Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2020, 10:41   #51
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dotarła do drzwi czarodziejki nie niepokojona. Choć musiała przyznać, że czas jej się kończył. Wkrótce zapadnie noc i na korytarze wyjdą strażnicze automatony.
- Kto tam?- usłyszała głos Almais zza drzwi.
- Elizabeth. - El cały czas uspokajała się jeszcze po igraszkach z diablicą.
- Och… spóźniłaś się…- Almais otworzyła drzwi otulona ciemnoniebieskim satynowym szlafrokiem.- Dlaczego więc miałabym cię teraz wpuścić?
- Błagam o wybaczenie… ja.. chciałam Panią zaskoczyć. - El rozchyliła swój płaszcz, tak by tylko półelfka mogła zobaczyć jej strój. - A nie wypadało tak iść na wykład z profesorem.
- Hmm… umiesz zaprezentować właściwie swoje argumenty. - przyznała ze śmiechem rudowłosa cofając się, by wpuścić pokojówkę do środka.
Morgan weszła do środka i rozejrzała z zaciekawieniem po gabinecie.
Nic tu się nie zmieniło odkąd była tu raa…
Almais się zmieniła, gdy zsunęła z siebie szlafrok, pod nim miała powłóczystą koszulę nocną z zielonego materiału. Aż do stóp. I nic więcej. Co czarodziejka dobrze widziała, bo półprzezroczysty materiał niewiele ukrywał jeśli chodzi filigranową półelfkę.
- Rozgość się.- rzekła Almais przez ramię, gdy wieszała szlafrok na wieszaku.
Elizabeth zdjęła płaszcz prezentując swój strój i także odwiesiła go na wieszak.
- Przyznaję, że nie znalazłam odpowiedniej piżamy na tą wizytę. - czarodziejka uśmiechnęła się do swojej gospodyni.
- Nie przejmuj się tym… wyglądasz czarująco.- odparła ze śmiechem Almais ruszając w kierunku sypialni.
Czarodziejka podążyła za gospodynią.
- A jak… będę mogła pomóc w eksperymentach? - spytała z zaciekawieniem, gdyż jak by nie patrzeć półelfka to od tej części zaczęła ich znajomość.
- To zależy jak bardzo jesteś otwarta na nowe doświadczenia i demonicznych bądź anielskich kochanków…- rzekła pół żartem pół serio rudowłosa.- … Dołączysz do moich podróży na inne plany egzystencji i będziesz asystowała w przywoływaniu stworów i czasem zabawach w licznym towarzystwie… jeśli się ośmielisz.
- Mam diablicę na współlokatorkę i jestem dla niej całkiem otwarta. - El pozwoliła sobie na żartobliwy ton. - A.. nauczysz mnie przywołań? - Spytała z zaciekawieniem spoglądając na Almais.
- Tylko tych bezpiecznych. Tych prostych.- wyjaśniła Almais, gdy już znalazły się w sypialni. Spojrzała na rozsypany ze zmieszanych proszków krąg na podłodze.- Bądź tych wyuzdanych.
Elizabeth przyjrzała się kręgowi.
- Nie potrzebuje nic więcej. Prawdopodobnie.. - Uśmiechnęła się ciepło do rudej gospodyni. - Nie potrzeba mi nawet tych wyuzdanych.
- Nie wzięłaś ze sobą swojej księgi czarów? Może to i lepiej…- czarodziejka skinęła dłonią ku El i ruszyła ku niewielkiemu kuferkowi stojącemu w kącie.
Morgan ruszyła za nią.
- Unikam noszenia jej. Zawsze mogę przepisać zaklęcie na papier.
- No… to nie jest zwykłe przepisywanie.- odparła czarodziejka otwierając kuferek zaczęła go przeszukiwać pochylając się kusząco.
- Nie? - El nieco nieśmiało sięgnęła palcami do wypiętych krągłości i przesunęła po nich opuszkami.
- Nie… musisz przepisać nie tylko literki, ale przelać ich moc… wzorzec zawarty między nimi.- mruczała rozpalonym głosem półelfka zachęcająco kręcąc pupą.
- To by tłumaczyło czemu są tak cenne. - Zachęcona zachowaniem Almais El, zaczęła masować pośladki półelfki raz po raz zahaczając palcami o znajdujący się między nimi rowek.
- Myślę że wpierw powinnyśmy poluzować zapięcia twojej sukni. Wyraźnie cię ciśnie.- zamruczała półelfka kręcąc pupą.
- Ooo… tu jest.- wyprostowała się nagle trzymając w dłoni zwój.
- Co to? - El oderwała dłoń od pupy Almais by sięgnąć po zwój.
- Czar przyzwania potwora. Ten najprostszy. Dla początkujących magów. Uczniowie takich używają, głównie w celach szkoleniowych.- wyjaśniła półelfka.
- Och… - El spojrzała na zwój i spytała niepewnie. - To dla mnie?
- Tak... przepiszesz go do swojej księgi o której istnieniu nie mam pojęcia.- odparła zadziornie Almais.- I pokażę ci jak się rzuca te czary w praktyce. Choć pewnie wolałabyś bym przywołała kochanka, zamiast potworka.
Elizabeth zaśmiała się i spojrzała ciepło na gospodynię.
- Mam tu ciebie Pani… nie potrzebuję innych kochanków. Zdam się więc na twój wybór.
- Niewątpliwie… ale skoro taka chętna jesteś do nauki, to pokażę ci jak to wygląda takie proste przywoływanie.- odparła półelfka z uśmiechem.
El przytaknęła przyglądając się Almais z zainteresowaniem. Pamiętała bestie z podziemi. Czy one też zostały przyzwane? Czy nad każdą przyzwana istotą można tak stracić kontrolę? Spytała jednak o coś innego.
- Czy... będziesz miała wielkie kłopoty gdy ktoś dowie się, że mnie uczyłaś?
- Nie większe od tych, które bym miała gdyby ktoś się dowiedział jak daleko sięgam w swoich eksperymentach.- odparła zadziornie półlefka wychodząc na środek komnaty.
- Obserwuj.- rzekła cicho.
Morgan przytaknęła ruchem głowy i skupiła się na obserwacji działań gospodyni.
- Musisz się skoncentrować podczas rzucania czaru… delikatnie naprzeć na barierę podczas wypowiadania słów i skupić na stworzeniu które… lub stworzeniom które chcesz przyciągnąć, w innym przypadku może wyskoczyć dowolne losowe stworzenie.- dodała rzucając czar, który wywołał niewielki wir zmieniający się w małą istotę zbudowaną z wichru. żywiołaka powietrza.
Stwór rozglądał się gniewnie szukając wroga z którym miał walczyć.
- Oczywiście ty nic takiego nie wezwiesz. Czar który ci podarowałam pozwala przyzwać pozaplanarne wersje małych zwierzątek. Złowieszczego szczura, żmiję, ognistego żuka… gnomy przyzywają z pomocą tego czaru borsuki.- odparła z uśmiechem półelfka.
Elizabeth przytaknęła przyglądając się stworowi, którego przyzwała Almais.
- Rozumiem… a co to jest? - Wskazała na szalejąc przed nią wicher.
- Żywiołak powietrza. Taki mały żywiołak. Największe są duże jak domy.- odparła Almais przyglądając się swojemu tworowi.
- Powietrza… - El nie kryła fascynacji. - Czyli są też inne… żywiołaki, tak?
- Och tak… dla każdego klasycznego elementu i dla paru innych też.- odparła ironicznie Almais.
- Co znaczy paru innych? - Morgan pozwoliła sobie na to by obejść żywiołaka dookoła.
- Istnieją krainy pseudożywiołów. Światów na pograniczu dwóch podstawowych elementów. Na przykład, tam gdzie ogień i ziemia zderzają się ze sobą powstaje pseudożywioł magmy.- odparła półelfka. - I żywiołaki tego pseudożywiołu też.
- Och.. rozumiem. - Czarodziejka uśmiechnęła się do gospodyni. - Mówiłaś, ze podróżujesz na różne plany? Byłaś kiedyś na nich? Och.. i co oznacza, że szczur jest złowieszczy? - Zasypała Almais pytaniami, podobnie jak wcześniej profesora.
- Nie przejmuj się tym określeniem. Złowieszcze szczury są po prostu większe niż zwyczajne i bardziej drapieżne. Przydatne cechy jeśli wzywasz je na pomoc. I tak… byłam na niektórych z nich. Podróżuję na plany i przywołuję potwory z planów… by znaleźć tam wskazówki.- wyjaśniła Almais z uśmiechem.
- Wskazówki do czego? - Elizabeth podeszła do gospodyni stając tuż obok i jeszcze raz zerkając na przyzwanego żywiołaka.
- Do planu żądzy… przypuszczam że boginie… przynajmniej ci powiązanie z pożądaniem i miłością uciekły właśnie tam.- odparła z uśmiechem półelfka.
- Och… dlatego przyzywasz pozaplanarnych kochanków? Liczysz, że coś podpowiedzą? - El powstrzymała się od pytania po co Almais kontakt akurat z tymi boginiami.
- Nie… to tylko z ciekawości.- zaśmiała się półelfka.
- Więc jak chcesz znaleźć wskazówki. Żądza nie wydaje się być pseudożywiołem.. ciężko jej szukać na pograniczu czegokolwiek. - El zaczęła czuć, że też nabiera ciekawości. Bo kim wobec tego byli kochankowie Almais… kimś podobnym do tego żywiołaka?
- Plany żywiołów i pseudożywiołów są tylko jednymi z rodzajów światów. Jest ich o wiele więcej.- wyjaśniła półelfka.- Plan żądzy istnieje, podobnie jak plan drewna.
- Wierzę, że na pewno to sprawdziłaś skoro szukasz tego miejsca, ale… skąd choćby pomysł o takim planie. - Elizabeth westchnęłam. - Jestem bardzo ciekawa jak wyglądają takie inne plany, jakoś ciężko mi je sobie wyobrazić.
- Z pewnością przy mnie parę z nich zobaczysz.- mruknęła w odpowiedzi półelfka gestem dłoni odsyłając żywiołaka z powrotem do jego planu.
El bez słowa spoglądała na miejsce, w którym jeszcze niedawno znajdowała się ich lokalna, niewielka wichura. Magia stawała się z każdą chwilą na uczelni coraz bardziej ciekawa. Plan żądzy… wydawało się jej dotychczas, że żądza jest po prostu czymś co jest, przenika całe jej otoczenie, a tu.. cały plan.
- Na dziś zaplanowane mam zioła i coś relaksującego, ale wpierw… musimy odrobinę cię rozluźnić.- Almais podeszła do czarodziejki i zabrała się za rozpinanie sprzączek jej gorsetu, jedną po drugiej.
Elizabeth zamruczała i schowała zwój do kieszeni ukrytej w szwie spódnicy.
- Dużo… pod spodem nie mam… dużo. - Wyszeptała gdy rozpięty częściowo gorset odsłonił brak spodniej koszuli i innych elementów garderoby.
- To tak jak ja…- zwinne rączki półelfiej magiczki ujęły i zaczęły bawić się biustem El, wyłaniającym się z rozpiętego gorsetu.
Czarodziejka dokończyła rozpinanie, zrzucając skórzane okowy swego torsu na podłogę. Czuła jak jej ciało zaczyna reagować na drobne, ciepłe dłonie półelfki. Po chwili zdjeła też spódnicę i tą niewielką ilość bielizny.
- Połóż się w kręgu… mam ochotę na eksperymenty… przed eksperymentami.- wymruczała półelfka wodząc palcami po odsłoniętym w pełni ciele El.
Morgan poczuła niepokojącą ekscytację. Zdjęła buty wraz z pończochami i ostrożnie weszła do kręgu.
- Na jaki eksperyment? - Spytała siadając, a następnie kładąc się na podłodze.
- Są różne sposoby zwiedzania planów. Dwa najpopularniejsze to fizyczne przeniesienie oraz podróż astralna. Oba są dość niebezpieczne… więc chciałabym sprawdzić czy da się inaczej. - półelfka podchodząc zrzuciła na podłogę swoje powłóczyste szaty. Była ta filigranowa i delikatna. Bardziej nawet niż Króliczek by chyba miała mniejsze piersi od blondynki. Chyba… El nie widziała Króliczka nago.
- I musimy być nago? - Morgan uśmiechnęła się, przeciągając na podłodze. Jej ciało nie było filigranowe, była dosyć wysoka jak na kobietę, Moppy zadbała też by jej mięśnie, wyrobione przez liczne wędrówki po Downtown i jego dachach, przykryła cienka, delikatna warstewka tłuszczu, zapewniająca jej typowe kobiece kształty.
- No nie… ale tak jest przyjemniej.- półelfka przysiadła się obok El, jej usta zaczęły wędrować po piersiach pokojówki, a palce eksplorować sekrety ukryte między udami.
- T..tak. - Morgan poddała się dotykowi czując jak jej ciało się rozpala. - Tylko czy tak.. nie trudniej ci się skupić? - Wyszeptała coraz bardziej rozpalonym głosem.
- Cóż… ja jestem bardzo skupiona.- zachichotała Almais ząbkami skubiąc szczyt jej piersi, a palcami sięgając głębiej.- A ty nie? No… nie musisz leżeć jak kłoda, rób co ci podpowiada instynkt.
Elizabeth prychnęła, a jej dłonie powędrowały jednak do ciała półelfki. Jedna ujęła drobną pierś, druga zacisnęła się na pośladku gospodyni. Obie poczęły ugniatać pochwycone krągłości.
- No właśnie… dobrze ci idzie.. skupianie się - zachichotała rudowłosa, poruszając mocniej palcami w rozpalanym zakątku i wędrując ustami po szyi do ust kochanki.
Morgan jęknęła czując napaść na swój kwiat i dłonią, którą bawiła się pośladkiem Almais, sięgnęła do kobiecości rudowłosej, bezczelnie zanurzając w niej palce.
- Idzie nam dobrze... - wymruczała rozpalonym głosem półelfka wodząc ustami po szyi czarodziejki, naparła biodrami na pieszczącą ją dłoń sama nie zaprzestając gwałtownych ruchów własnymi palcami… i wywołując przy tym lubieżne mlaśnięcia.
El także zaczęła poruszać palcami mocniej zatracając się w tej ich zabawie i zupełnie zapominając o otaczającym je kręgu.
Rudowłosa najwyraźniej też, bo przestała mówić… zamiast tego całowała szyję i bark El, zanurzała szybko i nerwowo palce, sama będąc wilgotną i rozpaloną pod dotykiem panny Morgan. I coraz bliżej spełnienia.
Wijąca się na podłodze Elizabeth puściła pierś kochanki i pochwyciła jej twarz, dociągając wargi półelfki do swoich i całując ją namiętnie, czując jak sama zbliża się do szczytu.
Nie przerywając żarliwego pocałunku jak i pieszczot Almais doszła drżąc od nadmiaru rozkosznych doznań. Morgan dotarła na szczyt chwilę po niej, nabijając swe biodra na życzliwe palce.
- Niezły początek… prawda?- mruknęła Almais i oblizała prowokująco swoje palce.- I chyba jesteśmy… gotowe.
- N.. na co? - El odezwała się nieco nieprzytomnym głosem wydobywając palce z wnętrza gospodyni.
- Na główne danie. Sproszkowane zioła miejscowych mające zapewniać opuszczenie własnego ciała i podróż do innych światów. Szamani szarych futer je używają… tyle że oni nacinają sobie skórę do krwi i wcierają je w rany. Ja zaś uznałam że musi być wygodniejszy sposób na ich wypróbowanie.- odparła żartobliwie półelfka wstając i podchodząc do stolika nocnego, by wydobyć coś z niego.- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci fakt lekkiego nagięcia faktów z mojej strony?
- Nie… chyba nie. - Elizabeth usiadła na podłodze przyglądając się rudowłosej czarodziejce. - Jak chcesz zaaplikować te zioła?
- Trzeba je wetrzeć tu… gdy już jesteśmy odpowiednio wrażliwe. - stwierdziła Almais wskazując na swoją kobiecość.- To powinno zadziałać równie dobrze i nie wymagać konieczności samookaleczania się.
- Jeśli.. nie wymagają kontaktu z krwią. - Elizabeth nie była taka pewna tego pomysłu, ale także wolałabym siebie nie nacinać. - Tutaj? - Wskazała na krąg. - Czy gdzieś indziej?
- Tak… zapalę gdy w niego wejdziemy, a potem… albo odlecimy duszami na jakiś półplan, albo będziemy miały narkotyczne wizje. - zaśmiała się Almais nerwowo.- Tak naprawdę to nie wiem co się stanie.
- Ryzykujemy wylądowanie nago na jakiś półplanie? - El spojrzała na półelfke nieco niedowierzająco. Wstała i podeszła by obejrzeć owe zioła. - Ja mam wetrzeć je tobie i rewanż, czy każda sobie? - Spróbowała nieco rozluźnić atmosferę żartobliwym tonem.
- Wetrzemy trochę w siebie, a potem zaczniemy pocierać się nawzajem o siebie.- zadecydowała półelfka.- I… nie martw się. Odlecimy tylko duszą i wrócimy bezpiecznie po paru godzinach. To akurat mogę zagwarantować. Szare Futra używają tej techniki od setek lat i ani razu ich nie zawiodła… choć może się okazać tylko narkotycznym odlotem.
- Yhym… choć chyba nieco inaczej to stosują czyż nie? - Elizabeth posłała Almais nieco nerwowy uśmiech. Wzięła głęboki wdech i dodała. - To co.. robimy to?
- Najwyżej nie zadziała w ogóle. W końcu metoda aplikacji jest mniej inwazyjna niż ich.- oceniła półelfka wchodząc do kręgu i prostym czarem zapalając krąg wokół nich. Podała jedną saszetkę z ziołami El, a drugą otworzyła i umieściła jej zawartość na swoim intymnym zakątku wcierając je palcami delikatnie.
