Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2020, 18:04   #76
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Północ knt; sypialnia Versany



Ver nadal nie dowierzała własnym oczom. Widok wiszącej za oknem w środku nocy Łasicy był delikatnie mówiąc szokujący. Wybudzona ze snu dama raz jeszcze przetarła więc ślepia chcąc się upewnić, że to co widzi to aby na pewno rzeczywistość a nie wciąż dziwaczna mara senna. Wszelkie wątpliwość jednak rozmyły się w momencie gdy tylko koleżanka Versany mocno nerwowym lecz pełnym dyskrecji ruchem zastukała w okiennice ponaglając ją i informując, że długo tak nie wyrobi. To spowodowało zaś, że wdowa niemal podskoczyła jakby ją ktoś uszczypnął, przystępując od razu do działania. Wpierw ostrożnie otworzyła okno tak aby nie narobić za dużego rumoru i tym samym nie zbudzić pozostałych mieszkańców a następnie wyciągnęła rękę w kierunku niespodziewanego gościa. Na reakcję "kobiety pająk" długo czekać nie trzeba było. Z gracją akrobaty chwyciła przedramię swej przyjaciółki i dość zwinnym ruchem wskoczyła do jej prywatnej izby. Brunetka jedno musiał przyznać. Jej wyższa rangą przyjaciółka była naprawde dobrze rozciągniętą i sprawną kobietą. Chwilowy zachwyt jednak nie zmieniał faktu, że takie nocne najście poddawało próbie zarówno jej cierpliwość jak i wizerunek jaki kreowała przed oczami większości społeczeństwa.

- Co ci strzeliło do tej ślicznej główki? Zapomniałaś do czego służą drzwi? - pomimo, że wdowa szeptała w jej głosie dało się wyczuć dozę zdenerwowania. Przez wciąż otwarte okno do pokoju wdzierało się nie zapraszane przez nikogo zimne powietrze, które było przyczyną powstania na skórze femme fatale gęsiej skórki. Kobieta więc pośpiesznie w pierwszej kolejności zamknęła lufcik a następnie upewniła się czy drzwi do jej pokoju są aby na pewno zakluczone. Jeden nieproszony gość tej nocy zdecydowanie wystarczał. Greta z racji swojego już dość poważnego wieku sen miała raczej dość twardy. Versana wolała jednak nie ryzykować. Nie miała chęci na wymyślanie jakiejś wyssanej z palca bajeczki, w która kucharka pewnie by i tak nie uwierzyła. Pomimo swoich lat i już nie tej tężyzny fizycznej niejednokrotnie potrafiła zaskoczyć domowników wyjątkowo dobrą pamięcią i sprytem, którego pozazdrościć by mógł jej nie jeden żak. To zaś swoja droga niejednokrotnie imponowało jej pracodawczyni.

- Co tak stoisz? Siadaj przy kominku. Na pewno zmarzłaś. - szepnęła do stojącej nieruchomo kobiety mijając ją w trasie do kominka. Wdowa miała zamiar dorzucić nieco drwa do ognia. W pokoju zrobiło się zdecydowanie chłodniej i ubrana tylko w niemal przeźroczystą podomkę bruneta zaczęła to dość mocno odczuwać. Fakt ten nie uszedł uwadze Łasicy, której spojrzenie momentalnie skupiło się na wyraźnie zarysowanych sutkach koleżanki.

- Tu mam oczy. - Ver z szyderczym uśmieszkiem przerwała rekonesans wyjątkowo dzisiaj milczącej koleżance - Języka w gębie zapomniałaś czy zamarzł ci na tej pizgawicy?

- Nie wdrapałam się tu, żeby oglądać twoje oczy. - roześmiała się cicho włamywaczka chociaż na chwilę rzeczywiście podniosła wzrok powyżej szyi gospodyni to co było poniżej wydawało się ją znacznie bardziej interesować. Podobnie jak ciepło kominka. Podeszła do niego i kucnęła wyciągając dłonie w stronę przyjemnego ciepła.

- To tak sobie tu mieszkasz? - rozejrzała się ciekawie po sypialni wdowy po kupcu van Drasen. - No całkiem ładnie. Byłoby co kraść. - zaśmiała się ze złośliwej uciechy po czym spojrzała na samą właścicielkę. - I gwałcić też co. - zachichotała jeszcze bardziej jakby niesamowicie ją to bawiło. - A drzwi daj, spokój! Drzwi są dla mięczaków. I nie chciałam całego domu obudzić. - jakby na koniec przypomniała sobie o czym na początku mówiła koleżanka.

- A ja myślałam, że rola twardziela przypisana jest Silnemu. - szepnęła z ironia siadając na taborecie obok Łasicy - Widocznie łączy was więcej niż się na pierwszy rzut oka może zdawać. - dodała podśmiechując się z lekka. Świeżo dorzucone drewno powoli zajmowało się ogniem intensywnie strzelając iskrami dookoła. Mimo cichej rozmowy, którą prowadziły obie kobiety dom zdawał się nadal być pogrążony we śnie.

- Swoją drogą. Gdzie ty się nauczyłaś wspinać? - Ver rozłożyła nogi na bok siadając tym samym rozkrokiem. Zrobiła to umyślnie. Lubiła kusić swoją kochankę i obserwować jej spontaniczne i bezwarunkowe odruchy. Fakt, że nie założyła bielizny miał dodać całej tej sytuacji pikanterii. Brunetka jednak nie dała poznać po sobie iż zrobiła to specjalnie i ze spokojem patrzyła na kucającą przed kominkiem kobietę.

- Posiadasz jeszcze jakieś inne umiejętności? - zapytała nie spuszczając wzroku z ciemnowłosej postaci - A teraz na poważnie. Coś ważnego się wydarzyło, że zjawiasz się u mnie w środku nocy? Czy po prostu bardzo się za mną stęskniłaś i przyszłaś zobaczyć czy aby na pewno jestem przykryta kołderką? - brunetka pytała dość poważnie. Nie potrafiła jednak darować sobie jeszcze jednego żarciku. Mimo późnej pory i początkowym nerwom humor teraz zdecydowanie jej dopisywał. Nie chciała jednak tego tak szybko po sobie poznać. Zgrywała więc nadąsaną panienkę z wyższych sfer, która to w życiu widziała już niemal wszystko.

- Poważnego? Oh, nic poważnego. Byłam w kazamatach. - Łasica zaśmiała się cicho bezczelnie odwracając głowę od kominka i próbując dojrzeć co koleżanka ma między nogami. - I twoim zdaniem mam coś wspólnego z Silnym? Na przykład co? Jestem tak samo szpetna czy tępa? - zapytała ironicznie i wstała stając frontem do gospodyni. Położyła dłonie na swoich biodrach jakby chciała dać Versanie się lepiej obejrzeć do tej weryfikacji cech wspólnych z Silnym. Albo i sama chciała na nią popatrzeć z góry. - I tak. Przyszłam sprawdzić co masz pod kołderką. Miałyśmy chyba jakieś orgie do omówienia. - dorzuciła też chyba całkiem nieźle się bawiąc całą sytuacją.

Jak na rasowego kupca przystało Ver zmierzyła wzrokiem od stóp do głów stojąca przed sobą kobietę. Z tej perspektywy jej przyjaciółka wyglądała naprawdę apetycznie. Szczególnie z tą lekko nadąsaną miną.

- Hmmmm… - brunetka próbowała zebrać myśli wciąż uważnie badając wzrokiem wszystkie zakamarki kultystki przed sobą - Raczej tak samo uparta. - stwierdziła odpowiadając Łasicy na jej pytanie tyczące się łączących ją podobieństw z łysym mięśniakiem. Z twarzy obu kobiet nie znikał szyderczy uśmieszek. Obie ceniły sobie sarkazm i obie lubiły dwuznaczne rozmówki. Z reszta była to jedna z tych rzeczy, która je łączyła. Poza zamiłowaniem do sypialnianych - i nie tylko - psot, oczywiście.

- Mnie jednak bardziej interesuje twoja wizyta w kazamatach. - Versana dość płynnie zmieniła temat rozmowy kierując się zasadą "najpierw obowiązki, potem przyjemność" - Czego udało ci się tam dowiedzieć? - jeżeli dotychczasowy ton obu kobiet nazwać można było szeptem to wesoła wdówka zaczęła teraz balansować na pograniczu języka migowego.

- Bardziej cię interesuje moja wizyta w kazamatach? No to jak tylko to cię interesuje w mojej wizycie to mogę powiedzieć to jutro na spotkaniu. Właściwie to chyba nawet powinnam. Względy bezpieczeństwa i inne takie. - granatowa głowa gościa pokiwała się na znak jakby sobie przypomniała, że właściwie to wcale nie musi ani nawet nie powinna nic mówić koleżance młodszej stażem i szarżą od niej. Sądząc po jej ironicznym uśmieszku to jednak na razie jeszcze nie zamierzała wprowadzić tych postanowień w czyn ale i liczyła na jakąś inną reakcję niż ta jaką zdawała się zdradzać koleżanka.

- Względy bezpieczeństwa powiadasz? - powtórzyła słowa wyznawczyni Slaanesha formując z nich jednak pytanie - I kto to mówi? Niedoszła złodziejka prosząc w akcie desperacji o pomoc swoją niedoszłą ofiarę. - brunetka splotła palce u dłoni i oparła na nich brodę - To ci żart. Boki zrywać. Naprawdę. - blask kominkowego ogniska odbijał się w bielutkich ząbkach kultystki - Czy w takim wypadku nie powinnam wezwać straży aby zajęła się taką delikwentką? Bądź… - w trakcie pauzy, na którą pozwoliła sobie wdowa dało się słyszeć jedynie dźwięki trzaskającego drewna i przyspieszonych oddechów obu pań - … sama ją związać i wydusić od niej informację na czyje zlecenie przybyła? - Versana nagle uniosła się z taboretu i stanęła twarzą w twarz z Łasica krzyżując przy tym ręce na klatce piersiowej - Jak uważasz? Które z tych rozwiązań jest odpowiedniejsze?

- Te drugie. Zdecydowanie te drugie. - włamywaczka bezzwłocznie zasugerowała właściwszą jej zdaniem odpowiedź wcale nie ukrywając swojego zainteresowania takim rozwiązaniem. Po czym kontynuowała już spokojniej.

- Po co robić zbiegowisko w środku nocy? Mogłaby na tym ucierpieć tylko reputacja i dobre imię domu handlowego i pewnej młodej damy. Wydaje mi się, że znacznie lepiej załatwić sprawę osobiście i dyskretnie. - Łasica poza talentami do nocnej wspinaczki musiała mieć też niezły dryg do aktorstwa. Przynajmniej w takich zabawach. Bo dalej mówiła z pełnym przekonaniem zupełnie jakby była jakimś osobistym doradzcą gospodyni i zalecała jej wykonanie odpowiednich kroków. Niby mówiła poważnie ale też jakoś lekko a wesołe iskierki w oczkach wskazywały, że rozmowa wreszcie zmierza w sprzyjającym jej kierunku. Versana czuła pod dłońmi jej kożuszek, wciąż jeszcze nieprzyjemnie chłodny od tego morzu za oknem. Chociaż z bliska też wyczuła zapach mydła bijący z granatowych włosów jakby były niedawno umyte. Zwłaszcza, że jej ulubiona koleżanka ze zboru zrobiła krok do przodu i jak na zaufanego doradcę przystało zaczęła mówić nieco ciszej i dyskretnie przy okazji wodząc palcami po barku koleżanki. A ta przez cienki materiał koszuli nocnej mogła to całkiem wyraźnie poczuć.

Reakcja Ver była niemalże natychmiastowa. Z wprawą godną łowcy nagród zdecydowanym ruchem chwyciła za nadgarstek swej koleżanki i w dość zwinny sposób zakręciła się tak, że chwilę później stała za plecami przyjaciółki wyginając przy tym jej rękę w stawach łokciowym i barkowym. Widziała podobną sztuczkę w wykonaniu samego Kornasa kiedy to walczył z aktualnym i jednym z wielu obiektów westchnień Łasicy. Różnica pomiędzy eunuchem a jego panią była taka, że przeciwniczka brunetki nie stawiała zbyt dużego oporu. Wręcz przeciwnie. Zdawała się być zadowolona z takiego obrotu spraw. Natomiast dla samej gospodyni był to swoistego rodzaju trening "samoobrony".

- Proszę nie stawiać oporu to nikomu nic złego się nie stanie. - szepnęła do ucha "kobiecie pająk" a następnie sięgnęła po jedną z pończoch przewieszoną przez oparcie krzesła nieopodal - Zaraz wszystko mi wyśpiewasz jak na spowiedzi słoneczko. - kolejnym ruchem wykręciła podejrzanej druga rękę - Później zaś nauczymy cię dobrych manier. - z wprawą starego wilka morskiego związała ręce złodziejki jednym z poznanych tutaj węzłów. Szybkie podcięcie nóg natomiast posłało skrępowaną kobietę na taboret przed chwilą zajmowany przez samą właścicielkę kamienicy.

- Nim cię jednak zaknebluje powiedz mi czego dowiedziałaś się w pierdlu. - mówiła ze stanowczością godną niejednego kapitana statku dalekomorskiego.

Wdowa nie musiał nawet odwracać głowy. Patrząc z góry na przesłuchiwaną kolprzedę sięgnęła na oślep po drugą z pończoch a następnie obiema rękoma napięła ją tuż przed nosem Łasicy jakoby dając jej znak czym miała zamiar się posłużyć aby spełnić swoją wcześniejszą groźbę.

Łasica okazała się idealną pojmaną. Chyba rękawy jej kożuszka sprawiły większy opór przy krępowaniu nadgarstków właścicielki niż ona sama. A sądząc po braku oporu można było uznać, że aresztantka w pełni współpracuje z przesłuchującą. Do tego cichutkie urwane sapnięcia i rozognione spojrzenie dodawało przyjemnej pikanterii tej grze. A gdy znalazła się na taborecie ze skrępowanymi już nadgarstkami zapatrzyła się na chwilę w drugą z pończoch trzymaną przez Versanę przed jej twarzą i aż przygyzła wargi z ekscytacji.

- Chyba nie bardzo pamiętam. Tak tam było ciemno i straszno. I wypiłam dużo taniego wina jak tam byłam. - Łasica zadarła swoją granatową główkę do góry i posłała Versanie prowokująco kpiący uśmieszek.

- Widzę więc, że się nie zrozumiałyśmy. - podsumowała po cichu srogim tonem rozciągając raz jeszcze pończochę. - Skoro nie chcesz po dobroci zrobimy to po mojemu. - dodała stając za plecami ciemnowłosej kobiety.

Kneblowanie Łasicy nie należało do najtrudniejszych. Kobieta zdawała się mieć już doświadczenie w tego typu zabawach. Chociaż jakby się mocniej zastanowić to nie zawsze musiały być to erotyczne psoty. Prawej ręce Starszego daleko było do poukładanych i miłosiernych Shallyanek. A może nie? Może ona to miłosierdzie okazywała po prostu w zupełnie inny sposób. W sposób nieakceptowalny przez większość społeczeństwa. Pytanie więc skąd wśród ludzi tak duże zainteresowanie tego rodzaju miłosierdziem? To właśnie między innymi w takich meandrach ludzkiego rozumowania i postępowania krył się Pan rozpusty i dekadencji.

Przesłuchanie nie trwało zbyt długo. Było za to bardzo intensywne i… jednostronne. Tuż po zatkaniu ust Łasicy sroga pani inspektor klęknęła przed nią sięgając do wiązań jej skórzanych spodni. Palce miała zwinne jak przystało na portową dziwkę, którą była przed laty więc nim się podejrzana brunetka zorientowała jej spodnie ściągnięte już były do kostek. Brak bielizny u przesłuchiwanej kobiety nie był niczym niezwykłym. Tak samo jak jej mokre łono i brak sprzeciwu kiedy to wdowa sunęła po wewnętrznej stronie jej ud ku miednicy. Versana z początku była bardzo delikatna jednak po pierwszych paru pchnięciach zdawała się już o tym zapomnieć. Zupełnie jakby przy blasku księżyca wyszła z niej bestia. Bardzo dominująca i wyuzdana bestia. Zaledwie w ciągu paru pacierzy taboret, na którym zasiadała uwielbiająca cielesne uciechy kobieta zalał się jej sokami. Na twarzy zaś zawitała ulga i odprężenie. Obie kultystki odczuwały zaś satysfakcję i zadowolenie.

- No to gadaj i nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę. - szepnęła wstając z podłogi - Czego ciekawego dowiedziałaś się więc od tych zapijaczonych klawiszy? - wytarła mokre dłonie w swoją cieniutką podomkę a następnie zaczęła rozwiązywać kolejno knebel i węzeł unieruchamiający ręce koleżanki - Skoro jutro a w sumie już dzisiaj mam zdać szefowi raport. Powinnam wiedzieć jak najwięcej. Obie chyba nie chciałybyśmy go zawieść. - uśmiechnęła się serdecznie wychodząc już z roli nieugiętego stróża prawa.

- Oh, Ves, tego mi było trzeba. - Łasica roześmiała się z ulgą i rozleniwioną przyjemnością obejmując i całując z wdzięcznością swoją partnerkę za dostarczenie takich przyjemności. Wreszcie schyliła się aby zacząć do reszty ściągać z siebie buty i spodnie. A w międzyczasie mówiła dalej.

- Udało mi się ich przekonać, że mają u siebie miejsce dla biednej i zmarzniętej ślicznotki która desperacko szuka miejsca by coś zjeść i się ogrzać. Niestety jest bez grosza przy duszy. Na szczęście domyślili się jak im owa zmarznięta ślicznotka może się odwdzięczyć za taką dobroć. - Łasicę chyba niemożebnie bawiło to świeże wspomnienie spotkania ze strażnikami kazamat którym widocznie sprzedała bajeczkę w cytowanym stylu a oni ją kupili. Mocowała się ze zdjęciem jednego buta a gdy ten stuknął o podłogę zabrała się za drugi.

- Było ich tam trzech. Czyli w sam raz jak na moje potrzeby i możliwości. Żaden nie ma oporów przed obcowaniem z kobietami. Sprawdziłam to bardzo dokładnie i dogłębnie. - zaśmiała się znowu ściągając z siebie drugi but który też wylądował niedaleko kominka. Teraz zabrała się za ściąganie nogawek skórzanych spodni przez kostki i stopy.

- Sama ich kanciapa jest wzdłuż bramy. Czyli nieduża. Brama wewnętrzna była zamknięta bo tylko czerń było widać. Nie widziałam jej samej w tych ciemnościach. A wewnątrz są dwa pomieszczenia. Jedno to stróżówka a druga to sypialnia z dwoma piętrowymi łóżkami. Ale dzisiaj było ich tylko trzech. - dorzuciła stękając cicho gdy ściągnęła jedną nogawkę i zaczęła zsuwać drugą. Po chwili ściągnęła i ją i wreszcie wstała naga do pasa i zaczęła rozpinać swój kożuszek.

- Ale się zgrzałam. Strasznie gorąco tu u ciebie. Pozwolisz, że się rozdzieję? - zapytała patrząc znów z tą swoją łotrzykową bezczelnością i nie czekając na odpowiedź dalej rozpinała swoje wierzchnie odzienie.

- W sypialni jest małe okienko. Jak od piwnicy. Gdzieś na wysokości głowy. Pewnie na dziedziniec. Myślę, że gdyby było trzeba to dałabym radę się przez nie przecisnąć. O ile na zewnątrz nie ma krat. Ale nie widziałam co jest za oknem to nie wiem. No i najważniejsze. - łotrzyca rozpięła swój krótki kożuszek i rzuciła go na stołek jaki przed chwilą zajmowała. Teraz była już tylko w gorsecie założonym na koszulę która była na tyle długa, że przykrywała większość jej intymnej anatomii.

- Byliście dla mnie tacy dobrzy! Czy będę mogła przyjść tu jeszcze? Możemy się jeszcze spotkać? Bardzo mi na tym, zależy, jestem nowa w tym mieście nikogo tu nie znam, mogę pracować za jedzenie. - niespodziewanie Łasica zmieniła swój bezczelny uśmieszek jakim zazwyczaj pogardliwie obdarzała świat na słodziutki, błagający ton zmarzniętej ślicznotki. Nawet przypadła do Versany i wzięła jej dłoń w swoje dłonie w pokornej, proszącej pozie. Jeśli taka ślicznotka jak Łasica prosiła tak słodko i grzecznie to pewnie niewiele serc mogło pozostać obojętnym. Zwłaszcza jak “praca za jedzenie” oznaczała nieskrępowane zbliżenie z taką zmarzniętą ślicznotką.

- No i wyobraź sobie Ver, że jakoś mnie nie pognali precz. Powiedzieli, że czemu nie no ale nie jak jest jakiś Berger. Nie wiem kim jest ten Berger. No ale chyba mam otwartą furtkę na następne wizyty. - powiedziała wesoło wracając już do swojego standardowego, kpiarskiego tonu. Miała prawo się cieszyć. Co prawda była praktycznie na samym przedsionku kazamat ale była też pierwszą osobą ze zboru co widziała coś więcej niż zewnętrzną bramę i mury. Stanęła w lekkim rozkroku prezentując swoje zgrabne, nagie nogi i w samej górze ubrania popatrzyła na gospodynię składając dłonie na swoich biodrach.

- To co? Sprawy służbowe chyba mamy już załatwione? Czy jeszcze coś? - zapytała jakby już zdecydowanie bardziej wolała zająć się sprawami prywatnymi.

- No, no, no. Jakby tylko każdy przestępca prezentował się tak jak ty. - z widocznym zadowoleniem podsumowała zastany widok - To straż nie miałaby co robić, bo żaden zrabowany mężczyzna nie wniósł by sprzeciwu. - posłała typowy dla siebie komplement w kierunku rozebranej przyjaciółki - Teraz jednak muszę cię rozczarować. Z dzisiejszych figli nici. Niestety nie mogę pozwolić sobie tutaj na tak frywolne zachowanie. - z wielki żalem Versana zmuszona była dać swojej koleżance kosza. Tego wieczoru wygrał rozsądek i mimo naprawę wielkiej ochoty na całonocne harce w akompaniamencie Łasicy, wdowa musiała posłuchać rozumu. Sprawa zboru była priorytetem. Zaś jej pozycja i stan doskonałą przykrywką oraz gwarantem dojścia do wysokich szczebli władzy w tej ponurej norze. Po drugie Ver przywykła do poziomu na jakim żyła i nie miała zamiaru ryzykować wszystkiego do czego doszła dla kilku upojnych chwil z roznegliżowaną łotrzycą.

- Wszędzie, tylko nie tu. - starała się chociaż trochę udobruchać stojącą na wprost siebie partnerkę - Jeszcze… - dodała dając tym samym do zrozumienia, że kiedyś to się zmieni - Wiem, że zrozumiesz. Mamy do zrealizowania naprawde ważne zadanie. - chwyciła następnie swoją przyjaciółkę za pośladki i ucałowała ją jakoby na pożegnanie. - Do zobaczenia później. Kelnereczko. - wyszeptała jej czule do ucha przygryzając je na koniec.

- Spławiasz mnie? - Łasica wybałuszyła oczy ze zdziwienia. Takiej reakcji ze strony koleżanki widocznie się nie spodziewała. Najpierw zbaraniała jakby sądząc, że się przesłyszała albo rozmówczyni coś pomyliła. A potem na odwrót. Twarz jej poczerwieniała i nagle schyliła się po dopiero co zdjęte spodnie i zaczęła je ubierać.

- Oczywiście, że rozumiem. Mamy do wykonania ważne zadanie. I musimy się skoncentrować na nim. Reszta jest nieważna. - szybko i trochę niedbale. Trochę podskakiwała gdy próbowała je dociągnąć do końca ale widocznie miała w tym wprawę. Nawet nie traciła czasu na ich zawiązywanie tylko uklękła aby założyć buty z czym też się szybko uwinęła.

- Jesteś przecież szanującą się kobietą interesu i nie możesz sobie pozwolić na utratę dobrego imienia pokazując się z jakąś latawicą. - zdążyła jeszcze tylko złapać za swój brązowy kożuszek i narzucić go na siebie i też już nie tracąc czasu na zapinanie go. A potem już bez słowa ruszyła w stronę okna które otworzyła bez żadnej zwłoki i kłopotu. Ogień w kominku trochę przygasł gdy do środka wdarło się lodowate powietrze. Gospodyni też poczuła gęsią skórkę od tego nagłego mrozu na prawie odkrytym ciele. A jeden myk później przy parapecie już nie było żadnego śladu nocnego gościa. Tylko z góry widać było jeszcze jej odchodzącą przez zaśnieżoną ulicę sylwetkę i skrzypienie śniegu pod jej butami.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 27-09-2020 o 19:48.
Pieczar jest offline