Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-09-2020, 13:30   #71
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.14; Konistag (6/8); popołudnie

Sterben położył się na łóżku i wsunął dłonie pod kark. Spojrzenie wbił w sufit. Transmutacja była fascynująca. Myśli galopowały po jego głowie i prawie dygotał. Dawno nie czuł się w ten sposób. Ostatni raz był jeszcze za życia jego nauczyciela, Mathiasa Tombe.

Autor traktatu musiał przepisywać informacje w pośpiechu. Być może były to ostatnie chwile jego życia, ale Sebastian bardziej stawiał na to, że autor traktatu przepisywał go w pośpiechu z oryginału, który to mógł być napisany przez owego tajemniczego mistrza Mariusa. Oczami wyobraźni widział zamaskowaną postać stojącą nad jakąś księgą w lochu, bibliotece czy nawet ładowni statku. Przy świetle świecy, naprędce przepisującą notatki, co chwile oglądającą się za siebie, w obawie przed przyłapaniem. W takiej sytuacji brak dat i skupienie na tylko najważniejszych fragmentach była sensowna.

Na razie nie miał pomysłu jak, bez podejrzeń rozpytać o Mariusa, który zapewne był kontrowersyjną postacią. Ba! Zrobienie tego jawnie mogło na pewno sprowadzić duże problemy na zainteresowanego. O wiele bezpieczniejsze byłoby rozpoczęcie od statku. Tutaj na pewno zapytałby wszystkie trzy osoby jakie przyszły mu do głowy. Najpierw Kura, potem Karlika, a na koniec Łasicę, a może wszystkich na raz. To jednak lepiej było zostawić na kolejny dzień gdy będą widzieć się na “Starej Adele”.

Rozmyślania przerwało nagłe otworzenie drzwi.
- Chyba się zaczęło! - zawołała od progu Klaudia prowadząc koleżankę trzymającą się za podbrzusze. Mila, bo tak nazywała się druga dziwka była młoda. Może nawet za młoda, ale ładna i przerażona.

Cyrulik podniósł się na łokciach i usiadł na łóżku. W odróżnieniu od dziewczyn on był spokojny. Czyli nie kopytnik, nie kokornak, nie bylica, ani nie łubin. Spośród wszystkich środków jakie do tej pory stosował to ruta była najskuteczniejsza na poronienia.

Po chwili wahania rozłożył szmaty na swoim łóżku. Pragmatyzm podpowiadał co innego, ale wiedział, że powinien dbać o swój wizerunek.
- Połóż się! - polecił Mili - A ty biegnij po wodę! - Skoro Klaudia już tutaj była to mogła się na coś przydać.

Przesunął głęboką miednicę z rogu na środek pokoju i nalał do niej wrzątku. Kociołek z wodą cały czas stał na ogniu, bo co chwilę się przydawał. Do obmycia narzędzi, wygotowania brudnych bandaży czy właśnie po coś takiego. Następnie zabrał butelkę z półki na ścianie i nadał zawartość do kubka.
- Wypij - podsunął dziewczynie pod nos.
- Co to? - zapytała z obawą w głosie.
- Wino z olejem rycynowym. Pomoże z tym - przerzucił znacząco spojrzenie na jej podbrzusze.

Dziewczyna nie odzywała się, ale wyglądała jakby zalały ją wątpliwości.
- Teraz już jest za późno - wyjaśnił cyrulik, a po chwili zastanowienia dodał. - Dziecko jest martwe. Nie pozostało nic innego. - Miał ochotę powiedzieć, że sama do tego doprowadziła, ale użył łagodniejszego zwrotu. Z czasem sama zda sobie z tego sprawę.
Wzięła kubek z jego ręki, wypiła jeden łyk i skrzywiła się
- No dalej - ponaglił ją. - Duszkiem. Do dna. - jego głos był spokojny, łagodny, ale stanowczy. Posłusznie wykonała polecenie.

Klaudia stanęła w drzwiach. Wziął od niej wiadro i wylał zawartość do miednicy. Oboje wzięli Milę pod ręce, ściągnęli jej sukienkę i usadowili ją w ciepłej wodzie. Sebastian ustawił taboret za jej plecami i kazał na nim usiąść starej znajomej, aby młoda dziewczyna mogła się o nią oprzeć. Sam ukląkł na przeciwko. Włożył rękę do wody i wsunął między jej uda.

Nie musieli długo czekać. Stosowana od jakiegoś czasu ruta w połączeniu z olejem zaczęła działać. Krzyk dziewczyny został zagłuszony kłębkiem bandaży jaki cyrulik wsadził jej w usta, a na którym zacisnęła zęby. Dziewczyna zaczęła wypróżniać się do wody. Jej było już wszystko jedno, a na Sebastianie zapach i obecność kału nie robiła już żadnego wrażenia. Skurcze zaczęły się zaraz potem. Przy jednym z tych większych włożył w nią dłoń głęboko i udrożnił drogi rodne. Resztę zrobiła już sama natura.

Płód, z końca pierwszego trymestru, był martwy od kilku dni. Sterben zawinął go razem z pępowiną i łożyskiem w lniane szmaty i zaniósł do tylnej izby. Nigdy nikt nie pytał co potem z nim robił. Przenieśli dziewczynę z powrotem na łóżko.
- Odpocznij - powiedział krótko i zabrał miednicę na zewnątrz aby wylać wodę do rynsztoka. Drastyczna metoda jaką zastosował była ryzykowna. Mogła spowodować krwotok z macicy, ale była najszybsza i najskuteczniejsza. Dziewczyna była młoda, przez co ryzyko małe. Zastanawiał się czy nie poinformować straży, ale było to wczesne poronienie i nie było świadków.

Co innego będzie w przypadku Klaudii. Popatrzył na jej wyraźnie zarysowany brzuch. Tutaj bez straży się nie obejdzie. Lepiej było ich samemu powiadomić niż ryzykować donosu kogoś uczynnego. Będzie trzeba im udowodnić, że matka nie zabiła zdrowego noworodka. Dziwka znała ryzyko, a on nie wnikał w preferencje jej i jej klientów.

2519.I.14; Konistag (6/8); wieczór

Kuracja i zabieg jaki Sterben przeprowadził na Mili był opłacony z góry. Dziwki w odróżnieniu od większości pozostałych jego klientów płaciły gotówką. Opał, jedzenie i proste ubrania się przydawały, ale nie dało się za nie nic kupić. Można było próbować je sprzedać, ale kompletnie się to nie opłacało.

Mila spała. Sebastian wykorzystał okazję i wyskoczył do, mieszczącego się nieopodal, szynku Jonasa po coś na kolację. Uratowanie mu, zmiażdżonej przez beczkę z piwem, nogi dało cyrulikowi otwarty kredyt. Spłacał go dostarczając mu maści przeciwbólowych przy każdej zmianie pogody.

Drzwi, bez pukania, otworzyły się tego dnia po raz drugi. W progu stał wysoki mężczyzna w towarzystwie Klaudii z podbitym okiem.
- Gdzie ona jest?! - wysyczał niespodziewany gość.
- Odpoczywa - poinformował cyrulik spokojnym głosem. Wstał wycierając dłonie w fartuch i ruszył w kierunku drzwi.
- Nie płacę jej za odpoczywanie! Tylko za robotę!
- Tak po prawdzie to ona daje tobie pieniądze, a nie odwrotnie - poprawił go Sebastian robiąc to automatycznie. Mężczyzna aż się zagotował. Chyba nie był przyzwyczajony do tego, że coś nie szło po jego myśli.
- Wiesz kim jestem?! - zapytał nie czekając na odpowiedź. - Jestem Dieter Richter - przedstawił się i czekał na reakcję, która ze strony cyrulika jednak nie nastąpiła. - Właśnie zadarłeś z Czarnym - spróbował w inny sposób opiekun dziwek.

Sterben słyszał o Czarnym, ale ostatnio napytał sobie biedy z ludźmi samego Herr Grau'a więc obecna sytuacja nie pogarszała w żaden sposób jego sytuacji. Nie pozostawało mu nic innego jak przemówić Dieterowi do rozsądku.
- Posłuchaj - zaczął spokojnym głosem. - Ta dziwka właśnie poroniła. Pewnie nawet nie wiesz, że nie jest pierwszą z twoich dziewczyn, która do mnie przyszła. Jak każesz jej teraz pracować to pewnie dostanie krwotoku i umrze pod klientem. Stracisz pracownicę i klienta. A jak chłop zacznie o tym rozpowiadać innym to pewnie kolejnych.

Dieter kilkukrotnie poruszył bezgłośnie ustami próbując znaleźć jakiś argument.
- Może ich inaczej obsługiwać! - wypalił w końcu.
- Może - zgodził się cyrulik. - Ale jak rozochocony klient ją przyciśnie i wsadzi przyrodzenie za głęboko to jak się nie porzyga to zacznie się dławić. Mięśnie podbrzusza zaczynają wtedy gwałtownie pracować i będzie to samo. A może nawet gorzej, bo w agonii może mu co nieco odgryźć. - Na twarzy Richtera mimowolnie wymalowała się mieszanina obawy i obrzydzenia.
- To co proponujesz? - zapytał spuszczając z tonu. Wyglądało na to, że argumenty utraty zysków i ryzyka problemów dotarły do niego.
- Daj jej odpocząć trzy dni, a potem możesz jej kazać je odpracować. Poza tym w podobnych przypadkach każ swoim dziewczynom przychodzić tylko do mnie. Obaj na tym zyskamy.
- Dobra niech ci będzie. - burknął rozzłoszczony Dieter gdy widocznie sprawy nie szły po jego myśli, ale ostatecznie mógł póki co odpuścić śpiącej obecnie pracownicy. Odwrócił się i wyszedł równie gwałtownie jak wszedł do izby zajmowanej przez cyrulika.

- Dziękuję - zabrzmiał cichy głos z rogu pomieszczenia.
- Zjedz coś - odpowiedział Sebastian podstawiając do łóżka taboret z miską gulaszu i pajdą chleba. - Możesz tu zostać do rana.

Sterbenowi sytuacja była bardzo nie na rękę. Najchętniej wróciłby do traktatu i swoich notatek, albo do eksperymentów jakie prowadził w tylnej izbie. Jednak tak powinien zachować się dobry cyrulik, a jemu zależało by takim był postrzegany.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 10-09-2020, 21:51   #72
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- A może wcisnąć im bajkę, że Norma jest w tak dramatycznym stanie, że pozostając z nimi długo nie pociągnie? - zapytała niczym wytrącona z transu podobnego do tego w jaki wprowadzała swoje ofiary - Sama widziałaś jak ona wygląda. - oczy brunetki nie spoglądały jednak na właścicielkę skórzanych spodni. Patrzyły w ciemność przed nimi tak jakby tam chciały znaleźć odpowiedź.

- Może Kurt nam pomoże? - wtrąciła tak jakby pomysł pojawił się w jej głowie nagle niczym błyskawica na deszczowym niebie - No wiesz. Jakiś zwrot, gest. Cokolwiek. Z resztą ona jest chyba jedną z nas. - pozwoliła sobie na własną refleksję - Jak dobrze zagaimy to sama będzie chciała pójść z nami. Ich się za to nie ma co bać. To zwykłe chuchra. - zachichotała złowieszczo - Wilk przyjdzie. Dmuchnie, chuchnie i zdmuchnie ich z planszy jak pionki. - brunetka z nienacka przestała się śmiać dając tym samym znać, że nawet trochę nie żartuje - A jak będzie trzeba to ich potruje jak szczury. - Łasica doskonale znała to spojrzenie swojej podstępnej kochanki.

- No po tym co wczoraj widziałam. To myślę, że trudno by komuś było ją zatrzymać gdyby uparła się gdzieś wyjść albo wejść. - oznajmiła Łasica po chwili zastanowienia lekko się przy tym uśmiechając. Toporniczka z północy rzeczywiście gdy była w pełnej, bojowej krasie wydawała się trudna do zatrzymania niczym burza śnieżna. - No ale nie w tej chwili. Teraz jest słaba jak dziecko. - przyznała ze smutkiem. Widocznie też obecny stan Normy nie był jej na rękę.

- A no widziałam, że chyba jest nam podobna. Chociaż wolałabym aby była bardziej podobna do ciebie czy do mnie niż do tego naszego mięśniaka. - przyznała z żalem i lekkim niepokojem. Trochę nie bardzo miały okazję poznać osobowość wojowniczki z jaką wczoraj walczył Kornas. W walce robiła niesamowite wrażenie. Ale niewiele to mówiło jaka jest poza nią. A dzisiaj, na łożu boleści, ledwo kontaktowała co się wokół niej dzieje to trudno było coś o niej powiedzieć jaka była “normalnie”. A skoro mówiła o “naszym mięśniaku” z taką niechęcią to było prawie pewne, że mówi o Silnym.

- A z Kurtem to nie wiem. On się raczej nie ruszy z portu. Ale pogadać z nim można. Aha! - Łasica zatrzymała się jakby ten temat coś jej przypomniał. - Nie wiem czy jutro będę na spotkaniu. Dopiero rano będę wiedziała na którą mam się stawić na tym balu. Bal jest wieczorem to służba może zaczynać wcześniej. Jak nie dam rady to powiesz Starszemu co i jak co? - zapytała i poprosiła o pomoc w tej sprawie. W końcu zbór zwykle zaczynał się o zmierzchu to dla Versany jako gościa nie powinno to kolidować z godziną zaczęcia koncertu. Poza tym zawsze mogła się spóźnić. Ale służba to zwykle miała mniej elastyczny grafik w tym względzie.

- Jasne, że mu o wszystkim opowiem. - Łasica uspokoiła swoją kompankę - Jeżeli zaś chodzi o transport Normy. - kontynuowała temat wojowniczej norsmanki - Pamiętaj, że dysponuje dorożką. To znacznie ułatwi nam sprawę. Utniemy jej wisiorki. Zawieziemy ją do mnie. Doprowadzimy do ładu i składu. Sprowadzimy na krypę. Oddamy ozdoby i przedstawimy Starszemu nową "zdobycz". - mówiła to tak jakby plan był niezbyt skomplikowany i łatwy w realizacji - Ewentualnie wynajmiemy jakiś pokój w którejś z karczm lub zawieziemy ją na “Adele” aby pilnowali się z Bydlakiem nawzajem. - zachichotała - Kurt zaopiekowałby się dwoma owieczkami a kto wie. Może by i podupcył. Jeżeli zaś chodzi o tych kopciuchów. To albo ich kimś bądź czymś postraszyć albo potruć jak zwykłe szkodniki. - posłała szyderczy uśmieszek w kierunku Łasicy - Na Starej mam kilka ciekawych flaszek, które by nam we wszystkim pomogły.

- Ja bym nie ruszała jej ozdób. A jak pomyśli, że chcesz ją okraść? Jakby ktoś ci w chwili słabości zabierał sakiewkę to uwierzyłabyś, że to tak tylko na chwilę i potem ci odda? Zwłaszcza jak nie gada po twojemu. - Łasica pokręciła głową na znak, że nie bardzo ją przekonuje pomysł z zabieraniem ozdób powalonej wojowniczce. Zwłaszcza przy obecnej barierze językowej.

- Rzeczywiście. Masz racje co do tych wisiorków. - pokiwała głową zgadzając się z uwagą siostry. Szły ramię w ramię mijając kolejne kamienice.

- Na łajbę bym ją bała się zawieźć bez zgody Starszego. Trzeba by jego zapytać. Pamiętasz jak obsztorcował Karlika za te gołębie? A nawet nie przywiózł ich na pokład. - przy tym punkcie też wolała nie działać zbyt pochopnie bez błogosławieństwa ich lidera.

- Oczywiście. Z byka jeszcze nie spadłam. - żartobliwie uspokoiła właścicielkę kształtnych pośladków - Jutro w trakcie zboru poruszę z nim ten temat na osobności.

- A jak już by miała dupczyć to nie jestem zazdrosna ale nie pogniewałabym się jakby zrobiła to z nami. - uśmiechnęła się lekko wskazując na siebie i swoją ulubioną koleżankę ze zboru.

Ver uśmiechnęła się ochoczo na propozycję Łasicy, łapiąc ją przy tym lewą ręką za biodro i przyciągając do siebie.

- Mnie tam marzy się już mała orgietka. - wyszeptała pochylając głowę nad uchem starszej stażem kobiety - Nie wiedziałabym tylko od, którego tyłka zacząć. - momentalnie dłoń, którą trzymała na biodrze wyznawczyni Slaanesha sprzedała klapsa w opięty przez skórzane spodnie tyłek.

- Orgia? Taka z tyłkami? Ver, jesteś bardzo interesującą kobietą. - oczka koleżanki ze zboru rozbłysły się nagłym zainteresowaniem. Chętnie dała się przyciągnąć do boku drugiej kobiety po czym rozejrzała się wzdłuż ulicy. Ale były już w mniej uczęszczanym rejonie miasta. Więc nawet jak widać było jakieś sylwetki przechodniów no to dość daleko i zwykle jak przechodzili z przecznicy do przecznicy. Łasica więc pozwoliła sobie nieco nakierować koleżankę ku najbliżej ścianie tak, że ta oparła się o nią plecami a przed sobą miała front swojej koleżanki.

- Uwielbiam orgie. A opowiedz mi coś więcej o tej orgii. Bo brzmi bardzo, bardzo interesująco. - poprosiła Łasica i złapała nadgarstki Versany nakierowując je tak, że dłonie spoczęły na zgrabnych pośladkach opiętych skórzanymi spodniami. A łotrzyca w zamian oplotła szyję młodej wdowy jakby miały zacząć tańczyć jakiegoś intymnego przytulańca.

- Wszystko w swoim czasie. - odparła na przekór z nutą złośliwości w głosie - Wytęż swoja wyobraźnię a wiem, że potrafisz. - uśmiechnęła się zalotnie szczypiąc tyłek koleżanki - Ponoć głód najlepszą przyprawa. Póki co chodźmy. Nie chcę spóźnić się na spotkanie z tym ponurakiem. - nagle delikatnie odepchnęła biodrami swoją siostrę, ucinając tym samym tą dwuznaczną sytuację - Zaś co do Normy, węglarzy i sypialnianych psot. To wszystko już ktoś zaplanował a my jesteśmy tylko pionkami na jego planszy więc tymi niby kislevitami głowy bym sobie aż tak nie zaprzątała.

- Z tymi chmyzami to sama nie wiem. - dziewczyna wzruszyła ramionami odzianymi w brązowy kożuszek na znak, że nie bardzo ma pomysł jak to by można rozegrać.

- Może Starszy coś mi jutro podpowie. - podsumowała rozmowę. Okolica jakby utonęła w mroku. O tej porze miasto samo w sobie było dość ponure. Tutaj było jednak inaczej. Od dłuższego czasu nie widziały ani mieszkańców ani patroli straży miejskiej. Nawet latarnie zdawały się być rozmieszczone znacznie rzadziej i tylko tępak by się nie połapał, że jest coś na rzeczy.

- No chyba tak będzie najlepiej. On wie różne rzeczy. No a ja to w nadchodzące dni jak wiesz to będę dość mocno zajęta a nie chciałabym zostawiać cię samej z tą sprawą. A jeden dzień albo dwa to chyba nas nie zbawi. Mam nadzieję, że Norma nie odwali nam numeru i nie wykituje nagle. Bardzo by mnie to zmartwiło. - bywalczyni tawern i zaułków pokiwała głową na znak, że taka wersja znacznie lepiej jej odpowiada. Widocznie liczyła się ze zdaniem ich lidera i wolała działać jak on dał na coś swoje błogosławieństwo. Zwłaszcza, że dokoptowanie kogoś do zboru czy nawet na pokład ich łajby to była sprawa ich małej społeczności jaką on zarządzał.


---


- Tego samego co wczoraj. - mówiła równie obojętnie jak jej koleżanka czy sam herszt po drugiej stronie stołu - Doprowadź nas do wyspy przemytników. - dodała podpierając się łokciami o blat.

- Słyszeliście chłopaki?! Pani sobie życzy przewodnika na wyspę przemytników! - uwaga Versany rozbawiła herszta. Zawołał do chłopaków grających w kości i ci też się roześmiali jakby przekazał im dobry kawał. Nawet ten z pistoletami oparty o kredens też się cicho zaśmiał. A Versana złapała ostrzegawcze spojrzenie koleżanki, że to chyba nie był najlepszy początek negocjacji.

- Oj Czarny no przecież wiesz o co chodzi. - Łasica położyła dłoń na stole wyciągając ją w stronę Petera i starała się go ułagodzić. Ten spojrzał na nią, na Versanę, wyjął nóż wbity w bochen chleba i zaczął sobie nim czyścić paznokcie.

- Twoja koleżanka to chyba nowa w interesie. Że tak sobie po prostu życzy przewodnika na wyspę przemytników. Przychodzi. I po prostu chce. Zupełnie jakby ze straży miejskiej była. - parsknął z niedowierzaniem herszt patrząc jak czubek noża kawałek po kawałku oczyszcza paznokcie. Pozostali zaś uciszyli się wyczuwając, że znów wrócili do poważnych negocjacji i lepiej szefowi nie wchodzić w paradę.

- Pytałeś więc odpowiedziałam. - mówiła bez większego przejęcia. Nie widziała nic dziwnego w swojej odpowiedzi. Zaś sarkazm, którym Peter chciał jej dopiec nie wywarł na niej, zbyt dużego wrażenia.

- Skoro wiesz co nas sprowadza. - rozmawiała z nim tak jak z kupcami czy żeglarzami - To może sam powiedz czego oczekujesz. Złota? Przysługi? Bo coś mi intuicja podpowiada, że na ładny uśmiech nic nie dostanę. - starła się mówić rzetelnie i bezpośrednio nie angażując przy tym zbędnych emocji. Nie mogła się jednak powstrzymać przed tą mała dygresją. Rzezimieszek z resztą sprawiał wrażenie człowieka, który preferuje taki właśnie styl dyskusji. Ver zaś zawsze starała się dopasować styl rozmowy jak i dobierane do niej słownictwo w zależności od rozmówcy z jakim przyszło jej pertraktować.

- No nie. Nie dostaniesz. Zwłaszcza tego co szukasz. - przyznał herszt już swoim standardowym, ponurym stylem wracając do czyszczenia paznokci. Na swoich gości zdawał się nie zwracać uwagi ale przez szerokość stołu widać było, że chyba się nad czymś zastanawia. Widząc, że cisza się zaczyna przedłużać to Łasica niczym zawodowy ulicznik zaczęła myszkować po stole sprawdzając zawartość kubków. Znalazła jeden pusty i sięgnęła po butelkę wyjęła korek, powąchała i po wzruszeniu ramion nalała sobie do tego kubka. Gospodarze jakoś ani jej w tym nie przeszkadzali ani nie zapraszali. Na stołach ludzi na poziomie taka samowola zakrawałaby na bezczelność i przykład złego wychowania. Ale też i załogę gości trudno było posądzać o szczyt dobrych manier.

- No to Czarny… Może pomożemy sobie nawzajem? Ty nam powiesz co nam potrzeba a my ci pomożemy… No nie wiem w czym. Coś masz jakieś strapienie z kimś czy z czymś? Przecież nie chcemy nic za darmo. Ty nam coś i my ci coś. - skoro szef opryszków nad tym się zastanawiał to Łasica skorzystała z okazji by wesprzeć prośbę koleżanki. Wydawało się, że Czarny wie jak dostać się na tą wyspę tylko nie chce ot tak jej oddać obcym osobom.

- No właściwie to miałem się sam zająć pewną sprawą. Ale skoro jesteście takie chętne… - przyznał ich mało pogodny rozmówca. Skończył widocznie czyścić paznokcie jednej ręki, ruchem zawodowego nożownika podrzucił nóż do góry, złapał lewą ręką i zabrał się za czyszczenie drugiej a Łasica zachęciła go do rozmowy machnięciem kubka w niemym toaście i upiła z niego łyka.

- Pewien kupiec, pan Grubson, sprawiał kłopoty. - Versanie obiło się o uszy jego nazwisko i nawet kojarzyła gdzie ma swoją kamienicę i skład chociaż osobiście to chyba się raczej nie spotkali. - A więc pan Grubson sprawiał kłopoty. Czuł się mocno i pewnie a trzeba było tą pewność siebie złamać. Do tego przydałoby się jego dziennik i pudło z listami. - Czarny chciał je mieć u siebie. Ze swoich źródeł wiedział, że Grubson ma te fanty zapewne u siebie. Nie wiedział jednak gdzie. Zgadywał, że albo w swoim biurze magazynu albo prywatnym gabinecie na piętrze posesji. Czarnemu na razie nie zależało na tym by Grubsonowi stała się krzywda. Ot, liczył, że jak znajdzie się w posiadaniu tych fantów to tamtemu wróci rozum do głowy i znów będzie grzecznie współpracował. W końcu powinno do niego dotrzeć, że jeśli będzie upierał się nadal to następny wysłannik Czarnego może mu coś podpalić czy zrobić krzywdę jemu samemu albo jego bliskim. Więc na razie herszt oprychów nie zamierzał zarzynać dojnej krowy skoro była szansa, że wróci ona na jego pastwisko. - Ot, takie małe ostrzeżenie. - gdy skończył spojrzał na swoich gości czekając na ich reakcję. Taki numer dość jasno był poza prawem i zapewne by wzmocnił wiarygodność ich obu w oczach herszta.

- Jak nie będę się tym musiał zajmować osobiście i do następnego Festag przyniesiecie mi ten dziennik i listy to załatwię wam bilet na tą wyspę co chcecie. - ponury gospodarz zakończył przedstawiać swoją ofertę i czekał na ruch drugiej strony.

- Znakomicie. - podsumowała po części zadowolona z wyniku pertraktacji - Powiedz nam chociaż jak ów kupczyk wygląda i gdzie znajdziemy jego posiadłość? Do reszty dojdziemy same. No chyba, że jest coś o czym jeszcze powinnyśmy wiedzieć? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku herszta rzezimieszków.

Ponury gospodarz wzruszył ramionami i w paru zdaniach nakreślił adres tak magazynu Grubsona jak i jego adres domowy. Z tego co podpowiadała pamięć młodej wdowy o tej personie to mniej więcej się zgadzało. Rysopis też był dość ogólnikowy. Gruby jak kupiec, z grubym łańcuchem na piersi jak kupiec i trochę łysy z przodu. Zresztą ustalenie kto jest szefem gdy już się miało takie dane nie zapowiadało się zbyt trudno. Peter jeszcze mniej więcej nakreślił gdzie w dzień targowy Grubson ma swoje stanowisko. Chociaż sam to raczej nie stoi za straganem z suknem. Bo zajmował się głównie obrotem suknem i podobnymi materiałami.

- Widzisz. Już drugi raz doszliśmy do porozumienia. Wróżę świetlaną przyszłość naszej znajomości. - ironia aż kipiała z tej wypowiedzi szczególnie, że była doprawiona szyderczym uśmieszkiem - Nooooo to chyba już nic tu po nas. Interesy z tobą to czysta przyjemność. Rozumiem, że do drzwi trafimy same? Czy, któryś z zebranych tu dżentelmenów odprowadzi nas tanecznym krokiem?

- No. - ponurak pozostał obojętny i po zdawkowej odpowiedzi trudno było się zorientować czy wziął słowa Versany za dobrą czy złą monetę. Ale skinął głową na tego z pistoletami i ten odbił się od kredensu o jaki się opierał i ruszył do drzwi. Tam otworzył zamki i zasuwy otwierając je przed obiema kobietami ale raczej czekał aż wyjdą niż silił się na jakieś uprzejmości. Ale przynajmniej wyszły na tą zaśnieżoną ulicę cało. Odźwierny zamknął za nimi drzwi równie milczący jak wówczas gdy im otwierał.

- No to mamy już to za sobą. - Łasica pozwoliła sobie odetchnąć z ulgą po czym wzięła koleżankę pod rękę i ruszyły ku wyjściu z tego czarnego zaułka. Trochę wyglądało jakby szły dnem jakiegoś głębokiego i mrocznego kanionu ku światłu na jego końcu. Gdy tam doszły łotrzyca spojrzała w bok i znów niedaleko tych krzyżówek dojrzały dwie sylwetki oparte o ścianę. Dziewczyna pomachała im wesoło chociaż nie doczekała się odpowiedzi. Ale też nikt do nich nie strzelał ani nie wyskakiwał z pałką czy nożem co wedle opinii tego rejonu miasta wcale nie było takie rzadkie.

- No i co myślisz? - zapytała koleżanka gdy już chyba czuła się na tyle pewnie, że mogły ze sobą porozmawiać. Dzień się kończył więc niedługo musiały się rozstać ale jeszcze mogły ze sobą trochę pogadać.

- Myślę, że poszło nam całkiem nieźle. - odpowiedziała z wyraźną ulgą - W urabianiu kupców mam już pewne doświadczenie. - na myśl przyszedł jej mąż nieboszczyka, po którym przejęła cały interes i majątek. - Zazwyczaj mają oni jedną wielkie słabość. - zrobiła wymowna pauze - Są pazerni i kochają na równi złoto jak i kobiece wdzięki a biorąc pod uwagę, że ten jest łysiejącym grubasem to pewnie kocha jeszcze napchać do rozpuchu swój wydęty sagan i zalać to wszystko kilkoma butelkami wina. - rozejrzała się aby mieć pewność, że nikt nie usłyszy ich rozmowy. Na szczęście okolica o tej porze była pusta niczym mieszek robotnika portowego przed wypłatą. Kobiety mogły więc pozwolić sobie na nieco więcej swobody zarówno w mowie jak i poczynaniach.

- Slaanesh jak i Tzeentch powinni w takim razie mieć nas w swej opiece. Wpierw więc WYBADAMY grunt. - spojrzała na koleżankę w taki sposób aby dać jej do zrozumienia iż w tej kwestii liczy na nią - A następnie zajmę się już bezpośrednio Grubsonem. Jak myślisz? Powinnam być sobą czy wcielić się w rolę Idy? - zapytała niewinnie i słodką zarazem. Nie była wszak pewna czy kupiec bardziej połasi się na "nowy kontrakt" czy na "świeże mięsko". W tym samym momencie przyparła również swoją siostrę do muru, szybkim kopnięciem rozrzuciła jej nogi na bok tak by ta stała w rozkroku i złapała mocno za szyję zaskoczonej Łasicy. Zupełnie tak jakby chciała dokończyć rozpoczęta przed wizytą u Petera scenkę z tą tylko różnicą, że tym razem to nie Ver opierała się o lodowaty beton.

- W rolę Idy? - koleżanka ze zboru chyba na poważnie się zastanawiać nad pytaniem młodej wdowy gdy ta niespodziewanie ją zaatakowała. Ulicznica dała się zaskoczyć albo tak wyglądała jak wpadła dłońmi na zimną ścianę budynku obok jakiego przechodziły. Cicho jęknęła gdy but Versany rozstawił jej nogi na boki a przy okazji ładnie uwypuklając te jej tylne i dolne wdzięki opięte skórzanymi spodniami. Ale już w tym momencie Łasica już świetnie zdawała sobie sprawę z intencji partnerki. I wyszła im naprzeciw wcale nie próbując się bronić czy uciekać.

- Ojej Ver, co za niespodzianka. - zamruczała z zadowolenie obracając w bok głowę by posłać młodej wdowie psotny uśmiech. I chyba nawet prowokująco wypięła się jeszcze troszkę bardziej kręcąc do tego swoimi zgrabnymi biodrami o powabie zawodowej tancerki.

Wesoła wdówka tym razem na przekór swojemu pseudonimowi z pełna powagą i stanowczością oplotła włosy przyjaciółmi wokół dłoni i zdecydowanie za nie pociągła. Odchylając tym samym głowę koleżanki do tyłu w taki sposób by móc jej wyszeptać parę słów do ucha.

- Ida. Karczemna zdobywczyni klawiszowych serc i lędźwi. - Ver na zakończenie przygryzła ucho swojej kochanki - Cała przyjemność po mojej stronie. - usta właścicielki kompani handlowej powędrowały następnie na dość mocno wygiętą szyję Łasicy.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 12-09-2020 o 12:24.
Pieczar jest offline  
Stary 13-09-2020, 19:52   #73
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Dobijamy - zdecydował garbus - ledwo cię na nogach trzymają, damy radę. Wal strzałami.

Kurt skinął głową, wyciągnął łuk a potem strzałę. Chwilę przymierzał się przed strzałem po czym pokręcił głową. - Nie będzie łatwo przez ten śnieg i wiatr. - 1mruknął cicho ale napiął łuk i chwilę tak trzymał. Brzęknęła puszczana cięciwa i strzała zniknęła zmieniając się w zamazaną smugę jaka przeleciała pomiędzy sylwetkami z rogami nie czyniąc im jednak krzywdy. Za to uprzedzając ich o ataku a nawet podpowiadając skąd nadszedł. Rogacze zawyli, zajęczeli i ruszyli brnąc koślawo przez śnieg. Teren im sprzyjał. Drzew było pełno, wystarczyło skryć się za którymś.

Knut posłał kolejną strzałę. Tym razem trafił. Rogacz zawył i upadł w śnieg. Zostały jeszcze dwie postacie. Łucznik spudłował po raz kolejny a tamci już zaczynali być przesłaniani przez pnie i gałęzie. Kolejne strzały nawet trafiły jednego z uciekinierów ale w ramię. Chociaż zawył to brnął przez śnieg dalej. Ostatnia ze strzał trafiła go ale ugrzęzła gdzieś w futrach jakie skrywały kopytnego nim wreszcie znikł pomiędzy zaspami, krzakami i drzewami.

- No to mamy jednego. - podsumował Żabiooki widząc, że na pobojowisku została tylko jedna, rogata, nieruchoma sylwetka. Ta którą trafił na samym początku. Krwawy ślad w głąb lasu wskazywał, że któryś z tych dwóch co uciekli musiał być ranny. Ale nie na tyle by paść trupem z miejsca. Nie wiadomo było czy w ogóle padnie nim dotrze do swojego obozu.
- Bierzemy kudłacza za rogi i jazda. Wolałbym co prawda dwóch, ale narzekać nie będę. Mamy wystarczająco mięcha na zatrute kiełbaski i kaszanki dla większej ilości potencjalnych chętnych. Bo w to że pieczemy ich kompana nie uwierzą nawet takie tępaki. Chyba że wolisz wytropić uciekinierów. Są powolniejsi, ale uciekają do swoich. Ryzykujemy?

- Cholera wie jak daleko jest ich obóz. Jak blisko to możemy wpaść na ich opłotki albo zaraz się zlecą inni. A jak daleko to może nawet oni nie dadzą rady dojść. Trudno powiedzieć. Jak dojdą to mogą powiedzieć reszcie co im się przytrafiło. Ale my i tak nie damy przez ten śnieg wziąć więcej niż jednego. - Żabiooki mówił jakby sam rozważał różne warianty i tak do końca nie był do końca przekonany do żadnego z nich. Spojrzał więc na garbatego kolegę by sprawdzić jak ten się zapatruje na tą sytuację.
- Bierzemy go. Najwyżej pomysł z kiełbaskami zrealizujecie już beze mnie. Bo wyszło obiecująco.
Złapali razem i zabrali zdobycz. Gdy zmordowani zaciągnęli zwierzoludzia na ustronną polanę, skoczny Łosiu sprowadził Kinola z nożami, tasakiem i drewnianą kopanią, do której spuścili krew i flaki. A potem zaczęło się ćwiartowanie.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 14-09-2020, 02:11   #74
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 - 2519.I.15; agnt (7/8); ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Bednarzy; karczma “3 baryłki”
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); ranek
Warunki: cisza, ciepło, jasno, gwar karczmy na zewnątrz jasno, powiew, pogodnie, b.mroźno



Sebastian



- Ale ty chłopie masz problemy z samego rana. - ich brodaty rozczochraniec sarknął przecierając dłonią swoją twarz. Na ile jego rozmówca zdążył go poznać to trudno było mu stwierdzić czy Aaron wygląda dobrze czy źle tego poranka. Jak na swój standard oczywiście. Wydawało się, że upadły magister sztuk tajemnych potrafi być przynajmniej na rauszu w prawie magiczny sposób. Nawet o tej dość wczesnej porze chociaż zastał go tam gdzie zwykł jeść śniadania to nie sprawiał wrażenia specjalisty od wiedzy tajemnej. Tylko bardzo zmęczonego życiem człowieka. Albo skacowanego. I co te śniadania to woli raczej pić niż jeść. Ale z całego zboru on wydawał się zarówno kimś o odpowiedniej wiedzy jak i względnie łatwo dostępny. Nie zawiódł też Sebastiana gdy ten wszedł dzisiaj rano do “3 baryłek” i powiódł spojrzeniem po gościach wyławiając właśnie jego kudłatą sylwetkę pochyloną nad jakimś kuflem.

Jak na tą porę roku poranek okazał się zaskakująco pogodny. Jakby Władca Zimy uciął sobie drzemkę i przestał zionąć lodem ze swych lodowych płuc. Mila też nie robiła większych kłopotów i dała się rano odprawić dzięki czemu młody cyrulik mógł swobodnie wyskoczyć na zaśnieżone miasto aby pozałatwiać swoje sprawy. Zaczynając od znalezienie Aarona. A potem przedstawieniu mu swojej sprawy. Ale brodacz wbrew mało zachęcającej aparycji i pierwszemu wrażeniu coś jednak wiedział na temat jaki interesował cyrulika.

- Kamień filozoficzny? No ta… jest coś takiego. - mruknął w końcu z wyraźną niechęcią. Chociaż Sebastian nie był do końca pewny czy to niechęć do wczesnej pory, tematu rozmowy, jego samego czy efekt jeszcze czegoś innego.

- Ma wiele nazw. Kamień filozoficzny, kamień przemian, uniwersalny kamień, kamień życia i śmierci… takie tam. Mieliśmy o tym na wykładach. Chociaż ja go nigdy nie widziałem. - brodacz zamyślił się jakby przeżarty alkoholem umysł próbował odtworzyć coś z czasów gdy był młodym, obiecującym uczniem kolegium.

- Właściwie to nie wiadomo do końca jak wygląda. Jedne opisy mówią, że jest przezroczysty inne, że matowy. Może być twardy albo miękki. Czasem jest jak jakiś glut, prawie płyn a czasem jak węgiel. Jedni mówią, że świeci w ciemnościach inni, że tylko odbija światło. Bo widzisz on się podobno zmienia. Co chwila albo raz na rok. Dlatego trudno go opisać. Tak nam to wykładowcy tłumaczyli. - mimo początkowej niechęci temat chyba w końcu “chwycił” i Aaron nawet się zaczynał rozkręcać gdy przypominał sobie dawne wykłady, prawie jak z innego życia.

- Co więcej on może zmieniać też materię naszego świata. Podobno czasem nawet czas. Wypaczać jak to oni mówią. Mówili, że jak weźmiesz dużą grudę gołą ręką to ci tam macki wyrosną czy co. Jak nie za pierwszym to za drugim razem ale w końcu jakoś cię zmieni. Dlatego jest taki niebezpieczny. I cenny. Wpływa też na Eter. Znaczy na czary. Podobno można łatwiej je robić. Ja nie wiem, nie próbowałem. - brodacz pokiwał głową jakby zgadzał się sam ze swoimi stwierdzeniami. Pokazał na swojej dłoni jakby mu nagle coś miało tam wyrosnąć jakby miał w niej taką grudę takiej dziwnej materii.

- Nikt nie wie skąd się wziął. Ale wszyscy wiedzą, że jest. I jest cenny. Zwłaszcza dla magistrów. I do różnych eksperymentów. W każdym razie jak ktoś wie co to jest i to ma to powinien mieć na tyle oleju w głowie by trzymać to w jakiejś grubej, ołowiowej skrzyni. Ołów powinien oddzielić ten kamień od reszty materii. - kudłacz pokazał gestem tak coś na oko grubości dwóch palców jak mówił o tej ołowiowej skrzyni w jakiej powinno się przechowywać ten kamień filozoficzny.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); ranek
Warunki: cisza, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, powiew, pogodnie, b.mroźno


Młodą wdowę zza okien powitał całkiem pogodny poranek. Zaletą jej pozycji społecznej było to, że sama mogła sobie regulować własny grafik czyli także wstawanie z łóżka. A własne łóżko wydawało się oazą ciepła i przyjemności. Bo za oknami chociaż była ładna pogoda i o dziwo nie wiało jakoś mocno to pewnie i tak było na tyle zimno, że bez zimowego ubrania nie było sensu wychodzić. No a jak gospodyni nie musiała się nigdzie śpieszyć to miała okazję powspominać wczorajszy dzień i poplanować dzisiejszy.

---


- Ojej wolałabym wrócić z tobą no ale już jutro mamy spotkanie. - Łasicy musiały bardzo spodobać się te niecne zabawy na świeżym powietrzu po spotkaniu z Czarnymi bo widać było, że rozstanie z ulubioną koleżanką z grupy jest jej bardzo nie na rękę. No ale jeszcze bardziej świecenie oczami przed Starszym i resztą następnego dnia.

- Ale jak mnie nie zamordują gdzieś po drodze albo nie zamknął w tych lochach to przyjdę wieczorem do ciebie! - rzuciła trochę frywolnie a trochę na poważnie. Ta myśl jakby wzbudziła w niej jakieś skojarzenie bo ściągnęła usta w ciup, zmrużyła jedno oko i poszukała natchnienia w chmurach kończącego się dnia.

- Chociaż jakby w tych lochach były takie ładne strażniczki które wiedzą jak należy traktować więźniów, a zwłaszcza młode więźniarki to chyba by nie było aż takie straszne. Byle szczurów tam nie było. Nie cierpię szczurów. - roześmiała się niefrasobliwie jakby taka wizja z lochem i bliskimi relacjami z ładnymi strażniczkami wcale jakoś jej nie przerażała. No ale potem już poszła w swoją stronę a Versana w swoją.


---



Gdy młoda wdowa dotarła do swojego domu mogła się cieszyć domowym zaciszem. Tutaj była panią na swoich włościach i miała swoją służbę, własne kąty i ulubione potrawy serwowane przez starą ale niezawodną gosposię. Ona też niejako wprowadziła swoją panią do izby Kornasa lamentując przy tym na upadek norm i obyczajów.

- Któż go tak pobił nieboraka? Bandyci jacyś. Coraz bezczelniejsi są ci hultaje. Niedługo w biały dzień nie będzie można wyjść bezpiecznie na ulicę. I to jak napadają takiego chłopa jak on to co może biedna, drobna kobieta? A jak panienka? Panience nic się nie stało? - biadoliła stara gosposia gdy załamywała ręce nad pobitym ochroniarzem swojej pani i martwiła się o nią, o niego jak i o swój los skoro przyszło im żyć w takich ciężkich czasach. A Kornas dalej leżał złożony niemocą. Faktycznie wyglądał jak ofiara napaści i pobicia. Stara gosposia pewnie by nie uwierzyła, że napastnik był jeden i do tego była to kobieta. Ale Kornas dychał, nawet przytomnie przewracał oczami chociaż był cały obolały. Niemniej była nadzieja, że za parę dni znów będzie w pełni sił bo jakoś nie wyglądał jakby nagle mu się miało pogorszyć. Chociaż tego nigdy do końca nie można było być pewnym.

Potem jeszcze trochę wieczornego relaksu i przyjemności w samotności. Brena oczywiście bez sprzeciwu przyjęła zamówienie na przygotowanie kąpieli a potem jej pani mogła spędzić wieczór w łóżku. Za oknami było już od dawna ciemno gdy gasiła światło. Panowały odgłosy nocy i śpiącego miasta dochodzące zza zamkniętych okien. Ale w sypialni pod pierzyną było cicho, spokojnie i przyjemnie. Na Łasicę się jednak nie doczekała.


---



Tak do końca to sama nie była pewna co ją obudziło. Ale jak się rozejrzała po swojej sypialni to nawet po ciemku dostrzegła spokojne, swojskie otoczenie. Sądząc po nocnej ciszy i ciemnościach musiała być głęboka noc. I tyle. Nic więcej się nie działo. A nic jej się chyba nie śniło by sen miał ją obudzić. Przyłożyła głowę do poduszki by znów zasnąć gdy usłyszała stukanie. Trzy ciche, szybkie uderzenia. Gdzieś od strony okna. Zupełnie jakby jakiś ptasi głodomór pukał w szybę domagając się jadła. Ale ptak? W środku nocy?

Wstała z łóżka i od razu poczuła utratę ciepła ze znacznie mniej ogrzanego powietrza niż pod pierzyną. Zwłaszcza na odkrytej skórze. A gdy podeszła do okna czekała ją niespodzianka. Zamiast ptasiej dostrzegła ludzką głowę. A przecież sypialnia była na piętrze! I to całkiem znajomą głowę. Z ciemnymi w tych mrokach nocami chociaż wiedziała, że w dzień są takie raczej granatowe. Łasica jakoś dała radę wspiąć się na ten poziom i trzymała się parapetu. Na chwilę oderwała jedną z dłoni aby do niej pomachać wesoło ale znów musiała szybko złapać się parapetu. Widocznie utrzymanie się tutaj kosztowało ją sporo wysiłku.

- Lepiej szybko otwórz! Bo jak spadnę to ci narobię wrzasku i wstydu na całą ulicę! - powiedziała cicho, zwłaszcza, że szyby tłumiły jej głos. Ale może i nie żartowała. Jakieś wrzaski w środku nocy faktycznie mogły zaalarmować sąsiadów.

---


No więc wczoraj może w środku nocy, chyba koło północy ale jednak doczekała sie wizyty koleżanki ze zboru. A dziś był kolejny poranek i chociaż przyjemnie się leżało pod pierzyną czekały kolejne sprawy i rzeczy do zrobienia. O zmroku miało się zacząć spotkanie na łajbie a wieczorem był ten koncert u van Hansenów. No ale to o zmroku i wieczorem a na razie był ranek chociaż już raczej późny niż wczesny ale za to całkiem cichy i słoneczny.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); ranek
Warunki: chłodno, półmrok, światła ognisk i pochodni



Strupas



No i wstał kolejny dzień. Chyba. Tak można było sądzić po rytmie podziemnej osady chociaż w grocie było tak samo chłodno, ciemno i wilgotno jak zawsze. Czy był dzień czy noc, czy coś padało czy był słoneczny dzień to tutaj nie miało znaczenia. Ale widocznie był już ranek sądząc po tym ruchu pomiędzy szałasami i chatami.

Dzień zakończył się dla garbusa i jego kompanów dość pracowicie. Przerobienie truchła zwierzoludzia na potrawkę nawet na kilka osób to im zajęło sporo czasu. Zwłaszcza, że jak zaczynali to już było ciemno chociaż tuż po pierwszym zmierzchu. Wieczór był jeszcze młody. W mieście to był czas gdy po pracy mieszkańcy raczyli się kufelkiem czy dwoma i siadali do kolacji. A oni urządzili sobie rzeźnię na jednej z polan. Śnieg zabarwił się na czerwono od krwi i wyprutych wnętrzności. Pracowali przy blasku pochodni i cieple ogniska. Zmachali się i zmarzli całkiem zdrowo. No ale późnym wieczorem gdy w mieście już pewnie większość spała w swoich łóżkach skończyli swoją robotę i mogli wrócić do znajomych kątów w podziemiach. A dziś chyba było już rano więc czas było zabrać się za wykonanie tego zdania.

- Ciekawe co się stało z tamtymi dwoma co uciekli. - zastanawiał się Żabiooki przy śniadaniu. No to było dobre pytanie. O ich losie nie wiedzieli nic odkąd tamci zniknęli im z oczy pomiędzy drzewami. Czy miało to jakieś znaczenie dla ich planów czy nie to trudno było zgadnąć.

- No ale jak chcecie teraz go podrzucić? - Kinol zapytał na tą samą trójkę jaka wczoraj wyruszyła spod jaskini aby podrzucić małego warchlaka. Teraz było trochę więcej do dźwigania chociaż na trzech to powinni sobie poradzić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-09-2020, 08:01   #75
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.15; Angestag (7/8); ranek

Gdy Sterben stanął na powrót na ulicy odetchnął głęboko. Mroźne powietrze nie było świeże, ale i tak o stokroć lepsze niż to, które otaczało Aarona. Dowiedział się niewiele, ale mimo wszystko został uczulony na środki ostrożności jakie należy podjąć w przypadku kontaktu z kamieniem.

Zastanowił się chwilę co powinien zrobić. Niewiele przychodziło mu do głowy. Ku chwale Nurgla starał się robić tyle na ile wystarczało mu środków. Zaraz po przybyciu tutaj zdiagnozował kiłę i żółtaczkę u dziwek. Odpowiednie niedoleczanie ich przypadłości połączone z czasem spowoduje, że będzie się ona roznosić po całym mieście. W przypadku, dobrze znanej wszystkim, kiły starał się leczyć dziewczęta, ale nie w przypadku żółtaczki.

Tutaj dla Sterbena krył się potencjał. Zarazić się można było poprzez krew, przenieść zakażenia na dziecko podczas porodu no i oczywiście stosunek płciowy. Prawie każda dziwka przechodziła ją bezobjawowo, a u reszty objawy dało się wyeliminować poprzez dietę i unikanie alkoholu. Objawy ich klientów za to można było zrzucić na hulaszczy tryb życia, bo jaki zwykły człowiek łączyłby dziwkę z przypadłościami wątrobowymi, ciemnym kolorem moczu i w skrajnych przypadkach żółtym zabarwieniem oczu i skóry. Teraz gdy nawiązał dodatkową współpracę z Dieterem była szansa zadziałania na większą skalę.
Ale to były plany długoterminowe. Być może posiadanie kamienia mogłoby przyspieszyć chorobę, ale z obecnymi środkami nie mógł zrobić więcej.

Co mógłby zrobić tu i teraz? Zadanie jakie dostał od Starszego, na obecny zbór, wykonał. Zdobył traktat i zapoznał się z jego treścią. Zdobył dodatkowe informacje o kamieniu filozoficznym. Być może mógłby namierzyć statek o jakim była mowa w trakacie. Czasu do spotkania miał dużo. Ruszył zatem w kierunku portu.

2519.I.15; Angestag (7/8); przedpołudnie

Zapukał do budynku bosmanatu i pchnął drzwi.
- Sprawę mam. Delikatną - powiedział ściszonym głosem zbliżając się do biurka, przy którym siedział skryba. - Statku szukam. Wiem tylko tyle, że ma jakąś łabędzią nazwę. Możecie sprawdzić w księdze portowej czy taki jeszcze w porcie stoi? - Twarz mężczyzny wyglądała jakby zaraz miał go przegonić więc Sterben odezwał się ponownie.
- Cyrulikiem jestem. Była u mnie jedna dziwka. Zbadałem ją i wolę nie opisywać co jej było. Muszę znaleźć tych marynarzy co ostatnio ją na spółkę brali. Maść im specjalną przepisać. Bo im kuśki sczernieją, zgniją i odpadną - zawiesił dramatycznie głos dając czas aby wyobraźnia bosmana zadziałała. - Jedyne co wiem od tej głupiej baby, że statek miał łabędzią nazwę. Po cichu chce to załatwić żeby biednych marynarzy na pośmiewisko nie wystawiać.

- Noo… No nie wiem… To chyba lepiej poczekać jak szef będzie… No ja to tak sam nie mogę... - skryba jaki urzędował w kapitanacie trochę zbladł i chyba przejął się tą nieprzyjemnie wyglądającą chorobą jaka mogła rozpanoszyć się po porcie. Ale też chyba nie czuł się za bardzo władny podejmowania decyzji. Ostatecznie jednak z widoczną niechęcią i wahaniem sięgnął jednak po jakąś księgę co wyglądała na jakiś spis czegoś. Jak jakiś dziennik czy rejestr na ile ze swojej strony biurka mógł dostrzec Sebastian. Ale jednak zaczął coś w nim szukać przeszukując palcem kolejne pozycję. Całkiem szybko. Musiał mieć w tym niezłą wprawę.

- Coś z łabędziem… No był “Karmazynowy Łabędź”... Ale zatonął ze dwa sezony temu… Jest “Królewski Łabędź”... Ale nie wrócił na zimę do portu… Pewnie zimują gdzie indziej… A to musi być z łabędziem coś? Mamy przy trzecim molo “Złotą Gęś”. Gęś to prawie jak łabędź no nie? - skryba mamrotał sobie pod nosem gdy tak przewracał kolejne pozycję w tym rejestrze. Z tego co mówił, że w tej chwili nie powinno być w porcie żadnych statków z łabędziem w nazwie. Jak nawet były to albo potonęły albo nie było ich w tej chwili w porcie. Były ze dwie gęsi i kaczki no ale łabędzia żadnego.

Cyrulik zapisał te trzy nazwy statków. Informacja jaką zdobył wiele mu nie pomagała, a na pewno przerastała jego osobę.
- Dziękuję za pomoc. Niewiele mi to dało - powiedział ze smutkiem. - Nie, że się nie starałeś. To wina tej głupiej baby co spamiętać nic nie potrafiła. Ale powiedz mi. Wiesz do kogo należy ta “Złota gęś”? Nie widziałeś tam na pokładzie jakichś uczonych? Magistrów może?

Sterben tknięty jakimś impulsem, a może szeptem samego Nurgla, zaczął łączyć fakty. Kamień filozoficzny. Transmutacja. Ołów chroniący przed działaniem kamienia.. Zamiana ołowiu w złoto. Złoto. Najczystszy metal o podobnych właściwościach, ale za drogi, aby używać go w praktyce. “Złota Gęś”. Kto nazywa tak statek? Przypadek? Niezależnie od tego co powie mu skryba z bosmanatu to przejdzie się na molo i sprawdzi. Jakby miał obstawiać, to strzelałby, że Złota Gęś powiązana jest ze Złotym Kolegium Magii.

- “Gęś?” - urzędnik wrócił kilka kartek do tyłu by spojrzeć na ten jeden zapis w rejestrze. Odszukał go palcem i przeczytał co tam było napisane. Zapisy były dość krótkie, na jedną, może dwie linijki z tego co widział Sebastian więc zbyt wiele nie mogło być tam zapisane. - Wpisał się kapitan Gauss. A statek należy do kupca z Marienburga. Pewnie utknął u nas na zimę. - powiedział skryba podnosząc głowę znad ręcznie pisanego rejestru.

- Kapitan Gauss - cyrulik powtórzył po skrybie, zapisując sobie. - Pewnie wrócę do tej dziwki i wypytam. Może coś sobie jeszcze przypomni. Dziękuję przyjacielu, ale jakbyście mieli coś tam jeszcze ciekawego, co mogłoby pomóc ich znaleźć, to mówcie śmiało.

- Trudno coś powiedzieć jak nic właściwie nie masz. Jakiś łabędź w nazwie. Nawet nie wiadomo czy ta dziwka dobrze to zapamiętała. Jakby było wiadomo skąd jest, z jakiej tawerny czy zamtuza no to może by można tam rozpytać. I by się udało dojść o jaką załogę chodzi. Albo może u sióstr Białej Gołębicy. Może ktoś się zgłosił z takimi objawami. - skryba chyba próbował pomóc jak mógł ale widocznie brakowało mu jakichś punktów zaczepienia by to pociągnąć poza niepełną i niepewną nazwą.

- Nic więcej nie zrobimy - cyrulik bezradnie rozłożył ręce na boki. - Nie twoja ani moja wina. Przynajmniej próbowaliśmy. - Skłonił lekko głową i życząc dobrego dnia wyszedł z bosmanatu. Ruszył w kierunku molo przyglądnąć się zacumowanym statkom, a w szczególności Złotej Gęsi. chciał sprawdzić czy wygląda na zwykły kupiecki statek.

Młody cyrulik nie był ekspertem ani od statków ani co jest co w porcie. Ale wskazówki jakie uzyskał w bosmanacie i jedno czy dwa zapytania dość precyzyjnie skierowały go na właściwy rejon i nabrzeże. Tutaj w ten chmurzący się późny, mroźny poranek jaki stopniowo przechodził w południe szedł przez zdeptany śnieg jaki chrzęścił mu pod nogami. Tam i tu ktoś posypał kawałek piaskiem czy popiołem więc okolicę dominował ten brudny, zdeptany śnieg. Odnalazł właściwe nabrzeże i ruszył nim mijając kolejne zacumowane łajby. W ten pochmurny, późny, poranek te łajby nie wyglądały tak okazale jak wtedy gdy były w ruchu i pod pełnymi żaglami. Olbrzymie, pękate kadłuby z ciemnego drewna stały nieruchomo wydając z siebie ciche odgłosy trzeszczących lin, drewna i co one tam jeszcze w sobie miały. Wśród ich małej grupki to chyba tylko Kurt się znał na morzu i statkach i wiedziałby co teraz mijają.

Ale w końcu Sebastian doszedł do kadłuba gdzie na dziobie była napis “Złota Gęś”. Gdyby nie nazwa to ta krypa nie różniłaby się dla niego niczym od całego rzędu sąsiadów jaki minął do tej pory. Podobnej wielkości jak ich “Adele”, podobnie nieruchoma i zawalona śniegiem. Burty na tyle wznosiły się nad nabrzeżem, że nie było widać pokładu. Na samym środku wznosił się pojedynczy masz ale bez rozwiniętych żagli przypominał ogołocone z liści i gałęzi drzewo. Na samym dziobie była rzeźba jakiegoś ptaka, nawet podobnego raczej do gęsi. Nie było żadnego trapu ani drabiny aby dostać się na pokład. Tak samo jak na “Adele” zwłaszcza jak się przyszło w tygodniu a nie w czas spotkania. Ale na pokładzie dwóch marynarzy bez pośpiechu szuflowało nadmiar śniegu za burtę spokojnie rozmawiając ze sobą. Zresztą po nabrzeżu i całym porcie było całkiem sporo ludzi, wozów i zwierząt gdy nawet w zimie port tętnił życiem nawet jeśli nieco ospałym w porównaniu do cieplejszego sezonu.

Sterben był rozczarowany. Liczył że coś charakterystycznego wpadnie mu w oko. Jedyne co stwierdził, to że załoga pewnie razem z kapitanem spędzi zimę w mieście. Przeszło mu jeszcze przez myśl, żeby zapytać gdzie zatrzymał się kapitan, ale gdyby marynarze zainteresowali się po co mu ta informacja, lub co gorsza kapitan był na pokładzie, to nie miałby żadnej wiarygodnej bajeczki pod ręką. Poza tym nie było pewności, że był to właściwy trop. Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku swojego domu. Starszy na pewno znajdzie kogoś odpowiedniego do tego zadania, a może i jemu samemu wyznaczy nowe. Postanowił coś zjeść i jeszcze raz rzucić okiem na traktat. Chciał wyłuskać z tekstu lub rysunków coś co dopiero z informacjami zdobytymi od Aarona wyda mu się zrozumiałe.

2519.I.15; Angestag (7/8); południe

Sterben zrobił sobie przerwę i poszedł do szynku Jonasa na obiad. Wracając zobaczył Lukasa Steina stojącego przed jego drzwiami.
- Znowu? - zapytał cyrulik biorąc w dłoń jego brodę o obracając twarz w lewo i prawo. - Ostatnio zdarza się jej coraz częściej - dodał otwierając drzwi i wpuszczając chłopaka do środka.
- Długo to jeszcze potrwa? - zapytał Jonas wchodząc do środka.
- Pije więcej?
- Tak - potwierdził.
- Zapija ból, a może to oznaczać, że trucizna działa - stwierdził cyrulik obmacując jego stłuczenia na twarzy. - Nie stwierdzam żadnych pęknięć. Mógłbyś się chociaż osłaniać, bo następnym razem coś ci zrobi. To duża baba i ma ciężką rękę.
- Mam wtedy mniejsze wyrzuty sumienia - Lukas wzruszył ramionami. - No i potrzebuję więcej.
Sterben zmierzył go spojrzeniem i poszedł do tylnej izby. Po chwili wyłonił się z buteleczką w dłoni.
- Po kilka kropel do każdej butelki nie więcej - przypomniał cyrulik.
- Wiem. Inaczej może wyglądać podejrzanie - chłopak odparł jakby powtarzał nie swoje słowa. I położył monetę na stole.

Sterben wpatrzył się w nią.
- Zabierz to. Chciałbym żebyś w zamian coś dla mnie dzisiaj zrobił. Rozpytaj w porcie czy w ostatnim czasie nie przybył tutaj jakiś statek. Jego nazwa powinna być związana z Kaczką, Gęsią lub Łabędziem. Na jego pokładzie przybył jakiś mag lub magister. Przywiózł ze sobą niedużą skrzynię lub kasetkę wykonaną z ołowiu lub złota. Podczas jej wyładunku ludzie mogli się zachowywać ostrożnie jakby było tam coś niebezpiecznego. Może ktoś krzyczał na kogoś żeby uważał - przerwał na chwilę upewniając się, że chłopak zrozumiał w pełni o co mu chodzi, a po chwili kontynuował.
- Tylko bądź ostrożny. Pytaj tylko wśród tych których znasz. Wśród portowych tragarzy. Oni widzą wszystko. Może było tak, że czegoś nie pozwolili im dotykać i to wyładowywała załoga statku. Albo ktoś strasznie ich pilnował w czasie wyładunku. Wtedy mogli widzieć jakiegoś magistra nadzorującego wyładunek lub jakaś zwiększona niż zwykle ochrona patrzyła im na ręce. Spróbuj dowiedzieć się czegoś przed wieczorem.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 21-09-2020 o 07:35.
Raga jest offline  
Stary 18-09-2020, 18:04   #76
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Północ knt; sypialnia Versany



Ver nadal nie dowierzała własnym oczom. Widok wiszącej za oknem w środku nocy Łasicy był delikatnie mówiąc szokujący. Wybudzona ze snu dama raz jeszcze przetarła więc ślepia chcąc się upewnić, że to co widzi to aby na pewno rzeczywistość a nie wciąż dziwaczna mara senna. Wszelkie wątpliwość jednak rozmyły się w momencie gdy tylko koleżanka Versany mocno nerwowym lecz pełnym dyskrecji ruchem zastukała w okiennice ponaglając ją i informując, że długo tak nie wyrobi. To spowodowało zaś, że wdowa niemal podskoczyła jakby ją ktoś uszczypnął, przystępując od razu do działania. Wpierw ostrożnie otworzyła okno tak aby nie narobić za dużego rumoru i tym samym nie zbudzić pozostałych mieszkańców a następnie wyciągnęła rękę w kierunku niespodziewanego gościa. Na reakcję "kobiety pająk" długo czekać nie trzeba było. Z gracją akrobaty chwyciła przedramię swej przyjaciółki i dość zwinnym ruchem wskoczyła do jej prywatnej izby. Brunetka jedno musiał przyznać. Jej wyższa rangą przyjaciółka była naprawde dobrze rozciągniętą i sprawną kobietą. Chwilowy zachwyt jednak nie zmieniał faktu, że takie nocne najście poddawało próbie zarówno jej cierpliwość jak i wizerunek jaki kreowała przed oczami większości społeczeństwa.

- Co ci strzeliło do tej ślicznej główki? Zapomniałaś do czego służą drzwi? - pomimo, że wdowa szeptała w jej głosie dało się wyczuć dozę zdenerwowania. Przez wciąż otwarte okno do pokoju wdzierało się nie zapraszane przez nikogo zimne powietrze, które było przyczyną powstania na skórze femme fatale gęsiej skórki. Kobieta więc pośpiesznie w pierwszej kolejności zamknęła lufcik a następnie upewniła się czy drzwi do jej pokoju są aby na pewno zakluczone. Jeden nieproszony gość tej nocy zdecydowanie wystarczał. Greta z racji swojego już dość poważnego wieku sen miała raczej dość twardy. Versana wolała jednak nie ryzykować. Nie miała chęci na wymyślanie jakiejś wyssanej z palca bajeczki, w która kucharka pewnie by i tak nie uwierzyła. Pomimo swoich lat i już nie tej tężyzny fizycznej niejednokrotnie potrafiła zaskoczyć domowników wyjątkowo dobrą pamięcią i sprytem, którego pozazdrościć by mógł jej nie jeden żak. To zaś swoja droga niejednokrotnie imponowało jej pracodawczyni.

- Co tak stoisz? Siadaj przy kominku. Na pewno zmarzłaś. - szepnęła do stojącej nieruchomo kobiety mijając ją w trasie do kominka. Wdowa miała zamiar dorzucić nieco drwa do ognia. W pokoju zrobiło się zdecydowanie chłodniej i ubrana tylko w niemal przeźroczystą podomkę bruneta zaczęła to dość mocno odczuwać. Fakt ten nie uszedł uwadze Łasicy, której spojrzenie momentalnie skupiło się na wyraźnie zarysowanych sutkach koleżanki.

- Tu mam oczy. - Ver z szyderczym uśmieszkiem przerwała rekonesans wyjątkowo dzisiaj milczącej koleżance - Języka w gębie zapomniałaś czy zamarzł ci na tej pizgawicy?

- Nie wdrapałam się tu, żeby oglądać twoje oczy. - roześmiała się cicho włamywaczka chociaż na chwilę rzeczywiście podniosła wzrok powyżej szyi gospodyni to co było poniżej wydawało się ją znacznie bardziej interesować. Podobnie jak ciepło kominka. Podeszła do niego i kucnęła wyciągając dłonie w stronę przyjemnego ciepła.

- To tak sobie tu mieszkasz? - rozejrzała się ciekawie po sypialni wdowy po kupcu van Drasen. - No całkiem ładnie. Byłoby co kraść. - zaśmiała się ze złośliwej uciechy po czym spojrzała na samą właścicielkę. - I gwałcić też co. - zachichotała jeszcze bardziej jakby niesamowicie ją to bawiło. - A drzwi daj, spokój! Drzwi są dla mięczaków. I nie chciałam całego domu obudzić. - jakby na koniec przypomniała sobie o czym na początku mówiła koleżanka.

- A ja myślałam, że rola twardziela przypisana jest Silnemu. - szepnęła z ironia siadając na taborecie obok Łasicy - Widocznie łączy was więcej niż się na pierwszy rzut oka może zdawać. - dodała podśmiechując się z lekka. Świeżo dorzucone drewno powoli zajmowało się ogniem intensywnie strzelając iskrami dookoła. Mimo cichej rozmowy, którą prowadziły obie kobiety dom zdawał się nadal być pogrążony we śnie.

- Swoją drogą. Gdzie ty się nauczyłaś wspinać? - Ver rozłożyła nogi na bok siadając tym samym rozkrokiem. Zrobiła to umyślnie. Lubiła kusić swoją kochankę i obserwować jej spontaniczne i bezwarunkowe odruchy. Fakt, że nie założyła bielizny miał dodać całej tej sytuacji pikanterii. Brunetka jednak nie dała poznać po sobie iż zrobiła to specjalnie i ze spokojem patrzyła na kucającą przed kominkiem kobietę.

- Posiadasz jeszcze jakieś inne umiejętności? - zapytała nie spuszczając wzroku z ciemnowłosej postaci - A teraz na poważnie. Coś ważnego się wydarzyło, że zjawiasz się u mnie w środku nocy? Czy po prostu bardzo się za mną stęskniłaś i przyszłaś zobaczyć czy aby na pewno jestem przykryta kołderką? - brunetka pytała dość poważnie. Nie potrafiła jednak darować sobie jeszcze jednego żarciku. Mimo późnej pory i początkowym nerwom humor teraz zdecydowanie jej dopisywał. Nie chciała jednak tego tak szybko po sobie poznać. Zgrywała więc nadąsaną panienkę z wyższych sfer, która to w życiu widziała już niemal wszystko.

- Poważnego? Oh, nic poważnego. Byłam w kazamatach. - Łasica zaśmiała się cicho bezczelnie odwracając głowę od kominka i próbując dojrzeć co koleżanka ma między nogami. - I twoim zdaniem mam coś wspólnego z Silnym? Na przykład co? Jestem tak samo szpetna czy tępa? - zapytała ironicznie i wstała stając frontem do gospodyni. Położyła dłonie na swoich biodrach jakby chciała dać Versanie się lepiej obejrzeć do tej weryfikacji cech wspólnych z Silnym. Albo i sama chciała na nią popatrzeć z góry. - I tak. Przyszłam sprawdzić co masz pod kołderką. Miałyśmy chyba jakieś orgie do omówienia. - dorzuciła też chyba całkiem nieźle się bawiąc całą sytuacją.

Jak na rasowego kupca przystało Ver zmierzyła wzrokiem od stóp do głów stojąca przed sobą kobietę. Z tej perspektywy jej przyjaciółka wyglądała naprawdę apetycznie. Szczególnie z tą lekko nadąsaną miną.

- Hmmmm… - brunetka próbowała zebrać myśli wciąż uważnie badając wzrokiem wszystkie zakamarki kultystki przed sobą - Raczej tak samo uparta. - stwierdziła odpowiadając Łasicy na jej pytanie tyczące się łączących ją podobieństw z łysym mięśniakiem. Z twarzy obu kobiet nie znikał szyderczy uśmieszek. Obie ceniły sobie sarkazm i obie lubiły dwuznaczne rozmówki. Z reszta była to jedna z tych rzeczy, która je łączyła. Poza zamiłowaniem do sypialnianych - i nie tylko - psot, oczywiście.

- Mnie jednak bardziej interesuje twoja wizyta w kazamatach. - Versana dość płynnie zmieniła temat rozmowy kierując się zasadą "najpierw obowiązki, potem przyjemność" - Czego udało ci się tam dowiedzieć? - jeżeli dotychczasowy ton obu kobiet nazwać można było szeptem to wesoła wdówka zaczęła teraz balansować na pograniczu języka migowego.

- Bardziej cię interesuje moja wizyta w kazamatach? No to jak tylko to cię interesuje w mojej wizycie to mogę powiedzieć to jutro na spotkaniu. Właściwie to chyba nawet powinnam. Względy bezpieczeństwa i inne takie. - granatowa głowa gościa pokiwała się na znak jakby sobie przypomniała, że właściwie to wcale nie musi ani nawet nie powinna nic mówić koleżance młodszej stażem i szarżą od niej. Sądząc po jej ironicznym uśmieszku to jednak na razie jeszcze nie zamierzała wprowadzić tych postanowień w czyn ale i liczyła na jakąś inną reakcję niż ta jaką zdawała się zdradzać koleżanka.

- Względy bezpieczeństwa powiadasz? - powtórzyła słowa wyznawczyni Slaanesha formując z nich jednak pytanie - I kto to mówi? Niedoszła złodziejka prosząc w akcie desperacji o pomoc swoją niedoszłą ofiarę. - brunetka splotła palce u dłoni i oparła na nich brodę - To ci żart. Boki zrywać. Naprawdę. - blask kominkowego ogniska odbijał się w bielutkich ząbkach kultystki - Czy w takim wypadku nie powinnam wezwać straży aby zajęła się taką delikwentką? Bądź… - w trakcie pauzy, na którą pozwoliła sobie wdowa dało się słyszeć jedynie dźwięki trzaskającego drewna i przyspieszonych oddechów obu pań - … sama ją związać i wydusić od niej informację na czyje zlecenie przybyła? - Versana nagle uniosła się z taboretu i stanęła twarzą w twarz z Łasica krzyżując przy tym ręce na klatce piersiowej - Jak uważasz? Które z tych rozwiązań jest odpowiedniejsze?

- Te drugie. Zdecydowanie te drugie. - włamywaczka bezzwłocznie zasugerowała właściwszą jej zdaniem odpowiedź wcale nie ukrywając swojego zainteresowania takim rozwiązaniem. Po czym kontynuowała już spokojniej.

- Po co robić zbiegowisko w środku nocy? Mogłaby na tym ucierpieć tylko reputacja i dobre imię domu handlowego i pewnej młodej damy. Wydaje mi się, że znacznie lepiej załatwić sprawę osobiście i dyskretnie. - Łasica poza talentami do nocnej wspinaczki musiała mieć też niezły dryg do aktorstwa. Przynajmniej w takich zabawach. Bo dalej mówiła z pełnym przekonaniem zupełnie jakby była jakimś osobistym doradzcą gospodyni i zalecała jej wykonanie odpowiednich kroków. Niby mówiła poważnie ale też jakoś lekko a wesołe iskierki w oczkach wskazywały, że rozmowa wreszcie zmierza w sprzyjającym jej kierunku. Versana czuła pod dłońmi jej kożuszek, wciąż jeszcze nieprzyjemnie chłodny od tego morzu za oknem. Chociaż z bliska też wyczuła zapach mydła bijący z granatowych włosów jakby były niedawno umyte. Zwłaszcza, że jej ulubiona koleżanka ze zboru zrobiła krok do przodu i jak na zaufanego doradcę przystało zaczęła mówić nieco ciszej i dyskretnie przy okazji wodząc palcami po barku koleżanki. A ta przez cienki materiał koszuli nocnej mogła to całkiem wyraźnie poczuć.

Reakcja Ver była niemalże natychmiastowa. Z wprawą godną łowcy nagród zdecydowanym ruchem chwyciła za nadgarstek swej koleżanki i w dość zwinny sposób zakręciła się tak, że chwilę później stała za plecami przyjaciółki wyginając przy tym jej rękę w stawach łokciowym i barkowym. Widziała podobną sztuczkę w wykonaniu samego Kornasa kiedy to walczył z aktualnym i jednym z wielu obiektów westchnień Łasicy. Różnica pomiędzy eunuchem a jego panią była taka, że przeciwniczka brunetki nie stawiała zbyt dużego oporu. Wręcz przeciwnie. Zdawała się być zadowolona z takiego obrotu spraw. Natomiast dla samej gospodyni był to swoistego rodzaju trening "samoobrony".

- Proszę nie stawiać oporu to nikomu nic złego się nie stanie. - szepnęła do ucha "kobiecie pająk" a następnie sięgnęła po jedną z pończoch przewieszoną przez oparcie krzesła nieopodal - Zaraz wszystko mi wyśpiewasz jak na spowiedzi słoneczko. - kolejnym ruchem wykręciła podejrzanej druga rękę - Później zaś nauczymy cię dobrych manier. - z wprawą starego wilka morskiego związała ręce złodziejki jednym z poznanych tutaj węzłów. Szybkie podcięcie nóg natomiast posłało skrępowaną kobietę na taboret przed chwilą zajmowany przez samą właścicielkę kamienicy.

- Nim cię jednak zaknebluje powiedz mi czego dowiedziałaś się w pierdlu. - mówiła ze stanowczością godną niejednego kapitana statku dalekomorskiego.

Wdowa nie musiał nawet odwracać głowy. Patrząc z góry na przesłuchiwaną kolprzedę sięgnęła na oślep po drugą z pończoch a następnie obiema rękoma napięła ją tuż przed nosem Łasicy jakoby dając jej znak czym miała zamiar się posłużyć aby spełnić swoją wcześniejszą groźbę.

Łasica okazała się idealną pojmaną. Chyba rękawy jej kożuszka sprawiły większy opór przy krępowaniu nadgarstków właścicielki niż ona sama. A sądząc po braku oporu można było uznać, że aresztantka w pełni współpracuje z przesłuchującą. Do tego cichutkie urwane sapnięcia i rozognione spojrzenie dodawało przyjemnej pikanterii tej grze. A gdy znalazła się na taborecie ze skrępowanymi już nadgarstkami zapatrzyła się na chwilę w drugą z pończoch trzymaną przez Versanę przed jej twarzą i aż przygyzła wargi z ekscytacji.

- Chyba nie bardzo pamiętam. Tak tam było ciemno i straszno. I wypiłam dużo taniego wina jak tam byłam. - Łasica zadarła swoją granatową główkę do góry i posłała Versanie prowokująco kpiący uśmieszek.

- Widzę więc, że się nie zrozumiałyśmy. - podsumowała po cichu srogim tonem rozciągając raz jeszcze pończochę. - Skoro nie chcesz po dobroci zrobimy to po mojemu. - dodała stając za plecami ciemnowłosej kobiety.

Kneblowanie Łasicy nie należało do najtrudniejszych. Kobieta zdawała się mieć już doświadczenie w tego typu zabawach. Chociaż jakby się mocniej zastanowić to nie zawsze musiały być to erotyczne psoty. Prawej ręce Starszego daleko było do poukładanych i miłosiernych Shallyanek. A może nie? Może ona to miłosierdzie okazywała po prostu w zupełnie inny sposób. W sposób nieakceptowalny przez większość społeczeństwa. Pytanie więc skąd wśród ludzi tak duże zainteresowanie tego rodzaju miłosierdziem? To właśnie między innymi w takich meandrach ludzkiego rozumowania i postępowania krył się Pan rozpusty i dekadencji.

Przesłuchanie nie trwało zbyt długo. Było za to bardzo intensywne i… jednostronne. Tuż po zatkaniu ust Łasicy sroga pani inspektor klęknęła przed nią sięgając do wiązań jej skórzanych spodni. Palce miała zwinne jak przystało na portową dziwkę, którą była przed laty więc nim się podejrzana brunetka zorientowała jej spodnie ściągnięte już były do kostek. Brak bielizny u przesłuchiwanej kobiety nie był niczym niezwykłym. Tak samo jak jej mokre łono i brak sprzeciwu kiedy to wdowa sunęła po wewnętrznej stronie jej ud ku miednicy. Versana z początku była bardzo delikatna jednak po pierwszych paru pchnięciach zdawała się już o tym zapomnieć. Zupełnie jakby przy blasku księżyca wyszła z niej bestia. Bardzo dominująca i wyuzdana bestia. Zaledwie w ciągu paru pacierzy taboret, na którym zasiadała uwielbiająca cielesne uciechy kobieta zalał się jej sokami. Na twarzy zaś zawitała ulga i odprężenie. Obie kultystki odczuwały zaś satysfakcję i zadowolenie.

- No to gadaj i nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę. - szepnęła wstając z podłogi - Czego ciekawego dowiedziałaś się więc od tych zapijaczonych klawiszy? - wytarła mokre dłonie w swoją cieniutką podomkę a następnie zaczęła rozwiązywać kolejno knebel i węzeł unieruchamiający ręce koleżanki - Skoro jutro a w sumie już dzisiaj mam zdać szefowi raport. Powinnam wiedzieć jak najwięcej. Obie chyba nie chciałybyśmy go zawieść. - uśmiechnęła się serdecznie wychodząc już z roli nieugiętego stróża prawa.

- Oh, Ves, tego mi było trzeba. - Łasica roześmiała się z ulgą i rozleniwioną przyjemnością obejmując i całując z wdzięcznością swoją partnerkę za dostarczenie takich przyjemności. Wreszcie schyliła się aby zacząć do reszty ściągać z siebie buty i spodnie. A w międzyczasie mówiła dalej.

- Udało mi się ich przekonać, że mają u siebie miejsce dla biednej i zmarzniętej ślicznotki która desperacko szuka miejsca by coś zjeść i się ogrzać. Niestety jest bez grosza przy duszy. Na szczęście domyślili się jak im owa zmarznięta ślicznotka może się odwdzięczyć za taką dobroć. - Łasicę chyba niemożebnie bawiło to świeże wspomnienie spotkania ze strażnikami kazamat którym widocznie sprzedała bajeczkę w cytowanym stylu a oni ją kupili. Mocowała się ze zdjęciem jednego buta a gdy ten stuknął o podłogę zabrała się za drugi.

- Było ich tam trzech. Czyli w sam raz jak na moje potrzeby i możliwości. Żaden nie ma oporów przed obcowaniem z kobietami. Sprawdziłam to bardzo dokładnie i dogłębnie. - zaśmiała się znowu ściągając z siebie drugi but który też wylądował niedaleko kominka. Teraz zabrała się za ściąganie nogawek skórzanych spodni przez kostki i stopy.

