbudziła w niej jakieś skojarzenie bo ściągnęła usta w ciup, zmrużyła jedno oko i poszukała natchnienia w chmurach kończącego się dnia.

- Chociaż jakby w tych lochach były takie ładne strażniczki które wiedzą jak należy traktować więźniów, a zwłaszcza młode więźniarki to chyba by nie było aż takie straszne. Byle szczurów tam nie było. Nie cierpię szczurów. - roześmiała się niefrasobliwie jakby taka wizja z lochem i bliskimi relacjami z ładnymi strażniczkami wcale jakoś jej nie przerażała. No ale potem już poszła w swoją stronę a Versana w swoją.


---



Gdy młoda wdowa dotarła do swojego domu mogła się cieszyć domowym zaciszem. Tutaj była panią na swoich włościach i miała swoją służbę, własne kąty i ulubione potrawy serwowane przez starą ale niezawodną gosposię. Ona też niejako wprowadziła swoją panią do izby Kornasa lamentując przy tym na upadek norm i obyczajów.

- Któż go tak pobił nieboraka? Bandyci jacyś. Coraz bezczelniejsi są ci hultaje. Niedługo w biały dzień nie będzie można wyjść bezpiecznie na ulicę. I to jak napadają takiego chłopa jak on to co może biedna, drobna kobieta? A jak panienka? Panience nic się nie stało? - biadoliła stara gosposia gdy załamywała ręce nad pobitym ochroniarzem swojej pani i martwiła się o nią, o niego jak i o swój los skoro przyszło im żyć w takich ciężkich czasach. A Kornas dalej leżał złożony niemocą. Faktycznie wyglądał jak ofiara napaści i pobicia. Stara gosposia pewnie by nie uwierzyła, że napastnik był jeden i do tego była to kobieta. Ale Kornas dychał, nawet przytomnie przewracał oczami chociaż był cały obolały. Niemniej była nadzieja, że za parę dni znów będzie w pełni sił bo jakoś nie wyglądał jakby nagle mu się miało pogorszyć. Chociaż tego nigdy do końca nie można było być pewnym.

Potem jeszcze trochę wieczornego relaksu i przyjemności w samotności. Brena oczywiście bez sprzeciwu przyjęła zamówienie na przygotowanie kąpieli a potem jej pani mogła spędzić wieczór w łóżku. Za oknami było już od dawna ciemno gdy gasiła światło. Panowały odgłosy nocy i śpiącego miasta dochodzące zza zamkniętych okien. Ale w sypialni pod pierzyną było cicho, spokojnie i przyjemnie. Na Łasicę się jednak nie doczekała.


---



Tak do końca to sama nie była pewna co ją obudziło. Ale jak się rozejrzała po swojej sypialni to nawet po ciemku dostrzegła spokojne, swojskie otoczenie. Sądząc po nocnej ciszy i ciemnościach musiała być głęboka noc. I tyle. Nic więcej się nie działo. A nic jej się chyba nie śniło by sen miał ją obudzić. Przyłożyła głowę do poduszki by znów zasnąć gdy usłyszała stukanie. Trzy ciche, szybkie uderzenia. Gdzieś od strony okna. Zupełnie jakby jakiś ptasi głodomór pukał w szybę domagając się jadła. Ale ptak? W środku nocy?

Wstała z łóżka i od razu poczuła utratę ciepła ze znacznie mniej ogrzanego powietrza niż pod pierzyną. Zwłaszcza na odkrytej skórze. A gdy podeszła do okna czekała ją niespodzianka. Zamiast ptasiej dostrzegła ludzką głowę. A przecież sypialnia była na piętrze! I to całkiem znajomą głowę. Z ciemnymi w tych mrokach nocami chociaż wiedziała, że w dzień są takie raczej granatowe. Łasica jakoś dała radę wspiąć się na ten poziom i trzymała się parapetu. Na chwilę oderwała jedną z dłoni aby do niej pomachać wesoło ale znów musiała szybko złapać się parapetu. Widocznie utrzymanie się tutaj kosztowało ją sporo wysiłku.

- Lepiej szybko otwórz! Bo jak spadnę to ci narobię wrzasku i wstydu na całą ulicę! - powiedziała cicho, zwłaszcza, że szyby tłumiły jej głos. Ale może i nie żartowała. Jakieś wrzaski w środku nocy faktycznie mogły zaalarmować sąsiadów.

---


No więc wczoraj może w środku nocy, chyba koło północy ale jednak doczekała sie wizyty koleżanki ze zboru. A dziś był kolejny poranek i chociaż przyjemnie się leżało pod pierzyną czekały kolejne sprawy i rzeczy do zrobienia. O zmroku miało się zacząć spotkanie na łajbie a wieczorem był ten koncert u van Hansenów. No ale to o zmroku i wieczorem a na razie był ranek chociaż już raczej późny niż wczesny ale za to całkiem cichy i słoneczny.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); ranek
Warunki: chłodno, półmrok, światła ognisk i pochodni



Strupas



No i wstał kolejny dzień. Chyba. Tak można było sądzić po rytmie podziemnej osady chociaż w grocie było tak samo chłodno, ciemno i wilgotno jak zawsze. Czy był dzień czy noc, czy coś padało czy był słoneczny dzień to tutaj nie miało znaczenia. Ale widocznie był już ranek sądząc po tym ruchu pomiędzy szałasami i chatami.

Dzień zakończył się dla garbusa i jego kompanów dość pracowicie. Przerobienie truchła zwierzoludzia na potrawkę nawet na kilka osób to im zajęło sporo czasu. Zwłaszcza, że jak zaczynali to już było ciemno chociaż tuż po pierwszym zmierzchu. Wieczór był jeszcze młody. W mieście to był czas gdy po pracy mieszkańcy raczyli się kufelkiem czy dwoma i siadali do kolacji. A oni urządzili sobie rzeźnię na jednej z polan. Śnieg zabarwił się na czerwono od krwi i wyprutych wnętrzności. Pracowali przy blasku pochodni i cieple ogniska. Zmachali się i zmarzli całkiem zdrowo. No ale późnym wieczorem gdy w mieście już pewnie większość spała w swoich łóżkach skończyli swoją robotę i mogli wrócić do znajomych kątów w podziemiach. A dziś chyba było już rano więc czas było zabrać się za wykonanie tego zdania.

- Ciekawe co się stało z tamtymi dwoma co uciekli. - zastanawiał się Żabiooki przy śniadaniu. No to było dobre pytanie. O ich losie nie wiedzieli nic odkąd tamci zniknęli im z oczy pomiędzy drzewami. Czy miało to jakieś znaczenie dla ich planów czy nie to trudno było zgadnąć.

- No ale jak chcecie teraz go podrzucić? - Kinol zapytał na tą samą trójkę jaka wczoraj wyruszyła spod jaskini aby podrzucić małego warchlaka. Teraz było trochę więcej do dźwigania chociaż na trzech to powinni sobie poradzić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline