Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2020, 21:08   #79
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Dość szybka i sprawna realizacja dzisiejszych planów pozwoliła Versanie przybyć na łajbę parę pacierzy wcześniej. Mogła dzięki temu porozmawiać z Kurtem a propos swojego pupila, który przez ostatnie dwa dni się o niego troszczył. Na szczęście mężczyznę nie było trudno znaleźć. Jak to miał w zwyczaju. Pilnował wejścia witając przybyłych kultystów.

- Witaj Kapitanie. - Ver zaczęła serdecznym przywitaniem. Nie chciała jednak nad to się spoufalać w obawie przed tym iż mogło być to źle odebrane.

- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że tak bez żadnego ostrzeżenia za pośrednictwem Łasicy pozostawiła pod twoja opieką tego urokliwego szczeniaczka. - kobieta starała się złagodzić tą z lekka napiętą sytuację. Pamiętała jak kochanka opowiadała jej o tym, że jednonogi bosman nie należał do najszczęśliwszych niejako będąc postawiony przed faktem dokonanym.

- Przyniosłam dla niego kilka smakołyków. Jak się on w ogóle czuję? - w jej głosie dało się wyczuć troskę i przejęcie - Mam nadzieję, że dochodzi do siebie.

- Ciężkie bydlę. Jeszcze nie wykitował jeśli o to pytasz. - bosman pokiwał swoją ciemną głową. W brodzie i na głowie widać już było pierwsze siwe włosy. Potem skoro na razie nie było widać jeszcze reszty gości dał jej znak by poszła za nim. Kuśtykał przez zaśnieżony pokład zostawiając na zdeptanym śniegu charakterystyczny, kolisty ślad swojej drewnianej nogi. Dotarli do drzwi dziobowej nadbudówki i zeszli na dół. Było tu ciemniej niż na pokładzie ale wyraźnie cieplej. Gospodarz zaprowadził kobietę do jednej z kajut albo podobnej komórki i otworzył drzwi. Wewnątrz było ciemno więc właściwie nic nie było widać. Ale słychać było ciężki, charczący oddech czegoś żywego. Bosman po paru chwilach rozpalił jedną z lamp i zrobiło się jaśniej. Wówczas Versana ujrzała znajomą klatkę a na dnie leżący, psi kształt jej niedawnego nabytku.

Widok bezbronnego dwugłowego Bydlaka niemal rozczulił Versana. Lód na jej lodowatym jak północ sercu prawie, że stopniał. Pochyliła się nagle czule cmokając i podeszła powoli do klatki wyciągając z torby kilka sztuk surowego mięsa mając nadzieję, że porcja świeżej chabaniny pomoże psinie szybciej dojść do siebie. Gdy jednak była już naprawde blisko zdała sobie sprawę że i tu może przydać się fachowa ręka ich okultystycznego lekarzyny. Mimo to zwierzak wyglądał już trochę lepiej.

- Czyż on nie jest uroczy? - zapytała niemal jakby była siedmioletnią dziewczynką, która w prezencie dostała szmacianą lalkę - Może tu jeszcze chwilę zostać? - zapytała nie owijając w bawełnę po tym jak podsunęła pod pysk zwierzęcia porcje żarełka - Poproszę Sebastiana czy mógłby na niego rzucić okiem. Może znajdzie jakiś sposób aby mu pomóc. Ja zaś postaram się znaleźć dla niego nowy dom. - dodała chcąc od razu uspokoić emerytowanego marynarza - Potrzeba ci jakiego złota? - spytała wręczając mu pozostałe dla psa żarcie.

- Nie. Mam tu wszystko czego mi trzeba. Chcesz to zostań ja wracam na górę, niedługo inni powinni się zacząć schodzić. - marynarz podziękował ruchem głowy za taką propozycję nie skorzystał z niej jednak. Obserwował chwilę jak koleżanka wyjmuję mięso i próbuje je wsadzić między pręty.

- Uważaj na palce. Musisz go oswoić. Nie zna cię. Lepiej mu rzucaj z coraz mniejszej odległości aż będziesz mu mogła podawać z ręki. - poradził jej przed odejściem. Potem zamknął drzwi i jeszcze chwilę Versana słyszała jego kroki i stukanie drewnianej nogi. Najpierw na korytarzu a potem na schodach. Została sama z Bydlakiem.

Właściwie dopiero teraz miała okazję mu się przyjrzeć. Wcześniej na tamtej nocnej plaży nie bardzo była okazja. Teraz wydawał się zziajanym, zmęczonym, dużym psem. Taki co wpadł pod koła rozpędzonego powozu albo ktoś go obił kijem. Miał dość ciemną, skołtunioną sierść. W niej zaś widać było krwawe rany. Wciąż wyglądające na świeże. Błyszczały się jakby były polakierowane albo czymś posmarowane. Brakowało opatrunków jakie zwykle zakładało się ludziom w takich wypadkach.

Pies robił wrażenie swoją wielkością. Był wielki jak jakiś wilk, masywny i silny. Chociaż niewiadomej rasy, pewnie mieszaniec. Do karku mimo wszystko można było go uznać za wielkiego ale prawie zwykłego psa. Dopiero kark i głowa zdradzały jego odmienną naturę. Na karku coś miał, może jakąś obrożę ale spod skundlonej sierści nie bardzo było widać. No i głowa. Albo dwie. Zależy jak liczyć. Wyglądały jakby dwie głowy zrosły się w jedną ale nie do końca. Miał więc na łbie zdublowane pary oczu i dwa pyski chociaż dość blisko siebie. Na tyle blisko, że w pośpiechu czy po ciemku może nawet ktoś mógł tego nie zauważyć.

Teraz ten ogar dyszał ciężko ale znacznie spokojniej niż wtedy gdy balansował na granicy śmierci tuż po walce. Widać było, że jest słaby. Chociaż przytomny. Wodził za człowiekiem na zewnątrz klatki swoimi ślepiami warcząc nieufnie i ostrzegawczo. Nie wyglądał tak bojowo jak przed walką więc chyba nie groziło, że nagle zerwie się i rozerwie klatkę. Ale rękę jaka znalazłaby się przy jego pysku jednak mógł sięgnąć. No i zaczął węszyć. Najpierw sprawdzając zapach nowego człowieka a potem pewnie wyczuwając krwawe ochłapy jakie ten przyniósł.

Dopiero po słowach Kurta dotarło do Ver jak dużym aktem głupoty było tak zuchwałe wkładanie ręki między pręty klatki, w której leżał czworonóg. Na jej szczęście psina była wciąż na tyle wykończona, że zapewne nie miała ani sił ani chęci by gryźć wyciągnięta do niej dłoń. Szczególnie gdy podawała ona słusznych rozmiarów kawał krwistej chabaniny. Nie zmieniało to faktu, że przy kolejnym karmieniu ciemno włosa dama będzie musiała być dużo bardziej roztropna. No chyba, że miała zamiar w przyszłości podcierać się łokciem. W każdym razie Versana i tak nie mogła w tej chwili zbyt dużo zdziałać by pomóc dwugłowemu zwierzakowi. Postanowiła jednak pomodlić się za niego o wstawiennictwo u samego Tzeentcha. Wszak to on był patronem wszelakich przemian i to on zapisywał karty historii swoim mrocznym atramentem. Przykucnęła więc w bezpiecznej odległości niedaleko klatki i pół szeptem zaczęła się modlić w nadziei, że Pan wysłucha jej prośby. Pacierz nie był jednak ani psalmem ani litania co sprawiło iż nie trwał zbyt długo a to pozwoliło brunetce dość szybko udać się do głównego pomieszczenia, w którym miała zamiar spotkać młodego cyrulika.

---

Deski pod nogami Versany skrzypiały jak zwykle. Wszędobyliski mech i zapach morskiej wody powodował, że łajba zdawała się być jeszcze starsza niż w rzeczywistości. Z resztą nikt chyba nie widział ile łajba ma lat. No może poza samym Nurtem. Brunetka czasami zastanawiała się do kogo należała i w jakie rejony świata łajba wędrował w latach swej świetności. Kto wie. Może odwiedziła kiedyś samo Ulthuan? Ver tyle słyszała o tamtym rejonie globu. O wielkich elfich czarodziejach i królu Feniksie ale również o próżności i dekadencji, która z czasem niepostrzeżenie wdarła się w szeregi społeczeństwa trawiąc je od środka i doprowadzając do stopniowej degradacji tego co do tej pory osiągnęło. Za każdym razem gdy kultystka myślał o tym przypominało jej to jak potężną a zarazem niepozorną i dyskretną bronią dysponuje Slaanesh.

W głównej sali panował półmrok. Oczy brunetki zdążyły się jednak już przyzwyczaić. Porozpalane przy ścianach pochodnie mocno kopciły nie dając tym samym zbyt mocnego światła. Izba była niemal pusta. Przypusczenia brunetki jednak się sprawdziły. W rogu pomieszczenia stał młody lekarz grzejąc przemarznięte w trakcie przechadzki dłonie. Ver postanowiła więc wykorzystać czas dzielący ich od wieczerzy na wspólną rozmowę w trakcie, której chciała omówić kilka bardzo istotnych dla niej spraw.

- Cieszę się, że dziś do nas dołączyłeś Sebastianie. - oboje stali opodal piecyka grzejąc nad nim zmarznięte dłonie - Czym spowodowana była twa ostatnia nieobecność? Mam nadzieję, że nie ściągnąłeś na siebie żadnych kłopotów? - nie pytała tylko dlatego, że "tak wypada". Versana ceniła sobie fach jaki pełnił i wiedzę jaką dysponował młodociany cyrulik. Uważała go za nieodzowny element układanki jaką wszyscy jej bracia i siostra tworzyli. Wiedziała, że ich siła polega na ich jedność i współpracy. Pomimo bardziej bądź mniej zauważalnych różnic.

Młody cyrulik jako najmłodszy stażem w “rodzinie” czuł się trochę niepewnie i nawet tego nie ukrywał. Jednak ogłady mu nie brakowało i w przypadku pytania na które znał odpowiedź, potrafił szybko przybrać maskę profesjonalizmu.

- Starszy dał mi dyspensę ze względu na zadanie jakie mi wyznaczył. Spotkanie w tej sprawie kolidowało ze zborem. - wyjaśnił i przerwał na chwilę. - A co do kłopotów to chyba, żadnych sobie nie napytałem, bo jestem tutaj z wami. - uśmiechnął się lekko ujawniając swój żart.

- Oby to nie uległo zmianie. Jak zaś ruch w interesie? - Sterben podobnie jak brunetka zarabiał sam na siebie co w pewnym sensie też tworzyło go człowiekiem interesu - Mam nadzieję, że lepiej jak u mnie. Zima to nie najlepszy okres dla handlu morskiego. - dodała z lekką goryczą w głosie - Jednak jak już się zapewne domyślasz. Nie przyszłam do ciebie by żalić się i płakać ci w ramie w związku z małym obrotem. Mam do ciebie sprawę. W sumie to nie jedną. Jednak na jednej z nich wszyscy możemy skorzystać. - miała nadzieję, że w ten sposób zainteresuje swojego wykształconego kolegę. - Pozwól więc, że przejdę do szczegółów. Tak więc Kornas dostał solidny łomot i leży biedaczek poturbowany u mnie w domu. To twardy zawodnik. Chciałbym jednak abyś rzucił na niego okiem i mu pomógł. - mówiła zwięźle i mimo, że na codzień względem swojego ochroniarza była dość chłodna to naprawdę się o niego troszczyła - Na pewno masz jakieś swoje metody dzięki, którym łysol wstał by szybciej na nogi. - Ver wiedziała, że Sebastian zna co najmniej kilka sztuczek dzięki, którym eunuch wróciłyby do formy w krótszym czasie.

- Na ruch w interesie nie narzekam. Chociaż w ubogiej dzielnicy robię to bardziej dla idei niż zysków. - Sterben w dziwny sposób zaakcentował słowo “idei” nadając mu nieco mroczno-tajemniczy wydźwięk. - A co do twojego znajomego to bardzo chętnie go obejrzę. Łomot, nawet ciężki, to chyba najmniejsza z przypadłości wśród mieszkańców tego miasta.

- Dla idei powiadasz? - zadumała nad dość wyraźnie podkreślonym przez medyka słowem - Przez całe życie kierowanie się jakimiś wyższymi celami poza bogactwem było dla mnie niezrozumiałe. Od kiedy jednak jestem podopieczną Starszego zaczynam coraz lepiej pojmować taką motywację. Choć wciąż złoto, władza i namiętność są moją słabością. - przyznała z nieukrywaną szczerością i szerokim uśmiechem na twarzy - W każdym razie nie chcę byś pomagał mi za darmo. Gramy w jednej drużynie chcę więc się ci jakoś odwdzięczyć. Czy to w postaci złota czy jakiejś przysługi. Sam zadecydujesz. - Ver nie miała zamiaru by jej propozycja brzmiała dwuznacznie i dość mocno to podkreśliła w trakcie swojej wypowiedzi - Co powiesz więc na jutro rano?

Sterben zamyślił się chwilę.

- Mam pewne plany na jutro, ale nie są one jeszcze czasowo zakotwiczone. Myślę, że nie będzie dla mnie problemem zarezerwowanie poranka na twojego przyjaciela. Co do twoich słabości, to nie krytykuję, bo każdy jakieś ma. Nie każdy jednak się do nich przyznaje lub nawet ma ich świadomość. Mamy jednak coś wspólnego. Złoto, władza i namiętność to aspekty życia. Mnie również pociąga życie, ale mnie pociąga władza nad nim samym. - urwał nagle jakby zdał sobie sprawę, że dał się nieco zbyt podpuścić.

- Nie ma czego się wstydzić. Jesteśmy tylko ludźmi stąpającymi po planszy niczym pionki. Ktoś inny jednak decyduje o naszych ruchach. - ten dość egzystencjalny temat podsumowała niemal mentorskim tonem - Wróćmy jednak do wcześniejszego tematu. Jeżeli chodzi o drugą sprawę to jest ona dużo bardziej delikatna i będę musiała przedyskutować ją ze Starszym. - drwa w piecyku płonęły żywym ogniem rozgrzewając go niemal do czerwoności - Chciałabym jednak byś miał ją na uwadze. Mianowicie. Osobą, która tak obiła Kornasa była niezwykle waleczna Norsmanka. Niestety ona dostała od naszego przyjaciela jeszcze większy wycisk i leży aktualnie w niezbyt dobrej kondycji pod niezbyt fachową opieką jakiś węglarzy. - właścicielka kompani handlowej mówiła spokojnie obserwując czy czasem ta góra mięśni zwana Silnym nie stara się wepchnąć niepotrzebnie swojego nosa w sprawę, która aktualnie nie powinna go interesować - I może nie przejmowałabym się aż tak losem jakiejś dziarskiej babki gdyby nie fakt, że jest ona jedną z nas a w każdym razie w warkoczyki na głowie ma wplecione symbole na to wskazujące. - miała nadzieję, że teraz już żywo udało się jej zainteresować cyrulika - Sęk w tym, że nie mówi po naszemu a po kislevsku. Prócz tego jej osmoleni koledzy nie chcą jej oddać widząc w niej kurę znoszącą złote jajka. - stwierdziła, że wystarczająco dokładnie przedstawiła problem, który dręczył damska część ich zespołu - Pomyślałam więc sobie, że autorytet wykształconego medyka mógłby przemówić tym imbecylom do łbów. No wiesz… że u nich nie ma warunków, że jej stan jest wyjątkowo ciężki i że bez twej całodobowej opieki to wykituje i takie tam. Na pewno domyślasz się o co mi chodzi. - na twarzy Versany pojawił się złowieszczy uśmieszek świadczący o jej niecnych zamiarach - Niby mogłabym też ich wszystkich potruć ale to wcale nie pomoże wojowniczce, a i po co nam dodatkowy kłopot i poczucie oddechu na plecach ganiających po mieście strażników poszukujących tajemniczego złoczyńcy. - zachichotała nagle patrząc na młodego mężczyznę - A może ty masz jakiś pomysł jak tą sprawę załatwić. Chętnie posłucham.

- Wszystko zależy od rodzaju trucizny. - cyrulik podłapał temat na którym również się znał. - Trupi jad w jedzeniu czy coś na silne przeczyszczenie mogłoby zadziałać, ale jest ryzyko, że to samo podaliby wojowniczce, a to mogłoby drastycznie wpłynąć na jej rekonwalescencję. - zawyrokował. - Ale mógłbym ich odwiedzić chociażby pod pretekstem kupna dziegciu i zobaczyć czy przypadkiem nie natrafię na tą dziewczynę. Oferta profesjonalnej opieki mogłaby zadziałać. Czy poza tym, że jest jedną z nas, interesuje cię ona pod jakimś jeszcze względem?

- Hmmmm… - brunetka musiała chwilę zastanowić się nad pomysłem kolegi - Brzmi całkiem sensownie. Chociaż nie wiem czy nie byłoby lepiej gdybym to ja cię przyprowadziła przy okazji kolejnych odwiedzin u berserki. Zresztą póki co nie będę podejmować żadnej konkretnej decyzji. Poczekam na opinie szefa. - podsumowała niejako kwestie planów związanych z waleczną blond pięknością - Jeżeli zaś chodzi o twoje ostatnie pytanie. Co masz na myśli, gdyż nie bardzo zrozumiałam twoją sugestię? - postanowiła pociągnąć swojego brata za język by upewnić się czy aby na pewno chodzi im o to samo.

- Chodziło mi o to czy mamy w planach wciągnięcie ją do naszej grupy, czy robisz to tylko z osobistych pobudek? - wyjaśnił cyrulik.

- Naturalnie chciałabym wcielić ją w nasze szeregi. - odparła zgodnie z prawdą - Tylko byś widział jak się ona spisuje w boju. Myślę, że nawet dla Silnego byłaby nie lada wyzwaniem. - zachichotała na samą myśl jak to Norma mogłaby obić niewyparzony pysk osiłka - A i jeszcze jedno. Na koniec mam dość nietypowe pytanie? - rzuciła dość zagadkowe spojrzenie w kierunku swojego rozmówcy drapiąc się przy tym po głowie - Nie zrozum mnie źle ale czy znasz się na leczeniu zwierząt?

- Nie znam się na leczeniu specyficznych przypadłości i chorób zwierząt, ale anatomicznie nie różnią się one wiele od ludzi. W przypadku obrażeń fizycznych mógłbym pomóc, ale w pozostałych obszarach potrzebna byłaby diagnoza jakiegoś weterynarza.

- Jakoś kobieca intuicja podpowiada mi, że doskonale sobie poradzisz. - Ver przepełniał niewytłumaczalny spokój - Pozwól więc, że zaprowadzę cię do swojego pupila nim opuścimy krypę.

Brew cyrulika uniosła się w zdumieniu. Zwierzę trzymane na Adele nie mogło być zwierzęciem domowym ani gończym, bo trzymane byłoby bliżej domu.
- Mam nadzieję, że nie chodzi o jakiegoś szczura. - zażartował.

- Myślę, że Bydlak mógłaby poczuć się urażony słysząc te słowa. - odparła wyraźnie rozbawiona śmiejąc się głośno na koniec - Niech to będzie więc dla ciebie niespodzianką. - dodała tajemniczo.

Nie dane było im być zbyt długo tylko w swoim towarzystwie. Powoli zbliżała się pora zboru więc i ludzie miarowo nadciągali na krypę by wpierw zasiąść do wspólnego posiłku, którego aromat unosił się już w powietrzu skutecznie maskujące zapach stęchlizny a następnie przedyskutować wszystko to czego udało się im dokonać w minionym tygodniu apropos zadań poprzydzielanych im przez Starszego.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 27-09-2020 o 20:05.
Pieczar jest offline