Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2020, 20:57   #107
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas misji 16:45:55
Czas lokalny 08:00:00



kompleks główny "Azura Station"

Noc mijała w miarę spokojnie - jeśli nie liczyć ciągłych ataków Xenomorfów - te jednak były jakieś takie… mizerne. Zamiast zalać wielką falą Marines, potwory bardziej “badały” słabe punkty obrońców, ledwie co od czasu do czasu “kąsając” sporadycznymi akcjami. Czy za wszystkim stała ich królowa, chcąc dokładniej sprawdzić z kim ma do czynienia, nie licząc się z poniesionymi stratami? Metodą prób i błędów poznać przeciwnika i jego możliwości, bez przysłowiowego mrugnięcia okiem, posyłając tuziny Xenomorfów na śmierć?

Jeśli tak, to było to bardzo niepokojące.

Wpatrywanie się w Motion Tracker, lub po prostu jego nasłuchiwanie. Pilnowanie terenu, ustrzelenie delikwenta, przymknięcie na chwilę zmęczonych oczu… gwałtowne ich otwarcie, gdy albo MT, albo któryś z kumpli wrzasnął o kolejnym wrogu. I w takiej nerwówce, w sporym stresie, godzina za godziną, przez całą noc… aż do drugiego wzmacniającego zastrzyku. I tym razem już wiele osób miało wątpliwości, czy aby na pewno nie będzie skutków ubocznych.

W nocy zginęło dwóch Marines. Jednemu pechowcowi z plutonu Charlie, Xeno plunął kwasem z kilku metrów w twarz, z której po chwili nic nie zostało… z Alpha zginęła jakaś laska o imieniu Jessy, której cios pazurami urwał głowę…

Gdzieś tak około 6 rano, gdy nastało świtanie, odwiedziny Xeno zmalały… a po godzinie ustały całkowicie. Bilans tej nocy był na korzyść Marines, jednak nie było powodu do zadowolenia: 2 zabitych, czterech ciężko rannych, znowu kiepsko z amunicją. Ale na pocieszenie był fakt, iż ubito 47 Xenomorfów. Jeśli jednak grube rachunki się zgadzały, a z zainfekowanych kolonistów powstało ich około 2000, to wciąż gdzieś tu było ich jeszcze chyba i z 1500. No cóż...

Zostało tak około 14 godzin do przybycia posiłków Marines.


***

Punktualnie o godzinie 7:00 wycofano się z terenu szpitala, zgarniając po drodze kolonistów z magazynu-bunkra przy Warsztatach Inżynierów. Wszystkie trzy plutony, wraz z cywilami, cofnęły się do głównego wyjścia całego kompleksu “Azura Station”.

Naomi Richards otrzymała rozkaz ewakuacji, który bardzo, bardzo jej się nie spodobał, jednak dziewczyna w końcu miała już tylko jedną rękę… zabrano również lekarkę Holon, która co prawda przeszła nad ranem udaną operację usunięcia Chestburstera, jednak nie chciała się wybudzić ze śpiączki. Jej stan określono jako “krytyczny, ale stabilny”. Do tego jakiś nieszczęśnik z urwaną nogą, i jeden nieprzytomny, ciężko ranny w głowę.

Cywili i rannych Marines wsadzono do dwóch ATM, które zawiozły ich na płytę jednego z lądowisk. Stamtąd przerzucono ich do jednego UDL, po czym odlecieli na orbitę… i parę minut po owym odlocie, co niektórych mało nie trafił szlag.


Denise schowała się gdzieś w kącie, i “przegapiono” ją w trakcie owej ewakuacji. Zbluzgana nastolatka z kolei, również odszczeknęła, iż nigdzie się nie wybiera, póki nie dowie się, co z jej matką. Welliever zaczął zaś coś bulgotać o sabotażu i innych takich, o niesubordynacji, o… “ewentualnym rozstrzelaniu to jednego, to drugiego wkurwiającego cywila”, postanowił jednak w końcu sprawdzić, co z rodzicielką dziewczyny. Ale bez Denise.

Uzupełniono amunicję z ATM.

~

Pluton Bravo został przy głównym wejściu, Charlie poszedł lewą flanką, a Alpha środkiem całego kompleksu. Grubo przez pół godziny nic się nie działo, i żołnierze z Bravo mogli chwilę odsapnąć.

- Mama tej małej nie żyje... - Zameldowała w końcu drogą radiową porucznik Brooks - Wygląda na nietkniętą przez Xeno, zmarła więc z powodu wcześniejszej rany?

Zrozpaczonej Denise trzeba było po raz kolejny podać środki uspokajające, a opiekę nad nastolatką zwalono znowu na da Silvę.

….

Po kolejnych 30 minutach, i braku kontaktu z Xenomorfami, porucznik Welliever podjął kolejną decyzję:

- Wygląda na to, że Xeno albo się wycofały z kompleksu, albo… wybiliśmy tu wszystkie? Być może przebywają w kopalni, której jeszcze nie sprawdziliśmy... Pluton Bravo, weźmiecie tak z połowę ludzi, i pojedziecie ATM do Laboratoriów w lesie. Sprawdzicie co z tamtymi cywilami, i jak co to ich też ewakuujemy. Reszta Bravo zostanie przy głównym wejściu, jak do tej pory. Poruczniku Hawkes, oczywiście zabieracie ze sobą da Silvę. My z Brooks tu jeszcze trochę powęszymy… podeślę wam mojego lekarza.


Hawkesowi nie chciało się nawet za bardzo gadać. Zwykłe “zrozumiałem”, kiwnięcie głową do sierżanta Reynoldsa, i tyle.

Połowa plutonu Bravo, a więc 7-8 osób. Sierżant spojrzał po oddziale, rozmyślając kogo wezmą. Zbyt długo nie debatował.
- Wybieramy się na wycieczkę do labów w lesie! Sprawdzimy co z przebywającymi tam cywilami, i udzielimy im pomocy! Jedzie tylko połowa plutonu… Ehost, JJ, Salas, Sing, Kovalski, Evanson do ATM…
- Melduję się na ochotnika!
- Krzyknęła “Płonąca” Nicky, a sierżant spojrzał na nią krytycznie. Po chwili zaś, wyjaśniono sobie to i owo.

- Pani da Silva, Agnes, i Denise również jadą z porucznikiem Hawkesem! Nie tylko bardziej się tam przydadzą, niż tu, co i będą mogły odpocząć nie będąc w bezpośrednim zagrożeniu życia, czy zdrowia.

….

Agnes i JJ zasiedli w kabinie Armored Personnel Carrier, zastępując jego martwych załogantów. Androidka jako kierowca, JJ jako pomocnik… reszta usadowiła się na tyłach. Czekał ich ledwie niecały kwadrans drogi przez las.

- Zobaczym się najdalej za kilka godzin! - Powiedział sierżant Reynolds do porucznika Hawkesa, nim zamknięto boczne drzwi M557.






Laboratoria farmaceutyki
lasy planety Summit

Droga odbyła się bez żadnych ekscesów, i wkrótce APC dojechał na miejsce. Niewielka, jednopiętrowa placówka pośrodku tutejszej flory, otoczona pięciometrowym ogrodzeniem pod napięciem, oryginalnie mającym zapewniać ochronę przed miejscową fauną, wśród której nie było praktycznie żadnych groźnych drapieżników…


Już przed samym ogrodzeniem da Silva (i chyba i nie tylko ona), stwierdziła, iż z ogrodzeniem coś nie tak. Zdecydowanie buczało głośniej niż kiedyś… niż powinno, jak na swoje 1000V. Porucznik nie miał zaś zamiaru niczego sprawdzać, ani nikogo wypuszczać z APC, toteż najzwyczajniej w świecie parę razy zatrąbiono. I po chwili otwarto przed nimi automatyczną bramę.

Po wjechaniu na teren labów, i w końcu i zaparkowaniu pojazdu, oczom przybyłych ukazały się jakieś dwie sylwetki na dachach, pełniące tam chyba rolę straży?

- Marines przyjechali z panią da Silvą!
- Wchodźcie, wchodźcie!


Przy wkraczaniu do wnętrza niewielkiego kompleksu, nad głównymi drzwiami zauważono kolejną, nietypową rzecz. Dosyć duży ładunek wybuchowy, najwyraźniej domowej roboty, i najwyraźniej uzbrojony(!), świecący jedną czy dwoma diodami, mający chyba na celu rażenie delikwentów na zewnątrz budynku, próbujących się dobrać do drzwi?

- Pani dyrektor! - W drzwiach pojawił się jakiś… ucieszony dwunastolatek uzbrojony w miotacz ognia własnej roboty - Jak to dobrze, że wreszcie jesteście!

….

Mart Schmit zaprowadził ich czym prędzej do gabinetu zarządzającej tu wszystkim kobiety, Naukowca-Bioinżyniera… którym okazała się niejaka Erica Chezas, najwyraźniej pomieszkująca w niedawnym miejscu pracy?

Capiło alkoholem i papierosami, rolety były opuszczone, a po podłodze walała się masa pustych flaszek.
- Rica! Rica! Przyjechała pani da Silva z żołnierzami! - Odezwał się Mart do... kupy nieszczęść, zalegających na kanapie. Burza zmierzwionych włosów, bosa stopa wystająca spod koca, tatuaże na wiszącej ku podłodze ręce.
- Idź… precz... - Odezwał się skacowany głos.
- Przyjechała pani da Silva z wojskiem! No wstawaj!
- Ja pierd...
- Mruknęła kobieta, gdy ktoś uruchomił rolety w oknach, wpuszczając światło dzienne do środka, a młodzik nie dawał za wygraną, budząc Chezas.

Jedna goła noga, druga, ramię, burza włosów… co niektórzy to aż się na moment zachłysnęli, myśląc, iż zaraz ujrzą nagą kobietę wychodzącą spod koca. No cóż, w sumie do owej nagości to niewiele brakowało…
- Mart, bądź taki miły, i znajdź cioci spodnie co? Trochę kiepsko się czuję…
- Nie jestem twoim służącym!
- Grzecznie cię proszę o pomoc…
- Wiecznie to samo! Mam tego dosyć…
- Proszę cię o prostą sprawę Mart. Pomóż mi szukać spodni. To chyba nie jest trudne zdanie, prawda? Nie wymagam w tej chwili zbyt wiele?
- Wiecznie tylko…
- Spodnie…
- ...się mną wysługujesz…
- ...wypada je mieć…
- ...a ja bym chciał choć raz…
- ...na sobie teraz…
- Nienawidzę cię!
- Krzyknął Mart, po czym wybiegł gdzieś na korytarz, a Chezas skrzywiła się z bólu, na owe jego krzyki.

Po tym uroczym przedstawieniu, spojrzała z kolei nieco bardziej skupionym wzrokiem na Dyrektor, Agnes, i Marines, po czym…
- No i co się tak gapicie?? Nie widzieliście nigdy baby w majtkach?? - Pokazała wszystkim środkowe palce obu dłoni.










***

Komentarze jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline