Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2020, 20:55   #114
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Najpierw opowieści o dzielnej drużynie, opowiedziane przez kogoś innego, niż ja, a jeśli medycyna pomoże, i będę w stanie, to coś zaśpiewam? - Powiedziała Amaranthe, robiąc niby zadziorną minkę do Davetha.
- Bardzo chętnie przystanę na taką propozycję! - Zgodziła się Królowa.
- Jestem pewien, że Villem obeznany jest ze snuciem opowieści przed obliczem pięknych dam - powiedział Daveth.
- Niestety Davethie - Villem po chwili wahania uśmiechnął się jednym kącikiem ust - Umiejętnością ciekawej gawędy bogowie mnie nie pobłogosławili. Nawet nie będę próbował zbliżyć się do kunsztu panny Shimboris w tej materii. Ale obiecanych wyjaśnień chętnie dostarczę tak jak umiem.
Po czym młody Adlerberg wstał i zaczął rzeczoną opowieść. Ton jednak jakim przemawiał daleki był od snucia. I młodzian sprawiał raczej wrażenie składającego raport suwerenowi niż bawiącego piękne damy. Tylko wspominając imiona towarzyszy unosił ku nim swój kielich w podziękowaniu za wymienione dokonania.
- Los naszą nieświadomą podówczas piątkę związał jeszcze we Wrotach Zachodu skąd wraz z karawaną ruszyliśmy ku Waterdeep. Tuż przed celem jednak oddzieliliśmy się od karawany zaciekawieni ogłoszeniem dotyczącym smoka nękającego okoliczną baronię Secomber. Panujący tam lord wysłał nas na pobliskie bagna gdzie bestia miała jakoby swe leże. Wyruszyliśmy bez zwłoki w towarzystwie dwóch jeszcze innych panien. Panny Laugi z Czerwonej Doliny, wprawionej wojowniczki, której kompanioni sczeźli w walce z onym smokiem. I półelfiej przewodniczki z Secomber. Po mało istotnych potyczkach z gnollami i pijawkami, natrafiliśmy na opuszczony zamek gdzie przyszło nam nocować. Świt jednak odkrył przed nami, że zamek służył też za schronienie hordy goblinów. Dzięki mocy Davetha, sprytowi Amaranthe i trzeźwemu rozumowi panny Laugi, uniknęliśmy przykrego losu i kontynuowaliśmy poszukiwania. Rychło smok się odnalazł, a my runęliśmy na niego. Potwór bronił się krótko. Gdy zaś potężna magia bitewna, którą obłożyli nas Carys i Olgrim, przestała działać, zaatakował nas z zaskoczenia inny smok. Starszy i znacznie większy. Panna Lauga… podejrzewamy, że zginęła. Los naszej przewodniczki panny Caistiny Trannyth, jest nam nieznany. A my gdy walka robiła się beznadziejna, zostaliśmy wciągnięci w tajemniczy magiczny wir. Który przeniósł nas do Heliogabalus.
Villem skłonił się królowej i usiadł ponownie. Rzucił jednak kilka ukradkowych spojrzeń w jej stronę jakby niepewny jej reakcji.
- Och… to… no cóż… nie takie pompatyczne, jak u Amaranthe… - Powiedziała w końcu władczyni, uśmiechając się przelotnie, chyba tylko z grzeczności -Ale może właśnie zależy od formy opowieści…
- Jak dla mnie, walka ze smokiem, czy i smokami, i przeżycie tego, to i tak jest coś wartego uwagi
- Odezwał się Ridhrog, unosząc nieco kielich ku śmiałkom.
Daveth również uniósł kielich.
- Amaranthe preferuje nieco inny sposób przedstawiania faktów - powiedział. - Z pewnością bardziej przemawiający do wyobraźni słuchaczy.
Krasnolud również uniósł kielich dodając.
- Pocieszające jest to, że uwolniliśmy Wrzosowiska przynajmniej od jednego smoka.
- Pocieszające jest to, że uwolniliśmy mieszkańców wiosek wokół wrzosowisk od smoka - Carys poprawiła krasnoluda, uniosła przy tym kielich by odpowiedzieć na gest kapitana straży pałacowej.
Kapłan przytaknął czarodziejce, choć nie był pewien czy to była prawda. Możliwe że zabili nie tego smoka co trzeba, acz… obecnie ciężko było to sprawdzić, na tak sporą odległość. Cóż, jeśli im się nie udało, to wszak była druga grupa wyruszyła na wrzosowiska.
- Ano… od smoka.- przytaknął ponownie Olgrim.
Villem bez słowa więcej dołączył do toastu.
- No to to jest heroiczna opowieść, tylko nie wypada jej snuć w wojskowym drygu! - Powiedziała Królowa i na jej ustach pojawił się powoli rosnący uśmiech… aż w końcu parsknęła śmiechem.
- Najwyraźniej będziesz musiał trochę poćwiczyć, Villemie - powiedział Daveth, uśmiechając się do rycerza.
- Szkoda jednak zaniedbywać takiego talentu do miecza - odezwała się czarodziejka. - Bo to ta ręka ćwiczona w wojskowym drylu pozbawiła maszkarę głowy.
- Jedno drugiego nie wyklucza - odparł Daveth. - Wojskowy dryl dłoni może współgrać z poetyckim językiem.
- Coś jednak zaniedbać trzeba, gdyż dzień każdego trwa od wschodu do zachodu słońca- powiedziała Carys.
Na coś tak bez sensu Daveth nawet nie próbował odpowiadać.
- Każdy ma swoje talenty. Można próbować różnych sztuk, ale tylko w tych do których ma się dryg można osiągnąć mistrzostwo. W innych zaś co najwyżej obeznanie.- wtrącił krasnolud, pomiędzy udkiem kurczaka i kuflem.
- Hmm? - Villem uniósł brew spoglądając na wypowiadających się po czym i jego oblicze się rozpromieniło - Myślę, że Carys i Olgrim mają rację. Nie miałbym serca do tych ćwiczeń. A im usilniej bym się starał tym mocniej zaniedbywałbym swoje powołanie.

Zaśmiał się i cicho Ridhorg, po czym spojrzał na Villema.
- Czyny, nie słowa? - Kiwnął głową do Rycerza.
- Czyny, nie słowa - Villem odpowiedział takim samym skinieniem.
Oj tak kolacja zrobiła się sztywna niczym starszyzna krasnoludzka na stypie. Olgrim spróbował więc ją trochę rozruszać.
-Emm… widziałem w mieście… ten no... tyatr, dobre to? Bo u nas tyatru nie ma, za to są gawędziarze.- wtrącił więc podsuwając temat.
Daveth upił odrobinę wina. Zastanawiał się, dokąd ich ta kolacja zaprowadzi... i czy królowa nie uzna ich wszystkich za nudziarzy. W czym miałaby z pewnością dużo racji. Obecność królowej raczej ograniczała ilość tematów, jakie można było poruszać i nie pozwalała zademonstrować wszystkim wszystkich walorów.
- Teatr? No cóż… niektórzy tam z nudów zasypiają. To rozrywka nie dla każdego - Władczyni niespodziewanie krótko… zachichotała. Po czym nieco wyjaśniła Krasnoludowi, jak to niby owe teatry funkcjonują.
Ogólnie to wiedział co prawd czym są teatry, no ale… “ogólne” tylko wiedział. Nigdy żadnego nie widział, toteż słuchał bacznie wysłuchał wyjaśnień władczyni.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline