Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2020, 01:10   #13
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
INDENT]

Czarna kotara przykuwała wzrok i obezwładniała ciało. Ledwo słyszała, co mówią ludzie stojący wokół. Pragnęła tylko jednego - prawdy. Wiedziała, że już nigdy więc nie dostanie takiej szansy. Tylko tu i teraz była ona na wyciągnięcie ręki. Kostrzewski ten, który od pierwszego spotkania wpełzł jej do głowy i podgryzał jej mózg, teraz stroił się w piórka przyjaciela i obrońcy.
Żałosne!
Nie uwierzyła mu. Za tą kotarą kryło się coś co odmieni jej życie. Sam podkomisarz potwierdził, to co czuła, gdy tylko stanęła oko w oko z zdeprawowanymi wyobrażeniami młodego artysty.

Jean-Luc! To on stał za tym wszystkim. W końcu do niej przemówił. Nie wprost, to byłoby zbyt banalne. Użył języka poezji, obrazu, który tak bardzo kochał. Wysmakowanej fantazji, która miała doprowadzić ją do tego miejsca. Nie potrafiła rozpoznać, ani rozgryzać symboliki obrazów. Nie zastanawiała się nad tym. Pragnęła tylko jednego…

Prawdy o Jean-Lucu, o sobie, o tym wszystkim, co ją w życiu spotkało. I teraz stała przed zasłoną, czarną i nieprzeniknioną niczym najciemniejsza noc. Po drugiej stronie czekało na nią objawienie, kwintesencja wszystkiego. W zasięgu ręki miała każdy klucz i rozwiązanie do ukrytych znaczeń. Tam po drugiej stronie zrozumie, pozna sekrety, które do tej pory były przed nią skryte. Musiała się tylko odważyć.

Dłonie jej dygotały. Z każdym krokiem, ciałem targał przenikliwy dreszcz strachu i podniecenia. Rozkoszy i niepewności. Wymieszane uczucia przenikały się, tworząc nową jakość, niepoznaną i niemożliwą do ogarnięcia zmysłami rzeczywistość. Nic już się nie liczyło. Świat przestał istnieć.



Dłonią dotknęła czarnej, ciężkiej kotary. Poczuła chłód, który przenika każdą cząstkę ciała, jestestwa i jaźni. Mróz niepojęty i niewysłowiony wniknął w nią i przejmowała władze nad jej ciałem w jednej chwili.

Wsunęła palce poza granicę poznania, poza granice widzialnego. Jeszcze głębszy mróz chwycił ją za gardło i zaczął dławić serce. Nie cofnęła się, choć strach wręcz paraliżował jej każdy mięsień. Umysł zdominował ciało, niczym tania dziwkę i zmusił do posłuszeństwa. Łaknęła wiedzy, tak jak pragnęła Jean-Luca. Była gotowa poświęcić wszystko, żeby tylko zbliżyć się do swego ukochanego. Nic nie było w stanie jej powstrzymać. Nic! Nawet on, który jednym spojrzeniem potrafił wniknąć w jej duszę i rozebrać z pozorów.

- Veritas – powiedziała. – Rozumie pan? Prawda.

Kostrzewski coś jeszcze próbował powiedzieć, ale już nie usłyszała co.


Pierwsze co poczuła, to drażniący zapach szpitalnych detergentów. Bakteriobójcze płyny miały ten specyficzny zapach, którego nie szło pomylić z czymkolwiek innym.
Zanim jeszcze otworzyła oczy, usłyszała głos swojej matki:
- Panie doktorze, panie doktorze! Ona się obudziła.
- Dzień dobry pani Agnieszko - przywitał ją brodaty mężczyzna około czterdziestki - Cieszę się niezmiernie, że pani do nas wróciła. Martwiliśmy się, ale jak widać silna z pani osóbka.
- Kochanie, jak się czujesz? - zaniepokojony, ale jednocześnie przepełniony szczęściem i ulga głos matki wydobył ją całkowicie z odmętów niebytu.

Czuła się fatalnie. Nie tylko fizycznie, gdyż niemal w każdym swoim mięśniu czuła potężny ból, ale także psychicznie. Miała mętlik w głowie i nie potrafiła sobie tego wszystko poukładać. Nie wiedziała, co się właściwie stało. Ostatnie, co utkwiło jej w pamięci, to jak wsuwa dłoń za czarną kotarę z wyhaftowanym srebrną nicią napisem “Veritas”
- Pani Wando - usłyszała znajomy męski głos - myślę, że powinniśmy dać Agnieszce odpocząć. Wiele przeszła i sen na pewno dobrze jej zrobi.
- Ma pan rację - odparła z nutą niepewności w głosie Wanda - Aga, to pan podkomisarz cię uratował.
To było ostatnie, co usłyszała nim na nowo zalała ją fala koszmarnych wspomnień i snów.


Kamienne, oktagonalne pomieszczenie prezentowało się nad wyraz surowo i obco. Zimne światło spływało z sufitu, niczym eteryczny blask wprost z kosmicznych przestrzeni.
Cisza.
Żaden dźwięk nie pojawił się tej przestrzeni, jakby wszystko, co żyło i istniało odeszło w nicość. Nawet ona, Agnieszka Szacka, nie potrafiła wydobyć z siebie choćby najmniejszego odgłosu. Dech zastygł jej w płucach, a serce przestało bić.

Umierała!
Prawda, co wyzwala doprowadziło ją nad krawędź samounicestwienia.
Ona jednak nie zamierzała się wycofać. Łaknęła poznania, łaknęła spełnienia każdą cząstką swego ciała.

Złośliwi bogowie spojrzeli po sobie. Lico każdego z nich zdobił kpiący uśmieszek. Jeden po drugim zaczęli przytakiwać głową.

Mrok zastygł i przysłoniła go nicość niepojęta. Zasłona rozdarł się z góry na dół.


Blondwłosy młodzieniec stał wyprostowany niczym struna. Prężył dumnie pierś. Każda cząstka jego ciała emanowała majestatem, wszech władzą i potęgą. Oto on Pan Życia i Śmierci.
Czarny, lśniący blaskiem mundur wprost od Hugo Bossa prezentował się idealnie na jego muskularnym i idealnie wyrzeźbionym ciele. Srebrne naszywki i emblematy raziły oczy nie tylko odbitym światłem, ale przede wszystkim potęgą, jaka za nimi stała.

Krew spływała wolno po ścianie, a stos wychudzony i umęczonych ciał rósł u jego stóp.
Aria boleści wybrzmiewała z każdą chwilą coraz głośniej.

- Jesteś… - wyszeptał młodzieniec - Tak długo na ciebie czekałem.


Długi rzeźnicki nóż wyszczerbił się, gdy uderzył w kość miednicy. Ze wściekłością odrzucił go od siebie. i zaklął siarczyście. Ta tępa kurwa od początu sprawiał mu tylko same problemy. Stracił pół pensji, żeby doprowadzić ją tutaj. A ona.. choć nieprzytomna nadal robiła mu na złość. Zacisnął pięść i z całej siły jebnął ją w szczękę. Trzask łamanych kości ukoić jego nerwy. Choć wolałby usłyszeć jej jęki i błagania o litość. To marzenie nie mogło się jednak ziścić. Rozczłonkowane ciało, pozbawione nie tylko ducha, ale także wnętrzności i niemal całej krwi i nie było zdolne do wydania choćby najmniejszego dźwięku.

Spojrzał na swoje zakrwawione dłonie. Przez kilka chwil karmił swe wygłodniałe oczy tym widokiem. Czuł rosnącą ekscytację, która wypełniała jego ciało. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Był gotów.
Chwycił leżącą na stole piłę i przyłożył do szyi martwej kobiety. Uwielbiał ten moment. Dopełnienie działa. Ostatni akt twórczy. Kwintesencja i ostateczny plon jego łowów.
- Dokonało się - szepnął sam do siebie unosząc za włosy uciętą głowę.


Wokół pachniało zgnilizną i zmurszała cegłą. Taki zapach panuje w piwnicach starych kamienic i starych zamczysk. Blady snop światła wydobył z mroku jego nagie, umięśnione ciało. Niemal każdy jego skrawek pokrywały blizny, nacięcia i rany. Świeża krew spływała z wielu miejscach, a dwa stalowe haki wbite w pierś utrzymywały go kilkanaście centymetrów nad ziemią.

Głowę miał opuszczoną, jakby spał. Z jego ust wydobywał się jednak ciszy szept, który jakimś cudem wznosił się ponad szczęk łańcuchów, które wznosiły go coraz wyżej i wyżej.
- Awa, Awa, Awa - powtarzał w nieskończoność.


Zegar w salonie wybił godzinę dwunastą. Ojciec chodził nerwowo z kąta w kąt i nie zwracał nawet uwagi na leżącą krzywo na stole serwetę. Wystygnięta herbata i niedopalony papieros w kryształowej popielniczce wskazywał, jak poważna jest sytuacja.
- Sprawa postanowiona - rzekł w końcu Jerzy Szacki, zatrzymując się przy zapłakanej małżonce.
- To przecież zniszczy cała twoją karierę - wydusiła z siebie Wanda - Całe twoje życie. Czy nie lepiej…
- Nie! - wrzasnął Szacki uderzając pięścią w stół - Urodzisz to dziecko, niezależnie co się stanie.


Żółty pasek przepływający przez ekran telewizora drażnił ją i nieziemsko wkurzał. W kółko to samo. Informacja powtarzana cały czas od dnia wernisażu.
“Obrazoburcza wystawa zamknięta. Młody fotograf oskarżony o obrazę uczuć religijnych i moralności. Protesty organizacji katolickich odniosły skutek. Minister Kultury odcina się od komentowania sprawy”
- Mamo! - krzyknęła - Wyłącz to pudło.
- Córuś - odparł matka wchodząc do salonu, który przemienił się w domowy lazaret - Zaraz będzie wywiad z twoim wybawcą. Musimy to obejrzeć. Podkomisarz, to naprawdę bardzo porządny człowiek.
Agnieszka Szacka mimo, że została wypisana ze szpitala nadal nie mogła dojść do siebie. Nie potrafiła ani sobie przypomnieć, ani zrozumieć, co właściwie się wydarzyło w czasie wernisażu na zamku Książ.
Ponoć Kostrzewski uratował ją przed stratowaniem przez spanikowany tłum. Prawdziwy, kurwa mać bohater.
[/indent]
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 23-09-2020 o 09:54.
Pinhead jest offline