Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2020, 13:49   #196
BigPoppa
 
BigPoppa's Avatar
 
Reputacja: 1 BigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputację
Mój rozkaz utknął w powietrzu, choć czułem, że Szturmowcy walczą za pomocą swojej woli, by nacisnąć spust. Moment w którym dwie postaci odsłoniły swoje twarze, by ukazać tożsamość, zmroził wszystkich. Najbardziej chyba mnie.
Nie mogę uwierzyć, że to oni. Dwójka Nawigatorów, których szukałem. Dwójka, która była pierwszymi podejrzanymi w mojej układance. Pomimo deformacji, licznych ran oraz oparzeń, które mogłyby zatrzeć ich tożsamość dla niewprawnego oka, rozpoznaję tą dwójkę. Nie widziałem ich na oczy, ale wiem, że to oni.
Tyvan Lomb i Gerrit Verdell.

Mój szok przerywa pierwszy trzask lasera, który przecina powietrzę. Kolejne karabiny zaczynają się odzywać, tnąc przestrzeń pomiędzy nami, a nimi. Podrzucam strzelbę i wypuszczam z luf dwa pociski wprost w jednego z Nawigatorów. Piekielne sztuczki sprawiają, że trafiamy w pustkę, paląc ściany i odłupując kawałki tynku.
Łamię strzelbę i ładuję kolejne pociski, gdy potężny ucisk zwala mnie z nóg. Upadam na kolana, targany potwornym bólem. Tysiące małych szpil próbuje wbić się w mój mózg, wprost przez słuchawkę radia. Zdjęty cierpieniem, próbuje walczyć o każdy centymetr ruchu moich mięśni, zmusić je do posłuszeństwa mimo potwornego bólu.
Widzę jak jeden z Szturmowców bezwiednie przelatuje przez barierkę schodów i upada bez życia na posadzkę. Przeklęte moce zabiły dobrego człowieka w ułamku sekundy, bez ostrzeżenia, bez gestu czy mimiki na twarzy sprawcy.
Jeden z nich nawet strzela w stronę Nawigatorów, ale kończy równie gwałtownie, jak gwałtowny był jego atak. W ferii ognia, stając się żywą pochodnią i dodając jeszcze więcej upiornych krzyków.

Podpieram się strzelbą, starając się ignorować to, co mówił sierżant Drake. W jakiś sposób go kontrolują, uznając go za największe zagrożenie, wyłączyli go z gry. Mogli to zrobić ze mną, ale tej lekcji już nie odbiorą. Z kabury wyszarpuję Carnodona, odbezpieczając pistolet. Potężna broń, wykonana z dobrej jakości stali o zwartym, wręcz surowym wyglądzie, która kiedyś uratowała mi życie. Potężny argument w walce z przestępcami i heretykami.
- Tyvan Lomb i Gerrit Verdell! - krzyczę ile mam sił w płucach, by przebić się przez kakofonią. Całym sobą staram się skupić i zebrać w sobie całą moją siłę, za pomocą nieugiętej woli Arbitatora. Stawiam jeden krok, potem drugi. Powoli, ale pewnie. Prostuję się i patrzę prosto na nich.
- Tyvan Lomb i Gerrit Verdell! - powtarzam, krzycząc ponownie. Skupiam się by oddać dwa strzały. Dwa pociski, przeznaczone dla nich. Jeden po drugim. W myślach zaczynam odmawiać modlitwę do Złotego Tronu. Prowadź moją rękę, Imperatorze.
- Oni nie żyją, wszyscy. Sprawdziłem i prześledziłem ich życie. Zasługiwali na śmierć, wszyscy. Dokonaliście swojej zemsty, godne podziwu. - robię kolejny krok i skupiam się na tym jednym, jedynym zadaniu. Zimno płynące ze stali Carnodona przenika przez rękawice i rozlewa się po całym moim ciele, chłodząc i uspokajając je z każdą sekundą. To mój czas i moje przeznaczenie.
- Mandrigal został stracony w polowej egzekucji, przeze mnie osobiście. Nie macie powodów do dalszego powodowania kłopotów oraz zamieszania. Oni wszyscy nie żyją, a ogromne śledztwo obejmujące ich żyjące rodziny właśnie rusza, ale kadra Wolnej Floty Nefrita nie żyje. - ostatnie słowa niemal cedzę przez zaciśnięte usta.
Wzbiera we mnie gniew. Słuszny gniew. Nienawiść do tych, którzy łamią Lex Imperialis. W jednym przebłysku widzę niemal stos kartek, które będą zapisane ilością artykułów, które złamała ta dwójka. Ogromną część z nich potrafię w obecnej chwili wyrecytować.
- Ale wy.. wy też musicie zginąć, nikt nie może łamać Lex Imperialis i chodzić bezkarny. - zrywam się i przyjmuję postawę, kierując Carnodona w określonym wektorze. Chwyt jest pewny, palec ląduje na spuści i zaczyna go ściągać. Nim oddaję oddaję pierwszy strzał, wykrzykuję ostatni przekaz.
- JA.JESTEM.PRAWEM! - separuję każde słowo, by położyć na nie odpowiedni nacisk. Z chwilą, gdy ostatnia sylaba opuszcza moje usta, wypuszczam powietrzę by ustabilizować celowanie po raz ostatni. Spust poddaje się mojej woli, czuję jak broń jest mi posłuszna i gotowa do skoku. Wyczuła swoją ofiarę i zaraz śmiertelnie ugryzie.
Kopnięcie, potężny huk i bliźniaczy pokaz świetlno-akustyczny, gdy dwa pociski opuszczają lufę mojej broni.

Ja jestem prawem
 
__________________
Ayo, 'sup mah man?
BigPoppa jest offline