Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2020, 03:50   #266
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 70 - 1940.V.27; pn; ranek; rejon Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; ranekt; godz. 08:10
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; ulica
Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, powiew,



Noeme (por. Annabelle Fournier)



- Tu są na pewno. Czasem to nawet z drogi ich widać. Tu to chyba będzie wam ciężko przejść do rzeki. - kuchnia Lapage’ów zmieniła się w improwizowany pokój sztabowy. A drżenie okien i pomruk dział tylko dodawały autentyczności takiej naradzie. Cztery osoby pochylały się nad kuchennym stołem na jakim Arthur rozłożył swoją lonniczą mapę a gospodarz robił za przewodnika. Pani Lapage zamknęła drzwi do kuchni aby młodsze dzieci im nie przeszkadzały. A jej mąż tłumaczył co widział albo słyszał o okolicy i próbował to pokazać na mapie. Na młodą porucznik spadło tłumaczenie brytyjskim lotnikom to co mówił bo ich francuski był na dość podstawowym poziomie. Pewnie tyle co zapamiętali ze szkolnej ławy.

Ojciec Odette bardzo chciał im pomóc ale szkopuł polegał w tym, że niewiel się ruszał poza swoją wioskę. Na szczęście gości najbardziej właśnie interesowała najbliższa okolica. Wyglądało na to, że wojska niemieckie rozłożyły się na tym brzegu rzeki. Chociaż nie tak jednolitą linią okopów i zasieków jak podczas ostatniej wojny. Owszem tam i tu wykopali lisie dziury*, widać było ich patrole no ale kto wie? Może dałoby się jakoś prześlizgnąć? Zwłaszcza w nocy. Tego nie wiedział bo nie próbował. Anie nie słyszał o nikim kto by próbował.

- A ta rzeka to duża? - Tim zapytał pokazując niebieską kreskę na mapie. Była zbyt cienka aby mapa tego rejonu Francji pokazywała ją inaczej niż cienką, niebieską linię. Co nie bardzo mówiło jak może być to poważna przeszkoda w rzeczywistości.

- Duża? No to nie jest Rodan czy Sekwana. I to jest kanał a nie rzeka. Może tak ma… bo ja wiem… ze 30 kroków? Może 40… Góra 50… No wiecie panowie, tak akurat by rzucić granat z jednego brzegu na drugi. - starszy mężczyzna co był weteranem poprzedniej wojny zaśmiał się porozumiewawczo jakby powiedział jakiś wojskowy żarcik. Obaj Anglicy uprzejmie się uśmiechnęli i pokiwali głowami. No z tego co mówił gospodarz wydawało się, że rzeka sama w sobie nie powinna chyba stanowić jakiejś strasznej przeszkody do sforsowania.

Niemcy byli też w mieście. Ale ile, gdzie i czy też trzymają się tej strony rzeki to już pan Lapage nie wiedział bo tam nie był. Słyszał tylko, że w mieście też są. No ale cywili się za bardzo nie czepiali. To kto wie? Może dałoby się tam wejść?

Dalszą naradę przerwał ten przyjazd samochodu. Obaj lotnicy zgodzili się zostać na miejscu. Ale pan Lepage po chwili zastanowienia dogonił swojego gościa na podwórzu i dołączył do niej.

- Obca jesteś. Zaprowadzę cię. - powiedział dobrotliwie no i oboje ruszyli ku furtce. A potem ulicą w stronę chyba centrum wioski. I musieli zbliżać się do kościoła bo o ile wieży kościelnej nie zasłaniały domy i stodoły obok jakich przechodzili to wieża kościelna zdawała się stopniowo przybliżać. Aż wyszli na jakieś krzyżówki gdzie niespodziewanie jej przewodnik się zatrzymał.

- Na pewno nikt u nas nie ma takiego samochodu. Kto tam siedzi w samochodzie? Ja już nie mam takich młodych oczu. - zapytał mrużąc oczy i trochę ruszając głową jakby pod jakimś kątem miało być widać trochę lepiej. Ale belgijska agentka Spectry miała pewność, że ten ciemny samochód to niemiecki łazik a za kierownicą siedzi ktoś w niemieckim mundurze. Zupełnie jakby czekał na kogoś kto wyjdzie z kościoła przed jakim zaparkował. Ale silnik był już chyba zgaszony.


---


*lisie dziury - ang. foxhole, okop na pojedynczego, góra dwóch żołnierzy.


---



Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 08:10
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; wieża kościelna
Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, powiew



Birgit (kpr. Mae Gordon)



Tam po drugiej stronie rzeki te czołgi jakie widziały przez lornetkę to Birgit tak do końca nie była pewna czyje są. Nie była w końcu ekspertem od broni pancernej wszystkich walczących stron. A i głowa po takim niewyspaniu i kraksie już dość opornie zbierała myśli. Ale wydawało jej się, że niemieckie czołgi to były inaczej malowane. Tak bardziej na szary kolor. A te co widziały po drugiej stronie rzeki na pewno nie były szare. Raczej jakieś takie oliwkowe. Więc może nie niemieckie? O rany jak tak to te alianckie czołgi byłyby tak blisko, że widoczne gołym okiem! Może parę kilometrów stąd. Ale po drugiej stronie rzeki. Może by dowiedziały się więcej ale ten niemiecki łazik co zaparkował przed kościołem im przerwał spokój ducha i obserwacji. Odette pokiwała głową twierdząco chyba zdając się na opinię mundurowej. Nawet jak już była bez munduru.

Łazik stał zbyt blisko kościoła aby go widać było z wieży. Ale za to było coś słychać. Krótkie wojskowe rozkazy chyba po niemiecku chociaż nie dało się rozróżnić słów. Trzaśnięcie drzwiczek samochodu. Potem odgłos otwieranych drzwi kościoła. I znów trzask drzwiczek. Chyba wysiadali. Słychać było ich głosy ale cichsze. I znów otwieranie drzwi. Potem na chwilę wszystko ucichło. Znów było słychać tylko pomruk artylerii bitwy jaka szalała dookoła ale jakoś na razie oszczędzała samą wioskę. I nagle Birgit usłyszała nowy dźwięk. Odette pewnie też bo jakby szukając w niej otuchy złapała ją za rękę.

- Idą tu! - szepnęła zdenerwowana. No tak. Szli. Najpierw otwarcie drzwi na dole dzwonnicy. A potem pośpieszne kroki prowadzące na górę. Nie było wątpliwości, że idą właśnie tutaj. Nie mogli nigdzie indziej. Tutaj można było iść tylko w górę tu gdzie one teraz stały albo na dół do drzwi jakie właśnie się otwarły na dole wieży. I nigdzie więcej. Młoda Francuzka spojrzała jeszcze ostatni raz na swoją towarzyszkę i już zaraz na schodach pokazał się pierwszy niemiecki żołnierz. I chyba był ich widokiem nie mniej zaskoczony.

- Mädchen? Was machst du hier?! Hier herrscht Krieg! Raus hier! Jetzt! - ten pierwszy z żołnierzy miał na sobie mundur i hełm. A na piersiach lornetkę i kaburę z pistoletem przy pasie. Dłonie miał jednak puste i tymi dłońmi właśnie gestem wyganiał obie kobiety z wieży jakby wziął je za zwykłe dziewczyny co przyszły oglądać niecodzienne widowisko. Za nim był drugi żołnierz. Ten już był bez lornetki za to miał karabin przewieszony przez ramię. A na półpiętrze człapał się jeszcze jeden. Ten też miał karabin ale przewieszony przez plecy. A w przeciwieństwie do pozostałych dwóch dźwigał jakieś pudło które chyba nie było lekkie sądząc jak je trzymał i jak się zasapał wbiegając po tych schodach. Wszyscy trzej na chwilę znieruchomieli i nawet odsunęli się bliżej ściany aby te dwie dziewczyny mogły zejść na dół. Odette spojrzała niepewnie na tego co się do nich coś krzyczał z miną jakby nie rozumiała o co mu chodzi i niepewna co teraz powinna zrobić. A może bała się albo nie chciała się do nich zbliżyć i przejść tuż obok.

---


*Mädchen? Was machst du hier?! Hier herrscht Krieg! Raus hier! Jetzt! - (niem) Dziewczęta? Co wy tu robicie?! Tu jest wojna! Zabierajcie się stąd! Ale już!

---


Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 08:10
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; okolice kościoła
Warunki: jasno, ciepło, pomruk dział, zachmurzenie, powiew, umiarkowanie


George (srg. Andree de Funes)



Zanim George na coś się zdecydował czy powinien coś robić czy nie czwórka żołnierzy przeciwnika okazała się tyleż od niego młodsza co żwawsza. Jeden pobiegł do kościoła ledwo się łazik zatrzymał a dwóch podążyło wkrótce za nim. Z czego jeden wyglądał na dowódcę a drugi miał jakieś pudło. Co prawda nie było widać co tam jest w środku ale gabarytami pasowało na jakieś radio. Jak tak to pewnie przyjechali tu założyć jakiś posterunek obserwacyjny.

Póki co jak tamta trójka zniknęła w kościele to przy samochodzie został tylko jeden. Kierowca co się zajął wyciąganiem papierośnicy z kieszeni i zapaleniem papierosa. Zerkał czasem do tylu gdy coś tam grzmotnęło głośniej. Sam łazik a raczej numery rejestracyjne zaczynające się od liter “WH” też zdradzały, że są z jakichś wojsk lądowych. Ci z Kriegsmarine wozili się z “WK” a ci z Luftwaffe z “WL”.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline