Samuel! Niech mi Gaja wybaczy, uwielbiałam tego gościa! Mój MG zrobił z niego naprawdę genialną postać. Taki Hannibal Lecter, szalenie inteligentny, błyskotliwy i morderczo niebezpieczny. Szaleniec, morderca, a do tego wielka klasa i urok. Nasze pojedynki były niemal epickie! Dość szybko miałam okazję go zabić (niestety kości są nieobliczalne, mojemu MG po prostu nie szło turlanie, a mnie wręcz przeciwnie - "na szczęście" Samuel niemal zabił przyjaciela mej postaci, więc miałam do wyboru ratować życie jemu, lub odebrać je Samuelowi. Wybrałam ratunek, a Samuel salwował się ucieczką, a w oczach MG widać było wdzięczność
). Wiele razy spotykałam Samuela, nawet raz jadłam z nim kolację i choć wiedziałam co zrobił, kim był i wiedziałam, że nienawidzi garou, poluje na nich i robi jeszcze straszniejsze rzeczy - nie potrafiłam go nie lubić. Walczyliśmy - owszem. Robił mi nieraz straszne rzeczy, próbował mnie złożyć w ofierze w jakimś dziwnym rytuale, zmusił do podcięcia gardła niemowlakowi, rozwiązywania dziwnych zagadek, tańczenia z trupami (kto czytał komiks Batmana, ten wie o jakiej przygodzie mówię). A ja mimo wszystko starałam się go resocjalizować. Był jedną z najbardziej niezapomnianych i fascynujących postaci, jakie spotkałam w Wilkołaku i nigdy o nim nie zapomnę.
Ale czy to postać historyczna, znana szerzej w świecie, jak chociażby Elvis, Rasputin czy Baba Jaga? No chyba nie