- Sama ich kanciapa jest wzdłuż bramy. Czyli nieduża. Brama wewnętrzna była zamknięta bo tylko czerń było widać. Nie widziałam jej samej w tych ciemnościach. A wewnątrz są dwa pomieszczenia. Jedno to stróżówka a druga to sypialnia z dwoma piętrowymi łóżkami. Ale dzisiaj było ich tylko trzech. - dorzuciła stękając cicho gdy ściągnęła jedną nogawkę i zaczęła zsuwać drugą. Po chwili ściągnęła i ją i wreszcie wstała naga do pasa i zaczęła rozpinać swój kożuszek.

- Ale się zgrzałam. Strasznie gorąco tu u ciebie. Pozwolisz, że się rozdzieję? - zapytała patrząc znów z tą swoją łotrzykową bezczelnością i nie czekając na odpowiedź dalej rozpinała swoje wierzchnie odzienie.

- W sypialni jest małe okienko. Jak od piwnicy. Gdzieś na wysokości głowy. Pewnie na dziedziniec. Myślę, że gdyby było trzeba to dałabym radę się przez nie przecisnąć. O ile na zewnątrz nie ma krat. Ale nie widziałam co jest za oknem to nie wiem. No i najważniejsze. - łotrzyca rozpięła swój krótki kożuszek i rzuciła go na stołek jaki przed chwilą zajmowała. Teraz była już tylko w gorsecie założonym na koszulę która była na tyle długa, że przykrywała większość jej intymnej anatomii.

- Byliście dla mnie tacy dobrzy! Czy będę mogła przyjść tu jeszcze? Możemy się jeszcze spotkać? Bardzo mi na tym, zależy, jestem nowa w tym mieście nikogo tu nie znam, mogę pracować za jedzenie. - niespodziewanie Łasica zmieniła swój bezczelny uśmieszek jakim zazwyczaj pogardliwie obdarzała świat na słodziutki, błagający ton zmarzniętej ślicznotki. Nawet przypadła do Versany i wzięła jej dłoń w swoje dłonie w pokornej, proszącej pozie. Jeśli taka ślicznotka jak Łasica prosiła tak słodko i grzecznie to pewnie niewiele serc mogło pozostać obojętnym. Zwłaszcza jak “praca za jedzenie” oznaczała nieskrępowane zbliżenie z taką zmarzniętą ślicznotką.

- No i wyobraź sobie Ver, że jakoś mnie nie pognali precz. Powiedzieli, że czemu nie no ale nie jak jest jakiś Berger. Nie wiem kim jest ten Berger. No ale chyba mam otwartą furtkę na następne wizyty. - powiedziała wesoło wracając już do swojego standardowego, kpiarskiego tonu. Miała prawo się cieszyć. Co prawda była praktycznie na samym przedsionku kazamat ale była też pierwszą osobą ze zboru co widziała coś więcej niż zewnętrzną bramę i mury. Stanęła w lekkim rozkroku prezentując swoje zgrabne, nagie nogi i w samej górze ubrania popatrzyła na gospodynię składając dłonie na swoich biodrach.

- To co? Sprawy służbowe chyba mamy już załatwione? Czy jeszcze coś? - zapytała jakby już zdecydowanie bardziej wolała zająć się sprawami prywatnymi.

- No, no, no. Jakby tylko każdy przestępca prezentował się tak jak ty. - z widocznym zadowoleniem podsumowała zastany widok - To straż nie miałaby co robić, bo żaden zrabowany mężczyzna nie wniósł by sprzeciwu. - posłała typowy dla siebie komplement w kierunku rozebranej przyjaciółki - Teraz jednak muszę cię rozczarować. Z dzisiejszych figli nici. Niestety nie mogę pozwolić sobie tutaj na tak frywolne zachowanie. - z wielki żalem Versana zmuszona była dać swojej koleżance kosza. Tego wieczoru wygrał rozsądek i mimo naprawę wielkiej ochoty na całonocne harce w akompaniamencie Łasicy, wdowa musiała posłuchać rozumu. Sprawa zboru była priorytetem. Zaś jej pozycja i stan doskonałą przykrywką oraz gwarantem dojścia do wysokich szczebli władzy w tej ponurej norze. Po drugie Ver przywykła do poziomu na jakim żyła i nie miała zamiaru ryzykować wszystkiego do czego doszła dla kilku upojnych chwil z roznegliżowaną łotrzycą.

- Wszędzie, tylko nie tu. - starała się chociaż trochę udobruchać stojącą na wprost siebie partnerkę - Jeszcze… - dodała dając tym samym do zrozumienia, że kiedyś to się zmieni - Wiem, że zrozumiesz. Mamy do zrealizowania naprawde ważne zadanie. - chwyciła następnie swoją przyjaciółkę za pośladki i ucałowała ją jakoby na pożegnanie. - Do zobaczenia później. Kelnereczko. - wyszeptała jej czule do ucha przygryzając je na koniec.

- Spławiasz mnie? - Łasica wybałuszyła oczy ze zdziwienia. Takiej reakcji ze strony koleżanki widocznie się nie spodziewała. Najpierw zbaraniała jakby sądząc, że się przesłyszała albo rozmówczyni coś pomyliła. A potem na odwrót. Twarz jej poczerwieniała i nagle schyliła się po dopiero co zdjęte spodnie i zaczęła je ubierać.

- Oczywiście, że rozumiem. Mamy do wykonania ważne zadanie. I musimy się skoncentrować na nim. Reszta jest nieważna. - szybko i trochę niedbale. Trochę podskakiwała gdy próbowała je dociągnąć do końca ale widocznie miała w tym wprawę. Nawet nie traciła czasu na ich zawiązywanie tylko uklękła aby założyć buty z czym też się szybko uwinęła.

- Jesteś przecież szanującą się kobietą interesu i nie możesz sobie pozwolić na utratę dobrego imienia pokazując się z jakąś latawicą. - zdążyła jeszcze tylko złapać za swój brązowy kożuszek i narzucić go na siebie i też już nie tracąc czasu na zapinanie go. A potem już bez słowa ruszyła w stronę okna które otworzyła bez żadnej zwłoki i kłopotu. Ogień w kominku trochę przygasł gdy do środka wdarło się lodowate powietrze. Gospodyni też poczuła gęsią skórkę od tego nagłego mrozu na prawie odkrytym ciele. A jeden myk później przy parapecie już nie było żadnego śladu nocnego gościa. Tylko z góry widać było jeszcze jej odchodzącą przez zaśnieżoną ulicę sylwetkę i skrzypienie śniegu pod jej butami.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 27-09-2020 o 19:48.
Pieczar jest offline  
Stary 18-09-2020, 18:06   #77
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Ranek agt; dom Versany

Versana spała dziś dłużej niż zwykle. Mimo to nie był w pełni wypoczęta. Słodkie rozkosze w środku nocy miały wyjątkowo słone zakończenie. Z tego też powodu nie mogła zasnąć przekręcając się co chwila z boku na bok. W końcu jednak sen przyszedł. Nie zabrał jednak ze sobą wyrzutów sumienia.

- Nie chcę ale muszę. - pomyślała mając wciąż przed oczami zawiedzioną i rozczarowaną minę swojej towarzyszki - Przy następnym spotkaniu zadbam o to by zapomniała o tym wszystkim. - pocieszała się sama układając w głowie już pewnego rodzaju plan działania mający na celu ugłaskanie koleżanki - Pora już wstawać. Lada moment powinna zjawić się Brena. - starała zmotywować sama siebie do zerwania się z łóżka.

Brena faktycznie niedługo zapukała do drzwi oznajmiając, że kąpiel jaką wczoraj zamówiła jej pani jest już gotowa. Więc pewnie i Greta już na dole czekała by podać śniadanie do stołu.

Stojąca u drzwi służka była iskrą odrywającą wdowę od miękkiego i ciepłego posłania.

- Wejdź skarbie. - zaprosiła dzierlatkę do środka otwierając przed nią drzwi - Czeka mnie dzisiaj dość intensywny dzień. - kultystka zaczęła od razu po tym jak ruda dziewczyna przekroczyła próg izby - Najważniejszy jednak będzie wieczorny koncert u samej Froyi. Dlatego chciałabym byś to ty wybrała dla mnie odpowiedni strój na taką okazję. Ja oczywiście to zweryfikuje. - powierzyła swojej pracownicy dość poważne zadanie. Miała w tym jednak cel. Był to kolejny etap szkolenia jej podopiecznej. Chciała zbadać jej gust oraz sprawdzić czy uważnie słuchała w trakcie wcześniejszych "lekcji"

- Wpierw jednak kąpiel i śniadanie. - wróciła na chwilę do porannych obowiązków - Bądź tak miła i gdy już przyszykujesz kąpiel przynieś mi strawę. Chciałabym zjeść w bali mocząc się w gorącej wodzie. Ty zaś w tym czasie mogłabyś zacząć kompletować mój wieczorny ubiór. - miłym głosem wydała rozporządzenie dla swojej sprzątaczki - Aż zżera mnie ciekawość co wybierzesz. - dodała zgodnie z prawdą.

Ta informacja zdawała się zaskoczyć piegowatą służkę. Nie zdradzała jedynak ona oznak zakłopotanie. Była raczej zadowolona z tego faktu. Brena podziękowała, ukłoniła się i ruszyła spełniać swoje powinności.

Versana również nie miała zamiaru zbijać bąków. Plan jej dzisiejszego dnia zapowiadał się być naprawdę napięty. Oprócz porannych obowiązków w zaciszu swojej sypialni. Zamierzała odwiedzić Kornasa i porozmawiać z nim chwilkę. Wszak to dziś miał odbyć się zbór, na który w trosce o jego zdrowie nie chciała go fatygować. Wręcz przeciwnie. Liczyła na to, że swoją obecnością na trupie zaszczyci wszystkich cyrulik - Sterben. Miała do niego dwie dość pilne sprawy. Jedną naturalnie była prośba o zajęcie się poturbowanym łysolem. Drugą zaś coś bardziej delikatnego. Coś co tyczyło się dobra ogółu kultystów. Mianowicie chciała poprosić go o pomoc w odbiciu z rąk węglarzy Norsmanki. Autorytet wykształconego medyka powinien przemówić tym niby-kislevczykom do rozsądku. A kto wie? Może sam fachowiec wyszedł by z jakimś ciekawy pomysłem jak ugryźć tą całą sprawę z posiniaczoną wojowniczką. To wszystko jednak dopiero po zmierzchu i dopiero na pokładzie "Starej Adele". Przed Ver zaś był jeszcze cały dzień. No prawie cały, gdyż dziś wyjątkowo późno zwlekła się z wyra. Tak więc po wizycie u eunucha planowała wybrać się na targ by tam zakupić parę smakowitych kąsków dla swojego nowo nabytego pupil czekającego na nią na trupie. Nie zamierzała jednak wracać z nimi do domu a jedynie zostawić je w skrytce, którą odwiedziłaby w trasie na sabat. Z resztą to właśnie on był kolejnym punktem w planie jej dzisiejszego dnia. Musiała na nim poruszyć kilka naprawde ważnych tematów. Od informacji jakie udało się im wszystkim zdobyć a propos tajemniczej kobiety gnijącej w kazamatach, przez zadanie jakie osobiście zlecił je Starszy co do infiltracji obu arystokratycznych damulek, po prywatne sprawy związane między innymi z Bydlakiem, Normą i Brena. No to wszystko niestety nie miała zbyt dużo czasu. Była jednak szansa, że uda się jej dość szybko uwinąć. Nieobecność Kornasa i Łasicy rodziła nadzieję, że kwestie organizacyjne jak i ich obgadywanie pójdą sprawniej. Szczególnie gdy napomknie kolegom i Szefowi, o tym że czas ją goni.

Koncert sam w sobie nie byłby czymś naprawdę pilnym gdyby chodziło tylko o słuchanie muzyki. Brunetka jednak miała zamiar przy jego okazji upiec kilka pieczeni na jednym ruszcie.

Po pierwsze wybierała się na niego z samym porucznikiem Finkiem. Mężczyzna robił w jej kierunku podchody. Ona zaś postanowiła sprytnie to wykorzystywać w zależności od swoich potrzeb. Mówiąc pokrótce wodziła go za nos a on zaś po narobieniu mu nadziei dawał się prowadzić. Dobre stosunki z władzą to podstawa. Nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać ich pomoc więc lepiej mieć ich na wyciągnięcie ręki. Z reszta stare porzekadło mówi: "Przyjaciół trzymaj blisko, zaś wrogów jeszcze bliżej". Tak też było w przypadku relacje między uroczą brunetką a jej umundurowanym adoratorem.

Po drugie umówiona była ze swoją urokliwą przyjaciółką, która po raz kolejny miała wcielić się w rolę kelnereczki. Tylko tym razem takiej z "wyższych sfer". Wyznawczyni Slaneesha zamierzała w miarę jej możliwości na prośbę samej Ver zinwigilować młodą Froye oraz przy odrobinie szczęścia pomóc przy upieczeniu kolejnej pieczeni swojej koleżance.
Mianowicie po trzecie przebiegła brunetka miała zamiar zaaplikować gospodyni kilka kropli "magicznych ziółek", które powierzył jej Starszy wraz z zadaniem i to w sumie był priorytet dla wesołej wdówki. Nie chciała zawieść szefa. Była również niemal pewna, że ma na gówniarę haka, który powinien ułatwić jej realizację podstępu.

Nie minęły dwa papierze jak rudowłosa sprzątaczka wróciła na górę z dzbanami gorącej wody przeznaczonej do kąpieli.

- Już jestem droga pani. - oznajmiła wchodząc do pokoju przez otwarte drzwi - Jeszcze tylko dwa razy wejdę i zejdę aby wszystko będzie gotowe. - mówiła prawie tak pokornie jakby tłumaczyła się z jakiegoś przewinienia.

- Nic się nie dzieje kochaniutka. - uspokoiła swoja pracownice zasłaniając następnie ziewnięcie.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 27-09-2020 o 19:52.
Pieczar jest offline  
Stary 20-09-2020, 22:51   #78
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23 - 2519.I.15; agt (7/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; krypa “Stara Adele”
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); zmierzch
Warunki: cisza, ciepło, jasno, gwar karczmy na zewnątrz jasno, powiew, pogodnie, b.mroźno



Zbór



Stare, pociemniałe, mocno zużyte drewno z jakiego zbudowana była “Adele” skrzypiało cicho nawet na prawie bezwietrznej pogodzie i wodzie skutej lodem. Nikt z obecnych chyba nie miał pojęcia kiedy ostatni raz “Adele” wypływała w morze ale musiało być to dawno temu. Odkąd pierwszy raz postawili nogę na tej kodze to ta “od zawsze” stała zacumowana w tym samym miejscu. Z drugiej stronie większość nowych twarzy w zborze została zwerbowana w ciągu ostatnich paru miesięcy więc zbyt długiej historii odwiedzin tej łaby nie mieli jak ona zdawała się tu stać od wieków.

Obecnie nawet lampy olejne kopcąc bujały się minimalnie na tej spokojnej pogodzie jaka dzisiaj panowała. Ich zapach mieszał się ze słonym zapachem morza, starego drewna i dań jakie stały na głównym stole. Cały zbór spotkał się w końcu w komplecie zaczynając jak zwykle od zwyczajowych pogaduszek i wspólnej wieczerzy. Większość zgromadzonych zwykle widywała się tylko właśnie na takich spotkaniach. A nawet jak ktoś się z kimś spotkał w tygodniu to i tak tylko te wspólne spotkania mogły dać okazję spotkać pozostałych. Przy wieczerzy można było wreszcie poczuć się jak w domu. Pogadać na spokojnie i z kimś kto dzielił tą samą tajemnicę i niebezpieczeństwo. W końcu gdyby władze dowiedziały się kto i po co się tu spotyka wszyscy skończyliby w kazamatach i jako atrakcja dla gawiedzi na najbliższym festynie. O ile przetrwaliby przesłuchanie.

W końcu przybyli wszyscy. Chociaż mieli spóźnialskich. Strupas ledwo zdążył. Od osady odmieńców, przez te zaspy i śnieg to był jednak kawał drogi. No i w ten mróz. Gdyby jeszcze padało to chyba nie dałby rady. Na szczęście pogoda mu sprzyjała jakby Władca Zimy o nim zapomniał albo przegapił czy może nie zwracał większej uwagi i mroził jakiś inny fragment tego ziemskiego padołu. Ale garbus zapłacił za ten forsowny wysiłek dużą cenę. Zziajał się okrutnie. A członki tak mu przemarzły, że jeszcze gdy już większość wieczerzy minęło on dalej nie miał czucia w tych członkach a i sił na rozmowy też raczej nie miał.

Mógł za to wspominać miny swoich kolegów z podziemnej jaskini jacy przyszli rano go pożegnać. Kinol, Knut, Purchawa i reszta kuchcików. Nie wyglądali na zbyt uszczęśliwiony jego odejściem skoro był autorem całego planu. - To może wrócisz za tydzień? - zaproponował Knut nie bardzo mając ochotę prowadzić ten plan Strupasa bez Strupasa. Kopf zresztą pewnie też nie pochwaliłby takich metod bo zwykle dawał autorowi przebiegłego pomysły go wykonać. Ale rano pewnie jeszcze nie wiedział o odejściu garbusa. Podobnie interes zwęszył Dritte. Co przyszła upewnić się, że garbus pamięta o zawartej umowie. No i kopytna ślicznotka o fioletowych włosach ciekawa kiedy będzie mogła poznać te ładne koleżanki o jakich wspomniał garbus.

Ale jak siedział przy palenisku próbując się ogrzać to wspomnienie blakło jakby było z innego świata i należało do jego bliźniaka z innego czasu. Tego gdy był jeszcze syty i ogrzany o poranku. Teraz też próbował się ogrzać przy palenisku ale był wykończony. Potrzebował odpocząć, odespać całą noc albo i połowę dnia, zjeść coś ciepłego i wygrzać się w cieple. Mimo ładnej pogody zaśnieżone, zimowe pustkowie dało mu w kość i wyssało z niego życie i siły. Teraz miał kłopot by ogarniać na wpół zamrożonym ciałem i umysłem co się dookoła dzieje.

Drugą spóźnialską była Łasica. Przyszła nawet trochę po garbusie ale jednak przyszła. Przeprosiła za spóźnienie i usiadła sobie na krańcu jednej z ław by pewnie nie kłopotać innych z przesiadaniem się i zajmowaniem przez nią miejsca. Ale w pewnym sensie przyszła w samą porę bo wieczerza miała się już ku końcowi i wkrótce jak zwykle nastąpiła ta część jaka była naradą gdzie podsumowano co się działo od ostatniego spotkania i jakie są plany na kolejny.

- No dobrze drodzy bracia i siostry. Cieszę się, że już jesteśmy w komplecie i udało nam się przetrwać ten tydzień. - Starszy dość głośno stuknął swoim kuflem o blat stołu co niejako bylo tradycyjnym znakiem do przejścia od części towarzyskiej do służbowej.

- Jak mają się sprawy z kazamatami? - zapytał swoim zwyczajem wstając i wychodząc przed stoły. Tu gdzie miał zwyczaj się przechadzać mówiąc i inspirując swoją gromadkę albo gdy indywidualnie prosił kogoś na rozmowę.

- Ja już mówiłem. Jak kogoś tam trzeba stuknąć to go mogę stuknąć. - Silny wzruszył swoimi mocarnymi ramionami na znak, że na niego mogą nie liczyć na takie finezje i podstępy bo jest uczciwym oprychem od lania po pyskach. Chyba nikt zresztą niczego innego po nim się nie spodziewał. Po Kurcie też nie. Wszyscy wiedzieli, że jest mocno związany z łajbą, ostatecznie z portem no i główne jego zadanie to dbanie o krypę co go raczej wyłączało z innych zadań.

- A ja byłam wczoraj w kazamatach. - Łasica oświadczyła spokojnie jakby mówiła o wczorajszej niezbyt rewelacyjnej pogodzie. Ale przez moment skupiła uwagę wszystkich w grupie. Była w kazamatach?! Przecież wszyscy główkowali jak tam się dostać! Znaczy tak by jeszcze dało się wyjść kiedy się chce.

- Byłaś w kazamatach moje dziecko? - ich mistrz podjął ten interesujący wątek sugerując, że siostra powinna się podzielić z resztą grupy tymi rewelacjami. Łasica podzieliła się tym i to całkiem chętnie.

- Byłam na stróżówce przy bramie. Ubłagałam strażników aby mnie wpuścili. Trochę się z nimi poznałam. Obeszłam tą stróżówkę. Możliwe, że dałabym radę przejść przez to okienko małe gdybym miała okazję. Chyba powinno dać się nim dostać na dziedziniec. O ile nie ma tam kraty ale nie miałam okazji sprawdzić czy jest. Niemniej chyba udało mi się zostawić furtkę na następne spotkania. Może uda mi się dostać gdzieś głębiej i pozwiedzać. - zachichotała tyleż złośliwie co frywolnie zerkając psotnie i na ich mistrza w masce i na resztę koleżanek i kolegów.

- To ma być postęp!? Poszła i dała dupy jak zawsze! Nic nie załatwiła! - Silny krzyknął nie kryjąc oburzenia pewnie uznając, że sukces “koleżanki” byłby jego porażką czy coś w tym stylu. Więc nie czekając na reakcję innych próbował z miejsca go podważyć rzucając w nią oskarżycielskim tonem.

- Może jakbyś ty zaczął dawać dupy to byś się na coś przydał! Co ty załatwiłeś przez cały tydzień?! - na łotrzycę w skózanych spodniach to oskarżenie od stałego adwersarza w ich grupie podziałało jak płachta na byka. Zaperzyła się z miejca nie mniej od niego ciskając w niego iskrami złości. A kto wie? Może tak przejawiała się wzajemna niechęć patronów jakie każde z nich obrało sobie za główne bóstwo jakiemu służyło?

- Coś ty powiedziała?! - teraz Silny już się nie powstrzymywał. Zerwał się ze swojej ławy jakby już miał się zamiar rzucić do rozwiązania problemu w swój tradycyjny dla siebie sposób. Szybki, krwawy i brutalny.

- Chodź, chodź! Dorobię ci troszkę otworków to może będziesz lepiej słyszał! - nie wiadomo jak i skąd w dłoni Łasicy pojawił się nóż a drugą reką wręcz przyzywała adwersarza do siebie.

- Dość!! Cisza!! Natychmiast przestańcie!! - przez ładownię przebiegł nowy głos. Zdecydowany, silny taki z którym trudno polemizować. Zwłaszcza jak został wzmocniony uderzeniem laski o podłogę co huknęła jakby zadudniła jakby spadło na nią coś ciężkiego. No i głos należał do ich mistrza. Zagniewanego mistrza. Dwójka jego kłótliwych i nastroszonych dzieci opamiętała się w porę, że nie są tu sami. Łasica mruknęła niewyraźnie jakieś przeprosiny, podrzuciła nóż jakby wyjęła go tylko po to by zaprezentować jakąś sztuczkę po czym złapała go i usiadła na swoje miejsce. Silnoręki też coś mruknął jeszcze mniej wyraźnie z “bo ona to zawsze” ale nie chciał narazić się na gniew mistrza więc też usiadł jakby niegdy nie wstawał ze swojego miejsca.

- Nie będę tutaj tolerował takiego zachowania. Jesteśmy rodziną. Wszyscy. Wybrałem każdego i każdą z was. Bo jesteście wyjątkowi. Każde z was ma swój talent. Nie zawsze widać go od razu. I niech wam się nie wydaje, że jesteście panami samych siebie. Jesteście na służbie. Wszyscy służymy wyższym celom. I każdy z nas ma do odegrania swoją rolę. Każdy jest potrzebny. Wasze wzajemne animozje nie będą tolerowane. A teraz. Czy ktoś jeszcze ma coś w sprawie uwolnienia naszej siostry z kazamat? - Starszy się wkurzył. Mimo maski dało się to poczuć w głosie i mowie ciała. Nawet jak nie krzyczał, nie używał ulicznego języka nikt nie miał wątpliwości, że rozzłościła go ta awantura. Z początku mówił do dwóch porowdyrów tej awantury ale niejako rykoszetem dostało się i reszcie. Na wypadek gdyby ktoś jeszcze miał takie zapędy.

- No to ja może coś mam. - Karlik nieco uniósł swoją potężną i pulchną rekę korzystając z okazji by się wtrącić. Widząc zezwolenie ze strony mistrza wstał i zaczął mówić do niego ale czasem zerkał na osoby po jego obu bokach siedzące wciąż przy stole.

- Udało mi się dogadać z dostawcami wina. Wiem którzy to są. Co tydzień dostarczają beczki z winem. Następna dostawa będzie w Backertag. Dzień po dniu handlowym. Myślę, że uda mi się nakłonić by w razie potrzeby zabrali ze sobą jedną osobę. Mogą powiedzieć, że to jakiś nowy. No raczej nie mnie bo jestem dość zamaszysty. - Karlik mówił skromnie chociaż widać było, że aż promienieje z dumy. A to faktycznie mogłaby być niezła przepustka na teren kazamat gdyby się udało. Nawet po to by się rozejrzeć jak to w ogóle wygląda od środka. W końcu Łasica widziała tylko bramę i stróżówkę. Z wozu jaki wjeżdża na teren więzienia pewnie dałoby się zobaczyć o wiele więcej.

- Dobrze, bardzo dobrze. O to właśnie chodziło. Może da się to jakoś połączyć. - Starszy też wydawał się ucieszony takimi wieściami. Wskazał i na Łasicę i na Karlika by dać znać, że te dwie metody nie muszą się wykluczać. A do Backertag jeszcze było ładne parę dni. Powstało pytanie kto miałby na ochotnika pobawić się w dostawcę wina do kazamat. Raczej odpadał i Karlik bo był dość charakterystyczny i miał inne talenty no i Łasica która skoro już miała jakiś punkt zaczepienia w bramie to lepiej by strażnicy jej nie widzieli poza rolą jaką sobie uszyła. Z oczywistych względów nikt też nie brał pod uwagę Kurta. Więc kto się zgłosi na ochotnika?

---


Po tej części gdy wspólnie omawiali sprawy dotyczące całego zboru przyszła kolej na te rozmówki indywidualne ze Starszym. Kolejność nie była zawsze taka sama ale jakoś utarło się, że mistrz wzywa na rozmowę najpierw tych z większym stażem i rangą w ich grupce więc zwykle zaczynał rozmowy od Karlika. Nie inaczej było i tym razem. Obaj chodzili spacerowym tempem i dyskutowali o czymś przyciszonymi głosami. Wyglądali jak dystyngowani panowie przechadzający się po parku albo jacyś kupcy omawiający swoje interesy. Po Karliku przyszła kolej na Silnego. Mięśniak coś gorączkowo tłumaczył a może i przepraszał swojego mistrza jakby chciał go o czymś przekonać. Ten wydawał się wyrozumiały, kiwał głową no i coś pewnie mówił chociaż przez maskę to było utrudnione do stwierdzenia. Po nim rozmawiał z Łasicą. I z nią to wyglądało jakby jakaś uczennica rozmawiała ze swoim mistrzem albo jakaś fanka trafiła chwilę by porzmawiać ze swoim idolem. Chociaż jednak po masce nie było widać emocji to młoda kobieta o granatowych włosach wydawała się czymś strapiona i jakby szukała pocieszenia i porady u swojego mentora.

---



Sebastian



Tym razem mistrz miał taką fanaberię, że na rozmowę wezwał najmłodszego stażem kultystę. Gdy cyrulik podszedł do niego ten znów wznowił ten charakterystyczny dla siebie spacerowy tryb mówienia.

- Dobrze, że udało ci się przyjść Sebastianie. Cieszę się, że jesteś. Powiedz jak się potoczyły sprawy z tym manuskryptem o jakim rozmawialiśmy ostatnio? Udało ci się czegoś dowiedzieć? - mistrz zagaił zupełnie jak jakiś profesor do swojego studenta. Po przyjacielsku chociaż dostojnie. Teraz jak tak sobie rozmawiali wydawał się całkiem inną osobą niż ta rozgniewana furia z jaką niedawno spacyfikował kłótnię dwójki swoich dzieci. Szedł sobie spacerowym tempem w poprzek ładowni a gdy doszli do burty to powoli zawracał. I znów wznawiał swój spokojny marsz rozmawiając przy tym z najnowszym członkiem ich grupy.



Versana



Przyszła kolej i na Versanę. Mistrz zaprosił ją gestem do siebie i znów mogła znaleźć się pod wpływem jego stonowanego, tajemniczego uroku. Spacerowali sobie jak zazwyczaj ich lider miał to w zwyczaju i rozmawiali.

- I jak tam twoje porachunki z tymi dwiema ślicznotkami? Czy wypróbwałaś już ten eliksir który ci dałem? Jak działa? - zapytał o to o czym rozmawiali poprzednim razem wykazując zainteresowanie i jak dalej potoczyły się te sprawy i jak działał podarowany specyfik.


Strupas


Na końcu przyszła kolej na garbusa. Może tak właśnie objawiała się mądrość Starszego bo ten zyskany czas pozwolił Strupasowi by chociaż mniej więcej dojść do siebie i zrozumieć co się święci.

- Bardzo zmarzłeś Strupasie. Zanim wyjdziesz zajrzyj do Kurta. Myślę, że będzie miał coś dla ciebie co może ci pomóc. A powiedz gdzie cię tak pognało na taki mróz? Czyżby udało ci się odwiedzić naszych nietuzinkowych znajomych? - garbus nie widział twarzy ich mistrza przez tą jego maskę ale i tak w głosie wyczuwał ojcowską troskę i zmatwienie. A skoro rozmawiali sami to mogli porozmawiać o tym co się wydarzyło od ostatniego spotkania.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-09-2020, 21:08   #79
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Dość szybka i sprawna realizacja dzisiejszych planów pozwoliła Versanie przybyć na łajbę parę pacierzy wcześniej. Mogła dzięki temu porozmawiać z Kurtem a propos swojego pupila, który przez ostatnie dwa dni się o niego troszczył. Na szczęście mężczyznę nie było trudno znaleźć. Jak to miał w zwyczaju. Pilnował wejścia witając przybyłych kultystów.

- Witaj Kapitanie. - Ver zaczęła serdecznym przywitaniem. Nie chciała jednak nad to się spoufalać w obawie przed tym iż mogło być to źle odebrane.

- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że tak bez żadnego ostrzeżenia za pośrednictwem Łasicy pozostawiła pod twoja opieką tego urokliwego szczeniaczka. - kobieta starała się złagodzić tą z lekka napiętą sytuację. Pamiętała jak kochanka opowiadała jej o tym, że jednonogi bosman nie należał do najszczęśliwszych niejako będąc postawiony przed faktem dokonanym.

- Przyniosłam dla niego kilka smakołyków. Jak się on w ogóle czuję? - w jej głosie dało się wyczuć troskę i przejęcie - Mam nadzieję, że dochodzi do siebie.

- Ciężkie bydlę. Jeszcze nie wykitował jeśli o to pytasz. - bosman pokiwał swoją ciemną głową. W brodzie i na głowie widać już było pierwsze siwe włosy. Potem skoro na razie nie było widać jeszcze reszty gości dał jej znak by poszła za nim. Kuśtykał przez zaśnieżony pokład zostawiając na zdeptanym śniegu charakterystyczny, kolisty ślad swojej drewnianej nogi. Dotarli do drzwi dziobowej nadbudówki i zeszli na dół. Było tu ciemniej niż na pokładzie ale wyraźnie cieplej. Gospodarz zaprowadził kobietę do jednej z kajut albo podobnej komórki i otworzył drzwi. Wewnątrz było ciemno więc właściwie nic nie było widać. Ale słychać było ciężki, charczący oddech czegoś żywego. Bosman po paru chwilach rozpalił jedną z lamp i zrobiło się jaśniej. Wówczas Versana ujrzała znajomą klatkę a na dnie leżący, psi kształt jej niedawnego nabytku.

Widok bezbronnego dwugłowego Bydlaka niemal rozczulił Versana. Lód na jej lodowatym jak północ sercu prawie, że stopniał. Pochyliła się nagle czule cmokając i podeszła powoli do klatki wyciągając z torby kilka sztuk surowego mięsa mając nadzieję, że porcja świeżej chabaniny pomoże psinie szybciej dojść do siebie. Gdy jednak była już naprawde blisko zdała sobie sprawę że i tu może przydać się fachowa ręka ich okultystycznego lekarzyny. Mimo to zwierzak wyglądał już trochę lepiej.

- Czyż on nie jest uroczy? - zapytała niemal jakby była siedmioletnią dziewczynką, która w prezencie dostała szmacianą lalkę - Może tu jeszcze chwilę zostać? - zapytała nie owijając w bawełnę po tym jak podsunęła pod pysk zwierzęcia porcje żarełka - Poproszę Sebastiana czy mógłby na niego rzucić okiem. Może znajdzie jakiś sposób aby mu pomóc. Ja zaś postaram się znaleźć dla niego nowy dom. - dodała chcąc od razu uspokoić emerytowanego marynarza - Potrzeba ci jakiego złota? - spytała wręczając mu pozostałe dla psa żarcie.

- Nie. Mam tu wszystko czego mi trzeba. Chcesz to zostań ja wracam na górę, niedługo inni powinni się zacząć schodzić. - marynarz podziękował ruchem głowy za taką propozycję nie skorzystał z niej jednak. Obserwował chwilę jak koleżanka wyjmuję mięso i próbuje je wsadzić między pręty.

- Uważaj na palce. Musisz go oswoić. Nie zna cię. Lepiej mu rzucaj z coraz mniejszej odległości aż będziesz mu mogła podawać z ręki. - poradził jej przed odejściem. Potem zamknął drzwi i jeszcze chwilę Versana słyszała jego kroki i stukanie drewnianej nogi. Najpierw na korytarzu a potem na schodach. Została sama z Bydlakiem.

Właściwie dopiero teraz miała okazję mu się przyjrzeć. Wcześniej na tamtej nocnej plaży nie bardzo była okazja. Teraz wydawał się zziajanym, zmęczonym, dużym psem. Taki co wpadł pod koła rozpędzonego powozu albo ktoś go obił kijem. Miał dość ciemną, skołtunioną sierść. W niej zaś widać było krwawe rany. Wciąż wyglądające na świeże. Błyszczały się jakby były polakierowane albo czymś posmarowane. Brakowało opatrunków jakie zwykle zakładało się ludziom w takich wypadkach.

Pies robił wrażenie swoją wielkością. Był wielki jak jakiś wilk, masywny i silny. Chociaż niewiadomej rasy, pewnie mieszaniec. Do karku mimo wszystko można było go uznać za wielkiego ale prawie zwykłego psa. Dopiero kark i głowa zdradzały jego odmienną naturę. Na karku coś miał, może jakąś obrożę ale spod skundlonej sierści nie bardzo było widać. No i głowa. Albo dwie. Zależy jak liczyć. Wyglądały jakby dwie głowy zrosły się w jedną ale nie do końca. Miał więc na łbie zdublowane pary oczu i dwa pyski chociaż dość blisko siebie. Na tyle blisko, że w pośpiechu czy po ciemku może nawet ktoś mógł tego nie zauważyć.

Teraz ten ogar dyszał ciężko ale znacznie spokojniej niż wtedy gdy balansował na granicy śmierci tuż po walce. Widać było, że jest słaby. Chociaż przytomny. Wodził za człowiekiem na zewnątrz klatki swoimi ślepiami warcząc nieufnie i ostrzegawczo. Nie wyglądał tak bojowo jak przed walką więc chyba nie groziło, że nagle zerwie się i rozerwie klatkę. Ale rękę jaka znalazłaby się przy jego pysku jednak mógł sięgnąć. No i zaczął węszyć. Najpierw sprawdzając zapach nowego człowieka a potem pewnie wyczuwając krwawe ochłapy jakie ten przyniósł.

Dopiero po słowach Kurta dotarło do Ver jak dużym aktem głupoty było tak zuchwałe wkładanie ręki między pręty klatki, w której leżał czworonóg. Na jej szczęście psina była wciąż na tyle wykończona, że zapewne nie miała ani sił ani chęci by gryźć wyciągnięta do niej dłoń. Szczególnie gdy podawała ona słusznych rozmiarów kawał krwistej chabaniny. Nie zmieniało to faktu, że przy kolejnym karmieniu ciemno włosa dama będzie musiała być dużo bardziej roztropna. No chyba, że miała zamiar w przyszłości podcierać się łokciem. W każdym razie Versana i tak nie mogła w tej chwili zbyt dużo zdziałać by pomóc dwugłowemu zwierzakowi. Postanowiła jednak pomodlić się za niego o wstawiennictwo u samego Tzeentcha. Wszak to on był patronem wszelakich przemian i to on zapisywał karty historii swoim mrocznym atramentem. Przykucnęła więc w bezpiecznej odległości niedaleko klatki i pół szeptem zaczęła się modlić w nadziei, że Pan wysłucha jej prośby. Pacierz nie był jednak ani psalmem ani litania co sprawiło iż nie trwał zbyt długo a to pozwoliło brunetce dość szybko udać się do głównego pomieszczenia, w którym miała zamiar spotkać młodego cyrulika.

---

Deski pod nogami Versany skrzypiały jak zwykle. Wszędobyliski mech i zapach morskiej wody powodował, że łajba zdawała się być jeszcze starsza niż w rzeczywistości. Z resztą nikt chyba nie widział ile łajba ma lat. No może poza samym Nurtem. Brunetka czasami zastanawiała się do kogo należała i w jakie rejony świata łajba wędrował w latach swej świetności. Kto wie. Może odwiedziła kiedyś samo Ulthuan? Ver tyle słyszała o tamtym rejonie globu. O wielkich elfich czarodziejach i królu Feniksie ale również o próżności i dekadencji, która z czasem niepostrzeżenie wdarła się w szeregi społeczeństwa trawiąc je od środka i doprowadzając do stopniowej degradacji tego co do tej pory osiągnęło. Za każdym razem gdy kultystka myślał o tym przypominało jej to jak potężną a zarazem niepozorną i dyskretną bronią dysponuje Slaanesh.

W głównej sali panował półmrok. Oczy brunetki zdążyły się jednak już przyzwyczaić. Porozpalane przy ścianach pochodnie mocno kopciły nie dając tym samym zbyt mocnego światła. Izba była niemal pusta. Przypusczenia brunetki jednak się sprawdziły. W rogu pomieszczenia stał młody lekarz grzejąc przemarznięte w trakcie przechadzki dłonie. Ver postanowiła więc wykorzystać czas dzielący ich od wieczerzy na wspólną rozmowę w trakcie, której chciała omówić kilka bardzo istotnych dla niej spraw.

- Cieszę się, że dziś do nas dołączyłeś Sebastianie. - oboje stali opodal piecyka grzejąc nad nim zmarznięte dłonie - Czym spowodowana była twa ostatnia nieobecność? Mam nadzieję, że nie ściągnąłeś na siebie żadnych kłopotów? - nie pytała tylko dlatego, że "tak wypada". Versana ceniła sobie fach jaki pełnił i wiedzę jaką dysponował młodociany cyrulik. Uważała go za nieodzowny element układanki jaką wszyscy jej bracia i siostra tworzyli. Wiedziała, że ich siła polega na ich jedność i współpracy. Pomimo bardziej bądź mniej zauważalnych różnic.

Młody cyrulik jako najmłodszy stażem w “rodzinie” czuł się trochę niepewnie i nawet tego nie ukrywał. Jednak ogłady mu nie brakowało i w przypadku pytania na które znał odpowiedź, potrafił szybko przybrać maskę profesjonalizmu.

- Starszy dał mi dyspensę ze względu na zadanie jakie mi wyznaczył. Spotkanie w tej sprawie kolidowało ze zborem. - wyjaśnił i przerwał na chwilę. - A co do kłopotów to chyba, żadnych sobie nie napytałem, bo jestem tutaj z wami. - uśmiechnął się lekko ujawniając swój żart.

- Oby to nie uległo zmianie. Jak zaś ruch w interesie? - Sterben podobnie jak brunetka zarabiał sam na siebie co w pewnym sensie też tworzyło go człowiekiem interesu - Mam nadzieję, że lepiej jak u mnie. Zima to nie najlepszy okres dla handlu morskiego. - dodała z lekką goryczą w głosie - Jednak jak już się zapewne domyślasz. Nie przyszłam do ciebie by żalić się i płakać ci w ramie w związku z małym obrotem. Mam do ciebie sprawę. W sumie to nie jedną. Jednak na jednej z nich wszyscy możemy skorzystać. - miała nadzieję, że w ten sposób zainteresuje swojego wykształconego kolegę. - Pozwól więc, że przejdę do szczegółów. Tak więc Kornas dostał solidny łomot i leży biedaczek poturbowany u mnie w domu. To twardy zawodnik. Chciałbym jednak abyś rzucił na niego okiem i mu pomógł. - mówiła zwięźle i mimo, że na codzień względem swojego ochroniarza była dość chłodna to naprawdę się o niego troszczyła - Na pewno masz jakieś swoje metody dzięki, którym łysol wstał by szybciej na nogi. - Ver wiedziała, że Sebastian zna co najmniej kilka sztuczek dzięki, którym eunuch wróciłyby do formy w krótszym czasie.

- Na ruch w interesie nie narzekam. Chociaż w ubogiej dzielnicy robię to bardziej dla idei niż zysków. - Sterben w dziwny sposób zaakcentował słowo “idei” nadając mu nieco mroczno-tajemniczy wydźwięk. - A co do twojego znajomego to bardzo chętnie go obejrzę. Łomot, nawet ciężki, to chyba najmniejsza z przypadłości wśród mieszkańców tego miasta.

- Dla idei powiadasz? - zadumała nad dość wyraźnie podkreślonym przez medyka słowem - Przez całe życie kierowanie się jakimiś wyższymi celami poza bogactwem było dla mnie niezrozumiałe. Od kiedy jednak jestem podopieczną Starszego zaczynam coraz lepiej pojmować taką motywację. Choć wciąż złoto, władza i namiętność są moją słabością. - przyznała z nieukrywaną szczerością i szerokim uśmiechem na twarzy - W każdym razie nie chcę byś pomagał mi za darmo. Gramy w jednej drużynie chcę więc się ci jakoś odwdzięczyć. Czy to w postaci złota czy jakiejś przysługi. Sam zadecydujesz. - Ver nie miała zamiaru by jej propozycja brzmiała dwuznacznie i dość mocno to podkreśliła w trakcie swojej wypowiedzi - Co powiesz więc na jutro rano?

Sterben zamyślił się chwilę.

- Mam pewne plany na jutro, ale nie są one jeszcze czasowo zakotwiczone. Myślę, że nie będzie dla mnie problemem zarezerwowanie poranka na twojego przyjaciela. Co do twoich słabości, to nie krytykuję, bo każdy jakieś ma. Nie każdy jednak się do nich przyznaje lub nawet ma ich świadomość. Mamy jednak coś wspólnego. Złoto, władza i namiętność to aspekty życia. Mnie również pociąga życie, ale mnie pociąga władza nad nim samym. - urwał nagle jakby zdał sobie sprawę, że dał się nieco zbyt podpuścić.

- Nie ma czego się wstydzić. Jesteśmy tylko ludźmi stąpającymi po planszy niczym pionki. Ktoś inny jednak decyduje o naszych ruchach. - ten dość egzystencjalny temat podsumowała niemal mentorskim tonem - Wróćmy jednak do wcześniejszego tematu. Jeżeli chodzi o drugą sprawę to jest ona dużo bardziej delikatna i będę musiała przedyskutować ją ze Starszym. - drwa w piecyku płonęły żywym ogniem rozgrzewając go niemal do czerwoności - Chciałabym jednak byś miał ją na uwadze. Mianowicie. Osobą, która tak obiła Kornasa była niezwykle waleczna Norsmanka. Niestety ona dostała od naszego przyjaciela jeszcze większy wycisk i leży aktualnie w niezbyt dobrej kondycji pod niezbyt fachową opieką jakiś węglarzy. - właścicielka kompani handlowej mówiła spokojnie obserwując czy czasem ta góra mięśni zwana Silnym nie stara się wepchnąć niepotrzebnie swojego nosa w sprawę, która aktualnie nie powinna go interesować - I może nie przejmowałabym się aż tak losem jakiejś dziarskiej babki gdyby nie fakt, że jest ona jedną z nas a w każdym razie w warkoczyki na głowie ma wplecione symbole na to wskazujące. - miała nadzieję, że teraz już żywo udało się jej zainteresować cyrulika - Sęk w tym, że nie mówi po naszemu a po kislevsku. Prócz tego jej osmoleni koledzy nie chcą jej oddać widząc w niej kurę znoszącą złote jajka. - stwierdziła, że wystarczająco dokładnie przedstawiła problem, który dręczył damska część ich zespołu - Pomyślałam więc sobie, że autorytet wykształconego medyka mógłby przemówić tym imbecylom do łbów. No wiesz… że u nich nie ma warunków, że jej stan jest wyjątkowo ciężki i że bez twej całodobowej opieki to wykituje i takie tam. Na pewno domyślasz się o co mi chodzi. - na twarzy Versany pojawił się złowieszczy uśmieszek świadczący o jej niecnych zamiarach - Niby mogłabym też ich wszystkich potruć ale to wcale nie pomoże wojowniczce, a i po co nam dodatkowy kłopot i poczucie oddechu na plecach ganiających po mieście strażników poszukujących tajemniczego złoczyńcy. - zachichotała nagle patrząc na młodego mężczyznę - A może ty masz jakiś pomysł jak tą sprawę załatwić. Chętnie posłucham.

- Wszystko zależy od rodzaju trucizny. - cyrulik podłapał temat na którym również się znał. - Trupi jad w jedzeniu czy coś na silne przeczyszczenie mogłoby zadziałać, ale jest ryzyko, że to samo podaliby wojowniczce, a to mogłoby drastycznie wpłynąć na jej rekonwalescencję. - zawyrokował. - Ale mógłbym ich odwiedzić chociażby pod pretekstem kupna dziegciu i zobaczyć czy przypadkiem nie natrafię na tą dziewczynę. Oferta profesjonalnej opieki mogłaby zadziałać. Czy poza tym, że jest jedną z nas, interesuje cię ona pod jakimś jeszcze względem?

- Hmmmm… - brunetka musiała chwilę zastanowić się nad pomysłem kolegi - Brzmi całkiem sensownie. Chociaż nie wiem czy nie byłoby lepiej gdybym to ja cię przyprowadziła przy okazji kolejnych odwiedzin u berserki. Zresztą póki co nie będę podejmować żadnej konkretnej decyzji. Poczekam na opinie szefa. - podsumowała niejako kwestie planów związanych z waleczną blond pięknością - Jeżeli zaś chodzi o twoje ostatnie pytanie. Co masz na myśli, gdyż nie bardzo zrozumiałam twoją sugestię? - postanowiła pociągnąć swojego brata za język by upewnić się czy aby na pewno chodzi im o to samo.

- Chodziło mi o to czy mamy w planach wciągnięcie ją do naszej grupy, czy robisz to tylko z osobistych pobudek? - wyjaśnił cyrulik.

- Naturalnie chciałabym wcielić ją w nasze szeregi. - odparła zgodnie z prawdą - Tylko byś widział jak się ona spisuje w boju. Myślę, że nawet dla Silnego byłaby nie lada wyzwaniem. - zachichotała na samą myśl jak to Norma mogłaby obić niewyparzony pysk osiłka - A i jeszcze jedno. Na koniec mam dość nietypowe pytanie? - rzuciła dość zagadkowe spojrzenie w kierunku swojego rozmówcy drapiąc się przy tym po głowie - Nie zrozum mnie źle ale czy znasz się na leczeniu zwierząt?

- Nie znam się na leczeniu specyficznych przypadłości i chorób zwierząt, ale anatomicznie nie różnią się one wiele od ludzi. W przypadku obrażeń fizycznych mógłbym pomóc, ale w pozostałych obszarach potrzebna byłaby diagnoza jakiegoś weterynarza.

- Jakoś kobieca intuicja podpowiada mi, że doskonale sobie poradzisz. - Ver przepełniał niewytłumaczalny spokój - Pozwól więc, że zaprowadzę cię do swojego pupila nim opuścimy krypę.

Brew cyrulika uniosła się w zdumieniu. Zwierzę trzymane na Adele nie mogło być zwierzęciem domowym ani gończym, bo trzymane byłoby bliżej domu.
- Mam nadzieję, że nie chodzi o jakiegoś szczura. - zażartował.

- Myślę, że Bydlak mógłaby poczuć się urażony słysząc te słowa. - odparła wyraźnie rozbawiona śmiejąc się głośno na koniec - Niech to będzie więc dla ciebie niespodzianką. - dodała tajemniczo.

Nie dane było im być zbyt długo tylko w swoim towarzystwie. Powoli zbliżała się pora zboru więc i ludzie miarowo nadciągali na krypę by wpierw zasiąść do wspólnego posiłku, którego aromat unosił się już w powietrzu skutecznie maskujące zapach stęchlizny a następnie przedyskutować wszystko to czego udało się im dokonać w minionym tygodniu apropos zadań poprzydzielanych im przez Starszego.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 27-09-2020 o 20:05.
Pieczar jest offline  
Stary 26-09-2020, 21:10   #80
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Versana już chyba przywykła do tych cotygodniowych sprzeczek pomiędzy córką Węża a synem Rzeźnika. Z czasem swoją drogą zaczęły być one w sumie dość zabawne. Dzisiaj jednak konflikt nabrał wyjątkowo ostrej barwy. Przez moment w głowie kultystki zaświtała myśl czy nie wtrącić w tą utarczkę swojego błyszczącego stalowego kosika. Na szczęście Starszy trzymał wszystkich w ryzach i jedno jego słowo wystarczyło by obie strony konfliktu przywrócić do porządku. Trudno jednak zgadnąć jak to wszystko by się zakończyło gdyby nie ingerencja mistrza. Wszyscy wrócili więc znów do spokojnego obradowania. Głos postanowił zabrać Karlik. Po nim zaś nadeszła pora na młodszych stażem kultystów. To na tą chwilę czekała brunetka.

- Nam również udało się zdobyć parę miejmy nadzieję istotnych informacji. - brunetka dość żwawo wstała chcąc podzielić się wszystkimi zebranymi do tej pory nowinkami - Hmmm… Tak więc po koleji. Jeżeli chodzi o plan nad, którym rozmyślaliśmy w trakcie ostatniego zboru. Poza małymi komplikacjami dopięty został na ostatni guzik. - Ver mówiła niemal z żołnierską wprawą. Zupełnie tak jakby składała raport w trakcie wieczornej odprawy. W sumie jakby się nad tym głębiej zastanowić to właściwie był raport tyle że wojsko dość nietypowe. Z innej zaś strony wszyscy kultyści należeli do armii chaosu będąc pod bezpośrednim dowództwem Starszego.

- Uwiedziony przeze mnie klawisz wspominał o kilku dość istotnych rzeczach. - czuła, że wszyscy zgromadzeni pod pokładem Adele kultyści uważnie jej słuchają - Po pierwsze. Co może wydać się dość oczywiste. Do środka można wejść posiadając glejt, który wydaje sąd bądź ratusz. Takowy posiada również będący na etacie miejskich władz owiany nie najlepszą sławą hycel - Hetzwig. Swoją drogą ponoć kawał skurwiela z niego. - starała się zacząć od najmniej ciekawej w jej ocenie sprawy - Po drugie. Kobietami zajmuje się niejaka Leona. Niestety nie udało się nam o niej dowiedzieć niczego więcej. W tygodniu postaram się jednak zgłębić ten temat. - pomimo iż oczy pozostałych kultystów skierowane były w jej kierunku to żadne spojrzenie nie było w nią wbite tak mocno jak to należące do przywódcy zboru - Po trzecie. Mój kochaś wspominał o czymś jeszcze. Mianowicie każdego Festagu w progach kazamat zjawiają się kapłanki tej całej gołębicy aby odprawić nabożeństwo i wyspowiadać skazanych. - po sali przebiegła fala cichych szeptów, której zamaskowany mężczyzna zdawał się nie zauważać - Postanowiłam więc zbadać ten trop i udałam się do ich przybytku pod pretekstem chęci pomocy potrzebującym i pomimo początkowych oporów jedna z tych świętojebliwych srok z czasem zaczęła śpiewać zupełnie jak kanarek. - brunetka delikatnie zachichotała, gdyż porównanie, którego użyła zdało się jej być dość zabawne - W każdym razie aktualnie w kazamatach przebywa tylko jedna kobieta, której jak to określiła kapłanka "dowód winy zdaje się być dość oczywisty". Zaś na moje pytanie czy ów skazana jest mutantką. Użyła sformułowania, że "chyba można tak to ująć". - szepty nagle ucichły tak jakby wszyscy zgromadzeni ponownie zaczęli jej słuchać - Z tego co mi wiadomo to kilka dni temu ktoś z członków grupy tego psa Olega zatrzymał jakąś kobietę w jednej z karczm. Nieszczęśniczka okazała się być wybranką wielkiego Tzeentcha i jak na mój gust może to być ta sama osoba, której szukamy. Są to jednak tylko przypuszczenia. - Ver uważnie rozejrzała się po zgromadzonych licząc się z ewentualnymi pytaniami bądź obelgami jak to miało miejsce w przypadku Łasicy.

Reszta nie przerywała koleżance tak samo jak i szef całej grupy. Versana jak na razie nie zarobiła sobie osobistych animozji z kimś z grupy ani nie miała z kimś na pieńku z powodu drastycznych różnic ideologicznych czy charakteru jak mieli do siebie Silny i Łasica. Ich konflikt nie wiadomo od jak dawna się ciągnął ale jak pierwszy raz każdy z nowych doszedł do grupy to już trwał. Chociaż zazwyczaj ograniczał się do złośliwych uwag i ripost i nie eksplodował słowną utarczką jak to miało dzisiaj która nie wiadomo czym by się skończyła gdyby nie interwencja mistrza. Ten na razie trawił informacje przez nią przekazywane, kiwał głową co niejako wykosrzystała reszta grupy.

- Hetzwig. Kojarzę. Wredny skurwiel. Dawno ktoś powinien zrobić z nim porządek. - Silny pokiwał głową na znak, że kojarzy o kogo chodzi i ta postać nie jest mu całkiem obca. I nie ukrywał, że nie darzy tego najemnego łapsa na usługach ratusza sympatią.

- A co z tym jego glejtem? - Starszy skorzystał z okazji aby zapytać o to co go najbardziej interesowało w tej sprawie.

- Może mieć. Długo już dla ratusza pracuje a oni wydają takie glejty. - mięśniak wzruszył swoimi potężnymi ramionami na znak, że aż tak dokładnie to owego najemnika nie poznał ale przypuszczenie mogło być słuszne.

- No ciekawe. Z takim glejtem można by podziałać ciekawe rzeczy w tych kazamatach. - Starszy zamyślił się chwilę nad tą opcją, złożył ręce za plecami i przespacerował kilka kroków w poprzek pokładu jak to miał w zwyczaju gdy się nad czymś zastanawiał.

- Dobrze by było dowiedzieć się czegoś o tym Hetzwigu. I jego glejcie. Może potrzebuje asystenów? Albo udałoby się zdobyć jego glejt. Albo nawet uzyskać nowy w ratuszu. To by nam dało całkiem nowe możliwości. - Starszy nie zwracał się do nikogo szczególnego więc wyglądało, że te sugestie są adresowane do tych co się czują na siłach zająć się tą sprawą. I faktycznie przy stołach zapanowało małe poruszenie gdy ludzie zaczęli się drapać po głowach i zastanawiać się nad tymi swoimi możliwościami w tym względzie.

- Ja wiem który to jest. Mogę mu dać w łeb i zabrać mu ten glejt. - Silny zaoferował swoje usługi i typowe dla siebie bezpośrednie rozwiązanie.

- Nie wiadomo czy nosi ten glejt przy sobie. Ani jak on wygląda. To może być cokolwiek. Łańcuch, pierścień, papier, pieczęć albo po prostu wszyscy wiedzą, że on to ma i go po prostu wpuszczają. - Karlik pokręcił głową na znak, że z tym glejtem może nie być tak prosto jak to się wydaje na pierwszy rzut oka.

- No to co? W łeb mu mogę i tak dać. - mięśniak wzruszył ramionami nie ukrywając swych ciągot do używania przemocy.

- Ciekawe kto komu. On nie na darmo tak wielu wytropił i dorwał. Nie może być ani tępy ani słaby bo tyle razu nie mogło mu się po prostu udać fartem. - Łasica nie powstrzymała się od ostudzenia zapału najmniej lubianego przez siebie kolegi w ich grupie. Wyglądało jednak jakby przed miejskim łapsem czuła jakiś respekt.

- Możemy się spróbować. - jej adwersarz spojrzał na nią prowokując ją wzrokiem i bezczelnym tonem a brzmiało to trochę jak wyzwanie rzucone właśnie jej.

- Spokojnie moje dzieci, nie działajmy pochopnie. A ta Leona? Ktoś coś o niej wie? - Starszy w porę interweniował i tym razem na groźnych spojrzeniach obojga przeciwników się skończyło.

- Mogę spróbować się dowiedzieć czegoś od strażników. Może nawet ona będzie? Jakby się okazała jakąś interesującą osobą to nawet bym się chętnie koło niej zakręciła. - zaproponowała łotrzyca i nawet zaśmiała się cicho gdy wspomniała o tym co by było gdyby ta Leona okazała się “interesująca”.

- Interesująca propozycja moja droga. - Starszy chyba się uśmiechnął słysząc tą ofertę podwładnej ale tak oszczędnie, że przez maskę trudno było odczytać charakter tego uśmiechu.

- Ale tą kobietę którą zgarnął Oleg i jego bandę widziałam. To akurat było przy mnie. Miała na boku błogosławieństwo odmiany ale poza tym wydała mi się dość zwyczajną szarą myszką. - ośmielona i zachęcona tymi słowami łotrzyca skorzystała z okazji by rozwinąć ten wątek schwytanej przez łowców czarownic mutantki.

- Widziałaś ją? - ten fakt bardzo zainteresował zamaskowanego lidera. Zwłaszcza jak rozmówczyni potwierdziła skinieniem swojej granatowej głowy.

- No trochę się bałam o siebie to może coś przegapiłam ale ta co ją zabrali nie wydała mi się jakoś wyjątkowa. Taka myszka. - nożowniczka ostrożnie dobierała słowa ale jednak pozwoliła sobie na wyrażenie swojego zdania.

- Może ma dar ukrywania swojego prawdziwego oblicza… A może to nie ta której szukamy… Porozmawiamy o tym później. - mistrz zgrupowania zastanawiał się na głos. Niestety miał do identyfikacji tylko tą krótką relację więc widocznie postanowił wypytać łotrzycę podczas późniejszej rozmowy z nią. Ta skinęła głową co niejako zakończyło ten wątek.

- Ja się mogę spróbować czegoś dowiedzieć o tym glejcie Hetzwiga. Ale niczego nie obiecuję. - Karlik krótko nawiązał do tego o czym była mowa przed chwilą a Starszy mu na to zezwolił skinieniem głowy. I przeglądał resztę grupy czy ktoś ma jeszcze jakieś pomysły jak można by się zabrać za tropy o jakich wspomniała Versana.

- A i jeszcze jedno. W sumie to dwa.- kobieta wtrąciła nim usiadła dając tym samym możliwość reszcie do wyrażania swoich pomysłów - Po pierwsze to szefem nocnej straży w kazamatach jest niejaki Buldog. Nic o człowieku nie wiem. Postaram się jednak w tym tygodniu to zmienić. W sumie to wokół tego hycla i Leony też powęszę. Ptaszki różne rzeczy ćwierkają. Ja zaś nie lubię pozostawiać spraw niedokończonymi. - oznajmiła niejako biorąc na siebie odpowiedzialność za zinwigilowanie całej trójki - Po drugie. Wiemy, w których lokalach po służbie biesiadują strażnicy. W jednym z nich zaś oni wiedzą, że ja to Ida. - dodał bez większej krępacji związanej z tematem puszczania się za "coś w zamian".

Widząc iż żaden ze zgromadzonych nie garnie się do zabrania głosu. Ver postanowiła poruszyć jeszcze jedną dość istotną kwestie.

- Mam jeszcze jedno pytanie. - przerwała tą panującą przez moment ciszę - Jak wygląda sprawa tych gołębi pocztowych? Skrzydlaci posłańcy byliby naprawdę przydatni.

- Czekają na odebranie. Będą wracać do tego starego młyna w porcie. - Karlik odpowiedział szybko i chętnie skoro koleżanka pytała o jego prywatną inicjatywę z zeszłego tygodnia. Stary młyn rzeczywiście był w porcie i to nawet było go widać z pokładu “Starej Adele”.

- Jak się okocą tutaj to będą wracać tutaj. No ale na razie do tego młyna. Ja tamtędy i tak chodzę raz dziennie to mogę sprawdzać czy który nie wrócił. - Kurt pokiwał głową dopowiadając coś o swojej roli w tym przekazywaniu informacji.

- Pozwól więc, że zgłoszę się do ciebie jak będziemy się już rozchodzić. - oznajmiła chcąc mieć pewność, że chociaż jeden pierzasty przyjaciel trafi w jej ręce. - Jeżeli zaś chodzi o te dostawy wina. - dodała niemal tak jakby coś się jej przypomniało - Niezbyt się widzę w takiej roli. To chyba raczej męski zawód i widok kobiety rozładowującej przesyłkę mógłby wzbudzić podejrzenia. Z drugiej też strony strażnicy znają Ide a tym samym znają też trochę mnie. - ciągnęła temat dalej wyrażając swoje obawy - Niby pamiętałam wtedy o kamuflaż. Nie zmienia to jednak faktu iż prawdopodobieństwo dekonspiracji jest zbyt duże. Ja zaś nie mogę sobie na to pozwolić.

---

"Jak on to robi?" To to pytanie pojawiało się w głowie Versany za każdym razem gdy widziała jak pozostali kultyści bez względu na ich patrona i temperament grzecznie spacerują obok Starszego. Zamaskowany mężczyzna emanował tak niewytłumaczalną i silną energią, że nie sposób było się jej przeciwstawiać. Kolejność rozmów z guru wyznaczał dwie rzeczy. Staż i pozycja jaką zajmowało się w szeregach kultu. W końcu jednak nadeszła pora na ciemnowłosą intrygantkę.

Szli obok siebie. Straszy był jednak o niespełna krok przed Versaną. Z boku wyglądało to zapewne podobnie do widoku samicy podążającej tuż za samcem alfa, który przewodził danej wataszy. Zupełnie tak jak miało to miejsce w świecie zwierząt. Brunetka w skupieniu słuchała słów, które kierował do niej jej przełożony. Nie odważyła się wtrącić nawet jednego słówka i potulnie czekała na moment w którym zamaskowany mężczyzna pozwoli jej mówić. Po kilku miłych zwrotach przywódcy pod adresem podopiecznej chwila ta w końcu nastała.

- Tak. Próbowałam według twoich zaleceń mistrzu. Zarówno sama jak i wraz z tą młodą Kamilą. - odparła zgodnie z prawdą patrząc w miejsce w którym powinny znajdować się oczy. Nie dostrzegła ich jednak. Otwory w masce wręcz ziały pustką i mrokiem. Nie zmieniało to faktu iż wdowa czuła na sobie wzrok tajemniczego mężczyzny. Mimo wszystko nie krępowało jej to. Wręcz przeciwnie. Mogłaby nawet przysiąc, że gdzieś z tyłu głowy słyszała niski i stanowczy męski głos motywujący ją do dalszej wypowiedzi. Postanowiła więc posłuchać go i z najmniejszymi szczegółami opowiedziała guru o tym co widziała w obu snach. Nie oszczędziła również swojemu mistrzowi detali związanych z bujającą głową w obłokach Kamilą. O tym jak dość wyróżniający się element mary okazał się mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Wspomniała również o słabościach i pociągach młodej arystokratki

- Jeżeli zaś chodzi o tą drugą smarkule. - ton brunetki nagle nabrał goryczy i dość cierpkiego smaku. - Wraz z porucznikiem Markusem wybieram się dziś do niej na koncert. Tam też zamierzam podać jej odpowiednią dawkę eliksiru, który mi ofiarowałeś mistrzu. Mam nadzieję, że pomoże mi w tym Łasica i pewien fortel. - kultystka ponownie otworzyła się przed swym idolem. Nawiązała do snu i domysłów związanych ze złotą monetą oraz nielegalnymi walkami. Mówiąc to była niemal pewna, że nie myli się w tej kwestii i że rozmowa w cztery oczy z urokliwą damulką tylko potwierdzi jej przypuszczenia. Przy okazji będąc już przy temacie areny postanowiła opowiedzieć również o tym co się tam wydarzyło a było o czym. Impresario, Peter, Bydlak i najważniejsze - Norma. Ciemnowłosa kobieta nie ukrywała iż liczy na radę Starszego. Dlatego wyznała jak ona by załatwiła sprawę związaną z odbiciem Norsmanki zarówno uciekając się do podstępu jak i metod bardziej drastycznych. Zaznaczyła jednak iż nie chciałaby mieszać w to Silnego. Uważała tą sytuację za dość delikatną mimo raczej twardej powierzchowność samej kobiety z północy.

W pewnym momencie kultystka zdała sobie sprawę iż trochę odbiła od tematu. Nie smuciło jej to jednak. Gdyż i tak miała w końcu zamiar poruszyć te tematy w trakcie rozmowy z mistrzem. Mimo wszystko zamilkła natychmiast wyczekując jego słów wciąż krocząc pół kroku za nim.

- Moja droga proszę idź obok mnie. Tak się swobodniej rozmawia. No i ktoś bardziej podejrzliwy mógłby uznać, że zamierzasz użyć noża i mogłoby się zrobić nerwowo. - przez maskę lidera zboru przeszedł nieco rozbawiony głos. Chociaż przez tą zasłonę nie do końca można było mieć pewność czy to aby na pewno tylko żart. Ale tym już się mistrz zboru nie przejmował tylko spacerowym tempem podążał do przeciwnej burty wśród lekko skrzypiącego, starego drewna statku i rozmyślał nad tym co powiedziała młodsza kultystka.

- Czyli eliksir działa. To dobrze. Bardzo dobrze. To chyba powinno pomóc ci spotkać się z tym dwiema ślicznotkami bez świadków. Pamiętaj jednak, że one mogą być zaskoczone za pierwszym takim spotkaniem. Ale tak samo jak ty mogą potem coś pamiętać z takiego snu. Bacz więc by nie powiedzieć więcej niż trzeba. - przestrzegł przed tym skutkiem ubocznym tej podarowanej w zeszłym tygodniu mikstury. Ogólnie jednak wydawał się zadowolony z relacji użytkowniczki czy to ze względu na działania specyfiku czy jej działania czy może i to i to.

- A więc panna van Zee jest romantyczna, lubi przygody i czuje się artystką. No, no… Czego się tu o córce kapitana portu można dowiedzieć. - zamaskowany mężczyzna podsumował to co usłyszał o młodej van Zee i wyrażał się o tych informacjach z uznaniem i zaciekawieniem.

- W takim razie chyba zostaje ci podtrzymywać tą znajomość. I dostarczać tej młodej damie namiętnych wrażeń których tak poszukuje. Jeśli się nie opamięta, a mam nadzieję, że nie, to będzie w końcu nasza. Prędzej czy później. Artyści to ulubieńcy Węża, każdy ma potencjał by wsłuchać się w jego aksamitny szept. Myślę, że tutaj pośpiech nie jest wskazany. Niech te jedwabne nici oplątają tą ślicznotkę, powolutku i delikatnie. Jedną nić można łatwo zerwać. Ale nie gdy cały splot otacza ciało. Nawet jeśli ktoś by już chciał to jest za późno by się wyrwać. Dlatego kontynuuj tą znajomość, zabawiaj tą młodą damę, dostarczaj jej rozrywki i podniety, tak by sama zaczęła szukać twojego towarzystwa, byś stała się jej nieodzowną partnerką i powierniczką. Już samo to powinno otworzyć wiele drzwi których do tej pory progi są zbyt wysokie jak na wdowę po kupcu. - Starszy mówił płynnie i aksamitnie. Jak mistrz intryg i marionetek. Jakby takie rozgrywki miał opanowane na wylot. I roztaczał scenariusz jak by mogła Kamila van Zee wpaść w ich sidła. Wcześniej. Lub trochę później. O ile będą działać z finezją i wyczuciem.

- Z tym Marcusem to uważaj. Bądź ostrożna. To nie jest tylko mężczyzna. To także człowiek o nietuzinkowej przenikliwości. - przestrzegł Versanę przed lekceważeniem porucznika jaki ją zaprosił na dzisiejszy bal do van Hansenów.

- A sama Froya no ciekawe z tą monetą, ciekawe. Coś może być na rzeczy. Mam nadzieję, że uda wam się użyć na niej eliksiru. Może nawet we trzy. O ile to będzie możliwe. Wtedy będziecie we dwie z Łasicą a ona jedna. Albo jak jednej z was się nie uda to chociaż ta druga się z nią spotka we śnie. - Mistrz zasugerował pewne rozwiązanie chociaż widocznie zdawał sobie sprawę, że na spotkaniu z tak wieloma niewiadomymi to trudno coś zaplanować więc ryzyko, że coś pójdzie nie tak jest tak duże, że tylko głupiec nie brałby go pod uwagę.

- I jeszcze odnalazłaś tą arenę. No ciekawe, ciekawe… Ciekawi goście muszą tam się zjeżdżać. Nie spodziewałem się, że organizują to na plaży. No ale jak ktoś się tyle postarał nad zachowaniem tego w dyskrecji to pewnie łatwo nie odda takiej tajemnicy. Froya van Hansen pewnie też nie jeśli naprawdę bierze w tym udział. Chociaż nie spodziewałem się tego po niej, że interesują ją takie podniety. Interesujące. - lider zespołu popatrzył na burtę przed jaką stanął jakby był zdziwiony, że nagle znalazł się przed nią. Albo zatopiony w swoich myślach w ogóle jej nie widział. Ale to chyba tylko złudzenie bo zaraz zrobił nawrót i zaczęli wracać z powrotem.

- I mówisz Norma tak? Ha! Wilk z północy okazał się wilczycą z północy! - roześmiał się jakby coś nagle mu się wyjaśniło wreszcie. Ruszył w trasę powrotną nieco żwawszym tempem. - Widziałem wilka. Przed Strupasem. Czułem, że nasze kroki się skrzyżują. Ale do tej pory sądziłem, że to chodzi o prawdziwe wilki jakie może spotkać w lesie. To tylko dowód, że wizje się nie mylą, w końcu są zsyłane przez bogów, a tylko element śmiertelny jest taki omylny. - zaśmiał się nieco smutno jakby życie po raz kolejny pokazało mu, że najbardziej zawodni są śmiertelnicy.

- I ta wilczyca jest u tych węglarzy? Nie, nie, to tak nie może zostać. Musimy ją sprowadzić do nas. Hmm… - Starszy pokręcił głową na znak, że obecny stan rzeczy jest nie do zaakceptowania. Przeszedł kilka kroków w milczeniu myśląc intensywnie nad tym zagadnieniem.

- Powiem Kurtowi by znalazł dla niej miejsce. Coś znajdzie. Dogadajcie się potem w tej sprawie. A ta dzielna wojowniczka powinna być w naszych szeregach. Dobrze by było jakbym za tydzień mógł z nią się spotkać i porozmawiać. - Starszy widocznie nie miał nic przeciwko sprowadzeniu Norsmanki w ich szeregi chociaż zalecał ostrożność. Ale i dawał wolną rękę na zorganizowanie przybycia tej wojowniczki do ich strefy wpływów.

- Zrobię jak mówisz mistrzu. - odparła gdy tylko Starszy skończył swoją wypowiedź - Zgrywanie koleżanki Kamili idzie mi całkiem sprawnie. Głowę zaprzątają mi raczej te smołuchy. Mam dylemat co z nimi począć. Z jednej strony jakaś część mnie podpowiada mi abym skorzystała z pomocy Sebastiana, który powiedziałby im że Wilczyca jak najszybciej powinna trafić pod jego dach. - kobieta postanowiła podzielić się swoimi wątpliwościami z guru - Druga zaś radzi bym potruła ich i pozostawiła na pastwę losu. Niestety obie opcje niosą ze sobą pewne niedogodności i zagrożenia. Co w takiej sytuacji byś mi zalecił mistrzu? - brunetka radziła się tak jak córka radzi się ojca. Ojca, którego nigdy nie było dane jej poznać i o którym słyszała jedynie barwne ploteczki.

- Ciekawa kwestia. - zamaskowany mężczyzna skinął swoją głową jakby zagadnęła go o jakieś ciekawy aspekt filozoficzny. Swoim zwyczajem nie odpowiedział od razu tylko zastanawiał się chwilę nad omawianym tematem.

- Można sprawę załatwić definitywnie. Wtedy zostawiamy za sobą trupy i cierpienie. Rozsiewamy strach i chaos. Ale zostawiamy jakiś ślad. Jak kamień rzucony w taflę wody. - lider uniósł jedną dłoń przed siebie gdy prezentował wady i zalety takiego rozwiązania. - Gdy postawić na spryt i finezję wówczas atmosfera pozostaje prawie niezmieniona. Nie ma takiego wrażenia jak przy pierwszej opcji. Takiego zamieszania. Ale też nie zostawia tak wyraźnego śladu. Pozwala dalej rozciągać kurtynę przed ostatecznym uderzeniem. Tak jak brutalne rozwiązanie stanowi początek uwertury przed głównym finałem. - tłumaczył łagodnie i co brzmiało jakby się rozmawiało z jakimś filozofem, mistykiem czy mędrcem.

- W gruncie rzeczy to nie jest pytanie o węglarzy. Tylko o ciebie. O nas. Kim jesteśmy? Jaką drogą podążamy do celu? Odpowiedzi na te pytania dadzą nam odpowiedź o nas samych. - zaśmiał się cicho z jakimś sentymentalnym uśmiechem jakby nie po raz pierwszy przerabiał podobny zestaw pytań czy sam czy z kimś.

- Cokolwiek wybierzesz przybycie Wilczycy nas wzmocni. Tak samo jak dobór metod. Oczywiście lepiej by wszystko poszło zgodnie z planem ale skoro ty masz go wykonać to najlepiej się będziesz orientować w sytuacji. - Starszy zakończył swoją wypowiedź chyba celowo nie chcąc ingerować w zadanie o jakim nie wiedział zbyt wiele a jakie mieli wykonać jego podwładni. A może też ciekaw był jak sobie poradzą z tym zagadnieniem.

Słowa Starszego z pozoru nie mówiły nic zarazem mówiąc wszystko. Zmuszały ją one przy okazji do ponownego przeanalizowania całej tej dość zagmatwanej sytuacji. Szła więc chwilę tuż obok mistrza pochłonięta w swoich myślach. Starała się skompletować wszystkie fakty i rady a następnie ułożyć z nich spójną całość. Brunetka nie lubiła działać pochopnie i zazwyczaj trzykrotnie się nad czymś zastanawiała nim przystąpiła do działania. Tak było i tym razem. Deski pod ich nogami skrzypiały niczym nienaoliwione zawiasy. Oni jednak stawiali krok za krokiem wędrując to w jedną to w drugą. Tym razem ciszę pierwsza przerwała kupiecka wdowa. Podziękowała przełożonemu za te cenne i dość nietypowe rady. Wszak niosły one ze sobą dwojaką wartość. Po pierwsze i co dość oczywiste były wskazówką. Po drugie jednak kryły specyficzny komplement. Nie były jednoznaczne i zmuszały ich adresata do myślenia. Pokazywały więc iż Starszy ceni swoją podopieczną za jej intelekt i błyskotliwość. Stawiając tym samym na jej inicjatywę i samodzielność. Famme fatale bardzo to schlebiało motywując do dalszego działania. W tym momencie jednak jedyne co jej pozostało prócz podziękowań to spytać się zamaskowanego mężczyzny czy nie przewiduje dla niej jakiegoś dodatkowego zadania a następnie jak wzorowa uczennica wrócić do szeregu.

---

Koniec zboru zbliżał się wielkimi krokami. Każdy z kultystów odbył już indywidualną rozmowę ze Starszymi i teraz powoli szykował się do wyjścia. Ver miała jednak do załatwienia jeszcze kilka spraw. Skierowała się więc do Sebastiana aby wraz z nim ponownie odwiedzić Bydlak. Cyrulik był mocno zaskoczony widząc leżącego w klatce dwugłowego psa. Wiele już w swym życiu przeżył. Nic jednak nie było w stanie go przygotować na widok tego dość oryginalnego okazu. Młody mężczyzna wykazał się jednak pełnym profesjonalizmem i przystąpił do działania wedle dostępnej mu wiedzy i sztuki lekarskiej. Po wszystkim oboje ruszyli w stronę wyjścia. Versana potwierdziła jutrzejsze spotkanie przekazując cyrulikowi adres swojej kamienicy i poinformowała go że do rozmowy a propos węglarzy i tajemniczej kultystki wrócą jutro.

Kolejnym punktem, który brunetka musiała odhaczyć była rozmowa z Karlikiem w związku z gołębiami. Tu szczęście również jej sprzyjało. Brzuchaty jegomość nie opuścił jeszcze pokładu rozmawiając o czymś na boku z jednonogim kapitanem. Urocza kultystka poczekała więc jak obaj skończą konwersacje a następnie zagadała skarbnika.

Czas ją gonił ona jednak przed powrotem do domu musiała porozmawiać jeszcze z Kurtem. Nie było w tym na szczęście nic skomplikowanego bo tak naprawdę miała do przekazania mu rozporządzenie, które wydał jej przełożony. Stary wilk morski nie sprawiał problemów. W sumie to informacja o wojowniczej kobiecie z północy mocno go pobudziła i zainteresowała. Możliwe też że rozbudziła ona jego fantazję i spowodowała iż młodzieńcze wspomnienia kiedy to jednonogim kapitan dryfował po morzach i oceanach ożyły odmładzając tym samym go o kilka bądź kilkanaście lat. Kultystka więc odsłonił przed nim rąbka tajemnicy tak aby zaostrzyć jego apetyt i zdobyć nieco więcej sympatii i zaufania. Z resztą żyli raczej w dobrych relacjach. Mimo swej surowość i prostolinijności mężczyzna posiadał w sobie coś takiego, że po prostu nie dało się go nie lubić.

Gdy była już na stałym lądzie dostrzegła przed sobą skrywającą się w pół roku Łasice. Postanowiła więc dołączyć do niej i w drodze powrotnej zamienić kilka zdań. Gryzły ją trzy rzeczy i koniecznie chciała teraz wszystkie wyjaśnić. Zaczęła więc od ich ostatniego spotkania a w sumie od jego końcówki. Widziała wtedy niezbyt zadowoloną minę swojej kochanki oraz wyczuła w jej głosie ewidentny wyrzut i rozczarowanie. Postarała się więc na spokojnie wytłumaczyć jej swoja aktualna sytuacje i to, że musi być wyjątkowo uważana, że wiele osób na nią spogląda i że maska, którą nosi na codzień jest elementem gry jaką prowadzi dla dobra ogółu. Dodała również, że nie zrobiła tego po złości oraz, że wszystko jej zrekompensuje. Drugą rzeczą o której chciała porozmawiać z siostrą była ich wojownicza przyjaciółka. Opowiedziała jej o swoim pomyślę związanym z Sebastianem oraz o uwagach jakie przekazał jej Starszy. Na koniec zaś młoda wdowa postanowiła się upewnić czy na pewno widzą się dzisiaj na koncercie u van Hansenów a nazajutrz w "Kocie" na umówione z Louisą randce.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 27-09-2020 o 20:33.
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172