Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-09-2020, 19:09   #261
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
- Oui - skwapliwie potwierdziła "Szkotka", ciągnąc dalej łamaną francuszczyzną - I tak już nadużywamy Państwa gościnności za długo, za blisko wraku. Jeśli zechcecie nam pomóc z ubraniami i przewodnikiem, to może w czasie wybierania ja pójdę z Odette rozejrzeć się z wieży? Tak, jak mówiłaś? Z kościoła? - uśmiechnęła się do dziewczyny, wskazując ręką na drzwi. Odłożyła swoją mundurową marynarkę, na miarę i na wszelki wypadek, żeby nie biegać już jako brytyjski żandarm. Odłożyła też sumę pieniędzy. Klepnęła w lornetkę i pytająco spojrzała na porucznik.
- Widać stamtąd na wszystkie strony? Drogę, miasto i rzekę? - spytała jeszcze Francuzów, gotowa do wyjścia.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 09-09-2020, 12:51   #262
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Woods wcale się nie odzywał. Niby był zbyt zajęty wcinaniem kolejnej pajdy chleba, posmarowanej świeżym twarogiem, ale tak naprawdę koncentrował się na innych sprawach. Co prawda, z racji swojej znajomości francuskiego oraz posiadanego munduru, pewnie to on powinien prowadzić dialog, ale po rozmowie z Noemie jakoś nie mógł wzbudzić w sobie tej kurtuazyjnej powłoczki, której wiele razy używał w trakcie misji. Podejrzewał zresztą, że w odróżnieniu od mieszkańców miast, na chłopkach nie zrobiłaby wielkiego wrażenia.

Anglik wsłuchiwał się więc tylko w toczącą się rozmowę i wyglądał przez okno, przez które mógł obserwować wjazd do wsi. Wolał być gotowy na wypadek gdyby pojawili się niezapowiedziani goście lub gdyby jakiś chłopek czy nawet ich grupa próbowała opuścić miejscowość. Jedno i drugie mogło oznaczać kłopoty.

Gdy Noemie wspomniała o chęci kupienia ubrań, nie mógł się powstrzymać i spojrzał na lotników by wyczytać z twarzy ich zamiary. Nie wyglądali na szczególnie zadowolonych z tego pomysłu. Gdy zaś Niemka wspomniała o chęci wejścia na wieżę kościoła, oderwał się od okna po raz drugi. Szybko jednak wrócił do oglądania krajobrazu, udając że tego nie usłyszał. Postanowił, że gdy obie, z tą młodą Francuzką, opuszczą chałupę, wyjdzie w ślad za nimi, by móc je z dala obserwować. Gdyby Niemka zechciała się urwać i tak by jej nie dogonił, ale mógłby szybciej zareagować i grupa w te pędy uciekłaby z wioski.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 09-09-2020, 21:29   #263
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 69 - 1940.V.27; pn; świt; rejon Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 08:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; dom Lapage’ów
Warunki: jasno, ciepło, pomruk dział, zachmurzenie, powiew, umiarkowanie



Noeme (por. Annabelle Fournier)



- Ale walą. Jak na ostatniej wojnie. - rzekł cicho Pierre siedząc przy stole w kuchni. I mógł mieć rację. Chociaż Belgijka była zbyt młoda by pamiętać czasy owej strasznej wojny co była tak straszna, że miała być ostatnia. To jednak i ona słyszała nie milknący pomruk dział. Walili już z godzinę albo i dwie. Nieustanny pomruk artylerii od jakiego drżały szyby jakby miały wypaść. I groziło, że mogą pęknąć przy każdym kolejnym uderzeniu nie tak odległego gromu. Ale na razie jakoś nie pękły. Wszystko zdawało się drżeć. Kalendarz na ścianie, naczynia w szafkach i te na stole, nawet przez podłogę stopy albo i tam w środku, w żołądku, też dało się odczuć jakieś niesprecyzowane drżenie. Kolejne minuty i kwadranse mijały w oczekiwaniu na katastrofę. Kiedy wreszcie coś pęknie, spadnie, rozwali się albo jak zbłąkany pocisk eksploduje na czyimś domu albo podwórku. A nie było to czcze zagrożenie. Niekiedy coś waliło głośniej i bliżej. Wtedy drżał cały dom a gdzieś u sąsiadów poszły szyby.

- To chyba nasi. Walą w ten brzeg a tu są Huni. - Arthur siedział przy tym samym stole co gospodarz. W kuchni było ciepło więc siedział w samej kremowej koszuli od munduru. Po tym jak córka gospodarzy opatrzyła jego rany już kurtki nie zakładał.

- Może to nasza ofensywa? Może wreszcie atakujemy? Odbijął nas. Wystarczy poczekać. - Tom był podobnie ubrany. Obaj lotnicy jako zawodowi wojskowi mieli duże opory by pozbyć się swoich mundurów. Nie było się co dziwić. Sojusznicze siły zdawały się być prawie dosłownie “za rogiem” a nawet jak już by mieli wpaść do niewoli to lepiej jako umundurowany żołnierz niż szpieg albo sabotażysta w cywilnym ubraniu. Ci pierwsi powinni trafić do oflagu pod zarządem Luftwaffe a zdawało się, że wielu lotników obu walczących stron to nadal przestrzega rycerskich zasad ukutych przez ich poprzedników i pionierów z Wielkiej Wojny. A ci drudzy trafiliby pewnie w magiel smutnych panów w prochowcach co nie mieli zbyt dobrej opinii wśród wojskowych. I nie tylko u nich. Zresztą wojacy wszelkich nacji jak już mieli trafiać do niewoli to zwykle za ujmę na honorze uznawali siedzieć za kratkami ze zwykłymi kryminalistami albo by sądzić czy pilnować mieli cywile.

Obaj lotnicy zdawali sobie jednak sprawę, że swoimi mundurami i charakterystycznymi skórzanymi kurtkami mogą napytać biedy tubylcom no i każdemu Francuzowi nie mówiąc o Niemcach rzucają się one w oczy. Koniec końców na razie omawiali plan by jakoś dotrwać do wieczora a po zmierzchu spróbować jakoś przedostać się na południowy brzeg rzeki. Chociaż czekanie aż alianci odbiją Abbeville i okolice też nie wydawało się takie bezzasadne. Jak rozłożyli na stole swoją lotniczą mapę to z takiego przyczółka można by ładnie poprowadzić ofensywę na północ, wzdłuż wybrzeża i odzyskać kontakt z odciętymi nad kanałem dywizjami. A potem kto wie? Może zwycięskie, alianckie armie pobiją Niemców i ruszą na wschód? Znów do Belgii a nawet dalej, do samych Niemiec? Kto wie…

Noemie została w tym raczej męskim towarzystwie sama. Najpierw bowiem Odette zaprowadziła Birgit do kościoła a zaraz za nimi wyszedł George. Sami gospodarze okazali się dość życzliwi. Nie robili żadnych trudności z użyczeniem swojej garderoby. Nawet nie chcieli wziąć za to pieniędzy mówiąc, że “wszyscy jesteśmy Francuzami”. Właściwie to w ich domu panowała niezła mieszanka narodowa z całej Zachodniej Europy no ale chyba na swój sposób wszyscy identyfikowali się jako alianci walczący z Niemcami. Podobnie jak w poprzedniej wojnie.

Obie agentki Spectry miały o tyle szczęścia, że miały na tyle podobną figurę do Odette, że znalazły coś dla siebie. Podobnie George mógł ubrać się w jakieś koszule i marynarki Pierre’a. Też wydawali się być w podobnym wieku i posturze. Więc przynajmniej ze zmianą ubrania nie mieli większych problemów.

Mieli za to ze zmęczeniem i ranami. Może i młoda ochotniczka z obrony cywilnej ich opatrzyła całkiem ładnie ale na ból w ranach i zesztywnienie mięśni nic poradzić nie mogła. Podobnie jak na niewyspanie. Noemie zdała sobie sprawę, że jest na nogach już prawie całą dobę. Wczoraj w tą porę zbierała się na niedzielną odprawę przed misją jeszcze w londyńskiej centrali. Potem sama odprawa, nowe tożsamości i detale misji. Popołudniu przygotowania i w końcu wieczorny wyjazd i czekanie na nocny lot na lotnisku. Wreszcie sam lot tak drastycznie zakończony. I teraz to zaczynało wychodzić. Noemie czuła jak członki i głowa zaczynają jej ciążyć. Chociaż zdawała sobie sprawę, że jej młode i wytrenowane ciało będzie mogło jeszcze funkcjonować przez następne kilka czy kilkanaście godzin chociaż póki nie odeśpi to sił jej będzie stopniowo ubywać.

- Oh… samochód… - nagle wśród tego ponurego pomruku artylerii, czasem przestraszonego rżenia konia czy muczenia krowy gdzieś u sąsiadów dał się słyszeć nowy dźwięk. Pierre tylko powiedział coś co słyszeli wszyscy. Przez okna nie było widać żadnego samochodu ale słychać było jego silnik gdzieś w pobliżu.

- Niemcy? - zapytał zaniepokojony pilot zerkając ile się da przez okno. Ale nadal nic nie było widać tego samochodu.

- Nie wiem. Ale u nas we wsi nikt nie ma osobówki. Więc to nikt od nas. - gospodarz wyjaśnił dlaczego go tak zaniepokoił ten dźwięk silnika. Faktycznie mógł być to jakiś osobowy. Na pewno nie motocykl a na ciężarówkę wydawał się za lekki.

- Może tylko przejeżdża przez wioskę. - cicho powiedział Tom z nadzieją. Ale szybko okazała się ona płonna.

- Za blisko. Wjechał do nas. Jak przejeżdżają to słychać je dalej. - gospodarz pokręcił głową szybko weryfikując słowa Anglika. Zresztą jak i sam odgłos silnika który zaraz potem umilkł jakby pojazd się zatrzymał w miejscu.


Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 08:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; wieża kościelna
Warunki: jasno, ciepło, pomruk dział, zachmurzenie, powiew, umiarkowanie


Birgit (kpr. Mae Gordon)



Miały z Noemie szczęście z tymi ubraniami. Rodzina Lepage otworzyła przed nimi swoje szafy i coś dla siebie znaleźli. Zwłaszcza jak Odette miała podobną figurę jak Niemka. Więc ze spódnicami i koszulami jak i resztą garderoby nie miały problemu. Francuska rodzina odmówiła nawet przyjęcia pieniędzy za tą przysługę. Po przebraniu młoda Francuzka poprowadziła Mae ulicami wioski w stronę kościoła jaki wcześniej pokazywała jej z piętra stodoły. O ile akurat jakiś dom nie zasłaniał widoku to jak nie kościół to jego wieża była widoczna całkiem dobrze.

Kościół okazał się katolicki a drzwi główne były otwarte. Przewodniczka uklękła krótko żegnając się po czym wstała i ruszyła główną nawą w stronę ołtarza. I tam otworzyła jedne z mniejszych drzwi za jakimi ukazały się schody prowadzące na górę wieży. Chociaż dla poobijanej Niemki te schody okazały się największym wyzwaniem. Ale na górze rzeczywiście był bardzo ładny punkt widokowy. Pewnie najlepszy w okolicy. Z bliska widać było dachy domów, stodół i budynków gospodarczych wsi. Nieco dalej puste pole i zagajnik z jakiego o świcie przyszła grupka rozbitków. Z przeciwnej strony znów pola i jakieś zabudowania sąsiedniej wsi. Za to najwięcej zdawało się dziać od strony miasta i rzeki.

- To chyba gdzieś przy samym mieście. - powiedziała Odette wpatrując się w chmury dymu jakie wzbijały się przy każdej salwie z dział. Dokąd strzelały trudno było zgadnąć. Pewnie gdzieś na drugą stronę rzeki. Tam gdzie powinni być alianci. Ale w okolicy musiało być i strzelać dużo więcej dział. Bo pomruk artylerii był słyszalny nawet gdy te działa przy Abbeville milczały. Może ładowali te działa albo coś takiego. A wtedy strzelały inne. Nawet widać było miejsca eksplozji jako słupy dymów. Rozwiewały się po chwili chyba, że coś się zapaliło. Wtedy w niebo unosił się ciemny słup dymu i pewnie póki się palił to nie zamierzał zniknąć. Ale z wieży przez te domy i drzewa nie było widać co tam się pali na samej ziemi. A i wtedy czarne słupy wznosiły się i wznosiłu ku pochmurnemu niebu. A tam gdzie artyleria walnęła gęsto to zawiesina dymu i wzbitej ziemi nie znikała tak łatwo przesłaniając fragment horyzontu. I tych przesłon było całkiem sporo. Ale w większości koncentrowały się na drugim brzegu rzeki gdzieś w okolicach miasta. Samo miasto jawiła się jako plama ścian i dachów. Tylko wieże kościołów wybijały się nieco wyżej jako pojedyncze, grubsze kreski.

- A z tym przewodnikiem to się nie martwcie. Zaprowadzę was do miasta. Pójdziemy do Luca. Mojego brata. Oni mają piekarnie w mieście. - powiedziała w pewnej chwili Odette tonem sugerującym, że już chyba to całkiem dobrze sobie przemyślała. Pomruk artylerii wstrząsał nie tylko powietrzem. Drżenie czuć było nawet przez ściany i podłogę dzwonnicy. Mogło to niepokoić czy aby na pewno się ta wieża nie zawali. Ruchy były minimalne ale jednak na pewno wieża nie powinna tak drżeć w rytm wybuchów. A na tej wysokości było to chyba nawet bardziej wyczuwalne niż na ziemi.

- O! Zobacz tam! - w pewnej chwili obie dojrzały ruch. We fragmencie pomiędzy drzewami, na drugiej stronie rzeki, widać było jakieś pudełka. Chyba czołgi. Z tej odległości toczyły się po ziemi jak małe kropki. Trudno było dostrzec coś więcej.

- Myślisz, że to nasze? Czy ich? - zapytała młoda Francuzka nie bardzo mogąc coś zidentyfikować z tej odległości. Obserwowały chwilę jak te kilka widocznych w przesiece kropek posuwa się przez polę. Chyba raczej w stronę rzeki chociaż do końca nie można było być pewnym. Za to zaraz na tym polu zaczęły wybuchać pociski artyleryjskie. Nawet z tej odległosci przy tych kropkach wybuchy były o wiele większe niż one. Ale wybuchały na tym polu a jakoś nie mogły trafić tych kropek. Kilka razy przesłaniały te kropki ale w końcu te znów wyłaniały się zza czarnej kotary wyrwanej ziemi i dymu uparcie prąc do przodu. Aż wreszcie stało się.

- Oh! Trafili go! - krzyknęła przejęta Odette gdy w pewnym momencie jedno z pudełeczek podskoczyło do góry jakby naprawdę to było pudełko po butach a nie chyba czołg czy coś podobnego. Wybuch miotnął nim do góry a potem bezlitośnie cisnął z powrotem na ziemię. Z tych emocji Francuzka złapała za dłoń Mae jakby to miało im obu dodać otuchy. I nawet nie bardzo było wiadomo czyja artyleria strzela do czyich czołgów.

Te przerażające i fascynujące zarazem widowisko przerwała seria wybuchów. Eksplodowały gdzieś przy rzece parę kilometrów od wieży kościelnej. Gdzieś na kierunku zagajnika tylko bliżej rzeki. Potężne wybuchy było widać nawet poprzez dorodne drzewa. Trudno było jednak dokładnie określić po której stronie rzeki eksplodowały. Nawet przez podłogę dało się odczuć wyraźniejsze wstrząsy na słuch też walnęło znacznie blizej niż wcześniejsze eksplozje. Chociaż nadal nie aż tak blisko by stanowić dla wioski bezpośrednie zagrożenie. Pokazywało jednak, że leży ona jak najbardziej w zasięgu artylerii którejś ze stron lub obu i w każdej chwili przypadkowy czy celowy pocisk może wylądować w samej wiosce.

Ledwo obie dziewczyny się wyprostowały na wieży gdy dał się słyszeć bliższy dźwięk. Dużo bardziej swojski. Odgłos jadącego samochodu. Chociaż samego samochodu nie było widać. To jednak zdawał się zbliżać coraz bardziej. Aż w końcu wyjechał zza rogu jaki prowadził do kościoła.

- Niemcy! - krzyknęła trochę przestraszona Odette. Rzeczywiście to byli Niemcy. Birgitt rozpoznawała wojskowy łazik bez dachu. W środku widać było czterech żołnierzy w mundurach feldgrau jakich trudno było pomylić z inna armią. Tak samo jak charakterystyczną, płaską, ściętą maskę volkswagena. Łazik zatrzymał się na krzyżówkach gdy chyba niechciani goście nie byli do końca pewni dokąd jechać. Ale pasażer zaczął machać w kierunku kościoła i zaraz kierowca cofnął i skręcił na ulicę jaka do niego prowadziła ruszając raźno w stronę katolickiej świątyni.



Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 08:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; okolice kościoła
Warunki: jasno, ciepło, pomruk dział, zachmurzenie, powiew, umiarkowanie



George (srg. Andree de Funes)



Najstarszy wiekiem agent Spectry mógł szybko się przekonać, że zachowanie nowo zwerbowanej agentki, do tego Niemki, było bardzo rozczarowujące. Dała się całkiem łatwo śledzić co tylko udowadniało jej braki w nawet podstawowym przeszkoleniu agenta. I to nawet niekoniecznie na agenta Spectry. Taki stary wyga jak on nie miał najmniejszych kłopotów by pójść śladem jej i jej francuskiej towarzyszki. Nie był pewny kiedy dokładnie zaczęła to agenturalne szkolenie ale na pewno było ono zbyt krótkie by zapewnić poziom który zwykle uznawano za podstawowy. Chociaż z drugiej strony mogło to potiwerdzać jej słowa, że wcześniej szpiegostwem się nie parała. Wyraźnie też poruszała się mniej zgrabnie niż młoda Francuzka. Chociaż ta chyba też to dostrzegła bo znacznie zwolniła początkowe całkiem żwawe tempo jakim wyrwała z domu a potem z podwórka. Przy okazji ułatwiając też spacer George’owi. Ale cóż. Po takiej kraksie to cała piątka rozbitków nie była w pełni sił i gracji ruchów.

Drugim rozczarowaniem było to, że Birgit zrobiła dokładnie to co mówiła w kuchni Lepage’ów. Czyli dała się zaprowadzić Odette do kościoła. Ani nie próbowała uciekać ani z kimś się skontaktować. Potem z dołu widział je obie na szczycie dzwonnicy. Widocznie coś oglądały co je mocno absorbowało. Czasem coś sobie pokazując reką. Co to George nie miał pojęcia. Z dołu widział tylko poziom ulicy czyli francuską wioskę. Trochę wymarłą. Rzadko przejechał jakiś wóz albo przeszli przechodnie. Pewnie przez tą wojnę. Tak grzmiało i huczało, że tylko patrzeć jak jakiś pocisk rozerwie się w środku jakiejś ulicy czy domu. Zwierzęta też muczały, rżały i gdakały niespokojnie od tego pomruku artyleryjskiej bestii. W pewnym momencie gdzieś walnęło znacznie bliżej. Aż gdzies chyba w końcu pękła szyba w oknie czy co. Ale znów nic na tyle blisko by z poziomu ulicy dało się zobaczyć.

Stał sobie tak na dole starając się nie mysleć, że każdy z wielu pocisków może gruchnąć gdzieś tuż obok i jednocześnie starając się zwalczyć rosnące zmęczenie z niemłodego już ciała. Gdy do jego uszu dotarł nowy dźwięk. Samochód. Jeszcze z początku nie widział ale wydawało się, że się zbliża. Jeszcze parę chwil niepewności i na pobliskich krzyżówkach dostrzegł wreszcie ów pojazd.





Niemiecki łazik z 4-osobową załogą na chwilę zatrzymał się na tych krzyżówkach chyba sprawdzając gdzie zajechał. Ale zaraz potem pasażer na przednim siedzeniu wskazał na drogę jaką prowadziła obok kościoła. Albo do kościoła. Łazik wykręcił i ruszył raźno zatrzymując się przed głównym wejściem do świątyni. Niemcy coś krzyknęli do siebie krótko i jeden z pasażerów z tylnej kanapy szybko wysiadł i energicznym krokiem wszedł do świątyni. Z pozostałej trójki dwóch zbierało jakieś pudła z tylnego siedzenia. Całkiem możliwe, że radiostację sądząc po gabarytach. Tylko kierowca ich nieco obserwował przez ramię ale nie ruszał się z miejsca.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-09-2020, 19:48   #264
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gdy Woods opuścił domu życzliwych Francuzów Noemie poczuła coś na wzór ulgi pomieszanej z niepokojem. Czy powinna puszczać ich razem? Stary agent zachowywał się dziwnie ilekroć zdarzyło się jej szturchnąć jego ego. Nie wiedziała czy Brygit nie uczyni podobnie… choćby przypadkiem. Co by wtedy uczynił Woods skoro już wobec niej nie krygował się pyskować.

- Spójrzmy może na mapę? - Zaproponowała po czym poprosiła by nawigator rozłożył arkusz z rozrysowaną okolicą. Poprosiła gospodarzy by jej opowiedzieli nieco o okolicy i wskazali gdzie ostatnio stacjonowali Niemcy i gdzie przebiega linia frontu.

Rozmowę przerwał odgłos jadącego auta.
- Pójdę to sprawdzić. - Noemie spojrzała na pilotów. - Może lepiej tu zostańcie… nie ma co zwracać na siebie uwagi.
 
Aiko jest offline  
Stary 19-09-2020, 09:07   #265
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Mimo bólu i zmęczenia, zwiadowcza wycieczka z Odette przyniosła Birgit coś na kształt ulgi. Może dlatego, że promienie słońca przegoniły wreszcie nocny chłód i przynajmniej pogoda zapowiadała nie dokładać kolejnej udręki? Może przez cywilne ubrania, które zdawały się pasować jak ulał? Może zarówno z powodu pozornego uwolnienia się od ciężkiego wzroku dwójki agentów, a pozostawania w towarzystwie tylko młodzieńczo-beztroskiej Francuzki? W każdym razie, na czas obserwacji inżynier niemal uwolniła się od niepokoju, który najgorzej spinał mięśnie, choć fizycznie to schody dały jej wycisk.

- Dzięki - rzuciła z przymrużeniem oka, ale i tak było jasnym, że dziękuje za całą pomoc, a nie za przegonienie przypadkową ścieżką zdrowia zafundowaną przez stopnie, które przestała liczyć mniej więcej w połowie.

Otarła spocone skronie chustką i dopiero po chwili podzieliła się z dziewczyną lornetką, kiedy sama zobaczyła już dość. Nawet odwzajemniła uścisk, pocieszająco uśmiechając się do Odette, chociaż rozwalony czołg obserwowała z obojętnością, która ją samą zaczynała przerażać.

Na dźwięk samochodu cały niepokój powrócił jednak ze zdwojoną siłą. Drgnęła, gdy Odette krzyknęła i mało brakowało, żeby rzuciła się zakryć jej twarz.
- Cssss! - syknęła.
Niemcy podjechali tak blisko,że nie musiała już używać lornetki, wychylając się dyskretnie przy framudze.
-Cicho - powtórzyła szeptem, zaciskając dłonie. - Wermacht... Za późno, nie zdążymy wyjść? - pytanie zabrzmiało w słowach, ale spojrzała na Francuzkę twardo. Nie pytała. Już myślała co zrobić, jeśli zostaną w wieży. W cholernym potrzasku.
- Znam niemiecki. Podsłuchamy ich, ale jeśli któryś tu wejdzie...
Nie chciała kończyć. Miała pistolet, ale wciąż nie była pewna, czy umie z zimną krwią strzelić do rodaka, jak ten skurwiel Theiss. Zresztą zamordowanie niemieckiego patrolu na pewno nie pomogłoby także wieśniakom.
- Merde! - zmełła pod nosem przekleństwo, pamiętając aby było francuskie. Rozejrzała się. Może udałoby się wykurzyć jakoś Niemców z kościoła? Wieża już drżała od wybuchów. Może da się ich tylko nastraszyć, że zaraz grozi zawaleniem?
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 21-09-2020, 03:50   #266
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 70 - 1940.V.27; pn; ranek; rejon Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; ranekt; godz. 08:10
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; ulica
Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, powiew,



Noeme (por. Annabelle Fournier)



- Tu są na pewno. Czasem to nawet z drogi ich widać. Tu to chyba będzie wam ciężko przejść do rzeki. - kuchnia Lapage’ów zmieniła się w improwizowany pokój sztabowy. A drżenie okien i pomruk dział tylko dodawały autentyczności takiej naradzie. Cztery osoby pochylały się nad kuchennym stołem na jakim Arthur rozłożył swoją lonniczą mapę a gospodarz robił za przewodnika. Pani Lapage zamknęła drzwi do kuchni aby młodsze dzieci im nie przeszkadzały. A jej mąż tłumaczył co widział albo słyszał o okolicy i próbował to pokazać na mapie. Na młodą porucznik spadło tłumaczenie brytyjskim lotnikom to co mówił bo ich francuski był na dość podstawowym poziomie. Pewnie tyle co zapamiętali ze szkolnej ławy.

Ojciec Odette bardzo chciał im pomóc ale szkopuł polegał w tym, że niewiel się ruszał poza swoją wioskę. Na szczęście gości najbardziej właśnie interesowała najbliższa okolica. Wyglądało na to, że wojska niemieckie rozłożyły się na tym brzegu rzeki. Chociaż nie tak jednolitą linią okopów i zasieków jak podczas ostatniej wojny. Owszem tam i tu wykopali lisie dziury*, widać było ich patrole no ale kto wie? Może dałoby się jakoś prześlizgnąć? Zwłaszcza w nocy. Tego nie wiedział bo nie próbował. Anie nie słyszał o nikim kto by próbował.

- A ta rzeka to duża? - Tim zapytał pokazując niebieską kreskę na mapie. Była zbyt cienka aby mapa tego rejonu Francji pokazywała ją inaczej niż cienką, niebieską linię. Co nie bardzo mówiło jak może być to poważna przeszkoda w rzeczywistości.

- Duża? No to nie jest Rodan czy Sekwana. I to jest kanał a nie rzeka. Może tak ma… bo ja wiem… ze 30 kroków? Może 40… Góra 50… No wiecie panowie, tak akurat by rzucić granat z jednego brzegu na drugi. - starszy mężczyzna co był weteranem poprzedniej wojny zaśmiał się porozumiewawczo jakby powiedział jakiś wojskowy żarcik. Obaj Anglicy uprzejmie się uśmiechnęli i pokiwali głowami. No z tego co mówił gospodarz wydawało się, że rzeka sama w sobie nie powinna chyba stanowić jakiejś strasznej przeszkody do sforsowania.

Niemcy byli też w mieście. Ale ile, gdzie i czy też trzymają się tej strony rzeki to już pan Lapage nie wiedział bo tam nie był. Słyszał tylko, że w mieście też są. No ale cywili się za bardzo nie czepiali. To kto wie? Może dałoby się tam wejść?

Dalszą naradę przerwał ten przyjazd samochodu. Obaj lotnicy zgodzili się zostać na miejscu. Ale pan Lepage po chwili zastanowienia dogonił swojego gościa na podwórzu i dołączył do niej.

- Obca jesteś. Zaprowadzę cię. - powiedział dobrotliwie no i oboje ruszyli ku furtce. A potem ulicą w stronę chyba centrum wioski. I musieli zbliżać się do kościoła bo o ile wieży kościelnej nie zasłaniały domy i stodoły obok jakich przechodzili to wieża kościelna zdawała się stopniowo przybliżać. Aż wyszli na jakieś krzyżówki gdzie niespodziewanie jej przewodnik się zatrzymał.

- Na pewno nikt u nas nie ma takiego samochodu. Kto tam siedzi w samochodzie? Ja już nie mam takich młodych oczu. - zapytał mrużąc oczy i trochę ruszając głową jakby pod jakimś kątem miało być widać trochę lepiej. Ale belgijska agentka Spectry miała pewność, że ten ciemny samochód to niemiecki łazik a za kierownicą siedzi ktoś w niemieckim mundurze. Zupełnie jakby czekał na kogoś kto wyjdzie z kościoła przed jakim zaparkował. Ale silnik był już chyba zgaszony.


---


*lisie dziury - ang. foxhole, okop na pojedynczego, góra dwóch żołnierzy.


---



Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 08:10
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; wieża kościelna
Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, powiew



Birgit (kpr. Mae Gordon)



Tam po drugiej stronie rzeki te czołgi jakie widziały przez lornetkę to Birgit tak do końca nie była pewna czyje są. Nie była w końcu ekspertem od broni pancernej wszystkich walczących stron. A i głowa po takim niewyspaniu i kraksie już dość opornie zbierała myśli. Ale wydawało jej się, że niemieckie czołgi to były inaczej malowane. Tak bardziej na szary kolor. A te co widziały po drugiej stronie rzeki na pewno nie były szare. Raczej jakieś takie oliwkowe. Więc może nie niemieckie? O rany jak tak to te alianckie czołgi byłyby tak blisko, że widoczne gołym okiem! Może parę kilometrów stąd. Ale po drugiej stronie rzeki. Może by dowiedziały się więcej ale ten niemiecki łazik co zaparkował przed kościołem im przerwał spokój ducha i obserwacji. Odette pokiwała głową twierdząco chyba zdając się na opinię mundurowej. Nawet jak już była bez munduru.

Łazik stał zbyt blisko kościoła aby go widać było z wieży. Ale za to było coś słychać. Krótkie wojskowe rozkazy chyba po niemiecku chociaż nie dało się rozróżnić słów. Trzaśnięcie drzwiczek samochodu. Potem odgłos otwieranych drzwi kościoła. I znów trzask drzwiczek. Chyba wysiadali. Słychać było ich głosy ale cichsze. I znów otwieranie drzwi. Potem na chwilę wszystko ucichło. Znów było słychać tylko pomruk artylerii bitwy jaka szalała dookoła ale jakoś na razie oszczędzała samą wioskę. I nagle Birgit usłyszała nowy dźwięk. Odette pewnie też bo jakby szukając w niej otuchy złapała ją za rękę.

- Idą tu! - szepnęła zdenerwowana. No tak. Szli. Najpierw otwarcie drzwi na dole dzwonnicy. A potem pośpieszne kroki prowadzące na górę. Nie było wątpliwości, że idą właśnie tutaj. Nie mogli nigdzie indziej. Tutaj można było iść tylko w górę tu gdzie one teraz stały albo na dół do drzwi jakie właśnie się otwarły na dole wieży. I nigdzie więcej. Młoda Francuzka spojrzała jeszcze ostatni raz na swoją towarzyszkę i już zaraz na schodach pokazał się pierwszy niemiecki żołnierz. I chyba był ich widokiem nie mniej zaskoczony.

- Mädchen? Was machst du hier?! Hier herrscht Krieg! Raus hier! Jetzt! - ten pierwszy z żołnierzy miał na sobie mundur i hełm. A na piersiach lornetkę i kaburę z pistoletem przy pasie. Dłonie miał jednak puste i tymi dłońmi właśnie gestem wyganiał obie kobiety z wieży jakby wziął je za zwykłe dziewczyny co przyszły oglądać niecodzienne widowisko. Za nim był drugi żołnierz. Ten już był bez lornetki za to miał karabin przewieszony przez ramię. A na półpiętrze człapał się jeszcze jeden. Ten też miał karabin ale przewieszony przez plecy. A w przeciwieństwie do pozostałych dwóch dźwigał jakieś pudło które chyba nie było lekkie sądząc jak je trzymał i jak się zasapał wbiegając po tych schodach. Wszyscy trzej na chwilę znieruchomieli i nawet odsunęli się bliżej ściany aby te dwie dziewczyny mogły zejść na dół. Odette spojrzała niepewnie na tego co się do nich coś krzyczał z miną jakby nie rozumiała o co mu chodzi i niepewna co teraz powinna zrobić. A może bała się albo nie chciała się do nich zbliżyć i przejść tuż obok.

---


*Mädchen? Was machst du hier?! Hier herrscht Krieg! Raus hier! Jetzt! - (niem) Dziewczęta? Co wy tu robicie?! Tu jest wojna! Zabierajcie się stąd! Ale już!

---


Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 08:10
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; okolice kościoła
Warunki: jasno, ciepło, pomruk dział, zachmurzenie, powiew, umiarkowanie


George (srg. Andree de Funes)



Zanim George na coś się zdecydował czy powinien coś robić czy nie czwórka żołnierzy przeciwnika okazała się tyleż od niego młodsza co żwawsza. Jeden pobiegł do kościoła ledwo się łazik zatrzymał a dwóch podążyło wkrótce za nim. Z czego jeden wyglądał na dowódcę a drugi miał jakieś pudło. Co prawda nie było widać co tam jest w środku ale gabarytami pasowało na jakieś radio. Jak tak to pewnie przyjechali tu założyć jakiś posterunek obserwacyjny.

Póki co jak tamta trójka zniknęła w kościele to przy samochodzie został tylko jeden. Kierowca co się zajął wyciąganiem papierośnicy z kieszeni i zapaleniem papierosa. Zerkał czasem do tylu gdy coś tam grzmotnęło głośniej. Sam łazik a raczej numery rejestracyjne zaczynające się od liter “WH” też zdradzały, że są z jakichś wojsk lądowych. Ci z Kriegsmarine wozili się z “WK” a ci z Luftwaffe z “WL”.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-09-2020, 08:47   #267
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
- En bas, n'est-ce pas? Pour l'amour de Dieu! Oui, oui. Nous partons, monsieur soldat! *

Była przygotowana na to, że mogą przyjść, dlatego znalazła dość płynne, francuskie zdania, które miały być odpowiedzią na same gesty Niemców, ale nie musiała udawać zaskoczenia. Co innego planowanie, a czym innym było stanąć twarzą w twarz z Leutnantem Wehrmachtu. Serce mało co nie wyskoczyło jej z piersi i w tym, wcale nie udawanym zdenerwowaniu, to Birgit złapała za ramię Odette. Tylko uścisk był już za moment inny, pewny.

- Allons-y** - lekko popchnęła towarzyszkę w kierunku zejścia. Patrzyła na twarze chłopaków (którzy mogli przecież znać jej brata) i doszukiwała się tylko tego, czy wykazują przebłyski zrozumienia francuskiego. Patrzyła na szarże i na taszczone przez Feldfebla pudło, które gabarytami, ciężarem i osprzętem musiało pasować na polową radiostację i omal nie rzuciła się na niego, aby mu je wyrwać i cisnąć w dół, roztrzaskać. Jakby za cenę radia mogła ocalić tych kilku rodaków, dlatego że spojrzała im w oczy... Głupia - zganiła się w duchu. Ciągle jeszcze trudno było przywyknąć do zdrady.

- Allez! - powtórzyła, mijając Niemca na schodach.

Półpiętro niżej celowo jednak przydepnęła piętę trzewika Odette, licząc na to, że jak w parodii Kopciuszka Francuzka zgubi bucik, a one będą mogły "naturalnie" na chwilę się zatrzymać, pomóc sobie w założeniu zguby i może szepnąć coś szybko... A może nawet podsłuchać kilka słów łącznościowców, którzy najwyraźniej brali je obie za zwykłe, ciekawskie i wystraszone chłopki.

*En bas, n'est-ce pas? Pour l'amour de Dieu! Oui, oui. Nous partons, monsieur soldat! - Na dół, tak? na miłość boską! Tak, tak. Już idziemy, panie żołnierzu.
**Allons-y - chodźmy, Allez - dalej/chodźmy
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 24-09-2020, 20:21   #268
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Woods zganił się w duchu za swoje zawahanie. Stał tu jak kretyn i gapił się z rozdziawioną gębą na to jak Niemcy wchodzą do kościoła, a potem na sam kościół i stojący przed nim łazik. Sprawa wydawała się jasna. Górująca nad okolicą wieża jest doskonałym punktem obserwacyjnym, co zresztą potwierdzały słowa Francuzów. Niemcy pewnie zamierzają kierować stąd ogniem artylerii, która wali w drugi brzeg rzeki.

Ale nie to było teraz ważne. Gorzej, że w tym przeklętym kościele była Birgit. Mogła z łatwością wydać całą ich grupę, dodając jako bonus francuską rodzinę. Na to nic już nie mógł poradzić. Musiałby w pojedynkę załatwić czwórkę szkopów, co i tak nie uratowałoby mieszkańców wioski od poniesienia konsekwencji. Mógł zrobić tylko jedno.

Ruszył czym prędzej w drogę powrotną, ale okazało się, że Noemie wyszła mu naprzeciw, razem z głową rodziny. Nie bawiąc się w żadne wstępy, szybko przedstawił sytuację, umyślnie używając angielskiego:

- Szkopy zakładają punkt obserwacyjny, pewnie dla kierowania ogniem artylerii. Weszli jednak prosto na Gordon i jej nową przyjaciółkę. Jeśli coś im powie to jesteśmy ugotowani. Musimy pryskać z wioski i to szybko.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 25-09-2020, 08:14   #269
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dom Lapage’ów

Noemie przyglądała się dłuższą chwilę mapom. Starajac się zapamiętać miejsca, które wskazywał gospodarz. Wiedziała, że rzeczywiste lokazlizacje mogą być zupełnie inne, ale warto było posłuchać choćby o sposobie działania Niemców.

- Duża? No to nie jest Rodan czy Sekwana. I to jest kanał a nie rzeka. Może tak ma… bo ja wiem… ze 30 kroków? Może 40… Góra 50… No wiecie panowie, tak akurat by rzucić granat z jednego brzegu na drugi.

Wysłuchała słów francuza i przetłumaczyła je dla swych towarzyszy, nim odezwała się do niego ponownie po Francusku.
- Głęboki ten kanał? - Spytała jakby dla pewności przesuwając palcem po obszarze jaki zajmowała na mapie woda. Nadal wolałaby jak najszybciej przedostać się na drugą stronę i tam już wędrować po “swoim” terenie.

***

Pod kościołem

Noemie przez dłuższą chwilę przyglądała się niemieckiemu wozowi i jego kierowcy nim przeniosła wzrok na wieżę. Najwyraźniej dobry punkt obserwacyjny skusił nie tylko ich.

-C'est l'Allemagne. Je pense qu'ils veulent aussi regarder autour d'eux.* - Odpowiedziała cicho po francusku i wtedy jej wzrok natrafił na Woodsa. Na co on czekał? Czuła narastającą irytację, ale powstrzymała ją biorąc głęboki wdech. - Attendez ici s'il vous plaît.**

Powoli podeszła do Woodsa ale nim zdążyła się odezwać, ten uraczył ją swym “życzliwym tonem.”
-Dobrze.. Idź uprzedź resztę. - Noemie zerknęła na kościół po czym wskazała Woodsowi jedną z uliczek. - Na rogu czeka Lapage. Zobaczę co z dziewczynami i do was dołączę.


*To Niemcy. Chyba też chcą się rozejrzeć po okolicy.
** Zaczekaj tutaj, proszę.
 
Aiko jest offline  
Stary 25-09-2020, 18:11   #270
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 71 - 1940.V.27; pn; ranek; rejon Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 08:15
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; wieża kościelna
Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, powiew



Birgit (kpr. Mae Gordon)



“Skrobanie marchewek” jakie Birgit zaserwowała młodszej koleżance przyniosło niespodziewane rezultaty. Albo konsekwencje. Zaskoczona Odette sapnęła cicho na moment straciła równowagę co wywołało rozbawienie trójki niemieckich żołnierzy. Ale młoda francuska dziewczyna szybko odzyskała równowagę łapiąc się poręczy schodów. Jednak but Birgit zsunął jej własny więc nie chcąc schodzić przez resztę schodów z wpół zdjętym butem musiała go sobie nałożyć. Co samo w sobie było zrozumiałe. Ale wybrała dość niecodzienną metodę zakładania tego buta. Może nie chciała albo obawiała się uklęknąć na półpiętrze przy tym ostatnim żołnierzu jaki trzymał to duże pudło a może chodziło o coś jeszcze innego. Grunt, że nieco podwinęła spódnicę i oparła trzewik o poręcz schodów aby go sobie ponownie nałożyć na piętę. Ale całe widowisko bardzo spodobało się trójce niemieckich wojaków.

- Was für Beine!* - rzekł półgłosem ten środkowy żołnierz zerkając z uznaniem na kształtne łydki młodej kobiety jaką niespodziewanie dało się obejrzeć w środku tej wojennej zawieruchy. Co było dla nich o tyle zaskakujące co przyjemnie. Pozostali dwaj też się zaśmiali. A Odette udawała, że ich nie widzi i nie słyszy a but już prawie skończyła zakładać gdy ten drugi, z karabinem na ramieniu widząc, że akcja z zakładaniem buta lada chwila się skończy nie powstrzymał się przed własnym wkładem w tą akcję.

- Was für ein Arsch!** - zawołał równie radośnie i szybko wrócił ze dwa schodki i klepnął wypięty tyłek panny Lepage w ostatniej chwili bo ta już skończyła zakładać swój but. Ten samczy żarcik zwykle serwowany kelnerkom zaowocował niespodziewanymi konsekwencjami. Odette zaskoczona takim atakiem jęknęła cicho ale praktycznie bez wahania wyrżnęła niemieckiego żołnierza w pysk. I nagle śmiechy i żarty się skończyły gdy do wzburzonej atakiem na jej godność kobiety doszła obrażona, samcza godność.

- Du Sau! Wie kannst du es wagen?!*** - krzyknął zaskoczony gefreiter chyba kompletnie zaskoczony takim francuskim odwetem na niemieckim żołnierzu. I naraz wydawało się, że wszyscy nagle zaczęli na siebie krzyczeć nie zważając, że krzyczą w dwóch różnych językach. Porucznik krzyczał na swoich ludzi i na obie Francuzki, Odette krzyczała o cholernych Niemcach oczywiście w swoim ojczystym języku, uderzony gefreiter miał chyba ochotę dać nauczkę bezczelnej francuskiej wieśniaczce ale jeszcze trochę się hamował okrzykami dowódcy chociaż złapał już ją mocno za jedno ramię więc Odette chciała się trochę jakby wyrwać z tego uchwytu a trochę jakby kopnąć w nogę. Zaskoczony tym wszystkim spocony feldfebel jaki wciąż trzymał to pudło z radiem próbował ich wszystkich uspokoić, naturalnie po niemiecku ale w szarpaninę nie bardzo mógł się włączyć bo wciąż trzymał to swoje pudło jakie zajmowało mu obie ręce.

---


*Was für Beine! - (niem) Jakie nogi!
**Was für ein Arsch! - (niem) Jaki tyłek!
***Du Sau! Wie kannst du es wagen?! - (niem) Ty świnio! Jak śmiesz?!

---



Czas: 1940.V.27; pn; ranek; godz. 08:15
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; kościół
Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, powiew,



Noemie (por. Annabelle Fournier)



Po zostawieniu za sobą pana Lapage i krótkim spotkaniu także George’a Noemie ruszyła w stronę głównego wejścia do wiejskiego, drewnianego kościółka. Nie było rady, musiała przejść obok zaparkowanego niemieckiego łazika. Kierowca ją nawet zauważył i paląc papierosa obserwował ją z zaciekawieniem.

- Guten Morgen, Fräulein.* - pozdrowił ją gdy mijała jego samochód i wchodziła po kilku schodkach do głównego wejścia kościoła. Prawie czuła na plecach jego wzrok. Ale poza tym nie ruszył się z miejsca ani nie próbował jej zatrzymywać. Gdy zamknęła za sobą drzwi znalazła się w półmroku wnętrza budowli i wysokimi oknami z kolorowymi witrażami. Kościół był prawie pusty. Tylko w jednej z przednich ławek siedziały ze dwie starsze kobiety które obróciły się w jej stronę sprawdzając kto przyszedł. No i ksiądz. Pulchny mężczyzna w średnim wieku. Też spojrzał kto przyszedł do domu bożego ale on stał bliżej bocznej nawy. Gdzieś tam gdzie były otwarte drzwi prowadzące do jakiegoś pomieszczenia. Pozdrowił ją skinieniem głowy ale to co się działo w tamtym pomieszczeniu bardziej chyba przykuwało jego uwagę. Wyglądało jakby nasłuchiwał. A gdy przebrana za cywila Belgijka podeszła do niego bliżej też usłyszała jakieś głosy dochodzące z góry. Brzmiało jak awantura. I jak podeszła bliżej to zorientowała się, że to musi być wejście na dzwonnicę. No ale ksiądz stał prawie w samym wejściu.

---


*Guten Morgen, Fräulein. - (niem) Dzień dobry panienko.

---



Czas: 1940.V.27; pn; ranek; godz. 08:15
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska Grand Laviers; okolice kościoła
Warunki: jasno, ciepło, pomruk dział, zachmurzenie, powiew, umiarkowanie

George (srg. Andree de Funes)



Szefowa wydała George’owi dość stanowcze i precyzyjne rozkazy. Widział jak odchodzi po tym przelotnym spotkaniu i kieruje się w głąb ulicy. Jak się zbliżyła do łazika zwróciła uwagę kierowcy ale ten jakoś nie interweniował gdy weszła do kościoła znikając przy okazji im obu z oczu. Birgitt i Odette też coś na razie nie było widać. Ani tych trzech żołnierzy niemieckich jacy chwilę wcześniej weszli do katolickiej świątyni.

- Avez-vous vu ma fille?* - jego cywilny, francuski rówieśnik spotkał się z nim na ulicy z jakiej widać było kościół i zaparkowany przed głównym wejściem pojazd wojskowy armii niemieckiej. Chociaż los córki widocznie martwił go bardziej bo wciąż jej nie było widać a przed wyjściem z domu mówiła, że idzie do kościoła przed jakim teraz stał łazik wojska niemieckiego.

---


*Avez-vous vu ma fille? - (fra) Widziałeś moją córkę?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172