Podczas oczekiwania na towarzyszy, Kelsan tylko obserwował przez przednią szybę krajobraz planety. Jednak chwilę później na komunikator weszła informacja od kapitana, że Van Kore jest martwa, a przed nim pojawił się hologram różowego Twi'leka.
-Oj masz. Tej chuj wcielony - powiedział zanim jeszcze rozpoczął cały proces uruchamiania silników na pełne obroty. Mógł jedynie się domyślać, że to on zgarnął im nagrodę sprzed nosa. Rudy mężczyzna zaczął włączać pełne tarcze i podgrzał silniki do czerwoności, w razie 'W' był gotów dołączyć do nich pozostałe małe silniki uzupełniając siłę docisku na przyspieszenie. Nawet mógł zaryzykować stwierdzenie, że tą kupą złomu da się wystartować od razu w nadprzestrzeń jeszcze z powierzchni planety, ale wolał nie sprawdzać tego na własnej skórze.
-Nareszcie was przywiało - rzekł mężczyzna grzebiąc coś przy sterach, gdy usłyszał jak wchodzą przez trap. Ten się zamykał i byli gotowi do odlotu. Po czym sam zasiadł za sterami, zerknął tylko czy wszyscy są i ruszył. Ruszył na tyle wyraźnie iż siła przyspieszenia wbiła go w fotel.
Zapomniałem jakie to uczucie - pomyślał i wyprowadził Stellę w powietrze. Lekkie turbulencje przy wychodzeniu z atmosfery plus do tego doszedł huk działa niszczyciela skutecznie wstrząsnęły statkiem, ale Kelsan jest na tyle oswojony już z maszyną, że reszta załogi nawet nie poczuła zawirowań powietrza. Wyszli z atmosfery i ujrzeli czerń.
-Za trzydzieści sekund będziemy bezpieczni - rzekł mężczyzna spoglądając na robota z mrugnięciem oka w geście porozumienia. Na czole mężczyzny pojawiły się strużki potu, było gorąco, ale takie manewry na ostatnią chwilę to dla nich chleb powszedni.
Statkiem wstrząsnęło, gdy znaleźli się już w przestrzeni kosmicznej.
-Znowu się udało - powiedział i obrócił statek by ujrzeć Mur Baal. Większe odłamki statku spalały się w atmosferze. Kelsan czekał na dalsze instrukcje, które otrzymał od SID-a. Czekał tylko na wytyczne i mogli ruszać na Irium.