421.830.M41, rezydencja Wysokiego Domu Oxmee
- W imieniu Ordo Hereticus, skazuję was na śmierć! – w głośnikach hełmu sierżanta Montesino rozległ się okrzyk Graiga Fenoffa.
Weteran podniósł bezwiednie lufę trzymanego w ręku lasera wyczuwając w głosie agenta Ordo głęboki wstrząs, będący połączeniem bezgranicznego zdumienia i kontrolowanej zimnej furii. Montesino monitorował transmisje radiowe drugiej sekcji, toteż zdał sobie sprawę, że Drake ii jego zespół natrafili zaraz za progiem pałacyku na kłopoty w liczbie mnogiej – bo z wypowiedzi agenta wynikało jednoznacznie, że zamierzał unieszkodliwić więcej niż jedną osobę. Sierżant nie wchodził nikomu do tej chwili w eter uważając, że nagła komunikacja radiowa mogła towarzyszy niepotrzebnie dekoncentrować, ale teraz otworzył usta chcąc zasięgnąć obszerniejszych informacji na temat poziomu zagrożenia.
Tyle tylko zdołał zrobić: otworzyć usta.
W słuchawkach modułów łączności rozległ się przeraźliwy pisk – tak intensywny i wysoki, że Montesino odniósł wrażenie jakby mu ktoś wsadził w mózg dwa rozpalone do czerwoności szpikulce, prosto przez uszy. Sierżant zatoczył się i przypadł na jedno kolano bezwiednie upuszczając wiszący na pasku laser i ściskając kurczowo palcami hełm. Wszędzie wokół słyszał stłumione okrzyki bólu szturmowców, dobiegające niczym spod powierzchni wody, rozmyte szokiem wywołanym radiową interferencją. Ludzie przewracali się na jego oczach porzucając broń i łapiąc się za głowy, próbując jak najszybciej zdjąć z nich hełmy.
Montesino zrobił to samo, wydarł słuchawkę z ucha ciągnąc za nią z całej siły, cisnął wtyczką o podłogę kuchennego zaplecza. W jego głowie wciąż rozbrzmiewało echo upiornego radiowego pisku, ale szybko cichło, zniknęły też natychmiast wirujące przed oczami mroczki.
W zamian gdzieś z głębi pałacyku dotarł do uszu weterana ledwie słyszalny trzask wystrzałów i coś, co kojarzyło mu się wyłącznie z ludzkimi krzykami.
Przerażającymi w swej niebywale wysokiej tonacji krzykami.