Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-09-2020, 10:41   #51
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dotarła do drzwi czarodziejki nie niepokojona. Choć musiała przyznać, że czas jej się kończył. Wkrótce zapadnie noc i na korytarze wyjdą strażnicze automatony.
- Kto tam?- usłyszała głos Almais zza drzwi.
- Elizabeth. - El cały czas uspokajała się jeszcze po igraszkach z diablicą.
- Och… spóźniłaś się…- Almais otworzyła drzwi otulona ciemnoniebieskim satynowym szlafrokiem.- Dlaczego więc miałabym cię teraz wpuścić?
- Błagam o wybaczenie… ja.. chciałam Panią zaskoczyć. - El rozchyliła swój płaszcz, tak by tylko półelfka mogła zobaczyć jej strój. - A nie wypadało tak iść na wykład z profesorem.
- Hmm… umiesz zaprezentować właściwie swoje argumenty. - przyznała ze śmiechem rudowłosa cofając się, by wpuścić pokojówkę do środka.
Morgan weszła do środka i rozejrzała z zaciekawieniem po gabinecie.
Nic tu się nie zmieniło odkąd była tu raa…
Almais się zmieniła, gdy zsunęła z siebie szlafrok, pod nim miała powłóczystą koszulę nocną z zielonego materiału. Aż do stóp. I nic więcej. Co czarodziejka dobrze widziała, bo półprzezroczysty materiał niewiele ukrywał jeśli chodzi filigranową półelfkę.
- Rozgość się.- rzekła Almais przez ramię, gdy wieszała szlafrok na wieszaku.
Elizabeth zdjęła płaszcz prezentując swój strój i także odwiesiła go na wieszak.
- Przyznaję, że nie znalazłam odpowiedniej piżamy na tą wizytę. - czarodziejka uśmiechnęła się do swojej gospodyni.
- Nie przejmuj się tym… wyglądasz czarująco.- odparła ze śmiechem Almais ruszając w kierunku sypialni.
Czarodziejka podążyła za gospodynią.
- A jak… będę mogła pomóc w eksperymentach? - spytała z zaciekawieniem, gdyż jak by nie patrzeć półelfka to od tej części zaczęła ich znajomość.
- To zależy jak bardzo jesteś otwarta na nowe doświadczenia i demonicznych bądź anielskich kochanków…- rzekła pół żartem pół serio rudowłosa.- … Dołączysz do moich podróży na inne plany egzystencji i będziesz asystowała w przywoływaniu stworów i czasem zabawach w licznym towarzystwie… jeśli się ośmielisz.
- Mam diablicę na współlokatorkę i jestem dla niej całkiem otwarta. - El pozwoliła sobie na żartobliwy ton. - A.. nauczysz mnie przywołań? - Spytała z zaciekawieniem spoglądając na Almais.
- Tylko tych bezpiecznych. Tych prostych.- wyjaśniła Almais, gdy już znalazły się w sypialni. Spojrzała na rozsypany ze zmieszanych proszków krąg na podłodze.- Bądź tych wyuzdanych.
Elizabeth przyjrzała się kręgowi.
- Nie potrzebuje nic więcej. Prawdopodobnie.. - Uśmiechnęła się ciepło do rudej gospodyni. - Nie potrzeba mi nawet tych wyuzdanych.
- Nie wzięłaś ze sobą swojej księgi czarów? Może to i lepiej…- czarodziejka skinęła dłonią ku El i ruszyła ku niewielkiemu kuferkowi stojącemu w kącie.
Morgan ruszyła za nią.
- Unikam noszenia jej. Zawsze mogę przepisać zaklęcie na papier.
- No… to nie jest zwykłe przepisywanie.- odparła czarodziejka otwierając kuferek zaczęła go przeszukiwać pochylając się kusząco.
- Nie? - El nieco nieśmiało sięgnęła palcami do wypiętych krągłości i przesunęła po nich opuszkami.
- Nie… musisz przepisać nie tylko literki, ale przelać ich moc… wzorzec zawarty między nimi.- mruczała rozpalonym głosem półelfka zachęcająco kręcąc pupą.
- To by tłumaczyło czemu są tak cenne. - Zachęcona zachowaniem Almais El, zaczęła masować pośladki półelfki raz po raz zahaczając palcami o znajdujący się między nimi rowek.
- Myślę że wpierw powinnyśmy poluzować zapięcia twojej sukni. Wyraźnie cię ciśnie.- zamruczała półelfka kręcąc pupą.
- Ooo… tu jest.- wyprostowała się nagle trzymając w dłoni zwój.
- Co to? - El oderwała dłoń od pupy Almais by sięgnąć po zwój.
- Czar przyzwania potwora. Ten najprostszy. Dla początkujących magów. Uczniowie takich używają, głównie w celach szkoleniowych.- wyjaśniła półelfka.
- Och… - El spojrzała na zwój i spytała niepewnie. - To dla mnie?
- Tak... przepiszesz go do swojej księgi o której istnieniu nie mam pojęcia.- odparła zadziornie Almais.- I pokażę ci jak się rzuca te czary w praktyce. Choć pewnie wolałabyś bym przywołała kochanka, zamiast potworka.
Elizabeth zaśmiała się i spojrzała ciepło na gospodynię.
- Mam tu ciebie Pani… nie potrzebuję innych kochanków. Zdam się więc na twój wybór.
- Niewątpliwie… ale skoro taka chętna jesteś do nauki, to pokażę ci jak to wygląda takie proste przywoływanie.- odparła półelfka z uśmiechem.
El przytaknęła przyglądając się Almais z zainteresowaniem. Pamiętała bestie z podziemi. Czy one też zostały przyzwane? Czy nad każdą przyzwana istotą można tak stracić kontrolę? Spytała jednak o coś innego.
- Czy... będziesz miała wielkie kłopoty gdy ktoś dowie się, że mnie uczyłaś?
- Nie większe od tych, które bym miała gdyby ktoś się dowiedział jak daleko sięgam w swoich eksperymentach.- odparła zadziornie półlefka wychodząc na środek komnaty.
- Obserwuj.- rzekła cicho.
Morgan przytaknęła ruchem głowy i skupiła się na obserwacji działań gospodyni.
- Musisz się skoncentrować podczas rzucania czaru… delikatnie naprzeć na barierę podczas wypowiadania słów i skupić na stworzeniu które… lub stworzeniom które chcesz przyciągnąć, w innym przypadku może wyskoczyć dowolne losowe stworzenie.- dodała rzucając czar, który wywołał niewielki wir zmieniający się w małą istotę zbudowaną z wichru. żywiołaka powietrza.
Stwór rozglądał się gniewnie szukając wroga z którym miał walczyć.
- Oczywiście ty nic takiego nie wezwiesz. Czar który ci podarowałam pozwala przyzwać pozaplanarne wersje małych zwierzątek. Złowieszczego szczura, żmiję, ognistego żuka… gnomy przyzywają z pomocą tego czaru borsuki.- odparła z uśmiechem półelfka.
Elizabeth przytaknęła przyglądając się stworowi, którego przyzwała Almais.
- Rozumiem… a co to jest? - Wskazała na szalejąc przed nią wicher.
- Żywiołak powietrza. Taki mały żywiołak. Największe są duże jak domy.- odparła Almais przyglądając się swojemu tworowi.
- Powietrza… - El nie kryła fascynacji. - Czyli są też inne… żywiołaki, tak?
- Och tak… dla każdego klasycznego elementu i dla paru innych też.- odparła ironicznie Almais.
- Co znaczy paru innych? - Morgan pozwoliła sobie na to by obejść żywiołaka dookoła.
- Istnieją krainy pseudożywiołów. Światów na pograniczu dwóch podstawowych elementów. Na przykład, tam gdzie ogień i ziemia zderzają się ze sobą powstaje pseudożywioł magmy.- odparła półelfka. - I żywiołaki tego pseudożywiołu też.
- Och.. rozumiem. - Czarodziejka uśmiechnęła się do gospodyni. - Mówiłaś, ze podróżujesz na różne plany? Byłaś kiedyś na nich? Och.. i co oznacza, że szczur jest złowieszczy? - Zasypała Almais pytaniami, podobnie jak wcześniej profesora.
- Nie przejmuj się tym określeniem. Złowieszcze szczury są po prostu większe niż zwyczajne i bardziej drapieżne. Przydatne cechy jeśli wzywasz je na pomoc. I tak… byłam na niektórych z nich. Podróżuję na plany i przywołuję potwory z planów… by znaleźć tam wskazówki.- wyjaśniła Almais z uśmiechem.
- Wskazówki do czego? - Elizabeth podeszła do gospodyni stając tuż obok i jeszcze raz zerkając na przyzwanego żywiołaka.
- Do planu żądzy… przypuszczam że boginie… przynajmniej ci powiązanie z pożądaniem i miłością uciekły właśnie tam.- odparła z uśmiechem półelfka.
- Och… dlatego przyzywasz pozaplanarnych kochanków? Liczysz, że coś podpowiedzą? - El powstrzymała się od pytania po co Almais kontakt akurat z tymi boginiami.
- Nie… to tylko z ciekawości.- zaśmiała się półelfka.
- Więc jak chcesz znaleźć wskazówki. Żądza nie wydaje się być pseudożywiołem.. ciężko jej szukać na pograniczu czegokolwiek. - El zaczęła czuć, że też nabiera ciekawości. Bo kim wobec tego byli kochankowie Almais… kimś podobnym do tego żywiołaka?
- Plany żywiołów i pseudożywiołów są tylko jednymi z rodzajów światów. Jest ich o wiele więcej.- wyjaśniła półelfka.- Plan żądzy istnieje, podobnie jak plan drewna.
- Wierzę, że na pewno to sprawdziłaś skoro szukasz tego miejsca, ale… skąd choćby pomysł o takim planie. - Elizabeth westchnęłam. - Jestem bardzo ciekawa jak wyglądają takie inne plany, jakoś ciężko mi je sobie wyobrazić.
- Z pewnością przy mnie parę z nich zobaczysz.- mruknęła w odpowiedzi półelfka gestem dłoni odsyłając żywiołaka z powrotem do jego planu.
El bez słowa spoglądała na miejsce, w którym jeszcze niedawno znajdowała się ich lokalna, niewielka wichura. Magia stawała się z każdą chwilą na uczelni coraz bardziej ciekawa. Plan żądzy… wydawało się jej dotychczas, że żądza jest po prostu czymś co jest, przenika całe jej otoczenie, a tu.. cały plan.
- Na dziś zaplanowane mam zioła i coś relaksującego, ale wpierw… musimy odrobinę cię rozluźnić.- Almais podeszła do czarodziejki i zabrała się za rozpinanie sprzączek jej gorsetu, jedną po drugiej.
Elizabeth zamruczała i schowała zwój do kieszeni ukrytej w szwie spódnicy.
- Dużo… pod spodem nie mam… dużo. - Wyszeptała gdy rozpięty częściowo gorset odsłonił brak spodniej koszuli i innych elementów garderoby.
- To tak jak ja…- zwinne rączki półelfiej magiczki ujęły i zaczęły bawić się biustem El, wyłaniającym się z rozpiętego gorsetu.
Czarodziejka dokończyła rozpinanie, zrzucając skórzane okowy swego torsu na podłogę. Czuła jak jej ciało zaczyna reagować na drobne, ciepłe dłonie półelfki. Po chwili zdjeła też spódnicę i tą niewielką ilość bielizny.
- Połóż się w kręgu… mam ochotę na eksperymenty… przed eksperymentami.- wymruczała półelfka wodząc palcami po odsłoniętym w pełni ciele El.
Morgan poczuła niepokojącą ekscytację. Zdjęła buty wraz z pończochami i ostrożnie weszła do kręgu.
- Na jaki eksperyment? - Spytała siadając, a następnie kładąc się na podłodze.
- Są różne sposoby zwiedzania planów. Dwa najpopularniejsze to fizyczne przeniesienie oraz podróż astralna. Oba są dość niebezpieczne… więc chciałabym sprawdzić czy da się inaczej. - półelfka podchodząc zrzuciła na podłogę swoje powłóczyste szaty. Była ta filigranowa i delikatna. Bardziej nawet niż Króliczek by chyba miała mniejsze piersi od blondynki. Chyba… El nie widziała Króliczka nago.
- I musimy być nago? - Morgan uśmiechnęła się, przeciągając na podłodze. Jej ciało nie było filigranowe, była dosyć wysoka jak na kobietę, Moppy zadbała też by jej mięśnie, wyrobione przez liczne wędrówki po Downtown i jego dachach, przykryła cienka, delikatna warstewka tłuszczu, zapewniająca jej typowe kobiece kształty.
- No nie… ale tak jest przyjemniej.- półelfka przysiadła się obok El, jej usta zaczęły wędrować po piersiach pokojówki, a palce eksplorować sekrety ukryte między udami.
- T..tak. - Morgan poddała się dotykowi czując jak jej ciało się rozpala. - Tylko czy tak.. nie trudniej ci się skupić? - Wyszeptała coraz bardziej rozpalonym głosem.
- Cóż… ja jestem bardzo skupiona.- zachichotała Almais ząbkami skubiąc szczyt jej piersi, a palcami sięgając głębiej.- A ty nie? No… nie musisz leżeć jak kłoda, rób co ci podpowiada instynkt.
Elizabeth prychnęła, a jej dłonie powędrowały jednak do ciała półelfki. Jedna ujęła drobną pierś, druga zacisnęła się na pośladku gospodyni. Obie poczęły ugniatać pochwycone krągłości.
- No właśnie… dobrze ci idzie.. skupianie się - zachichotała rudowłosa, poruszając mocniej palcami w rozpalanym zakątku i wędrując ustami po szyi do ust kochanki.
Morgan jęknęła czując napaść na swój kwiat i dłonią, którą bawiła się pośladkiem Almais, sięgnęła do kobiecości rudowłosej, bezczelnie zanurzając w niej palce.
- Idzie nam dobrze... - wymruczała rozpalonym głosem półelfka wodząc ustami po szyi czarodziejki, naparła biodrami na pieszczącą ją dłoń sama nie zaprzestając gwałtownych ruchów własnymi palcami… i wywołując przy tym lubieżne mlaśnięcia.
El także zaczęła poruszać palcami mocniej zatracając się w tej ich zabawie i zupełnie zapominając o otaczającym je kręgu.
Rudowłosa najwyraźniej też, bo przestała mówić… zamiast tego całowała szyję i bark El, zanurzała szybko i nerwowo palce, sama będąc wilgotną i rozpaloną pod dotykiem panny Morgan. I coraz bliżej spełnienia.
Wijąca się na podłodze Elizabeth puściła pierś kochanki i pochwyciła jej twarz, dociągając wargi półelfki do swoich i całując ją namiętnie, czując jak sama zbliża się do szczytu.
Nie przerywając żarliwego pocałunku jak i pieszczot Almais doszła drżąc od nadmiaru rozkosznych doznań. Morgan dotarła na szczyt chwilę po niej, nabijając swe biodra na życzliwe palce.
- Niezły początek… prawda?- mruknęła Almais i oblizała prowokująco swoje palce.- I chyba jesteśmy… gotowe.
- N.. na co? - El odezwała się nieco nieprzytomnym głosem wydobywając palce z wnętrza gospodyni.
- Na główne danie. Sproszkowane zioła miejscowych mające zapewniać opuszczenie własnego ciała i podróż do innych światów. Szamani szarych futer je używają… tyle że oni nacinają sobie skórę do krwi i wcierają je w rany. Ja zaś uznałam że musi być wygodniejszy sposób na ich wypróbowanie.- odparła żartobliwie półelfka wstając i podchodząc do stolika nocnego, by wydobyć coś z niego.- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci fakt lekkiego nagięcia faktów z mojej strony?
- Nie… chyba nie. - Elizabeth usiadła na podłodze przyglądając się rudowłosej czarodziejce. - Jak chcesz zaaplikować te zioła?
- Trzeba je wetrzeć tu… gdy już jesteśmy odpowiednio wrażliwe. - stwierdziła Almais wskazując na swoją kobiecość.- To powinno zadziałać równie dobrze i nie wymagać konieczności samookaleczania się.
- Jeśli.. nie wymagają kontaktu z krwią. - Elizabeth nie była taka pewna tego pomysłu, ale także wolałabym siebie nie nacinać. - Tutaj? - Wskazała na krąg. - Czy gdzieś indziej?
- Tak… zapalę gdy w niego wejdziemy, a potem… albo odlecimy duszami na jakiś półplan, albo będziemy miały narkotyczne wizje. - zaśmiała się Almais nerwowo.- Tak naprawdę to nie wiem co się stanie.
- Ryzykujemy wylądowanie nago na jakiś półplanie? - El spojrzała na półelfke nieco niedowierzająco. Wstała i podeszła by obejrzeć owe zioła. - Ja mam wetrzeć je tobie i rewanż, czy każda sobie? - Spróbowała nieco rozluźnić atmosferę żartobliwym tonem.
- Wetrzemy trochę w siebie, a potem zaczniemy pocierać się nawzajem o siebie.- zadecydowała półelfka.- I… nie martw się. Odlecimy tylko duszą i wrócimy bezpiecznie po paru godzinach. To akurat mogę zagwarantować. Szare Futra używają tej techniki od setek lat i ani razu ich nie zawiodła… choć może się okazać tylko narkotycznym odlotem.
- Yhym… choć chyba nieco inaczej to stosują czyż nie? - Elizabeth posłała Almais nieco nerwowy uśmiech. Wzięła głęboki wdech i dodała. - To co.. robimy to?
- Najwyżej nie zadziała w ogóle. W końcu metoda aplikacji jest mniej inwazyjna niż ich.- oceniła półelfka wchodząc do kręgu i prostym czarem zapalając krąg wokół nich. Podała jedną saszetkę z ziołami El, a drugą otworzyła i umieściła jej zawartość na swoim intymnym zakątku wcierając je palcami delikatnie.
Morgan chwilę obserwowała ją niepewnie nim otworzyła niewielką saszetkę i sięgnęła do znajdujących się w niej ziół. Chciala sie dowiedzieć o magii, o szarych futrach… teraz miała okazję. Poczęła wcierać zioła w swoja kobiecość uważnie obserwując Almais i czując jak sama ta zabawa potwornie ją nakręca. Oddech Almais przyspieszył, oblizywała usta dotykając się i patrząc na El. W której to głowie zawirowało jakby była pijana od alkoholu.
- Chyba czas zacząć.- szepnęła półelfka siadając naprzeciw panny Morgan, a następnie przysunęła się by zetknęły się obie wrażliwymi obecnie na dotyk kwiatuszkami. El objęła kochankę wokół bioder i docisnęła do siebie i swego rozpalonego żądzą ciała.
- T.. tak gorąco. - Wyszeptała wykonując nerwowe ruchy i czując jak jej wilgoć miesza się z wilgocią gospodyni.
- Mhmm.. zobaczymy… dokąd to prowadzi.- mruknęła Almais również poruszając biodrami i zmuszając ich intymne zakątki do ocierania się o siebie. El robiło się bardzo gorąco i dziwnie zarazem… żar, niewątpliwie od ziół, pulsował od strony podbrzusza. Nie było to nieprzyjemne… ale było z pewnością wyjątkowe doznanie. Straciła kontakt z otoczeniem… nie widziała podłogi, kręgu ognia… pokoju… nie miała świadomości istnienia sypialni Almais. Nakręcana żądzą Morgan skupiła się na dotyku, na ogniu w swym podbrzuszu. Chciała dotrzeć na szczyt, który czaił się gdzieś za dotykiem, za tymi mlaśnięciami pomiędzy ich ciałami. Nie tylko ona jedna… rozpalone ciało półelfki dążyło do tego samego. Nagle Almais pochwyciła El za kark i przyciągnęła do siebie całując namiętnie. Morgan odpowiedziała zachłannie na ten pocałunek dociskając ciało kochanki do siebie.
Wirowały wokół siebie oceanie błękitnozielonej wody, splecione z sobą w pożądaniu. Dookoła nich pływały ryby i stworzenia splecione z szalonych idei na temat ryb i morskiego życia. Jednak były zbyt pochłonięte sobą i spragnione własnych ciał, by zwracać na to uwagę, gdy ocierały się o siebie nawzajem. El doszła w końcu wtulając się w ciało kochanki. Czuła, że jej serce wali tak jakby miało za chwilę wyskoczyć z jej piersi.


Doszła na szczyt… na plaży… sama się budząc. Dookoła lazur nieba, stapiał się z lazurem wody w jedną niemal powierzchnię. Sama zaś leżała goła na plaży mając przed sobą olbrzymią puszczę, z wielkimi starymi drzewami, których grube konary rozrastały się tworząc mroczny baldachim na tym co było pod nimi. Zacisnęła dłoń ujmując w nią piasek. Pierwszy raz była w takim miejscu. Wpatrywała się w potężne drzewa ze szczerą trwogą. Nie był to bądź co bądź miejski park. Co czaiło się pod tym zielonym baldachimem? El podniosła się i otrzepałą swoje nagie ciało z piasku.
Starożytna puszcza tu nie pasowała. Plaża była jasna i słoneczna. Żar się lał z nieba, a puszcza przed Elizabeth kusiła mrokiem i chłodem...i straszyła zarazem. To był bardzo stary las… środowisko obce takiemu mieszczuchowi jakim była El...która nie miała przy sobie nic.
Czym miała się bronić przeciw drapieżnikom? I jak? Na szczęście… to były jedynie omamy, prawda? El nieco niepewnie ruszyła w kierunku drzew. Gdzie podziała się Almais?
Nie dostrzegła żadnych zwierząt wśród drzew… żadnych dużych zwierząt. W koronach śpiewały ptaki i poruszały się… wiewiórki chyba? Niemniej nie było wilków, niedźwiedzi… owych strasznych rosomaków i olbrzymich borsuków. Wyglądało na to, że na razie nie było tam nic co mogłoby ją zjeść.
El nieco obawiając się swej bezbronności i nagości wkroczyła między drzewa. Trwawa łaskotała stopy, gałązki miękko układały się pod stopami. Zapach żywicy otumaniał zmysły tak jak brzęczenie owadów. El miała świadomość, że prawdziwe lasy nie są takie… “wygodne” dla bosych stóp. Z drugiej strony to wszystkie było takie realne. A w dodatku im głębiej wchodziła w las…coraz głośniejsze stawały się wśród korony drzew i krzewów. Czuła się… obserwowana.
- Jest tu kto? - Spytała niepewnie, rozglądając się.
Odpowiedzią były liczne szepty i chichoty, dochodzące ze wszystkich stron. Wysokie tony, nieco dziecinne… ale nie brzmiało to jak mowa dzieci. Tylko… coś innego… obcego.
- Rozumiecie mnie? - Czarodziejka rozejrzała się, powoli obracając. Czy były to jakieś istoty planarne jak ta tamten żywiołak? Chyba nie… to jednak były jedynie zwidy, prawda?
- Oczywiście że rozumiemy niewiasto… nie jesteśmy dzikusami. - z pobliskiego krzaczka wyleciała mała istotka z motylimi skrzydłami i z łukiem w ręku. - Co ty tu robisz?
- Ja… nie wiem. - El przyglądała się stworzeniu, które niepokojąco przypominało znane jej z bajek wróżki. - Ocknęłam się na brzegu. - Wskazała kierunek, z którego przyszła.
- Na jakim brzegu?- zapytała wróżka podlatując ku niej.
No właśnie… na jakim? Bo za nią nie było plaży, tylko więcej puszczy.
- Ja… wydawało mi się. - El westchnęła. - Chyba naprawdę się zgubiłam.
- Co tu robisz?- zapytałą wróżka, a potem zaczęło wylatywać ich z krzaków więcej. Także i męskich… okrążały El dookoła niczym kolorowa chmura motyli i bezwstydnie gapiły się na gołe ciało czarodziejki
- Po co przybyłaś? Czego szukasz? Czemu jesteś goła? -zasypywały ją pytaniami.
- Byłam z moją kochanką… podała mi jakieś zioła. - El czuła ją zaczyna się jej kręcić w głowie. - Doszłam i nagle znalazłam się tutaj… teraz jej szukam… i drogi do domu.
- To straszne… się zgubiła… w czeluściach dziczy. - małe liczne rączki muskały jej ciało, gdy chmara wróżek otaczała El kręgiem.
- Jesteś za duża, za duża, za duża.. zadepczesz nasze domki. - trajkotały wesoło a El czuła że las rośnie, że wróżki rosną, że… nie.. to ona się zmniejszała!
- C… co robicie? - Zszokowana patrzyła jak świat wokół, który i tak zdawał się jej wielki, teraz rośnie w jej oczach.
- Za duża… za duża… za duża…- śpiewały wróżki, a El malała coraz bardziej, aż w końcu osiągnęła rozmiar skrzydlatych istotek… co prawda bez skrzydeł. Teraz drzewa wydawały się gigantami, żuki były wielkości sporych psów i groźniejsze od nich. Trawy rzucały cień na El, a drobny piasek pod jej stopami teraz stał się kamienistym szlakiem.
Wróżki lądowały na ziemi otaczając Elizabeth kręgiem i przyglądając się jej z ciekawością.
I były liczne.
- Ekhym… jednak było mi dobrze w… “moim” rozmiarze. - Elizabeth przyglądała się z zaciekawieniem licznym istotom ciekawa co teraz uczynią.
- Deptałabyś wszystko w lesie.. naszym lesie swoimi słoniowymi stopami.- rzekła przywódczyni wróżek, która pierwsza się odezwała do El, a pozostałe potakiwały i zgadzały się z nią słowami.
- Racja, racja.
- Mogłam go po prostu opuścić, jeśli tak się tego obawiacie. - Morgan czuła się coraz dziwniej, tym bardziej, że nadal była naga i nie do końca wiedziała co ma teraz zrobić z rękami.
- I gdzie byś poszła skoro nie wiesz skąd przyszłaś? - zapytała przywódczyni wróżek, która podobnie jak reszta bezczelnie gapiły się na nagą czarodziejkę.
- N.. nie wiem… miałam nadzieję, że znajdę moją towarzyszkę. - Czarodziejka poczuła się szczerze zagubiona. Nie wiedziała gdzie jest. - Do.. New Heaven? - Zasugerowała niepewnie.
- Do niebios? Chcesz do niebios?- zaciekawiły się wróżki, a panna Morgan była niemal pewna, że to nie był kierunek który chciała obrać.
- N..nie to takie wielkie miasto. - Elizabeth zmieszała się.
- Na razie udasz się do naszej osady…- przywódczyni podeszła do El i bezczelnie powiodła palcami po jej nagiej piersi.. na oczach ich wszystkich! Po czym dodała.
- I tam zdecydujemy co z tobą zrobić. No i na pewno jakieś odzienie wypadałoby ci załatwić.
El otworzyła usta zaskoczona, ale po chwili je zamknęła. Bo jaki miała wybór? Te istotki właśnie ja zmniejszyły. Do tego większość z nich miała te łuki.
- Byłabym… wdzięczna.
- Eynoma… zaprowadzisz ją do wioski.- zadecydowała przywódczyni, zwracając się do siedzącej wysoko wróżki o białych włosach, która zleciała w dół i przyklęknęła przed władczynią. Czarodziejka mogła się teraz dokładniej przyjrzeć gromadce małych istotek (choć z obecnej perspektywy, nie tak małych) i zauważyć, że choć zdarzają się wśród nich młodzieńcy, to niewiasty przeważają.
- Och właśnie. - morgan dygnęła mimo iż mogło to wyglądać karykaturalnie gdy była naga. - Nazywam się Elizabeth.
- Eynoma…- powtórzyła swe imię jasnowłosa i ruszyła w kierunku dużej kępki traw. Spojrzała przez ramię i rzekła cicho. - No chodź.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy i ruszyła za białowłosą.


Pozostałe wróżki pofrunęły w góre, niczym stado gigantycznych motyli, a El zagłębiła się wraz wróżką pomiędzy trawy wyrastające z gleby niczym egzotyczne krzewy i drzewa. Minęły ślimaka, który teraz mógłby posłużyć czarodziejce za ruchome krzesło, następnie dużą kałużę… będącą dla niej płytką sadzawką… w tej czaił się drapieżnik.

Czekał w nadziei, że alb Eynoma, albo El zbliżą się na tyle… by pochwycić któraś z nich i wciągnąć pod wodę.
- Co to? - Morgan przyjrzała się z zainteresowaniem dziwnemu stworzeniu, starając się trzymać od niego na dystans.
- Ważka. Wyjadła już larwy z sadzawki i szuka dodatkowej przekąski… wkrótce wyjdzie z wody i się przepoczwarzy.- wyjaśniła Eynoma obojętnym tonem podążając dalej i rozglądając się bacznie.
- Och… - El podążyła za wróżką starając się trzymać blisko niej.
- Jesteś bezpieczna… znam dobrze ten las.- odparła wróżka widząc zachowanie czarodziejki.
- Cieszy mnie to.. bo ja wychowałam się w mieście i takie miejsca raczej mnie przerażają. - El skrzyżowała ręce na piersiach by te nie kołysały się mocno podczas marszu.
- Mhmm… ale to miasto to pewnie ma swoje zagrożenia. Często chodzisz nago?- zapytała Eynoma ruszając przodem i rozglądając się dookoła, czasami lekko pochylona gdy zerkała zza trawy na “szlak”.
- Tylko w sypialni lub łaźni. - Morgan odezwała się cicho rumieniąc się. Jej ręce jeszcze mocniej zacisnęły się na piersiach.
- Cóż… my częściej bywamy nagie.- odparła beztrosko wróżka i przyczaiła się nagle, kucając pod liściem i przykładając palec do ust. Bo właśnie dostrzegła olbrzymią bestię. Złowieszczego szczura. Zwierzak wyglądał na głodnego i wściekle niuchał za potencjalnym posiłkiem. A z tej perspektywy… był olbrzymi.
Elizabeth przykucnęła obok wróżki kryjąc się między źdźbłami trawy. Miała nadzieję, że istoty tak małe jak ona i Eynoma nie przyciągnął uwagi stwora.
Szczur jednak zauważył je obie… a właściwie wyniuchał ruszając w kierunku dowód dwunogich posiłków. Eynoma wykonała kilka gestów dłońmi ożywiając rośliny… które to zaczęły oplatać i pętać szarżującego gryzonia. Te uwięziły go niczym łańcuchy krępujące dziką bestię… ta jednak próbowała się z nich wyszarpać, by dostać się do wróżki i czarodziejki.
- Mam nadzieję, że nie ważysz dużo… nie jestem znana ze swojej siły.- Eynoma cofnęła się i stanęła za El chwytając czarodziejkę pod piersiami.
- Teraz… nie mam pojęcia. - El spróbowała rzucić zaklęcie magicznego pocisku, celując w kierunku bestii.
Pisk bólu szczura trafionego potwierdził iż świetliste kule mocy które posłała w jego kierunku zraniły go. Jednakże pomniejszone wraz nią nie zdołały zniszczyć bestyjki. Eynoma korzystając z siły swoich skrzydełek pospiesznie uniosła El w kierunku najbliższego drzewa.
Był to dla niej wysiłek… ale się opłacił, bo obie w końcu wylądowały na dość szerokim chropowatym konarze poza zasięgiem wyrywającego się z uścisku szczura.
- Daleko to tej waszej wioski? - Elizabeth czuła się dziwnie w objęciach wróżki. Ile by teraz dała by jednak mieć coś na sobie.
- Niewielki kawałek… jeśli się umie latać.- westchnęła Eynoma wypuszczając El ze swoich objęć i kładąc się na konarze.- Ktoś inny powinien cię nosić. Ja nie jestem wystarczająco silna do takich zadań.
- Wszystko w porządku? - Elizabeth obejrzała się na leżącą na konarze wróżkę.
- Tak… tak.. tylko złapię oddech. Moje skrzydełka nie są tak silne, by nosić ciężar drugiej osoby.- odparła Eynoma i dodała cicho. - W dół chyba będzie łatwiej.
El usiadła obok niej dając swojej przewodniczce odpocząć. Podkuliła nogi chcąc tak chociaż odrobinę osłonic swą goliznę.
- Co robisz w swoim domu? Bo te magiczne pociski… to była magia.- zapytała wróżka.
- Ja… jestem sprzątaczką. Ale potrafię nieco czarować… niewiele. - Mruknęła opierając brodę na kolanach. - Pomagałam w eksperymencie pewnej czarodziejce i nagle znalazłam się tutaj.
- No… to ciekawe… - przyznała Eynoma.- Jesteś jej uczennicą? Jak w baśniach?
- Nie wiem jakie są wasze baśnie… ale nie.. a raczej nie oficjalnie. W mieście, w którym żyję osoby takie jak ja nie mogą zajmować się magią. - Elizabeth uśmiechnęła się. - Uczę się… ale po kryjomu.
- Acha…- białowłosa usiadła zerkając to na El, to na przepaść pod nimi. - I ta czarodziejka jest twoją kochanką?
- Tak. - Morgan przytaknęła ruchem głowy także spoglądając w dół.
- Musicie być bardzo zżyte ze sobą. - odparła Eynoma trzepocząc lekko skrzydełkami.
- Niezbyt… po prostu obie bardzo to lubimy. - El zaśmiała się. - A u was jak to wygląda? Widziałam niewielu mężczyzn.
- Nie wiem czemu tak jest… ale zawsze więcej jest niewiast.- zachichotała Eynoma i dodała.- My… łączymy się w pary na kilka lat.
- U nas jak łączysz się w parę… to bardzo często już na zawsze. - El przyjrzała się wróżce korzystając z okazji, że była teraz tak blisko. - Ja mam kilkoro kochanków.
- U nas też tak jest. Można łączyć się w pary, ale to nie oznacza wyłączności.- stwierdziła wróżka z uśmiechem.
- U nas w domyśle właśnie to oznacza. - El zaśmiała się. - Idziemy?
- Możemy. Tylko znów muszę cię chwycić.- wyjaśniła białowłosa wyraźnie skołowana tłumaczeniami El.
-... no dobrze. - Morgan podniosła się i wyprostowała ręce by łatwo było ją chwycić.
Eynoma przytuliła czarodziejkę do swojego ciała chwytając ją pod piersiami i poleciały w dół… jak kamień. Dopiero pod koniec tego lotu udało im się wyhamować i nie rozbić o ziemię.
El odetchnęła ale powstrzymała się od uwag. Wiedziała już, że dla Eynomy to wielki wysiłek. Grzecznie poczekała aż wróżka zacznie prowadzić.
Wkrótce obie ruszyły znów przed siebie szerokim łukiem omijając mrowisko, bo owady które El dotąd zabijała jednym pacnięciem… teraz okazywały się… cóż… przerażające.
A i pewnie były niebezpieczne, bo z Eynomą się skradały pomiędzy roślinami unikając kolejnych owadów szukających…. wyglądały jakby czegoś szukały, coś ciągle nosiły tam i z powrotem. Mrowisko to był dobrze zorganizowany chaos… złowieszczy chaos. Elizabeth zaczynała mieć serdecznie dość swoich obecnych gabarytów, ale starała się nie narzekać idąc jak najciszej i starając się jakoś przytrzymać swoje piersi, skrzyżowanymi dłońmi.
- Jesteśmy prawie na miejscu… - szepnęła wróżka podążając do jakiejś norki, zaczęła wczołgiwać się do niej na czworaka. - Tędy… przejdziemy na skróty.
Elizabeth spojrzała niepewnie na swoje nagie ciało i na norkę.
- No dobrze. - Mruknęła nieco niechętnie.
Była to dziwna wędrówka ciemny i wilgotnym korytarzem. Gleba lepiła się do ciała. A jedynym pocieszeniem była widok tyłeczka Eynome poruszającego się kilka centymetrów od twarzy czarodziejki. Niewielkie ale cóż… panna Morgan nie wiedziała jak długo to trwało. Wydało się że trwało wieki nimi zaa pupy wróżki wyjrzał blask dnia.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-09-2020, 10:43   #52
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

- Jesteśmy.- odparła wróżka wychodząc z norki i pokazując El… polanę. Taką samą jak inne polany pomijając kilka leżących drzew powalonych przez jakąś wichurę. I dopiero po chwili czarodziejka zauważyła, że przy tych kłodach właśnie kręci się mnóstwo wróżek.
- Tutaj? - Elizabeth wyszła z norki i spróbowała się otrzepać, marny to jednak przyniosło skutek. Jedynie roztarła błoto na swoim nagim ciele. - Ech… tak.. prezentuję się wam od najlepszej strony. Jak myślisz, co zrobi ze mna wasza dowódczyni?
- Zje cię na kolację.- odparła żartobliwie Eynome ruszając przodem w kierunku jednego z powalonych dni.
- Czy to oznacza, że powinnam się obrócić i zacząć uciekać? - Elizabeth wskazała na norkę za nimi po czym ruszyła za wróżką.
- Żartowałam… - odparła ze śmiechem Eynome i przesunęła spojrzeniem po ciele czarodziejki.-... może. A co ty planujesz uczynić? I gdzie chcesz uciekać?
- Właśnie z tym mam problem, bo w tym rozmiarze chyba wszystko chce mnie zjeść. - Elizabeth westchnęła ciężko. - Marzę o kąpieli i czymś co utrzymałoby moje ciało w ryzach.
- Domyślam się… coś ci znajdziemy… także do umycia.- rzekła Eynome zerkając przez ramię na nagie ciało czarodziejki.. i nie tylko ona. Także inne wróżki obu płci które mijały przyglądały się jej ciekawie.
Mieszkanka wróżek i wróżków… okazały się… cóż… niezbyt imponujące. Nieduże pomieszczenia z łóżek zrobionych z puchu, liści i mchu oraz wanny ze skorupy orzechów jakich El nigdy nie widziała w życiu.
- Kąpać się możesz tam…- Eynome wskazała skorupę.- Zaraz przyniosę ci coś do ubrania.
- Dobrze. - El z trudem oderwała wzrok od nietypowego wyposażenia. Nieco niepewnie podeszła do dziwnego mebla, który miał jej służyć najprawdopodobniej za wannę.
Woda już była tam nalana, jakieś włochate nasionko robiło zaś za myjkę, a w niedużym zagłębieniu obok nasionka znajdowała się substancja służąca za środek myjący. Morgan zanurzyła się w wodzie i zabrała za szorowanie swojego ciała i mycie włosów. Nie wiedziała jak długo przyjdzie jej tu pozostać. Czy rzeczywiście “obudzi się” po kilku godzinach? Na razie wszystko wokół wydawało się być niepokojąco realne.
Po kilkunastu minutach Eynome wróciła ze sukienką dosłownie zszytą z kilku liści. Położyła ją na łożu i dodała. - Powinna pasować na ciebie.
- Dziękuję. - Elizabeth wyszła z wody, i wycisnęła ją ze swoich kasztanowych włosów. - Nigdy nie nosiłam stroju z liści… nie uszkodzę go?
- Tymi malusimi rączkami? Wątpię.- parsknęła ze śmiechem Eynome wędrując spojrzeniem po czarodziejce, zwłaszcza jej krągłościach.- To co zamierzasz?
El wyszła z łupiny i podeszła do stroju by go założyć.
- Ubrać się. - Uśmiechnęła się do Eynome.
- No tak… to zrozumiałe…- speszyła się zawstydzona Eynome.
- A dalej to nie wiem… nawet nie wiem gdzie jestem. - El westchnęła, starając sie założyć suknię. Była trochę obcisła na pupie ale poza tym pasowała jak ulał.
- To miejsce ma wiele imion; Feywild, kraina mrocznych baśni, świat mgieł, migotliwa kraina.- zadumała się Eynome.- Wiele wiele imion.
- Ech.. a ja nie kojarzę, żadnej. - El poprawiła swój strój w zamyśleniu. Czuła się lepiej, nawet jeśli osłaniały ją liście. - A kojarzysz może… Szare futra?
- Szare futra? Myszy?- zapytała Eynome dopytując się.
- Nie… to tacy ludzie… chyba… - El poddała się i westchnęła. - To przez ich zioła wylądowałam tutaj.
- Jak to przez zioła?- zapytała zdziwiona Eynome.
- A raczej.. wydaje mi się przez to. - Elizabeth przeczesała dłonią wilgotne włosy. - Szare futra mają zioła, które potrafią przenieść je do innych światów… tylko myśmy myślały, że to będzie jakby sen. A to wszystko nie wydaje mi się być snem.
- No… nie wyglądasz jak sen…- stwierdziła białowołosa podchodząc bliżej i przesuwając palcami po szyi.- A jak się rozpoznaje, że się śpi?
- Słyszałam, że można kogoś uszczypnąć. - Morgan uśmiechnęła się nieco niepewnie.
- W twarz… może lepiej w zadek? - zastanowiła się Eynome.
- Pytanie czy chcesz bym się obudziła. - Elizabeth zaśmiała się spoglądając na wróżkę.
- No wiesz…- zaperzyła się białowłosa. - Chciałam pomóc.
- Nie powstrzymuję cię. - Morgan posłała wróżce lubieżny uśmiech. - Pokazać pupę?
- No chyba…- stwierdziła zadziornie Eynome.
Elizabeth zawahała się na chwilę. To wszystko zaczynało prowadzić w bardzo niepokojącą stronę. Obróciła się tyłem do wróżki i powoli podwinęła sukienkę ku górze odsłaniając swoją pupę.
Eynome nachyliła się i z rozmachem uderzyła dłonią w pośladek El. Zabolało, skóra lekko się zaczerwieniła. Kolejne kilka uderzeń wiązało się z podobnymi doznaniami… pośladki aż się rozgrzały od pomocy wróżki.
A potem pojawił się chichot. I pytanie.
- Co robicie?
- Nic Ulymo… nic…. pomagam.- odparła zmieszana Eynome wróżce, która zerkała zaskoczona na ich dwójkę w dość kłopotliwej sytuacji. Nowa wróżka w białych szatach i z dwukolorowymi włosami pokiwała z rozbawieniem głową mówiąc rozbawionym głosem.
- Nooo… to wygląda jak pomoc. Ciekawa jestem jednak w czym jej pomagałaś.
- Się obudzić. - Elizabeth pod lekko rozbawionym tonem starała się ukryć zmieszanie. Powoli opuściła sukienkę i obróciła się w stronę drugiej wróżki dygając. - Elizabeth.
- Ulymara… albo Ulyma w skrócie. Z pewnością było to… pobudzające… a więc już się… oudziłaś? Nie wyglądało to chodzenie przez sen. - żartowała dalej Ulyma.
- To… nie do końca o taki sen chodziło. - Elizabeth uśmiechnęła się nieco niepewnie. - Ale tak.. jestem obudzona.
- No nie wiem… mnie się wydawało, że właśnie o taki sen chodziło. - odparła Ulyma, a Eynome szepnęła cicho.- Ona przybyła nie wiadomo skąd i nie wie jak wrócić do domu.
- Nie ma skrzydeł… ale może zamieszkać tutaj.- odparła z uśmiechem Ulyma.
- Bardzo się cieszę… ale jednak w New Heaven mam pracę, rodzinę. - El poczuła szczery niepokój na myśl, że przyjdzie jej żyć wśród wróżek.
- Rozumiemy to i nie chcemy cię zatrzymywać wbrew twojej woli. - odparła Eynome ciepło i drapiąc się nerwowo po karku dodała. - Problem w tym, że ty nie wiesz jak wrócić do domu, a my… jak cię odesłać.
Elizabeth jedynie przytaknęła ruchem głowy. Naprawdę nie wiedziała co ma robić. Gdyby choćby wiedziała gdzie się znajduje i jak daleko jest od New Heaven. Bo czy znalazła się na innym planie? I gdzie podziała się Almais?
- Jak już skończyłyście się… pob… budzić… to ja potrzebuję pomocy, przy krojeniu owoców na bankiet wieczorem.- odparła Ulyma z uśmiechem.
- Mogę pomóc… - Elizabeth zaproponowała niepewnie. Wolała sobie nie wyobrażać jak wielkie będzie dla niej teraz jabłko.


Były spore… i wymagały mieczy do krojenia. Co prawda nie wszystkie były olbrzymie. Małe jabłuszka były mniej więcej wielkości El, lub nieco mniejsze. Niemniej krojenie wymagało siły i sporej grupki wróżek… plotkujących i szczebioczących o zabawie. Jak się okazało wieczorne bankiety były tu tradycją, tak jak upijanie się nektarem… który był w takim samym stopniu alkoholem jak i afrodyzjakiem. Wróżki chichotały planując z kim się będą obściskiwać i tańczyć wieczorem. Niektóre już po kryjomu się tuliły i całowały. Samce jako mniej liczne były wielce pożądane wśród wróżek, a że samców brakowało to… El jako ciekawostka i nowa twarzyczka w osadzie czuła się… cóż… jak główne danie na przyszyłym bankiecie.
Sama nie była pewna czy powinna pić owy nektar. Przed chwilą jakieś zioła wyprawiły ja na ten świat i wolała nie wiedzieć co może się jeszcze stać. Skupiła się na cięciu owoców nie wdając się w dyskusję otaczających ją wróżek.
Po tej ciężkiej pracy… wróżki miały chwilę przerwy i czas na odpoczynek. El dostała posiłek, kawałek jabłka i coś co przypominało orzechy… albo i kawałki. Jedząc swoją porcję w towarzystwie Eynome i Ulymy mogła podziwiać tańczące w powietrzu wróżki.
- Będzie mi tutaj trudno bez skrzydeł, prawda? - Morgan odezwała się cicho do towarzyszących jej wróżek. Cały czas wpatrywała się w barwne skrzydła przepuszczające teraz nieco światła.
- To zależy od tego, co chcesz osiągnąć. Można i tańczyć na ziemi.- stwierdziła Ulyma i zerknęła na Eynome.- I potrafisz bez skrzydełek sprawić, by ona się zaczerwieniła.
- Nie wiem na ile taki “talent” jest u was istotny. - Morgan zaśmiała się cicho i przeniosła wzrok na Ulymę.
- A jak sądzisz?- spytała Ulyma wodząc prowokująco po swoim dekolcie palcem. A następnie dodała.- Jestem pewna, że znajdziesz sobie jakieś zajęcie i może nauczysz się czegoś? Może też odkryjesz jak wrócić do domu z czasem?
- Jeśli zechcecie mnie tylko czegoś nauczyć. - Elizabeth powędrowała wzrokiem za palcami Ulymy. - A co uważam…. Myślę że stwierdzenie iż dowódczyni może chcieć mnie pożreć nie pojawiło się bez powodu. - Uśmiechnęła się lubieżnie w kierunku Eynomy.
- Kto wie co się stanie jak wszyscy się popijemy… po zmroku wiele rzeczy się może wydarzyć.- wyjaśniła Eynoma wymijająco i zarumieniła się.
- Pytanie tylko czego się chcesz nauczyć.- dodała wesoło Ulyma.
- O tym co mnie otacza… pierwszy raz jestem w lesie. - El zaśmiała się nieco nerwowo. - O was. Jak tu żyjecie, jak wyglądają wasze dni… noce.
- To akurat zobaczysz… a my żyjemy w małych plemionach. Różne wróżki, driady i nimfy mają swoje małe terytoria i czasem współpracują razem pomagając sobie…- wyjaśniła Ulyma i spojrzała w górę, tak i pozostałe wróżki. Władczyni nadlatywała.
- Nie wiem nawet czego mogę się nauczyć… chyba jak przetrwać. Bo gdyby nie wy, nie wiem co by się ze mna stało. - El odpowiedziała cicho spoglądając na dowódczynię wróżek.
- To nie jest aż taka straszna dzicz…- odparła Ulyma, ale zamilkła widząc dwóch nadlatujących ku nim samców w zbrojach.
- Polecisz z nami. Calandrae chce z tobą rozmówić się.- wyciągnęli po jednej ręce w jej kierunku zachęcając by się ich złapała.
Elizabeth przytaknęła i podała ręce wróżkom.
Porwali ją w powietrze o wiele szybciej i mocniej niż słabowita Eynoma. Trzymali ją mocno zwisającą z ich ramion, gdy z dużą prędkością lecieli do pustego konaru drzewa. Siedziby Calandrae… ich władczyni. Elizabeth starała się nie patrzeć w dół.
To na szczęście była szybka podróż i wkrótce stopy El dotknęły podłogi… naturalnego drewna pustego wewnątrz konaru. Była to sala tronowa, więc tam i tron zrobiony z żołędzi i kasztanów. Na nim to siedziała już poznana przez Calandrae… już bez łuku i hełmu na głowie.
- Witaj. Ludzie od dawna już nie odwiedzają naszego świata, więc twoja wizyta jest niespodzianką dla nas. - rzekła łagodnie.
- Wybacz.. naprawdę nie chciałam niepokoić ciebie i twoich ludzi. - Elizabeth skłoniła się głęboko przed władczynią.
- Nie martw się tym… teraz gdy jesteś odpowiedniego rozmiaru i nie możesz przypadkiem narobić szkód.- rzekła łaskawym tonem Calandrae i następnie dodała. - Ludzie kiedyś się tu pojawiali, acz… wracali do domu za pomocą swoich metod. Twój przypadek jest odmienny. Rozesłałam wieści do sąsiadów naszej małej osady… może oni będą coś wiedzieli lub mogli ci jakie pomóc. Dopóki jednak będziesz tutaj, to pozostaniesz mała. Sama rozumiesz, że twój naturalny rozmiar byłby kłopotliwy.
- Teraz gdy widzę jak mieszkacie jestem już tego świadoma. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło do władczyni. - A… jeśli mogę zapytać. Jakie to były metody?
- Magiczne chyba… tak przypuszczam.- wyjaśniła władczyni dodała smutno.- Nie wgłębialiśmy się w to.
- Rozumiem. Dziękuję, że spytałaś sąsiadów.. będę wdzięczna za każdą pomoc. - El i tak cieszyła się, że cokolwiek było wiadomo. Bywali tu ludzie… tacy jak ona.
- W międzyczasie… myślę że co najmniej kilka dni winnaś spędzić tutaj. A potem nie zamierzamy cię zatrzymywać. Ba, jeśli chcesz opuścić naszą osadę, będziesz to mogła zrobić już jutro rano. Odradzam taki zamysł, ale zabronić ci nie zamierzam. - odparła Calandrae.
- Mam nadzieję, że wcześniej przybędzie po mnie osoba, przez którą tu się znalazłam. - El posmutniała nieco. - Nie chciałabym sprawiać zbyt wiele kłopotów.
- Nie sądzę byś sprawiła.- odparła wróżka zakładając nogę na nogę.- Co potrafisz?
- Co nieco czarować… gotować, choć obawiam się, że jadacie coś innego niż u nas, sprzątać… - El zamyśliła się i po chwili, zainspirowana tym co powiedziały jej wróżki, dodała. - Zająć się drugą kobietą.
- Cóż… - uśmiechnęła się władczyni wodząc wzrokiem po El.-... z pewnością więc znajdziesz sobie pożyteczne zajęcie. Acz nie chcemy cię… zmuszać do niczego.
- Jak na razie nie czuję się do niczego zmuszana. Raczej… zaciekawiona. - Morgan posłała władczyni powłóczyste spojrzenie.
- Podejdź bliżej.- odparła Calandrae. - Usiądź mi na kolanach.
Elizabeth zawahała się ale powoli zbliżyła się do królowej. Po kolejnej chwili gdy zastanawiała się czy postępuje słusznie, usiadła bokiem na kolanach władczyni.
- Widzę, że będzie ci dobrze… wśród nas. - odparła Calandrae wodząc palcami po łydce siedzącej na jej kolanach czarodziejki. - Pozwalam ci zaciekawić swoją ciekawość… w ramach naszej gościnności.
- Pytanie… - Morgan niepewnie sięgnęła dłonią do ciała władczyni i przesunęła palcami po jej boku kończąc niepokojąco blisko piersi Calandrae. - jak daleko sięga ta gościnność, Pani?
- Jesteśmy dość frywolną rasą.- odparła władczyni dłonią przesuwając z łydki na kolano, a potem na udo, pod spódniczkę El.
Czując to Morgan pozwoliła sobie na ujęcie piersi wróżki w dłonie.
- Czy są rzeczy, które sprawiają wam szczególną przyjemność? - Jej palce poczęły delikatnie ugniatać pochwyconą krągłość, przez zaskakująco sprężysty pancerz jej zbroi.
- Chyba to samo co ludziom.- zamruczała Calandrae sięgając między uda do intymnego zakątka El, które nie było osłonięte nawet bielizną. Morgan zadrżała. Jej ciało nie było na to gotowe rozchyliła jednak nogi dopuszczając władczynie do siebie. Pieszcząc jedną z wróżki, drugą dłonią sięgnęła do jej skrzydła.
- Znam.. pewna diablicę.. bardzo lubi gdy dotyka się jej ogona. - Pogładziła barwną skórę. - A dla ciebie… to przyjemne Pani?
- Niestety nie… owadzie skrzydła nie są tak wrażliwe.- odparła ze śmiechem Calandrae zwinnymi palcami sięgając głębiej i badając ukryte obszary El.
El przytaknęła ruchem głowy i sięgnęła teraz obiema dłońmi zaciskając je na krągłościach władczyni i masując je na tyle mocno, na ile pozwalał dziwny pancerz.
- Szkoda… są tak piękne. - Wyszeptała coraz bardziej rozpalonym wzrokiem.
- Ty też jesteś piękna.- odparła z chichotem Calandrae poddając się pieszczotom czarodziejki i odpowiadając podobnymi.
- Mam jednak dużo mniej na sobie niż ty. - El zamruczała czując jak palce władczyni zaczynają tonąć w jej wilgoci.
- Na razie…. wieczorem to może się odwrócić.- wymruczała władczyni nachylając się, by ukąsić szyję czarodziejki, gdy jej palce poruszające się między udami Elizabeth nabierały siły i pewności.
- Yhym… - Morgan poddała się tym ruchom. Jeśli tak miał wyglądać jej wieczór… to zapowiadał się on bardzo intensywnie. Delikatnie poruszała biodrami napierając na pieszczące ja palce.
- Właśnie…- wymruczała Calandrae poruszając palcami tan intensywnie, że aż było słychać lubieżnie mlaśnięcia.- … chyba ci się tu spodoba.
- Taak… - Elizabeth doszła z cichym jęknięciem na kolanach dowódczyni.
- Chciałabym byś się odwdzięczyła… ale na to musimy poszukać. Mam nadzieję, że nasze wieczorne uczty ci się spodobają.- mruknęła rozpalonym głosem władczyni wróżek.
- Jeśli rzeczywiście, pragniesz czekać, Pani. - El nachyliła się i nieco niepewnie spróbowała pocałować władczynię. I ów delikatny pocałunek zmienił się w namiętną pieszczotę warg obu niewiast.
- Hmm… nie pragnę czekać…- zawahała się Calandrae po pocałunku.
- A czego pragniesz, Pani? - Dłoń El zjechała niżej i zatrzymała się na łonie wróżki.
- Chyba się domyślasz… ale będę musiała się nieco wyswobodzić. A ty zejść mi z kolan.- zachichotała Calandrae.
Morgan na nieco drżących delikatnie nogach zeszła z kolan władczyni, stając teraz jednak tuż przed nią.
Calandrae wstała i niespiesznie zaczęła wyswobodzać się z pancerza, a potem utkanej z pajęczyn bielizny ciasno przylegającej do jej zgrabnego ciała. Naga znów usiadła na tronie i zachęcając El rozchyliła uda prezentując swą już błyszczącą wilgocią intymność.
- I co z tym zrobisz?- zapytała prowokująco.
Elizabeth przyklęknęła przed wróżką i pocałowała jej kolano, potem udo, by w końcu złożyć pocałunek na jej kobiecości.
- Idzie ci… dobrze…- zamruczała lubieżnie władczyni wróżek poddając się dotykowi ust El.
Morgan tym chętniej przywarła ustami do kwiatu Calandrae spoglądając z zaciekawieniem ku górze, na reakcje dowódczyni.
Ta wierciła się i pojękiwała z wyraźnym zadowoleniem i pożądaniem patrzyła na smakującą ją kochankę. Elizabeth nie śpieszyła się. Wyglądało jakby wróżki naprawdę niewiele różniły się od zwykłych kobiet.
Pomijając oczywiście drgające od emocji skrzydełka i nieco miodowy smak na języku. W ty przypadku kielich kobiecości… był bardziej jak kielich kwiatu. W smaku przynajmniej. Elizabeth zanurzyła w nim palce chcąc dostać więcej tego nektaru.
Głośny jęk aprobaty potwierdził iż działania El spodobały się władczyni... osady wróżek, bo raczej nie była chyba władczynią całego ludu. Czarodziejka kontynuowała więc, chcąc doprowadzić Calandrae na szczyt. I kilku chwilach pieszczot… głośny jęk oznajmił triumf kunsztu miłosnego czarodziejki.
Elizabeth odsunęła się przyglądając się wróżce z satysfakcją.
- To było całkiem… całkiem… intrygujące. Myślę że wpasujesz się doskonale pomiędzy mój lud. - mruknęła z uśmiechem Calandrae. - I znajdziesz sobie zajęcie.
- Może. - El uśmiechnęła się nie chcąc zdradzić, że mimo wszystko chciałaby wrócić do swoich.
- Poproszę moją straż, by odeskortowała cię na ziemię.- odparła uprzejmie wróżka.- Chyba że masz jeszcze jakieś prośby lub pytania?
- Nic na razie nie przychodzi mi do głowy. - Elizabeth wstała z klęczek spoglądając na nagą wróżkę.
- W takim razie… czuj się naszym gościem.- odparła na pożegnanie Calandrae.


Lot powrotny był krótszy i szybszy. Bo strażnicy posadzili ją na ziemi pośrodku placyku wśród traw, gdzie szykowano wielką ucztę na wieczór. Wyglądało na to że ostatni posiłek jest tu celebrowany wspólnie. Wróżki latały tam i z powrotem szykując stoły jak i ognisko pośrodku. Elizabeth odnalazła swoje opiekunki i sama zabrała się do pomocy, na tyle na ile tylko była w stanie nie posiadając skrzydeł. Robota z przerwami na pogaduszki i posiłek, zajęła całe popołudnie. I płynęła powolnym tempem. Łatwo było przy niej zapomnieć o swoim rozmiarze i o drzewach wysokich niczym wieże. Łatwo było zoczyć spojrzenia męskich wróżek, jak i niektórych żeńskich wodzących za czarodziejką… tym bardziej że jej urodę podkreślał blask nowości jak i kusa obcisła sukienka. Wróżki, jak się okazało, dość swobodnie podchodziły do związków, a upite sfermentowanym nektarem łatwo oddawały się gorącym flirtom na uboczu… w parach lub liczniejszych grupkach. A przynajmniej tak twierdziły Ulyma z Eynomą. Elizabeth nie była pewna czy powinna brać udział w tych zabawach, choć po tym co powiedziała królowa.. chyba nie wymiga się od zabaw. Pytanie też czy w ogóle miała ochotę. Cały czas chodził za nią nieco dziwny, odurzający smak dowódczyni. Czy mężczyźni też tacy byli? Z całych sił starała się skupić na krojeniu kolejnych owoców nieco nieświadomie rozglądając się i szukając co ciekawszych osobników wśród wróżek.
Ci nie byli tak liczni i niemal zawsze otoczeni dziewczętami. Jeden z nich wyróźniał się muskulaturą, ale przebywał zwykle zbyt daleko by mogła się przyjrzeć jego obliczu. Niewątpliwie był też znamienitym wojownikiem tej małej rasy.
El udając, że oddala się na stronę, przeszła obok niego by się mu przyjrzeć. Wątpiła by przy takiej popularności wśród wróżek zwrócił na nią uwagę, ale ciekawość nie dawała jej spokoju.
Mężczyzna jednak ją zauważył i uśmiechnął się do niej. Jego rysy były delikatniejsze niż u ludzi, elfie bardzo… ale ostrzejsze niż wróżek. Morgan odpowiedziała uśmiechem i pozwoliła sobie na to by chowając się za leżącym konarem nieco zakołysać pupą w opinającej ją sukience.
Przynęta zadziałała… mężczyzna podążył za czarodziejką zaciekawiony jej zachowaniem, urodą i brakiem skrzydełek.
Elizabeth powitała go z uśmiechem, gdy się pojawił przed nią. Była nieco zaskoczona, że przynęta tak łatwo zadziałała. Czyżby naprawdę aż taką egzotyką dla nich była.
- Cześć.
- Witaj.- rzekł młodzian wodząc wzrokiem ku piersiom czarodziejki, wyeksponowanym przez sukienkę.
Morgan przyglądała mu się z zainteresowaniem.
- Jestem Elizabeth. - Dziewczyna dygnęła jeszcze bardziej wystawiając swe krągłości na spojrzenie mężczyzny.
- Avgrael.- odparł młodzian.- Jesteś tą ludzką dziewczyną, której władczyni pozwoliła przybywać w naszej osadzie, do czasu aż wróci do domu?
- Tak. - Elizabeth przytaknęła ruchem głowy. - Mam korzystać z tego czasu i.. - Jej wzrok powędrował wymownie w stronę krocza mężczyzny. Kusiło ję by dowiedzieć się więcej, poznać ich bliżej… ale czy powinna? - Zaspokajać swoja ciekawość.
- Ciekawość?- zapytał Avgrael nieświadomy najwyraźniej podtekstu słów czarodziejki. A może tylko się z nią droczył.- A co cię ciekawi Eliza-beth?
- W tej chwili ty. - El zaśmiała się cicho. - Niewiele jest tu mężczyzn. Ale.. nie chciałabym ci zajmować czasu jeśli.. robiłeś coś istotnego.
- Już nie… zajmuję się łowami. Dostarczyliśmy mięsa i tak… niestety… na cztery wróżki jedna rodzi się mężczyzną.- przyznał Avgrael smutno.
- Mężczyźni w moim mieście byliby przeszczęśliwi z tego faktu. - El przysiadła na konarze pozwalając by obcisła suknia odsłoniła większą część jej ud. - I wszyscy zajmujecie się polowaniem?
- Nie… nie wszyscy. Dużo z nas jest strażnikami.- przyznał Avgrael opierając się o konar i wędrując spojrzeniem po nogach czarodziejki.
- Och… strażnikami waszej królowej? - El zaciekawiła się zakładając nogę na nogę by zwrócić uwagę wróżki na brak bielizny.
- Co? O tak… też… oraz osady. Szczury bywają poważnym kłopotem.- wzrok Avgraela wędrował tam gdzie chciała, a jego zainteresowanie rosło. I śmiałość… położył bezczelnie dłoń na kolanie czarodziejki wodząc po nim leniwie i sięgając palcami pod sukienkę.
- Yhym… - El nie zabrałą nogi. Dotyk mężczyzny był miły, a ją tak bardzo kusiło by spróbować więcej. - Mijałyśmy jednego z Eynomą.
- I dobrze uczyniłyście… w grupie bywają niebezpieczne.- dłoń wodziła po udzie chowając się pod liściem z którego zrobiono sukienkę.
- Już jeden wydawał się niebezpieczny. - Czarodziejka zdjęła nogę z nogi i delikatnie je rozchyliła, pozwalając mężczyźnie powędrować dalej.
- Mhmm… bardzo…- Avgrael nachylił się i zaczął całować szyję czarodziejki, a dłoń sięgnęła między uda dotykając intymny obszar Elizabeth.
Morgan czuła jak palce mężczyzny ślizgają się po jej, już rozgrzanej, kobiecości.
- Skoro jest was tak niewielu… musicie być bardzo wyeksploatowani? - By zdradzić o jaką eksploatację chodzi, El sięgnęła palcami do krocza Avgraela.
- Nas się nie da wyeksploatować. Zresztą nektar który pijemy dodaje nam sił.- mruknął Avgrael delikatnie kąsając szyję El, gdy ta oceniała pozytywnie możliwości potencjalnego kochanka, wodząc po wyraźnej wypukłości.
- Jestem coraz bardziej ciekawa.. - Morgan spróbowała odsłonić to co kryło się w spodniach mężczyzny. -... tego nektaru.
Uwolnienie “pręcika” okazało się łatwe. Nabierała wprawy. Sam Avgrael okazał się być zbudowany jak każdy inny mężczyzna jakiego poznała. Nie osiągał może rekordów, ale nadal znajdował się w obszarze “imponujący”. I umiał pieścić, rozpalają jej kwiatuszek silnym ruchem palców muskających wrażliwe obszary.
El zacisnęła w odpowiedzi palce ja jego męskości, czując jak dreszcze zaczynają wędrować po jej ciele.
I czuła pod palcami rosnące napięcie kochanka. Jego pieszczoty zrobiły się bardziej nerwowe, acz nadal fale przyjemności promieniował spomiędzy czarodziejki. Zbliżała się do spełnienia i ku niemu prowadziła kochanka.
Po chwili Elizabeth doszła z głośnym jęknięciem, zaprzestając pieszczot na męskości kochanka. Ten już był blisko i wpatrywał się żarliwym spojrzeniem w oczy czarodziejki, która wciąż trzymała go… w garści.
Ta pociągnęła go delikatnie za pochwycony oręż, prowadząc w stronę swojej kobiecości.
Nie oponował pozwalając się jej prowadzić, aż poczuła jego obecność, a potem pocałunki na swoich ustach i szyi, gdy się połączyli. Jego ruchy tylko zrazu były leniwie, pospiesznie zrównał tempo ze swoim pożądaniem napierając raz po raz, aż do spełnienia. El oparła się o konar, na którym usiadła, oddając się mężczyźnie. Czuła się nieco dziwnie. Tutaj w innym świecie, nie wiedząc czy wróci do siebie i spoglądając na mieniące się barwami skrzydła kochanka.
Pocałunki były żarliwe i namiętne, kochanek silny i czuły… kolejne ruchy jego bioder były przyjemne, ale skończyły się szybko, bo w końcu szybko doszedł. Nie zaprzestał jednak z tego powodu pieszczot warg na jej skórze. Elizabeth odpowiadała na te pocałunki wodząc dłońmi po torsie kochanka i czując jak jej ciało zaczyna reagować na obecność kochanka.
- To było bardzo przyjemne.- mruczał mężczyzna kąsając delikatnie szyję El. - Jakie masz plany na ucztę?
Elizabeth zamruczała.
- Zobaczyć jak ona wygląda. - Powiedziała żartobliwie i poruszyła zaczepnie biodrami.
- Jest dużo tańców… picia… latania i… cóż… pary się oddalają i grupy.- tym razem dłonie mężczyzny uwolniły piersi El z liścia otulające je w ramach sukienki, którą nosiła. Pocałunki na nich zaczął składać i biodrami mocniej ruszać, gdy budził się w niej do życia jego “ogonek”.
- Grupy? - Elizabeth zamruczała czując na swych krągłościach pieszczotę jego ust.
- Po… kilka wróżek.- przyznał cicho jej kochanek kąsając odsłonięte skarby i czule obdarzając je pocałunkami. Jego biodra zwiększały tempo ruchów.
- Yhym… - El odchyliła się do tyłu poddając się szturmom kochanka. Czuła jak ruchy jego bioder prowadzą ją na kolejny szczyt.
- Tak właśnie.- zajęty pocałunkami znów ją Avgrael posiadł. Jego dłonie pochwyciły mocniej uda kochanki pospiesznie narzucając mocniejsze tempo ich figlów. Zapomniał się całkiem w tej zabawie.
Elizabeth czułą jak jej zmysły odpływają w dół, całkowicie skupiając się na tym co działo się w miejscu gdzie się łączyli.
- Tak.. mocno… - Wyjęczała, chwytając się jedną dłonią ramienia kochanka i wbijajac w jego skórę paznokcie. Kolejne chwile upływały czarodziejce na tuleniu się do ciała mężczyzny, na rozkoszowaniu jego pocałunkami i przyjmowaniu jego szturmów… na skupieniu się na doznaniach. Reszta świata i absurdalność sytuacji,nie miały teraz znaczenia. Spełnienie które przyszło parę chwil później już tak. El obwieściła swą rozkosz głośnym okrzykiem. dociskając kochanka do siebie nogami i czując po chwili jego szczyt.
- Chyba… zbyt długo tu spędziliśmy…- rzekł Avgrael gdy już był w stanie złapać oddech.
- Yhym… chyba powinnam pomóc innym. - El wyszeptała z trudem, uwalniając kochanka od swych objęć.
- Właśnie…- potwierdził Avgrael odsuwając się od kochanki.
El westchnęła i stanęła na drżących nogach na ziemi. - Choć… - Spojrzała na mężczyznę zadziornie. - .. chciałabym więcej.
- Acha… cóż… nie wypada mi zawieść twoich oczekiwań.- odparł Avgrael wodząc spojrzeniem po sfatygowanej sukience i skarbach które ukrywała.- Zdradź swoje kaprysy więc.
El zaśmiała się, starając się zapanować nad uwolnionymi z sukni piersiami. - A nie miałeś w czymś pomóc?
- To prawda… miałem…- zamyślił się jej kochanek. Znów jego spojrzenie powędrowało po krągłościach czarodziejki.-... i dostanie mi się za spóźnienie. Ale i tak pewnie jestem spóźniony, więc… decyzja należy do ciebie.
- Spotkamy się może wieczorem. - El nie chciała sprawiać kłopotów swojemu kochankowi i nawet się zaniepokoiła, że przez jej zachcianki się spóźnia.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-09-2020, 10:45   #53
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Sama też się spóźniała, choć ani Eynoma ani Ulyma jej tego faktu nie wyrzucały. Choć wyraźnie wspomniały, że martwiły się o nią, gdy tak znikła bez słowa.
Wróciły do porządkowania stołów i przynoszenia jedzenia. Poza owocami i nasionami, większość potraw była dla czarodziejki nieznana. I chyba wolała nie wiedzieć z czego się składały. Za to kwiatowy alkohol pachniał upajająco i był złocisty w barwie.
A po przygotowaniu stołu, dwie znajome wróżki zabrały El z powrotem do kwatery, by się obmyć i przygotować na wieczorną ucztę. Morgan poszła w ich ślady. Nie miała za bardzo jak się przygotować, nie zaszkodziło by jednak obmyć się po igraszkach z królową i Avgraelem.
Ulyma wykąpała się pierwsza wskakując do wyżłobienia w drewnianej podłodze, które wpierw napełniła wodą. Wróżka beztrosko zrzuciła przy tym z siebie szatki nie dbając gdzie one wylądują. Pewnie wiedziała, że Eynoma sarkajac pod nosem pozbiera je. Zamiast niej zabrała się za to El odzywając się do wróżki, która ją przyprowadziła.
- Wymyj się, ja poczekam. - Uśmiechnęła się do Eynomy, odkładając strój Ulymy na pobliski stołeczek. Po chwili więc i druga naga wróżka dołączyła do pierwszej w kąpieli. Na co Ulyma zareagowała chichotem, a następnie pomocą przy obmywaniu zgrabnego ciała Eynomy.
Elizabeth zebrała i starannie poskładała ubrania z liści. Sama rozejrzała się po pomieszczeniu. Po tych dniach pracy na uczelni przywykła już do tego, że musi czekać na swą kolej.
Pomieszczenie przypominało to co znała, było łóżko… był “stolik” i “taborety” wyrastające w postaci dużych sęków wprost z podłogi, była wnęka na ubrania i kolejna na inne rzeczy. Był kolejny “stoliczek” przy łóżku z drobiazgami. Wszystko zrobione z naturalnych składników.
Chichoczące wróżki wyszły z kąpieli i zaczęły się wycierać zerkając ciekawie na czarodziejkę.
- Mogę też skorzystać? - Zwróciła się do wróżek wskazując na wannę.
- Nooo… powinnaś.- zachichotały obie zdziwione tym, że pyta.
- Wiecie.. ja tu jestem tylko gościem. - Elizabeth zdjęła sukienkę składając ją starannie i odkładając do pozostałych po czym zanurzyłą się w wodzie.
- Gościem… nie więźniem. - przypomniała jej Ulyma siadając przy wannie i dłońmi ujmując ramiona i szyję czarodziejki by masować je leniwie palcami. Zaś Eynoma zabrała się za wyszukiwanie lekkich i przejrzystych strojów na wieczorną ucztę.
- Nadal to wasze domy. - Elizabeth zamruczała niczym kot z zadowolenia.
- No i ?- odparła Ulyma pieszcząc skórę czarodziejki i delikatnie kąsając płatek uszny El ząbkami. - W zasadzie to dom Eynomy, nie mój.
- Ona ma tam dom gdzie położy zadek w nocy. Nie chce jej się utrzymywać własnego pokoiku.- parsknęła gniewnie białowłosa.
- Jakoś nie narzekasz na to w nocy.- zachichotała Ulyma.
Morgan jęknęła cicho czując ugryzienie.
- Nie chciałaś mieć czegoś swojego? - Spytała zerkając ponad ramieniem na wróżkę.
- Mam swoje skrzydełka i swój uśmiech.- odparła zadziornie Ulyma wodząc palcami po obojczykach Elizabeth.
- Może by i chciała, ale jest zbyt leniwa, by to utrzymać. Jeśli chcesz mieć pokój musisz go sprzątać.- wyjaśniła Eynoma układając kolejne stroje na łóżku.
- Cóż… u siebie zajmuję się sprzątaniem pokojów innych. - El odprężyła się pozwalając pieścić swoje ciało.
- Więęęęc… miałabyś tu swoje miejsce… i czasem może mnie ogrzewającą ci łóżko?- wymruczała Ulyma sięgając palcami w dół ku piersiom panny Morgan. Chwytając za nie poczęła je ugniatać i masować leniwie.
- Chyba ciężko tu żyć bez skrzydeł? - Elizabeth czuła jak jej ciało rozpala się od tej pieszczoty, jak piersi same chcą naprzeć na pieszczące je dłonie.
- Trochę niewygodnie pewnie, ale raczej nie będziesz dołączana do grup łowieckich lub bojowych.- wymruczała cicho Ulyma rozkoszując się miękkimi krągłościami El pod palcami i kąsając jej ucho delikatnie.
- Yhym… - El miała problemy ze skupieniem się na rozmowie. Czuła jak jej ciało zaczyna nieznacznie drżeć domagając się więcej. Zerknęła w kierunku Eynomy ciekawa jej reakcji na tą sytuację.
Białowłosa zerkała od czasu do czasu porządkując stroje na łóżku, pochylona tak że nieświadomie odsłaniała przed czarodziejką zarówno całe zgrabne nogi jaki kolor swojej bielizny.
- Będzie dobrze.- Ulyma pocieszała pannę Morgan ocierając piersi czarodziejki o siebie.
- Na pewno.. nie będę się nudzić. - El wiła się coraz mocniej, czując że między udami ma wilgoć nie tylko wody.
- Nudno to tu nigdy nie bywa.- zgodziła się z nią Ulyma, a Eynoma spojrzała na nie dodając.- Długo będziesz się moczyć?
- N..nie. - El nawet spróbowała się podnieść ale przypomniała sobie o pieszczących ja dłoniach.
- Pomogę… - zamruczała Ulyma ściskając piersi El i pomagając jej wstać. Tylko rzeczywiście była pomoc jakiej panna Morgan oczekiwała?
El podniosła się czując, że je nogi zrobiły delikatnie miękkie.
- Niebawem… będzie uczta tak? - Spojrzała na naszykowane stroje ciekawa czy któryś jest dla niej, chcąc jednocześnie odciągnąć myśli od pieszczot Ulymy.
- Tak… -odparła Eynoma wodząc zarumienionym spojrzeniem po ciele El i po dłoniach Ulymy wodzących po piersiach i brzuchu czarodziejki.- ...i przygotowałam sukienkę dla ciebie. Powinna pasować.
Obcisła, utkana z pajęczego jedwabiu i przetykana łuskami ze skrzydeł motyla. Półprzezroczysta.
-Ale widzę, że Ulyma nie może doczekać się uczty.- wymruczała, podczas gdy jej przyjaciółka mruknęła.- Tak rzadko trafia nam się ktoś nowy w osadzie. Chyba możemy mieć prawo… do odrobiny… skosztowania, co Eynomo?
- I wygląda na to, że nie chcesz czekać do uczty? - El spojrzała ponad ramieniem na wróżkę posyłajac jej zadziorny usmiech.
- Nooo… cierpliwa nie jestem…- zachichotała Ulyma ściskając mocniej piersi El i ungiatając je stanowczo. Białowłosa zbliżyła się do obu dziewcząt i… nagle dała mocnego klapsa w pośladek Ulymy… która z piskiem zaskoczenia odskoczyła od czarodziejki. Kolejny był w pośladek El. Równie mocny i bolesny. Co jednak Morgan podsumowała cichym pomrukiem. Jej wzrok przeniósł się na Eynomę.
- Nie psujcie sobie apetytu przed ucztą. To nie wypada. - rzekła karcąco białowłosa rumieniąc się jeszcze mocniej.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się ciepło do wróżki. - Która jest dla mnie?- Wskazała na przygotowane sukienki.
- Ta w którą się wciśniesz. Przyznaję że nie mam wielkiego wyboru jak Ulyma, która ma różne sukienki w różnych pokoikach.- dodała z przekąsem białowłosa.
- Mogę też założyć tą, którą miałam na sobie wcześniej. - El podeszła do sukienek i przyjrzała się, która pomieści jej biust, po czym zaczęła się w nią wciskać.
- Nie pasuje do wieczornej uczty. Pouczyła ją Eynoma i dała klapsa w pośladek El… nie trafiając w dłoń Ulymy, która pogłaskać chciała po pośladku czarodziejkę, zapewne by sprawdzić czy sukienka dobrze przylega do krągłości. Panna Morgan musiała przyznać, że te stroje są… skandaliczne… nawet w porównaniu z tym co nosiła elia New Heaven. Ciało prześwitywało przez materiał i to znaczącym stopniu… a przyzwoitość ratowały jedynie łuski ze skrzydeł motyla umieszczone skąpo w strategicznych obszarach!
- To.. na pewno odpowiedni strój? - Spytała czując mimo woli jak jej ciało się rozpala. Te “osłonki” jedynie bardziej ją podniecały.
- Odpowiedni do tej uczty…- wyjaśniła zadziornie Ulyma ubierając podobny strój. Takoż i sukienka Eynomy tylko symbolicznie osłaniała ciało wróżki.
- U nas uczty oznaczają jedzenie… może czasem jeszcze picie lub tańce. - El przesunęła dłonią po swojej sukience, czując pod palcami własne ciało.
- U nas też… także…- wyjaśniła zdawkowo Eynoma, a paluszki Ulymy przesunęły się po pośladku.- A czasem trochę więcej.
- W tym chyba nie je się wygodnie? - El wskazała na swój strój.
- Dlaczego miałoby ci być niewygodnie przy posiłku?- zaciekawiła się Ulyma.
- U nas.. takie stroje byłyby bardzo nieprzyzwoite. - Morgan mówiła nieco niepewnie, czując jak strój zaczyna ją jakby ocierać mimo swej gładkości.
- Acha… a jak to przeszkadza w jedzeniu?- zaciekawiła się Ulyma, a Eynoma pokręciła głową w zakłopotaniu.- Jeśli wolisz… poprzedni strój… to nie ma problemu.
- Jeśli u was jest taka tradycja to chyba sobie poradzę. - Elizabeth uśmiechnęła się. - Może.. zaraz przywyknę.
- Nie będzie tak źle… no to chodźmy…- rzekła Ulyma obejmując El w pasie, a miękkie piersi wróżki dzieliły bardzo cienkie bariery od pleców czarodziejki. Ale cóż na to poradzić. Panna Morgan nie umiała latać.
El dała się prowadzić, mając mimo wszystko nadzieję, że zniknie pomiędzy kolorowymi skrzydłami wróżek.


A kolorowo rzeczywiście było...w zapadającym mroku unosiły się setki kolorowych kulek światła zapewne rzucanych za pomocą czarów. Stroje wróżek mieniły się kolorami i przylegały do ciała przyciągając wzrok. Szkoda że przeważały tu niewiasty, bo i męskie stroje charakteryzowały się… delikatności i przejrzystością i pozwalały podejrzeć… to była nowość, widzieć tę część ciała mężczyzny niemal na publicznym widoku. Wróżki latały i tańczyły w powietrzu jak i na ziemi… wokół małego ogniska. Piły i jadły przy stołach, flirtując ze sobą jawnie i bezpruderyjnie obdarzając się drobnymi pieszczotami i pocałunkami.
- Tak.. u nas to by uchodziło za bardzo wyuzdane. - El nie wiedziała na czym się skupić jej wzrok wędrował wokół uciekając od nagości by trafić na inną.
- Nagie ciała są zgodne z naturą.- odparła Ulyma puszczając czarodziejkę i ruszając w kierunku stolika na którym stały potrawy i nektar przyniesione wcześniej przez nie.
- Miasto, w którym żyję jest dalekie od natury. - El podążyła za wróżką, ciekawa podawanego na uczcie nektaru.
- No to masz okazję zbliżyć się do natury.- zachichotała Ulyma siadając na stoliku i kosztując potraw.
- Acz… nie czuj się do niczego zmuszona. Poddaj się swoim pragnieniom.- poradziła jej białowłosa.
El przytaknęła siadając obok wróżki i także sięgając po jedzenie. Z zaciekawieniem rozejrzała się też po stole szukając owego nektaru.
Stał on w kielichach… dosłownie usztywnionych kwiatowych kielichach. Złoty bardziej niż bursztynowy, ale o konsystencji płynnego miodu. I podobnym zapachu.
El wskazała na jedno z naczyń.
- Myślisz, że mogę spróbować? - Spytała spoglądając na Ulymę i przegryzając kawałek jednego z pokrojonych przez nich owoców.
- To nie jest trucizna.- odparła wróżka trzepocząc skrzydełkami.
Morgan przytaknęła i sięgnęła po kielich. Zawahała się chwilę nim upiła łyk.
Smakowało słodko jak miód i uderzało do głowy mocno. Od razu czarodziejka poczuła się lepiej, kolory zrobiły się jaskrawsze, dźwięki wyraźniejsze… ciało… wrażliwsze na dotyk. Wyraźnie czuła miękką tkaninę ocierającą się o jej skórę. Nic dziwnego że preferowane były miękkie i delikatne sukienki, przy takim trunku.
- Dziwne. - Głos El stał się rozpalony, czuła jak sam dotyk materiału, ocieranie się motylich łusek, podniecają ją. Wgryzła się w owoc chcąc ukryć oddech, który nagle przyspieszył.
- Niewątpliwie wprawia w nastrój, prawda?- zachichotała Ulyma podobnie jak Eynoma racząc się napojem. El dostrzegła lubieżne spojrzenia i uśmiechy… a także dotyk pod stołami u niektórych par. Tańce były bardziej wyuzdanym ocieraniem się ciał o siebie. A cześć wróżek w parach lub grupkach wymykały się w wysoką trawę.
- Tak. - El nieco nieświadomie przesunęła dłonią po swym ciele, czując jak jej własny dotyk wprawia ją w dreszcze. Rozejrzała się szukając wzrokiem królowej i Avgraela. Czy powinna sobie kogoś znaleźć, czy może zająć się sobą i nie przeszkadzać wróżkom w ich zabawach? Tak bardzo kusiło ją by sięgnąć teraz dłonią pomiędzy własne uda.
Władczyni obserwowała to wszystko w towarzystwie dwóch strażników, którzy pocałunkami wielbili jej szyję i piersi pocałunkami. A Avgraela jeszcze nie dostrzegła, za to poczuła smukłą stopę Ulymy wędrującą pomiędzy jej udami w górę.
El dosłownie zaparło dech w piersi. Czuła jak dotyk wróżki wywołuje w jej ciele dreszcze.
Ulyma musiała mieć tego świadomość, Eynoma z pewnością miała zerkając na czarodziejkę podczas posilania.
- Możesz powiedzieć “nie”. - rzekła z uśmiechem białowłosa.
- Ale… to bardzo przyjemne. - Bardziej wymruczała niż powiedziała Elizabeth.
- Możesz… ale nie musisz.- dodała Ulyma sięgając pod spódniczkę i próbując muskać stopą obecnie nadwrażliwy obszar między udami El.
Elizabeth jęknęła, a jej biodra naparły na życzliwą stopę. Eynoma przytuliła się do pieszczonej czarodziejki, pochwyciła ją za pukle przyciągając jej oblicze ku swojemu. Pocałowała zachłannie lekko kąsając dolną wargę panny Morgan. Ból i rozkosz jawiły się intensywniej niż zwykle, podobnie jak żar w podbrzuszu podsycany stopą Ulymy. Elizabeth jęknęła wprost w usta Eynomy ale już po chwili zaczęła odpowiadać na pocałunki, dłońmi sięgając do ciała wróżki. Materiał nie stanowił większej bariery przed doznaniami, więc czuła pod palcami ciepłą skórę jednej wróżki i rozpalający dotyk drugiej między udami. Elizabeth czułą sie coraz śmielej, sięgając palcami pod suknię Eynomy, samej rozchylając nieco nogi.
Całująca ją wróżka poruszyła nerwowo skrzydełkami i rozchyliła szerzej uda ułatwiając dostęp do swojego ciepłego kwiatu… lubieżne mlaśnięcia i wilgoć jaką czuła na palcach czarodziejka potwierdzało, że nie tylko ona jest tu pobudzona.
Dookoła rozpustne pieszczoty praktykowało wiele skrzydlatych par i grupek. Elizabeth sięgnęła palcami głębiej. Pamiętała słodki smak królowej. Czy Ulyma i Eynoma też takie były? Czy naprawdę nie oddalą się? Starała się skupić na pocałunkach nie chcą myśleć o tym, że wokół było więcej istot.
A z pewnością robiło się tłoczno wokół ogniska, gdzie tańcowały… a półprzeźroczyste szaty wydawały się znikać w jego blasku. Elizabeth miała świadomość, że poddaje się rozpustnym figlom publicznie, acz wróżki zerkały jedynie ciekawsko. Nikt nie zamierzał się wtrącać.
- Powinnyśmy się oddalić stąd, jeśli masz ochotę… na bardziej…- wymruczała po kolejnym pocałunku Eynoma, a potem ukąsiła czarodziejkę w szyję.
- Tylko.. niedawno przyszłyśmy… - Wyszeptała rozpalonym głosem El przesuwając palcami wewnątrz kobiecości wróżki.
Eynoma pisnęła, a potem jęknęła… a następnie mruknęła.
- To powinnyśmy przestać na razie.
- Na pewno? - El poruszała palcami delikatnie, zerkając czasem na Ulymę.
- Na pewno... to powinnaś… zdecydować.- mruknęła Eynoma odciągając głowę El do tyłu i kąsając jej szyję. A Ulyma przyglądała się temu chichocząc łobuzersko.
- Yhym… - El jęknęła cicho. - o… oddalmy się.
Ulyma przerwała pieszczoty stopą i skinęła głową.
- To chodźmy.
El podniosła się na miękkich nogach, naprawdę nie były tu długo… czy wypadało odejść?
Wedle wróżek… tak. Ale dla nich to był kolejny wieczór, kolejna uczta. Nic wyjątkowego. El nieco poddenerwowana czekała na swoje towarzyszki.
Eynoma pochwyciła dłoń El i ciągnąc ją za sobą, podążała za nimi Ulyma od czasu do czasu dając klapsa w pośladek czarodziejki od czasu do czasu. Podążały między gęste źdźbła traw będące egzotycznym lasem.
Elizabeth zanurzyła się pomiędzy źdźbła zerkając na swoje towarzyszki. Kolejne klapsy wywoływały w jej ciele przyjemne drżenie.
Eynoma znalazła niedużą sadzawkę w części zajetą przez przyczajoną żabę, której tylne oplecione były łańcuchem “perełek”... te perełki wyglądy co prawda na miękkie kuleczki śluzu, ale żaba nie wydała się przejmować tymi miękkimi lepkimi więzami z kulek.
A Eynoma nie przejmując się nią, zaczęła zdejmować sukienkę, by zawiesić ją na pobliskim liściu.
Elizabeth poszła w jej ślady, czując jak ocierająca się o jej skórę sukienka jeszcze dodatkowo drażni zmysły przy zdejmowaniu.
Ulyma chichotem dała klapsa w pośladek El wprawiając go w drżenie.
- Chodźmy do wody.- mruknęła sama również ściągając swoją sukienkę.
- No.. dobrze… - El zanurzyła się w wodzie.


Eynoma już zanurzyła się w wodzie, a Ulyma podążyła za nimi. Obie wróżki otoczyły czarodziejkę z obu stron, zaczęły całować jej usta i szyję… sięgały dłońmi do piersi i podbrzusza Elizabeth. Była nowością w ich osadzie, więc one były ciekawe. Elizabeth odpowiadała na pocałunki, gdy te trafiły na jej usta, dłońmi błądząc po ciałach wróżek. Czuła jak jej ciało drży od nadmiaru doznań. Dotyk wody nigdy nie był tak intensywny, a co dopiero gładkie palce jej kochanek.
Zwłaszcza gdy ich palce splotły się między jej udami, sięgając ku kwiatuszkowi El, a potem kąsać delikatnie skórę. Ich miękkie ciała się tuliły do niej więziąc ją między sobą. Czarodziejka pojękiwała coraz głośniej czując jak zbliża się do szczytu.
Co tylko rozochociło jej dwie kochanki, całować się poczęły na jej oczach mocnymi ruchami zwinnych paluszków testując wrażliwy obszar między udami pojękującej Elizabeth. Czarodziejka doszła z głośnym okrzykiem pomiędzy kochankami, obejmując jedną z nich gdy jej nogi stały się niepokojaco miękkie.
- Mam wrażenie… że bardzo…- mocny klaps ze strony Ulymy rozgrzał pośladek czarodziejki. - to lubisz.
- Moi kochankowie mnie rozpieścili. - Elizabeth wymruczała swoje słowa wprost w ramie jednej z wróżek.
- My też to zrobimy…- stwierdziła Eynome siadając na brzegu sadzawki i szeroko rozchylając nogi.
- No.. spraw się.- zachichotała Ulyma, kolejnym mocnym klapsem obdarzając pośladek czarodziejki.- I wypnij przy okazji zadek.
- Kto tu kogo będzie rozpieszczał? - El zaśmiała się, ale wspomnienie słodkiego smaku królowe sprawiło, że klęknęła przed Ulymą zanurzając się w wodzie. Ustami sięgnęła od razu do jej kwiatu. Smakowało miodem… tak jak wcześniej, tylko bardziej intensywnie. Eynome jęknęła, pośladek panny Morgan rozgrzał się mocno po kolejnym mocnym razie w drżącą pupę. El z trudem powstrzymała jęknięcie pieszcząc dalej Eynomę swymi ustami. Zachłannie spijała soki z jej kwiatu.
Pochwycona władczo za włosy przez Eynomę czarodziejka nie miała wielkiego wyboru. Nie mogła odsunąć twarz od łona kochanki, nawet gdyby chciała. Ulyma zamachnęła się i raz po raz uderzała głośno i boleśnie w pośladki panny Morgan czyniąc je coraz bardziej czerwonymi. El chciała by ktoś ją teraz posiadł, by wypełnił te jej obolałe pośladki. Skupiła się jednak na tym co miała przed sobą, na tym ciepłym i gościnnym ciele do którego sięgnęła palcami..
Eynoma drżała rozpalona pieszczotami i jej ciało wiło się od doznań szybko zbliżając się do spełnienia. Ulyma zaś skończyła z uderzeniami dłoni, sięgając w końcu między pośladki palcami i sprawdzając jak znosi tam dotyk bardziej wrażliwe ciało czarodziejki. Z ust Elizabeth wyrwał się głośny pomruk, a jej biodra odruchowo naparły na chętne palce.
I znowu ten chochliczy śmiech połączony z lubieżnym mruknięciem i palcami mocniej zdobywającymi wrażliwy zakątek czarodziejki. Ulyma niewątpliwie dobrze się bawiła, ale nie tak dobrze jak Eynoma oznajmując swoje spełnienie głośnym jękiem. Czarodziejka spijała jej soki, poddając się pieszczotom, po czym oparła twarz o kobiecość kochanki, czując jak sama zbliża się do spełnienia. Co nastąpiło intensywną chwilę później, a jej nogi uległy nadmiarom doznań i całym ciałem czarodziejka zanurzyła się w przynoszące ochłodę wody sadzawki. Dało to jej ulotną chwilę do opamiętania się… zrozumiała, że jeśli teraz nie wymknie się z tej sytuacji, to zostanie z obiema kochankami przez całą noc. Przyjemna wizja co prawda, acz oznacza też opuszczenie reszty uczty… ale czy miała powody by na nią wracać? Raczej niczego nowego tam nie zobaczy.
Miała jednak wątpliwości czy nie powinna poświęcić uwagi ich dowódczyni. Czy nie obiecały sobie spotkania?
- Chyba… muszę się napić. - Wyszeptała tuląc się do Eynomy.
- Mhmm… - wydusiła z siebie białowłosa łapiąc oddech i próbując się uspokoić bo niedawnym spełnieniu.
Elizabeth uniosła się i pocałowała wróżkę, wtulając swoje piersi w jej.
- Przyniosę nam coś do picia.- zaoferowała Ulyma odrywając się do obu dziewcząt i unosząc na skrzydełkach. Białowłosa oplotła zaś pannę Morgan nogami przyciskając jej ciało do siebie.
- Yhym… - Gdy zostały same El odezwała się cicho do Eynomy. - Powiedziałam królowej, ze spotkam się z nią na uczcie… nie wiem co mam teraz zrobić. - Wyszeptała cicho.
- Wydawała się bardzo… zajęta… - zamruczała białowłosa i pogłaskała czarodziejkę po puklach. - Nie obrazi się, jeśli dziś się nie zjawisz. Uczty są co wieczór.
- Och… myślałam że to coś bardziej… rzadkiego. - Czarodziejka przymknęła oczy ciesząc się dotykiem kochanki.
- Nieszczególnie… - zaśmiała się cicho Eynoma i mruknęła.- ... wszyscy mamy dostęp do naszej władczyni. Bądź co bądź, to przywódczyni naszej osady.
- Rozumiem… a.. czy zdarza się wam.. - Elizabeth spojrzała niepewnie na wróżkę. - Wiesz… robić to od tyłu?
- Tak.. zdarza nam się to robić… i czasem używać biczy zamiast dłoni.- zamruczała białowłosa.
- Moja współlokatorka.. zamiast bicza używa swego ogona. - El przesunęła jedną ze swoich dłoni na pupę Eynomy i zaczęła miętosić jej pośladek.
- Nie mamy ogonów niestety.- zaśmiała się cicho Eynoma i po krótkim milczeniu dodała.- Używamy… różdżek.
- Jak to różdżek? - El spojrzała na kochankę zaskoczona, jednak nie przerwała pieszczoty jej pośladków.
- No… odpowiednio rzeźbionych… bardzo pobudzających… - wymruczała zawstydzona Eynoma. Tymczasem Ulyma wracała z kielichami pełnymi trunku.
- To musi być ciekawe. - Elizabeth pocałowała pieszczoną przez siebie wróżkę i wyszeptała wprost do jej ust. - Chętnie bym spróbowała.
Eynoma zamruczała cicho i wstydliwie.- Mam jedną przy pasku sukienki… jeśli chcesz.
- Chcę. - Elizabeth odsunęła się nieco uwalniając wróżkę. Przyjęła też trunek od Ulymy.
Zakręciło się jej w głowie… trzeba przyznać, że nektar był niesamowitym trunkiem. Lepszym od wszystkiego co El piła w życiu. A “różdżka”... okazała się bardziej małym i grubym berłem o bezwstydnie lubieżnym kształcie bliskim męskiej anatomii. Gdzie go Eynoma ukryła? I kiedy? Wróżki kryły wiele sekretów.
- To jest u was popularne? - El na sam widok "berła" czuła przyjemne dreszcze.
- Zapewne zauważyłaś, że mężczyźni nie są u nas liczni.- odparła nieśmiało Eynoma. - Jeśli nie chcesz to… nie musimy.
- Chce…- zaśmiała się zaś Ulyma obdarzając mocnym klapsem pośladek El.
Elizabeth jęknęła czując uderzenie. - Brzmi ciekawie.
- No… tak… jest… - odparła Eynoma i rozejrzała się dookoła podchodząc.- Wybierz jakąś wygodną pozycję… może?
Elizabeth zaśmiała się, choć w tym śmiechu dało się usłyszeć podniecenie. - To raczej wy powiedzcie co chcecie ze mną zrobić.
- Ja… nie mam doświadczenia… wolę samotnie…- wymruczała Eynoma, zaś Ulyma chichocząc głośno podeszła do jednej traw, usiadła wygodnie na opadającym liściu i mruknęła do El.- Podejdź do mnie na czworaka, a Eynoma zajmie się twoim tyłeczkiem.
Czarodziejka parsknęła, ale posłusznie ruszyła w kierunku Ulymy. Uśmiechnęła się zadziornie i pocałowała uda wróżki.
Eynoma podkradła się od tyłu do El, podczas gdy Ulyma rozchyliła zachęcająco nogi pieszcząc swoje krągłości. Zaś twardy obiekt powoli zaczął podbijać pupę czarodziejki, wprowadzany delikatnym ruchem dłoni białowłosej.
Elizabeth jęknęła czując ten podbój i sięgnęła ustami do kobiecości Ulymy. Była tak samo słodka i ten cichy pomruk zadowolenia i szarpnięcie za włosy mające uświadomić El iż… została wzięta do “niewoli”, by spełniać zachcianki obu lubieżnych wróżek. Poruszając twardym dużym obiektem Eynoma wbijała lekko paznokcie w pośladek czarodziejki, a nektar potęgował wszelkie doznania, zarówno przyjemności jak i bólu. Elizabeth czuła jak jej myśli odpływają. Doznania zapewniane przez kochanki były tak intensywne, że nie widziała świata poza nimi. Smak na języku intensywniejszy był niż jakiekolwiek wino, które zdarzyło się jej pić. Ból rozpalał ciało.
Ciche jęki rozkoszy Ulymy i szarpnięcia włosów świadczyły o przyjemności jaką jej sprawiała, podobnie jak ruchy dłoni podbijająca perwersyjny obszar ciała czarodziejki. Doznania były obezwładniające, a El czuła jak jej rozpalone ciało poddaje się sytuacji. Jak myśli odchodzą, jak naprawdę staje się niewolnicą obu wróżek poddając się kolejnym rozkazom, ulegając kolejnym szczytom… bezwstydnie oddając swoje ciało i wolę w ich władanie…
 
Aiko jest offline  
Stary 30-09-2020, 23:51   #54
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Poranek… był bolesny… głównie dla pleców.
Spanie na podłodze z klepek nie było najlepszym sposobem na spędzanie nocy. Bolesne jęki Almais potwierdzały, że półelfka zgadza się z nią tym w względzie. Elizabeth z trudem podniosła się siadając na podłodze.

Czyli jednak wróciła. Spojrzała na swoje ciało, ciekawa czy po dziwnej przygodzie pozostał jakikolwiek ślad. Niczego nie dostrzegła.Nie było obolałych obszarów tam gdzie być powinny.
- Cóż… niezupełnie na taki… efekt liczyłam.- zamruczała Almais.
- To był tylko sen prawda? - Elizabeth spytała niepewnie wstając z podłogi i wyciągając dłoń by pomóc półelfce.
Rudowłosa usiadła i milczała przez chwilę rozglądając się dookoła. Wstała z pomocą czarodziejki i… znów milczała przez chwilę.
- Nie wiem.- wybąkała w końcu.
- Trafiłam do krainy pełen wróżek…. bardzo wyuzdanych wróżek. - El podeszła do porzuconego ubrania, czując jak jej plecy protestują.
- Cóż… nie znam się za bardzo na wróżkach.- mruknęła cicho rudowłosa.- Moja kraina była podobna… tylko mnie wyuzdana, jak sądzę. Ech… chyba to zioło nie było dobrym pomysłem.
- Ja… chyba będę nieco tęsknić. To były ciekawe istoty. - El założyła majtki i zabrała się za mocowanie pończoch.
- Z pewnością znajdziesz sobie jakieś pocieszenie… z taką pupą będzie ci łatwo.- mruknęła z lubieżnym błyskiem w oku półelfka i podeszła do szafy, by wybrać sobie odzienie na nowy dzień.- Jeszcze służysz mi tego dnia, więc myślę o posiłku dla nas obu, a potem jesteś wolna.
- Mogę się udać do kuchni po coś. - Elizabeth nałożyła wybraną poprzedniego dnia sukienkę. Zamyśliła się na chwilę sznurując swój gorset, który uniósł wyraźnie jej piersi. - Cały czas… hm… pamiętasz wspominałam ci o tej azjatce, na którą wpadłam. Mówiłaś, że to jakaś masażystka.
- Nie jakaś. Bardzo droga. I tak, chcę byś udała się do kuchni. Pamiętaj byś wspomniała że to posiłek dla mnie. W innym przypadku mogą ci nie wydać..- odparła z uśmiechem Almaisa zawiązując pasek satynowego szlafroku, którego duży dekolt zostawił spore pole dla wyobraźni, nawet jeśli piersi półelfki do olbrzymich nie należały.
- Oczywiście. - Elizabeth dopięła gorset i narzuciła na ramiona płaszcz. - Drogie… czy każdego maga stać na coś takiego? Mimo wszystko nie widuję ich często.
- No… w sumie każdego wykładowcę by było stać, o ile odłoży odpowiednią sumę.- zadumała się Almais i wzruszyła ramionami.- Ceny nie są zaporowe, acz… to nie jest tania rozrywka. A ja mam swoje wydatki, więc nigdy specjalnie się tym nie interesowałam. A czemu pytasz? Chciałabyś spróbować?
- Odrobinę.. tak. Ale byłam też ciekawa kto gustuje w takich rzeczach. - Elizabeth uśmiechnęła się do Almais. - Pójdę po to śniadanie.
- W zasadzie to nie wiem. Nigdy się tym nie interesowałam, bo mam własne wydatki.- odparła półelfka na pożegnanie sama kierując się do łazienki.
Elizabeth opatuliła się płaszczem i ruszyła w kierunku kuchni. Będzie musiała się gdzieś przyczaić i podpatrzeć, kogo odwiedzają azjatki.


W kuchni o tej porze było zaskakująco gwarno. Być może dlatego, że jaśnie państwo magowie jeść lubili. Podobnie jak uczniowie. Służba… cóż… śniadania i kolacje musiała we własnym zakresie organizować. Elizabeth złapała kogoś z obsługi i poprosiła o śniadanie dla Almais i jej gościa. Musiała przez chwilę poczekać, nim ta prośba dotarła do szefowej tego cyrku poprzez łańcuszek posługaczy przekazujących owo polecenie coraz wyżej w hierarchii. Potem… nieco dłużej musiała czekać, aż polecenie to zostanie w postaci naleśniczków obficie oblanych masłem orzechowym i ozdobionych “leśnymi” owocami. Było to całkowite przeciwieństwo przesadnie tłustych i prostych potraw serwowanych służbie. Aż trudno było uwierzyć że wyszło spod tej samej ręki co knedle ze skwarkami i pieprzem, które sama El mogła oczekiwać na obiad.
Elizabeth skłoniła się przyjmując tacę. Przez ten czas oczekiwania z zaciekawieniem przyglądała się temu jak funkcjonowała kuchnia, by w końcu ruszyć w drogę powrotną.
Była to tyrania zarządzana przez wrzeszczącą półorczycę pośrodku kuchni, ale… skuteczna tyrania. Wszyscy tu szybko i pewnie wykonywali jej polecenia, jak i obowiązki… każdy doskonale wiedział co ma robić. I każdy godził się potulnie na rządy rozwrzeszczanej baby pośrodku… bo zarządzała kuchnią i była świetną kucharką. Czego dowód El niosła na tacy.


Podczas przygotowania śniadania Almais wykąpała się i teraz uroczym miękkim szlafroczku czekała na swoje śniadanie. Mokre włosy przełożyła przez lewe ramię nie martwiąc, że moczą gruby miękki materiał.
- Są naleśniki… przyznaje, że poprosiłam porcje dla siebie. - Elizabeth ustawiła posiłek na stole, zdjęła płaszcz i zabrała się za nalewanie kawy.
- Nie szkodzi. Nie lubię jeść sama.- zachichotała Almais bawiąc się kosmykiem włosów i obserwując czarodziejkę. - Muszę przyznać, że to zioło zapewnia intensywne doświadczenia, ale nie jestem pewna czy to było naprawdę realne doświadczenia czy może majaki senne. Szare futra i ich szamani nie słyną z potęgi magicznej.
- Tak.. ale te wróżki, powiedziały, że pojawiają się u nich ludzie od nas, ale zazwyczaj sami wracają do siebie.
- Ale jeśli to sen i twoja podświadomość to chyba to chciałabyś usłyszeć?- zapytała Almais zabierając się za jedzenie.
- Wolałam usłyszeć, że to las obok New Heaven. - Elizabeth dosiadła się do półelfki i także zabrała za posiłek. - Ech… czemu nam tak nie gotują.
- Jest was więcej i jesteście nieco mniej ważne…- zachichotała Almais i pokręciła głową. - W lasach na tym kontynencie nie ma w ogóle wróżek. Te można jedynie spotkać w mrocznym odstępach najstarszych lasów starego świata.
- Nadal to wolałabym usłyszeć gdyby rzeczywiście uwzględniono cokolwiek z mojego zdania w tym śnie. - Elizabeth zajadała się ze smakiem posiłkiem, ciesząc się, że w końcu może zjeść w tych murach coś lekkiego. - Wiem.. w sensie że jest nas dużo, dlatego na ile mogę gotuję sobie sama.
- Sny rządzone są tą częścią umysłu o której obecności zwykle zapominasz. Instynkty, pragnienia, żądze… podświadomość to bestia która drzemie w każdym z nas. I najczęściej ma własne zdanie i plany odmienne od świadomej części twojego umysłu.- zaśmiała się Almais wyjaśniając tą kwestię.
- Rzadko śnię…. ale wiem chyba o czym mówisz. - El upiła nieco kawy. - A jak mogę ci dziś jeszcze pomóc? Mam nieco nieodpowiedni strój, ale… chyba sobie poradzę.
- Trzeba posprzątać po eksperymencie, ale wpierw… po posiłku możemy jeszcze nieco nabrudzić. - mruknęła porozumiewawczo półelfka.
Elizabeth zaśmiała się.
- Mój czas jest teraz twój. - Uśmiechnęła się ciepło do Półelfki.
- To go wykorzystam… tak jak i…- odpowiedziała Almais z podstępnym uśmiechem na obliczu. - … ciebie.
Morgan poczuła niepokojący dreszcz na plecach i powróciła do przerwanego posiłku.
- A co do snów… nie jestem specjalistką w tej kwestii, więc będę się musiała dopytać tu i tam. - stwierdziła gospodyni dumając nad posiłkiem.
- Bo to raczej nie mogła być podróż do innego planu, prawda? - El zerknęła z zaciekawieniem na gospodynię, kończąc swój posiłek.
- Nie wiem. Powinna to być jakaś forma bezcielesnej podróży na plan eteryczny. Może do innego planu… ale… - zamyśliła się Almais.- Wyjątkowo realistyczne sny też się zdarzają.
Elizabeth przytaknęła. Ona większości swych snów nie pamiętała, więc tym bardziej dziwna była dla niej ta sytuacja.
- Czyli jest na uczelni ktoś kto się specjalizuje w snach? - Zapytała z zaciekawieniem.
- Magister Cornelius Brick jest specjalistą od magii umysłu i bada jego funkcjonowanie. Sny są częścią jego sfery zainteresowań.- wyjaśniła Almais stukając się palcem w policzek.- Tak jak i rośliny psychotropowe.
- Przyznaje… że magowie mają specyficzne zainteresowania. - Elizabeth odsunęła pusty talerz i sięgnęła po dzbanek z kawą by zaproponować gospodyni dolewkę.
- Och… magowie uczelniani zajmują się badaniami. To oraz wykłady są podstawą naszych zarobków. Trzeba coś badać, coś odkrywać… najlepiej teoretycznie. Najlepiej w oparciu o stare tomy i zapomniane odkrycia. To jest bezpieczne. Pytanie obcych istot z innych światów jest niewskazane. Przyzywanie ich jest raczej zabronione.- wyjaśniła Almais i wzruszając ramionami dodała. - Co innego magowie pracujący w gildiach. Ich życie obraca się wokół magicznego rzemiosła.
- Zawsze mnie to fascynowało... te eliksiry i temu podobne. - Morgan nalała półelfce kawy i zabrała się za zbieranie naczyń.
- Nie jest to takie fascynujące z bliska. Dużo roboty, dużo sprzętu, dużo uważania przy retortach i kociołkach… - odparła czarodziejka i gestem powstrzymała ją. - Odniesiesz wychodząc. Nie ma pośpiechu. A co do alchemii, to nie jest ona sztuką zakazaną. Eliksiry nie są na tyle potężne, by były uznawane za groźne. Każdy może je produkować.
- Nie mam do tego przyrządów… i czasu. - El westchnęła i przyjrzała się Almais chwilę ważąc czy chce jej sie zdradzic z kolejnym sekretem. - Ja… zdarza mi się wieczorami wyruszać z poszukiwaczami przygód… dlatego też chciałabym u ciebie.. jeśli byś się zgodziła.- Czuła jak zaczyna się jej plątać język. - Może mogłabym co którąś noc wtedy.. wyjść…. nie ważne.
- Interesujące… bardzo dla mnie interesujące. Wiesz co ? Mogłabym się zgodzić, ale coś za coś. - odparła z lisim uśmieszkiem rudowłosa.
- Cóż.. czekam na cenę. - El uśmiechnęła się niepewnie.
- Mówisz, że zajmujesz się awanturnictwem na boku? Cóż… ja nie mogę. A są rzeczy które potrzebuję pozyskać. Są miejsca które chciałabym spenetrować. A nie powinnam. Nie mogę łazić po uliczkach miasta, zachodzić do podejrzanych spelun i najmować najemników. Ty… możesz,a co więcej, będąc moją “wysłanniczką” dopilnujesz moich interesów. Co ty na to? Będziesz wykonywać moje zlecenia… niekoniecznie… legalne.- zaproponowała Almais.
- To… dosyć kłopotliwe. - El zawahała się. - Ale… gdybyś pomogła mi z jeszcze jedną sprawą.
- Jaką? - zapytała rudowłosa przyglądając się Elizabeth badawczo.
- Jestem bardzo ciekawa kto wynajmuje te masażystki. - Morgan spojrzała na Almais nieco niepewnie. - Może.. rozmawiacie o takich rzeczach w pokojach profesorów?
- Dlaczego cię to ciekawi, co?- zapytała Almais przekrzywiając głowę na bok.
- Widzisz… ty mnie prosisz my czegoś ci poszukać na mieście, a kogoś innego ciekawi gdzie chodzą masażystki. - El westchnęła ciężko. Im nie powiem czego ty potrzebujesz i jakie doświadczenia prowadzisz, no i tak samo w drugą stronę.
- To szantaż….- pogroziła paluszkiem drobna półelfka.- … a przynajmniej o szantaż się ociera. Będę nastawiała moje szpiczaste uszka, ale nie mogę rozpytywać innych o ich łóżkowe sprawy. Sama rozumiesz czemu.
- Oczywiscie. - El uśmiechnęła się. - Ale nie.. to nie szantaż. Uważam, że takie zabawy mają krótkie nogi. Po prostu takie mam zasady. Ty mi coś mówisz i to zostaje u mnie, tyle.
- No dobrze…- odparła czarodziejka muskając się po spiczastym uszku. Tymczasem ktoś zapukał do drzwi Almais i półelfka ruszyła ku nim. Przez chwilę rozmawiała szeptem z gościem, po czym zamknęła drzwi i dodała wracając.
- Zmiana planów. Jestem wezwana przed oblicze rektora. Posprzątaj tutaj i zanieś posiłek i jesteś wolna. Spotkamy się później. Przy okazji wystąpię o przywilej posiadania osobistej pokojówki.-
- Oczywiście. - Elizabeth dygnęła i zabrała się za porządkowanie pokoju.


Zajęło jej to więcej czasu niż planowała… tym bardziej, że mogła zerkać na przebierającą się półelfkę, która osłaniała swoje ciało gustowną spódnicą oraz koszulą i kamizelką. Wszystko obcisłe i skromne, acz podkreślające zgrabną sylwetkę Almais. Potem zaś miała dość czasu, by w spokoju przygotować czary na ten dzień i nagle… zorientowała się że skończyła swoją robotę przed południem. Miała więcej czasu dla siebie, Frolica pewnie jeszcze pracowała w którejś z komnat magów… a co El miała robić?

Popołudniu miała spotkanie z Charlesem. Powinna jednak się przebrać w coś skromniejszego i może jednak rozejrzeć się za tymi masażystkami by móc zdać Duncan jakikolwiek raport. Na razie udała się do pokoju by się przebrać. Po tym jak założyła bardziej typowy dla swojego codziennego życia strój, zabrała się za napisanie listu do Isadore z pytaniem czy mogłaby przyjechać jej jutro “zapozować”. Napisała też list do Frolicy, że uda się na zakupy i wróci wieczorem, zabrała koszyk i skierowała się w stronę poczty. Potem miała nadzieję pokręcić się nieco w okolicy drugiego domu magów.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 02-10-2020, 11:23   #55
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
W takim stroju nie różniła się zbytnio od służby, więc nie zwracała większej uwagi uczniów i magów. No… może od czasu do czasu poczuła uderzenie w zadek za pomocą dyskretnie rzuconego czaru, ale nic poza tym. Kręcąc się w okolicy domu magów nie dostrzegła jednak niczego niezwykłego. Ot trochę ekscentrycznych magów, trochę cichych rozmów na schodach. Niemniej, żadnej Azjatki… może za wcześnie było? Za to zwróciła uwagę jakiegoś… jasnowłosego elfa, który kręcąc się po okolicy podobnie jak ona zaczął się jej przyglądać bacznie i podejrzliwie. Nie wyglądał jednak na czarownika. Ściskająca w jednej dłoni koszyk na zakupy El, pomachała mężczyźnie i uśmiechnęła się do niego. Przysiadła też na jednej z ławek wiedząc, że ma chwilę nim pojawi się Charles. Cóż… przyjdzie jej zajrzeć w tą okolicę wieczorem, teraz mogła poudawać, że odpoczywa.
Sam elf odpowiedział podobnym gestem i zaczął się nonszalancko przechadzać ignorując czarodziejkę, zajęty interweniowaniem w sprawach bardziej spektakularnego zakłócania porządku. Zaś El na Charlesa musiała jeszcze trochę poczekać, wszak jej “prawie narzeczony” miał się zjawić gdy już skończy robotę. Skąd mogła wiedzieć że wyrobi się przedwcześnie?
Czarodziejka rozsiadła się więc wygodnie zerkając to na podjazd to w kierunku domu magów, a do elfa odezwała się gdy ten znalazł się w pobliżu.
- Dzień dobry. - Rzuciła pogodnie chcąc zatrzeć złe wrażenie.
- Nie jesteś stąd. - odparł uprzejmie elf patrząc z góry na El. - Zauważyłbym gdybyś pojawiła się wcześniej w okolicy tego budynku.
- Pracuję po sąsiedzku. - Elizabeth wskazała na budynek magów, w którym przyszło jej sprzątać. - Ale chciałam odpocząć od tamtych widoków. A Pan, wyglądało jakby pana zaniepokoiła.
- Niezupełnie… - odparł elf spokojnym tonem rozglądając się dookoła. - Po prostu bacznie muszę obserwować otoczenie, zwłaszcza w czasie szkolnej przerwy.
- Uczniowie rozrabiają? - El zaśmiała się. - Czyli jest pan jakby strażnikiem?
- Tak. Coś w tym stylu. - przyznał elf. - Pilnuję tu porządku. Może nie wyglądam na takiego, ale jestem całkiem niezłym bokserem.
Morgan z zaciekawieniem przyjrzała się sylwetce mężczyzny.
- Spodziewałam się, że może być pan wojownikiem. - Uśmiechnęła się ponownie. - Ja jestem Elizabeth, pracuję jako sprzątaczka.
- Esurdael. - przedstawił się krótko elf, bo sprzeczka młodych magów przyciągnęła jego uwagę. I wkrótce bez słowa ruszył ku nim, by zakończyć spór.
Elizabeth obserwowała go z zainteresowaniem nim ponownie spojrzała na dormitorium magów. Była ciekawa czy Almais uda się czegoś dowiedzieć. W końcu wstała uznając, że może odwiedzić Clarice i sprawdzić czy może ma dla niej jakąś książkę.


Gdy tak przemierzała ścieżkę kierując się ku bibliotece, kolejny raz dziś jej plany uległy zmianie. Bo z przeciwnego kierunku nadchodził Charles… z małym bukiecikiem róż.
Elizabeth widząc go uśmiechnęła się ciepło i przyspieszyła kroku. Czuła niepokój, bo wiedziała o czym tego popołudnia chce z nim porozmawiać. Nie chciała oszukiwać Charlesa, ale o tym mogli porozmawiać za chwilę.
- Już dotarłeś? - Spytała podchodząc do mężczyzny.
- No tak. Już… trochę wcześniej niż miałem się zjawić. - odparł uprzejmie młodzian podając jej kwiaty. - To dla ciebie.
- Jakie piękne. - Elizabeth przyjęła róże i zanurzyła w nich nos. - Ślicznie pachną.
- Cieszy mnie to że ci się podobają. Głupio by tak było przyjść z pustymi rękami.- stwierdził z uśmiechem młodzian.
El ujęła kochanka pod ramię.
- Czy potowarzysz mi przy zakupach? - Chciała odwlec odrobinę moment przyznania się do swej rozwiązłości… ale czy słusznie? - A potem może przejdziemy się do parku?
- Chyba wolę do parku.- rzekł po chwili wahania mężczyzna.
El spojrzała na niego pytająco niepewna co miał na myśli.
- Przejść po parku. Nie jestem pewien czy chciałbym spędzić na zakupach popołudnie. - sprecyzował Charles.
- Och… dobrze. Kupię coś wracając. - El uśmiechnęła się. - Prowadź.
- To znaczy… mamy iść do parku uczelnianego? Nie znam go. Może ty powinnaś prowadzić mnie? - zapytał zakłopotany Charles.
Czarodziejka ruszyła przodem w kierunku bramy..
- Po parku uczelni lepiej nie chodzić, już raz trafiłam w nim na jakąś magiczną roślinę. - El starała się sobie przypomnieć lokalizację jakiegoś pobliskiego parku. - myślałam o jakimś miejscu w Uptown, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Znam takie. - ujął jej ramię młodzian i ruszyli przed siebie kierując się do bramy uczelni.- Będziemy musieli wziąć dorożkę w przeciwnym wypadku to dłuższy spacer.
- Nie mam nic przeciwko dorożce. - El zaśmiała się. - Dostałam wypłatę i mogę już nawet się dorzucić. - Uśmiechnęła się zadziornie do Charlesa by po chwili przenieść wzrok na niewielki bukiecik. Żaden inny kochanek nie dawał jej takich prezentów.
- Nie. Myślę że to ja powinienem zapłacić. - rzekł z uśmiechem Bruckner, gdy już podchodzili do stojących dorożek. Wybrał jedną z nich, wspomniał woźnicy nazwę “Park Wyzwolenia” i wsiadł zaraz po czarodziejce do środka. Dorożka ruszyła ospale.
- Wyglądasz uroczo.- Charles rzekł do niej, gdy jechali.
- Dziękuję. - Elizabeth czując, że dorożka ruszyła nachyliła się i ucałowała mężczyznę.
Charles ujął jej twarz, gdy się całowali i przytrzymywał przedłużając tę pieszczotę ich ust. Uśmiechnął się nieśmiało, po czym spytał.- Jak minął poranek?
- Dosyć leniwie. - El ułożyła jedną z dłoni na udzie mężczyzny. - Jedna z czarodziejek może weźmie mnie na osobistą służącą. A tobie jak minął dzień?
- Nudno… pomijając niezgodności w rachunkach jednego ze sklepów, ale to już nie mój problem tylko tych powyżej mnie. Przywódcy gildii sami będą musieli go rozwiązać. - odparł z uśmiechem Charles kładąc dłoń na jej dłoni.
Elizabeth przytaknęła czując niepokojącą suchość w gardle. Czemu tak bardzo obawiała się reakcji Charlesa?
- A co porabiałeś po południami?
- Socjalizowałem się z kolegami. Chodziliśmy na piwo i plotliśmy głupoty. Jeśli planuję awansować muszę stać się… częścią gildii. -westchnął ciężko Charles i nachylił się szepcząc do ucha El.
- Tak między nami. To tak naprawdę nie lubię piwa czy gorzały. Mam za delikatny żołądek na te.. męskie trunki.
Elizabeth skorzystała z okazji by pocałować go w policzek.
- Ja nawet lubię lubię piwo. - Rzuciła żartobliwie. - Mogłabym je wypijać za ciebie.
- Może i będziesz miała okazję.- odparł żartobliwie jej kochanek i pocałował ją w szyję.
- O.. kiedy? - El spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Eeee… żartowałem. Takie imprezy nie są dla niewiast. Kupa pijanych facetów tam…- wydukał zawstydzony młodzian.- … różne głupoty się dzieją na nich.
- Myślisz, że gorsze niż w miejscu, w którym się poznaliśmy?- El delikatnie poprawiła włosy Charlesa.
- No… tak. Bardziej pijackie wygłupy to są. Mogliby cię chamsko zaczepiać. - wyjaśnił wstydliwie Charles.
- Do tego akurat przywykłam. - El mrugnęła do niego. - Ale nie martw się, nie planowałam się wpraszać.
- To dobrze. Jeśli trafi mi się znowu jakieś przyjęcie… takie jak ostatnio, to czuj się zaproszona. - odparł ciepło młodzian.
- Nie wiem czy powinnam. - El westchnęła ciężko i wyjrzała przez okno dorożki.
- Czemuż to? Nie bawiłaś się dobrze ostatnio?- zapytał zaniepokojony młodzian.
El spojrzała na niego niepewnie.
- Po tym co.. było między nami ostatnio. Jak myślisz? Czy jesteś moim jedynym?
- Eeee… co? - wyraźnie go zaskoczyła tymi słowami. Zadumał się pocierając podbródek. - W zasadzie nigdy o tym nie myślałem. Nasza znajomość tak szybko i gwałtownie się rozwinęła. A nie jestem… jedyny?
El zarumieniła się i pokręciła przecząco głową.
- A raczej… tylko ty traktujesz mnie poważnie. - Czarodziejka spojrzała na kwiaty. - Ale ja… chyba za bardzo to lubię.
- Cóż…- Charles spojrzał na kwiaty i zamyślił się. - Trochę tak. Ale to wszystko rozgrywa się za szybko, więc… nie wiem co o tym myśleć. Traktuję cię poważnie i każdą naszą randkę… też. Niemniej nie wiem i nie wiedziałem do czego chcę dążyć. Szczerze mówiąc, spanikowałbym gdybyś nalegała na narzeczeństwo. Nie jestem jeszcze gotowy na małżeństwo. Ba, z obecnej pensji ledwo sam się utrzymuję. Nie wiem czego oczekiwać po naszej relacji… a czego ty oczekujesz?
- Lubię te nasze pogawędki, wspólne chwile… te nasze chwile na osobności. - El także się zamyśliła. - Na razie chcę się tym cieszyć.
- Ja…- zamyślił się młodzian… bardzo długo. - ... ja nie wiem. Co o tym myśleć. Też lubię nasze wspólne chwile. Kim… są inni?
- Na pewno chcesz wiedzieć? - El uśmiechnęła się chcąc nieco rozluźnić atmosferę. - To przelotne znajomości… czasem przyjaciele.. przyjaciółki.
- Chyba nie…- speszył się Charles. - Aż tak dużo?
- Trochę się tego narobiło. - Morgan westchnęła ponownie i przez chwilę przyglądała się siedzącemu obok młodzieńcowi. - Wiesz… mówię to, bo nie chcę cię oszukiwać. Zrozumiem jeśli nie będziesz chciał się ze mną zadawać jednak.. nie przystają do powszechnie przyjętych norm.
- To całkiem szokujące wieści, choć przyznaję… pasują do miejsca w którym się poznaliśmy i tego co się potem stało.- przyznał Charles i pokręcił głową.- Nie wiem co o tym myśleć. Wiem, że nie mam prawa niczego od ciebie wymagać. Niczego mi nie obiecywałaś. Niemniej to całkowicie zmienia moje spojrzenie na ciebie. Nie jesteś takim niewinnym acz namiętnym dziewczątkiem za jaką cię miałem.
- To prawda, raczej daleko mi do niewinności. - El grzecznie zabrała dłoń z uda mężczyzny i oparła się wygodnie w bryczce. - To co teraz? Nadal masz ochotę na ten spacer?
- Zdecydowanie potrzebuję rześkiego powietrza by przemyśleć to co mi powiedziałaś.- odparł młodzian wzdychając ciężko. - Nie takich dylematów spodziewałem się w dorosłym życiu.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy.
- Ja… też myślałam, że to wszystko… że będzie jakoś inaczej.
- To znaczy? - zapytał Charles.
Elizabeth zaczekała z odpowiedzią do momentu, w którym wysiedli z dorożki i nabrała powietrza.
- Zawsze mi się wydawało, że nie uda mi się wyrwać poza Dowtown. Że otaczać mnie się będą ludzie wciśnięci w ciasne gorsety tradycji i własnych obaw. - Uśmiechnęła się do Charlesa ciekawa czy ten poda jej ramię.
- Acha… ale przecież… byłaś w “Słodkim Pączku”. Tam chyba nie bardzo dba się o tradycję i dobry obyczaj.- młodzian z wahaniem to uczynił i ruszyli razem przed dobrze utrzymany park, pełen par i rodzin im podobnych.
- I to chyba pobudziło moją ciekawość. - El trzymała go za rękę delikatnie nie chcąc nadto peszyć. - Cały czas jednak wydawało mi się, że to taki zamknięty światek.
- Cóż… do Uptown łatwo trafić. W końcu służba i rzemieślnicy i tu są potrzebni. Acz trudniej się wybić wyżej, być kimś w Uptown jest znacznie trudniej niż być kimś w Downtown.- ocenił Charles gdy wędrowali uliczkami.
- Niby tak ale moi rodzice mają dwa nieźle funkcjonujące zakłady w Downtawn… nie spodziewałam się też, że ktoś zaproponuje mi inną pracępracę. - El spojrzała na Charlesa z zaciekawieniem. - Nie spodziewałam się też, że zwrócę twoją uwagę.
- Cóż… ee… ciężko by było nie zwrócić uwagi na ciebie. - mruknął wstydliwie Charles zezując na jej biust.
- Zupełnie jakbym tam pracowała, co? -El zaśmiała się na wspomnienie propozycji Melisandrae.
- No… tak… przecież pomyliłem cię z pracownicami.- odparł zawstydzony młodzian.
- Nawet zaoferowano mi tam pracę. - El zamyśliła się. - Ale to by już zabiło moich rodziców.
- Z pewnością… gdyby się dowiedzieli. - ocenił Charles i wzruszył ramionami.- Ale chyba żadna z nich nie pracuje tam pod własnym imieniem.
- Nie, ale chyba i tak wolę być pokojówką i robić to bo lubię i z kim lubię.
- To z pewnością lepsze.- odparł z uśmiechem młodzian i przyglądając się Elizabeth.- I z pewnością tak śliczna dziewczyna jak ty… potrafi skusić kogo chce.
- Przeceniasz mnie. - El zaśmiała się.
- Nie wiem… nie sądzę.- przyznał się Charles i zaczął opowiadać o swojej pracy. Nie było to specjalnie ciekawe. Mimo że był członkiem gildii alchemików, jego robota dotyczyła liczb, tabel i algebry. I przekomarzaniem się z współpracownikami i współpracownicami.
El mimo to słuchała o zupełnie obcym dla siebie świecie z zaciekawieniem, nieco mocniej przyciskając rękę mężczyzny do swojego boku i piersi przy tym. Nic dziwnego że go to trochę rozkojarzało, zwłaszcza gdy zerkał ukradkiem w dół. Ale jakoś nie narzekał na to.
W końcu jednak rzekł.
- Aaaa ty… co tam u ciebie w pracy?
Uznając zapewne, że łatwiej będzie mu słuchać niż mówić.
- W pracy jest normalnie, sporo sprzątania, słabe posiłki… ale chyba udało mi się dogadać z jedną czarodziejką by mnie wzięła jako prywatną pokojówkę. Udało mi się dostać na indywidualne lekcje do profesora geografii i historii. Nawet znajoma bibliotekarka załatwi mi do tego książki.
- Ambitne… co planujesz osiągnąć dzięki tym lekcjom? Mogłabyś spróbować zostać guwernatką nawet. - zadumał się Charles.
- Na razie po prostu bardzo chcę się uczyć. W Dawntown ciężko o lekcje wychodzące poza naukę czytania, pisania i liczenia, a ja zawsze czułam niedosyt. - El takze zamyśliła się nad tym pomysłem.. guwernantka.. tylko czyja? - Korzystam, póki ktoś ma na uczelni dla mnie czas.
- Dziwi mnie że ktoś ma… przy tylu uczniach. - zadumał się Bruckner i zaśmiał. - Po prawdzie sam uczniem byłem kiepskim… poza arytmetyką nie wykazywałem uzdolnień. A ty czego się uczysz?
- O geografii i historii. Ostatnio słuchałam o dziejach New Heaven. - Elizabeth nie była w stanie ukryć odrobiny ekscytacji.
- Pewnie o tej pirackiej przeszłości, co? Też to często słyszałem. Mój praprapradziadek był oficerem marynarki. Pozostał po nim magiczny oficerski pałasz. - wspomniał Charles z uśmiechem.
- Tak właśnie o tym i o Szarych Futrach… - El uśmiechnęła się spoglądając przed siebie. - To musi być niesamowite mieć kogoś takiego wśród przodków… Byłam ciekawa na ile też są gdzieś tam rody pirackie. Profesor mówił, że część zapewne się z asymilowała.
- Jestem pewien że większość rybaków to byli piraci i obecni przemytnicy. Zresztą piractwo nie znikło tylko dlatego, że powstało New Heaven. Na szlakach morskich nadal sporo ich grasuje, tylko kryjówki mają mniejsze i lepiej ukryte. - odparł cicho Charles.- Mam w dokumentach rubryki na towary stracone w wyniku działań piratów.
- Naprawdę? - El wtuliła pierś mocniej w ramie Charlesa uśmiechając się do niego i spoglądając na mężczyznę z zaciekawieniem. - Byłam kilka razy w porcie, ale nigdy nie wypływałam.
- Ja w sumie też… jedynie słyszałem narzekania alchemików gildii na pirackie bandy atakujące mniejsze jednostki. Nie są jednak dość silni, by uderzać na konwoje. W tej chwili nie ma tak... krzykliwych nazwisk jak ponoć były kiedyś. Nie ma już Sinobrodych i Czarnobrodych… większym problemem jest przemyt niż piractwo. Więc jesteś bezpieczna. Piraci nie zaatakują miasta.- wyjaśnił jej Bruckner dumnie wypinając tors.
- Cieszę się.. wystarczająco dużo rzeczy może mnie zaatakować w mieście. - El mrugnęła do mężczyzny. - Mamy ochotę coś zjeść? - Czarodziejka rozejrzała się ciekawa czy gdzieś w okolicy jest jakiś pub lub karczma.
- Mamy ochotę…- zgodził się Charles acz jego ukradkowe zerkanie mogło świadczyć o innym rodzaju apetytu… a może i tym samym. W okolicy parku nie było ani pubów, ani karczm… były tu tylko restauracje z ogródkami dającymi możliwość posilania na świeżym powietrzu.
- To może, któraś z restauracji? - El wskazała w kierunku, w którym znajdowały się lokale. Przyjrzała się ich budynkom, ciekawa czy może w którymś na piętrach znajdują się pokoje. Byłoby im dużo wygodniej niż w jakimś zaułku.
Niestety tutejsze budynki wyglądały na przewidziane tylko na rozkosze podniebienia i gastronomii. Najwyraźniej… sądząc po tym co widziała przez okna (duże i piękne okna, często witrażowe), restauracje dookoła parku zajmowały się tylko przygotowywaniem posiłków. Ale za to jakich! Po prostu niemal obrazy na talerzu.
- Jadłeś kiedyś tutaj? - El spojrzała niepewnie na Charlesa. Nie była pewna czy stać ją było na posiłek w takiej lokalizacji.
- Tak. Drogo… ale dobrze karmią. Jeśli lubisz smaczne, acz niezbyt obfite posiłki.- odparł młodzian gdy już wędrowali wzdłuż uliczki mijając kolejne restauracje.
- Nie martw się. Stać mnie na posiłek dla dwojga tutaj. Co prawda do końca tygodnia będę żył o chlebie i wodzie…- zażartował.
- Myślę, że mogę się dorzucić. - El mrugnęła do niego. - Ostatnio wpadło mi nieco dodatkowych pieniędzy. - Zaciągnęła się zapachem zastanawiając się, który lokal wybrać.


- Naprawdę nie musisz. Tu jest drogo, ale nie aż tak…- protestował, gdy czarodziejka w końcu natrafiła na restaurację z ładnym ogródkiem w którym stały stoliki. Wyglądała przytulnie.
- Może tutaj? - Wskazała wypatrzone miejsce.
- Może być.- odparł młodzian i ruszyli ku stolikom w ogrodzie. Tam osłonięci przed słońcem parasolką i otoczeni kwiatami, wśród których pełno było motyli i brzęczących pszczół dostali w dłonie karty dań i…. wszystko zapisane było w elfim. Języku który na szczęście znała. I pod melodyjnymi nazwami kryły się zwykłe potrawy naszpikowane egzotycznymi przyprawami… w większości przynajmniej. Część z nich nawet po przetłumaczeniu było zagadką dla El.
Morgan poszukała czegoś co brzmiało zagadkowo ale nie raziło też ceną, cały czas zerkała na Charlesa ciekawa czy on też sobie radzi z elfim. Najwyraźniej radził sobie całkiem dobrze i co więcej, wiedział co jest dobre. Bo od razu zamówił potrawę dla siebie.
- Może mi coś doradzisz? - Elizabeth odłożyła kartę dań. - Większość tych nazw brzmi dla mnie obco.
- Zamówię ci to samo, może być ?- zaproponował Bruckner.
- Dobrze. - Morgan przesunęła pod stołem nogą, obutą stopą sunąc po łydce mężczyzny.
- A więc… - rzekł Charles i zamówił posiłek z deserem, aż dotarł do deseru i wtedy się zająknął. A gdy kelner się oddalił z zamówieniem, nachylił ku czarodziejce i szepnął cicho.
- Co ty robisz?
- Cieszę się, że cię widzę? - El uśmiechnęła się do mężczyzny, ale grzecznie zabrała nogę rozglądając się po okolicy.
- Dobrze wiesz… że… teraz będę zamiast skupiać się na jedzeniu, myśleć tylko o twoim ciele… nagim i kuszącym…- mruknął zaczerwieniony mężczyzna. Niemniej El przekonała się, że takie drobne i subtelne pieszczoty nie przyciągają uwagi innych gości restauracji.
- Muszę przyznać, że nawet mi to pochlebia. - noga Elizabeth powróciła do delikatnej pieszczoty.
- I teraz przez resztę dnia będę myślał co było gdybyśmy mieli możliwość.- mruknął cicho Charles, ale nie odpędzał stopy czarodziejki wodzącej po jego łydce.
- Chyba nic nie stoi na przeszkodzie by po posiłku poszukać możliwości. - El mrugnęła do mężczyzny.
- Jak tak dalej pójdzie… to nie wiem czy doczekam końca posiłku.- zażartował mężczyzna, a kelner wreszcie przyniósł pierwszą potrawę. Wyglądała… interesująco.
- Co to? - El przyjrzała się daniu z zainteresowaniem.
- Płatki steku wołowego zapiekanego z sezamem, podawane ze świeżą cebulką, młodymi pędami bambusa i serowymi pasemkami.- wytłumaczył półelfi kelner wystudiowanym tonem głosu. - Podane w sosie szefa kuchni.
- Wygląda przepysznie. - Elizabeth uśmiechnęła się do kelnera. - Dziękuje za objaśnienia.
Mężczyzna skłonił się i po chwili odszedł dodając jeszcze.- Deser będzie za dwadzieścia minut.
Elizabeth, nieznacznie poruszając nogą po łydce kochanka, zabrała się za degustację posiłku. Był warty swojej ceny, smaczny niewątpliwie… nawet mimo że porcja była w rozmiarze “minimum”.
Charles pałaszował posiłek szybko, ale w połowie jego zrobił się jakiś taki rozkojarzony… także ciało lekko mu drżało.
El jadła nieco wolniej, ciesząc się bliskością Charlesa. Do tego danie było innego od tego co jadła dotychczas i sama przed sobą musiała przyznać, że zastanawiała się jak coś takiego naszykować.
Wkrótce przyniesiono desery… Małe słodkie “kanapeczki z różyczkami”.
- Jakie to urocze. - Elizabeth przyglądała się daniu nieco żałując, że przyjdzie jej je popsuć zjadając.
- I słodkie.- spojrzenie Charles’a zawisło nie na deserze, a na piersiach pochylonej czarodziejki.
Noga El powędrowała nieco wyżej zahaczając o udo mężczyzny. Przyjrzała mu się z zaciekawieniem nie zabierając się jeszcze za posiłek.
Mężczyzna sapnął cicho nie odrywając spojrzenia od dziewczyny. Niemal czuła jak rozbiera ją wzrokiem, a gdy stopa przypadkiem omsknęła się po udzie głębiej to cóż… El miała świadomość, że jej kochanek gotów jest spełnić jej łóżkowe kaprysy.
El zabrała się za jedzenie niewielkiej kanapeczki.
- Poszukamy karczmy, czy bramy?
- Nie ma w najbliższej okolicy bramy… karczmy… może… dorożka?- zapytał cicho Charles.
- Brzmi dobrze. - El zaśmiała się. - Odwieziesz mnie na targ? Może być okrężną drogą.
- Z chęcią… - odparł uprzejmie Charles zabierając się za jedzenie deseru.
Elizabeth zjadła i obserwowała kochanka nadal wodząc stopą po jego nodze. Przyspieszając w ten sposób spożywanie przez niego posiłku. Charles jadł zachłannie, czasem nawet się krztusząc byleby tylko skończyć jak najszybciej. Najwyraźniej ich wcześniejsza rozmowa nie przeszkadzała w tym by jej pragnął. Elizabeth czekała grzecznie aż kochanek skończy i zapłaci.
W końcu skończył i pospiesznie zamówił bukłaczek z winem na wynos. I wyszli z restauracji po opłaceniu rachunków. Młodzian zerkał na El i wzdychał cichutko, gdy szli w poszukiwaniu przystanku z dorożkami. Czarodziejka ujęła go pod ramię, przytulając rękę kochanka mocno do swojej piersi.
- Było przepyszne.. dziękuję. - Ucałowała go w policzek.
- Co ty ze mną robisz… parę ruchów stopą i… ech… straszliwa jesteś.- rzekł żartobliwie młodzian.
- Wiesz… mi to też sprawia przyjemność. - Elizabeth zaśmiała się cicho wpatrując się w swego kochanka. Czuła, że ma na niego ochotę szczególnie po zabawie przy stole.
- Mam nadzieję.- przyznał jej kochanek, gdy zbliżali się ku dorożce.- Tylko co dalej? W tej sytuacji nie będę miał moralnej obligacji tkwić zawsze przy tobie. Może… się trafić inna dama, lub sytuacja która popchnie mnie do narzeczeństwa z inną.
- Cóż… będę musiała ci wybaczyć. - Elizabeth zamyśliła się. - Ale gdy już się komuś oświadczysz.. to raczej będzie koniec. Nie wyobrażam sobie namawiać kogoś do zdrady.
- Nie…- nie dopowiedział zdania i zawstydzony spojrzał w dół na stopy.- I dobrze. Bo cóż… boję się, że mogłoby ci się udać.
- A co chciałeś jeszcze powiedzieć? - El zaciekawiła się.
- Nie ciągnąłbym naszej znajomości będąc narzeczonym innej.- wyjaśnił młodzian.
- Dobrze… - El uśmiechnęła się. Stanowczo wolała takie podejście niż fakt, że mogłaby być tą drugą.. kimś na boku. - Ja pewnie też kiedyś chciałabym wyjść za mąż, choć nie wiem czy ktoś będzie mnie chciał za te kilka lat.
- Z pewnością… będą…- ocenił Charles otwierając przed nią drzwi dorożki.- Będziesz wybierała jak w ulęgałkach.
- A ty masz kogoś jeszcze na oku? - El weszła po schodkach wsiadając do dorożki.
- Co? Nie… oczywiście że nie. To tylko taka teoretyczna uwaga.- odparł młodzian zamykając drzwi za sobą, po tym jak podał kierunek jazdy, trasę i nakazał brak pośpiechu woźnicy.
- Myślę, że także mógłbyś mieć wiele chętnych do zamążpójścia. - Elizabeth odłożyła koszyk na zakupy na podłodze i usiadła na ławie, czekając na kochanka.
Ten usiadł obok niej, a gdy dorożka ruszyła El poczuła jego usta na swoich w namiętnym pocałunku i… jego dłoń pospiesznie rozpinające paski na jej gorsecie. Morgan zamruczała pomiędzy pocałunkami i sięgnęła do spodni mężczyzny, by uwolnić bestię, którą czuła pod stopą w restauracji.
Szło to jej sprawnie, takoż i jemu. Nie przestając jej całować rozpiął sprzączki, a potem poluzował górę gorsetu, koszulę rozluźnił i dłoń sięgnęła po słodki owoc piersi czarodziejki, której osłonięte koronkowymi rękawiczkami palce gładziły już twardy i obnażony dowód admiracji kochanka.
Elizabeth pieściła delikatnie odsłonięte ciało, drocząc się z apetytem Charlesa. Czuła, że Charles zasługiwał na kogoś lepszego od niej, kogoś kto będzie mu wierny. Na razie jednak miał ją i czując jego pocałunki na szyi, zachłanną dłoń na piersi i jego… mocne pragnienie pod palcami El miała świadomość, że jej admirator nie narzeka. Elizabeth uniosła się starając się nie przeszkadzać mężczyźnie w pieszczeniu jej ciała. Pochwyciła własną spódnicę i przyklęknęła okrakiem ponad kochankiem.
Ten zaś bezczelnie i nieco brutalnie rozchylił jej bluzkę w pełni odsłaniając falujące pod wpływem ruchów dorożki piersi. Pochwycił je spragnionymi palcami rozkoszując się ich miękkością i równie spragnionym spojrzeniem wodził po samej czarodziejce.
- Na szczęście obojgu nam nie spieszy się z zamążpójściem. - Elizabeth osunęła się w dół biorąc w siebie kochanka. Wymagało to długiego podwijania sukni i odchylenia garderoby, ale w końcu… nabiła się na ów pal rozkoszy mężczyzny podskakując lekko na wybojach i czując jego zaciśnięte zachłannie palce na piersiach. Czarodziejka usiadła na nim pozwalając by wyboje i uchy bryczki przez dłuższą chwilę targały ich złączonymi ciałami, ciesząc tym jak Charles ją wypełnia. Otwarte okienka powozu pozwalały w teorii podejrzeć ich figle. Na szczęście, tylko w teorii… w praktyce szanse na to były małe, a chwila na podejrzenie za krótka. Zresztą jak miała myśleć o tym czując dłonie kochanka bawiące się jej miękkimi krągłościami, usta kąsające szyję i tę rozpalającą obecność między udami, raz po raz przeszywającą ją piorunami rozkoszy. Elizabeth poczęła poruszać się góra-dół, nabijając się na oręż Charlesa. Ten hipnotyczny rytm budził w ich gardłach coraz głośniejsze jęki, zbliżające się z każdym przebytym metrem do celu i finału zarazem. Jeszcze trochę i… poczuła jego ekstazę, a potem swoją.
Elizabeth pocałowała kochanka namiętnie chcąc stłumić ich jęki. Całowała zachłannie tuląc się do niego, podczas gdy jej ciało przeszywały kolejne fale dreszczy.
Młodzian odpowiadał kolejnymi pocałunkami, obejmując w pasie i tuląc do siebie. Spragniony więcej, acz nie mieli na to czasu.
Elizabeth także tuliła się do niego nie chcąc tej rozłąki. Dobrze jej było w troskliwych ramionach Charlesa.
W końcu jednak dotarli na miejsce. Ich miłosne pieszczoty musiały się skończyć. Elizabeth zeszła z kolan Charlesa i poczęła się ubierać.
- Teraz to ja będę czekać na list od ciebie gdy będziesz chciał się spotkać. - Uśmiechnęła się do mężczyzny sięgając po swój koszyk na zakupy.
- Dobrze… napiszę.- odparł cicho mężczyzna sam zabierając się za porządkowanie swojej garderoby.
Elizabeth nachyliła się i pocałowała kochanka. Zaczekał aż bryczka stanie i ruszyła na zakupy, machając jeszcze Charlesowi na pożegnanie.
Ten odpowiedział podobnych pożegnaniem i bryczka ruszyła. Randka z Charlesem się zakończyła. El ruszyła w kierunku targu planując zrobić zakupy na kolację i śniadanie. Dziś czekała ja względnie spokojna noc w pokoju, który dzieliłą z Frolicą. Mając też odrobinkę pieniędzy rozejrzała się po sklepach z bielizną i ubraniami. Kusiło ja by nabyć sobie jakąś zwiewna koszulę, jak na razie jej kochankowie niezbyt się wykazywali w dawaniu prezentów. Jednak nie miała do tego takiego drygu jak dziewczyny z Pączka. Chociaż… Z uśmiechem zerknęła na bukiecik.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-10-2020, 11:24   #56
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
W New Heaven kupców i sklepów było wiele. Jedne droższe drugie tańsze, jedne eleganckie drugie mniej… takoż i towarów. El miała gdzie wybierać bez względu na to ile chciała na to wydać. Elizabeth wybrała sklep, który nie zdawał się straszyć swymi cenami, a sprzedawał ubrania nieco mocniej wycięte, jako że tradycyjnej garderoby miała aż nadto po czasi jaki spędziłą w domu rodziców.
Ekspedient i właściciel był młody oraz ekscentryczny. A na widok wchodzącej El uśmiechnął się do niej i skłonił.
- Witam młodą damę. Czym mogę służyć?
- Szukam jednej.. może dwóch koszul. - Elizabeth z zaciekawieniem przyjrzała się sprzedawcy.
- Jakich konkretnie? Na jakie okazje?- odparł mężczyzna oceniając sylwetkę czarodziejki.
- Takich bardziej wyciętych… - Elizabeth zawahałą się jakoś nie czuła się pewnie z podawaniem potencjalnych okazji.
- Proszę uściślić… czy do noszenia codziennie, na specjalne okazje, koszule nocne do łóżka?- zapytał ekspedient przyglądając się badawczo klientce.
- Do codziennego noszenia, ale raczej na spotkania z bliskimi znajomymi. - Elizabeth zamyśliła się. - Ma pan koszule nocne?
- Oczywiście. Koszule nocne, koszulki nocne, bieliznę także. - odparł sklepikarz i dodał.- Woli pani prowokacyjne koszule na spotkania z bliskimi znajomymi. A rozmowę przerwało wejście kolejnej osoby… o dość kontrowersyjnym stylu, szaroskórej półelfki ubierająca się po męsku w wojskowym stylu.
- Lubię prowokować. - Odparła El spoglądając na nową klientkę.
- Zaraz coś zaproponuję.- odparł sklepikarz odchodząc od El, by z półek zebrać kilka koszul do zaprezentowania. Półelfka zaś zajęta była oglądaniem pasków i spodni ignorując pozostałe w sklepie osoby.
Elizabeth także podeszła do jednej z półek od czasu do czasu zerkając w kierunku kobiety o nietypowej karnacji. Czyżby była spokrewniona z drowami? Dłoń czarodziejki przesunęła się po jednej z prezentowanych sukien, przez koronkę czuła materiał stroju.
Odpowiedź nasuwała się sama. Musiała mieć drowią krew w swoich żyłach. Nie spotykało się zwykłych półelfów z taką karnacją. Kobieta ignorowała ostentacyjnie wręcz spojrzenie El zajęta swoimi sprawami, a do czarodziejki podszedł sklepikarz.
- Co powie pani na te?- zapytał pokazując czarną satynową koszulę z głębokim odważnym dekoltem. A potem płynnie przeszedł do kolejnej. Zapinanej co prawda pod szyję, za to przeźroczystą niemal. El równie dobrze mogłaby jej nie zakładać. Za to szyję zdobił żabot, który przechodził w dół i rozdwajał się by okryć część piersi El i nadać bluzce pozory przyzwoitości.
- Och… przyznaję, że kocham gorsety, więc przejrzysty materiał chyba nie będzie odpowiedni… a raczej szkoda byłoby go zakryć. - El sięgnęła po czarną koszulę. - Tą bym z przyjemnością przymierzyła.. jeśli można.
- Przebieralnie są tam.- sklepikarz wskazał uprzejmie jedne z drzwi prowadzących z pozoru w głąb budynku. W praktyce rzeczywiście tam prowadziły… po lewej korytarza stronie El dostrzegła rząd drzwiczek. Tam pewnie można było przymierzyć stroje. Czarodziejka wzięła wybraną koszulę i skryła się za jednymi z drzwiczek by ją przymierzyć. Czułą się dziwnie zdejmując swoje ubranie i wciskajac się w delikatny materiał, który pięknie uwydatnił jej dekolt. Do tego ta czerń.. nie nosiła się tak zazwyczaj. Czuła przez to przyjemna ekscytację. Nieco niepewnie opuściła przymierzalnię.
- Prezentuje się interesująco na pani ciele.- pochwalił mężczyzna, podczas gdy półelfki już nie było w pomieszczeniu. Może wzorem El udała się do przymierzalni?
- Jest piękna, z przyjemnością nabyłabym drugą.. o podobnym kroju. Ta czerń.. co to za materiał? - Elizabeth uśmiechnęła się do sprzedawcy. Już była ciekawa jakby wyglądała w tej koszuli i spodniach.
- Pajęczy jedwab, mam podobną purpurową… tylko dekolt większy, bo obszyty czerwoną koronką, ale… taki strój może wywoływać komentarze, jeśli noszony publicznie.- co nie przeszkodziło mu przynieść kolejną koszulę i cóż… koronka “odsłaniała” pół piersi. Strój bardziej godny damy negocjowalnego afektu niż przyzwoitej kobiety (nawet jeśli lubiła ubierać się prowokująco).
- Chyba wolałabym coś prostszego. choć przyznaję, że koronka jest piękna. - El pozwoliła sobie na odrobinę wybrzedzania, ciesząc się że może postać w czarnej koszuli.
- Oczywiście…- zgodził się z nią mężczyzna, choć pewnie przytaknąłby każdemu jej wyborowi jeśli ostatecznie dostrzegłby majaczący na końcu błysk zapłaty za zakup. Ruszył przynieść kolejną koszulę, tym razem z kwadratowym dekoltem mającym wyeksponować piersi jako poduszeczki dla zaprezentowania naszyjnika z brylantami. Materiał był czarny, miękki acz bez połysku. Uszlachetniona czymś bawełna.
- Śliczna, z chęcią przymierzę. - Elizabeth wzieła druga czarną koszulę i wróciłą z nia do przymierzalni by teraz ją założyć. Gdy była gotowa wyszła z niewielkiego pomieszczenia by spytać o zdanie sprzedawcę.
- Wygląda idealnie.- odparł mężczyzna nawet nie udając, że nie gapi się na jej biust prowokująco wynurzający się z dekoltu. Cóż… miał zapewne rację.
- Ile będzie za obie? - El uśmiechnęła się do dziwacznego sprzedawcy.
- Niech podliczę.- mruknął mężczyzna i cicho coś szeptał pod nosem. Na koniec zaś podał cenę. Wygórowaną, acz czarodziejka mogła sobie pozwolić na nią. W końcu czekał ją jeszcze dopływ gotówki później… za misję którą wykonała wraz z drużyną.
- Poproszę obie. - El wydobyła z koszyka z zakupami ukrytą tam część pgotówki i zapłaciła za ubrania.
- Jeśli pani się przebierze zapakuję i tę koszulę co ma pani na sobie. - odparł uprzejmie sklepikarz zabierając drugą czarną koszulę do kontuaru, by ją tam ładnie złożyć i zapakować w szary papier… przewiązywany jednakże czerwoną wstążeczką. Elizabeth zmieszała się nieco i wróciła do przebieralni by założyć ponownie dużo skromniejszy strój. Ze złożoną czarną koszulą wróciła do kontuaru by zapłacić. Po drodze minęła półelfkę opuszczającą przebieralnię, ruszyły razem do kontuaru. A tam El została obsłużona pierwsza i następnie sprzedawca zajął się szaroskórą. El spojrzała zaciekawieniem zerknęła co ta kupuje nim opuściła lokal.
I wyszła wiedząc o zakupionych przez półelfkę spodniach i pasku. Przed nią rozciągały się piękne witryny, piękni przechodnie i… miejscowi policjanci rozglądający się bacznie i z bronią w gotowości. Coś… było nie tak.
Elizabeth rozejrzała się podejrzliwie. Momentalnie zniknął rozbawiony nastrój i zadowolenie z zakupów. Ruszyła spokojnym krokiem w stronę dorożek czujac niepokój.
Coś wisiało w powietrzu, coś groźnego… było jakieś napięcię. Nawet przechodnie to wyczuwali rozglądając się niepokojąco. Gdy El docierała już do postoju, nastąpiły huki wystrzałów… gdzieś w Uptown nastąpiła strzelanina. Nic niezwykłego dla panny Morgan, porachunki gangów w Downtown często przybierały kształt potyczek i strzelanin. Wiedziała że powinna się oddalić od odgłosów strzałów i nie zwracać na siebie uwagi. Obejrzała się, starając się ocenić, z którego kierunku wystrzały dochodzą. Ciekawość pchała ja w tamta stronę. Czy nic nie stało się Charlesowi?
Chwila wahania, spojrzenie…. huk… olbrzymi huk od którego zadrżały szyby w oknach, huk który rozniósł się podmuchem pyłu, huk który spłoszył konie. Coś eksplodowało. Coś dużego. Elizabeth podskoczyła słysząc wybuch. Nie powinna się tam zbliżać…. To nie mogło jej dotyczyć. Rozejrzała się wokół ciekawa co robią ludzie niepewnie robiąc krok w kierunku dorożek.
Na razie ludzie zachowywali się spokojnie ufni w siły porządkowe, tym bardziej że dostrzegli unoszących się w powietrzu dwóch policyjnych magów, którzy z góry ciskali magiczne pociski na źródło czarnego gęstego dymu.
“Przeklęta Czarna Ręka” słyszała dookoła siebie przypominając sobie o tej niesławnej terrorystycznej organizacji która za cel wzięła sobie magów i arkanistów rządzących miastem.
Elizabeth ruszyła w kierunku dorożek, wolała sama nie stać się ofiarą Czarnej Ręki.
Po chwili wsiadła do jednej z nich i dorożkarz pospiesznie spytał “dokąd ?”, chcąc się stąd jak najszybciej oddalić wraz z pasażerką.
- Uniwersytet magiczny. - Elizabeth usiadła w dorożce i cały czas spoglądała nerwowo przez okienko.


Wkrótce oddaliła się od miejsca zamachu i mogła odetchnąć. Co prawda nie mogła być w pełni pewna bezpieczeństwa Charlesa, ale terroryści z pewnością mają ciekawsze cele niż dział księgowości gildii alchemików. Jak choćby uniwersytet do którego jechała.
Tam już nerwowość było widać u bram. Pojawili się dodatkowi strażnicy i magowie. Widać wieść o zamachu dotarła tu szybciej niż dorożka panny Morgan. Elizabeth zapłaciła i wysiadła z dorożki po czym skierowała swoje kroki w kierunku bramy. Miała nadzieję, że zostanie wpuszczona.
Nie było z tym problemu. Co prawda nieco ją obmacano w poszukiwaniu materiałów wybuchowych, ale że już była pracownicą od ponad tygodnia to nie przetrzymywano ją przy wejściu długo. Elizabeth rozejrzała się czy przy bramie nie widzi jakiejś znajomej twarzy. Może gdzieś kręcił się Diego? Była ciekawa co też wydarzyło się w mieście.
Kilka chwil rozglądania pozwoliło zauważyć Diego… jednakże teraz nie bardzo mogła pomóc. Mężczyzna był w robocie zajęty pilnowaniem terenu z powodu zwiększenia środków bezpieczeństwa. Postanowiła sprawdzić czy do Clarice dotarły już plotki. Musiała tylko zostawić koszyk z zakupami w pokoju, spryskać się perfumami i udać do bibliotekarki. Kto wie może ma też dla niej jakąś książkę?

Frolici w pokoju nie było więc El szybko i sprawnie spełniła swoje zamiary. Wyperfumowana udała się do biblioteki w której to natknęła się na Clarice zajętą swoją robotą, mimo że wokół zarówno pracownice tego przybytku jak uczniowie obu płci cichaczem plotkowali na temat wydarzeń związanych z wybuchem.
Elizabeth podeszła do znajomej bibliotekarki, rozglądając się.
- Co się stało? - Spytała gdy już stanęła przed Clarice.
- Hej. - mruknęła bibliotekarka lekko rumieniąc się na obliczu i zerkając na piersi nie tak dawno ściskane męskimi dłońmi. - Nic… ot, brak dyscypliny w bibliotece.
- Widziałam tłumy przy bramie. - Elizabeth rozejrzała się po pomieszczeniu nim powróciła wzrokiem do Clarice i uśmiechnęła się. - Byłam ciekawa czy może mogłabym wypożyczyć jedną z książek z listy profesora.
- Aaaaa tooo.- odparła wyraźnie rozkojarzona bibliotekarka. - Nastąpiła napaść na jeden z policyjnych komisariatów i przy okazji coś wybuchło. Ponoć to robota Czarnej Ręki, ale równie dobrze mogli to zrobić lokalni gansterzy i… nie… nie możesz wypożyczyć żadnej książki. Ja wypożyczyłam dwie dla ciebie, ale… sama rozumiesz, tu nie mogę ci ich dać.
- Och.. rozumiem. - El zmieszała się. - T… kiedy mogłabym? Się z tobą spotkać?
- Przyniosę ci je po zamknięciu biblioteki.- odparła konspiracyjnie Clarice.
- Dobrze… tylko może ja przyjdę? Nie wiem czy skrzydło pokojówek to odpowiednie miejsce dla Pani. - Czarodziejka uśmiechnęła się ciepło i splotła dłonie, sprawiając, że jej piersi się uniosły.
- No… dobrze…- mruknęła Clarice nie mogąc oderwać uwagi od podkreślonych krągłości Elizabeth.
- Czy przynieść coś? Herbatę? - Elizabeth pozwoliła bibliotekarce sycić wzrok swymi krągłościami.
- Co? Nie. Nie trzeba. Nie chciałabym zajmować ci czasu.- perfumy były niezwykle skuteczne. Clarice pożerała pannę Morgan wzrokiem.
El nachyliła się konspiracyjnie, jeszcze bardziej podkreślając swój biust i owiewajac bibliotekarkę zapachem perfum. - Chciałabym by Pani zajęła mi czas. - Wyprostowała się z uśmiechem. - Przyjdę później do Pani pokoju.
- Mhmm…- mruknęła nieświadomie Clarice z lubieżną nutką w tonie głosu.
- Chyba że.. chciałabyś zrobić sobie pani chwilę przerwy? - El zaproponowała cicho.
- Nie powinnam…- zawahała się Clarice i po chwili dodała.- Nie mogę.
- Rozumiem. - El dygnęła. - Wobec tego pojawię się później.
Czarodziejka pomachała bibliotekarce i ruszyła w kierunku swojego pokoju. Jak by nie patrzeć.. mogła sobie pozwolić na chwilę odpoczynku, a idąc przez podwórze mogła popodsłuchiwać co nieco plotek.


Spowodowało to, że nadłożyła nieco drogi. Ale dzięki temu dowiedziała się więcej. Albo mniej. Plotek było bowiem wiele, o różnej wiarygodności i część z nich zaprzeczała sobie.
Najczęściej o wybuch obwiniano Czarną Rękę, ale też miejscowe mafie z rodziną Cycione na czele. Liczba zabitych i rannych wahała się od 0 do piętnastu. Mówiono że budynek został zrównany z ziemię i że nie ucierpiał jednocześnie. I większość relacji było zasłyszanych od osób trzecich.
El coraz bardziej żałowała, że nie udała się na miejsce zdarzenia. Teraz jednak było za późno. Wróciła do swojego pokoju by odpocząć przed spotkaniem z Clarice, marzył się jej też choćby szybki prysznic. Widząc, że pokój jest pusty, zgarnęła czyste ubranie i udała się pod prysznic. Tam wzięła mimo planów, dłuższą i ciepłą kąpiel pozwalając, zmęczonym po kilku nieprzespanych nocach, mięśniom odpocząć. Wymyła coraz dłuższe brązowe włosy. Teraz gdy mamy nie było obok nie miał jej kto ich podciąć i powoli zaczynały jej sięgać do pasa. Założyła prostą, sznurowaną sukienkę, do której dopasowała brązowy gorset i tak ubrana wróciła do pokoju.
Tam już przebywała diabliczka w codziennym i lekkim stroju. Zerknęła z uśmiechem na czarodziejkę.
- Długo cię nie było, dobrze się bawiłaś pod pantofelkiem czarodziejki?- zapytała zajęta zajadaniem się ciasteczkami które musiała zakupić gdzieś na mieście.
- Ech.. jestem cała obolała. Jednak te ich mikstury są dziwne. - El przysiadła się do diablicy i sięgnęła po jedno z zakupionych przez siebie jabłek. - Dziś jeszcze wyskoczę po książkę i nocuję w pokoju. - Uśmiechnęła się ciepło do Frolicy. - Kupiłam nam wino.
- Coś planujesz? Nie będziesz przez to bardziej obolała? - odparła z uśmiechem rogata.
Elizabeth zaśmiałą sie.
- Clarice jest bardzo nieśmiała.. wątpię by do czegoś doszło. - Uśmiechnęła się do diablicy. - Chyba że pytasz o naszą wspólną noc?
- Może niekoniecznie noc…- odparła Frolica podsuwając pod usta El ciasteczko. Nie wyglądało na drogi smakołyk. Morgan wgryzła się w przekąskę, przesuwając wargami po palcach diablicy.
Frolica zachichotała wodząc opuszkami po ustach czarodziejki i mruknęła.
- O ile chcemy czekać do nocy.
- Chcę odebrać te książki i mieć czas dla ciebie. - El possała palce kochanki.
- Acha…- zaśmiał się Frolica oblizując językiem wargi i dodała wpatrując się w jej oczy.
- Więc jeśli nie chcesz to przecież nie będę się narzucała.
- Och.. - Morgan przesunęła językiem po palcach diablicy. - Wyglądam jakbym nie chciała?
- No właśnie nie bardzo… powinnam więc ci wybić te lubieżne myśli ogonem wprost z twojej pupy. - zaśmiała się radośnie Frolica palcami schodząc na gorset El i zabierając się za rozwiązywanie jego sznurowania.
- Pupy nie mam pod gorsetem. - El zaśmiała się przyglądając się poczynaniom diablicy.
- Masz rację. - stwierdziła diabliczka i po namyśle zaprzestała swoich prób rozwiązania gorsetu. Popchnęła za to El na plecy.
- A teraz odwróć się i wystaw pupę figlarko.
- Brutal. - Mim oswoich słów El obróciła się, prezentując okrytą sukienką pupę diablicy.
I poczuła jak ta pupy jest odsłaniana, bo Frolica bezceremonialnie odsłaniała jej ciało podwijając materiał sukienki.
- No pięknie… nie ma majteczek.- mruknęła rogata, a El poczuła bolesne uderzenie dłoni na gołym pośladku.
- Jeszcze… nie zdążyłam ubrać. - Morgan zamruczała czując klapsa i zerknęła czy okno ich pokoju jest zasłonięte. O tej porze nie było.
- Wypnij je…- ponowny klaps rozgrzał pośladki czarodziejki.
Czarodziejka posłusznie uniosła wyżej pupę prezentując ją diablicy.
- Bezwstydna…- zamruczała diabliczka przesuwając palcami między udami kochanki. Ogon świsnął jak bat uderzając o wypięte pośladki Elizabeth.
- Grzeczna. - El spojrzała na Frolicę ponad ramieniem. - To ty masz wyuzdane pomysły.
- A jakie pomysły ty masz?- zaśmiała się rogata kolejnym uderzeniem ogona wprawiając obolałe pośladki w drżenie.
Morgan zamilkła na dłuższą chwilę.
- Poczuć.. chcę poczuć ten ogonek w sobie. - Wymruczała cicho.
- I twierdzisz, że jesteś grzeczna?- droczyła się diabliczka muskając palcami intymny zakątek i językiem przesunęła między pośladkami. - Co najwyżej czysta.
- Posłuszna? - El jęknęła czując język diablicy na swoim ciele.
- Też…- odparła Frolica i ponownie mocno uderzyła pośladek czarodziejki dodając.- Ale zanim dostaniesz nagrodę, sama musisz na nią zapracować.
- Yhym… - El przez chwilę łapała oddech po ostatnim klapsie. - Jak?
- Najpierw pokażesz mi więcej niż tylko pupę…- kolejne uderzenie ogona spadło na wypięte pośladki. - … gdy tylko będziesz gotowa.
El mruknęła coś niewyraźnie. Dopiero co się ubrała...miała pójść do Clarice.
- Teraz? - Zapytała rozpalonym głosem.
- Mhmmm… może być teraz.- odparła rogata odrywając się od leżącej czarodziejki, by zaciągnąć zasłony na oknie.
Morgan sprawnie zdjęła gorset i rozsznurowała suknię, pozwalając jej opaść na ziemię i odsłaniając swoje nagie ciało.
- No… to podejdź bliżej… na kolanach.- mruczała rozpalonym głosem diabliczka opierając się biodrami o parapet okna i kręcąc nimi leniwie, gdy podciągała poły spódnicy w górę. El parsknęła ale klęknęła na ziemi i niczym piesek podążyła w stronę diablicy.
- Poczekaj chwilę… - mruknęła rogata trzymając spódnicę dłońmi i próbując ogonem pozbyć się majtek.
- A może pomóc. - El uśmiechnęła się lubieżnie. - Pani?
- No… byłoby szybciej, gdybyś pomogła. - zachichotała rogata wzdychając ciężko i kręcąc pupą.
Czarodziejka podeszła ostatni kawałek i sięgnęła zębami do bielizny diablicy by ją ściągnąć. Jej palce powędrowały do nóg kochanki i zaczęły delikatnie pieścić jej kostki.
- No… nie śpieszysz się…- nie było w tych słowach przygany, mimo że niewątpliwie Frolica była spragniona pieszczot.
Nagle rozgległo się pukanie do drzwi.
- Kto tam?- zapytała głośno i nerwowo Frolica.
- Madame Waynecroft… czy panna Morgan jest?- odezwał się znajomy głos zza drzwi.
- Gdy ją spotkasz to proszę jej powiedzieć, że ma się zjawić u mnie w gabinecie jak najszybciej.- odparła Waynecroft.
- Tttak… oczywiście.- odparła drżącym głosem diabliczka.
Elizabeth usiadła na ziemi przerywając igraszki i spojrzała na drzwi. Poczuła szczera obawę. Czy wizyta Waynecroft była związana z ostatnim wybuchem? A może jednak to działania Almais już przyniosły skutek.
- Ciekawe. - Odezwała się cicho.
Cichnące kroki świadczyły o tym, że kobieta poczęła się oddalać od drzwi ich pokoju.
El podniosła się z podłogi i spojrzała na diablicę.
- Myślisz, że Almais się jednak na mnie zdecydowała?
- Czyżbyś była mało przekonująca ostatnim razem, że w to wątpisz?- zamruczała żartobliwie rogata wodząc czubkiem ogona po pośladku panny Morgan.
Elizabeth zaśmiała się.
- Raczej miałam obawy czy nie wpakowałam się w jakieś kłopoty.
- I uważasz że to źle? Być może będzie cię musiała ukarać. - wymruczała z lubieżnym pomrukem Frolica.
- Z naszej dwójki ty masz na to ochotę. - Elizabeth podeszła do kochanki stając między jej rozchylonymi nogami. - Nie chciałabym ci odbierać tej przyjemności.
- Jakoś się bym podzieliła.- zaśmiała się rogata i przekrzywiła głowę na bok.- A może podpowiedzieć tej Almais, że masz takie kaprysy?
- Obawiam się, że i tak szybko się zorientuje. - Czarodziejka nachyliła się i pocałowała siedzącą na parapecie diablicę.
- Och… doprawdy? Nie wiem czemu miałaby. - dworowała sobie Frolica oddając pocałunek wpierw pocałunek. A potem pacnęła ogonem. - Na czym skończyłyśmy?
- Hm… - El udała zamyślenie, a jej dłoń powędrowała w stronę kobiecości diablicy by przesunąć po niej palcami.
- Niezupełnie na tym, ale niech będzie… - diabliczka zaczęła całować szyję i ramię kąsając czarodziejkę w bark od czasu do czasu, a jej ogon się między pośladki. - Czy może gdzie indziej?
- Tu.. - El zadrżała a jej palce zagłębiły się w kobiecości Frolicy.
- Mhmm…- ogon niczym wąż przesunął się po udzie i sięgnął do ukrytego między nimi ciepłego miejsca, powoli zanurzając się. Sama rogata zaś sapnęła głośno.
Elizabeth jęknęła a jej palce sięgnęły głębiej. Przywarła ustami do warg Frolicy i całując ją rozpoczęła intensywne pieszczoty w jej wnętrzu.
Rogata całowała zachłannie przy okazji wolnymi dłońmi ściskając krągłości pośladków, a ogonem poruszając z werwą i przeszywając ciało kochanki rozkosznymi doznaniami. Morgan czuła jak owe ataki przybliżają ją do szczytu i starała się nie pozostać dłużna diablicy. Pod palcami czuła jej wilgoć i drżenie ciała, zresztą ocierająca się o nią kochanka, nerwowymi ruchami ogona dawała jej dowody zbliżającego się szczytu. El doszła z głośnym jękiem pomiędzy pocałunkami starając się nie przerywać pieszczenia Frolicy. Aż w końcu usłyszała ów jęk i poczuła drżenie świadczące o tym, że i rogata dotarła na szczyt. Rozpalona niedawną ekstazą rogata osłabła wtulając się w kochankę i łapiąc oddech.
- Powinnam się udać do Waynecroft… - El pogładziła włosy diablicy sama uspokajając się po ostatnim szczycie. - Może nie przeniosą mnie dzisiaj.
- Powinnaś…- potwierdziła diabliczka zaplatając nogi na biodrach czarodziejki i uderzywszy ją ogonem po pośladku dodała z uśmiechem.
- Ale czy… pójdziesz?
Elizabeth zaśmiała się.
- Zachłanna jesteś, wiesz? - Nachyliła się i pocałowała diablicę. - Co by się nie działo, muszę tu przyjść po moje rzeczy. Będziesz mnie wtedy miała dla siebie, dobrze?
- Czy ja cię zatrzymuję ? - odparła Frolica zgrywając niewiniątko. I nie wypuszczając czarodziejki z objęć, acz… nie były to silne “okowy”.
- Odrobinkę. - Elizabeth przesunęła palcami po ogonie diablicy zmierzając ku jego podstawie.
- No to pewnie wcale nie chcesz iść.- odparła diabliczka wystawiając długi język i udając że jej ciało nie drży pod opuszkami palców czarodziejki.
- Przyznaję, że zabija mnie ciekawość co też usłyszę od Waynecroft. - Elizabeth delikatnie ujęła ogon. - Obiecuję, że wrócę do ciebie jak najszybciej.
- Nie musisz się spieszyć. Nie będziesz nawet mogła, jeśli cię zwiąże. - zamruczała Frolica lubieżnie.
Elizabeth obróciła się, starając się wymknąć z objęć diablicy, co akurat nie było wielkim wyzwaniem. Szybko się wyślizgnęła spomiędzy nóg rogatej kochanki i wreszcie mogła się ubrać. Zabrała się szybko za ubieranie, zakładając ponownie sukienkę z gorsetem, teraz jednak dodając do tego majtki. Do koszyka wrzuciła perfumy i ścierkę, którą mogłaby potem przykryć wypożyczoną książkę.
- Będę później. - Uśmiechnęła się na do widzenia do diablicy planując ruszyć w kierunku pokoju Waynecroft.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-11-2020, 19:28   #57
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Wkrótce dotarła do drzwi gabinetu madame Waynecroft. Mogły być zamknięte, gdyby akurat kobieta jeszcze obchodziła korytarze uczelni. Ale wtedy El miała wygodną ławeczkę obok drzwi przeznaczoną do czekania na powrót kobiety. Teraz podeszła jednak do drzwi i zapukała.
- Panno Waynecroft… Tu Elizabeth Morgan, wzywała mnie pani.
- Wejść. - władczy głos zza drzwi był dowodem na to, że El nie będzie musiała czekać.
Elizabeth nieco niepewnie uchyliła drzwi zajrzała do środka by po chwili wejść do pomieszczenia. Skłoniła się głęboko swojej szefowej.
- Wzywała mnie Pani.
- No...tak… wzywałam. Pewnie jesteś z siebie dumna co? Zakręciłaś się koło wykładowczyni i załatwiłaś sobie u niej służbie. Myślisz, że jesteś sprytna, co? Tylko potem mi tu nie wracaj z płaczem. - burknęła gniewnie kobieta wskazując krzesło obok biurka.- To że zmieniasz bezpośredniego przełożonego nie oznacza wcale wygód czy też lżejszej roboty. Ba… może nawet więcej być do zrobienia.
Elizabeth zajęła wskazane miejsce ustawiając koszyk obok swoich nóg. Udała zakłopotanie spoglądając na Waynecroft.
- Pani wybaczy… ale chyba niezbyt rozumiem.
- Dostałam prośbę o dostarczenie osobistej służącej jednej z czarodziejek. Oczywiście ona zgadza się pokrywać ze swojego wynagrodzenia wszelkie koszta związane z twoją posługą. Nic… o tym… nie wiesz?- spytała kobieta spoglądając podejrzliwie na El.
- Och.. Pani Almais pytała o mnie, ale nie spodziewałam się, że wykona taki krok. - Morgan uśmiechnęła się niepewnie. - Czy to o nią chodzi?
- Kogo ty próbujesz oszukać dziewczyno. Myślisz że jesteś pierwszą taką głupią gąską, która wykręca taki numer ? - syknęła gniewnie Waynecroft.
El powstrzymała grymas, który chciał wpłynąć na jej twarz.
- Panno Waynecroft, przyznaję, że rozmawiałam z Panią Almais na ten temat, nie robię tego jednak by migać się od pracy. - Pozwoliła sobie na szczerość wobec swojej przełożonej.
- Jutro lub pojutrze otrzymasz kontrakt… nowy kontrakt między tobą a nową pracodawczynią. Przed podpisaniem radzę ci go dobrze przeczytać, każdy punkt. Bowiem nie jest to standardowy kontrakt, tylko indywidualna rozmowa. Żeby się potem nie okazało, że wykonujesz robotę jakiej się nie spodziewałaś. Kontrakty te mają też indywidualnie określone warunki związane z dniami wolnymi.- odparła madame Waynecroft spokojnie.
- Dziękuję za tą radę. - Elizabeth dygnęła na tyle na ile pozwoliła jej pozycja siedząca, przykładając dłoń do okrytych sukienką piersi. Co tak naprawdę rozdrażniło jej przełożoną, skoro tego typu praktyka była popularna.
- Tak czy siak… - mruknęła madame Waynecroft zerkając w dokumenty dotyczące El. - Niech ci się nie marzy jakiś romans i małżeństwo, czy to z którymś z uczniów czy wykładowców. To uczelnia, a nie agencja matrymonialna. Nie będziesz tu pierwszą która skończyła z dużym brzuchem i zawiedzionymi nadziejami.
- Nie podjęłam tej pracy by szukać dobrej partii na męża, - Odpowiedziała spokojnie, po chwili dodając - a tym bardziej na ojca mego dziecka.
- Słyszałam to wiele razy panno Morgan. Zbyt często bym mogła po prostu uwierzyć w taką deklarację. Niemniej jeśli jest prawdziwa, to nie zmartwi pani fakt, że uczelnia nie ponosi żadnej odpowiedzialności prawnej w takim przypadku. I może pani wtedy liczyć tylko na siebie w przypadku procesu o ojcostwo i alimenty. - odparła już spokojniej madame.
- Rozumiem. - Elizabeth przytaknęła ruchem głowy potwierdzając swoje słowa.
- Zostanie przeniesiona pani w ciągu kilku najbliższych dni. Proszę więc się spakować jak najszybciej, by przeprowadzka mogła zostać przeprowadzona sprawnie. - dodała madame Waynecroft.
- Nie mam wielu rzeczy. Jeśli dostanę polecenie mogę osobiście przenieść swoja walizkę. - Elizabeth przyglądała się Waynecroft z zaciekawieniem. Była ciekawa co musiałaby zrobić by przełożona pokazała swój pazur.
- No i niech pani sobie nie myśli, że schowanie pod spódnicą Almais Alharazar czyni pannę nietykalną. Nadal podlegać będzie pani mojemu nadzorowi i stosować się do moich poleceń.- dodała Waynecroft spokojnym i zimnym tonem. Jej wzrok przeszywał Elizabeth na wylot. Łatwo ją było sobie wyobrazić z biczem w ręku, dominującą i zmuszającą do posłuszeństwa. Nic dziwnego, że tak działała na Frolicę.
- Och… a jakie podejście powinnam mieć do garderoby? - El postanowiła podrażnić się nieco z przełożoną. - Z tego co widziałam.. Pani Almais ma dosyć.. wyuzdany gust.
- To już zależy od waszej umowy. Niemniej jeśli poza jej pokojami będziesz łaziła w bieliźnie, to możesz liczyć się z karą. Prowokowanie uczniów przez pokojówki jest zakazane.- odparła chłodno Waynecroft mierząc wzrokiem El. - A jakie jest twoje podejście do garderoby?
Elizabeth uśmiechnęła się ciepło.
- Wierzę, że piękno kryje się pod spodem i trzeba wysiłku by je odkryć. - Ubiór ma zaciekawić, a nie obnażać. - Powiedziała zupełnie szczerze przyglądając się strojowi Waynecroft.
- Podzielam to zamiłowanie do subtelności.- zgodziła się z nią Waynecroft, której strój okrywał szczelnie całe ciało, ale obcisłość jego podkreślała sylwetkę ochmistrzyni. Pewnie też świetnie wygląda w obcisłej skórze… ta myśl w głowie El zakiełkowała niewątpliwie pod wpływem zbyt długiego przebywania z rogatą.
- Wspaniale pobudza też pani ciekawość. - Elizabeth pozwoliła sobie na specyficzny komplement.
Brwi ochmistrzyni uniosły się w zdziwieniu, przez chwilę przyglądała się czarodziejce wodząc spojrzenie po piersiach, biodrach i szyi panny Morgan.
Po czym uśmiechnęła się ironicznie.
- No tak… mogłam się domyślić. Przynajmniej nie będzie problemu… z ciążą. - dodała cicho, bardziej do siebie niż do rozmówczyni.
- Niestety pod tym względem nie mogę Pani uspokoić, a raczej… potrafię o siebie zadbać. - Czarodziejka posłała przełożonej kolejny uśmiech.
- Mam nadzieję. - odparła kobieta po namyśle i złożyła dokumenty razem mówiąc.
- To wszystko z mojej strony panno Morgan, jest pani wolna.
Elizabeth wstała ze swojego miejsca.
- Pytanie czy chce pani bym była wolna. - Posłała Waynecroft nieznaczny uśmiech.
- Co ty sugerujesz?- zapytała kobieta przyglądało się badawczo czarodziejce.
- Zdawała się pani nad wyraz poirytowana faktem iż któryś z profesorów zgłosił się po moje usługi. - Elizabeth zawahała się co jednak powiedziała, zostało już powiedziane. - Pomyślałam… przepraszam.. pomyślałam, że może nie chciała mnie pani wypuścić.
- Uważasz, że chciałabym wziąć ciebie pod mój obcas?- zapytała z żartobliwym uśmiechem i wodząc spojrzeniem po El.
- Masz tupet dziewczyno. Ale uzasadniony.- zaśmiała się Waynecroft i dodała złowieszczo.
- Poza tym… nie jesteś gotowa na to co mogłabym przygotować.
- Czy jesteś Pani jednak tego pewna? - El uśmiechnęła się nieco lubieżnie do przełożonej.
Sięgnęła do szuflady i wyciągnęła z niej rzemienny pejcz. Taki musiał raczej mocno boleć. Niemniej był to dowód, że Frolica przejrzała Waynecroft na wylot. Elizabeth przygryzła wargę przyglądając się batowi. Obawiała się go, ale jak ze wszystkim kusiło ją by spróbować.
- Wygląda… na bolesny. - Wyszeptała cicho.
- Służy do karania i nauki…- wymruczała lubieżnie Waynecroft i spojrzała na El oblizując znacząco wargi. - W przypadku poważnych wykroczeń umowa pozwala mi na stosowanie kar cielesnych.
- A czy ja dopuściłam się jakiegoś wykroczenia? - Elizabeth poczuła przyjemne podniecenie widząc spojrzenie Waynecroft.
- Niestety nic poważnego…- przyznała w zamyśleniu madame Waynecroft.
Elizabeth odstawiła koszyk i sięgnęła do sznurowania swojego gorsetu.
- A teraz? - powiedziała cicho luzując troczki.
- Co ty wyrabiasz? - zdziwiła się Waynecroft przyglądając się działaniu czarodziejki.
- Jestem bardzo ciekawa tego bata… i ciebie pani. - Elizabeth rozwiązała gorset. - A chyba.. nie powinnam nago przebywać w twoim gabinecie, czyż nie, pani?
- Nie powinnaś. To niestosowne zachowanie.- odparła chłodno Waynecroft zaciskając dłoń na pejczu, ale w jej oczach płonął żar.
Morgan zsunęła z siebie sukienkę, stając bokiem do przełożonej tak by tak mogła zobaczyć ślady po razach diablicy.
- Czy w majtkach.. jestem jeszcze nazbyt ubrana? - Spytała lubieżnie.
- Tak… i zdecydowanie wymagasz ukarania za swoją bezczelność.- Waynecroft wstała, przesunęła pejczem po szyi Elizabeth i uderzyła… lekko co prawda ale cios spadł na dumnie prężącą się pierś panny Morgan.
El jęknęła cicho, posłusznie zsunęła jednak także majtki, prezentując przełożonej swoje nagie ciało. Czuła ciepło rozchodzące się od miejsca uderzenia.
- Potrzebujesz być porządnie…. ukarana.- kobieta się cofnęła i podeszła do biblioteczki.
Nacisnęła rzeźbienie otwierając tajne przejście i schodki prowadzące w dół.
- Ale nie tutaj? - El wrzuciła sukienkę, majtki i gorset do koszyka wypinając pupę na oczach przełożonej.
- Nie tutaj.- przyznała Waynecroft zamykając wpierw drzwi do swojego gabinetu na klucz, a potem ruszając do tajnego przejścia, po drodze uderzając mocno pejczem w pośladek panny Morgan, by ją ponaglić. Mocno i boleśnie… w przeciwieństwie do Frolicy, nie hamowała się z dawkowaniem bólu.

Elizabeth jęknęła, ale ruszyła w dół ciekawa co też kryją włości przełożonej.
Schodząc w dół po schodkach czuła dosłownie dreszcze na ciele. Było tu bowiem chłodniej i ciemniej. Komnata do której zeszły przypominała lochy… były kajdany na ścianach, były dyby i zestaw biczy zawieszonych na ścianie.
Madame Waynecroft podeszła do pobliskiego wieszaka i poczęła powoli rozpinać guziki z boku swojej długiej spódnicy.
Elizabeth odstawiłą koszyk ze swoimi rzeczami przyglądając się swojej przełożonej. Była ciekawa ile Panna Wynecroft z siebie zdejmie.
El mogła obejrzeć zgrabne nogi madame Waynecroft w siateczkowych pończochach i wysoko sznurowanych butach. Pończochach zapinanych na czarnym pasie. Kobieta miała także rozpinane z boku majteczki, to też kształtna pupa była kolejnym obszarem który El mogła obejrzeć, ale reszta… koszula i kamizelka nie zostały zdjęte.
- Tutaj… skoro już zeszłaś, jesteś moją własnością. Mogę zrobić co zechcę z tobą, nakazać ci wszystko i surowo karać każdy przejaw oporu. - stwierdziła Waynecroft zerkając przez ramię.- To miejsce kar, więc nie licz że twoje pragnienia będą tu brane pod uwagę.
Czarodziejka rozejrzała się z zaciekawieniem po pomieszczeniu, czując jak widok nietypowych urządzeń ją podnieca.
- Wiem kto też bardzo chciałaby się tu znaleźć. - Spojrzała na przełożoną zadziornie. - A czego pragniesz Pani?
- Cóż…- machnęła pejczem Waynecroft. - Należy cię porządnie i mocno ukarać za twoją bezczelność.
Elizabeth podeszła nago do przełożonej, na palcach stąpając po zimnej podłodze.
- Na kolana.- rzekła władczo Waynecroft… nie… tu była Panią. Nie potrzebowała imienia.
Uderzyła lekko pejczem o swoją dłoń.- I wypnij dumnie biust.
Elizabeth przyklęknęła przed kobietą i uniosła na dłoniach biust, prezentując go swej Pani.
- Uroczy…- rzemienie pejcza przesunęły się delikatnie po skórze, po czym nagły nadgarstka i nagły ręki. Świst, ból… Waynecroft wydała się być znawczynią tego oręża i używała go wprawnie… i kompletnie bez litości. Kilka, niby od niechcenia, wymachów… kilka bolesnych pręg. Elizabeth zaczęła pojękiwać z bólu. Jednak ku swemu zaskoczeniu z każdej pręgi rozchodziło się przyjemne, podniecające ciepło.
Kilka kolejnych razów przecięło boleśnie jej zmysły. Krągłości jej piersi były zaczerwienione pasmami obolałej skóry.
- Mam wrażenie, że nie bierz tej kary zbyt poważnie…- mrukneła madame obchodząc klęczącą El i nachylając się tuż za jej plecami. Rączka pejcza wślizgnęła się między jej pośladki, kształtem sugerując inne możliwe użycia tej zabawki.- ...ale może zostawienie cię tu samej, rozpalonej już i przykutej do ściany by to zmieniło?
- Nie.. proszę o wybaczenie. - Elizabet z trudem powstrzymała się by nie przesunąć pośladkami po pejczu drugiej kobiety.
- Będziesz musiała się postarać o moje wybaczenie.- tym razem szybki ruch dłoni zakończył się nagłym bolesnym uderzeniem pejcza o pośladek. - Tym bardziej że nie starasz się mnie udobruchać… jakimś pokazem na przykład… ściśnij je mocno.
Elizabeth zacisnęła mocno pośladki, jednocześnie ściskając swoje piersi.. niezbyt pewna co druga kobieta miała na myśli. Cios promieniował na całe pośladki i zwrócił uwagę El na to, że zaczyna jej się robić mokro.
- Ładnie… masuj je mocno…- mruczała jej do ucha Waynecroft prostując się tylko po to, by mocnym zamachem uderzyć w jej pupę, silnym bólem znacząc jej ciało. Czarodziejka teraz zaczynała pojmować Frolicę. Diabliczka nie czerpała takiej przyjemności z bycia dominującą osobą jak Waynecroft. Dla niej… El była zabawką do wykorzystania na wszelkie sadystyczne pomysły. I nie miała takich oporów jak czuła rogata. Frolica rzeczywiście nie miała predyspozycji do takiej roli, nawet jeśli czasem przejmowała inicjatywę. A obite piersi czarodziejki bolały gdy Morgan je ściskała. Mimo to posłusznie masowała je, ściskając zaczerwienione krągłości jej ust wyrywały się coraz głośniejsze jęki bólu… ale i rozkoszy zarazem.
Szaprnięta za włosy, zmuszona wygięcia w łuk El poczuła mocniejsze razy na pośladkach. Mocno już zresztą obitych. Waynecroft była bezlitosna dla jej ciała i uderzała mocno. Odgłosy te mieszały się z jej jękami. W końcu zrobiła sobie przerwę puszczając El tylko po to by wybrać nową zabawkę do użycia na swej podwładnej. El łapała z trudem oddech, przyglądając się Waynecroft. Jak bardzo ją to kręciło? Co jeszcze chciała z nią uczynić?
- Ręce za siebie.- mruknęła władczo madame kręcąc mimowolnie pupą, gdy wybierała przedmiot do zastosowania na swojej ofierze. Czyżby tym razem panna Morgan trafiła na smakołyk, którego nie zdoła przełknąć? Ciekawość jest ponoć pierwszym stopniem do piekła.
Elizabeth splotła dłonie za plecami. Nawet wolała nie myśleć jak długo będzie się kurować po tej “zabawie”. Nie wierzyła też, że Frolica pragnęła czegoś takiego.
- Te będą pasować.- Waynecroft odwróciła się z kajdankami… może i okowy były ze skóry, ale łańcuch je łączący był żelazny. Ruszyła chybotliwie w kierunku czarodziejki, a widok jej błyszczącego wilgocią podbrzusza świadczył o tym, że nie tylko El czuła pobudzenie.
Świadomość podniety u partnerki sprawiła, że El od razu poczuła przyjemne podniecenie.
- Są… bardzo eleganckie Pani. - Powiedziała cicho.
- Będą ci pasować… gdy będziesz mi służyć.- mruczała rozpalonym głosem gospodyni. El poczuła jak jej ręce są krępowane skórzanymi okowami. Potem było uderzenie ręką w obolały pośladek…- zaczniesz od pocałunków na moich stopach i pieszczoty języka. Mam nadzieję, że smak skóry ci pasuje.
- Zależy czyjej. - Elizabeth schyliłą się i pocałowała but drugiej kobiety po czym przesunęła językiem odrobinę powyżej. - Twoja.. jest pyszna pani.
- Podoba mi się twój entuzjazm i twoja pupa też… - zamruczała Waynecroft stojąc w lekkim rozkroku i dotykając się między udami rozpalana widokiem uległej kochanki.
Elizabeth zaczęła całować nogę but swej Pani zmierzając ku górze.
Pomruki aprobaty wyrywały się z ust Waynecroft, gdy tak czyniła.. a całości dodawał pieprzu fakt, iż tak całując El oglądała z bliska pokaz palców pieszczących intymność gospodyni. W końcu czarodziejka possała skórę drugiej nogi przez siateczkę jej pończochy spoglądając na palce kochanki.
- Mmmm… - sapnęła rozpalonym głosem Waynecroft nie zaprzestając lubieżnej zabawy i obserwując pożądliwie jej działania.
Morgan nie powstrzymywana podążała coraz wyżej unosząc się na kolanach. Waynecroft zaś spoglądając na nią pieściła się coraz intensywniej, nawet ściskając drugą dłonią pierś przez ubrania. Jej ciało było blisko szczytu, który El miała zaobserwować z bardzo bliska. Morgan uniosła się jeszcze nieco i pocałowała dłoń swej Pani, którą się pieściła.
Mokre palce Waynecroft zaczęły więc wodzić po ustach czarodziejki domagając się pieszczoty. El objęła je wargami by possać przez chwilę, a potem wylizać to co jeszcze na nich zostało.
Pomruki Waynecroft świadczyły o tym, że kobiecie podobało się to co El robiła, smakując pożądanie kochanki. Elizabeth uniosła się jeszcze nieco próbując sięgnąć jezykiem do kobiecości drugiej kobiety.
To wywołało reakcję u Waynecroft. Kobieta chwyciła ją za włosy i przyciągnęła jej twarz do spragnionego pieszczot intymnego zakątka. El jęknęła czując dłoń na swoich włosach, ale już po chwili przywarła wargami do kwiatu kochanki, pieszcząc go delikatnie.
- Mocniej… śmielej…- mruczała rozpalonym głosem kochanka instynktownie poruszając biodrami i napierając podbrzuszem na El, coraz bliższa spełnienia.
- Co tylko sobie zażyczysz… Pani. - Wyszeptała Morgan owiewajac kobiecość kochanki swym gorącym oddechem. Po czym przywarła ustami do kobiecości Waynecroft ssać ją mocno i sięgając w głąb językiem. Oddawała się tej pieszczocie przez chwilę, czując jak Waynecrotf zakłada nogę na jej ramię i z głośnym jękiem dochodzi do szczytu wilgocią mocząc wargi i twarz El. Morgan kontynuowała, “czyszcząc” kochankę. Czuła jak po jej własnych udach spływa już wilgoć,a ciało drży z podniecenia.
- Myślisz… że zostałaś już wystarczająco.. ukarana?- zapytała lubieżnie madame głaszcząc po włosach czarodziejkę.
- To… zależy od ciebie Pani. - Elizabeth otarła się policzkiem o udo kochanki, spoglądając ku górze.
- Jesteś pewna? Mogę cię tu zamknąć na całą noc… niezaspokojoną. - wymruczała lubieżnie i złowieszczo Waynecroft.
- Oh… to mógłby być problem. - Wyszeptała cicho El.
- Nie brzmi to jak zdecydowane NIE. Teraz kładź się twarzą na podłodze i wypnij zadek. Czas na dalszą część kary. - odparła Waynecroft z lubieżnym uśmiechem.

Elizabeth spojrzała na chłodną podłogę. Czuła że jej rozpalone i obite ciało stanowczo potrzebuje czegoś innego, ale po chwili ociągania położyła się.
Zimna podłoga wprawiła jej cialo w drżenie, podobnie jak obcas na wypiętym pośladku. Waynecroft oparła nogę o jej pupę i po chwili zaczęło się karanie. Mocne uderzenia pejczem, bolesne, głośne, sadystyczne… oczywistym dla El było, że Waynecroft nie weźmie pod uwagę potrzeb czarodziejki. Nie o to w tej całej sytuacji chodziło. Spełnienie z jej ręki miało być nagrodą, którą El może dostanie, może nie… może dziś, może następnym razem.
Bądź co bądź, ta kobieta była tym czym Frolica być nie mogła… tym czego rogata pragnęła? Elizabeth pojękiwała coraz głośniej, czując jak pod powiekami zbierają się jej łzy bólu.
Kolejne ciosy znów zaczerwieniły pośladek, a potem nastąpiła zmiana i pejcz obił drugą krągłość.
- Jesteś bardzo… śliczna… i pobudzająca. - zamruczała Waynecroft kucając i cmoknęła kształtną pupę.
- Jesteś pewna… że to jest to, co lubisz?
- To nawet przyjemne, szczególnie zajmowanie się tobą Pani… acz chyba lubię też czuć zaspokojenie. - El obejrzała się by spojrzeć na swą Waynecroft zaczerwienionymi oczami.
- Z pewnością…- odparła z ciepłym uśmiechem kobieta, co kontrastowało z jej słowami.- … jak każda z nas. Ale trzymanie cię takiej “wygłodzonej” sprawia mi satysfakcję. To okropne, wiem… ale cóż poradzić.
- Widziałam… - Elizabeth przesunęła językiem po wargach - i posmakowałam.
- Myślę że na dziś wystarczy kary. Być może będą kolejne, jeśli mi podpadniesz.- odparła Waynecroft wstając. Westchnęła.
- Poza tym, zbyt długo ignorowałam swoje obowiązki.
Elizabeth wstała z trudem z ziemi i podeszła do koszyka by się ubrać. Czuła jak ból promieniuje od jej pupy przy każdym kroku.
- Znam osobę… która przyniosłaby ci Pani więcej niż ja satysfakcji. - Powiedziała cicho próbując wciągnąć majtki. Po chwili zrezygnowała, zdjęła je i zabrała się za zakładanie sukienki.
- To tak jak ja…. znam kilka osób przynoszących mi satysfakcję. - odparła Waynecroft zabierając się za ubieranie. - Nie jesteś pierwszym tu gościem, moja droga.
Elizabeth założyła sukienkę i zabrała się za wiązanie jej troczków. Spoglądała przy tym na swoją przełożoną.
- Pozwolę sobie na jeszcze odrobinę bezczelności… Jesteś naprawdę piękną kobietą Pani. - Uśmiechnęła się i sięgnęła po gorset.
- Wiem.- odparła szczerze Waynecroft bez nawet cienia dumy.- Jestem tego świadoma. Ty też jesteś tego ładna, ale pewnie twoja czarodziejka cię już o tym fakcie poinformowała.
Elizabeth zaśmiała się.
- “Moja czarodziejka” ma zbyt wielu adoratorów by przejmować się moją osobą. - Morgan z trudem zasznurowała gorset na obolałych piersiach. - Jestem dla niej jedynie narzędziem.
- Tym gorzej dla ciebie.- oceniła Waynecroft i dodała wskazując na schody.- Na górze dam ci maść na te… “odparzenia”.
Morgan chwyciła swój koszyk.
- Pani… nie szukam tu partnerki na życie, nie sądzę też bym mogła pracować na uczelni zawsze. Tak długo jak mi płacicie, nie przeszkadza mi jak traktuje mnie “Moja czarodziejka”
- Teraz to ona będzie ci zresztą płacić.- Waynecroft ruszyła przodem dodając. - I z pewnością nie będziesz tu pracować wiecznie. Kto chciałby przez całe życie być pokojówką?
- Pod twym batem? - El posłała przełożonej zadziorne spojrzenie i ruszyła za kobietą. - Taka jedna diablica zapewne nie miałaby nic przeciwko.
- Nie interesują mnie osoby, za które musi mówić ktoś inny. - odparła chłodno Waynecroft dając jasno do zrozumienia, że ten temat uważa za zamknięty.
- Yhym.. - Elizabeth ugryzła się w język. Waynecroft była dojrzałą i doświadczoną kobietą, nie jej było jej doradzać.

W gabinecie Waynecroft sięgnęła do biurka i wyciągnęła z niego małą fiolkę.
- To powinno pomóc, wystarczy wetrzeć.
- Dziękuję. - El przyjęła fiolkę i włożyła ją do koszyka, nie planując wykonywać podobnych zabiegów przy przełożonej. Ta otworzyła jeszcze drzwi i czarodziejka w zasadzie była wolna i obolała… bo dominująca kochanka nie szczędziła swoich sił.
- Ach i Pani… - Elizabeth obejrzała się na korytarzu. Jednak nie mogła się obejść od komentarza, nawet jeśli mogła go przypłacić kolejną sesją w piwniczce Wayncroft. - Jeśli chodzi o mówienie za kogoś… zawsze czułam że spojrzenia mówią więcej niż tysiąc słów.
Nie otrzymała odpowiedzi na te słowa… może było nim spojrzenie. Z kpiącym uśmieszkiem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 24-11-2020, 09:16   #58
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przemierzenie drogi do pokoju Clarice było męczące. Ubranie ocierało się o obolałe ciało dość nieprzyjemnie. W końcu jednak dotarła na miejsce po drodze znów używając perfum przeznaczonych dla nosa bibliotekarki. Zapukała i…
- Kto tam? - usłyszała w odpowiedzi.
- Tu Elizabeth. - Morgan odezwała się lekko obolałym głosem dziękując wszystkim bogom, że nie założyła majtek.
- Och Elizabeth, zaczekaj.- odezwała się bibliotekarka i po chwili drzwi się otworzyły.
- Planowałam kąpiel, myślałam że już dziś nie przyjdziesz.- odparła cicho. Niestety plany te były na wczesnym etapie i Clarice była całkowicie ubrana.
- Zatrzymała mnie panna Waynecroft. - Elizabeth przestąpiła z nogi na nogę i skrzywiła się delikatnie z bólu. - Bardzo.. przeszkadzam?
- Eee… nie… chyba nie…- odparła zakłopotana Clarice cofając się. - Mam twoje książki. Dwie… ale są grube i ciężkie. Wszystko w porządku?
Elizabeth weszła do środka i westchnęła.
- Trochę… jej podpadłam. - Mruknęła cicho. - Wzięłam koszyk na książki.
- Komu?- Clarice nie zrozumiała wypowiedzi.
- Pannie Waynecroft. - El uśmiechnęła się niepewnie do bibliotekarki. - I dostałam kilka razów jako nauczkę.
- Och… powinnaś to zaskarżyć wyżej! Tak się nie powinno traktować pracowników. To barbarzyństwo!- oburzyła się Clarice zamykając za El drzwi.
Morgan pokręciła przecząco głową.
- Według mojej umowy ma do tego prawo. - Czarodziejka zerknęła na koszyk, w którym czekała na nią lecznicza fiolka i.. majtki. - Jestem jakby nie patrzeć jedynie pokojówką.
- Niemniej trzeba będzie taką sprawę nagłośnić w zarządzie. To nie do przyjęcia! Średniowiecze już dawno minęło.- odparła gniewnie Clarice gotowa przyjąć rolę rycerza broniącego swojej księżniczki. Co akurat nie było na rękę El. Nagłośnienie tej sprawy przez bibliotekarkę mogło wielce skomplikować jej plany.
- Proszę… nie czyń tego. - Morgan podeszła do Clarice. - Ja… niebawem wyjdę spod władzy Waynecroft, a zamieszanie mogłoby mi utrudnić dalszą pracę.
- No dobrze. Niemniej mimo wszystko. Jeśli nie ty, to komuś innemu zrobi krzywdę. Nie można tego tak zostawić.- odparła ciszej i spokojniej Clarice, nie do końca przekonana.
Elizabeth zaśmiała się mimo bólu.
- Myślę… że inne służące są grzeczniejsze ode mnie. - Uśmiechnęła się ciepło do Clarice.
- Co takiego zrobiłaś, że naraziłaś się na takie razy?- przestraszyła się bibliotekarka.
- Powiedziałam prawdę, a nie to co wypada. - El mrugnęła do bibliotekarki.
- Nie rozumiem.- odparła skonfundowana Clarice.
- Powiedziałam Waynecroft, że jest piękną kobietą. - Morgan odstawiła swój koszyczek na podłogę. - Nie martw się na szczęście mam maść… wrócę do pokoju i jakoś spróbuję ją sobie wetrzeć.
- Eeeem… to dziwny powód do takiego karania. - mruknęła pod nosem Clarice czerwieniąc się mocno na twarzy.
- Ale przy okazji niewielkie ryzyko, że dostanie ktoś jeszcze, czyż nie? - El zaśmiała się i szybko tego pożałowała, czując jak spódnica otarła się jej o pupę, wydobywając z jej ust ciche jęknięcie bólu.
- Dziwna logika. Może jednak powinnaś zaskarżyć tą napaść. - mruknęła cicho Clarice sama nie wiedząc gdzie ma patrzyć.
- Nic mi nie będzie… jak tylko posmaruję tą pupę. - El westchnęła. - A masz może te książki dla mnie?
- Książki? A tak ! Książki. Mam ! - krzyknęła entuzjastycznie Clarice, dziwnie rozkojarzona. - Mam dwie dla ciebie.
- Dziękuję. - Elizabeth ucieszyła się szczerze, trochę z powodu lektur, a trochę bardziej z powodu zmiany tematu.
- To poczekaj chwilę… przyniosę… - odparła bibliotekarka z uśmiechem i oddaliła się by przytaszczyć z powrotem dwa grube tomy.
- Czy byłoby kłopotem gdybym się posmarowała tą maścią? - El obejrzała się za Clarice.
- Eeee… co… tutaj?- pisnęła speszona Clarice i pokręciła głową. - Nie… to nie będzie problem… w żadnym przypadku… nie ma kłopotu.
- Bardzo boli, a do skrzydła pokojówek jest jeszcze kawałek… - Morgan spojrzała na gospodynie przepraszająco. - Ale jeśli ci to przeszkadza…
- Nie… nie przeszkadza naprawdę.- wymruczała zawstydzonym tonem Clarice.
- Pewnie byłoby łatwiej z pomocą. - Dodała szeptem El, tak by w razie czego Clarice mogła udać, że nie usłyszała i zabrała się za podwijanie długiej sukienki, by odsłonić swoje obite pośladki.
Clarice próbowała powiedzieć cokolwiek, ale nie mogła… zafascynowana odsłanianymi nogami przez pannę Morgan. Z romantycznego nastroju wyrwał ją jednak widok obitych pośladków.
- To okrucieństwo! - zakrzyknęła oburzona.
- Nie zdarzyło ci się nigdy dostać razów? - El zawinęła spódnicę swojej sukienki, chwyciła ją w zęby by zwolnić ręce i zabrała się za smarowanie swojej pupy, prężąc ją na oczach bibliotekarki.
- Cóż.. tak… zdarzyło parę razy. Z ręki niani. Ale nigdy tak mocno. - odparła cicho Clarice.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy nakładając maść na swoją pupę i zabierając się za wmasowywanie jej obiema dłońmi, może odrobinę nazbyt miętosząc przy tym swoje pośladki. Świadoma tego, że czerwona jak burak Clarice gapi się na nią jak sroka w gnat nie mogąc oderwać od niej spojrzenia.
- Czy pomogłabyś mi? - El wypuściła materiał z ust, nie zabierajac dłoni, przez co jej pupa pozostała nadal częściowo odsłonięta. - Przytrzymałabym sukienkę, bo tak jest ciężko. - El udała niepewność w swym głosie.
Widać było na twarzy walkę jaką Clarice toczyła w swoim sercu i po długiej chwili wahania, w milczeniu przytaknęła. El wyciągnęła w jej stronę pojemniczek z maścią, drugą, starając się zebrać poły swojej sukienki.

Clarice niepewnie i ostrożnie zabrała się do roboty. Powoli i z pietyzmem nabierała maści i równie dokładnie wcierała przyjemnie chłodzący lek w obolałą skórę. Musiał mieć magiczną bądź alchemiczną naturę bo przynosił bardzo szybko ulgę.
El zamruczała rozkosznie, wypinając się w stronę bibliotekarki.
-Tak.. tak dużo mniej boli.
Clarice coś mruknęła pod nosem, ale nie dosłyszała co mówiła. Za tu czuła jej czułe palce nie tylko rozprowadzające maść, ale coraz śmielej wodzące po krągłościach jej pupy i między nimi.
- A.. możesz mocniej rozcierać? - Wyszeptała cicho, starając się nie kręcić pupą.
- Nie powinnam… może zaboleć. - słabo zaprotestowała Clarice.
- Ta maść bardzo pomaga… naprawdę. - El uśmiechnęła się ponad ramieniem - fajnie jakby było jej więcej.
- Myślę że wystarczy tyle ile jest.- wymruczała pod nosem Clarice ściskając mocniej pośladki, z mocno pochyloną głową by ukryć czerwony rumieniec.
- Yhym… - El zamruczała, a jej pupa delikatnie naparła na dłonie bibliotekarki. Z czasem te wcieranie stawało się bardziej zmysłowym masażem, niż medyczną procedurą. Tym bardziej że ciało pod wpływem alchemicznej magii regenowało błyskawicznie siły.
- Och Clarice… - El zamruczała rozpalonym głosem.
- Mhmmmm…- mruknęła cicho zawstydzona rozwojem sytuacji Clarice.
- Chciałabym cię więcej. - Morgan obejrzała się na bibliotekarkę.
- Ależ… co ty mówisz…- spłoszyła się Clarice pospiesznie odsuwając dłonie.- Zresztą… eee… no… książki masz do przeczytania… grube.
Elizabeth opuściła sukienkę.
- Mówię… że tęskniłam. Traktujesz mnie chłodno od naszego .. wspólnego popołudnia. - Elizabeth wygładziła dłonią poły materiału, znów zdając sobie sprawę, że jest jej mokro.
- Nie o to chodzi… naprawdę…- jęknęła cicho Clarice pospiesznie się odsuwając.- Przepraszam, ale mam mętlik w głowie od tamtego czasu… wybacz.
- To może o nim porozmawiajmy? - El uniosła dłonie w poddańczym geście. - Obiecuję, że rączki będę miałą przy sobie.
- Nie wiem… czym mam odwagę…- szepnęła Clarice wpatrując się w podłogę.
- Ale skoro cię to męczy? - Morgan opuściła dłonie. - Nie chcę byś miała w głowie mętlik, nie chcę robić czegokolwiek co byłoby dla ciebie nieprzyjemne.
- Nie… to nie było nieprzyjemne. - pisnęła bibliotekarka cicho i westchnęła. - Po prostu trochę mnie to zaskoczyło i trochę… to co robiłyśmy nie było przyzwoite.
- Nie.. nie było. - Elizabeth przytaknęła. - Ale też.. pozostało między nami. Nie robiłyśmy tego na widoku, nie szkodziłyśmy nikomu… jeśli rzeczywiście było to przyjemne.
- Tak… masz rację… ale… to dla mnie… po prostu…- wydukała Clarice cofając się lekko.- Muszę to przemyśleć po prostu.
- Nie bronię.. ale.. kilka dni już o tym myślisz… więc nie broń mi tęsknić. - El uśmiechnęła się nieco smutno.
- Może… umówimy się kiedyś… na jakieś takie spotkanie?- zapytała Clarice cicho.
- Możemy… czy mam czekać na sygnał od ciebie? - Morga spojrzała na bibliotekarkę pytająco. Naprawdę miała ochotę się o nią zatroszczyć.
- No cóż… kiedy byś miała czas?- zapytała cicho Clarice.
- Na przykład w ten czwartek? - El spojrzała pytająco na gospodynię.
- Koło siedemnastej? Gdzie?- zapytała Clarice po długim namyśle.
- A chciałabyś wyjść? - Morgan uśmiechnęła się. - Byłam jakiś czas temu w cudownej gnomiej restautracyjce.. no i mają na piętrze pokoje.
- Może być.- odparła ciepło Clarice nie wiedząc w co się pakuje.
- Wobec tego nie będę ci więcej zajmować czasu. - El skłoniła się. - Do zobaczenia.
- Do widzenia… - odparła cicho i z wyraźnym wahaniem Clarice, najpewniej jej nieśmiałość i pruderyjność walczyły w niej z pragnieniami które panna Morgan pobudzała.
El wycofała się także bardzo niechętnie, cały czas oglądając się na bibliotekarkę. Rozproszona była na tyle, że dopiero w drzwiach przypomniała sobie o czymś.
- A… czy mogłabym te książki? - Spytała nieco niepewnie.
- Oczywiście… wszak po to je wzięłam.- odparła ciepło i radośnie Clarice.
Elizabeth zamknęła drzwi i zaczekała pod nimi grzecznie, aż bibliotekarka przyniesie dla niej lektury. Gdy ta umieściła je w koszyku, Morgan nachyliła się nieco.
- A czy.. mogę liczyć na pocałunek?
- No cóż... myślę że tak.- Clarice nachyliła się i cmoknęła Elizabeth w policzek.
Morgan uśmiechnęła się po czym obróciła głowę i pocałowała gospodynię delikatnie w usta.
- Dobranoc.
- Dddobbranoc. - wybąkała speszona bibliotekarka.
El wyszła na korytarz i ruszyła w kierunku swojego pokoju. Po drodze postanowiła jednak coś sprawdzić. Ukryła koszyk w jednym ze schowków dla sprzątaczek i nasunęła kaptur płaszcza na głowę. Była ciekawa czy strażnicy patrolują już okolicę.
Na razie było na to za wcześnie, wszak Clarice nie przyjęłaby jej u siebie o tak późnej porze. Niemniej jej sylwetka rozmyła się pod wpływem magii wplecionej w płaszcz.


Elizabeth ruszyła korzystając z cieni wieczoru w kierunku domu magów, odwiedzanego przez “masażystki”. Po drodze napotykała uczniów i pewnie nauczycieli korzystających z miłego chłodku wieczoru, by przejść po campusie. Rozgadane grupki i pary nie mogły dostrzec rozmytego cienia czarodziejki. Nawet bystre oczy zawiodły i El bez problemu udało się podejść do domu magów. Tylko co dalej? Budynek był równie duży jak ten w którym mieszkała.
Skryła się na chwilę w cieniu drzew spoglądając w kierunku, z którego przychodzili goście. Czekała czy może nie pojawi się któraś z masażystek. Gdy nic się nie działo przyglądała się budynkowi, analizując którędy mogłaby się dostać niezauważona.
Musiała tak czekać chwilę przyglądając się budynkowi i zauważając kilka dróg na górę, wymagających wspinaczki po ścianach, parapetach i płaskorzeźbach na ścianach budynków. Problemem mogły być magiczne zabezpieczenia, ale to wymagało sprawdzenia magicznymi środkami. I po ciemku taka wyprawa mogła być ryzykowna. Niemniej Elizabeth przerwała rozmyślania nad tą opcją, bowiem w końcu zauważyła… egzotyczną masażystkę zmierzającą ku budynkowi.
Elizabeth podążyła za nią w cieniach ciekawa, z którego wejścia kobieta skorzysta.
Masażystka minęła znanego czarodziejce elfa pokazując mu po drodze jakiś dokument. Nawet nie przyglądała mu się za bardzo. Ani on jej, spojrzał jedynie na pergamin i skinął głową. To było trudne, prześlizgnąć się obok elfa. Na szczęście wejście było szerokie, a on skupiony bardziej na wchodzącej Azjatce niż otoczeniu. Więc szansa była iiii… udało się.
Panna Morgan się przemknęła obok czujnego elfa, wkraczając za swoim celem do dużego i cichego holu. Od razu skryła się w cieniu. Gdyby udało się jej przejąć kartkę…. Nigdy jednak nie ćwiczyła takich rzeczy, miała więc nadzieję, że uda się jej podążyć za masażystką.
Musiała nieco zwolnić, gdy szły tak przed siebie… tym razem cieni bowiem było mniej, miejsca też, a inne osoby kręciły się po korytarzach. Dystans pomiędzy masażystką a El narastał więc nieubłaganie. Niemniej panna Morgan nadal ją widziała przeskakując od jednej kryjówki do drugiej pospiesznymi sprintami. Potem były schody…. tu niestety musiała się schować przy nich… po schodach w dół szli jacyś mężczyźni. Minęli azjatkę gapiąc się na jej atuty i szepcząc między sobą. Na El przycupniętą przy podstawie schodów nie zwrócili.
Uff.. udało się. Ale straciła trochę dystansu i prawie samą Azjatkę z oczu. Musiała zaryzykować i przyspieszyć. Na szczęście dostrzegła ją… niestety kobieta stała już przy otwartych drzwiach i rozmawiała z mężczyzną (sądząc po głosie i widocznej dłoni), a po chwili weszła do środka.
El zaklęła w myślach. Ukryła się się w pobliskim zakamarku i splotła zaklęcie wykrycia magii.
Uderzenie wywołane sprzężeniem zwrotnym na moment ogłuszyło czarodziejkę. Ilość magicznych aur silnych i słabych zalało oczy El kalejdoskopem barw… było tu za dużo magii, za dużo czarów zakotwiczonych w otoczeniu. Dopiero po chwili niedoświadczona magiczka przywykła do tego widoku… niemniej rozpoznawanie poszczególnych magicznych aur wymagało większej wiedzy niż miała. Spróbowała skupić się na drzwiach, za którymi zniknęła masażystka i sąsiadującej z nimi ścianie. Nie potrzebowała rozpoznać aur tylko… czy jakaś tam jest. I odkryła że jest co najmniej… kilka. El westchnęła… czy powinna ryzykować zdemaskowanie? Nieco niepewnie podeszła do drzwi zerknąć czy jest na nich jakaś tabliczka. Niestety, poza numerem pokoju, nie było żadnych napisów czy tabliczek. Czarodziejka chwilę nasłuchiwała. Postanowiła zaryzykować użycie zaklęcia. Gotowa by w każdej chwili uciec wypowiedziała szeptem formułę i przyłożyła palec do drzwi.
Pod wpływem jej palca pojawiła się okrągła dziura. Jakiekolwiek magiczne zabezpieczenia były tutaj, to z pewnością nie przewidywały takiego obrotu spraw i nie miały środków zaradczych na podorędziu. Elizabeth przysunęła twarz do drzwi i zajrzała do środka nasłuchując.
Widziała ich dobrze… ale niestety nie całych, widziała nachylone pośladki masażystki, gdy ta dłońmi masowała mężczyznę okrytego w pasie ręcznikiem. Widziała długie wodziły po jego ramionach. Słyszała jak mu masażystka kadziła : jaki on przystojny, jaki silny….
Słyszała urywki rozmowy, bo nie mówili za głośno. I słyszała też echa kroków rozchodzących się po korytarzu. Miała świadomość, że w każdej chwili ktoś może otworzyć drzwi prowadzące do lokum obok tego przy którym się znajdowała.
Spróbowała dojrzeć twarz mężczyzny. W myślach licząc do dziesięciu. Potem trzeba było się zmywać… jutro spróbuje sprawdzić ten numer.
Tej nie dostrzegła, zamiast tego zauważyła jak masażystka wpierw rozpina pas, a potem uwalnia piersi, by nachylić i swoimi krągłościami pocierać nagie plecy mężczyzny...i przy okazji wypinać pośladki ku El, zasłaniając przy klienta. Dziesięć, dziewięć, osiem… liczyła nasłuchując i czując że narasta w niej podniecenie.
Siedem, sześć, pięć… wypięta pupa prowokująco poruszała się przed oczami El, miękkie piersi ocierały się o plecy mężczyzny, a dłoń wsunięta pod ręcznik z pewnością ściskała mocno pośladek. Możliwe nawet że zaczęła ustami pieścić na szyi… jej głos zrobił się lubieżny, gdy mruczała.
- Panie Morrrrison.
Wystarczyło…. El cofnęła się czując jak jej bielizna przemaka klejąc się do rozpalonej kobiecości. Musiała wrócić do swojego pokoju, a chciała jeszcze spojrzeć czy nie przyjeżdżają inne masażystki… o ile na nadzór nie wyszły już konstrukty.

Na razie jednak problemem było samo wydostanie się z budynku. Bądź co bądź była tu nielegalnie. Tymczasem posłyszała kroki… grupka ludzi szła po schodach do góry. El rozejrzała się nerwowo za jakąś kryjówką.
Było tu ciężko o nie, niemniej… jeśli nie bała się zaryzykować to drzwi do jednego z pokoi były uchylone. Elizabeth wsunęła się przez nie, wcześniej upewniając się czy nikogo w środku nie ma.
Niestety ktoś był.
- Wody gorącej przyniosłaś? Umyć się muszę jak najszybciej.- w cieniu komnaty, z twarzą zakrytą ręcznikiem siedział w balii mężczyzna nieświadomy kto wszedł do środka. - Ale wpierw ramiona mi rozmasuj… zesztywniały mi.
- Ah… szukam pańskiej służącej. - Morgan zdjęła kaptur. - Jak jej było…
- Hej! Kto tu jest.- mężczyzna w balii zerwał się. Jego twarz tonęła w mroku, tak jak zresztą cały pokój. Co ułatwiało El ukrycie swojej tożsamości, acz nie pozwalało jej stwierdzić z kim ma do czynienia.- Jakim prawem weszłaś do mojej komnaty. Nie obchodzi mnie kogo szukasz. To naruszenie mojej prywatności!
Elizabeth zaklęła w myślach. Najlepiej byłoby uciec i nie mieszać się w to. Tylko czy ludzie… na korytarzu już poszli.Odgłosy dochodzące z korytarza świadczyły, że przynajmniej schody były wolne. Morgan postanowiła zaryzykować i wypadła z pokoju. Musiała się ukryć i przeczekać.. albo dopaść do jednego z otwartych okien i przez nie się wydostać.
Ścigały ją wściekłe krzyki, acz mag nie miał ochoty opuszczać ciepłej bali,a sama El po drodze minęła zaskoczoną pokojówkę z dzbanem w ręku. Niemniej udało się jej dopaść cienia filaru, a po chwili ryzykując nieco zbiegła po schodach by schować się w cieniu ich i… Esurdael stał przy drzwiach pilnując spokoju mieszkańców budynku.
Elizabeth rozejrzała się czy jest w stanie podejść do jakiegoś z okien by się wydostać na zewnątrz… może było tu także jakieś pomieszczenie gospodarcze.
I szybko oceniła, że może podkraść się do jednego okna ukrytego w mroku zapadającej nocy, acz… Esurdael mógł ją usłyszeć. Widziała też drzwi mogące prowadzić do części gospodarczej budynku. Była to jednak ryzykowna metoda. Nie znała rozkładu pomieszczeń tego miejsca. Mogłaby się zgubić i wpaść na inne osoby. Postanowiła zaryzykować z oknem. Po cichu podkradła się do okna ukrytego w mroku, mając nadzieję, że uda się jej je cicho otworzyć.

Po kilka chwil nerwowego grzebania przy zasuwce, odsunęła ją bezszelestnie. Okno to już była inna kwestia. Otwierało się z wyraźnym skrzypieniem i El mogła się tylko modlić do bogów, by Esurdael skupił się na tym co się działo na zewnątrz budynku. El wzięła głęboki wdech i popchnęła pomału okiennicę gotowa uskoczyć z powrotem w cień.
Zauważył? Szybkie spojrzenie El potwierdziło, że zauważył… spojrzał w jej kierunku. Ale że właśnie ktoś się zbliżał do drzwi których pilnował, to nie ruszył ku skrzypiącemu oknu. Po drugiej stronie okna była jedna linia obrony… równie piękna co bolesna. Kwitnące krzew kolczastej róży. Czarodziejka zaklęła ponownie. To nie był jej dzień. Widząc, że elf z kimś rozmawia, wyskoczyła przez okno.
I wylądowała w krzakach… trochę zadrapań, trochę bolesnych ukłuć, trochę rozerwanego materiału. Na szczęście magiczny płaszcz był wytrzymalszy i nie został naderwany tak jak reszta jej stroju.
Po krókim szamotaniu się z kolczastym krzaczorem El wreszcie była wolna i wyglądała pod płaszczem jak siedem nieszczęść. Postanowiła udać się już prosto do pokoju. Nadal unikając ludzkich oczu, ale tym razem po to by nikt nie zauważył jej w tym stanie. Odbierze koszyk.. wróci do pokoju.. wymyje się… Kąpiel stała się marzeniem, które zmusiło ją do przyspieszenia kroku.


W końcu… dotarła do pokoju. Otworzyła drzwi i…
- Co ci się stało?! Wyglądasz jakby napadło cię stado wściekłych kotów!- takimi słowami powitała ją Frolica.
- Długa.. historia… miałaś rację co do Waynecroft. - El zdjęła płaszcz odsłaniając zniszczona sukienke. - I wpadłam w krzaki.. wymyję się dobrze? Zaraz przyjdę.
- Zaciekawiłaś mnie… czekam na baardzo dokładny raport z waszych rozmów.- odparła żartobliwie rogata.
Elizabeth przytaknęła, wzięła szlafrok i maść na okaleczenia i udała się pod prysznic. Jakby nie patrzeć miała jeszcze piersi do nasmarowania.
O tej porze większość pokojówek już skończyła swoje obmywanie, toteż El w spokoju mogła zabrać się za kąpiel i wcieranie przyjemnie łagodzącej maści. Spęczyła dłuższą chwilę pod prysznicem rozgrzewając obolałe ciało. Wytarła się nucąc już. Czuła ulgę po gorącej kąpieli i teraz na spokojnie wsmarowała maść w swoje piersi i pupę. Okryła się szlafrokiem i wróciła do pokoju.
Frolica także w szlafroku już przygotowywała dla nich posiłek i uśmiechając się zażądała.
- Opowiadaj, opowiadaj o wszystkim.-
Morgan odłożyła zniszczone ubrania i nalała im wina do kubków.
- No więc… Almais poprosiła mnie o to bym była jej pokojówką… - Elizabeth zaczęła opowieść streszczając diablicy jej spotkanie z Waynecroft.
- Interesujące… - zamruczała lubieżnie rogata.- … szkoda że nie widziałam was podczas tego karania. Z pewnością był to ekscytujący widok.
- Myślę, że Waynecroft zadbała o to by nikt nie miał widoków na jej piwniczkę. - El zaśmiała się. - A potem udałam się do Clarice.. było późno więc szłam między krzakami no i proszę. - Czarodziejka wskazała na zniszczoną sukienkę i upiła nieco wina. - Niebawem mam dostać nową umowę.
- I się wyprowadzisz. A u tej Clarice musiało być przyjemnie. Długo cię nie było. - odparła rogata ze śmiechem.
- Powiedziałabym raczej że długo próbowałam. - Morgan uśmiechnęła się. - Ale było przyjemnie.
- A w piwniczce madame Waynecroft też było przyjemnie? Podobało ci się?- zamruczała lubieżnie Frolica.
- Było ciekawie… ale chyba wolę także być zaspokojona. - El zaśmiała się i spojrzała z zaciekawieniem na diablicę. - A ty chciałabyś tak?
- Jeśli sobie zasłużysz… to będziesz. I tak… mnie to rozpala, bardzo…- wzruszyła ramionami Frolica popijając wino.
- Nie wiem czy u Waynecroft można na to zasłużyć. - Morgan opróżniła swój kubek. - Jedno jest pewne czuję się obita…. Jeszcze to spanie na podłodze. - El westchnęła i dolała im obu wina opróżniając butelkę.
- Pomysłowa… - zachichotała diabliczka nie przerażona taką wizją.
El pokręciła z niedowierzaniem głową. Kusiło by znów powiedzieć Frolicy by spróbowała, ale ile można? Upiła spory łyk czując jak alkohol uderza w jej zmęczoną głowę.
- Ciężki dzień za tobą? - zamruczała rogata i dodała ze śmiechem.- Ale to się wkrótce skończy, skoro będziesz osobistą pokojówką tej Almais.
- Może… nie wiem na ile będzie mnie eksploatować wieczorami. - El uśmiechnęła się. - A ty też z kimś spróbujesz?
- Może. Kto wie. - odparła rogata po namyśle i spojrzała podejrzliwie na czarodziejkę.- Tylko mnie z nikim nie swataj. Jestem dużą dziewczynką. Poradzę sobie.
- Dobrze… dobrze. - El już nauczyła się po Waynecroft że nie warto próbować.
- Poza tym… możliwe że już znalazłam… więc trzymaj za mnie kciuki. - zaśmiała się Frolica przeciągając się.
- Będę. - Czarodziejka uśmiechnęła się ciepło. Naprawdę chciałaby Frolica była tu szczęśliwa. Ona… była tu jednak tylko na chwilę. Pocieszał ją więc fakt, że rogata bynajmniej nie wyglądała na nieszczęśliwą, czy nawet zmartwioną potencjalną “przeprowadzką” panny Morgan.
- No to teraz robimy lulu? Skoro ty zmęczona jesteś?- zapytała wesoło diabliczka.
Elizabeth zrobiła zaskoczoną minę.
- Naprawdę? Tak.. tak po prostu spać? - Rzuciła żartobliwie.
- Jeśli jesteś zmęczona, to ja nie mam cię zamiaru budzić pomiędzy pocałunkami.- odparła figlarnie rogata. Oblizała usta językiem spoglądając w oczy czarodziejce. - Chyba że udowodnisz mi że jest jeszcze w tobie… ochota.
- Waynecroft mnie obiła, Clarice spławiła… - El westchnęła, a jej noga powędrowała do łydki diablicy. - Nawet nie wiesz jak stęskniona jestem.
- Nie widzę nie widzę… - mruknęła rogata owijając nogę czarodziejki ogonem i wodząc po niej pieszczotliwie.- Całkiem spokojna i opanowana jesteś. El zamruczała, a jej noga powędrowała dalej w kierunku łona diablicy.
Ta złośliwie je zasłoniła zakładając nogę na nogę i zerkając na pannę Morgan.
- Rozbierz się…- zażądała bezczelnie i prowokująco powiodła czubkiem ogona po udzie El.
El siedząc nadal poluzowała szlafrok i zsuneła go z ramion odsłaniając nagie ciało.
- No już… bardziej ci wierzę. - odparła diabliczka a jej oczy zalśniły.- Chcesz bym cię dziś zniewoliła?
- Chyba.. wolałabym ostry seks. - Elizabeth czuła jeszcze resztki bólu po zabawach ze swoja przełożoną.
- Szkoda…- zaśmiała się rogata i przekrzywiając głowę spytała.- Aż… tak cię wymęczyła?
- Sprawne ma rączki i wąski bat. - Morgan naparła stopą na krocze diablicy, która w końcu dała jej tam dostęp.
- Mhmm… niech ci będzie… pokaż więcej…- wyszeptała lubieżnie Frolica.
El niechętnie cofnęła nogę i wstała z krzesła prezentując swoje ciało.
Teraz to ogon diabliczki przesunął się między udami nagiej czarodziejki muskając jej wrażliwy zakątek.
- Ponoć chciałaś ostro.- zamruczała rogata.
- Yhym.. - Biodra Morgan poruszyły się sprawiając, że jej kobiecość otarła się o ogon Frolicy.
- W takim razie się tym zajmiemy.- rogata zsuwając z siebie szlafrok, podeszła do Elizabeth. Chwyciła ją za włosy, szarpnęła odciągając głowę do tyły i kąsając szyję kiełkami. Dłoń diabliczki zacisnęła się na krągłości piersi, a ogon wbił się niczym grube twarde żądło prosto w kwiat kochanki.
Elizabeth jęknęła głośno. Czuła jak mimo bólu jej wygłodniały kwiat obejmuje atakujący go oręż.
- Właśnie…- wymruczała rogata liżąc ukąszoną szyję, ściskając mocno pierś dłonią i poruszając gwałtownie ogonem w delikatnym obszarze uwięzionej w objęciach dziewczyny.- Będzie boleśnie… i głośno.
Elizabeth pojękiwała coraz głośniej czując jak gwałtownie zbliża się na szczyt. Jej wygłodzone ciało intensywnie reagowało na te ataki i już wkrótce wycisnęło z ust Morgan głośny okrzyk szczytu.
- Teraz twoja kolej… sprawić mi przyjemność.- mruknęła diabliczka puszczając drżącą przyjaciółkę i odsuwając się do tyłu. Ogon leniwie wysunął spomiędzy ud, a końcówka powędrował do ust Frolicy, która oblizała ją językiem.
Morgan oparła się czołem o ramię diablicy łapiąc oddech.
- Jakieś życzenia? - Wyszeptała wprost w czerwoną skórę.
- Mhmm…- stwierdziła rogata siadając na łóżku i szeroko rozchylając szeroko uda.
- Podejdź tu do mnie niewolnico i zaspokój swoją panią.- zachichotała prowokująco.
Elizabeth podeszła do niej i przyklęknęła pomiędzy udami diablicy.
- Paluszki czy wargi? - Spytała żartobliwie.
- Wiesz, że wolę twoje usteczka. - wyszeptała rogata końcówką ogona oplatając pierś kochanki.
Morgan przytaknęła i złożyła na kobiecości kochanki pierwszy pocałunek, potem kolejny, a potem do tych pieszczot włączył się jej język.
- Właśnieee… - jęknęła rozpalonym głosem rogata poddając się dotykowi panny Morgan i drżąc od emocji oplotła nogami szyję kochanki. El przywarła mocniej ustami do kwiatu kochanki ssąc go mocno.
- Ooo tak… oo… tak...tak…- pojękiwała rozpalonym głosem Frolica dociskając Elizabeth do swojego ciała. Jej palce wsunęły się między pukle czarodziejki. - Jeszcze trochę.
Elizabeth ssała coraz mocniej i sięgała językiem zagłębiajac swoja twarz pomiędzy płatki diablicy. Aż w końcu jej wysiłki zatriumfowały, a rogata kochanka położyła się na łożu wyginając w łuk i dochodząc intensywnie i głośno.
- Będę… tęsknić. - wymruczała lubieżnie i czule.
- Wiesz gdzie mnie znaleźć. - El oblizała się i uniosła się, kładąc się na kochance. - Też będę tęsknić.
- Wiem… ale czy będziemy miały czas na spotkania?- zapytała retorycznie diabliczka wodząc ogonem po pośladkach leżącej na niej kochanki.
- Jak nie będziemy miały.. to nie będziemy też tęsknić. - Morgan mrugnęła do Frolicy i pocałowała ją namietnie.
- Zakładasz że będziemy miały przyjemnie zapełniony kalendarz. Niemniej jesteśmy pokojówkami… choć najczęściej wykonujemy pracę sprzątaczek. - westchnęła diabliczka wzdychając ciężko.
- Też prawda. - El ułożyła się wygodnie między piersiami diablicy.
- Więc będę tęsknić, a ty? Zabierzesz mnie jeszcze do swojej rodziny? Obiecuję, że będę bardziej niegrzeczna.- zaśmiała się Frolica.
- Bardzo chętnie. - Morgan uśmiechnęła się przymykając oczy i wtulając powieki w czerwoną skórę.
- Może pójdziemy już spać?- zaproponowała kochanka czarodziejki.
- Nie musisz mnie dwa razy przekonywać. - El zaśmiała się i naciągnęła na nie kołdrę.
 
Aiko jest offline  
Stary 04-12-2020, 11:30   #59
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Poranek zaczął się wcześnie i od trzech lokum do sprzątania. Jednym z nich było mieszkanie nekromantki Leatheres znanej dobrze El. Kolejne dwa były nowościami. Frolica obudziła się wcześniej i już zapewne myła się we wspólnej dla pokojówek łazience, bo panna Morgan obudziła się sama w pokoju. Morgan szybko sięgnęła po księgę by obejrzeć swoje zaklęcia. Nie czuła potrzeby by zapamiętywać jakieś nowe ale lubiła sobie je przypomnieć nie mając wprawy. Dla niepoznaki wzięła też książkę od Clarice.
Frolica wróciła po kilkunastu minutach już w szlafroku i spytała Elizabeth susząc włosy.
- Co tam czytasz?
- Podręcznik z historii. - Elizabeth pokazała książkę, wstając z łóżka i zabierając się za śniadanie.
- Ach… że też ci się chce czytać takie rzeczy.- mruknęła rogata zasiadając do posiłku.
- Bo są ciekawe. - Morgan zapaliłą ogień pod samowarem i już po chwili usłyszały przyjemne pyrkanie gotującej się wody. - Zdradzisz do kogo będziesz starać się dostać?
- Do nikogo. Osoba o której wspomniałam wczoraj nie jest wykładowcą na uczelni.- odparła żartobliwie Frolica.
- Ooo… - Morgan przyjrzała się jej zaskoczona. Zalała wrzątkiem kawę i przysiadła się do diablicy. - To co tam kombinujesz?
- Nazywa się Hieronymus i jest wysoko postawionym członkiem pewnej gildii i ma narzeczoną z koneksjami, której nie kocha… - wyjaśniła enigmatycznie Frolica i wzruszając ramionami dodała.- .. ale wiesz… polityka gildii i takie sprawy. Ją też poznałam, miła osóbka… niespecjalnie przejmuje się wybrykami swojego narzeczonego o ile… cóż… nikt o nich nie usłyszy.
- Och.. czyli idziesz tam na pokojówkę. To będę mocno trzymać kciuki. - El wstałą i nalała im kawy. - A co za gildia?
- Niezupełnie. Nadal pozostaję tutaj. Na razie trochę zapoznałam się z Hieronymusem i spotkałam jego narzeczoną. Ot… trochę rozmawialiśmy i… raz testowaliśmy wody. A nazwy gildii podać ci nie mogę. Acz mogę rzec, że zajmują się produkcją magicznych ostrzy. Głównie na wojskowy użytek. - wyjaśniła cicho.
- Och.. jasne. - El dosiadła się do diablicy i zabrała za jedzenie. - Ja pewnie jeszcze poodkładam pieniądze, mam propozycję przekazania kilku swoich prac do gildii krawieckiej do wglądu.
- A masz już te projekty przygotowane?- zapytała zaciekawiona Frolica.
- Mam dwa gorsety, które czasem noszę, kilka par majtek, ze dwie trzy pary pończoch. - El zamyśliła się. - Pewnie dobrze by było uszyć coś bardziej ekstrawaganckiego.. ale potrzebuję pieniędzy na tkaninę.
- Nie sądzę żeby noszone rzeczy można uznać za projekty… powinnaś uszyć coś nowego do zaprezentowania.- oceniła rogata.
- Na razie czasu mi brak. - El westchnęła.-Dziś chcę się udać do mojej dawnej szefowej. Może mi odpali co nieco za pozowanie.
- Powinna. Nie masz powodu pracować za darmo. - odparła czerwonoskóra głośno. - Nie daj się wyzyskiwać.
- Też prawda. - El zaśmiała się. - Ale to bardzo przekonywująca osoba. Dobra, ubieram się i ruszamy.
Wstała od stołu, wcisnęła się w komplet czerwonej seksownej bielizny i zabrała za wciąganie na to kostiumu pokojówki.


Na pierwszy ogień poszedł znany już pokojówkom pokój nekromantki. Tym razem było tu spokojnie… jedynie trzeba było posprzątać ślady uczty ze stołu i przebrać pościel w sypialni.
- Ty sypialnię ja stół, czy na odwrót?- zapytała Frolica.
- Mogę zająć się pościelą, może rozruszam nieco te obolałe miejsca. - Mrugnęła do diablicy i ruszyła w kierunku łoża by się nim zająć.
- Baw się dobrze. - odparła Frolica wystawiając język żartobliwie.
El przytaknęła i przeszła do sypialni. Podeszła do łóżka i zabrała się za rozściełanie. Robota szła szybko, nawet jeśli była nudna, wkrótce El zmieniła pościel i cóż… mogła dołączyć do rogatej sprzątającej resztki po uczcie. Naszykowała ścierki i wiadro z wodą do wymycia stołu i zabrała się za to gdy tylko rogata skończyła.
Frolica już szykowała nowy obrus na stół.
- Zabalowała z kimś dzisiaj. Znalazłam majtki pod stołem i niedopite wino doprawione sporą dawką lubczyku.- skomentowała sytuację przy okazji.
- Cóż.. oni chyba nie mają nic innego do roboty. - El nachyliła się. - Myślisz, że z jakimś nieumarłym?
- Nieumarłym… no wiesz… nie unosi się. - zaśmiała się rogata figlarnie. Nawet wampirom? Przecież Simeon był dowodem, że było inaczej. A może nie był ? Właściwie to nawet on sam nie wiedział skąd się biorą tacy jak on.
- Och… - El przyjrzała się diablicy zaskoczona i zamyślona zarazem. - Niby my radzimy sobie bez tego.
- Z tego co słyszałam nieumarli nie odczuwają potrzeb takich jak my. Nie muszą jeść, pić, spać… ani figlować. Pewnie też nie odczuwają przyjemności z tych potrzeb. - zamyśliła się rogata pracując przy sprzątaniu stołu.
- Ciekawe… pewien znany mi barman wygląda nieco jak nieumarły, ale.. chyba niewłaściwe byłoby go spytać. - El wycisnęła szmatę do wiadra i zawiesiła ją na jego krawędzi.
- To lepiej go nie pytaj. Tworzenie nieumarłych jest zakazane, a ci którzy istnieją są zwykle niszczeni na miejscu.- odparła wesoło rogata pokojówka.
- Ruszamy dalej? - Morgan szybko zmieniła temat. - Co teraz?
- No… ruszamy dalej. Kolejne pomieszczenie.- wesoło odparła Frolica. I opuściły te mieszkanie.


Kolejne było pełne różnych kryształów i kawałków skał. Każdy na postumencie, każdy podpisany i opatrzony krótką adnotacją. Każdy… wymagający wytarcia. Na ścianach były różnego rodzaju mapy geologiczne, a stół w gabinecie był ciężki masywny i przystosowany do wzrostu krasnoluda. Zgodnie z pozostawionymi im wskazówkami, pokojówki miały wypucować podłogę w gabinecie, odkurzyć wszystkie (liczne) eksponaty i przepuścić wodę przez masę filtracyjną… zaraz… co?
Czym właściwie była ta masa filtracyjna?
Jak się okazało postawionym długich nóżkach mosiężnym cylindrycznym kanistrem zawierającym… ową masę filtracyjną. Czym ona była, tego dowiedzieć się nie dało. Bo wieczko cylindra było przyśrubowane. Należało przelać przez cylindrem 5 litrów wody czekając aż ona przepłynie przez niego i ścieknie do misy pod cylindrem. Następnie należało wylać misę do ubikacji w łazience. Nie dało się tego zrobić na raz. Należało przelewać po litrze. Tak przynajmniej pisało na instrukcji zamontowanej na kanistrze.
- Magowie i ich wymysły.- sapnęła gniewnie rogata.
- To co, spróbujesz z kurzem, a ja podźwigam wiadra z wodą? - Elizabeth udała także zirytowaną, ale prawda była taka, że niesamowicie ją fascynowało to urządzenie.
- Nie odmówię ci tej przyjemności.- odparła żartobliwie rogata biorąc się za miotełkę do kurzu i ruszając ku pierwszemu eksponatowi.
- Pamiętaj że to był twój wybór.
Elizabeth machnęła ręką i zabrała się za nalewanie wody. A rogata zabrała się za czyszczenie kawałków skał pogwizdując. Woda wlewała się przez specjalny otwór u góry i szumiąc… z pewnością spływała w dół… bardzo powoli. Musiała napotykać jakiś opór, bo trochę jej zajęło dotarcie na dół. I ściekała brudna i śmierdząca wilgocią… W zasadzie to cuchnęła jak kanały, które czarodziejka zwiedzała podczas swojej misji. El westchnęła ciężko i wyniosła wiadro z brudną wodą, wypłukała je i wróciła by powtórzyć cały proces. Była ciekawa po co właściwie to robi, ale obawiała się, że nie dane będzie jej spytać. Przyjrzała się nawet instrukcji i tytułom książek na półkach licząc na jakąś podpowiedź.
Część z nich dotyczyła skał i gleb, inne dotyczyły żył wodnych i rozmieszczenia.Inne geografii okolice. Najważniejsze, bo stanowiące większość pozycji na półkach,dotyczyły sztuki geomancji. Elizabeth przyjrzała się napełnianej butli. Może to miało związek z jakimiś żyłami wodnymi… cokolwiek to było. Zgarnęła kolejna wiadro z brudną wodą, by po chwili wrócić z czystą. Ciekawa też była co z tym wszystkim wspólnego miała geometria… może zapytać profesora na następnej lekcji?
Tymczasem rogata kończyła sprzątanie kolejnych eksponatów miotełką do kurzu i niechętnie patrzyła na podłogę, którą przyjdzie im umyć. El zabrała się za przelewanie trzeciego wiadra.
- Jak ci tam idzie? - spytała głośno Frolica.
- Powoli… potwornie śmierdzi. - Czarodziejka wlała ostatnie wiadro i czekała aż wypłynie z niego woda.
- Sama tego chciałaś.- odparła ze śmiechem rogata.
- Jestem strasznie ciekawa jak to działa. - El przyznała się do swoich przemyśleń, po czym zgarnęła pełne wiadro. - Jakby co to było ostatnie.
- Pewnie magicznie.- oceniła Frolica podchodząc do czarodziejki.- Ja już skończyłam.
Po chwili El wróciła z łazienki z pustym wiadrem.
- To ja też. To co teraz?
- Trzecie mieszkanko do sprzątnięcia i mamy spokój na dziś. No chyba że dostaniemy jakieś dodatkowe zlecenie.- oceniła diabliczka i dodała.- Będziemy musiały wyjść poza budynek sądząc po adresie.
- O.. a gdzie? - El zebrała ich sprzęt do sprzątania i przysunęła się do diablicy by zerknąć na karteczkę.
- Nie bardzo wiem…- odparła Frolica podając listę, a spojrzawszy na ostatni adres El przekonała się że dla niej jest on znajomy. Tam ostatnio zaniosła list.
- Och… wiem gdzie. - El uśmiechnęła się do diablicy. - Ostatnio ktoś wrzucił zły list do mojej skrzynki i tam go odniosłam. A podobno tamten czarodziej nie lubi korzystać z pomocy z zewnątrz.
Czarodziejka poprowadziła swoją przyjaciółkę do znanego jej mieszkania.
- Najwyraźniej zmienił zdanie. Musiałaś być przekonująca.- oceniła rogata ze śmiechem, podążąjąc za El.
- Rozmawiałam z jego pomocnicą. Bo to ona odebrała list i wyraźnie nie była w stanie zapanować nad tamtejszym chaosem. - Morgan uśmiechnęła się do diablicy. - A jakie masz plany na wieczór?
- Jeszcze nie wiem… chyba żadnych konkretnych.- odpowiedziała Frolica.
- Ja wybieram sie do mojej dawnej pracodawczyni, ale wrócę na noc. - Morgan otworzyła drzwi drugiego budynku i poprowadziła do odpowiedniego mieszkania.
- A po co do niej?- zapytała rogata, gdy obie dochodziły do drzwi.
- Zapozować i nieco dorobić. Jest artystką. - El uśmiechnęła się i zapukała do drzwi.
- Zapozować… do obra…- rogata przerwała, bo drzwi się otworzyły i stanęła w nich znajoma El dziewczyna. Spojrzała na obie pokojówki i odsunęła się nieco wpuszczając je i mówiąc.- Podłogi trzeba umyć, dokumenty posprzątać, półki odkurzyć.
- Oczywiście. - Morgan uśmiechnęła się do dziewczyny. - To może zajmę się dokumentami i półkami, czy mogę prosić o dokładne instrukcje?
- Tak. Będą instrukcje. Od groma.- westchnęła drobna kobieta. - Dla mnie. Bo ja muszę nadzorować każdy wasz krok. I pilnować co byście nie namieszały.
- Czy to tyczy się też podłóg? Bo jak nie to Frolica, mogłaby je wymyć. - El wskazała na towarzyszącą jej diablicę.
- Podłóg akurat nie… ale dokumenty i półki jak najbardziej. - stwierdziła asystentka po chwili namysłu.
- To chodźmy. - El uśmiechnęła się do Frolicy dając jej znać by ta przystąpiła do mycia, a sama podążyłą za przedstawicielką gospodarza, zerkając jeszcze raz z zaciekawieniem na wiszący w gabinecie obraz.
- Te tutaj, te tutaj, te tutaj. - nie miała za bardzo czasu na oglądanie. Asystentka bowiem od razu zaczęła nią rządzić, pokazując gdzie i jak ma kłaść zwoje i księgi. I które półki zacząć czyścić wpierw.

Elizabeth zakasała rękawy i przystąpiłą do pracy, z zaciekawieniem zerkając na tytuły ksiąg czy widoczne fragmenty zwojów. Gdy tylko odsłaniała fragment powierzchni wycierała dokładnie kurze i brała się za układanie.
Asystentka nie przeszkadzała jej za bardzo, podążała jedynie za nią wzrokiem i wydawała polecenia od czasu do czasu. Niemniej wymuszała przy tym pośpiech, więc El nie mogła się za bardzo skupić na tytułach, a tym bardziej zapoznać ze zwojami.
Miała jednak nadzieję, że uda się jej dowiedzieć czym zajmuje się mieszkający tutaj mag.
- Rzeczywiście to miejsce potrzebowało dużo troski. - Uśmiechnęła się do czarodziejki w okularach, nawiązując do ich poprzedniej rozmowy.
- Cóż poradzić… ja się muszę tu o wszystko troszczyć. - narzekała asystentka zerkając na pupę El, zapewne dlatego że nie miała nic ciekawszego do oglądania tutaj. Frolica pucowała podłogi w pokoju obok.
- Współczuję. - Czując owo spojrzenie na swych pośladkach, Elizabeth wypięła się nieco mocniej sięgając po kilka zwoi. - Nie wiem czy powinnam ale… czy się zajmuje gospodarz, tego mieszkania? Taka ilość swoi.. nie jest częsta.
- Wieloma projektami. Wieloma tajnymi projektami. - wyjaśniła czarodziejka zerkając na pupę pokojówki założywszy nogę na nogę i poruszając nimi nerwowo.- Poza tym… jest na warunkowym.
- Warunkowym? - Morgan postarała się by owo pytanie było jakby od niechcenia, gdy przykucnęła, odsłaniając nieco więcej nogi w podwiązce.
- Mmm…- odparła asystentka wodząc spojrzeniem po nodze El wyraźnie rozkojarzona widokami. Z pewnością nie zauważyłaby dyskretnie rzuconego czaru. - Miał proces za swoje wybryki w przeszłości i jest warunkowo na wolności.
- Och… to wobec tego dobrze, że ma Panią. - Elizabeth podeszła do dziewczyny z jedną z kilkoma księgami trzymając je tak by zwrócić uwagę na znajdujący się odrobinę wyżej biust. - Na pewno o niego zadbasz. Gdzie to odłożyć?
- Ciężko zostać asystentką…- odparła drobna kobietka zerkając na dekolt El.- Wymaga wielu wyrzeczeń.
Spojrzała na księgi i zamyśliła się dodając.- Te tam trzeba odłożyć.
- Och naprawdę? - Elizabeth odłożyła księgo stając na palcach i jakby niechcący zahaczając spódnicę, tak by asystentką maga mogła się upewnić, że na sobie ma podwiązki nie rajstopy. - Większość magów, którym pomagamy.. nie miała asystentek.
- Cóż… - rzekła asystentka wodząc spojrzeniem po zgrabnej nodze El, poprawiła melonik na głowie. -... asystentki nie są popularne. Bo im się płaci. Lepiej wykorzystać uczniów… za darmo, bo to część nauczania.
- A jakie są wyrzeczenia? - El poprawiła sukienkę i zabrała się za zbieranie kolejnych papierów z podłogi, prezentując czarodziejce swoją pupę.
- Wyrzeczenia…- El poczuła jak stopa obuta w trzewiczek zahacza “przypadkiem” o jej udo i pupę. -.. cóż… tracisz sporo czasu dla siebie i nieco prywatności. Ale to i pewnie osobiste pokojówki… też tracą.
- Och… my i tak mieszkamy po dwie.. więc ciężko tu mówić o prywatności. - Elizabeth niby niechcący naparła pupą mocniej na trzewik. Przez chwilę asystentka zawahała się, ale potem nadal niechcący wodziła trzewikiem pośrodku pupy panny Morgan.
- Ha… ale ja wychodzę tylko na pospieszne zakupy. Minęły miesiące odkąd mogłam sobie pozwolić na wycieczkę do kawiarni. A lata odkąd byłam na randce.- odparła ironicznie asystentka. - Niby to on ma warunkowe, a to ja czuję się jak więzień.
- Obawiam się, że mogę zaproponować jedynie kawę przyniesioną z kuchni i moje towarzystwo. - Elizabeth uśmiechnęła się do asystentki i odłożyła na półkę pozbierane zwoje.
- Nie chcę cię zanudzać i nie mogę zaoferować zbyt wiele czasu czy rozrywek.- odparła ze śmiechem drobniutka kobieta.
- Jednak chwila na wypicie kawy, chyba się znajdzie? - Morgan uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny w okularach. - Według mnie każdy powinien choćby chwilę móc odpocząć.
- Z pewnością… mogę znaleźć czas. Clara Sharke.- rzekła w odpowiedzi asystentka.
- Elizabeth Morgan. - Czarodziejka zabrała się za wycieranie półek, kręcąc pupą na oczach asystentki, po czym na chwilę obejrzała się na nią. - To, może jak tu skończymy, skoczę po kawę?
- Czemu nie. - wymruczała Clara spoglądając na pośladki El, przeciągnęła się lekko i dodała.- Przyda mi się przerwa. I kawa.
El przytaknęła, szybko dokończyła swoją pracę i dała znać Frolicy, że jeszcze przyniesie asystentce kawę, a ona ma wolne. Pomogła diablicy odnieść przybory do sprzątania i skoczyła do kuchni po kawę i może jakieś ciasteczka, jeśli szefowa kuchni pozwoli.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-12-2020, 21:19   #60
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
W kuchni została ofuknięta przez półorczycę, ale dostała i kawę i owsiane ciasteczka. Gdy wróciła z powrotem… Frolicy już nie było. Nie dokończyła szorowania podłogi, więc reszta zadania spadała na barki El. Morgan ustawiła na stoliku kawę i ciasteczka i zabrała się za kończenie mycia podłogi.
Clara przyglądała się temu popijając kawę i przewracając kartki jakiejś księgi. Od czasu do czasu El czuła obcas jej trzewika delikatnie i lubieżnie pocierający jej pupę.
- Czy to przyjemna lektura pani? - El czując jak trzewik napiera na jej pupę, zakołysała pośladkami.
- Taka sobie… stare receptury.- mruknęła Clara śmielej masując pośladki El trzewikiem i napierając obcasem na obszar między pośladkami pokojówki.
Morgan zamruczała lubieżnie. Wrzuciła szmatę do kubła i oparła się obiema dłońmi na podłodze poddając się tej pieszczocie.
- Może… masz więc Pani ochotę na coś innego?
- Nie jestem za bardzo zainteresowana… kobietami.- wymruczała Clara, choć jej czyny temu zaprzeczały. Jej trzewik sugestywnie masował obszar między pośladkami El.- I choć uważam cię za bardzo ładną i bardzo… kuszącą osóbkę, to nie mogłabym się w tobie zakochać. Rzecz jednak w tym, że jestem bardzo znudzona i bardzo zdesperowana. Mam nadzieję że to nie problem? Nie chciałabym cię urazić dając fałszywą nadzieję na… płomienny romans.
El obejrzała się na siedzącą kobietę.
- Pani… nie wierzę w coś takiego jak płomienny romans między pokojówką a magiem… ale może być nam bardzo przyjemnie, prawda? - Uśmiechnęła się ciepło.
- Mam wrażenie że może…- obcas mocniej począł pocierać wrażliwy obszar między pośladkami czarodziejki, lekko naciskał tam gdy Clara popijając kawę przyglądała się pokojówce. - Czy mi się wydaje tylko, czy też lubisz ostrzejsze traktowanie i zabawy?
- Tak… to bardzo… podniecające. - El uśmiechnęła się ponad ramieniem.
- Ja… czytałam wiele razy o czymś takim, ale nie miałam okazji… spróbować. Podwiń spódnicę, przeszkadza. - zająknęła się Clara pobudzona faktem, iż jej fantazje mogą się urzeczywistnić.
- Yhym… - Morgan podwinęła spódnicę nadal klęcząc na podłodze. Odsłoniła koronkowe majtki i pasujące pończochy.- To były… te przyjemne lektury?
- Bardzo rozpalające…- przyznała Clara pocierając obcasem obszar majteczek El lekko go wciskając. A bardziej naciskając rytmicznie, bo obcas był za szeroki.
- To co czynisz… też jest bardzo rozpalające. - Morgan czuła jak w jej kobiecości zbiera się wilgoć a z podbrzusza promieniuje gorąc.
- Mnie też rozpala…- mruknęła cicho Clara mocniej naciskając obcasem.- Majtki zdejm.
Elizabeth zsunęła bieliznę z pupy odsłaniając zaczerwienione już pośladki i wilgotną kobiecość. A Clara zaczęła naciskać obcasem na odsłonięty obszar pupy. Jej ciężki oddech świadczył o narastających pragnieniach.
- Mam… pani ja… obcas jest chyba za duży. - Elizabeth drżała intensywnie z coraz większym trudem utrzymując się na czworaka.
- Wiem… nie wcisnę go. Nie martw się…- wymruczała rozpalonym głosem Clara nie zaprzestając zabawy. - Jesteś cała moja, prawda? Całkowicie posłuszna?
- Tak. - Elizabeth zamruczała lubieżnie. Czuła jak jej ciało zaczyna domagać się wypełnienia.
- Możesz… rozebrać się do bielizny?- zapytała cicho Clara nie przestając poruszać trzewikiem ocierającym się lubieżny obszar pupy pokojówki.
- Tak. - Morgan przytaknęła ponownie i wstała z klęczek by zacząć zdejmować z siebie ubranie. - Ale sugerowałabym zamknięcie drzwi.
Clara zachichotała nerwowo, a potem przytaknęła. I ruszyła w kierunku drzwi, by je zamknąć na klucz. A potem oparta o nie przyglądała jak El się rozdziewa. Morgan zdjęła sukienkę stanowiącą jej strój roboczy, odsłaniając znajdującą się pod nią koszulę, pończochy oraz nagą kobiecość. Potem zdjęła też koszulę i stanęła przed asystentką jedynie w pończochach i gorsecie unoszącym jej piersi. Uśmiechnęła się zalotnie do Clary.
- Na co teraz masz ochotę Pani?
- Jesteś bardzo ładniutka…- wymruczała Clara chichocząc nerwowo i nie bardzo wiedząc co zrobić z dłońmi.- Czytałam o takich… sytuacjach, ale nie sądziłam że znajdę się w jednej z nich. Może pójdziemy do mnie do pokoju?
- Cała przyjemność po mojej stronie. - El zaśmiała się, a jej biust zakołysał się przy tym, wychylając się nieco mocniej z gorsetu. - To zbiorę swoje rzeczy gdyby ktoś jednak przyszedł.
- Oczywiście…- mruknęła cicho Clara się czerwieniąc.
Morgan zebrała swoje rzeczy i trzymając je w dłoniach podeszła do drugiej kobiety, przysuwając się blisko.
- Czy mogę cię pocałować? - Uśmiechnęła się lubieżnie do swojej nowej kochanki.
- Tak… oczywiście… powinnyśmy… czekaj… wezmę stołek. - dodała zawstydzona czarodziejka, bo Clara sięgała głową do biustu El.
- Nie ma takiej potrzeby. - Morgan klęknęła przed nią, odłożyła swoje stroje, pochwyciła twarz drugiej kobiety i pocałowała ją gorąco.
- Och…- wymruczała zaskoczona kobieta rozkoszując się pocałunkiem i znów nie wiedząc co zrobić z rękami. Ostatecznie zaczęła muskać palcami wystające z gorsetu piersi.
- Eeemm… nie spodziewałam się że to będzie takie przyjemne… czuję się taka gorąca tam poniżej.- mruknęła wstydliwie.
- Czyli jednak mam szanse na płomienny romans? - El mrugnęła do asystentki. - To może… przeniesiemy się do tej sypialni?
- No nie wiem jak będzie z tym romansem… czy jestem… czy aż tak ci się podobam?- po tych słowach pokazała palcem drzwi.- Tam mieszkam, pokój ciasny ale własny.
- Jeśli mogę coś doradzić… - Morgan podniosła się, zbierając swoje rzeczy i chwyciła dłoń asystentki. - Nie przejmuj się tym teraz… mamy chwile dla siebie to skorzystajmy.
Pociągnęła kobietę w kierunku jej pokoiku, zatrzymała się jednak przed drzwiami, nie chcąc ich otwierać samodzielnie.
- Ja też myślę, że tak najlepiej będzie.- odparła asystentka otwierając drzwi do małego i nieco zagraconego pokoiku oświetlanego przez małą lampę naftową. Było tam kilka pudeł wypełnionych książkami i notatkami, wąskie i małe łóżko. Nieduże biurko również zagracone i szafa na ubrania.
- Rozgość się. - rzekła Clara zdejmując melonik z głowy i wieszając na wieszaku.- Przepraszam za bałagan. Nie planowałam mieć dziś gości… choć… ty jesteś… bardziej moją żywą zabawką.
Zachichotała nerwowo mówiąc ostatnie słowa.
- Tak. - El odłożyła z boku swoje ubrania i usiadła na łóżku. - Co mam zrobić Pani?
- Możesz… się podotykać… tam… gdy będę się rozbierała… no chyba że mój widok nie będzie podniecający.- mruknęła nieśmiało Clara wskazując palcem podbrzusze pokojówki.
- Czemu miałby nie być? - El przesunęła palcami po swych piersiach, brzuchu ukrytym w gorsecie i zaczęła wodzić palcami po swej kobiecości obserwując asystentkę.
- Sama się przekonasz…- westchnęła czarodziejka wieszając marynarkę pod kapeluszem, rozpięła też zewnętrzny skórzany gorset kryjący z tyłu 4 kieszonki na fiolki z eliksirami, obecnie tylko dwie były pełne. Potem zsunęła się suknia odsłaniając odrobinę zgrabnych nóg… resztę ukrywały szare pantalony. Co ciekawe nosiła siateczkowe pończochy też, doczepiane do nich tasiemkami.
- Nie noszę takie ładnej bielizny jak ty.- przyznała kręcąc pupą, niewidoczną pod tymi pantalonami.
- Nie liczy się bielizna tylko to co kryje. - El zamruczała i zanurzyła palce w swej kobiecości nie odrywając wzroku od czarodziejki.
- Oby…- zamruczała zawstydzona Clara rozpinając koszulę i odsłaniając zgrabną parę piersi. Może nie tak dużych jak panny Morgan, ale prężyły się dumnie w podnieceniu. Potem zabrała się za rozwiązywanie tasiemek przy pantalonach, by odsłonić małą pupę oraz wilgotną pożądaniem kobiecość. Mimo że nie była gnomką, wydawała się taka malutka, gdy szła prawie naga ku El.
- Jesteś piękna… nie masz się czego wstydzić. - El zabrała palce by pokazać Clarze jak sama jest mokra.
- To dobrze… bo teraz moja zabawka… zajmie się mną.- zachichotała Clara wspinając się na uda kochanki i klękając przed nią. Ujęła własne piersi w dłonie ocierając się rozpaloną kobiecością o piersi czarodziejki.
- Ciężko znaleźć małego czarodzieja. Nie wiem czy wzrost… łączy się z magią?- zamruczała.
- Wątpię. Są czarujące niziołki. - Morgan sięgnęła palcami do kobiecości asystentki, drugą dłonią dociskając jej ciało do swoich piersi. - Jakie cieplutkie.
- Jestem za wysoka na gnomy i niziołki, za niska dla ludzi… o elfach nie wspominając…- szepnęła rozpalonym głosem czarodziejka.- Niewymiarowa… nikt nie traktuje mnie poważnie… no i ciężko mi znaleźć… kogokolwiek.
Poruszała lekko biodrami pieszcząc własne piersi poprzez ściskanie je dłońmi i dodając cicho. - Potraktuję cię ostro, jak się dobrze sprawisz… obiecujące.
- Pozwól więc Pani. - El opadła na łóżko i pociągnęła za sobą Clarę usadzając ją na swej twarzy. Nim drobną kobieta zdążyła zaprotestować, przywarła wargami do jej kobiecości i sięgnęła językiem w głąb.
- Och… tego nie czytałam…- jęknęła rozpalonym głosem Clara poruszając biodrami i pojękując cicho. Jej ciało mocno reagowało na dotyk Elizabeth.
Morgan zamruczał a jedynie w odpowiedzi nie przerywając tej zabawy. Z przyjemnością smakowała intensywnie ciało kochanki, pieszcząc jej wrażliwe miejsca, szukając ich i obserwując reakcje Clary.
- Och… ooo tak… jesteś… naprawdę… niesamowita…- zamruczała rozpalonym głosem Clara wijąc się na twarzy panny Morgan coraz mocniej. Niewątpliwie wkrótce dojdzie do szczytu. A El nie mogła się doczekać aż go zobaczy. Czuła niepokojącą satysfakcję widząc reakcję drobnej kobiety i prowadząc ją dalej na szczyt.
- Aaaaa...chch..- ni to pisnęła ni to krzyknęła Clara szczytując bardzo… mokro. Wilgoć pokryła usta i twarz czarodziejki.
- Przepraszam…- mruknęła wstydliwie asystentka, gdy po kilku minutach zaczęła łapać oddech.
Morgan zebrała z twarzy dłonią wilgoć kochanki i teraz oblizywała palce na jej oczach.
- Nie przepraszaj… sama się o to prosiłam, prawda? - Mrugnęła do górującej nad nią kobiety. - To co teraz Pani?
- Teraz przywiążę cię do łóżka i w nagrodę pobawię się tobą. - zamruczała lubieżnie Clara.- Obawiam się, że teraz będziesz moją igraszką.
- Nie mogę się doczekać. - El zaśmiała się cicho. - Jestem twoja.
- Połóż się na łóżku i wyciągnij ręce w górę. - odparła Clara schodząc z panny Morgan.
El posłusznie wyciągnęła się na łóżku. Clara zabrała się za krępowanie rąk Elizabeth tasiemką do ramy łóżka chichocząc nerwowo.
- Nie wierzę że to robimy. Fantazjowałam o tym i pewnie fajniej, gdybyś była ładnym elfem, ale… - pocałowała czule usta El. - ... i tak nie narzekam.
- To było trochę narzekanie. - Morgan zaśmiała się, czuła jednak przyjemne podniecenie po wcześniejszej zabawie i przez to krępowanie. - A próbowałaś jakiegoś poderwać? Jesteś naprawdę śliczna.
- Nie aż tak jak ty… no i… nie mam czasu na flirty. Rzadko kiedy wychodzę stąd. Ba…- westchnęła ciężko dziewczyna klękając okrakiem nad panną Morgan i biorąc się za rozwiązywanie sznurowania jej gorsetu.- … już mnie czeka nadrabianie zaległości.
- Po tej naszej zabawie? - El odetchnęła gdy Clara uwolniła jej piersi. - Czy... twój mag nie może wziąć jeszcze studentów do pomocy?
- To skomplikowane… w skrócie… nie.- mruknęła Clara chwytając zachłannie piersi panny Morgan ściskając je mocno, ugniatając i ocierając je o siebie. Bawiła się krągłościami El testując wytrzymałość ciała swojej żywej zabawki, a ocierając się podbrzuszem o brzuch czarodziejki, zostawiała ślady swojego podniecenia.
Morgan zamruczała rozkosznie. Jak na niedoświadczoną osóbkę, Clarze niesamowicie dobrze wychodziło podgrzewanie atmosfery.
- No teraz coś ciekawszego.- kobietka zsunęła się z łóżka i zaczeła przeszukiwać szuflady w szafce przy łóżku, przy okazji wypinając pośladki. - Czas na Rafaela.

- Rafaela? - El spojrzała na nią zaskoczona, wodząc wzrokiem po zgrabnych posladkach.
- No… Rafaela.- zaśmiała się zawstydzona czarodziejka wyjmując z szuflady duże rzeźbione berło.- Nadałam im imiona. Wieczory bywają nudne na uczelni, a teraz szerzej nogi proszę.
- Och… - Elizabeth rozchyliła szeroko uda i poczuła jak spomiędzy nich wypłynęła wilgoć, wprawiając jej ciało w drżenie.
- Teraz… gdzie by go umieścić.- wymruczała Clara z lubieżnym uśmieszkiem. Po czym zaczęła wciskać duży rzeźbiony przedmiot w intymny zakątek pokojówki, przy okazji wodząc językiem po jej wrażliwym punkciku.
Morgan jęknęła głośno, a jej ciało wygięło się w łuk. Zabawka naprawdę była duża i teraz przyjemnie rozpychała się w jej wnętrzu.
- Trochę tam zabawi…- zachichotała Clara cmokając uda dziewczyny i mocnymi ruchami napierając zabawką na rozgrzane wnętrze swojej niewolnicy… bo tym przecież Elizabeth teraz była.
- Och.. jest.. jest taki wielki Pani. - Morgan zaczęła wić się na łóżku czując te mocne szturmy na swą kobiecość. Mimo jednak, że sprawiały jej nieco bólu czuła jak zbliża się na szczyt.
- No i tkwi mocno…- mruknęła Clara puszczając przedmiot i siadając przed Elizabeth. Po czym rozchyliwszy swoje uda nasuwać się poczęła podbrzuszem ku niej, aż wystająca część Rafaela zaczęła wciskać się w jej własną kobiecość.
- Ooo tak… o wiele mocniej na mnie.. działa,niż gdy sobie… sama. - sapnęła rozpalonym głosem.
- Jesteś tak ciepła… - El jęknęła głośno gdy kobiecość kochanki dotknęła jej rozpalonego ciała.
-Ty też…- jęknęła rozpalonym głosem Clara poruszając biodrami i wodząc wzrokiem po krągłościach piersi czarodziejki. Jej ruchy bioder przekładały się na leniwe szturmy berła… który z racji swojego rozmiaru i tak intesywnie pieścił intymny zakątek pannyMorgan. Po kilku takich posunięciach doprowadziło to pannę Morgan do szczytu, który obwieściła cichym okrzykiem. A potem jej ciało musiało ulegle poddawać się kolejnym mocnym ruchom zabawki, bo Clara pojękując potrzebowała jeszcze chwili by dojść. W końcu i jej ciało się wygięło w łuk, gdy z krzykiem dotarła na szczyt i odsunęła się uwalniając od zabawki i zostawiając tak pokojówkę.
- Kusi mnie by tak ciebie zostawić, zająć się swoim zadaniem a potem wrócić. - zaśmiała się psotnie czarodziejka.
- Kusisz Pani… acz obawiam się że powinnam wrócić do moich obowiązków. - Morgan zaśmiała się cicho.
- Raczej grożę… bo mam cię tu związaną.- zaśmiała się Clara wdrapując się na ciało El i całując jej szyję. Wodziła po niej językiem ocierając się przy tym swoim biustem o jej.- Mogłabym tak zrobić, ale… niestety… to akurat fantazja, która musi pozostać na kartkach książek.
- Nie musi. - El uśmiechnęła się. - Teraz jednak powinnam wrócić do pracy jak i ty. - Nie wiem jaki stosunek do mojego wolnego czasu bedzie miała czarodziejka, która mnie wybrała, ale gdybyśmy obie miały czas…
- Jeszcze z tobą nie skończyłam… chcę byś… użyła Rafaela na mnie. - zamruczała Clara rozwiązując więzy Elizabeth. - A gdybyś znalazła czas to… umówmy się dzień wcześniej. Mam pewne czary, które można przy okazji… sprawdzić na tobie.
Morgan uniosła się i rozmasowała nadgarstki. Spojrzała na wciąż tkwiącą w niej zabawkę.
- Jak chcesz bym go użyła?
- Klęcząc przede mną… i rączkami…- zamruczała Clara siadając i rozchylając nogi w pełni ujawniając swoja mokrą kobiecość… w jej przypadku bardzo mokrą.
Elizabeth wydobyła z siebie rzeźbione berło i zajęła pomału wskazaną pozycję. Gdy już umiejscowiła się między nogami czarodziejki przyłożyła mokre i ciepłe berło do jej kobiecości.
- Mocno czy delikatnie?
- Mocno… - szepnęła cicho Clara chwytając kochankę za włosy i trzymając za nie.
Morgan wepchnęła Rafaela mocno w kobiecość czarodziejki i od razu zaczęła nim poruszać pewnymi ruchami.
- Oooch… tak.- rozpalona pożądaniem kochanka El chwyciła ją mocno i boleśnie za włosy obiema dłońmi, jej ciało się wiło, jej kobiecość lubieżnie mlaskała, a biodra poruszały się gwałtownie. Łatwo było sobie wyobrazić jej samotne noce, gdy leżała na łóżku i korzystała z Rafaela za pomocą własnej dłoni. Morgan atakowała ciało Clary wytrwale, spoglądając na dziewczynę. Gdyby tylko Clarice miała nieco więcej śmiałości. Nie musiała być sama.. tak jak i Clara nie musiała.
Ciało Clary się naprężyło, gdy doszła z głośnym krzykiem i opadła na łóżko… mocząc przy okazji całą dłoń i twarz El, bo przyciągnęła jej oblicze ku swojemu łonu. Morgan ucałowała raz jeszcze jej kobiecość nim wyjęła Rafaela z wnętrza kochanki. Odłożyła go z boku i sięgnęła po chusteczkę do kieszeni swego stroju roboczego by wytrzeć twarz. Spoglądała przy tym z zaciekawieniem na leżącą na łóżku czarodziejkę.
- To było… bardzo przyjemne…- sapnęła Clara nie próbując się nawet podnieść z łóżka. - Z pewnością skorzystałabym z kolejnej takiej… okazji, gdyby się nadarzyła.
- Cały czas tak masz? W sensie, że jesteś tutaj? Ja jestem trochę dziewczyna na posyłki, ale jakby co mogę zostawić list. - El uśmiechnęła się i przystąpiła do ubierania się. Wiedziała, że jeśli tego nie zrobi może tu zabawić za długo, a powinna się przebrać i udać do Duncan.
- Mam dużo roboty, dużo projektów… i jestem wykorzystywana ponad miarę.- westchnęła Clara.- Ale tak płacę za dostęp do pewnych materiałów, do których inaczej dorwać bym się nie mogła.
- Trochę rozumiem. Ja też jestem pokojówką bo.. chciałabym robić coś innego, ale brak mi pieniędzy. - Morgan zasznurowała gorset i wsunęła majtki na swoją pupę. Po czym zabrała się za zakładanie ubrania. - Umiem szyć bieliznę… ten gorset to moja robota.
- Śliczny…- przyznała Clara przyglądając się ubierającej pokojówce. Jej trzewik przesunął się po pupie czarodziejki, gdy ta się ubierała.
- Clara! Gdzie jesteś?! - rozległ się wrzask. Był to męski głos, stanowczy i pełne mocy.
- O bogowie… wrócił… schowaj się gdzieś.- Clara od razu się ożywiła i zaczęła pospiesznie naciągać pantalony.

El przytaknęła, chwyciła swoje rzeczy i wcisnęła się do szafy by tam skończyć ubieranie się.
- Jestem jestem! Przebieram się, bo się oblałam tuszem.- odparła głośno Clara już zapinając koszulę, po czym pospiesznie naciągnęła spódnicę.
- Można wejść?- zapytał, a gdy Clara zgodziła się… mężczyzna wszedł. Był znacznie starszy od Clary, nosił się na czarno i używał laseczki do podpierania się, bo wyraźnie kulał.
Siwe włosy i blizna na twarzy dopełniały obrazu http://=https://i.pinimg.com/origina... przejściach.
Morgan znieruchomiała, ściskając w dłoni sukienkę, której nie zdążyła założyć. Czy ten człowiek znał jej wujka? Kim był?
- Przyniosłem materiały do przejrzenia i przepisania. Tłumaczenie jest potrzebne na jutro.- rzekł mężczyzna spoglądając na czarodziejkę. - Leżą na stole.
- Tak Chaubert już się za to biorę.- stwierdziła Clara, a El… przypuszczała, że ów Chaubert znał jej wujka. Widziała chyba go na obrazie… oczywiście młodszego. I bez blizny.
Morgan ścisnęła mocniej swoje ubranie nasłuchując. Pewnie ten mężczyzna zdradziłby jej też kim jest tamta kobieta na obrazie.. ta sama, której zdjęcie znalazła w księdze wujka.
- No to do roboty… długa noc przed nami.- odparł Chaubert obracając się powoli i kuśtykając z trudem wyszedł z pokoju Clary.
Morgan powróciła do przerwanego ubierania się i odezwała się cicho.
- To co teraz?
- Wygląda na to, że jesteś moja dziś…- zażartowała czarodziejka i dodała cicho. - Poczekaj aż opuści gabinet i pójdzie do swojego pokoju. Wtedy możesz się wymknąć.
- Wyjdę oknem. - Morgan wyszła z szafy poprawiając włosy. - Zawsze możemy udać, że się do ciebie wspinałam.
Podeszła do okna i otworzyłą je by wyjrzeć na zewnątrz. Nie było tu wysoko, choć upadek byłby bolesny… prosto w krzaki kolczastych róż. Dało się też wspinać po zdobieniach, niemniej El musiała brać pod uwagi, że jej strój pokojówki niespecjalnie się do wspinaczki nadawał… i z pewnością zapewniłby ciekawe widoki przechodzącym pod budynkiem uczniom i nauczycielom.
Rozejrzała się szukając, czy ktoś chodzi na dole. Na razie nikogo nie widziała, a Clara spytała cicho.
- Jesteś pewna, że to chcesz zrobić?
- Niezbyt mogę czekać. - El uśmiechnęła się do gospodyni. - Bo myślisz, że kiedy on pójdzie do gabinetu?
- Nie wiem… za pół godziny… może krócej?- zapytała Clara bezczelnie wykorzystując okazję i ściskając mocno pośladki pokojówki przez materiał stroju. Rozejrzała się po pokoju.
- Gdzieś tu miałam zwój piórkospadania… poszukam go.
- Nie przejmuj się, nie jest wysoko. Idź do niego zanim się wkurzy. - El uśmiechnęła się ponad ramieniem do czarodziejki.
- Jesteś pewna? - Clara nie sięgała oczami ramienia El więc nie mogła spojrzeć przez nie. Niemniej palce chciwie zacisnęły się na pupie pokojówki.
- Odczekam kwadrans i spróbuję. - Morgan nie ruszała się, by czarodziejka mogła się nacieszyć jej pupą.
- Dobrze…- mocny klaps zakończył to masowanie i Clara wyszła z pokoju.
Morgan rozejrzała się po pokoju, ciekawa swojej gospodyni. Musiała prowadzić naprawdę samotne życie. Tylko naprawdę nie rozumiała czemu. Na uczelni wielu było przystojniaków. Wątpiła by nie było ani jednego, któremu podobałyby się drobne dziewczyny
Rozejrzała się w poszukiwaniu lektur o których wspominała Clara, była też ciekawa ile zabawek ma czarodziejka. Cały czas nasłuchiwała co się dzieje za drzwiami.
Pospieszne przeszukanie szafek Clary ujawniło całą kolekcję “kolegów Rafaela”, czarny pejcz, i kolekcję czarnych satynowych rękawiczek różnej długości i kroju. Musiała je lubić. Znalazła też pod łóżkiem pudełko z książkami i… ojej. Jeśli Clara chciałaby zrealizować opisane w nich historie to panna Morgan powinna się przyzwyczaić do więzów, obcasów i pejczy. Clara miała dość specyficzny gust jeśli chodzi o zabawy łóżkowe.
Przeglądając je Elizabeth nasłuchiwała dość nudnego dialogu pomiędzy asystentką i czarodziejem dotyczących rozdziałów paragrafów i fragmentów… oraz ich tłumaczeń. Musiało to być ważne, ale niewiele mówiło czarodziejce.
El rozejrzała się w poszukiwaniu zegara ciekawa ile już to trwa. Starannie podkładała rzeczy na swoje miejsce. Patrząc na ścienny zegar panna Morgan zorientowała się, że ma jeszcze. Na szczęście dla niej spotkanie z Isadore miało odbyć się wieczorem, miała nieco czasu na przygotowania. Czarodziej zaś skończył strofowanie swojej asystentki i następnie udał się do swojego gabinetu. Teraz… miała szansę.
El uchyliła drzwi niepewnie i przez szparę zetknęła na pokój.
Clara była już sama, przyciśnięta do biurka ciężarem obowiązków. I zajęta tłumaczeniem.
Morgan wyszła po cichu i przemknęła się do drzwi, by jak najszybciej opuścić pokoje profesora. Nie było to trudne, choć wymagało lawirowania pomiędzy pudłami i stosami papierów. Sprzątanie tego bałaganu przez Frolicę i El niewiele pomogło, tym bardziej że panna Morgan wolała… inne “prace” wykonywać. Niemniej w końcu się udało i dotarła do drzwi. Pomachała Clarze i opuściła pokój ruszając w kierunku swojego pokoju. Musiała się jeszcze przebrać i to najlepiej po kąpieli.
Clara machnęłą tylko ręką i El wyszła na zewnątrz, wolna i bezpieczna. Nie została przyłapana, ale… tamta siedziba maga kryła odpowiedzi na dręczące ją pytania. Teraz pozostało jej tylko odnaleźć sposób by dowiedzieć się więcej. Nie mogła jednak myśleć o tym w tej chwili. Chwyciła swoją spódnicę i ruszyła szybkim krokiem w kierunku pokoju, który dzieliła z Frolicą.


Rogata właśnie przebierała się po posiłku, więc Elizabeth natknęła się na nią w bieliźnie.
- Coś ci się sprzątanie przedłużyło.- rzekła żartobliwie.
- Tak… troszeczkę. Przyniosłam tą kawę. - El zabrała się za wybieranie stroju na popołudnie i rzeczy pod prysznic.
- A wypiłaś ją ? Albo ona? - zachichotała zadziornie rogata ubierając się.
- Ona wypiła… ja musiałam skończyć myć podłogę. - El obróciła się w stronę Frolicy z uśmiechem. - Ale polubiłabyś ją, to jedna z tych co lubią używać bata.
- Nie wygląda na taką… i dlatego pewnie nie zaiskrzyło by między nami. Musi nie tylko lubić bacik, musi sprawić głosem i spojrzeniem że ja przed nią padnę na kolana. - wyjaśniła rogata ubierając się. - Musi mieć charyzmę.
- Mi było bardzo miło. - El zaśmiała się. - Idę pod prysznic.
- Ja idę coś załatwić na mieście… złapię cię… później. - odparła Frolica zabierając się za ubieranie.
- To zobaczymy się pewnie wieczorkiem. - El przyjrzała się diablicy. - Idziesz dobrego swojego nowego "szefa"?
- Też. I na zakupy… jeśli chcesz ze mną się wybrać, to kupimy razem buty.- zaśmiała się rogata.
- A chętnie. Dasz mi kilka minut? - El uśmiechnęła się ciepło.
- Dam dam łaskawie…- odparła rogata przebierając się w cywilną fioletową sukienkę i upinając czarne włosy w wysoki kok.

Poprawiła wiązania dodając.- Ale potem… no wiesz… nie chcę u mojego znajomego budować nadziei na jakieś trójkąciki. Jeszcze nie zasłużył.
El przytaknęła i pobiegła pod prysznic chcąc go szybko wziąć i przebrać się w normalny strój. Założyła to co zwykle u rodziców jednak z nieco krótszą spódnicą i była gotowa na wypad na miasto.

Ruszyły razem przez uniwersytet, Frolica była w wesołym humorze machając ogonem na prawo i lewo. Doszły do dorożek, a gdy wsiadły rogata wydawała woźnicy dyspozycje… co prawda miał jechać w dół do Downtown, acz lepszej i bezpieczniejszej jego części.
- A ten znajomy to ze sklepu z butami? - Elizabeth uśmiechnęła się w dorożce do diablicy, na chwilę odrywając wzrok od mijanej okolicy.
- Eeech nie… on jest z Uptown. Tam po prostu kupuję buty i… różne wyroby skórzane się tam kupowało.- odparła wymijająco rogata.
- A to spoko.. myślałam, że dlatego obawiasz się trójkącika. - Morgan zaśmiałą się. - Wpadnę z tobą do sklepu z butami i pewnie pojadę na spotkanie. A jakie wyroby skórzane?
- Karwasze, gorsety, podwiązki, torby, paski, portmonetki, kalety… kajdanki i obróżki.- ostatnie słowa wybąkała rogata wyjątkowo cicho.
- Och.. zawsze byłam ciekawa skąd bierzecie takie gadżety. - El wyjrzała ponownie przez okno, czekając aż dojadą na miejsce.
- Są ludzie i nieludzie którzy je wyrabiają. Czasem na zamówienie, czasem otwarcie.- przyznała Frolica bardziej skupiona samej pannie Morgan.
- Tak myślałam, bo jednak dziewczyny z Pączka, skądś to wszystko brały. - Czarodziejka odwróciłą wzrok od ulicy by popatrzeć na diablicę. - Ciocia mojej sąsiadki... pracująca w Śrubce, miała nawet takie jakby wibrujące berło. Podobno gnomia robota.
- Nooo… berła to nie wiem gdzie zdobywać. I za drogie to dla nas…- odparła diabliczka wędrując spojrzeniem po wypiętej pupie zerkającej przez okno czarodziejki.- … takie przedmioty kosztują fortunę. Natomiast skórzana galanteria to co innego.
- Ta asystentka, miała masę takich zwykłych.. rzeźbionych. - Morgan zakręciła pupą czując na sobie spojrzenie Frolicy.
- Takie pewnie samemu można zrobić, jeśli ma się talent.- El czuła nie tylko wzrok przyjaciółki na swojej pupie, ale i jej ogon wślizgujący się pod krótką sukienkę i wodzącą po pośladkach.
- Nie.. zdziwiłabym się jakby jakiś rzeźbiarz też tak sobie dorabiał. - Morgan zamruczała czując pieszczotę na swych pośladkach.
- Możliwe… za wiele talentu do tego nie potrzeba.- ogon bezczelnie muskał pośladki El sięgając nawet pod bieliznę. Niestety ich podróż zakończyła się i wysiadły w dość pospolitej ulicy, ze śladami brudu na bruku i trójką pijaczków siedzących przy rozpadających sie drzwiach do taniej mordowni. Ich celem był jednak nieduży sklep bez witryny, ale z napisem “Kaletnik” na szyldzie. W środku przebywał mężczyzna przycinający płat wołowej skóry… https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca88...rzanym stroju będący reklamą jego wyrobów. A te wisiały wszędzie, także obroże i uzdy oraz smycze, skórzane bicze i pejcze. Mężczyzna wydawał się wyrabiać wszystko co się dało ze skóry.
Elizabeth zaczęła się przechadzać po sklepie rozglądając z zaciekawieniem. Może było tutaj coś co pomogłoby jej przy wspinaczce? Przydałyby się rękawiczki z dobrej skóry. Pewnie powinna też kiedyś zainwestować w coś do ochrony, ale to po wypłacie od Johnsona.
Rogata ruszyła ku łyskowi i zaczęli rozmawiać. Musiała tu być stałą klientką bo najwyraźniej się znali. Zaś spojrzenie Elizabeth spoczęło na rękawiczkach z gadziej skóry o chropowatych łuskach po wewnętrznej stronie. Były też różne skórzane rzemienie… których zastosowanie zależało od pomysłowości właściciela.
Elizabeth raczej nie była z tych, którzy kogoś wiążą. Ale warto było zapamiętać, że coś takiego tutaj jest. Wzięła rękawiczki i przymierzyła je. po czym dotknęła ściany ciekawa jak się trzymają.
Przy przesuwaniu dłoni po ścianie, chropowate łuski stawiały opór będąc nachylone w dół. Niewątpliwie ktoś brał pod uwagę takie ich zastosowanie.
Morgan zdjęła je z rąk i podeszła ze swoim znaleziskiem do sprzedawcy.
- Ile by kosztowały? - Spytała zerkając na to co kupuje diablica.
- Dwadzieścia pięć dolarów i pięćdziesiąt centów. - odparł łysy sprzedawca zerkając to na El to na zgrabną stopę Frolicy testującą buty.

Szykowne i z dużym obcasem. Niewątpliwie na specjalne okazje.
- Piękna robota. - El skinęła na buty i zapłaciła za rękawiczki, aż nieco żałując że kupuje coś praktycznego.
-Dzięki…- odparł mężczyzna, a rogata wybrała kolejne buty do przymierzania. Tym razem obszyte futerkiem.

Rogata najwyraźniej zdołała zaoszczędzić sporą sumkę.
- Cudeńka, ale chyba wolę te pierwsze. - El schowała rękawiczki do przymocowanej do pasa torby i spoglądała na przymiarki Frolicy.
- Ja chyba też… te są… trochę za ekstrawaganckie dla mnie.- oceniła diabliczka przechadzając się z podciągniętą suknią w nowych butach.
- Jakbyś miała do nich coś z futerkiem byłoby fajnie. - El patrzyła na kochankę z podziwem. Nie była pewna czy poradziłaby sobie na takim obcasie.
- Przydałoby się prawda?- zastanowiła się rogata. - A może wziąć coś dłuższego?
- Takiego już do uda? Wyglądałabyś rewelacyjnie. - Morgan przytaknęła na ten pomysł i przysiadła na jakimś zydelku.
Sprzedawca znikł na moment na zapleczu by powrócić z czarnymi kozakami ozdobionymi kokardkami. Nieco droższymi od dwójki poprzednich.
- Och.. te są piękne! - El aż poczuła ukłucie zazdrości. Niestety wiedziała, że jej finanse ostatnio płyną na inne rozrywki. Na przykład bieganie po śmierdzących tunelach.
- Też tak myślę…- odparła radośnie Frolica przymierzając je i przechadzając się po sklepie.
- Chyba je wezmę.
- Cudownie wyglądasz. - Morgan wodziła wzrokiem za diablicą, ciesząc się, że siedzi nisko i może jej zajrzeć nieco pod spódnicę.
- Noo… i są odpowiednie.- mruknęła stawiając jedną stopę w kozaku na udzie siedzącej czarodziejki. - Taaak… mogą się bardzo przydać później.
O dziwo… sprzedawca nie był zaskoczony takich zachowaniem. Z drugiej strony, sądząc po wyrobach, przywykł do ekscentrycznej klienteli.
- Mam jeden gorset, który by rewelacyjnie do nich pasował. - Elizabeth przesunęła dłonią po materiale butów.
- Och… kiedyś będziemy musiały sprawdzić tą kombinację.- wymruczała lubieżnie i “złowieszczo” Frolica.
Elizabeth zaśmiała się.
- Ale może nie chodź w nich całą resztę dnia, bo jeszcze połamiesz obcasy na kocich łbach.
- Fakt… ale nie zamierzam w nich chodzić. Od tego są dorożki, a poza tym kupiłam je na następne spotkanie. - odparła ze śmiechem diabliczka.
Morgan westchnęła.
- Już mu zazdroszczę. A mnie czeka sterczenie w miejscu. - Elizabeth wstałą z zydelka i zaczekała aż Frolica zapłaci.
- Współczuję… ale przynajmniej ci zapłaci. - zachichotała rogata.
- Raczej tak. - Morgan uśmiechnęła się.
- No to musimy się już pożegnać.- odparła z uśmiechem Frolica i podeszła zapłacić za buty. Kosztowały ją sporo, ale też sporo były warte. El wyszła razem z Diablicą przed sklep.
- To na mnie czas, kupić nam coś na wieczór? - Uśmiechnęła się do swojej towarzyszki. - Naprawdę aż zazdroszczę ci tych butów. Są niesamowite.
- Tylko jeśli sama będziesz głodna, ja będę już po kolacji.- odparła z uśmiechem rogata.
- Ich i nie będziesz miała ochoty na deser? - El zaśmiała się. Cieszyła się, że Frolica kogoś sobie znalazła.
- No… dobra… deser brzmi smacznie. Zaskocz mnie.- odparła rogata po namyśle, pakując swoje stare trzewiki do torby i ruszając do drzwi.
- To teraz naprawdę mam nadzieję, że mnie nie wykończą.- El pomachała diablicy. - Do zobaczenia.
- Paaa. - cmoknęła ją diabliczka… co prawda “symbolicznie”, bo przesyłając całusa na odległość, ale intencje się liczyły. I El ruszyła w swoją stronę, a Frolica w swoją.
Czarodziejka podeszła do postoju bryczek i wybrała jedną. Gdy zasiadła w środku podała adres Duncan z poleceniem by podjechać od tyłu.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 08-01-2021 o 11:17.
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172