Morgan chwilę obserwowała ją niepewnie nim otworzyła niewielką saszetkę i sięgnęła do znajdujących się w niej ziół. Chciala sie dowiedzieć o magii, o szarych futrach… teraz miała okazję. Poczęła wcierać zioła w swoja kobiecość uważnie obserwując Almais i czując jak sama ta zabawa potwornie ją nakręca. Oddech Almais przyspieszył, oblizywała usta dotykając się i patrząc na El. W której to głowie zawirowało jakby była pijana od alkoholu.
- Chyba czas zacząć.- szepnęła półelfka siadając naprzeciw panny Morgan, a następnie przysunęła się by zetknęły się obie wrażliwymi obecnie na dotyk kwiatuszkami. El objęła kochankę wokół bioder i docisnęła do siebie i swego rozpalonego żądzą ciała.
- T.. tak gorąco. - Wyszeptała wykonując nerwowe ruchy i czując jak jej wilgoć miesza się z wilgocią gospodyni.
- Mhmm.. zobaczymy… dokąd to prowadzi.- mruknęła Almais również poruszając biodrami i zmuszając ich intymne zakątki do ocierania się o siebie. El robiło się bardzo gorąco i dziwnie zarazem… żar, niewątpliwie od ziół, pulsował od strony podbrzusza. Nie było to nieprzyjemne… ale było z pewnością wyjątkowe doznanie. Straciła kontakt z otoczeniem… nie widziała podłogi, kręgu ognia… pokoju… nie miała świadomości istnienia sypialni Almais. Nakręcana żądzą Morgan skupiła się na dotyku, na ogniu w swym podbrzuszu. Chciała dotrzeć na szczyt, który czaił się gdzieś za dotykiem, za tymi mlaśnięciami pomiędzy ich ciałami. Nie tylko ona jedna… rozpalone ciało półelfki dążyło do tego samego. Nagle Almais pochwyciła El za kark i przyciągnęła do siebie całując namiętnie. Morgan odpowiedziała zachłannie na ten pocałunek dociskając ciało kochanki do siebie.
Wirowały wokół siebie oceanie błękitnozielonej wody, splecione z sobą w pożądaniu. Dookoła nich pływały ryby i stworzenia splecione z szalonych idei na temat ryb i morskiego życia. Jednak były zbyt pochłonięte sobą i spragnione własnych ciał, by zwracać na to uwagę, gdy ocierały się o siebie nawzajem. El doszła w końcu wtulając się w ciało kochanki. Czuła, że jej serce wali tak jakby miało za chwilę wyskoczyć z jej piersi.


Doszła na szczyt… na plaży… sama się budząc. Dookoła lazur nieba, stapiał się z lazurem wody w jedną niemal powierzchnię. Sama zaś leżała goła na plaży mając przed sobą olbrzymią puszczę, z wielkimi starymi drzewami, których grube konary rozrastały się tworząc mroczny baldachim na tym co było pod nimi. Zacisnęła dłoń ujmując w nią piasek. Pierwszy raz była w takim miejscu. Wpatrywała się w potężne drzewa ze szczerą trwogą. Nie był to bądź co bądź miejski park. Co czaiło się pod tym zielonym baldachimem? El podniosła się i otrzepałą swoje nagie ciało z piasku.
Starożytna puszcza tu nie pasowała. Plaża była jasna i słoneczna. Żar się lał z nieba, a puszcza przed Elizabeth kusiła mrokiem i chłodem...i straszyła zarazem. To był bardzo stary las… środowisko obce takiemu mieszczuchowi jakim była El...która nie miała przy sobie nic.
Czym miała się bronić przeciw drapieżnikom? I jak? Na szczęście… to były jedynie omamy, prawda? El nieco niepewnie ruszyła w kierunku drzew. Gdzie podziała się Almais?
Nie dostrzegła żadnych zwierząt wśród drzew… żadnych dużych zwierząt. W koronach śpiewały ptaki i poruszały się… wiewiórki chyba? Niemniej nie było wilków, niedźwiedzi… owych strasznych rosomaków i olbrzymich borsuków. Wyglądało na to, że na razie nie było tam nic co mogłoby ją zjeść.
El nieco obawiając się swej bezbronności i nagości wkroczyła między drzewa. Trwawa łaskotała stopy, gałązki miękko układały się pod stopami. Zapach żywicy otumaniał zmysły tak jak brzęczenie owadów. El miała świadomość, że prawdziwe lasy nie są takie… “wygodne” dla bosych stóp. Z drugiej strony to wszystkie było takie realne. A w dodatku im głębiej wchodziła w las…coraz głośniejsze stawały się wśród korony drzew i krzewów. Czuła się… obserwowana.
- Jest tu kto? - Spytała niepewnie, rozglądając się.
Odpowiedzią były liczne szepty i chichoty, dochodzące ze wszystkich stron. Wysokie tony, nieco dziecinne… ale nie brzmiało to jak mowa dzieci. Tylko… coś innego… obcego.
- Rozumiecie mnie? - Czarodziejka rozejrzała się, powoli obracając. Czy były to jakieś istoty planarne jak ta tamten żywiołak? Chyba nie… to jednak były jedynie zwidy, prawda?
- Oczywiście że rozumiemy niewiasto… nie jesteśmy dzikusami. - z pobliskiego krzaczka wyleciała mała istotka z motylimi skrzydłami i z łukiem w ręku. - Co ty tu robisz?
- Ja… nie wiem. - El przyglądała się stworzeniu, które niepokojąco przypominało znane jej z bajek wróżki. - Ocknęłam się na brzegu. - Wskazała kierunek, z którego przyszła.
- Na jakim brzegu?- zapytała wróżka podlatując ku niej.
No właśnie… na jakim? Bo za nią nie było plaży, tylko więcej puszczy.
- Ja… wydawało mi się. - El westchnęła. - Chyba naprawdę się zgubiłam.
- Co tu robisz?- zapytałą wróżka, a potem zaczęło wylatywać ich z krzaków więcej. Także i męskich… okrążały El dookoła niczym kolorowa chmura motyli i bezwstydnie gapiły się na gołe ciało czarodziejki
- Po co przybyłaś? Czego szukasz? Czemu jesteś goła? -zasypywały ją pytaniami.
- Byłam z moją kochanką… podała mi jakieś zioła. - El czuła ją zaczyna się jej kręcić w głowie. - Doszłam i nagle znalazłam się tutaj… teraz jej szukam… i drogi do domu.
- To straszne… się zgubiła… w czeluściach dziczy. - małe liczne rączki muskały jej ciało, gdy chmara wróżek otaczała El kręgiem.
- Jesteś za duża, za duża, za duża.. zadepczesz nasze domki. - trajkotały wesoło a El czuła że las rośnie, że wróżki rosną, że… nie.. to ona się zmniejszała!
- C… co robicie? - Zszokowana patrzyła jak świat wokół, który i tak zdawał się jej wielki, teraz rośnie w jej oczach.
- Za duża… za duża… za duża…- śpiewały wróżki, a El malała coraz bardziej, aż w końcu osiągnęła rozmiar skrzydlatych istotek… co prawda bez skrzydeł. Teraz drzewa wydawały się gigantami, żuki były wielkości sporych psów i groźniejsze od nich. Trawy rzucały cień na El, a drobny piasek pod jej stopami teraz stał się kamienistym szlakiem.
Wróżki lądowały na ziemi otaczając Elizabeth kręgiem i przyglądając się jej z ciekawością.
I były liczne.
- Ekhym… jednak było mi dobrze w… “moim” rozmiarze. - Elizabeth przyglądała się z zaciekawieniem licznym istotom ciekawa co teraz uczynią.
- Deptałabyś wszystko w lesie.. naszym lesie swoimi słoniowymi stopami.- rzekła przywódczyni wróżek, która pierwsza się odezwała do El, a pozostałe potakiwały i zgadzały się z nią słowami.
- Racja, racja.
- Mogłam go po prostu opuścić, jeśli tak się tego obawiacie. - Morgan czuła się coraz dziwniej, tym bardziej, że nadal była naga i nie do końca wiedziała co ma teraz zrobić z rękami.
- I gdzie byś poszła skoro nie wiesz skąd przyszłaś? - zapytała przywódczyni wróżek, która podobnie jak reszta bezczelnie gapiły się na nagą czarodziejkę.
- N.. nie wiem… miałam nadzieję, że znajdę moją towarzyszkę. - Czarodziejka poczuła się szczerze zagubiona. Nie wiedziała gdzie jest. - Do.. New Heaven? - Zasugerowała niepewnie.
- Do niebios? Chcesz do niebios?- zaciekawiły się wróżki, a panna Morgan była niemal pewna, że to nie był kierunek który chciała obrać.
- N..nie to takie wielkie miasto. - Elizabeth zmieszała się.
- Na razie udasz się do naszej osady…- przywódczyni podeszła do El i bezczelnie powiodła palcami po jej nagiej piersi.. na oczach ich wszystkich! Po czym dodała.
- I tam zdecydujemy co z tobą zrobić. No i na pewno jakieś odzienie wypadałoby ci załatwić.
El otworzyła usta zaskoczona, ale po chwili je zamknęła. Bo jaki miała wybór? Te istotki właśnie ja zmniejszyły. Do tego większość z nich miała te łuki.
- Byłabym… wdzięczna.
- Eynoma… zaprowadzisz ją do wioski.- zadecydowała przywódczyni, zwracając się do siedzącej wysoko wróżki o białych włosach, która zleciała w dół i przyklęknęła przed władczynią. Czarodziejka mogła się teraz dokładniej przyjrzeć gromadce małych istotek (choć z obecnej perspektywy, nie tak małych) i zauważyć, że choć zdarzają się wśród nich młodzieńcy, to niewiasty przeważają.
- Och właśnie. - morgan dygnęła mimo iż mogło to wyglądać karykaturalnie gdy była naga. - Nazywam się Elizabeth.
- Eynoma…- powtórzyła swe imię jasnowłosa i ruszyła w kierunku dużej kępki traw. Spojrzała przez ramię i rzekła cicho. - No chodź.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy i ruszyła za białowłosą.


Pozostałe wróżki pofrunęły w góre, niczym stado gigantycznych motyli, a El zagłębiła się wraz wróżką pomiędzy trawy wyrastające z gleby niczym egzotyczne krzewy i drzewa. Minęły ślimaka, który teraz mógłby posłużyć czarodziejce za ruchome krzesło, następnie dużą kałużę… będącą dla niej płytką sadzawką… w tej czaił się drapieżnik.

Czekał w nadziei, że alb Eynoma, albo El zbliżą się na tyle… by pochwycić któraś z nich i wciągnąć pod wodę.
- Co to? - Morgan przyjrzała się z zainteresowaniem dziwnemu stworzeniu, starając się trzymać od niego na dystans.
- Ważka. Wyjadła już larwy z sadzawki i szuka dodatkowej przekąski… wkrótce wyjdzie z wody i się przepoczwarzy.- wyjaśniła Eynoma obojętnym tonem podążając dalej i rozglądając się bacznie.
- Och… - El podążyła za wróżką starając się trzymać blisko niej.
- Jesteś bezpieczna… znam dobrze ten las.- odparła wróżka widząc zachowanie czarodziejki.
- Cieszy mnie to.. bo ja wychowałam się w mieście i takie miejsca raczej mnie przerażają. - El skrzyżowała ręce na piersiach by te nie kołysały się mocno podczas marszu.
- Mhmm… ale to miasto to pewnie ma swoje zagrożenia. Często chodzisz nago?- zapytała Eynoma ruszając przodem i rozglądając się dookoła, czasami lekko pochylona gdy zerkała zza trawy na “szlak”.
- Tylko w sypialni lub łaźni. - Morgan odezwała się cicho rumieniąc się. Jej ręce jeszcze mocniej zacisnęły się na piersiach.
- Cóż… my częściej bywamy nagie.- odparła beztrosko wróżka i przyczaiła się nagle, kucając pod liściem i przykładając palec do ust. Bo właśnie dostrzegła olbrzymią bestię. Złowieszczego szczura. Zwierzak wyglądał na głodnego i wściekle niuchał za potencjalnym posiłkiem. A z tej perspektywy… był olbrzymi.
Elizabeth przykucnęła obok wróżki kryjąc się między źdźbłami trawy. Miała nadzieję, że istoty tak małe jak ona i Eynoma nie przyciągnął uwagi stwora.
Szczur jednak zauważył je obie… a właściwie wyniuchał ruszając w kierunku dowód dwunogich posiłków. Eynoma wykonała kilka gestów dłońmi ożywiając rośliny… które to zaczęły oplatać i pętać szarżującego gryzonia. Te uwięziły go niczym łańcuchy krępujące dziką bestię… ta jednak próbowała się z nich wyszarpać, by dostać się do wróżki i czarodziejki.
- Mam nadzieję, że nie ważysz dużo… nie jestem znana ze swojej siły.- Eynoma cofnęła się i stanęła za El chwytając czarodziejkę pod piersiami.
- Teraz… nie mam pojęcia. - El spróbowała rzucić zaklęcie magicznego pocisku, celując w kierunku bestii.
Pisk bólu szczura trafionego potwierdził iż świetliste kule mocy które posłała w jego kierunku zraniły go. Jednakże pomniejszone wraz nią nie zdołały zniszczyć bestyjki. Eynoma korzystając z siły swoich skrzydełek pospiesznie uniosła El w kierunku najbliższego drzewa.
Był to dla niej wysiłek… ale się opłacił, bo obie w końcu wylądowały na dość szerokim chropowatym konarze poza zasięgiem wyrywającego się z uścisku szczura.
- Daleko to tej waszej wioski? - Elizabeth czuła się dziwnie w objęciach wróżki. Ile by teraz dała by jednak mieć coś na sobie.
- Niewielki kawałek… jeśli się umie latać.- westchnęła Eynoma wypuszczając El ze swoich objęć i kładąc się na konarze.- Ktoś inny powinien cię nosić. Ja nie jestem wystarczająco silna do takich zadań.
- Wszystko w porządku? - Elizabeth obejrzała się na leżącą na konarze wróżkę.
- Tak… tak.. tylko złapię oddech. Moje skrzydełka nie są tak silne, by nosić ciężar drugiej osoby.- odparła Eynoma i dodała cicho. - W dół chyba będzie łatwiej.
El usiadła obok niej dając swojej przewodniczce odpocząć. Podkuliła nogi chcąc tak chociaż odrobinę osłonic swą goliznę.
- Co robisz w swoim domu? Bo te magiczne pociski… to była magia.- zapytała wróżka.
- Ja… jestem sprzątaczką. Ale potrafię nieco czarować… niewiele. - Mruknęła opierając brodę na kolanach. - Pomagałam w eksperymencie pewnej czarodziejce i nagle znalazłam się tutaj.
- No… to ciekawe… - przyznała Eynoma.- Jesteś jej uczennicą? Jak w baśniach?
- Nie wiem jakie są wasze baśnie… ale nie.. a raczej nie oficjalnie. W mieście, w którym żyję osoby takie jak ja nie mogą zajmować się magią. - Elizabeth uśmiechnęła się. - Uczę się… ale po kryjomu.
- Acha…- białowłosa usiadła zerkając to na El, to na przepaść pod nimi. - I ta czarodziejka jest twoją kochanką?
- Tak. - Morgan przytaknęła ruchem głowy także spoglądając w dół.
- Musicie być bardzo zżyte ze sobą. - odparła Eynoma trzepocząc lekko skrzydełkami.
- Niezbyt… po prostu obie bardzo to lubimy. - El zaśmiała się. - A u was jak to wygląda? Widziałam niewielu mężczyzn.
- Nie wiem czemu tak jest… ale zawsze więcej jest niewiast.- zachichotała Eynoma i dodała.- My… łączymy się w pary na kilka lat.
- U nas jak łączysz się w parę… to bardzo często już na zawsze. - El przyjrzała się wróżce korzystając z okazji, że była teraz tak blisko. - Ja mam kilkoro kochanków.
- U nas też tak jest. Można łączyć się w pary, ale to nie oznacza wyłączności.- stwierdziła wróżka z uśmiechem.
- U nas w domyśle właśnie to oznacza. - El zaśmiała się. - Idziemy?
- Możemy. Tylko znów muszę cię chwycić.- wyjaśniła białowłosa wyraźnie skołowana tłumaczeniami El.
-... no dobrze. - Morgan podniosła się i wyprostowała ręce by łatwo było ją chwycić.
Eynoma przytuliła czarodziejkę do swojego ciała chwytając ją pod piersiami i poleciały w dół… jak kamień. Dopiero pod koniec tego lotu udało im się wyhamować i nie rozbić o ziemię.
El odetchnęła ale powstrzymała się od uwag. Wiedziała już, że dla Eynomy to wielki wysiłek. Grzecznie poczekała aż wróżka zacznie prowadzić.
Wkrótce obie ruszyły znów przed siebie szerokim łukiem omijając mrowisko, bo owady które El dotąd zabijała jednym pacnięciem… teraz okazywały się… cóż… przerażające.
A i pewnie były niebezpieczne, bo z Eynomą się skradały pomiędzy roślinami unikając kolejnych owadów szukających…. wyglądały jakby czegoś szukały, coś ciągle nosiły tam i z powrotem. Mrowisko to był dobrze zorganizowany chaos… złowieszczy chaos. Elizabeth zaczynała mieć serdecznie dość swoich obecnych gabarytów, ale starała się nie narzekać idąc jak najciszej i starając się jakoś przytrzymać swoje piersi, skrzyżowanymi dłońmi.
- Jesteśmy prawie na miejscu… - szepnęła wróżka podążając do jakiejś norki, zaczęła wczołgiwać się do niej na czworaka. - Tędy… przejdziemy na skróty.
Elizabeth spojrzała niepewnie na swoje nagie ciało i na norkę.
- No dobrze. - Mruknęła nieco niechętnie.
Była to dziwna wędrówka ciemny i wilgotnym korytarzem. Gleba lepiła się do ciała. A jedynym pocieszeniem była widok tyłeczka Eynome poruszającego się kilka centymetrów od twarzy czarodziejki. Niewielkie ale cóż… panna Morgan nie wiedziała jak długo to trwało. Wydało się że trwało wieki nimi zaa pupy wróżki wyjrzał blask dnia.
 
Aiko jest offline