Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2007, 14:19   #155
Fitter Happier
 
Reputacja: 1 Fitter Happier nie jest za bardzo znany
Kiedy weszli do karczmy, Crois wciąż jeszcze był pod wrażeniem smoka. Przejeżdzającą dorożkę ledwie zanotował w pamięci. Wychowanie w szlacheckim dworku uodporniło go na bufonadę i zadęcie wysoko urodzonych.

Kiedy zajęli miejsca przy stolikach poczuł niesamowitą ulgę. Do jego nozdrzy, prócz wszechogarniającego dumy z fajek kopcących podróżnych i piwnych oparów, doleciał zapach cynamonu i pieprzu. Przybytek wyglądał dość schludnie, wcale nie zdziwiłby się, gdyby podawali przyprawiane piwo lub wino, pewnie nawet niezgorsze.
Dookoła nich krzątał się w najlepsze pulchny karczmarz. "Hazar", powtórzył sobie w pamięci jego świeżo zasłyszane imię Crois. Był tak podniecony obecnością schludnie ubranych i bogato wyglądających ludzi w "Zającu i Smoku", że z jego ust płynął nieprzerwany potok pochlebstw i usłużnych deklaracji. Właściwie za całym tym jego procesem hałaśliwego otwierania ust - bo ciężko było nazwać to mową - kryło się jedno przesłanie: "zostaw tu swój majątek, a zostanę twym podnóżkiem". Tak zapędził się w usługiwaniu i peplaniu, że w pewnym momencie zaczął wycierać swoim poplamionym fartuchem blat dużego stołu, przy którym usiadła nowo złączona i wciąż nieufna wobec siebie drużyna, jednak zrezygnował po chwili. Crois wolał nie zastanawiać się czy dlatego, że niewiele to w gruncie rzeczy dawało, czy raczej dlatego że jeszcze bardziej go ubrudził.

Ślepy Learion poprawił się w krześle. Wyprostował się dumnie w krześle i odkasnął lekko. Zwracając twarz idealnie w stronę krążącego wokół stołu głosu karczmarza, przerwał jego nonsensowną paplaninę.

- Karczmarzu, świetnie się składa. Jednodniowcy. Jak ktoś taki jak Ty wyjaśni ten fenomen? - Tu zwrócił się w stronę Harpo, rudego gnoma - Harpo, bądź tak dobry i nie sugeruj mu odpowiedzi, rozstrzygniemy w końcu ten zakład raz, a dobrze. - Znów obrócił twarz w stronę karczmarza i rozpościerając sie na krześle nadał swemu głosowi znudzoną i lekko zblazowaną wymowę - Zatem?

Crois uśmiechnął się w duchu. Sprytnie, chociaż sprawa nurtująca iluzjonistę - o taki zawód podejrzewał Crois Leariona po sztuczce z kwiatem, którą gnom zademonstrował na ulicy - wydawała mu się mało istotna, to jednak z ciekawością nastawił uszu. W końcu poznanie tego miejsca powinno być równie ważne co dalsze plany.

- A jak już wykrztusisz odpowiedź, to przynieś dobre wino i porządny posiłek. Ino chyżo, bom nie nawykł do czekania. - mruknął Harpo, bębniąc niecierpliwie palcami po stole. Croisowi wydało się że gnom jest jednym z tych szlachciców, których Crois nieraz widywał w młodości, którzy pół życia spędzali w siodle, a drugie pół nad kielichem, burkliwych i rzucających groźne spojrzenia na boki, gdy byli trzeźwi, rubasznych i zarumienionych po wychyleniu kielicha wina lub miodu - z tym że w wersji znacznie pomniejszonej.

"Naprawdę, podróżowałem swego czasu z trójką gnomów i dobrzy to byli towarzysze. Ale nie przypuszczałem nigdy, że rasa ta ma wrodzone zdolności aktorskie" - pomyślał, śmiejąc się w duchu.

Przywołał mgliste wspomnienia dworku na którym sie wychował. Wiedział, że etykieta dworu królewskiego lub hrabiowskiego nieco różniła się od obyczajów dworków na kresach, jednak potrafił przypomnieć sobie odpowiednią intonację głosu i dobrze dobrać słowa, tak aby nie było wątpliwości że pochodzi z wyższej warstwy społecznej. Będąc w pewnym sensie arystokratą, choć nie poczuwając się do tego za bardzo, nie miał problemów ani z odnalezieniem się w nowym stroju (prawda, że nieco błazeńskim, ale przynajmniej okrywającym ciało) czy udawaniem szlachcica. Nie bał się o Almiritha i Valquara. Oboje poważni i dumni z pewnością nie mieliby problemów z odnalezieniem się w swojej roli. Martwił się tylko o znajomo wyglądająco skrzypaczkę - Sae, złowrogą bestę - Magyara i milczącą i chyba dość mocno zdezorientowaną kobietę, która zmieniała imiona jak rękawiczki, a obecnie chyba nazywała się Airuinath.
"Chociaż z drugiej strony" - pomyślał patrząc na karczmarza - "Temu idiocie wystarczyłyby jedwabne rękawiczki na rękach włochatego i cuchnącego piwem na kilometr krasnoluda by uwierzył że jest elfim markizem"

Przejechał wzrokiem po twarzach towarzyszy i i na chwilę zatrzymał się na Harpie. Patrząc w niecodzienne, płonące czerwienią oczy, zorientowałs ie gnom intensywnie nad czymś myśli. I nie jest chyba zadowolony z obecnej sytuacji. Przypomniał sobie jego rady z ulicy i cicho westchnął. Wyglądało na to, że gnom wciąż nie mógł zrozumieć, że w potoku nienormalności w jakim się znaleźli potrzebny był choć krótki przystanek. By nie zwariować.
Z drugiej strony Crois zanotował w głowie, że rudy gnom wydaje się być najbardziej pragmatycznym z jego nowych towarzyszy. I być może już chodzi mu po głowie jakiś plan działania - a to było cholernie ważne. W obecnej hierachii ważności tuż za suto zakropionym miodem posiłkiem.
Nagle spojrzenia Croisa i Harpa spotkały się. Człowiek odwrócił szybko wzrok i spojrzał na szkrzypaczkę, której twarz wciąż kołatała do jakichś zamkniętych drzwi w jego pamięci. Na próżno.
Zauważył, że niziołka rzuca od czasu do czasu niespokojne spojrzenia w kąt karczmy. Obok siebie usłyszał szept, przekręcił głowę i zobaczył jak Almirith szepce coś do Magyara.

Wciąż sobie nie ufali. Zdaje się że poza "grupą ze szkatułki" - Sae, Magyarem i Almirithem, wszyscy wciąż patrzyli na siebie podejrzliwie.
Nic dziwnego, bo choć z pewnością nie było to pomocne, trudno było oczekiwać serdeczności od ludzi którzy znają się od tak niedawna... i w takich okolicznościach.

- Wszyscyśmy spragnieni strawy i miodu lub wina, dobry panie - odezwał się w końcu nieco jąkając sie i łamiącym się głosem. Wśród łączącej się nawet pośród bliskimi krewnymi arystokracji problemy z umysłem był na porządku dziennym. A jednak nie spodziewał się, że traumatyczne przeżycia doprowadzą go aż do tego stanu. Modlił się w duchu, aby kciuk prawej ręki przestał drgać. - Jednakże kiedy, kiedy... kiedy przyniesiesz już co masz tam w spiżarni i piwniczce, daj nam chwilę prywatności, gdyż mamy bardzo ważne sprawy do omówienia.

Hałaśliwe otwieranie ust tym razem stało się specjalnością Croisa. Miał nadzieję, że karczmarz zrozumie ukryty przekaz, który brzmiał - zostaw nas w spokoju idoto, bo chcemy pogadać.

Pomyślał, że najlepiej będzie jak wysłuchają opowieści grupy ze szkatułki - którzy zdawali się najlepiej orientować się w niecodziennej sytuacji i Airuinath - która pod różnymi postaciami doświadczyła chyba najwięcej z nich wszystkich. Coś mu mówiło, że ich własne historię mają w tej sutuacji dużo mniejsze znaczenie.
 
Fitter Happier jest offline